Skocz do zawartości
Nerwica.com

juz

Użytkownik
  • Postów

    325
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia juz

  1. juz

    Co teraz robisz?

    LOLOL Dostałem za swoje. Wiec napisze jezcze tylko że wale wale konia i juz o niczym nie mysle. Nawet o debilu ktory wymyslil ten watek...Oczywiscie konia nie wale i nie walilem.... aae ten watek na 100% zalozu7l debil. Jeszcze napisze ze huj w dupy moderatorom i jak mnie nie zbanujecie przez nastepne 3 h i nie wytrzezwieje to tak wam dojebie ze sie posracie
  2. juz

    Co teraz robisz?

    Wale konia i muysle jak huhowy jest ten watek.
  3. juz

    nasze wspomnienia z lat 90

    [videoyoutube=rbeKRGQaY1E&feature=related][/videoyoutube] Nba to była podstawa. [videoyoutube=7rKMiORMV4Q&feature=related][/videoyoutube] Tego kolesia nienawidze do dziś. Pamietam jak przez niego bałem sie chodzić do piwnicy po ziemniaki [videoyoutube=Qv1mG7yUeUA][/videoyoutube] [videoyoutube=5PFW3a5VdNc&feature=related][/videoyoutube] Robin z sherwood to tez klasyk. [videoyoutube=4E2kuNumhM0&feature=related][/videoyoutube] Z bajek to lubiłem to
  4. juz

