Skocz do zawartości
Nerwica.com

relacje damsko-męskie a dda


Gość potworek

Rekomendowane odpowiedzi

Wiecie w ogóle w którym momencie powiedzieć sobie: ok chyba za bardzo mu na głowę wchodzę?

Właśnie nie, może ktoś da mi jakieś złote rady. Bo mi się wydaje, że ja w zwiąku strasznie ograniczam z jednej strony, a z drugiej strony ja nie daję się ani trochę ograniczyć :twisted:

 

Ha! I to jest pytanie za 100 punktów i chwała temu, kto na nie znajdzie odpowiedź!... :bezradny:

 

Dużo chyba zależy od tej drugiej osoby też. Jeśli faktycznie jest szczera w zamiarach, ma dużo cierpliwości i chęci poznawania nas z całym naszym bagażem doświadczeń, to myślę że warto z tym partnerem rozmawiać. Mieć nadzieję, że nie wykorzysta naszych słabości. Nie pytać oczywiście nachalnie co chwila "czy ja nie za bardzo cię absorbuję? nie denerwuję? nie masz mnie dosyć? nie wchodzę ci na głowę?". Po prostu jeśli jest to już dosyć poważna i bliska relacja, wciąż się rozwijająca w tym dobrym kierunku to warto powiedzieć o swoich obawach i myślę, że jeśli partner będzie czuł się zbyt osaczony czy przytłoczony przez jakieś nasze zachowania, to znając sytuację (i nasze otwarte nastawienie do przyjęcia kilku słów opinii) porozmawia z nami o swoich odczuciach i spostrzeżeniach.

Oczywiście, wiem, łatwo się mówi i nie oszukujmy się, to utopijna wizja, przesycona idealistycznie. Ale myślę, że próbować warto i szukać dla siebie dobrych rozwiązań. Jesli coś się nie sprawdziło to szukać dalej. Zawsze jest szansa że odkryjemy sposób na siebie.

 

A jeszcze co do tego lęku o którym pisaliśmy wcześniej. Wczoraj tak patrząc na mojego faceta zdałam sobie sprawę z pewnej rzeczy. Poczułam, że chciałabym bardzo chociaż czasem, przez chwilę dać się ponieść uczuciom, wrzucić na luz, być spontaniczną, porzucić kontrolę i lęk ALE nie potrafię, bo boję się, że wtedy akurat kiedy ja się maksymalnie rzucę w ten wir, coś się zacznie psuć, coś się stanie, nie wiem co, ale coś nieprzewidywalnego co zacznie wszystko psuć, co pokaże że nic z tego nie będzie właśnie w momencie, w którym zdecydowałam się dać się ponieść emocjom.

 

No i oczywiście obecne w mojej głowie "przecież i tak przyjdzie czas w którym on cię zostawi".

Pojawia się myśl wspólnego zamieszkania, obowiązków domowych, kontaktów z teściami, dzieci (konieczność odstawienia leków!), praca - wszystko to na raz sprawia, że mam ochotę nakryć się po uszy kocem i jak dziecko udawać, że mnie nie widać...

 

-- 16 mar 2015, 10:51 --

 

Jeszcze przyszło mi na myśl coś takiego jak "przyzwyczajenie".

Trudno oddać się emocjom, rzucić w wir związku, bo boję się przyzwyczaić do tej sytuacji, bo wtedy właśnie mogę coś lub tego kogoś stracić. Mówiąc krótko - lepiej się nie przyzwyczajać, żeby potem strata tak nie bolała.

Kolejny schemat...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po prostu jeśli jest to już dosyć poważna i bliska relacja, wciąż się rozwijająca w tym dobrym kierunku to warto powiedzieć o swoich obawach i myślę, że jeśli partner będzie czuł się zbyt osaczony czy przytłoczony przez jakieś nasze zachowania, to znając sytuację (i nasze otwarte nastawienie do przyjęcia kilku słów opinii) porozmawia z nami o swoich odczuciach i spostrzeżeniach.

