Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE) cz.II


Naemo

Rekomendowane odpowiedzi

Lęk/odwaga, życie/śmierć.

 

Lęk nie jest przeciwieństwem odwagi. Osoba wykazująca się odwagą może odczuwać lęk, jednak sensem takiego zachowania jest umiejętność jego przezwyciężenia na rzecz pożądanego rezultatu. Jest to wyraz śmiałości, ale nie nieustraszoności. To dwa różne pojęcia. Osoba nieustraszona nie odczuwa strachu i postępuje zgodnie ze swoją wolą bez względu na konsekwencje.

 

Ale sądzę, że uważasz się wysoko ponad człowieczeństwo.

 

Sęk w tym, że moja osoba ma bardzo mało wspólnego z powszechnie rozumianym "człowieczeństwem", a ja wciąż uczę się, jak je przejawiać w dostatecznej formie, by wyglądało przekonująco. To żmudna praca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niesamowite, duuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuużo lepiej czuję się po terapii :D Doszłam tam jak trup pragnący śmierci, a wyszłam wręcz sprężystym krokiem! :D Niesamowite...

I w sumie podstawą tego wszystkiego jest tłumienie uczuć od dawna oraz strach przed odrzuceniem. I tw dwie rzeczy (tak myślę) powodują wszystko inne. Wg. terapeuty tłumienie uczuć przekłada się na pożądanie sytuacji niebezpiecznych, pełnych wrażeń oraz na depresję i poczucie braku sensu życia. To ostatnie jeszcze nazwał, ze to jest taki klosz, bezemocjonalnie chroniący mnie przed światem. Organizm wybiera pragnienie śmierci zamiast przeżycia tych emocji. Woli się znieczulać. Dlatego też DD.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rany, chwilę mnie nie ma i...o, proszę. Co mnie ominęło?

 

U mnie drogie Robaczki jak zwykle, dzieje się dużo.

Byłam u M, terapia jak zwykle mnie odblokowała. Zdążyłam usiąść w fotelu, oświadczyć, że przyszłam do niej, bo nie mogę się rozpłakać, podała mi chusteczki i już. Założenia są proste: żadnych narkotyków, żadnych nowych relacji damsko-męskich, trening pod kontrolą.

A wychodzi jak zwykle :roll:;)

 

Pracuję chwilowo na dwa etaty i to jest zarówno zła jak i dobra wiadomość. Zła, bo wyklucza mnie to z życia i jest superwygodną ucieczką od rzeczywistości, mocno mnie reguluje pod każdym względem, i dobra, bo dzięki temu odchodzę z pracy nr 1 i raz na zawsze opuszczam K. Bardzo go kochałam, bardzo się przed nim otworzyłam. Do miękkości i nagości. Do głaskania po głowie i całowania w czoło. I bardzo mnie zranił. (inna sprawa, że nasuwa się pytanie czemu do chvja wafla tym wybranym był psychopata - sadysta, brawo ja, :roll: )

W sumie ogarnęłam to dopiero na terapii.

 

Podsumowując: tyram jak wół w nadziei na lepsze jutro, staram się realizować cele terapii (już zyebałam btw) i nie dawać się ponosić przede wszystkim. Nie szukać zagłuszenia, rozładowania i nie uciekać w nic, ani przed niczym. No ciężko.

 

A u Was jak?

 

Ruda, nie łap się skrajności, nie płyń w to. To za mocne, żeby mogło być prawdziwe.

Naemo, jezus, keep calm, komu fluoksetyna urywa dupę po 3 tyg w takiej dawce. Czekaj cierpliwie i doceniaj drobiazgi, jeszcze ma czas nic się nie martw ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O czym mowa z tym pocieszeniem, coś mi umknęło?

 

Ernest, o jakim partoleniu życia mówisz?

Co do pracy to mnie wypowiedzenie trzyma, i brak hajsu w znaczeniu zaraz-nie-bede-miala-co-żreć, nic innego. Ale tylko do konca tygodnia już, i chwała niebiosom :roll:

 

Ruda, Naemo jak tam?

 

Ja jestem rozkojarzona, napięta i nerwowa jakoś dziś, ale nie zatrzymuję się nad tym, nie mam kiedy na razie .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też nie bardzo rozumiem...