    Terapeuta

    Dziś zacząłem nawijać o moich wątpliwościach związanych z terapią. Wydaje mi sie, że ona za bardzo nie działa itd... a jednoczesnie mam wrazenie, że mojej terapeutce to specjalnie nie przeszkadza. Ona robi swoje i jest cierpliwa, jednak ja nie wiem jak długo ma to trwać i czy ma to sens. Potem zapytałem o kwestie superwizji. Jest kamera w pokoju i spotkania są nagrywane. Sam nie wiedziałem o co zapytać i o co mi chodzi, ale zapytałem czy ktoś to ogląda, czy to cos daje itd... i w tym momencie terapeutka sie zakłopotała i nie wiem jak to okreslić, troche tak jakby jej sie głupio zrobiło. Więc o tym tez powiedziałem. Przyponiałem sobie te sytuacje, które tutaj opisywałem wcześniej i powiedziałem, że mnie to troche zastanawia. Ze czuje sie jakbym musiał byc ostrożny i jakbym zrobił cos złego, czy cos w tym stylu. Powidziałem, że mam wrażenie że ona jest czasem jakby spieta i zakłopotana. Ze to dla mnie kłopot, bo jak mam sie otworzyc skoro sytuacja wydaje mi sie czasem napięta i ja za bardzo nie wiem o co chodzi. Zastanawiam sie i kombinuje, że ona może tak reaguje jakby empatycznie rezonujac ze mną. Ze może ja tak na nią wpływam i moje zdenerwowanie it... Takie bzdety gadałem, jednak mowiłem że ta sytuacja jest dla mnie zagadkowa. Oczywiście ona cały czas odwracała kota ogonem i pytała"jakie to ma dla pana znaczenie?" "czemu czuje sie jakbym musiał uważać i czemu czuje sie odpowiedzialny za jej reakcje?" " Co czuje jak o tym mowie". Tak jakby mechanicznie robiła terapie. Nie wyobrażam sobie ominięcia tego tematu, a ona powiedziała że na ten temat nie bedzie rozmawiać bo ja płace za moją terapie nie jej. I ona tak własnie działa/ Robi terapie. Przyszedł by gadający pies zrobiłaby terapie. Przyszedł by ktoś zdrowy zrobilaby terapie Zaczeło mnie to wkórwiać i mówie, że rozumiem że to moja terapia i nie chodzi mi o to, żebroztrząsać jej stany i emocje. Chodzi mi jednak ogólnie o atmosfere i można ją oczyścić mowiąc na ten temat. Denerwuje mnie takie stawianie sprawy. Albo zadam pytanie i ona sie gapi. Nie odpowie. Nie powie że nie odpowie. Nie powie, że nie odpowie bo to i tamto... Zawsze ma być o mnie. W koncu ona coraz bardziej sie spinała, az na koniec zaczeła nieskładnie mowić. Ja znowu specjalnie patrzyłem w bok, żeby udac że nie dostrzegam jej zdenerwowania. Powiedziała że jesli mnie takie rzeczy interesują to ona mi proponuje warsztaty zachowan interpersonalnych... 600 zł-1000zł cena. Tak jakby chciała uciec od tamatu i oświadczyła że " chyba jeszcze o tym panu nie mowiłam, ale mozna na tem temat porozmawiac w grupie...". Kurwa mać! huj z tego?! To nie jest wyjscie do kina. " Moge porozmawiac w grupie. Pewnie że moge, ale co ma mi to dać. W grupie nie zapytam czemu ona sie denerwuje. Chodze kilka lat, a ona ni z gruche ni z pietruche wali takie coś. Na samym początku mówiłem, że może byłaby pomocna terapia grupowa i oczywiście nic nie powiedziała. ja sie nie znam, nie wiem jakie działania mam podjąc. A ona teraz wali mi że jest grupa. Ogólnie jest to dla mnie troche dziwne. Przychodze z problemem i ona mowi że mam sie otworzyć... jak mam to zrobic skoro najwyrazniej ona też nie jest emocjonalnie przejrzysta i szczera. Teoretycznie łatwo gadać, ale wychodzi na to, że ona ma podobne kłopoty co ja. Wiec nie wiem jak to ma wyglądać. -- 04 mar 2011, 11:54 -- Widze, że brak odzewu więc zadam inne pytanie. Ten temat mnie interesuje bo musze podjąc decyzje. Jesli to jest terapia psychodynamiczna( czyli praca na emocjonalnej relacji). Czy to nie jest duza przeszkoda jesli ja czuje, że nie moge czuc sie swobodnie i że ona tez sie swobodnie nie czuje? Jest ciągła gadka,że mam sie otworzyc, że moge te złe mechanizmy odwrócić, ale muszę