Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE) cz.II


Naemo

Rekomendowane odpowiedzi

Miłego dnia dla Wszystkich ☺️

 

Ja się cholernie stresuję jutrzejszą sesją. Przez autobiografie mam ochotę uciec, poddać się. Nie potrzebnie ją napisałam i wysłałam do T. Teraz lęk przed sesją i obawa jak zostanę odebrana. Mam ochotę się wycofać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ruda spokojnie. Lęk jest okay, każdy na Twoim miejscu by się stresował tym, jak zostanie odebrany. Myślę że Twoje obawy są zupełnie na miejscu. Daj znać koniecznie jak wypadłaś ale takie wydarzenie to progres sam w sobie przez duże P.

Ja wczoraj się kulturalnie napiłam, zapaliłam. Napięcie puściło, było ok, odetchnęłam.

Dzisiaj od rana witamy w rzeczywistości, otworzyłam oczy i pierwsze co poczułam to smutek, no jak ja kurva nienawidzę takich poranków. A sporo ich ostatnio.

Nie wiem co napisać, czuję się wstrętnie, nadal nie mogę się rozpłakać, czekam z utęsknieniem na terapię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chojrakowa, dzięki. Jednak nie wiem czy dam radę przetrwać to napięcie. Tyle emocji pojawiło się podczas pisania że ciężko jest mi to ogarnąć. W środku krzycze a usta milczą. Płaczę a łzy nie płyną. Czuję że jutro rozpadnę się na kawałki. Zrobilam wielki krok do przodu ale coś czuję że cofnę się o jakieś 10-15 w tył.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ruda, postęp zawsze kosztuje nie? Wiem, co czujesz. Mam aktualnie podobny stan.

Można jakoś ograniczyć to cofanie się? To po części też kwestia tego, jak zdecydujesz się to napięcie rozładować Może trzeba to już dziś jakoś zaplanować?

 

Ja się rozpłakałam. Co prawda tylko dlatego, że któryś kot znowu zamiast do kuwety nasikał obok :roll: To w sumie standardowe u mnie, zaczynam beczeć w końcu z byle powodu, i przeciąga się to, i ogarnia te płaszczyzny, z powodu których faktycznie powinnam ronić łzy. Za wiele to nie dało, bo w końcu nie w tym rzecz, żeby łzawić, ale trochę ciśnienia zeszło. Dzięki bogu.

Muszę usiąść na chwilę do książek a potem planuję pobiegać. Tylko 3km żeby sprawdzić nogę ale nie ukrywam, że liczę na jakąś ulgę.

 

Niech to się już skończy, zgodnie z tą cholerną zasadą, że wszystko jest stanem przejściowym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy mają ostatnio jakiś popieprzony okres, stany, nastrój, psychikę, czy jak to tam nazwać.

 

Jutro jadę na terapię już (jeśli się uda tak na ostatnią chwilę się umówić) i będę miała dwa razy w tygodniu, w poniedziałki i w czwartki.

 

Ruda, kiedyś będziesz musiała. A jak już pójdziesz to odczujesz ulgę. To twoja terapeutka, na pewno nie wykpi Cię ani nic takiego.

 

Chojrakowa, może spróbuj wywoływać płacz takimi fizycznymi sposobami, żeby poszło? Dymem, cebulą, regulowaniem brwi (to u mnie) czy czymś takim? Może coś...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naemo, rozbawiłaś mnie z tymi brwiami :mrgreen: No u mnie to zazwyczaj zwierzyniec coś odwala i doprowadza mnie do łez z bezsilności ogólnej, co skrzętnie wykorzystuje do swoich celów. W każdym razie jeszcze chwilę temu miałam okres, w którym płakałam regularnie, bylam mocno labilna i wszystko mnie rozstrajało. Cóż :roll:

 

Naemo w końcu przedwiośnie nie? Nie to że wszyscy jesteśmy chorzy na głowę ;) Dawaj znać jak po terapii.

