Skocz do zawartości
Nerwica.com

Miłosierdzie Boże


drań

Rekomendowane odpowiedzi

Dla mnie to zwykłe stare pasztety, co sobie chłopa nie mogły znaleźć i zamiast siedzieć pod blokiem, wolały żyć na rachunek swoich owieczek w pięknym i spokojnym klasztorze poza miastem.

Do tego te ciągłe śpiewki ogólnie dla mnie ich słowa układają się zawsze w to samo:

''Ch&*j jestem sługą bożym wiem wszystko lepiej, ty jesteś nikim, złym człowiekiem, zabłąkaną owieczką ale ja ci powiem co zrobić być był cool

Nareszcie ktoś to powiedział :great:

Często ludzie zostają duchownymi tylko dlatego,że mają problemy emocjonalne(wlasnie dlatego potem okazuje się,że jakiś ksiądz za bardzo lubi parafianki lub nie daj Boże-jakże właściwe słowa w tym temacie,małe dzieci...),często dlatego,iż uważają,że związanie z Bogiem jest ich przeznaczeniem dlatego ponieważ nigdy nie zakochali się w kobiecie,bądż nigdy nie byli kochani.A teraz możecie po mnie jechać za moją opinie! :P

Często też ludzie zostają duchownymi bo chcą po prostu uciec od zycia,problemów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Inną przyczyną jest okultyzm, ezoteryzm, newage'owe nowinki: od wróżek po horoskopy, reiki i Silvę. Przyjechało też kilka „czarownic”. Większość z nich przeżyła tu dotknięcie Boga, trafiły do egzorcysty. etc"

buhhhhaaaaaaaaa... Odpadłem gdy to przeczytałem.

Tak to jest jak kościół chce mieć monopol na przeżycia duchowe/ duchowość. A ileż to jest przypadków katolików, podobnych sióstr zakonnych itp. cierpiących na depresje... często myloną, w wypadku tych ostatnich, z tzw. "syndromem niedopchania"

straszne, zasadne byłoby podać zindoktrynowane siostrzyczki wywiadowi psychiatrycznemu.

Zainteresowania o których mówią, to jednak jakieś zainteresowania, a ludzie naprawdę depresyjni raczej ich nie przejawiają, bo ta choroba związana jest raczej z apatią i brakiem energii i chęci na tego typu "wycieczki"...

Wszelkie pasje to raczej nadbudówka i większość zapracowanych ludzi w naszych realiach nie ma zwykle dość czasu na takie rzeczy. W Paryżu i ogólnie całej Francji np. mówi się, że każdy niemal jest prezesem jakiegoś koła zainteresowań, organizacji społecznej czy stowarzyszenia. A u nas... mizeria na tym polu raczej. Ludzie coraz częściej narzekają na samotność, brak samorealizacji, alienacje itp.

Kościół miałby zapełnić tą lukę i ułomność życia społecznego.. wątpię.

Może szeroko pojęta qultura: zamykane są prowincjonalne biblioteki, większość ludzi nie czyta nawet 1 książki rocznie, już nie mówiąc o wyprawie do teatru, galerii, czy innej "świątyni sztuki".

Z kin pozostały prawie same multiplexy serwujące amerykańską papkę o coraz gorszej jakości, oraz polskie komedie romantyczne, które już wielu wychodzą bokiem. Tzw "domy qultury" przestały już dawno spełniać swoje funkcje...

Praca - sa ludzie, którzy dobrze trafili i się jakoś spełniają, ale większość musi wykonywać czynności zupełnie niezgodne z ich predyspozycjami, niesatysfakcjonujące i często mechaniczne, wielu spotkało się z wyzyskiem, mobbingiem itp. niektórych meczy fakt braku możliwości awansu.

Dodając do tego stan polskich dróg, wszechogarniające chamstwo, podejście do obywatela i podatnika w rozmaitych urzędach.. tak, na tym tle to faktycznie "new age" jest prawdziwym deprechogennym problemem... :twisted: Szatan nie śpi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jak opętana dziewczyna ma taką siłę, że kilku mężczyzn nie jest w stanie jej utrzymać...?