 

U mnie cały czas źle, gorzej z każdym dniem. Może to przez terapię trochę? Ale nie wyobrażam sobie teraz bez niej tygodnia.

Rzadko płaczę i jeszcze rzadziej tak jak wczoraj.

Najchętniej poszłabym do szpitala.

 

A z tego dziennego zrezygnowałam, nie mam siły tego załatwiać i nie wiem czy sam pobyt mi tam pomoże. Zostanę przy swoim terapeucie, znajdę pracę na wakacje żeby mieć wypełnienie czasu i przejdę się do szpitala jakby było bardzo źle. I jakoś to będzie.

 

Święta... :why:

Matura.

Planujemy wyjazd paroosobową grupą po Polsce po maturze na parę dni, przez Kraków, o Słowację zahaczymy i się zobaczy.

Normalnie bym skakała z radości, i jak to wiem, więc mówię sobie, że to przez depresję, może minie.

Ale na ten moment jest to rzecz "do odwalenia", tak jak teraz wszystko, zwłaszcza najbliższy miesiąc.

 

Jestem cały czas na granicy płaczu 24/7.

Najbardziej rozwala mnie gdy ktoś się pyta po weekendzie jak minąl weekend, a ja "słońce świeci, jest piękna pogoda, super" głosem "kocham życie". Śmieję się sama siebie w sumie wtedy.

 

Noo, nieważne, miłego dnia! Siły życzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I ja.

 

Naemo, nadal dupa?

Ruda, odbiór.

 

Ja mam w sobie chyba znów masę napięcia.

Targa mną jak nie wiem, mam straszną potrzebę rozładowania.

Nowe okoliczności pracy umożliwiają mi obserwację życia i ludzi z innej perspektywy. I to jest bardzo ciekawe.

Dowiedziałam się dziś też, że na stałe mam taką minę, jakbym chciała komuś przyłożyć. :mrgreen: Pierwsze słyszę.

Dużo ludzi dokoła to dużo informacji zwrotnych, to trochę ukróca możliwości mojego wewnętrznego kata-dozorcy.

Jem dużo, staram się nie zadręczać. Ciężko pracuję fizycznie, ale to dla mnie żaden argument. W tej kwestii logika nie ma siły przebicia.

 

Boże, potrzebuję wytchnienia.

I same złe rzeczy mi chodzą po głowie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

​Nowy dzień. Dzień przemyśleń. Decyzji. Nowych szans. Chęci. Motywacji. Zmiany. Wczorajsze popołudnie dało w kość. Łóżko. Zniechęcenie. Dół. Wielki dół. Spadek energii. Marzenia o śmierci. Samozniszczeniu. Morze łez wylanych. Chyba tak musiało być. Dostałam potężnego kopa. Kopa do życia. Czuję się oczyszczona. Ulżyło mi.

 

Chcę walczyć. Chcę być szczęśliwa. Zmienić się. Dla siebie i syna. Muszę dać radę. Muszę wziąć się w garść. Przestać użalać. I nauczyć się żyć. Bo jak nie ja to kto. Musi być dobrze. Mam dla kogo żyć. Syn dodaje motywacji. Mobilizuje. Uśmiech jakim mnie obdarza, wynagradza wszystko. Ten cały ból. Czas zostawić przeszłość za sobą. Pogodzić się. By móc iść dalej. Z podniesionym czołem. By móc powiedzieć, że było warto.

 

Chcę podjąć się walki. Walki o siebie. Swoje zdrowie. Wiem że to trudne. Będą momenty zwątpienia. Buntu. Oporu. Ale chcę spróbować. By nie żałować. Wiem, że mogę liczyć na pomoc. Muszę ją tylko przyjąć. Zaufać. Uwierzyć. Przełamać lęk. Lęk przed bliskością. A najważniejsze, nie poddawać się. I dążyć do celu. Jestem zmotywowana. Gotowa. Do pracy. Ciężkiej pracy. O lepsze jutro. Życie. Moje życie.

 

​Dzisiejsza sesja bardzo udana. Powoli zbliżam sie do T. Zaczynam ufać. Czuć się swobodnie. Otwierać. Mówić. Prowadzić otwarty dialog. Brak wycofania. Konsekwencja. Duży sukces. Moc. Siła. Odwaga. Dosłowne szaleństwo.