 

Ruda, rob co dla Ciebie najlepsze. Ale ja się zgadzam z Naemo i noe bardzo rozumiem Twoje podejście do terapeuty. To znaczy - może rozumiem ale nie podzielam. Ja zazwyczaj terapię traktuję jak wybawienie i zazwyczaj tak jest. Chociaż prawda taka, że terapeutkę mam jedną od wielu lat i noe wyobrażam sobie zmienić a co za tym idzie zaufać komuś innemu.

 

Pobiegałam, i to nawet udało się zrobić to z głową, nie odpalając wrotek i maratonu :roll: I jestem spokojniejsza odrobinę, dobre i to.

Boję się jutra. Że nie dam rady w pracy, że K znowu wyprowadzi mnie z równowagi, że będzie mi docinał, mówił wszystko to, co mnie tak bardzo boli i rozstraja. Pewnie tak, obym to zniosła.

 

Proszek mi chodzi po głowie, ale to chyba z tej chvjni ogólnej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ruda, dalas rade. To normalne jak sie teraz czujesz. Pamietam, ze mialam podobne odczucia. Trzymaj sie, dzielna z Ciebie babeczka!

 

U mnie sinusoida. Niby brak dramatow, brak euforii, ale zmieniam zdanie co chwila i raz czuje sie dobrze, raz chce uciec od zycia. Pomieszanie z poplataniem.

 

cropped-e49b54bb1a033cfc24963783e994485d640000.jpg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czas na refleksje odnośnie dzisiejszej sesji. Nie ukrywam, ciężko mi było się zmobilizować do pójścia na terapię. Mnóstwo emocji się pojawiło. Czułam się strasznie skrępowana zaistniałą sytuacją. Przemogłam się i pojechałam. W poczekalni nie mogłam usiedzieć, roznosiło mnie od środka. Nadeszła moja kolej. Myślałam że się ze wstydu spale. Było mi bardzo trudno nawiązać kontakt z terapeutką. Usiadłam z głową w dół, nie potrafiłam spojrzeć jej w oczy. Terapeutka spokojnie odniosła się do mojej autobiografii. Nie skrytykowała mnie, nie oceniła. Po prostu zrozumiała i okazała wsparcie. Spróbowałyśmy podjąć temat gwałtu. Nie wyszło. Zamknęłam się w sobie. Na jej pytania odpowiadałam zdawkowo. Cały czas byłam skupiona na tym aby się nie rozkleić. Choć łzy w oczach cały czas się utrzymywały. Nie udało sie nam pociągnąć tematu. Całą sesję praktycznie przemilczałam. W drodze do domu miałam ochotę sie popłakać. Było mi bardzo źle. Tak bardzo chciałam z nią o tym porozmawiać. Niestety wstyd wygrał. Chciałam utrzymać kontakt wzrokowy, ale nie dałam rady. Teraz gdy emocje troszke opadły, jestem zła sama na siebie że nie wykorzystałam tego czasu tak jak powinnam. Być może za dużo od siebie wymagam. Musialam oswoić się z tą sytuacją, że ona o wszystkim już wie. Ehh... Mam nadzieję, że na kolejnej wizycie w czwartek uda mi się coś więcej powiedzieć. Potrzebuję to z siebie w końcu wyrzucić. Za długo trzymam to w sobie i zżera mnie to od środka. Chyba czas zaufać i otworzyć się. Wiem że będzie cholernie trudno ale innego wyjścia nie mam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ruda, widzę że mamy identycznie ułożoną terapię :D I brawo :brawo:

 

Jak rozpoznać moment, w którym można odstawić leki?

