Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zakończenie terapii


L.E.

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć!

Dwa tygodnie temu zakończyłem 6 miesięczną terapię grupową. Diagnoza - zaburzenia depresyjne i lękowe mieszane.

Mam mnóstwo przemyśleń związanych z terapią. Zawsze miałem problem z kontaktami międzyludzkimi, ale nie wiedziałem z czego to wynika, co robię nie tak. Dzięki terapii wiem, że duża wina leży po stronie moich rodziców, ich surowości, tendencji do oceniania, braku przyjaznej atmosfery w domu. To wszystko przenosiłem na swoje relacje z otoczeniem, zupełnie nieświadomie. Ludzie postrzegali mnie jako osobę niezwykle autorytarną, agresywną i egocentryczną. Muszę przyznać, że było mi bardzo przykro z tego powodu. Mam skierowanie na terapię indywidualną i chcę dalej pracować nad sobą. Teraz jak jestem po, wciąż rozpamiętuję to zwłaszcza co przekazywał terapeuta, ale też różne sytuacje z terapii. Mam problemy z komunikacją emocjonalną. Nawet gdy mówię całkiem neutralne lub pozytywne rzeczy mój ton zdradza agresywność. To powoduje konflikty i nieporozumienia. W informacjach zwrotnych do mnie dominowała złość, więc uznaję swoje wady charakteru.

 

Nie przywiązałem się specjalnie do terapeutów, często się na nich złościłem w trakcie terapii, ale kilku osób z grupy będzie mi na pewno brakowało. Pewnie jestem w podobnej sytuacji jak Luna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ala1983, a wcześniej też go miałaś czy raczej nie byłaś świadoma tego żalu?

Nie bylam swiadoma, z reguly dopiero na terapii sie takie rzeczy odkrywa. Wiedzialam, tylko, ze cos sie ze mna stalo, z moja osobowoscia kiedy dorastalam itd.. ale nie wiedzialam dlaczego, co bylo tego przyczyna.

 

To jest strasznie smutne Monika, szczegolnie kiedy zaczelo sie nad soba pracowac dopiero po latach. Poczucie straty jest ogromne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam podobnie jak Ty... Tez dopiero teraz uświadamiam sobie swój zal do rodzicow, wcześniej raczej dreczylo mnie poczucie winy czy odpowiedzialność za nich.

 

Teraz staram się odciać emocjonalnie - ale jest to strasznie trudne..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie wiem już co robić, proszę o jakąś poradę albo chociaż obiektywną ocenę jak wygląda to z zewnątrz. Byłam na kilku spotkaniach u psychoterapeuty i już mam ochotę zrezygnować, pomyślicie normalne ale chyba jednak nie. To nurt psychodynamiczny, terapeuta jest bardzo zdystansowany i niemiłosiernie mnie wkurza, mam wrażenie ,że mnie olewa. Ciągle słyszę "to Pani terapia, nie moja", mam określić cel i wykazywać cheć zmiany, ale ja tak nie potrafię, bo nie mam chęci do życia a co dopiero zmiany czegokolwiek. Wydaje mi się ,że to wszystko nie ma sensu, najchętniej nie wychodziłabym z domu i czekała na koniec, a ona każe mi "być silną i o siebie walczyć". Chyba w obecnym stanie potrzebuje wsparcia a nie zdawkowych wypowiedzi. Czy myślicie ,że to ma sens? Ja chyba nie chce się zmienić, tzn chce ale jest to takie trudne ,że wolę nawet nie próbować. Rozmawiałam o tym na terapii i usłyszałam "to Pani decyzja" i ,że terapeuta nie może wchodzić w rolę rodzica (trochę chyba chce ,żeby ktoś załatwił to za mnie), mam wrażenie ,że ta terapia mnie jeszcze bardziej dołuje, a wręcz mi szkodzi..Ciągle się kłócimy, robię się wręcz agresywna i ją obrażam, a ona nawet na to nie reaguje. Wiem ,ze jeśli przerwę tą terapię to na żadna inną już nie pójdę (to jedyna w mieście na NFZ), poza tym wiem ,że jeśli sama się za siebie nie wezmę to nikt tego nie zrobi, nie mam znajomych, rodziny to nie interesuje.. Co zrobilibyście na moim miejscu ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pretoria, ja Ci napiszę z własnego doświadczenia. Rozpoczynałam w swoim życiu kilka terapii ( raz uczestniczyłam też w grupie ) i za każdym razem schemat był ten sam ... po kilku spotkaniach rezygnowałam, z żadnym terapeutą nie nawiązałam dobrego kontaktu, mimo iż nie mam problemu z mówieniem o sobie. Miałam wrażenie, że żadna z tych osób mnie nie rozumie i nie jest w stanie mi pomóc, a szkoda mi było kasy ( to były prywatne wizyty ). Zraziłam się na dłuższy czas i zaniechałam dalszych poszukiwań. W tym czasie nic się w moim życiu nie zmieniło, chociaż z racji depresji i tak miałam na to zlewkę :? Później trafiłam tu na forum, masę czasu spędzałam na czytaniu postów innych ludzi, pisaniu własnych ( nadal to robię ) i tak sobie myślałam, co mi więcej jest w stanie pomóc, skoro i tak od wielu lat jest ciągle to samo?

