Skocz do zawartości
Nerwica.com

Miłosierdzie Boże


drań

Rekomendowane odpowiedzi

Wiara w siebie też jest poważnym zaburzeniem. W końcu nie istnieją żadne naukowe dowody, że nam się w przyszłości cokolwiek powiedzie. A nadzieja? To już jakiś zupełny odpał... ;)

 

A tak na poważnie i wracając do tematu, to (...)

 

Ze strachem czekałem aż napiszesz, że to żart :).

 

Wiara w siebie i nadzieja mogą wynikać z doświadczenia - sytuacji, w których myśleliśmy, że nam nie wyjdzie a wyszło, oraz ze zrozumienia, że jeśli jest jakaś szansa, a w nią nie uwierzymy, nie postaramy się i odpuścimy, to wtedy się nie uda na pewno.

 

Na to mamy więc dowody: z autopsji i z obserwacji innych. Ile razy beznadziejna sprawa okazywała się nie taka beznadziejna, jak się tylko jej na spokojnie i z wiarą przyjrzało?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A tak na poważnie i wracając do tematu, to nie wiara jest zaburzeniem, ale to, co z nią ludzie robią, do czego wykorzystują. Fanatyzm, zresztą jakikolwiek, nie tylko religijny jest zaburzeniem. Prowadzenie wojen, zabijanie, terroryzm w imię Boga, polowanie na ''czarownice'' i skazywanie je na śmierć w przeszłości, deklaracje, że będzie się bronić krzyża sprzed pałacu prezydenckiego, choćby to miało oznaczać przelanie krwi i poniesienie ''męczeńskiej'' śmierci dziś - to jest zaburzenie.

I to bardzo groźne zaburzenie. Tymbardziej groźne, że w ogóle w żaden sposób nie leczone...

 

No ,nie wpadajmy w ekstremalne nastroje .Nie jesteś mordercą ,terrorysta etc .W takim wypadku jeśli wierzysz,to Twoja wiara nie jest zła .

bardzo brak mi wiary w ..w zasadzie w cokolwiek w Boga w siebie w innych ludzi ..w lepsze jutro ..w takie tam banialuki .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boga stworzyli ludzie nie na odwrot i tu nie mam zadnych watpliwosci.

 

Celowo uzylem sformułowania 'stworzyli', bo dla miliardow ludzi on rzeczywiscie istnieje (cos w co tak silnie wierzysz staje sie dla Ciebie prawda).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boga stworzyli ludzie nie na odwrot i tu nie mam zadnych watpliwosci.

Na dwoje babka wróżyła ...Może to my stworzyliśmy Boga .Żeby błagać go o pomoc i zwalać na Niego winę za niepowodzenia .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak dla mnie wiara w Boga w ogólności nie jest zaburzeniem. To zależy na jakich "uzasadnieniach" opiera się dane wierzenie i jak się realizuje względem innych czynników , np. kulturowych. Rzeczywistość w której żyjemy ma zbyt wiele niewiadomych i jest zbyt skomplikowana , stąd idąc pewnymi ścieżkami poznania tejże rzeczywistości można dojść do wniosku, że istnieje Bóg ale również na odwrót że wcale go nie ma. Także sam czynnik występowania wiary w Boga przy obecnym stanie poznania świata raczej o niczym nie świadczy, może za to predysponować do jakichś zaburzeń, takich jak np. nerwica eklezjogenna. Osobiście przez wiele lat trzymałem się wersji , że Bóg istnieje , teraz jestem agnostykiem i zbliżam się do ateizmu ,ale każde z tych stanowisk jest wyrazem mojej intelektualnej podróży po argumentach za i przeciw wierze w Boga, a nie efektem zaburzeń.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja przyznam że czasem żałuje że nie wierze w Boga bo podejrzewam że wiara chroni albo chociaż pomaga się uporać z depresją.

 

Zgadzam. Powiem nawet WIECEJ : znam ludzi co maja naprawde niezly DAR wiary i bardzo im to pomaga w zyciu i czesto sa to naprawde swietni i dobrzy ludzie ( NIE MYLIC z dewotami co klepia pacierze a jak sie im nadepnie na odcisk to moga "zabic").