 

Nie mogę się teraz doczekać terapii... Wh'the fuck? :-| Chociaż wiem, że jak zwykle nie będę wiedziała co mówić. Zawsze uważałam, że to wszystko co mi się przydarzyło to mnie obeszło, mogę o tym mówić bez najmniejszego bólu, uczucia. (uświadomił mi terapeuta, że jestem jakby obserwatorem, kims postronnym) I tak faktycznie było, jest, a teraz na terapii boję się nawet o tym pomyśleć, żeby się nie rozpłakać. O tych "głębszych" rzeczach oczywiście. Na pierwszej sesji pierwsze 20 minut siedziałam w ciszy próbując się uspokoić. Skąd taka reakcja?

I cieszę się, że wybrałam mężczyznę terapeutę też z tego względu, że moje podejście i relacje z mężczyznami nie są idealne, zawsze jakoś czułam lekki niepokój i byłam spięta przy nich. Możliwe, że to przez wychowanie bez ojca.

I o kwestiach ze strefy seksu wiem, że będzie mi ciężej rozmawiać (on wspominał o tym czasami już, wielki plus) z facetem, ale to dla terapii tym lepiej tak myślę.

Strasznie jestem ciekawa jak to będzie. Na ten moment nie chcę nic mówić (godzinę gadam o jakiś głupotkach zauważyłam, takie codziennie sprawy - trudności, ale drobne) i stawiam barierę jak się tylko da.

Kurczę nooo już nie pamiętam co komu jak kiedy mówiłam :?

Powiedziałam mu w czwartek (dzisiaj się nie udało załatwić, za tydzień) o tym, że chciałabym na ziemi siedzieć, ale jak już jestem na fotelu to nie mam ochoty.

 

Nie wiecie ile ja ten post piszę już. Ostatnio myślenie przychodzi mi z trudem. Wydaje mi się, po tygodniu, że chociaż na stałe jestem nadal przybita, to w ciągu dnia zdarzają mi się momenty pełne radości, jestem trochę bardziej pobudzona. Po tygodniu nowego leku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

19ruda87, zasłona wstydu kiedyś opadnie. Postaraj się wykorzystać to, że ktoś chce poskładać Cię do kupy. Jeżeli nie czujesz się bezpiecznie na terapii - powiedz jej to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

C&S moja terapeutka wie, że mam problem z zaufaniem i mówieniem. Stara się abym poczuła się bezpiecznie. To ja mam opory. Mimo że zdaję sobie sprawę z tego że są bezpodstawne. Ale są rzeczy o których bardzo ciężko mówić. Wysłałam Ci priv.

 

Naemo ja mam okazjonalnie w tym tygodniu dwie sesje. Z reguły mam jedną w tygodniu, choć nie ukrywam że może lepiej by było abym spotykała sie z T częściej. Z tym że ciężko z finansami bedzie. Mam zobowiązania, kredyt mieszkaniowy, dziecko na utrzymaniu. Zobaczymy jak to w praktyce wyjdzie. Ja z kolei mam problem z relacją z kobietami, z mężczyzną zapewne bym flirtowała. Taką mam naturę, nieświadomie to robię. Naemo moc jest z nami, damy jakoś radę ☺️

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ruda, jeśli chodzi o mężczyzn widzę mamy podobnie ;) Daj sobie czas. To przyjdzie do Ciebie, prawdziwa robota w terapii zaczyna się, kiedy mówisz o tym, o czym najchętniej nikomu byś nie wspominała (a boli) i placzesz, kiedy potrzebujesz i krzyczysz i kurvisz kiedy się wściekasz. Ja idę do mojej M z myślą, że poda mi chusteczki i uda mi się rozbeczeć. To u niej w gabinecie nauczyłam się tak na prawdę okazywać emocje.

 

Naemo, to kiedy ta terapia, w czwartek? Ssri się koło miecha instalują, a fluo to mój konik :mrgreen: Coś możesz czuć, keep waiting.

 

Ja osiągnęłam dzisiaj wyżyny depresji i napięcia w ciagu dnia. Duże wahania z przewagą negatywów, żyć nie umierać.