 

Ale jednocześnie czytając pewne wątki i wpisy niektórych osób nabrałam chęci, żeby może jeszcze raz spróbować - bo przecież nic w sumie nie tracę :bezradny: I postanowiłam na początku tego roku zorientować się w możliwościach psychoterapii na NFZ ( zapisałam się w kolejce w 2 miejscach ). No i tak się złożyło, że w miarę szybko jak na polskie standardy ( ok. 2 miesiące ) umówili mnie na pierwsze wizyty konsultacyjne w obu poradniach ... poszłam, porozmawiałam, okazało się, że jest możliwość długoterminowej psychoterapii w obu tych miejscach ( trzeba się było tylko zdecydować - gdzie ;) ). Nie zastanawiałam się zbyt długo nad wyborem, bo zarówno terapeuta jak i lokalizacja jednej z tych poradni zdecydowanie bardziej mi odpowiadała i dzięki temu od 2 miesięcy rozpoczęłam po raz kolejny pracę nad sobą ;) Nie liczę na żadne cuda, bo mój problem jest ogólnie skomplikowany i wymaga także innych działań ( nie wdając się w szczegóły ), ale mam nadzieję przynajmniej w jakimś obszarze poprawić jakość swojego życia, a przede wszystkim zrozumieć swoje postępowanie w różnych sytuacjach, któremu sama nie jestem się w stanie przyjrzeć z dystansem ;) Chciałabym jednak w tym miejscu podkreślić,

że bardzo mi obecnie zależy na tej terapii, na regularności spotkań, czuję, że to jest ten czas i to miejsce ( szkoda, że tak późno, ale staram się już nie patrzeć wstecz, bo przeszłości i tak nie zmienię :bezradny: ). Natomiast nie wiem, jaką podjęłabym decyzję, gdyby relacja z terapeutą mi się po raz kolejny układała tak sobie i nie widziałabym możliwości porozumienia z tą osobą albo nie miałabym wystarczających chęci i motywacji do tych spotkań :?

 

Ja osobiście uważam, że człowiek po prostu musi chcieć się zmienić, a przynajmniej chcieć coś w tym kierunku robić, ale jednocześnie robić to z przekonaniem, że robi to dla SIEBIE, bo coś mu w życiu przeszkadza, bo nie rozumie do końca swojego zachowania, bo czuje się przez innych nierozumiany i chce dociec, dlaczego tak się dzieje, potraktować to jako swoistą inwestycję na kolejne lata ... jeżeli chodzi się na psychoterapię tylko dlatego, żeby inni dali nam spokój, że nic ze sobą nie robimy, jednym słowem, żeby spełnić oczekiwania matki, ojca, ciotki czy faceta, to taka terapia jest niewiele warta, bo człowiek musi przede wszystkim chcieć się zmienić dla samego SIEBIE, żeby jemu samemu było łatwiej ze sobą wytrzymać :mrgreen: , a że inni przy okazji na tym skorzystają to już dodatkowo korzyść z tego przedsięwzięcia ;) Dlatego też reasumując, uważam, że należy się dobrze zastanowić, czy to właśnie ten moment, to miejsce i ten czas, czy jesteśmy gotowi do zmian, czy chcemy coś w swoim życiu zmienić i czy ta konkretna osoba (terapeuta) jest nam w stanie w tej drodze towarzyszyć ( to się przeważnie czuje ), a nie przeszkadzać ;) A to, że po drodze będą się pojawiały momenty zwątpienia i co krok nowy pytajnik, to jest jak najbardziej zrozumiałe, zwł. na początku tej drogi. Życzę przemyślanych i mądrych decyzji, które zaprocentują w przyszłości ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pretoria, i takie jeszcze pytanie do Ciebie - bo piszesz, że to jedyna możliwość psychoterapii na NFZ w Twoim mieście - Czy to jest poradnia, tam gdzie uczęszczasz? Bo jeżeli tak, to przeważnie jest możliwość zmiany terapeuty na inną osobę ( jeżeli jest kilku terapeutów ), nawet bez podawania wyszukanych przyczyn. Po prostu mówisz, że chciałabyś spróbować u kogoś innego ( być może musiałabyś trochę poczekać ), bo nie bardzo jesteś się w stanie porozumieć z tą konkretną osobą, a nie chcesz rezygnować całkowicie z psychoterapii. Jeżeli są tylko takie możliwości, to nie powinni robić problemu, bo każdy pacjent ma prawo do zmiany tak samo terapeuty, jak też lekarza. Nie wiem, jak wygląda konkretnie sytuacja w Twoim przypadku, musisz się po prostu zorientować ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pretoria,