 

 

Ja jestem na etapie checi wiary.

 

Ja bym bardzo chcial miec dar prawdziwej wiary.

 

Moze kiedys go zdobede.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Heh,mam to samo.Wiara jest naturalną potrzebą czlowieka-i zawsze bardzo pargnęłam to poczuć,zawierzyć czemuś,wiedzieć,że istnieje coś czego nie widzę,ale mogę się na tym zawsze oprzeć-i nic tego nie zmieni.Im bardziej dorastam,tymbardziej widzę jakie to wszystko kruche i ulotne,jak dobrze byloby miec coś stalego,Na Zawsze,jakies przekonanie o tym,że ktos na mnie patrzy,chroni,opiekuje się mną,nawet gdy ja tego nie widzę.Ludziom wierzącym jest łatwiej przyjąć pewne rzeczy,pogodzic się z nimi..no i zawsze mają się do kogo zwrócić.Niestety ludziom malej wiary takim jak ja pozostają tylko tabelki,wykresy i badania.Za malo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere,

 

Tak, wiara , potrzeby duchowe, obrzedy itp sa naturalna potrzeba ludzi.

 

Ja np. pomimo, ze nie jestem (jeszcze) mocno wierzacy to lubie chodzic na msze itp.

 

Wierzacy mocno- maja lepiej i czesto latwiej.

 

 

Co do ateizmu - to niestety nie jestem przekonany do tego. Zreszta zdecydowana wiekszosc ateistow jakich znam to źli, zawistni ludzie (oczywiscie wiadomo, ze to nie regula).

 

Jednakowoz jak dla mnie z ateizmu nie wynika nic pomocnego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zreszta zdecydowana wiekszosc ateistow jakich znam to źli, zawistni ludzie

Taaaa? Ja tak odbieram nawiedzonych katoli. I co Ty na to? Bo chyba nie bedziesz sie upieral, ze nie mam racji?

 

Czemu sie denerwujesz :) ?

 

Nawiedzoni katole to bardzo czesto zli ludzie, zgadzam sie i nie bede ich bronil. To jest wlasnie roznica.

 

Natomiast ja podalem przyklad zgodnie z prawda jak wynika z mojego doswiadczenia.

 

Znam bardzo wielu beznadziejnych ludzi, ktorzy uwazaja sie za (czesto) mocno wierzacych , ale znam tez sporo dobrych ludzi wsrod chrzescijan.

 

Natomiast sondujac calkiem niezle poszczegolnych ludzi z moich znajomych (przewaznie mlodzi ludzie do 30., grupa z obu studiow + masa innych bedzie dobre kilkadziesiat osob) to jasno moge powiedziec, ze ateisci sa bardzo zacietrzewieni na wierzacych (wiare dziecinnie latwo obsmiac) , nie maja zasad moralnych i dobrego obyczaju w biznesie (coz tak sie akurat zlozylo). Wiadomo, ze sa dobrzy ludzie wsrod ateistow , ale wedlug mnie jest ich mniejszosc (choc moze sie myle -mam nadzieje, ze moje negatywne doswiadczenia to tylko przypadek).

 