jakby uwolnic emocje. Jednak nie można tylko na mnie zrzucac odpowidzialności za taka sytuacje. Jesli ja czuje, że sytuacja jest napięta i ten co ma niby byc specjalista i ma mi pomagac nie potrafi takiej pozytywnej atmosfery wytworzyć to jak to ma wygladac? Ja czuje że ona sama nie jest do konca otwarta. Mam wrażenie, że temu terapeucie jakby zalezy na moim otwarciu, ale z pobudek "egoistycznych". Bedzie zadowolony jesli sie uda. To nic złego, ale jesli wezmie sie pod uwagę fakt że płace za to z własnych ciezko ugranych pieniedzy, że kolejne lata mijają. To fajnie by było gdyby to miało sens. Ja nie wiem co znaczy dobry terapeuta. Nie wiem czy terapia przebiega prawidłowo, czy nie. Mam wrażenie że dla tego terapeuty, to moge chodzic nastepne 10 lat na terapie i wszystko bedzie ok. "Jest problem i my nad nim pracujemy" "terapia jest ekstra"... nie wiem co mam zrobic i co mam mysleć. Jakbym 100% odpowiedzialności za ta terapie ponosił ja. Rozmawiałem też z psychologiem klinicznym i powiexiał że w zasadzie to terapie psychodynamiczne mają słabe wyniki. Czuje że ta sprawa musi sie rozwiązać. Ta atmosfera nie może być taka, ale z drugiej strony juz mam opory przed podjęciem dyskusji. Ona nie chce gadać i ja czuje, że jakbym trafiał w jej czuły punkt i że musze być ostrożny i obchodzic sie jak z jajkiem. To jest bez sensu. Jednoczesnie jak wczesniej chciałem terapie konczyć, to ona mowi że ja uciekam, że najwyrazniej zaczynam sie otwierać i chce sie wycofać. -- 04 mar 2011, 12:19 -- To jest dziwne. 3 razy chciałem konczyć i zawsze ona wtedy sie spinała i coś kręciła i jakos decydowałem, że jednak nie koncze, że jeszcze dam sobie szanse czy cos takiego. Ona zawsze mnie zamyka z moimi wątpliwosciami w te ramy terapeutyczne. Interpretuje wszystko od mojej strony "jak ja sie czuje" "co czuje" "jakie to ma znaczenie" itd... Jednak ta sprawa jest inna. Tu chodzi o ogólną atmosfere. Nie wiem czy mozna ja oczyscic jesli bede mowił o uczuciach z tym zwiazanymi. Co to da jesli potem tak bedzie znowu, znowu, znowu? Terapia terapią od strony technicznej i wiedzy. Jednak tu chodzi o relacje miedzy ludzmi. Najpierw jestesmy ludzmi, potem terapeuta klient. Ona najwyrazniej nie ma zamiaru tego brac pod uwagę. Ona widzi że nasze relacje sa podobne jak relacje moja matka i tyle. Na tym sie skupia. Jednak jakby zupelnie nie było relacji ja jako ja i ona jako ona. W tej relacji jestem tylko ja, a jej jako osoby jakby wogóle nie było, albo jakby to nie miało znaczenia. Jesli ona tak do tego podchodzi to chyba jej przypierdole nastepnym razem, albo rozjebie stolik. Zawsze jestem spokojny, wycofany i staram sie nie kłucic itd... ale to mnie wkórwia. To jest skrajnie nie poważne i dziecinne. Tak jakby to była zabawa, albo coś zupelnie błachego. Jakby walneła klocka na dywan i ja bym powiedział że mi to nie pasuje i ciezko bedzie mi sie otworzyć, to ona by pytała czemu?" Jakie to ma znaczenie", tak jakbym rozmową na temat własnych odczuc mógł zmienic swoje nastawienie i sytuacje oczyscić. Jesli ona nie dostrzega, lub lekceważy swoje indywidualno-ludzkie braki to to jest niepoważne. To to jest chyba zły terapeuta. Przeciez nie kazdy co ma porobione kursy, skonczone studia moze być terapeutą. Ona sie jąka i spina i może to nic takiego. Ale tyle czasu stoje w miejscu, nagle mowie co mi przeszkadza. Mowie że czuje że musze sie wycofać w takich momentach. Czy tarapeuta bierze odpowiedzialnosc, tylko za swoj warsztat? Czy jesli trafi do niego ktoś kto ma słaby kontakt z własnymi emocjami, ciezko mu podejmowac decyzje. Jesli bedzie tarapia i terapeuta widzi, że cos jest nie tak, że atmosfera jest zła, terapia nie dzie dobrze, że może popelnia bledy i że klient może sie nie otworzyć