Ciągle słyszę "to Pani terapia, nie moja", mam określić cel i wykazywać cheć zmiany, ale ja tak nie potrafię, bo nie mam chęci do życia a co dopiero zmiany czegokolwiek. Wydaje mi się ,że to wszystko nie ma sensu, najchętniej nie wychodziłabym z domu i czekała na koniec, a ona każe mi "być silną i o siebie walczyć"

 

Być może z twoją T jest coś nie tak, bo na terapi psychodynamicznej, dąży się do poznawania siebie i rozumienia siebie a nie do walki o siebie czy do starania się aby być silnym. Czy ona rzeczywiście wypowiada te słowa czy też to jest twoje rozumienie jej wypowiedzi?

Z takim podejściem że musze być silna i musze o sobie walczyć, nie da się dokonać rzeczywistych zmian w sobie. Na terapii chodzi o pozwolenie sobie na bycie oraz na pokazanie tego jacy jesteśmy rzeczywiście, na pokazanie wobec terapeuty swojej słąbości, tego że nie potrafimy, że nam się nie udaje, na przeżywanie tych uczuć, na mówienie o tym.

Celem który mogłabys sobie obrać, jest poznanie siebie i zrozumienie siebie. Bo to są podstawy, i dopiero na tych podstawach możemy zacząć dokonywac zmian.

Taka rzeczywista chęć zmiany, którą się czuje, przyjdzie poźniej. W początkowym okresie raczej się chodzi po to aby być wysłuchanym, wspartym, zrozumianym i jeżeli tej chęci nie masz to o niczym to nie świadczy. Chęć powinna być do tego aby zmienic swoje życie na lepsze, aby lepiej się poczuć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba ja jakoś dziwnie wszystko odbieram, momentami czuję że wszyscy są przeciwko mnie. Własnie zakończyłam terapię. Teraz oczywiście żałuję, nie wiem co mnie podkusiło, to był impuls..Chyba chciałam wymusić na niej ,żeby bardziej się zaangażowała, pomogła mi. Myślałam ,że ona chociaż będzie mnie namawiała do zostania a ona tak po prostu powiedziała "dobrze, skoro tam pani postanowiła". Nie umiałam się u mniej otworzyć, ten wzrok mnie paraliżował. Zatajałam różne fakty, ściemniałam trochę, żeby nie wyjść na totalne zero. Po prostu chciałam dobrze wypaść a to nie o to chodzi. Teraz żałuję, chciałabym chyba wrócić, ale nie dam rady przyznać się ,że kłamałam, chyba wolałabym umrzeć. Te spotkania i jej zachowania tak strasznie mnie irytowały, ale mimo tego wyczekiwałam tych wizyt, bo miałam jej uwagę, wiedziałam ,że moge sie do niej przywiązać i zwiałam (ten motyw powtarzam z każdym facetem)... To wszystko jest naprawdę dziwne, nie wiem co robić, jedyne to wiem ,że bez terapii na pewno sobie nie poradzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to nie była moja decyzja niestety... Terapeuta zmienia miejsce pracy i juz nie będzie przyjeżdżal do miasta gdzie mieliśmy terapię. Ja nie byłam raczej na to gotowa, miałam 2 miesiące żeby się z tym oswoić. Początkowo byłam zrozpaczona, teraz już jest trochę lepiej ale nadal ciężko. Bardzo się przywiązałam :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rella, to lipa ;/ Bo tłumaczyć wszystko od początku nowej osobie, to jak krok wstecz. A jak długo chodziłaś do tego terapeuty? Widzisz jakieś rezultaty, bo z tego co kojarzę z innego wątku, to wypowiadałaś się raczej pozytywnie na temat samej terapii ;)