Natomiast nawiedzeni dewoci to mniejszosc wsrod tak naprawde wierzacych, ale fakt , ze oni sa tragiczni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Doświadczyłem tego, że kiedyś byłem wierzący a teraz nie jestem i przyznam , że w pewnym momencie życia wiara dużo mi dała abstrahując od tego czy ta pomoc była rzeczywistą zasługą Boga czy też nie. Pewne fakty związane z religijnością po prostu dały mi odetchnąć w tym zaburzonym świecie myśli w którym się znajduję. Możliwość oddania się modlitwie i posiadanie przekonania, że nawet gdy już swoimi rękoma nie można nic zrobić , to chociaż wolą poprzez Boga można działać i nie być bezradnym to było naprawdę coś wielkiego. Tak samo miała się rzecz z uporządkowaniem w sferze metafizycznej i nadaniem sensu życia swojej wędrówce po Ziemi w czasie gdy było się ciężko doświadczanym problemami. Wiara, że po śmierci będzie lepiej bardzo umacniało i w ogóle te wszystkie wartości związane z miłością, prawdą itd. to i teraz ma na mnie głęboki wpływ. Niestety jak wszystko, także i bycie wierzącym miało swoje dwie strony medalu. Ciągle mi coś z tą wiarą nie pasowało, multum pytań i brak sensownych odpowiedzi ze strony wierzących wprowadzały w dysonans moje bycie katolikiem. W końcu po zdobyciu odpowiedniej wiedzy nabrałem przekonania, że najodpowiedniejszym w moim przypadku będzie stanie na stanowisku agnostyka. Może inni ludzie , którzy wierzą , wiedzą coś więcej ode mnie na temat wiary. Coś co ich święcie przekonuje o tym by przy niej trwać. Mnie natomiast przekonuje agnostycyzm i nie wiem może pojawi się kiedyś argument, którzy przeważy szalę na rzecz powrotu do wiary. Póki co jednak bliżej mi do ateizmu. Z mojej perspektywy ta ścieżka wydaje się być słuszna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja przyznam że czasem żałuje że nie wierze w Boga bo podejrzewam że wiara chroni albo chociaż pomaga się uporać z depresją.

 

Mam tak samo, czasem brak mi takiego punktu odniesienia ,takiego "czegos "

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Św. Franciszek z Asyżu wycierpiał dużo z powodu demonów. Jak podaje Tomasz z Celano, jego 30

pierwszy biograf, Biedaczyna zalecał swoim braciom radość duchową jako antidotum przeciwko wpływowi diabła. Franciszek stwierdzał, że radość duchowa jest najlepszym środkiem przeciw różnorakim podstępom i zasadzkom nieprzyjaciela. Mówił bowiem: „Diabeł raduje się przede wszystkim wtedy, kiedy może ukraść słudze Boga radość ducha. On nosi pył, który usiłuje rzucić w szczeliny świadomości, chociażby małe, i w ten sposób splamić czystość umysłu i czystość życia. Ale – kontynuuje – gdy radość ducha napełni serce, nadaremno wąż usiłuje wstrzyknąć swój jad śmiertelny. Demony nie mogą wyrządzić szkody słudze Chrystusa, gdy go widzą święcie wesołego. Gdy natomiast duch jest melancholijny, zmartwiony i płaczliwy, z całą łatwością albo zostaje zwyciężony przez smutek, albo jest porwany w lekkomyślnie radości”. Tomasz z Celano mówi dalej: „Dlatego Święty starał się trwać zawsze w radości serca, zachować namaszczenie ducha i olej radości. Unikał z największą troską melancholii, najgorszej z wszelkiego zła, i uciekał się do modlitwy, jak najszybciej było to możliwe, gdy tylko odczuwał w sercu jakiś objaw melancholii”92 .

Św. Tomasz z Akwinu podaje trzy środki, które pomagają nam odeprzeć ataki Szatana: radość duchową, żarliwą modlitwę i pracę wykonaną w duchu wiary. „Radość duchowa uzbraja człowieka przeciw Szatanowi; chwała Boża jest siłą, która przyczynia się bardzo do odparcia diabła. (...) Praca dobrze wykonana usuwa próżniactwo, właściwy teren do działania demonów”93 .

Czy nie jest interesujące stwierdzenie wielkiego znaczenia przypisywanego roli radości duchowej w walce przeciw Szatanowi przez dwóch gigantów świętości, tak różnych jeden od drugiego, jak święty Franciszek z Asyżu i św. Tomasz z Akwinu? Gdy jednak zastanowimy się nad tym dobrze, to nie zdziwimy się tą zbieżnością. Święci, wszyscy święci, nie są może poruszeni przez tego samego Ducha, niewyczerpane źródło głębokiej radości?..."

 

http://odnowa.diecezja.waw.pl/download/Idz%20precz%20szatanie%20-%20G.Huber.pdf

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Temat jest jak sądzę mało znany, a może głośno się o tym nie mówi, a może jestem sama na świecie...Muszę o tym napisać, bo nie potrafię sobie poradzić...