Jak dla mnie to też trochę ruletka, bo część partnerów ma w genach zakodowane wycofywanie się. W sensie, jeśli coś w związku leży, to oni często sami nie potrafią doprecyzować o co biega - my też tak mamy zresztą. Czujesz po prostu, że coś się sra, ale ciężko jest doprecyzować co konkretnie i tym samym puścić w eter jakieś info, że "drogi mój chłopie, mamy problem z tym i z tamtym". Gdyby w każdym związku ludzie potrafili ze sobą rozmawiać i wymieniać informacje na temat swoich odczuć potrafiąc przy tym te emocje jakoś określić w słowach, odsetek rozstań byłby 100 razy mniejszy. Tyle, że jak dla mnie to nie tylko problem dzieci z rodzin dysfunkcyjnych tylko ogólnie dotyczący większości populacji. :?

 

Z drugiej strony też, jak próbujesz artykułować swoje potrzeby i wątpliwości to czasem bywa to odbierane jako po prostu szukanie dziury w całym.

 

Ale myślę, że próbować warto i szukać dla siebie dobrych rozwiązań. Jesli coś się nie sprawdziło to szukać dalej. Zawsze jest szansa że odkryjemy sposób na siebie.

To ten element zgrania się z partnerem. I tu wchodzi kolejna nurtująca mnie kwestia, kiedy partnerowi o swoich zaszłościach historycznych i zaburzeniach opowiedzieć. Wiadomo, nie na pierwszym spotkaniu, ale w którymś momencie w moim odczuciu wypadałoby to zrobić, bo czym później tym trudniej, szanse na zrozumienie widocznie się redukują. No i jak dostajesz nagle pakietu lęków i kontrola się wkręca, to gość robi oczy jak 5 zeta i zastanawia się, czy to na pewno ta laska, z którą się związał iks czasu temu.

 

Tak sobie luźno gdybam. Mnie ta kontrola już nie dotyczy za bardzo, ale to jak zauważyłam na przestrzeni związków swoich i znajomych dość istotna kwestia - w sensie, kiedy się podzielić informacją, że coś tam w mózgu kiedyś nie trybiło. Kwestia zaufania.

 

-- 16 mar 2015, 11:20 --

 

ALE nie potrafię, bo boję się, że wtedy akurat kiedy ja się maksymalnie rzucę w ten wir, coś się zacznie psuć, coś się stanie, nie wiem co, ale coś nieprzewidywalnego co zacznie wszystko psuć

Eheheheh, prawo murphiego w wersji dda :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie, masz rację, że to ruletka. I dlatego tak ważna jest jednak rozmowa i cóż, szczerość. Wiadomo, że dużo ryzykujemy, odsłaniamy się, wystawiamy na zranienie, ale musimy zaufać jeśli chcemy dać szansę komuś i sobie na coś fajnego. Jeśli nie zaryzykujemy, zostaniemy w obecnym stanie bez szans na zmianę. Być może znowu dostaniemy po tyłku, może ktoś nas wyśmieje i nie będzie nawet próbował zrozumieć naszych problemów. Może. Ale może jednak trafimy na kogoś, kto będzie chciał razem z nami, ramie w ramię zmierzyć się z tymi słabościami, które (mówiąc szczerze) mamy wszyscy. Nie ma człowieka bez wad i bez słabości, tylko niektórzy je wartościują i uważają, że "moje wady nie są takie złe, to co innego, z tobą jest gorzej". Trudno. Jego prawo ale i jego strata, że myśli tak ubogo i powierzchownie.

 

Gdyby w każdym związku ludzie potrafili ze sobą rozmawiać i wymieniać informacje na temat swoich odczuć potrafiąc przy tym te emocje jakoś określić w słowach, odsetek rozstań byłby 100 razy mniejszy. Tyle, że jak dla mnie to nie tylko problem dzieci z rodzin dysfunkcyjnych tylko ogólnie dotyczący większości populacji.