 

Chyba ja jakoś dziwnie wszystko odbieram, momentami czuję że wszyscy są przeciwko mnie. Własnie zakończyłam terapię. Teraz oczywiście żałuję, nie wiem co mnie podkusiło, to był impuls.. Nie umiałam się u mniej otworzyć, ten wzrok mnie paraliżował. Te spotkania i jej zachowania tak strasznie mnie irytowały, ale mimo tego wyczekiwałam tych wizyt, bo miałam jej uwagę, wiedziałam ,że moge sie do niej przywiązać i zwiałam

Jeżeli nie czułaś się komfortowo w obecności terapeutki i dodatkowo nie byłaś w stanie zdobyć się na szczerość ( ale do tego potrzeba zaufania do drugiej osoby! ), to myślę, że podjęłaś dobrą decyzję. Być może nie jesteś gotowa na terapię w tym momencie... a jeżeli chodziłaś na te spotkania wyłącznie po to, żeby zyskać czyjąś uwagę, to już w ogóle mija się z celem, zwł. że ta osoba równocześnie Cię irytowała.

 

Zatajałam różne fakty, ściemniałam trochę, żeby nie wyjść na totalne zero. Po prostu chciałam dobrze wypaść a to nie o to chodzi.

Dobrze, że masz tego świadomość... tu już jakiś plus ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arasha, 2,5 roku. Na razie nie planuję terapii indywidualnej. Prawdopodobnie zdecydujemy się na terapię w parze. Ja bardzo dobrze się wyrażałam o terapeucie bo bardzo go lubię, uważam ze jest świetnym człowiekiem i profesjonalistą, bardzo mądry, delikatny itd. Ma wszystkie cechy dobrego terapeuty, zawsze czułam się wysłuchana, zrozumiana, dostawałam duże wsparcie.

Jestem inna, widzę rezultaty aczkolwiek dużo jeszcze jest do zrobienia. Cele nie zostały osiągnięte. I ciężko mi sobie wyobrazić bez niego funkcjonowanie, stał się niezwykle ważny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli nie czułaś się komfortowo w obecności terapeutki i dodatkowo nie byłaś w stanie zdobyć się na szczerość ( ale do tego potrzeba zaufania do drugiej osoby! ), to myślę, że podjęłaś dobrą decyzję. Być może nie jesteś gotowa na terapię w tym momencie... a jeżeli chodziłaś na te spotkania wyłącznie po to, żeby zyskać czyjąś uwagę, to już w ogóle mija się z celem, zwł. że ta osoba równocześnie Cię irytowała.

 

Tak, ale może tak powinna wyglądać terapia ? Może to ja źle wszystko odbieram. Nie mam żadnych znajomych, wychodzę tylko do pracy, dlatego te sesje były dla mnie bardzo ważne, wreszcie miałam z kim pogadać i nadzieję ,że coś się zmieni. Bałam się ,że się przywiąże do terapeutki więc wolałam uciec wcześniej. Ten schemat powtarzam tez w codziennym życiu. I wszystko było by okej gdyby nie to ,że nie umiałam jej tego powiedzieć i zwiałam pod innym pretekstem..