Mam 25 lat, od 8 lat walczę sama ze sobą ale i z rodziną też... Może pokrótce napiszę o co chodzi...W rodzinie( tj. mama, tata, siostra i ja) byliśmy ze sobą zawsze bardzo blisko. Ale wszystko się spieprzyło...Mając 18 lat zrezygnowałam z religii, w której mnie wychowano, w której wzięłam chrzest. Chciałam iść własną drogą. Pierwsze kroki były nieporadne, sama się krzywdziłam, paląc, pijąc, ćpając, imprezując itp( chyba tak zwany wiek buntu..) Przez 1 rok rodzice nie odzywali się do mnie, nie zauważyli, że chodzę naćpana, że albo nie jem przez tydzień albo wiecznie wymiotuję w toalecie...Nawet wtedy gdy zaszłam w ciążę i poroniłam moja mama stwierdziła, że dobrze się stało-może rzeczywiście patrząc z perspektywy czasu,ale oczekiwałam choć trochę czułości w takich momentach od własnej matki.. Poznałam chłopaka, wyjechałam do Anglii, mieszkaliśmy 3 lata ze sobą ,zaręczyliśmy się, choć oboje w ogóle nie byliśmy na to gotowi..I wtedy, mieszkając już w Polsce zaczęłam wstawać wiecznie zmęczona, rozdrażniona..Nie wiedziałam o co chodzi, piłam witaminki, itp.Ale mój stan się tylko pogarszał, tak mijały m-ce, ledwo wstawałam do pracy..Lekarz stwierdził depresję i lęki, miałam też psychoterapię,zaczęłam pić leki. W zasadzie po 2 m-cach czułam, że wracam do życia, podjęłam też ważną decyzję, którą wcześniej ograniczały moje lęki- zerwałam zaręczyny i wyprowadziłam się. Zaczęłam nowe życie. W międzyczasie kontakt z rodzicami był, że tak określę: "znośny". Czasami się widywaliśmy, było ok,ale bez fajerwerków. I wtedy poczułam, że brakuje mi też spraw duchowych, zaczęłam znów powoli powracać do tej religii...Nawet nie wiem kiedy to się stało. Rodzice stali się zupełnie innymi ludźmi...Siostra zaczęła się odzywać...Mogę liczyć na ich wsparcie, są ciepli i wspaniali, ale nie daj boże gdybym znów chciała odejść z tej religii...

Depresja atakuje mnie wtedy gdy robię coś wbrew sobie i tak jest teraz. Od czasu gdy mnie "przyłączono" do tej religii mam wrażenie, że to wszystko dla rodziców, wszystko mnie drażni i płaczę bezsensownie znów do ścian..

Czy ktoś z Was może przeżył podobną sytuację?Jeśli tak to proszę napisz...

Tak się w ogóle zastanawiam czy to jest w ogóle zrozumiałe dla Was ...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak się w ogóle zastanawiam czy to jest w ogóle zrozumiałe dla Was ...?

No ja powiem szczerze ze dla mnie nie.

 

Bo to sa sprawy intymne, ze tak powiem, stricte osobiste, a nie rodzinne. A przynajmniej takie byc powinny w moim odczuciu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Według mnie naucz się odróżniać swój głód ducha od tego drugiego-ludzkiego pragnienia akceptacji osób bliskich(zaspokajanego przez spełnianie ich oczekiwań).

Zaspokajanie tego pierwszego wyzwala,daje pokój i radość,a zaspokajanie tego drugiego-przeciwnie,zabiera wolność,daje złość i depresję.

I mów: Robię to dla Boga,nie dla was!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za kilka postów...

Anakonda... nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało.. Trochę się wczoraj poryczałam, bo sprawy znów wymykają się spod mojej kontroli.. Rodzina zawsze była dla mnie czymś najważniejszym i nie potrafię tego pogodzić...Dlatego "wróciłam" do tej religii, żeby mieć z nimi lepszy kontakt i być po prostu szczęśliwszą równocześnie.