Nie udało mi się poćwiczyć, za to poszłam z psami. Z jednej strony to nic złego, z drugiej brzydzę się sobą.

Jestem cholernie zmęczona tym stanem, wcale nie jest lepiej.

Ucieczka nadal galopuje mi po głowie. Jak raz sobie człowiek drzwi w głowie otworzy to już nigdy o nich nie zapomina.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hejka ☺️

 

U mnie dziś do głosu dochodzi ja - buntownik chcący sabotować terapię. Mam silny przymus niszczenie wszystkiego co do tej pory osiągnęłam. Mam ochotę prowokować do odrzucenia, testować cierpliwość swojej T. Tak by mnie wyrzuciła z terapii. Moje ja - racjonalne stara się podjąć walkę i się przeciwstawić temu. Próbuję zrozumieć co za tym stoi. Lęk przed bliskością? Przywiązaniem? Oceną? Strach przed porzuceniem? Przymus ucieczki i autodestrukcji? Chęć ucieczki i zadania sobie bólu? Chwilowy zastój emocjonalny

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciężko mi coś powiedzieć po pierwszym spotkaniu, bo było typowo zapoznawcze. Ale ma u mnie dużego plusa, bo kazał do siebie dzwonić, nawet w nocy lub kiedy ma sesję, gdy będę chciała sobie coś zrobić tzn. zabić się lub pociąć.

Zazdroszczę :(

 

Ja byłam przed chwilą u spowiedzi i czuję się bardzo szczęśliwa. Naprawdę. Będzie lepiej. Na nowo przybliżyłam się do Boga i chwała mu za to (iks de). Nie chcę tak tutaj pisać o tym, ale to mnie aktualnie zajmuje. Popłakałam się na spowiedzi przynajmniej ze trzy razy, powiedziałam m.in. o samookaleczeniach, ksiądz wykazał się zrozumieniem i powiedział mi wiele rzeczy właśnie z problemami psychicznymi w stosunku do Boga i co mogę z tym zrobić, jeśli chodzi o sprawę duchową. Jest super <3

W największej "górce wiarowej" byłam 1,5 roku - 2 lata temu, nigdy nie czułam się tak szczęśliwa jak w tamtym okresie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A nie bierzecie pod uwagę że terapeuci też mają swoje życie a to, co robią to ich praca - czyli zaledwie jego część?

 

Ja miałam ciężkie popołudnie. Spadek nastroju wzrost napięcia. Pobiegane i lepiej. Ale nie mogę na siebie patrzeć tak czy tak.

Oby do poniedziałku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czemu do poniedziałku?

 

Chojrakowa, czy miałaś tak, żeby po fluo być senną non stop? Czuję się jak po nasennych. Wczoraj spałam 11,5h co w dniu szkolnym jest jednym wielkim wow... I nadal byłam śpiąca. W weekend spałam po 13h ;/ I cały czas czuję się skołowana.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hejka. Jak tam u Was Robaczki?

 

U mnie ciężka noc. Nie mogłam zasnąć. Po położeniu się do łóżka, natłok myśli się pojawił. Zupełnie nie mogłam sobie z nim poradzić. Mnóstwo chaotycznych przemyśleń i analiza. Do tego stopnia że powoli zaczynałam tracić kontakt z rzeczywistością. Pojawił się silny niepokój, rozdrażnienie i duży lęk. Natrętne myśli zaczęły nękać. Strach zaczął towarzyszyć a z mojego ciała dochodziły kolejne symptomy, jeden po drugim. Atak paniki. Już dawno nie miałam z nim styczności. Zapomniałam jakie to przerażające uczucie. Nie byłam w stanie tego powstrzymać, tylko jeszcze bardziej nakręcałam kolejne objawy. Karmiłam go swoimi lękami. W końcu całkowity reset, odcięcie. Umysł nie wytrzymał wytężonej pracy. Styki spalone. Depersonalizacja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×