 

Otóż to. Więc nie jesteśmy jako DDA tu jakimś wyjątkiem co może byc pocieszające bo faktycznie umiejętność rozmawiania kuleje u wielu osób. Potrafimy mówić, ale to nie to samo, co rozmawiać. Dlatego uważam, że zdając sobie sprawę z tego, że ma się w tej dziedzinie braki, trzeba próbować się tego uczyć na ile się tylko da. Byleby tylko mieć szczęście i znaleźć osobę, z którą można to wspólnie robić.

 

I tu wchodzi kolejna nurtująca mnie kwestia, kiedy partnerowi o swoich zaszłościach historycznych i zaburzeniach opowiedzieć. Wiadomo, nie na pierwszym spotkaniu, ale w którymś momencie w moim odczuciu wypadałoby to zrobić, bo czym później tym trudniej, szanse na zrozumienie widocznie się redukują. No i jak dostajesz nagle pakietu lęków i kontrola się wkręca, to gość robi oczy jak 5 zeta i zastanawia się, czy to na pewno ta laska, z którą się związał iks czasu temu.

 

Zgadzam się z Tobą, że w końcu trzeba o tym powiedzieć. Ja kilka razy ryzykowałam, z różnym efektem. Czasem żałowałam, innym razem nie. Ale staram się myśleć, że po prostu dowiedzialam się też sama przez to paru rzeczy o tym, jacy są ludzie i jak reagują.

Na szczęście swojemu facetowi powiedziałam o moich przypadłościach zanim dostałam przy nim ataku lękowego. Dzięki temu w trakcie nie musiałam mu tłumaczyć co się dzieje, on nie był zaskoczony i w dodatku dzielnie mnie wspierał i pomógł uspokoić.

Kiedy o tym powiedzieć? Chyba nie ma jednej odpowiedzi i przedziału czasowego. To zależy chyba od nas samych i od partnerów. Czasem chyba czuje się, że to już ten czas. Bywa że po troszku uchylamy rąbka tajemnicy. Może pojawiają się problemy i jesteśmy zmuszeni wytłumaczyć nasze zachowanie i sposób myślenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma rzeczywiście uniwersalnej recepty na to kiedy powiedzieć partnerowi/partnerce o swojej historii i o tym z czym do dzisiaj mamy problemy.

W moim ostatnim związku pomimo tego, że powoli przygotowywałem partnerkę do tego, by bardziej się przed nią odsłonić to jednak pogorszenie mojego stanu zmusiło mnie do tego, by to zrobić. Czułem się na tyle źle, że w trakcie jednej długiej, nocnej rozmowy opowiedziałem wszystko ze szczegółami co naturalnie dla dziewczyny było szokiem i "bombą emocjonalną", której oczywiście początkowo nie udźwignęła. Powiedziała mi wtedy, że czuje się oszukana, czemu specjalnie się nie dziwię. Po prostu zrobiłem to w najmniej delikatny sposób wodzony swoim pogarszającym się stanem psychicznym, taka potrzeba by to w końcu z siebie wyrzucić najbliższej osobie. To był błąd, bo można było to podzielić na bardziej strawne porcje i wtedy zapewne inaczej by to przyjęła.

 

Dlatego uważam, że nie należy mówić takich rzeczy na pierwszym , czy kilku pierwszych spotkaniach, bo jak się powie zbyt wcześnie to osoba nie zdąży poznać twojej dobrej strony osobowości, a już może to powodować u niej przyklejenie nam łatki, zmianę wizerunku naszej osoby i niechęć do dalszego poznawania, ale też nie można z tym zbyt długo zwlekać, bo osoba faktycznie może się poczuć oszukana jak wyjdzie to samo z siebie na skutek określonych okoliczności np: nasilenia objawów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiadomo, że żeby się przed kimś otworzyć, trzeba zbudować relację. Trudno mówić o naszych przypadłościach, smutnych doświadczeniach po kilku spotkaniach. Za jakiś czas, gdy zdecydujemy się na to, by się bardziej otworzyć, też nie mamy gwarancji, że druga osoba przyjmie to tak, jakbyśmy sobie tego życzyli.

Dobrze jest wcześniej widzieć, że mamy do czynienia z kimś wrażliwym, empatycznym, kto wykazuje dużo zrozumienia dla innych.

Zostaje jeszcze opcja poznawania ludzi przez internet. To daje jakieś poczucie bezpieczeństwa. Ludzie się bardziej skłonni do otwierania się. Tylko tu może pojawić się problem, gdy decydujemy się z kimś spotkać. Bo niby ludzie dużo o sobie wiedzą, niby powinni być sobie bliscy, ale jest zgrzyt, bo spotykają się po raz pierwszy w życiu. Chociaż w moim przypadku, jedna taka relacja przetrwała dłużej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rebelia, Ja z kolei w necie często wyczuwam w sobie że jestem nawet aż za natto wylewny ale kiedy już ma dojść do spotkania wypowiedzenie kazdego nawet najkrótszego słowa przypomina przełykanie kaktusa. Poza tym często zbiera mi się na dezercję w trakcie spotkania i nie koniecznie chodzi mi o randkę ale też o zwykłe luźne znajomości. Zawsze jedną nogę mam luźno pod stołem a druga chce jak najszybciej spieprzać stąd. A teraz nawet koleżanek nie mam i to już od paru ładnych lat mnie wkurwia :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli jak to jest, wystarcza nam malutka liczba bliskich ale za to naprawdę zaufanych osób (2-3 osoby), czy jednak gdzieś w środku tęsknimy za gronem różnorodnych znajomych? Jak to u was jest?

Ja miałam czas, w którym żałowałam, że nie nawiązałam zbyt wielu trwałych znajomości, tylko takie przelotne (nawet ze studiów) ale w końcu zaczęłam doceniać silną więź jaka wytworzyła się z kilkoma osobami, z którymi mam naprawdę częsty kontakt, jeśli nie w realu to przynajmniej telefonicznie lub sms.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja właśnie tak mam, że wystarczy mi malutka liczba zaufanych osób. Nigdy nie czułem się dobrze w grupie ludzi, czy to w szkole, czy na studiach, czy też pracy i też czasem żałowałem, że nie udało mi się nawiązać trwałych relacji z ludźmi a z drugiej strony musiałbym działać na przekór swojej osobowości, która preferowała samotniczny tryb życia.

 

noszila, czy te osoby, z którymi masz częsty kontakt wiedzą o twoich problemach ? Czy też może przed nimi nie otwierasz się ze wszystkim do końca ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli jak to jest, wystarcza nam malutka liczba bliskich ale za to naprawdę zaufanych osób (2-3 osoby), czy jednak gdzieś w środku tęsknimy za gronem różnorodnych znajomych? Jak to u was jest?

 

Myślę, że bardzo ważne jest, by mieć kilka bliskich osób, z którymi można o wszystkim pogadać. Ale dobrze też, gdy czujemy się dobrze wśród ludzi i potrafimy nawiązywać nowe znajomości. Oczywiście nie muszą one przeradzać się w coś więcej. Każda relacja nas wzbogaca i dobrze być otwartym na innych.

Mam np znajomych z którymi łączy mnie wspólna pasja, ale nie powiedziałbym, że są to przyjaciele. Nie spotykamy się w innych okolicznościach, nie są to osoby, z którymi rozmawiam o swoim życiu osobistym. Dlatego tęsknie za kimś bliskim.

 

Nigdy nie czułem się dobrze w grupie ludzi, czy to w szkole, czy na studiach, czy też pracy i też czasem żałowałem, że nie udało mi się nawiązać trwałych relacji z ludźmi a z drugiej strony musiałbym działać na przekór swojej osobowości, która preferowała samotniczny tryb życia.

 

Żeby stworzyć bliskie relacje, trzeba właśnie przełamać schemat. Sam chciałbym np być w związku, a mam jakąś blokadę. Jak jej nie usuniemy, to nikt za nas tego nie zrobi. Dobrze trafić przy tym na osobę, która wykazuje dużo zrozumienia. Ciężko mi jednak uwierzyć w to, że trafiłbym na dziewczynę, która chciałaby przebijać się przez moją skorupę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Yoshimitsu, z ludźmi, z którymi łączy Cię pasja, może również połączyć przyjaźń czy miłość. Wiem, bo też należę do takiej grupy. Jest parę małżeństw, jakieś pary, a ja mam bliską koleżankę :) Tylko trzeba się otworzyć, a to jest trudne, wiem.

 

Co do dziewczyny, to nie możesz tak zakładać. Znam takie, które potrafią się poświęcić, ba, jest to nawet ich cel życiowy, sprawia im radość. Trzeba tylko dobrze trafić, a to jużwiększy problem. Zależy pewnie od wieku. Człowiek młody ma dużo okazji do poznawania innych ludzi, im starszy tym mniej sposobności niestety.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie nawet przez net jest ciężko się otworzyć. ;)

Mi niestety też. Kotłuje się wszystko we mnie, ale najczęściej nic nie piszę bo boję się, że jak napiszę coś o sobie, wyrażę swoje zdanie to ktoś mnie nie zrozumie, wyśmieje, oleje i odrzuci. Straszliwie się tego boję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

siostrawiatru, zawsze możesz się na takiej osobie potem wyżyć słownie i nic Ci za to nie grozi :P W realu niestety jest trochę gorzej z tym.

Masz rację, ale ja zawsze uciekam z podkulonym ogonem kiedy ktoś mnie atakuje, albo krytykuje. Nie chcę się wdawać z nikim w jakieś spory czy kłótnie. Chociaż wiem, że to czasem nieuniknione. Chyba muszę nad tym popracować bo nie da się całe życie uciekać od trudnych sytuacji. Mam wtedy poczucie porażki, że nic nie zrobiłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

noszila, czy te osoby, z którymi masz częsty kontakt wiedzą o twoich problemach ? Czy też może przed nimi nie otwierasz się ze wszystkim do końca ?

 

Dwie osoby - mój facet i moja przyjaciółka - wiedzą naprawdę dużo. Przed facetem nawet trudno byłoby pewne rzeczy ukrywać bo z jednej strony często ze sobą spędzamy czas i rozmawiamy a z drugiej strony takie ukrywanie, oszukiwanie tej drugiej osoby nie wpłynęłoby w dłuższej perspektywnie korzystnie na naszą relację i jej rozwój.

A przyjaciółka, jedna jedyna, taka z którą można pogadać o wszystkim i o niczym, o rzeczach ważnych i o głupotach, pożalić się i głośno pośmiać.

Dobrze jest mieć takie osoby.

I wiecie, czuję, że mi to wystarcza. Że te dwie osoby to wystarczającza liczba tzw. bliskich osób.

 

Żeby stworzyć bliskie relacje, trzeba właśnie przełamać schemat. Sam chciałbym np być w związku, a mam jakąś blokadę. Jak jej nie usuniemy, to nikt za nas tego nie zrobi. Dobrze trafić przy tym na osobę, która wykazuje dużo zrozumienia. Ciężko mi jednak uwierzyć w to, że trafiłbym na dziewczynę, która chciałaby przebijać się przez moją skorupę.

 

A jednak. Są takie osoby. Mogę służyć przykładem - jestem DDA, ChAD, mam za sobą pobyt na oddziale w psych., trochę blizn na ciele od żyletek....a jednak znalazł się ktoś, kto chce być ze mną.... Również trudno mi w to uwierzyc, nadal uważam się za beznadziejny przypadek i nie wiem co będzie następnego dnia, tygodnia...ale dziś On jest obok.

Myślę, że każdy ma szansę.

 

Mi niestety też. Kotłuje się wszystko we mnie, ale najczęściej nic nie piszę bo boję się, że jak napiszę coś o sobie, wyrażę swoje zdanie to ktoś mnie nie zrozumie, wyśmieje, oleje i odrzuci. Straszliwie się tego boję.

 

Ryzyko wpisane w poznawanie ludzi. Jeśli nie zaryzykujesz, nie przekonasz się i możesz stracić okazję na zbudowanie lub pogłębienie z kimś relacji. A jeśli ktos nawet nie zrozumie, to ma do tego prawo, jesli tylko wyrazi je w zdrowy sposób. Jeśli natomiast wyśmieje - cóż, nie będzie to miłe, wiem, ale przynajmniej wiesz, że to zupełnie niewłaściwa, niedojrzała osoba z którą już nie musisz niepotrzebnie tracić czas. Czasem po prostu wyznanie przed kims swoich problemów sprawia, że dowiadujemy się, kto naprawdę jest tym za kogo się podaje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Yoshimitsu, z ludźmi, z którymi łączy Cię pasja, może również połączyć przyjaźń czy miłość. Wiem, bo też należę do takiej grupy. Jest parę małżeństw, jakieś pary, a ja mam bliską koleżankę :) Tylko trzeba się otworzyć, a to jest trudne, wiem.

 

Co do dziewczyny, to nie możesz tak zakładać. Znam takie, które potrafią się poświęcić, ba, jest to nawet ich cel życiowy, sprawia im radość. Trzeba tylko dobrze trafić, a to jużwiększy problem. Zależy pewnie od wieku. Człowiek młody ma dużo okazji do poznawania innych ludzi, im starszy tym mniej sposobności niestety.

 

Te osoby, z którymi mnie łączy wspólna pasja, są starsze, mają swoje rodziny, a ja jestem zacofany pod tym względem. Także nawet jakoś nie dążę do tego, by się otworzyć. Pewnie, gdyby były trochę młodsze, to tak.

Masz rację, są dziewczyny, które potrafią się poświęcić. Myślę, że często są to osoby z DDA. Potem w związkach wchodzą w rolę ratownika.

Chciałbym poznać dziewczynę, która będzie potrafiła mnie zrozumieć, wspierać, ale też będzie umiała dostrzec wiele fajnych cech. Na pewno nie chce, żeby patrzyła na mnie z góry na zasadzie: "o jaki biedny miś, trzeba mu pomóc" :).

 

A jednak. Są takie osoby. Mogę służyć przykładem - jestem DDA, ChAD, mam za sobą pobyt na oddziale w psych., trochę blizn na ciele od żyletek....a jednak znalazł się ktoś, kto chce być ze mną.... Również trudno mi w to uwierzyc, nadal uważam się za beznadziejny przypadek i nie wiem co będzie następnego dnia, tygodnia...ale dziś On jest obok.

Myślę, że każdy ma szansę.

 

Trochę mnie podbudowałaś :) Dzięki. Czyli jednak można, tylko trzeba zaryzykować.

 

Masz rację, ale ja zawsze uciekam z podkulonym ogonem kiedy ktoś mnie atakuje, albo krytykuje. Nie chcę się wdawać z nikim w jakieś spory czy kłótnie. Chociaż wiem, że to czasem nieuniknione. Chyba muszę nad tym popracować bo nie da się całe życie uciekać od trudnych sytuacji. Mam wtedy poczucie porażki, że nic nie zrobiłam.

 

Może po prostu zostałaś nauczona, że kłótnie, wyrażanie złości prowadzi do czyjegoś cierpienia? Ja zawsze wolałem zdusić gniew, wtedy czułem, że tylko ja będę cierpieć a komuś innemu się nie "dostanie". Tylko potem właśnie pojawia się to poczucie porażki, że nie wyraziło się swoich emocji, nie powiedziało się, co się myśli. Myślę, że mogłoby Ci pomóc poznanie inteligentnych osób,z którymi czułabyś się bezpiecznie. Wtedy łatwiej wdać się w dyskusję, powiedzieć, że się z czymś nie zgadzasz, że wkurza Cię zachowanie drugiej osoby. Jeśli spotkasz się z dojrzałą reakcją, tzn druga osoba uszanuje Twoje zdanie, zrozumie, że masz prawo czuć to co czujesz, to będziesz chłonąć pozytywne wzorce. Poza tym będziesz uczyć się bronienia własnego zdania, asertywności i wzmocnisz poczucie własnej wartości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie to jest tak: wiem, że jestem przystojny (dziewczyny same mnie podrywają...), zdaje sobie sprawę z tego. Ale nic więcej. Mam totalną blokadę. Moje emocję mówią mi: "uciekaj!!". Średnio im ufam, boje się zakochać, nie chcę się zaangażować emocjonalnie. A z drugiej ciało domaga się jednak seksu.

Mam mnóstwo wymówek typu: nie mam prawa jazdy, nie mam znajomych...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli jak to jest, wystarcza nam malutka liczba bliskich ale za to naprawdę zaufanych osób (2-3 osoby), czy jednak gdzieś w środku tęsknimy za gronem różnorodnych znajomych? Jak to u was jest?

Ja miałam czas, w którym żałowałam, że nie nawiązałam zbyt wielu trwałych znajomości, tylko takie przelotne (nawet ze studiów) ale w końcu zaczęłam doceniać silną więź jaka wytworzyła się z kilkoma osobami, z którymi mam naprawdę częsty kontakt, jeśli nie w realu to przynajmniej telefonicznie lub sms.

Akurat w moim przypadku kiedyś miałem kilkudziesięciu znajomych ale po wstępnym ataku choroby i jeszcze wcześniejszym wyjeździe do Niemiec na 2 lata wszystko się posypało. Teraz mam już tylko 2 przyjaciół ale i oni z czasem zaczynają się ode mnie oddalać. Przez ich związki oczywiście bo mam ten wyjątkowy dar że kobiety mnie nienawidzą. Czasem czuję się przymuszany do związków bo inaczej będę sam nawet na całe życie:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Semir, jest sens bycie z kimś, byleby nie być samemu? Wydaje mi się, że lepiej już znaleźć tych znajomych/przyjaciół. Proste to nie jest, ale łatwiejsze niż wejście w związek.

Ja się już poddałam, jestem szczęśliwa nie będąc w związku, za dużo tracę na to energii i zaniedbuję inne dziedziny życia/innych.

Nie mógłbyś zapisać się do jakiegoś koła, na jakiś kurs? Tam na pewno spotkasz wiele nowych osób i może zaistnieje szansa na spotykanie się też prywatnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się już poddałam, jestem szczęśliwa nie będąc w związku, za dużo tracę na to energii i zaniedbuję inne dziedziny życia/innych.

 

I właśnie w momencie, w którym również się poddałam, poznałam mojego obecnego faceta. Zupełnie na spontan, bez żadnego nastawiania się na cokolwiek; po prostu spotkaliśmy się i ....poszło :roll:

Nic na siłę, czasem właśnie trzeba odpuścić i pozwolić żeby coś potoczyło się samo a dopiero w odpowiednim momencie temu pomóc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I właśnie w momencie, w którym również się poddałam, poznałam mojego obecnego faceta. Zupełnie na spontan, bez żadnego nastawiania się na cokolwiek; po prostu spotkaliśmy się i ....poszło :roll:

Nic na siłę, czasem właśnie trzeba odpuścić i pozwolić żeby coś potoczyło się samo a dopiero w odpowiednim momencie temu pomóc.

Tak, myślę, że należy czerpać radość z tego, co w danym momencie może Ci ją przynieść. Dokładnie, nic na siłę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×