 

Słowa T były trafne. Podbudowały mnie i zmotywowały. Nie żałuję. Chcę iść dalej. Za ciosem. Póki chęci i wiara trzyma mnie przy życiu. Będzie dobrze. Musi być. Dam radę. Wierzę że się uda. Że zmiana jest możliwa. Ciężka praca przede mną. Ale wszystko może się zdarzyć. Jestem dobrej myśli. To ja jestem odpowiedzialna za siebie. Swoje życie. I tylko ode mnie zależy jak się ono dalej potoczy.

 

Silniejsza. Zmotywowana. Z nadzieją. Wiarą. Wolą życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłam dzisiaj u fryzjera, jest już platyna :D

 

Nastrój u mnie trochę lepszy od paru dni, może fluo zaczęło działać :D Też terapie ostatnio mi pomagają.

 

Patrzę pozytywnie, cieszę się z wyjazdu po maturze, cieszę się z następnych dni, świąt, mam ochotę wychodzić (trochę)...

:great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

​Ehh... Zbyt pięknie było. Szlak mnie zaraz trafi. Niby nic. A jednak pobudziło mój organizm. Iskierki przed oczami. Jakby z ogniska. Dezorientacja. Automat załączony. Pojawił się lęk. Niepokój. Pierwsze symptomy. Zaczynam dygotać. Serce wali jak oszalałe. Drżenie rąk. Oddech przyśpiesza. Strach przybiera na sile. Staram się uspokoić. Nie mogę. Mięśnie powoli odmawiają posłuszeństwa. Zaraz odlece. Siadam na łóżku. Omdlenie. Boję się. Myśli katują mój umysł. Nic nie jest racjonalne. Wszystko odległe. Obce. Hiperwentylacja.

 

Ruda uspokuj się! Dasz radę! To tylko panika! Zaraz przejdzie. Przeczekaj. Nie myśl! Nie walcz! To nie pomaga. Nie nakręcaj się. To na nic. Potęgujesz swój lęk - powtarzam sobie w głowie.

 

Gdyby to było takie proste... Fajek za fajkiem. Nie mogę znaleźć sobie miejsca. Nogi chodzą. Ból zaczyna doskwierać. Mięśnie sztywnieją. Zaczynam wariować. Zatracać się w tym wszystkim. Siadam. Trzęsie mym ciałem. Serce dalej wali jak młot. Oddech wciąż przyspiesza. Analiza. Niepokój. Strach. Lęk. Rozdrażnienie. Uczucie odrealnienia. Całkowite odcięcie. Nie panuje nad ciałem. To zbyt silne. Za słaba jestem. Nie potrafię tego zatrzymać. Ten stan. To nie do wytrzymania.

 

Coś mnie wzywa. Uśmiecha się do mnie. Szeptem woła: weź mnie. Afobam. Przyjaciel. Pomoże. Wyciszy. Uspokoi. Poddaje się. Biorę tabletkę. Chcę to zakończyć. Zbyt długo to trwa. Rozbicie. Pustka. Dziwne odczucia. Mój mózg wysiadł. Odmówił posłuszeństwa. Czas odpocząć. Zregenerować siły. Sen. Tego mi teraz najbardziej potrzeba... Reset systemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ruda, Ty jakieś leki na stałe bierzesz?

Naemo, pokaż te włosy no!

 

Ja jestem bardzo skupiona na jedzeniu. Za bardzo, to nie wróży nic dobrego. Zakończyłam prace na dwa etaty, odbiorę jeszcze świadectwo i zamykam pewien bardzo obszerny rozdział mojego życia. Rany...

 

I przywalić mi się chce okropnie, sporo o tym myślę. Codziennie.

Ja weekend pracujący, a Wy jakie plany? Trzymajcie się cieplutko!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ernest00, białe.

W sumie- typ poszukiwacz doznań wszelakich :roll:

(btw mój mały narkomański móżdżek już rozkminia o jakie brązowe rzeczy Ci chodzi i czy myślę dobrze czy nie i JEZU stara a głupia)

Planów -wyskoków nie posiadam, pale sobie, wchodzi nawet więc noe narzekam.

 

Weekend przechorowałam, pierwszy raz nie miałam mocy żeby utrzymać się w pionie. Grypa czy co. Do lekarza muszę w ogóle bo jakaś słaba jestem, męczliwa (kocham to słowo ;) ) i bledsza niż zwykle.

Nastrój falujący ale widzę progres, wewnętrzny terapeuta się włączył więc nie ma źle.

 

Jak u Was?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie w porządku w sumie :)

Od jakiegoś czasu zero samookaleczania się, nawet o tym nie myślę :great:

Ale fiksuję trochę, ze mam drugą osobowość i że jest ona zła. Może się przełamię i powiem o tym T dzisiaj. Ale niekoniecznie.

Bo ogólnie męczy mnie to od paru lat. I teraz ciekawa jestem co by się stało jakbym się "temu poddała". Może odczuję ulgę? Wyciszę sumienie itd. argumentem, że jestem' chora' ( :roll: ) Zobaczę co się wtedy wydarzy. I potem powiem T.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ernest, u mnie palenie przestało wchodzić zawsze odkąd posmakowałam stymulantów. Znaczy że spaliłam czerep znacznie myślę (w dużym skrócie myślowym ;) ), no i psychodeliki to jednak sets&settings wiec jak duch niespokojny to może być krzywo. U mnie chyba ku dobremu więc zmierza ostatnio.

 

Naemo, każdy ma pulę pozytywnych i negatywnych cech. Każdy pragnie czegoś, o czym głośno nie mówi. Każdy się czegoś wstydzi. I czegoś boi. Możesz czuć pozytywne i negatywne emocje będąc jedną osobą i tak jest też z innymi sprawami i to jeszcze nie czyni cię złą. W ogóle nie sądzę żeby byli ludzie ani zupełnie dobrzy ani źli do cna, to niemożliwe.

 

U mnie dzień wolny, byłam na kawie z koleżanką, jutro do pracy. Staram się ogarniać wszystkie bieżące sprawy, uspokaja mnie to.

Żołądek mnie tak nakurvia że mam ochotę sobie wyrwać flaki btw, chyba powoli czas do lekarza...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cały dzień poza domem. Taki wypad dobrze mi zrobił. Z daleka od całej tej toksycznej sytuacji rodzinnej. Najpierw terapia. Problemy z dojazdem. Lęk. Ale dałam radę. Sesja na plus. Duży plus. Wyciszona i spokojona wyszłam z gabinetu. Nie wiem jak i co T ze mną robi, ale to działa. Dzięki tym wizytą czuję się dobrze. Złe myśli odchodzą. Napęd i ochota do życia wzrasta. Samoocena również idzie w górę. Czy to za sprawą zrozumienia i akceptacji? Być może. Nie czuję się oceniana. Ani gorsza. Czuję się normalnie, tak po prostu. Jak równy z równym.

 

Terapia jest moją jedyną szansą na normalne życie. Na pozbycie się destrukcyjnych zachowań. Każda sesja daje mi dużo cennych wskazówek. Pobudza mój umysł do pracy. Załączam myślenie. Ale nie takie zwykłe. To zupełnie coś innego. Praca nad schematami. Wgląd. Analiza. Dobre i złe strony.

 

Po terapii miałam 3 godziny oczekiwania na wizytę u lekarza. Spędziłam je aktywnie. Spacerując po mieście. Pogoda dopisała. Było tak miło i spokojnie. Zero stresu. Niechcianych myśli. Lęku. Liczyło się tu i teraz. W niektórych miejscach miłe wspomnienia wróciły. Uśmiech na twarzy się pojawił. Ach to były czasy. Brakuje mi ich.

 

Bardzo stresowałam się wizytą u lekarza. Bałam się jego reakcji. Gorsze dni ostatnio, kiepskie samopoczucie, myśli samobójcze i pojawiła się obawa, że skieruje mnie do szpitala. Na szczęście nie taki diabeł straszny jak go malują. Wizyta przebiegła pomyślnie. Dobrze się rozmawiało. Na luzie. Dostałam kolejne leki do kolekcji. Może w końcu mój nastrój się ustabilizuje. Oby. Pan doktor również potwierdził słowa mojej terapeutki. Że mam bardzo dużą wiedzę i znakomity wgląd w siebie ale nie potrafię przełożyć tego na czyny. Jestem doskonałym obserwatorem. I odcinam się całkowicie od emocji. Inteligencja to jedno a emocjonalność drugie. Pod tym względem jestem całkowicie rozchwiana. Ogólnie spotkanie w porządku. Nastrój dalej ok. Więcej pewności siebie. Chęci. Odwagi. Z bananem na twarzy wracałam do domu.

 

A tu jak zwykle schody. Ehh. Próba podjęcia rozmowy z mężem. To był zły pomysł. Skończyło się to stwierdzeniem z jego strony: "po co zakładałaś rodzinę. Kiedyś taka nie byłaś. To ty się zmieniłaś. Moi rodzice nie mają nic z tym wspólnego. To tobie nic nie pasuje. Jak chcesz to się rozwiedziemy. Mam już dość tego wszystkiego". Mniej więcej tak to wyglądało. Nie omieszkał również stwierdzić, że znów wydałam bezsensownie pieniądze na terapię i lekarza. Mam się po prostu wziąć w garść i nie wymyślać. A o lekach już nie wspomnę. Nie akceptuje ich delikatnie mówiąc. Oczywiście mój nastrój poleciał ostro w dół. Starałam się wytłumaczyć mój stan aby zrozumiał mój problem, a dostałam z liścia w twarz. Zostałam z tym wszystkim dalej sama. Ehh. I po co ja się staram. Szkoda gadać.

 

Podsumowując: moje życie jest warte tylko dla mnie. Oczywiście w fazach normalności. Inaczej chce się zniszczyć. Nikogo innego nie obchodzi. Kolejny zbędny balast. Takie sytuacje jak ta odbierają chęci i nadzieje. Skrzydła znów podcięte. Motywacji brak. Znów kryzys. Pesymistyczne myśli. Krytyczne spojrzenie. Autodestrukcja zaczyna się odzywać. Emocje w środku roznoszą. Skrajność to cała ja. A depresja i borderline to wymysł mojej wyobraźni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

KOCHAM FLUO <3

Praktycznie mogłabym na nim nie jeść :D

I KOCHAM PIŁKĘ NOŻNĄ! Zastanawiam się nawet czy znowu nie zacząć chodzić do jakiegoś klubu. Tylko teraz będzie, myślę, 90 razy trudniej niż w wieku tych 13-nastu lat.

 

I zastanawiam się czy terapia mi teraz jakkowliek będzie pomagać, nie chcę wyrzucać pieniędzy w błoto. Teraz będzie dłuższa przerwa to się spokojnie zastanowię i zobaczę jak mi będzie bez terapii.

Od czasu rozpoczęcia terapii teraz co drugą swoją reakcję obserwuje jako po prostu strach przed odrzuceniem, wszystkie moje relacje z ludźmi, wszystko. Na co dzień to zauważam. I wkurza mnie to szczerze mówiąc.

 

I dzisiaj miałam rozmowę z przyjaciółkami w tym stylu, ze od razu dostaję ataku paniki, ale skończyło się dobrze. Niby poważnie, ale bez przesady, teraz będzie wszystko jaśniejsze między nami :)

 

Jak u was? Chojrakowa, zgaduję, że spokojnie skoro nie piszesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naemo, u mnie chyba spokojnie właśnie. Wszystko jest jak zawsze, to złe też ale w jakimś umiarkowanym poziomie, chwilowo ogarniam.

Nie mam mocy za to i bardzo mnie to martwi. Cóż muszę chyba ogarnąć badania.

 

Cudowne działanie fluo na apetyt trwa 3miesiace wiec jak nie chcesz jojo to lepiej jedz grzecznie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Napisz sobie w podpisie :)

 

Mi Lamo bardzo podpasowało. Przy 200 mg miałam problemy ze skórą i wypadaniem włosów, ale przy 150 mg zero skutków ubocznych. Biorę od 3,5 miesięcy.

 

Cudowne działanie fluo na apetyt trwa 3miesiace wiec jak nie chcesz jojo to lepiej jedz grzecznie ;)

Aj tam :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×