itd... to czy on ma to w dupie?! Robi terapie i już? To wszystko odpowidzialność klienta? Przeciez są osoby posyłane na terapie przez rodziców. Jesli są zaleknione i wycofane to mozna jes trzymac w nieskonczonośc. Potem powiedziec że terapeuta robi swoje, a przecierz decyzja należy do klienta i rece umyte. To troche tak jakbym poszedł do lekarza bo boli mnie głowa. Myle drzwi i trafiam do chirurga od nóg(czy cos tam) i on robi mi operacje nogi bo to potrafi. Robi i nie bierze odpowiedzialnosci. -- 04 mar 2011, 12:30 -- Walne jeszce coć. Robi sie powoli pamietniczek. Kwestia superwizji. Kazała mi podpisać jakieś gówno, że godze sie na superwizje. Korzysci dla niej i dla mnie itd... Zapytałem czy ktos to ogląda i ona tak zmieszana kiwneła głową i zaczela zmianiać temat. Albo nikt tego nie ogląda (może to sie ogląda po pół roku, nie wiem. Jednak wtedy dla mnie to ma skutki znikome). Watpie zeby mnie okłamała i że wykorzystuje to dla jakis innych celów, ale coś kręci. Cos kręci i czegos nie mowi. Ja to widze i mowie że ciezko mi sie otwierac jesli coś takiego dosztrzegam i zaczynam kombiować podejrzewać itd... Czy to nie jest jesj błąd. Jej wina. Czy ona nie ponosi odpowidzialnosci za takie zachowania i pozniejszą atmosfere? Jak na początku powiedziałem, że zapomniałem pieniedzy. Ona oczywiscie widzi w tym podszyta intencjonalnie-emocjonalnie działalnosć( jakis opór czy nieswiadomy sabotaż terapi) i pyta, co w związku z tym czuje. Co o tym myśle. Mnie to na wpół smieszy i irytuje i mowie, że skłamałem. Że wcale pieniedzy nie zapomniałem, tylko wypłacam je 5-6 z konta internetowego itd... itp... To jest kurwa otwartość! Ona w takiej sytuacji wyglada jakby miała zrobić w gacie, i jakby szybko chciała znależc wyjscie z sytuacji, zmieniając temat. To nie jest szczerość i otwartośc! Jesli nikt tego nie oglada na bierząco to przecież nic złego. Ale ona kombinuje i sie spina. Może powodem jej zachowania jest cos innego, ale coś kombinuje. Ona bierze odpowidzialność za sytuacje, a nie moje emocje z ta sytuacja związane
  5. z punktu widzenia fizyk? czy receptorów ? Wybierz sobie. Zadaje ci pytanie " Czy kolor istnieje" . Teraz licze na odpowiedz. Jesli chodzi o kwestie Boga idzie wan bez problemowo, nie słyszałem o takich pytaniach czy wątpliwościach. Jak pokazuje pierwsza odpowiedz, naturalnym jest uznanie koloru za fizycznie obecny. Gdybym nie napisał tego wyjasnienia to wogóle pytania by nie było. Ja podobnie traktuje kwestie Boga. On istnieje, choc ontologicznie go nie ma. Dla was to nie ma znaczenia. Zycie duchowe to kwestia poznawcza. Jest to rozwój funkcji poznawczych. Intelekt+intuicja. Intelekt mówi że Boga nie ma i to jest prawdą. Intuicja mówi że Bóg istnieje i to też jest prawdą. -- 05 mar 2011, 00:43 -- ???? Gdzie jest zajebiscie smieszno głowo inteloigento racjonalno ogarniająco rzeczywsiteoś huj z maslanki??!?!!? Na tego debila liczyłem a on jebnął pytanie i zniknał. Co sie dzieje???!?!@ maslanko??!!? Jest5res dyzurnym ateistyczno uposledzonym debilem. Odpisałem wiec gdzie jetes???!/!? 'C o jest do korwy nedzy??!? Czy ta banda intelektusalnuch eunuchow wychodzi z nory jak widza kpogos z kim sobie moga jaja oblizać?! Mam napisać cos co podbuije wasz swiartopoglą?!?!? -- 05 mar 2011, 00:44 -- Mierzrzmmy sie4 scierwie z głowy!!!
  6. No tak. Ale naukowcy potwierdzili, że jest on zielony tylko w twojej głowie. Przedmioty jako takie nie maja koloru. Kolor nie jest cechą czerwonego krzesła w moim pokoju. Kolor to wrażenie. No więc istnieje czy nie? Lub czy można powiedzieć, że nie istnieje?
  7. No pewnie, że istnieje, choć istnieje tak samo jak np: kolor zielony. Uważacie, że kolor zielony istnieje? Lub że kolor na waszych scianach istnieje?
  8. juz