Pytacie jaka to religia...Nie chciałam o tym pisać, bo zaraz usłyszę same negatywy, co mnie wnerwia, bo ludzie wiecznie żyją na plotkach i domysłach innych, na przekręcanych faktach. Ale ok, napiszę Wam- to świadkowie jehowy.

Ta religia ma to do siebie, że mają konkretne, twarde zasady oparte na Biblii. Jeśli ich nie przestrzegasz- typu- palisz, ćpasz- nie szanując swego zdrowia- jesteś wykluczany. Proszę tylko powstrzymajcie się od negatywnych komentarzy na ten temat, bo już mam ich dosyć :smile: W każdym razie właśnie w wieku 18 lat zaczęłam palić, a tak w ogóle już miałam dość noi zostałam "odłączona". Przez 8 lat żyłam sobie na luzie w żadnej religii nie byłam, nie powiem że jakoś specjalnie szczęśliwie, ale po swojemu, doświadczając wszystkiego tego, co wcześniej było zabronione..

Teraz mieszkając sama poczułam, że jednak czegoś mi brak...W sensie duchowym...W kościele byłam kilka razy, ale to absolutnie nie dla mnie. Tak samo byłam na spotkaniach u ewangelików, zielonoświątkowców, ale nic z tego nie ujęło mojego serducha. Więc poszłam na zebranie do świadków jehowy. Z początku było wspaniale, ale teraz czuję się coraz gorrzej. Wydaje mi się, że problem w tym, iż nie potrafię oszukiwać, nie kręci mnie być w jakiejś religii tylko na papierku albo teoretycznie, są to dla mnie ważne sprawy.

Mam wrażenie, że muszę się pogodzić z tym, iż nigdy nie będę taka, jaką chcieliby moi rodzice..Ale cholernie trudno z tym mi żyć..

Zapytałam w 1 poście czy to rozumiecie chociaż troszkę, bo chyba może mnie zrozumieć w 100% tylko osoba, która przeżyła dokładnie to samo..Mimo wszystko bardzo dziękuję za wszystkie posty, jesteście wspaniali!

Życzę smacznej porannej kawki :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak podejrzewałam, niestety....o ile wiem, w zgromadzeniu świadków panują takie zasady, ze jeśli ktoś występuje z kościoła to reszta ma go unikać, przestać się z nim spotykać itd.

Ja sama nie dam ci żadnej rady, bo uważam, że problem jest głęboki, zaczynasz działać wbrew sobie, szukasz ciepła rodzinnego i miłości i tylko dlatego wróciłaś do religii. Która sama w sobie cię przytłacza i czujesz, że to nie to.

Ja bym radziła znaleźć dobrego terapeutę i rozpocząć sesje....

 

El Chupacabra, dla kogoś kto w Boga nie wierzy religia jest takim właśnie ograniczaniem innych celem podporządkowania sobie ich. Nie wiesz, ze jak się ludzie boją to łatwiej nimi sterować ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiesz niezapominajka, że ŚJ są uważani za sektę? P ŚJ to najbardziej ograniczająca życie religia związana z chrześcijaństwem:

- Masz się słuchać ciała kierowniczego

- Nie możesz czytać książek innych religii

- Nie możesz czytać i wypowiadać się na forum anty ŚJ bo zostaniesz wezwana na dywanik

- Zakaz transfuzji krwi. Jak będziesz miała dziecko chore na białaczkę to pozwolisz mu umrzeć bo tak sobie Strażnica zarządziła, omylni ludzie?

- Uważają się za jedyno zbawczy kościół

- Ogłaszają bez przerwy fałszywe daty końca świata - Tylko Bóg wie kiedy będzie koniec świata bo te słowa są zapisane w Biblii a mówisz, że SJ się trzymają mocno Biblii.

 

W wyznaniach protestanckich ewangelicznych też się wyklucza alkoholikow, narkomanów jeśli żyją w nałogu i nie mają zamiaru się poprawić.

 

A jeśli chcesz całkowitego zakazu tytoniu, alkoholu i innych używek to wstąp to adwentystów dnia siódmego ale oni też nie piją kawy, nie jedzą wieprzowiny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×