 

Wtedy woła się Nortt'a, bo on lubi takie.

Już mam się śmiać, czy jeszcze chwilę poczekać? :roll:

Podoba mi się, swoiste śmianie na żądanie^^. Spokojnie wytłumaczę ci to jutro rano ;)

 

[Dodane po edycji:]

 

A ileż to jest przypadków katolików, podobnych sióstr zakonnych itp. cierpiących na depresje... często myloną, w wypadku tych ostatnich, z tzw. "syndromem niedopchania"

Leżę i kwiczę, hahaha syndrom niedopchania mnie zniszczył.

 

A do do alienacji braku samorealizacji, to trzeba przyznać Conrado31, że Polacy z roku na rok tracą duszę. Ludzie nie mogą się realizować, czytać książek, są zewsząd zalewanie kulturą masową z zachodu która zapełnia im tą lukę, wszyscy przez to, stają się hmm ''tacy sami'', żyją tym samym nudnym dniem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Asceza, izolacja, wyciszenie - to nie tylko zamknięcie się na świat zewnętrzny. To również otwarcie się na swoje wnętrze. Siostra z zakonu kościoła katolickiego, mnich z klasztoru buddyjskiego (bo prawie każda religia dostrzega w odosobnieniu i ascezie drogę ku duchowej wolności) w swym życiu mają właśnie dużo lepszą okazję niż my - zabiegani w naszej codzienności - studiować ludzką naturę, istotę ego, "mechanizm" popadania w grzech, powstawania negatywnych emocji czy np. pokus.

Dokładnie o to mi chodziło :)

 

Nie wiem jak wygląda życie w zakonie buddyjskim albo prawosławnym - w katolickim zresztą też, mogę się tylko domyślać ;), może w Kambodży albo Laosie też chłopcy uciekają od biedy i trudnego życia do zakonu buddyjskiego? Wg mnie tak jest, że sztywne hierarchie niszczą duchowość i to jest problem KK, ale to nie powód żeby od razu na samo hasło: kościół, katolicyzm, zakon, siostra, ksiądz rozpoczynać wielkie wrzucanie i narzekanie.

 

Zainteresowania o których mówią, to jednak jakieś zainteresowania, a ludzie naprawdę depresyjni raczej ich nie przejawiają, bo ta choroba związana jest raczej z apatią i brakiem energii i chęci na tego typu "wycieczki"...

Aha, spoko, a miałeś kiedyś epizod depresji? Ja miałam i powiem Ci, że za bardzo uogólniasz, bo są takie chwile, że konający brzytwy się chwyta i w przebłysku desperacji miałam ochotę na różne wycieczki. Nawet nie pytam co to znaczy "naprawdę depresyjny".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niezła jazda jest w tym temacie :lol: .Co do KK to miałem troche styczności z ludźmi którzy byli po teologii i przebywali w klasztorze czekając na święcenia czy coś w tym rodzaju.Niektórzy na prawdę byli wporządku ale większość to typowi karierowicze i cwaniaczki.Jeden z w/w "studentów" straszył mnie nawet kiedyś policją za to że niby usłyszał jak wypowiadam wulgarne słowo.Innym razem jedna z ich ekip pokazywała nam "fuck-i" jak mijaliśmy się gdzieś po drodze ot tak bez powodu i bez żadnej zaczepki z naszej strony.To i mnóstwo innych powodów złożyło się na to że z KK nie chce mieć nic wspólnego.

Ci którzy byli tam z powołania,uczciwi itp byli zawsze poniewierani przez pozostałą część ekipy.To samo jest wśród księży,zakonnic itp.

U nas się to tak niestety przyjęło że na wierze zbija się największy biznes.Kler nie pracuje,nie płaci podatków,żyje min z naszych pieniędzy i ciągle chcą więcej.Mnie to osobiście odrzuca i niedobrze mi się robi na samą myśl o tym.

Mam znajomego który mieszkał w Rosji i poznał troche duchownych z prawosławia.Ludzie Ci żyli tam bardzo skromnie i musieli normalnie pracować aby żyć.Nie mieli takiej sielanki jak nasze pasibrzuchy z KK i nie latali prywatnymi helikopterami jak co po niektórzy z naszych duszpasterzy ;) .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm może jeśli ktoś jest wierzący, to taki kontakt z naprawdę uduchowioną zakonnicą czy jakimś zakonnikiem mu pomoże. Odnajdzie wewnętrzny spokój, spokój ducha co pomoże mu uporać się z problemami, pobyt w takim miejscu da chwilkę wytchnienia, naładuje baterie....tylko wątpię czy to zadziała na ateistów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że jeśli ktoś jest wierzący i znajduje pociechę w modlitwie czy zwracaniu się do Tego na Górze, to "specjaliści" z zakonu nie są mu do szczęścia potrzebni. Zresztą do tego typu inicjatyw zawsze podchodzę z dużym dystansem i węszę w nich "robienie wody z mózgu" (hm, paranoja? ;) ). Natomiast modlitwa, wygadanie się w niej? Czemu nie. Mnie to pomaga, wyciszam się wówczas, jest mi jakoś lżej na sercu, choć w magiczny sposób moje problemy oczywiście nie znikają, bo to nie tak działa. Dale Carniege napisał, że modlitwa jest naturalnym lekiem uspokajającym/nasennym i coś w tym chyba jest, oczywiście dla człowieka wierzącego. Chętnie stosuję ;) Ale lecieć do zakonnic zamiast do psychiatry? O nie. Dziękuję, postoję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kirian, dlatego napisałam z uduchowionymi duchownymi. Nie z indoktrynującym mnie spasionym księdzem który chodzi na dziwki ( za przeproszeniem) tylko np z zakonnikiem który stara się mnie zrozumieć nie kładąc mi do głowy utartych schematów.

Ponoś tacy duchowni się jeszcze zdarzają ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

yans, możliwe że jest stereotypowa nie wiem co większośc myśli takie poprostu jest moje zdanie może nie potrzebnie je wyrazilem bo wiem jak delikatny jest temat religi ,wiary jeżeli w jaki sposób urazily Cie moje słowa to bardzo przepraszam . ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy w ogóle moje słowa dotrą do wypowiadających się tu co poniektórych znawców religii ale jedno sprostowanie buddyzm nie jest religią lecz sytsemem filozoficznym. To co przeczytałem o siostrach zakonnych zasadniczo mnie już nie razi, religia katolicka uważana jest czy chcemy czy nie za jedynie słuszną w naszym śmiesznym kraju. Trzeba trochę wysiłku intelektualnego i odwagi by powiedzieć że wszelkie religia to pokarm dla mas które żadko używają szarych komórek do tego by poznać Prawdę ... jak dla mnie religia daje ludziom jej potrzebującym nadzieję i jest oparciem. A zasadniczo jest idealnym narzędziem do manipulacji populacją ludzką. Strach przed śmiercią, chorobą, nicością - wypełnia Religia. Śmieszne jest to jak siostrunie zakonne wyrażają się o ludziach których tak zwana "dusza" choruje, bo depresja jest chorobą duszy czy wnętrza jak kto woli. A wracając do szkodliwości buddyzmu - nie ma takiej religii która pociągnęła by taką liczbę OFIAR jak religia katolicka. Została ona nam narzucona jeszcze przez naszych rodziców w akcie chrztu, potem w szkole na lekcjach religii pogłebiono niby wiarę. ITD, ale nie o tym miałem pisać. Przeciwnikom filozofii buddyjskiej pragnąłbym przybliżyć pewien aspekt buddyzmu, mianowicie na zachodzie powstała metoda leczenia nerwic i depresji metodą UWAŻNOŚCI która jest niczym innym jak przełożeniem filozfii buddyjskiej na grunt zachodni. UWAŻNOŚĆ - to potężna metoda przemiany. I jeszcze coś zaraz po próbie samobujczej udałem się do księdza po pomoc i wsparcie duchowe - i wiecie co, jedyne do czego ten kretyn był zdolny to mnie wyspowiadać. Przygotowanie czarnych jest żenujące. I tak trafiłem na Buddyzm, od 5 lat praktukuję. I wiecie co staje się inny, śmierć starość, choroby itp aspekty naszego życia stały się dla mnie czymś normalnym. Cały wszechświat którego jestem częścią posługuje się prostym prawem Przyczyny i Skutku. NIe muszę już składać rączek do bozi by prosić czy przepraszać. Bo jestem TU i TERAZ i jestem wdzięczny losowi że JESTEM. Uważność uczy żyć w właśnie w TEJ CHWILI, nie chrzani o niebie i piekle, nie ocenia, nie mówi że ciało jest be itd co często słychać w religii katolickiej - i niech sobie będzie KK tylko niech nikt nie mówi mi że to religia naszych ojców, że inne religie i filozfie są złe. Nie dziwne że KK gani EZOTERYKĘ - bo ona opiera się na intuicji i zmysłaach które każdy z nas ma, a które zostały uśpione bo lepiej manipuluje się tymi którzy są uśpieni i ślepo wierzą. Pozdrawiam wszystkich bez podziału na to czy jest katolikiem, gejem, lesbijką, kolorowym itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Religię katolicką do dzisiaj odbieram jako okrutny i podły szantaż - MUSISZ wielbić Boga, MUSISZ być z nim, albo będziesz się smażyć piekle przez całą wieczność, będą ci wypruwać flaki, ćwiartować i co tam jeszcze. Na myśl, że taki Bóg może naprawdę istnieć, bierze prawdziwa zgroza, i nie tylko mnie. Religijne szantaże dołożyły potężną cegłę w budowaniu mojej życiowej traumy. Przykład - jeśli za czasów gimnazjalnych miewałem myśli o daniu skutecznego odporu maltretującym mnie skur*wysyńskim kolegom z klasy, to właśnie religia skutecznie wybijała mi te myśli z głowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dobrze to ująłeś robertzkra.U nas niestety wszystkie religie są złe tylko "nasza" jest tą właściwą.Buddyzm zawsze mnie ciekawił,niestety nigdy nie zebrałem się w sobie aby się bardziej zagłębić i poznać go :(