    Gdzie jest Vi.?

    Ja moge powiedzieć, że bede na pewno miał to na uwadze. Moge napisać, że jest mi głupio i na pewno bym nie walił lolów, gdybym wiedział że tak sie to skonczy i że kogoś moge urazić. Jednak nikt sie z niego nie nabijał! Napisał coś smiesznego i już. Napisałem kilkanascie postów bezposrednio skierowanych do niego. Raz walnąłem lola, odnoszącego sie do małej treści, nie do osoby. Zycie. Tak bywa.
  9. juz

    Gdzie jest Vi.?

    Chwila moment. Tak tez sprawy stawiac nie można. Tutaj nie ma winy. Choc jest mi głupio i nie wiedziałem że tak sprawa może sie potoczyć, to chyba nikt nic złego nie zrobił. Nie było nic drastycznego. Bronił ciezkiej, jesli nie beznadziejnej sprawy i napisał o tych samobójstwach dla jaj, nie wyjasniając szerzej co miał na mysli. Fakt jest taki, że to nie jest najfortunniejsze zdanie. Może chodzi o to, że nie znalazła sie nawet jedna osoba z podobnym zdaniem, ale to tez kwestia środka światopogladowego forum, przesunietego mocno w stron ateizmu.
  10. :) dobra poddaje sie. Napisałem co mysle i już. Nie wiem co moge wiecej zrobić. Moge sie mylić, może to niesprawiedliwe i zbyt ostre. Jednak tak to odczytałem i tak to widze i mi sie nie podoba w takiej formie. Nie podoba nie oznacza, że jakoś mam zamiar z tym walczyć, lub że to jakis wielki problem. Taka mała sprawa. Nie podoba mi sie, że bycie ateista to dla ateistów jakby bycie lepszym
  11. 1 Litr maślanki Równie dobrze mogłeś podac przepis na sernik. Tyle samo miałoby wspólnego z kontesktem co twoja wypowiedz. Nie rob offtopa offtopu 2. dystans sprawdzony 3 Nie no chyba mozna zartować. 4. Ja chyba nie pisałem, że te zarty sa chamskie. Chodzi mi o to zarty sa idiotyczne, słabe i niesmieszne. Są o niczym. Tak jakby smieszne nie były konkretne cechy katolików, tylko samo bycie katolikiem. Tak jakby katolicyzm został zdegradowany do obciachu i był czyms zupelnie niezrozumiałym.
  12. ALe mnie to nie obchodzi, czy to atak. Ja akurat za katolika sie nie uważam. Ale są nimi moja babka, matka, dziadek wojkowie... wielu szanowanych ludzi uważa sie za katolików. Jest to czesc naszej narodowej tozsamosci, czy sie komus podoba czy nie. A tu lecą gowniarko licealne teksty, degradujące katolika do roli jakiegos społecznego żartu, czy pospolitego szarego członka społeczenstwa, mającego byc tłem dla awangardy ateistów. Ateistów którzy już niekoniecznie muszą coś prezentować poza samym pustym swiatopogladowym ateizmem
  13. Co ty ppierdolisz? Ja mam nie oftopować? To jest zart?
  14. Katolika na spreżynce wyskakującego z koszyka to jeszcze zniose. Ciezko jednak zniesc ateiste idiotę, co myśli że wszystkie rozumy pozjadał.
  15. "1. Nie, osoby z depresją są załamane, te w więzieniu często też, ale są takie osoby, co po prostu się zabijają dla żartu" LOL.Ale zajebisty zart. Usmiałem sie. Kosciół uznawał samobujców za grzeszników, ale w kontekscie naszych czasów MUSIAŁ zmienić zdanie. Chodzi o to, że dla ludzi takie podejscie jest ciezkie do zaakceptowania, a kosciół zyje z ludzi. Kosciół jak choragiewka na wietrze zmienia święte nie zmienialne "Boskie prawo"...(tzn swoje zdanie), nad którym łaskawie sprawuje piecze. To sie nazywa reforma i odpowiedzenie na potrzeby ludzi. To ostatnie jest najlepsze. Bo kosciół chcąc ludzi przy sobie utrzymać, odpowiada na ich potrzeby, nie swoje. To taki mały paradoks. Zupełnie fundamentalne zasady zostaną zmienione, bo ludzie sie odwracają. Zaakceptuje sie prezerwatywy, małżenstwa księży, aborcje, kobiety kapłanów. Jesli tego bedzie wymagac sytuacja. Oczywiscie jesli potem sytuacja bedzie tego wymagać, wszystko sie odkreci. Ja jestem ciekaw gdzie są obecnie dusze osób, którym kosciół odmówił pochówku? Chodzi mi o tych którzy depresje mieli, ale jednak nie stwierdzoną. Przeciez oni sa w piekle niesłusznie. Kosciół popełniając błąd wysłał ludzi do piekła, którzy potęcjalnie mogli być w niebie . Nie wiem czy dobrze kombinuje?
×