Postanowiłam zadzwonić i poprosić o zmianę terapeuty - nic z tego najpierw muszę pogadać ze starą terapeutką i potem mogą mi kogoś przydzielić.. boję się tej rozmowy. Oczywiście powiem jej ,że nie czuję się swobodnie i ,że irytuje mnie jej zachowanie ,powiem jej ,że podałam nieprawdziwy powód zakończenia terapii bo nie chciałam jej tego tłumaczyć i myślę ,że zmieni mi tego terapeutę...ale ja tak naprawdę chce ,żeby ona była , a jednocześnie wiem ,że to nie pójdzie dalej i te dwie sprzeczności doprowadzają mnie do obłędu ;C

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pretoria, i jak poszlo? Wiesz, to, ze "wymuszono" na Tobie rozmowe ze starą terapeutką ma sens. Pozwoli Ci to na konfrontacje z własnymi lękami czy zahamowaniami, a nie ucieczkę, skloni do otwarcia. Ja, kiedy wspominam swoje sesje z terapeutka nr 1 przylapuje się na tym, ze teraz inaczej bym się z nia obchodzila, inaczej bym jej odpowiadala, bardziej otwarcie wyrazala swoja zlosc czy inne emocje - wiec wiem, ze to ze się nie dogadywalysmy, ze miałam wrazenie, ze ona mi nie pasuje, wynikało z tego, ze "chowałam się" z emocjami, jak w relacjach z każdym innym człowiekiem, - wiec zmiana terapeuty niewiele zmienila, - musiałam sama dojrzeć i zmienić nastawienie.

 

Czasem "wina" jest terapeuty, jeśli jest niekompetentny, ale dużo czesciej jest tak, ze łatwiej nam zrzucić odpowiedzialność na terapeute za niepowodzenie terapii niż przyznać, ze sami cos moglibyśmy zmienić w podejściu - po prostu na terapii spotykasz siebie, natykasz się na siebie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bałam się ,że się przywiąże do terapeutki więc wolałam uciec wcześniej.

 

Postanowiłam zadzwonić i poprosić o zmianę terapeuty - nic z tego najpierw muszę pogadać ze starą terapeutką i potem mogą mi kogoś przydzielić.. boję się tej rozmowy. Oczywiście powiem jej ,że nie czuję się swobodnie i ,że irytuje mnie jej zachowanie ,powiem jej ,że podałam nieprawdziwy powód zakończenia terapii bo nie chciałam jej tego tłumaczyć i myślę ,że zmieni mi tego terapeutę...ale ja tak naprawdę chce ,żeby ona była , a jednocześnie wiem ,że to nie pójdzie dalej i te dwie sprzeczności doprowadzają mnie do obłędu ;C

Masz rację, że Twoje odczucia są pełne sprzeczności, bo jak można się bać, że przywiążemy się do kogoś, kto nas irytuje?

Ale z drugiej strony to dobrze, że masz możliwość zmiany, przynajmniej będziesz miała okazję się przekonać, czy to kwestia terapeutki, czy sam proces terapeutyczny uruchomił w Tobie negatywne emocje, które po prostu przeniosłaś na osobę terapeutki. Nie obawiaj się tej rozmowy, to w pewnym sensie kolejny krok do przodu, jakieś nowe doświadczenie... ja tak bym na to patrzyła ;)

 

Czasem "wina" jest terapeuty, jeśli jest niekompetentny, ale dużo czesciej jest tak, ze łatwiej nam zrzucić odpowiedzialność na terapeute za niepowodzenie terapii niż przyznać, ze sami cos moglibyśmy zmienić w podejściu - po prostu na terapii spotykasz siebie, natykasz się na siebie :)

Owszem, często tak może się zdarzyć, ale bywa i tak, że nam ktoś od samego początku nie spasuje i wtedy nie ma się co męczyć i otwierać przed osobą, w obecności której nie czujemy się komfortowo :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To była terapia grupowa na oddziale w szpitalu i miała ustalony z góry termin zakończenia, więc się zakończyła, bo zwyczajnie po czterech miesiącach dostałam wypis, i do widzenia.

A ja ogólnie jestem zdana sama na siebie, bo rodzice mnie nauczyli, że w życiu trzeba być zaradnym i nie można się nad sobą użalać, nie nalezy też mowić o emocjach, tylko sobie z nimi radzić. I ja tak funkcjonawałam na tej terapii. Zamiast powiedzieć, co jest, to trzymałam wszystko w sobie. Zaczęło mi odbijać dopiero pod koniec, bo rzuciłam się na jedną z pacjentek tylko dlatego, że się do mnie odezwała, a ja to uznałam za zaczepkę i chęć pozbycia się mnie z grupy. Rzekomo mam jeszcze wiele do przepracowania, ale nie chcę iść ponownie na terapię (ta w szpitalu nie była moją pierwszą) trafiłam na nią, bo chciałam wyskoczyć przez okno i groziłam, że jak tylko ktoś mnie dotknie, to się zabiję. