Skocz do zawartości
Nerwica.com

Radison

Użytkownik
  • Postów

    116
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Radison

  1. No, i staraj się nie myśleć o tym w kategorii winy. Czy to Twoja wina, bo coś powiedziałaś, czy jego, bo źle zrozumiał, czy jeszcze nie wiadomo kogo, bo cośtam... W ogóle z mojego doświadczenia wynika, że na ogół nie da się przenieść pojęć, takich jak poczucie winy, z ,,normalnego'' świata, do świata człowieka przeżywającego kryzys wewnętrzny. To jest inny świat... To co jest jasne w jednym w drugim wcale takie nie jest. Tak jak doświadczanie życia na jawie jest zupełnie nieporównywalne z logiką koszmaru sennego...
  2. gosiak75, trzymam za Was oboje kciuki. Niezależnie od dalszego rozwoju wypadków. Potrzebne Ci będzie dużo cierpliwości, wyrozumiałości, oraz delikatności. Tysiąc pomysłów na minutę może do Twojego chłopaka nie trafić... Przyznam, że nie umiem nic konkretnego poradzić, bo to dla mnie zbyt trudne. Z każdym człowiekiem jest inaczej... Pamiętaj tylko, że on jest facetem i w dziewczynie może nie szukać silnego oparcia i poczucia bezpieczeństwa, a bardziej wiary w niego i nadziei, że sobie z tym poradzi. Że On sobie z tym poradzi, a nie, że Ty zrobisz to za niego. Tego może nie chcieć. Trochę jak z noszeniem plecaka w górach. Facet może to zrobić za swoją kobietę. Ale odwrotnie?... Czy nie lepiej dla Niego, dla Ciebie i dla Was obojga, jeśli najpierw spróbujesz otrzeć mu pot z czoła? Powiedzieć, ze szczerym uśmiechem, że nigdzie się Wam przecież aż tak nie spieszy, że przecież macie i tak dobre tempo, oraz, że za żadne skarby nie zamieniłabyś go na nikogo innego. Bo potrzebujesz i chcesz właśnie jego a nie żadnego innego faceta. To może mu dodać sił, żeby nieść dalej ten pieprzony plecak i w dodatku Ciebie, jeśli się za bardzo zmęczysz .
  3. Wysiłek fizyczny pomaga najlepiej się zrelaksować, wyciszyć, uspokoić, gdy jest długi i średnio obciążający, zamiast szybkiego i intensywnego. Warto o tym pamiętać, szczególnie naparzając w worek . Moje doświadczenia z pływaniem są takie, że najbardziej pomagało mi, jak starałem się uspokoić i pływałem rytmicznie, raz za razem machając ramionami, biorąc oddech na lewą, oddech na prawą, ... Ten spokojny rytm mojego ciała przekładał się potem na większy spokój w myślach i uczuciach. Gdy chciałem się "wyładować" i pływałem jak szalony młócąc wodę rękami i nogami, bardzo - bardzo - dużo wysiłku w to wkładając, to efekty były gorsze. Wychodziłem z basenu wciąż naładowany agresją i złością. Owszem, trochę pomogło - samo to zmęczenie fizyczne spowodowało, że się potem uspokoiłem nieco i poszedłem w miarę szybko spać. Ale polecam dużo bardziej pierwszą, tj. spokojną, metodę :)
  4. To ja polecam taniec . Faceci uczą się pewnego prowadzenia partnerek, partnerki kobiecości na parkiecie, a wszyscy lepszej kontroli i świadomości własnego ciała.
  5. Radison

    Zmęczenie konfliktami

    Tydzień przerwy od komputera? :) Może to nie problem z Tobą, który musisz przezwyciężyć, tylko z tymi forami? Może nie są wcale warte czytania? Przy okazji - na tym forum jakoś nie zauważam na ogół przesadnej krytyki, w żadnym z działów ani tematów. Jesteśmy tutaj dla siebie bardziej wyrozumiali, nieprawdaż? Ah, Jak miło mi to pisać...
  6. ANATOMIA DEPRESJI: Demon w środku dnia Andrew Solomona. Największy atut książki moim zdaniem, to duża ilość opisanych przypadków osób chorujących na depresję - każdy znajdzie coś dla siebie .
  7. Ze strachem czekałem aż napiszesz, że to żart :). Wiara w siebie i nadzieja mogą wynikać z doświadczenia - sytuacji, w których myśleliśmy, że nam nie wyjdzie a wyszło, oraz ze zrozumienia, że jeśli jest jakaś szansa, a w nią nie uwierzymy, nie postaramy się i odpuścimy, to wtedy się nie uda na pewno. Na to mamy więc dowody: z autopsji i z obserwacji innych. Ile razy beznadziejna sprawa okazywała się nie taka beznadziejna, jak się tylko jej na spokojnie i z wiarą przyjrzało?
  8. Ciekawe pytanie! Ja myślę, że najzdrowiej jest się nie upierać ani przy Bogu ani przy ateizmie. W końcu ,,nikt stamtąd jeszcze nie wrócił''. Po co się kłócić, toczyć krwawe wojny, albo całe życie się zastanawiać i kontemplować coś, czego tak naprawdę nikt nie może być pewien? Z samej definicji nie da się tego nigdy potwierdzić ani przekonać się. Gdyby się dało w jakikolwiek sposób, to już byłaby to nauka, a przecież miało to być coś innego niż świat fizyczny . Uważam też, że fanatyzm jest wielkim zaburzeniem. I za zaburzenie uważam też zmuszanie się do wiary, ze strachu przed rodzicami, księdzem, piekłem, którym się straszy małe dzieci. Ta indoktrynacja najmłodszych jest czymś co mnie okrutnie boli. Okrutnie. Pamiętam, jak ja byłem mały i mnie dużo rzeczy nie pasowało w religii, w jej założeniach, w tych ,,tajemnicach'', o których mówią księża - dla mnie było to napuszone, przesadzone, nielogiczne, fanatyczne, a także i może najbardziej - zacofane i nieprawdziwe. Po prostu błędne. Np. nieomylność papieża, proces Galileusza, sprzeciw wobec teorii atomistycznej i heliocentrycznej, do niedawna także wobec teorii ewolucji, a teraz to nawet nie wiem - słyszałem, że w końcu przyjął kościół... Och... I się bałem po nocach, że jak w to nie wierzę, co kościół mówi, to mogę pójść do piekła. Myślę, że ta polityka zastraszania jest bardzo szkodliwa, chora, może wpędzać w poczucie winy, inności, prowadzić do życia w niezgodzie ze sobą - ze strachu właśnie, a mimo to bardzo popularna. Jako młody człowiek rozmawiałem z wieloma rówieśnikami, którzy deklarowali, że wierzą i pytałem dlaczego wierzą. Nie mieli żadnych poukładanych argumentów, nie mówili też ze spokojem i uśmiechem: ,,słuchaj - nie wiem, ale tak czuję. I wiem, że tak czuję :)'', co byłoby dla mnie wystarczające w zupełności. Widziałem za to w ich oczach strach, chęć ucieczki od tego pytania, wymigania się, często również złość i agresję. Tak jakby właśnie sami siebie zmuszali, wiedzieli, że robią źle, ale bali się to zmieniać i o tym rozmawiać. Też jest moim zdaniem zaburzeniem, jeśli się zaprzecza wszystkim faktom, doświadczeniom naukowym, czemuś o czym można się przekonać na własne oczy jak się chce i kiedy się chce, tylko dlatego, że tak jest napisane w książce. I uleganie opinii autorytetów. Szczególnie, że widać po tych ludziach, że są nerwowi, niespokojni, wiedzą gdzieś w głębi duszy, że źle robią i są w błędzie, pozwoliwszy religii założyć sobie klapki na oczy i słuchać się jej ślepo. Gdyby byli na luzie, uśmiechnięci i okey z tym w co wierzą, to bym nie miał nic przeciwko. W końcu każdy może wierzyć w co chce. [Dodane po edycji:] Dorzucę też coś z innej beczki: czy myślicie, że homoseksualizm jest zaburzeniem? I nie chodzi mi o jakieś jednorazowe szaleństwa, bo nikomu pod kołdrę nie zaglądam, ale o tworzenie trwałych związków. W końcu podstawową funkcją istot żywych jest rozmnażanie się, zatem homoseksualizm jest wbrew naturze człowieka, czyż nie?...
  9. Jako facet może się wstydzić przed Tobą swojej słabości. Tego, że sam sobie nie potrafi poradzić, że nie jest twardy i męski. Może też czuć się bezwartościowy, myśleć, że na Ciebie nie zasługuje, a Twoje sukcesy mogą wywoływać u niego złość - bo sam ich ostatnio nie osiąga. To wszystko oczywiście w niczym nie pomaga i jeszcze bardziej pogłębia złe samopoczucie, które z kolei nie pozwala odnosić kolejnych sukcesów, itd. - błędne koło. Rzeczywiście - wizytę u specjalisty też bym Wam radził, choć nie opowiadam się kategorycznie za psychiatrą - myślę, że dobry psycholog też mu może pomóc, szczególnie na początku. Jeśli mogę coś poradzić jako facet, to bądź dla niego wsparciem, ale... mądrym wsparciem. Sugeruję nie próbować "wchodzić na ambicje" w stylu, ,,no co Ty?! Rozpaczasz jak baba! Weź się w garść!", nawet w żartach. Gdyby wiedział jak, to gwarantuję Ci, że już by to zrobił. Okaż mu dużo ciepła, spokoju, poświęć wiele czasu. Na to, żeby wysłuchać, porozmawiać, albo nawet pomilczeć razem. Stwórz taką atmosferę, żeby poczuł się bezpieczny. Niekoniecznie znaczy to to samo, co w przypadku kobiet. Pisząc bezpieczny, mam na myśli, że powinien wiedzieć, że jeśli się przed Tobą otworzy, powie o swoich problemach, to nie uznasz go za nieudacznika, mazgaja, słabego faceta. Że w ten sposób Cię nie straci. A rozmowa bardzo pomaga. Bądź spokojna, pokaż jak bardzo go kochasz i że jego problemy nic w tej kwestii nie zmieniają. Że razem z tego wyjdziecie. No i postaraj się pokazać mu, że on jest Tobie potrzebny. Poproś go o różne drobiazgi - wniesienie ciężkich siatek na górę, odpięcie firanek, odsunięcie szafy i rozkręcenie cieknącego kranu. Powiedz o swoich problemach, poproś o radę - aby mógł się poczuć mężczyzną. Jeśli jest inteligentny, a z tego co piszesz wynika, że pewnie jest, to myślę, że zorientuje się, że chcesz mu pomóc. Że prosisz o rzeczy, które mogłabyś zrobić sama, itd. Ale to nic. Bądź blisko niego, patrz mu w oczy, uśmiechnij się ładnie, przytul do niego. Nie oszukuj go w niczym. Jeśli zapyta, czy specjalnie go o to wszystko prosisz, powiedz, że tak. Bo bardzo go kochasz i próbujesz wszystkiego, żeby mu pomóc. Mnie się wydaje, że jeśli zobaczy Twoją chęć pomocy, to, że go nie odrzucasz, że nie próbujesz przejmować jego pozycji mężczyzny w związku, i że szczerze wierzysz, że niedługo wróci mu lepsze samopoczucie, to nie będzie takie istotne jak dokładnie chcesz mu pomagać. Tutaj liczą się najbardziej szczere intencje. Wspieraj go jako kobieta, ale nie staraj się robić za niego wszystkiego, bo to może pogłębić poczucie, że jest Ci nie potrzebny, skoro tak świetnie sobie radzisz bez jego pomocy. Staraj się wierzyć, że będzie dobrze. I wierzyć w niego. Mnie, jako mężczyźnie, taka pomoc pomogła by chyba najbardziej. Powodzenia i trzymaj się mocno! Będzie dobrze! :)
  10. onanek, to są świetne pomysły i mają sens! Mnie się bardzo spodobały! Pisanie pamiętnika jest super. Ja prowadzę też, właściwie to się pewnie dziennik w moim przypadku nazywa, bo piszę o sprawach bieżących i o przemyśleniach na ich temat. Zwykle mnie to uspokaja, po opisaniu jakiegoś swojego problemu wydaje mi się on mniejszy i prostszy do rozwiązania niż był zanim wziąłem pióro do ręki. Też tak masz? Szukanie w sobie dziecka, którym się było kiedyś również bardzo na miejscu, uważam. Tak trzymaj, wierzę, że bardzo daleko zajdziesz!
  11. Ja wierzę, że wszystko jest możliwe :). Sam mam trochę podobnie.
  12. Radison

    Poczucie winy

    Bardzo ciekawy artykuł. Ja w swoim życiu zauważam bardzo wiele neurotycznego poczucia winy. Szkoda tylko, że artykuł nie podpowiada żadnych rozwiązań tego problemu... Bo nawet jak jestem tego świadom i chciałbym to zmienić, to nie bardzo wiem co robić.
  13. W swoim łóżku. Leżę na brzuchu i staram się do niego przywrzeć z całych sił. Czasem na głowie mam zagłówek, nieraz jestem przykryty a nieraz nie. I najlepiej, jeśli w domu nie ma nikogo.
  14. Terapia idzie bardzo dobrze, dzięki ashley. Teraz pracujemy już nad relacjami z innymi ludźmi, po zrobieniu porządku wewnątrz mnie. Trenuję, robię wiele, żeby było lepiej. Trzymaj się, pozdrawiam ciepło!
  15. Zabiorę głos jako fizyk . Nauka nie zajmuje się szukaniem dowodów za albo przeciwko istnieniu boga. Bóg, jeśli istnieje i jeśli z definicji jest istotą poza światem fizycznym, to - z tejże samej definicji - nie może być przez fizykę ani jakąkolwiek inną naukę przyrodniczą zbadany. Ja staram się koncentrować w życiu na tym, czego mogę dotknąć, co mogę poczuć, usłyszeć, zobaczyć. Na uczuciach, których doświadczam. Na ludziach, na których mi zależy. Na celach, które są dla mnie ważne. A nie na szukaniu odpowiedzi na pytania, których nikt nie potrafi zadać. "Czy bóg istnieje?" A jak tego boga zdefiniujemy? Czy to nie jest pojęcie, które każdy z nas słyszał tysiące razy, ale do dziś nie wie co ono oznacza? Nie boję się stwierdzić, że nie tylko nie wiem czy bóg istnieje. Że przede wszystkim nie wiem kim albo czym miałby on być Nie muszę szukać swojej drogi do boga, ani koniecznie określać się jako wierzący albo ateista. Jestem człowiekiem. Biorę udział w cudownym, przekazywanym z pokolenia na pokolenie spektaklu, zwanym życiem. Najbardziej złożonym i skomplikowanym przedstawieniu, jakie istnieje na znanym nam świecie. Czemu mam się tego wstydzić? Czemu miałbym się umartwiać i szukać jakiejś "nieskończoności", wobec której się samobiczuję i przyznaję, że jestem nikim? Czy życie samo w sobie - takie jakie jest, bez żadnego boga - nie jest już wystarczająco wspaniałe, żeby być dumnym z tego, że jest się jego częścią? Mi to w zupełności wystarcza. Jeśli ktoś wewnętrznie wierzy w boga. Jest głęboko przekonany, że on istnieje. Jeśli rzeczywiście wydaje mu się na podstawie tego co wie lub tego co czuje, że bóg jest, to bardzo dobrze. Ma do tego wszelkie prawa. Ale jeśli ktoś - tak jak ja - nie ma wewnętrznego przekonania ani za ani przeciw, to, zachęcam, nie bójcie się tego przed sobą przyznać To żaden wstyd, naprawdę. Nie wolno gwałcić samego siebie i zmuszać się do wiary, bo babcia wierzyła, bo rodzice chodzili do kościoła, bo ksiądz mówił w szkole na lekcjach religii, że kto nie wierzy, a o bogu słyszał, to pójdzie do piekła. Chcielibyście mieć takiego boga, który nie daje komuś wiary a potem za to karze? Bo ja nie.
×