 

Krzysiek - też to przerabiałem tylko że w podstawówce.Jeżeli ktoś Cię uderzy w jeden policzek to nadstaw mu drugi...(i tak czekaj aż zatłuką Cie na śmierć).Ze szkoły pamiętam jeszcze dobrze jak jeden z "czarnych" na religii straszył nas piekłem to z resztą było na porządku dziennym - mieliśmy wtedy po 7 może 8 lat.

Nie chce nawet o tym myśleć i szarpać sobie nerwów...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aha, spoko, a miałeś kiedyś epizod depresji? Ja miałam i powiem Ci, że za bardzo uogólniasz, bo są takie chwile, że konający brzytwy się chwyta i w przebłysku desperacji miałam ochotę na różne wycieczki. Nawet nie pytam co to znaczy "naprawdę depresyjny".

 

soulfly89,- no może nieco generalizuje. Tak miałem niestety dość ciężką deprechę i w takich sytuacjach nie chciało mi się nawet wstać z łóżka, chwycić za książkę, poczytać, nawet muzyka nie dostarczała żadnej przyjemności. Mogłem co prawda myśleć, ale potrzebowałbym jakiegoś guru chyba, żebym zaczął mieć jakieś religijne jazdy, które są z reguły przeciwieństwem depresji. Ciężko też było z analizowaniem faktów, czy zapamiętywaniem tego i owego. Stan ciężkiej depresji z założenia nie jest konstruktywny. Depresja bywa bardzo niszcząca.

Ale w niektórych stanach depresyjnych (lekkie depresje, stany obniżonego nastroju itp.) są oczywiście możliwe wycieczki o których mówiliśmy. Nikt jednak nie atakuje wtedy okultyzmu czy inszej ezoteryki, a raczej skłania się w kierunku medytacji i innych podobnych rzeczy. Choć najczęściej i głównie są to środki farmakologiczne, bynajmniej nie naturalne.

Co do buddyzmu to jak pisał robertzkra, nie jest to najzupełniej li tylko religia (w znaczeniu chociażby islamu, czy katolicyzmu) ale system filozoficzny o wielu znamionach metody terapeutycznej. Medytacja i joga to jednak jakieś drogi samodoskonalenia. Ja osobiście nie mam nic przeciwko poszukiwaniom duchowym, byle zachować troszkę zdrowego rozsądku.

 

Metoda UWAŻNOŚCI o której wspomina robertzkra, to pewnie to samo o czym pisze Anthony de Mello w "Przebudzeniu". Anthony, zresztą jezuita, znawca wschodniej duchowości, pisze o przebudzeniu przez pewien rodzaj samoświadomości, lub tez świadomości w ogóle. W każdym razie polecam lekturę, bo jest bardzo pouczająca. Opisuje w niej także swoje własne doświadczenia z działalności terapeutycznej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Religię katolicką do dzisiaj odbieram jako okrutny i podły szantaż - MUSISZ wielbić Boga, MUSISZ być z nim, albo będziesz się smażyć piekle przez całą wieczność, będą ci wypruwać flaki, ćwiartować i co tam jeszcze.

 

Pozwolę sobie na polemikę ;) To o czym piszesz jest niejako żywcem wyjęte ze Starego Testamentu. Trzymanie się tego istotnie może wywoływać zgrozę i dreszcze latające po plecach. Bóg - surowy, wymagający, wręcz bezwzględny wobec grzeszników. Nowy Testament pokazuje zupełnie inne oblicze Boga (moim zdaniem Jezus został do nas zesłany nie tylko po to, by zbawić ludzi, ale też po to, by złagodzić wizerunek Stwórcy - takie swoiste PR ;) ). W Nowym Testamencie jest mowa o tym, że Bóg ludzi kocha i im wybacza, a zbawienie jest możliwe nawet, jeśli się grzeszy. Jestem absolutnie przekonana, że jeśli ktoś jest ateistą, ale prowadzi dobre życie, to nie wyląduje w piekle - byłoby to bez sensu. Z kolei jeśli ktoś wierzy, ale grzeszy (błądzić jest rzeczą ludzką, tacy zostaliśmy stworzeni), to też nie oznacza, że jest skazany na potępienie. Żal za grzechy i postanowienie poprawy są kluczem - a nikt normalny chyba nie chce umyślnie robić krzywdy drugiemu człowiekowi, dla samej przyjemności znęcania się? Co do owego "nadstaw policzek"... Cóż, jako dzieciak nie jeden raz tłukłam się choćby z kuzynem, ale do dziś nie odbieram tego jako grzechu i to jeszcze ciężkiego, gwarantującego mi piekło. Wydaje mi się, że ów policzek odnosi się raczej do dorosłych, a nie do dzieci (te dopiero uczą się sensownego życia i trudno wymagać od nich przestrzegania wszelkich norm moralnych). Poza tym myślę, że "policzek" ma skłaniać do myślenia, refleksji nad tym, czy jest sens mścić się za krzywdy, czy też lepiej wybaczyć i nie zawracać sobie głowy tym, co złego nam się przytrafiło. Zauważcie ile czasu i energii zwykle tracimy na rozpamiętywanie krzywd, jak nas to zatruwa. O ile lepiej jest odpuścić, zapomnieć i żyć dalej? Chyba o to chodziło Jezusowi, a nie o przyjmowanie postawy zwierzątka ciągniętego na rzeź. Wybacz, żyj i daj żyć innym.

 

Na myśl, że taki Bóg może naprawdę istnieć, bierze prawdziwa zgroza, i nie tylko mnie.

 

"Taki Bóg" (zły, surowy, bezwzględny) - istotnie, można by spanikować. Ja wierzę w Boga przybliżonego przez Jezusa. Który przez palce spogląda na wyczyniane przeze mnie idiotyzmy i który mnie kocha. Takie myślenie daje mi pociechę zamiast przerażenia, a o to chyba koniec końców chodzi :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem absolutnie przekonana, że jeśli ktoś jest ateistą, ale prowadzi dobre życie, to nie wyląduje w piekle - byłoby to bez sensu.
Zbawienie jest z łaski Jezusa a nie z uczynków...

nie wierzysz w Jezusa - idziesz do piekiełka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zbawienie jest z łaski Jezusa a nie z uczynków...

nie wierzysz w Jezusa - idziesz do piekiełka.

 

Wciąż to do mnie nie trafia. Wiem, że jedno z przykazań mówi o wierze w Boga, ale nie oszukujmy się - przecież większość osób ma problemy z przestrzeganiem Dekalogu. Piekło by ich nie pomieściło ;P Poza tym Jezus chyba nauczał, że kochanie bliźniego oznacza też kochanie Jego samego. Nie jestem znawcą Biblii, w dużej mierze opieram się na własnych odczuciach i przekonaniach (za co swoją drogą raz dostałam nieźle po głowie podczas jednej ze spowiedzi). Wydaje mi się po prostu, że uczynki mają kolosalny wpływ na to, jak człowiek zostanie osądzony. W końcu całość sprowadza się do bycia dobrą osobą, do odpowiedniego postępowania (o czym mówi większość przykazań z Dekalogu). Nie sądzę, by szlachetny człowiek trafił do piekła tylko dlatego, że np. wychował się wśród ateistów i nikt go nie uczył miłości do Boga i wiary.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaintrygował mnie temat na tyle, że pogrzebałam nieco i znalazłam:

 

"„Wiara bez uczynków martwa jest” (Jk 2,26) Owocami wiary są miłość, pokój, cierpliwość, miłosierdzie, dźwiganie krzyża i życie według ducha. Prawdziwa wiara nie może obyć się bez uczynków."

 

"(...) i byli osądzeni, każdy według uczynków swoich." (Obj. 20,11-15)

"Podstawą sądu będą nasze uczynki. Podstawą zbawienia zaś jest Boża łaska" (Efez. 2,8-9).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawy temat szkoda że nie znajduję czasu żeby się dłużej wypowiedzieć, ale tak mi tylko w trakcie czytania wpadło (a znam się słabo na katechizmie więc mogę bredzić) że jeszcze pomiędzy niebem a piekłem znajduje się czyściec, więc to chyba tam trafiają Ci, co żyli przykładnie, ale się z Bogiem dogadać nie potrafili. Też bym musiał pogrzebać w tej materii żeby co konkretnego powiedzieć ale tak rzucam, może to dobry trop? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyśćca niema.

 

Pójdzie do piekła?
Wg adwentystów, żydów to dusza zostanie zniszczona bo w piekło nie wierzą. Wg protestantów pójdzie do piekła. Wg katolików chyba do czyścca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłam wczoraj na mszy o uzdrowienie, połączonej z egzorcyzmem... poszłam trochę z ciekawości, a trochę dlatego że już sama nie wiem co robić... nie spodziewałam się ze to będzie takie fajne przeżycie! Szłam w kiepskim humorze, rozstaję się z chłopakiem i po prostu mi się czasem żyć już nie chce... gdy zaczęła się msza, zrobiłam się bardzo zmęczona, senna... potem trochę odżyłam, kazanie było ciekawe, potem modlitwa o uzdrowienie i egzorcyzm wypowiadany wobec wszystkich. Czuję się teraz zupełnie inaczej, jak nowonarodzona - kiedy wyszłam z mszy, było już ciemnawo, mgliście, ale mi świat się wydał taki piękny!I czułam się zupełnie spokojna, taka uspokojona, tak jest do teraz.

 

Co do sióstr zakonnych, to chcę się do nich wybrać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ogólnie głupi tekst, fanatyczny wręcz, szczególnie linijka że przeważnie działa jakiś zły duch a prawdziwe depresje się rzadko zdarzają, nie wykluczam zupełnie, że są osoby mające kontakty z zjawiskami niewytłumaczalnymi, ale to mniejszość.

Z pewnością takie teksty bardziej zaszkodzą niż pomogą.

 

Twoja sprawa gdzie się chcesz wybrać, nie rób tylko ludziom gówna z mózgu którzy i tak już są ciężko przez los poszkodowani.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

trastornada, to chyba kwestia autosugestii... poszłaś na mszę, usłyszałaś coś i zaczęłaś w to wierzyć.. mózg od razu pracuje na zwiększonych obrotach... czujesz się lepiej...

to jest analogiczne do tego, jak się czujesz i co się dzieje, gdy usłyszysz złą nowinę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×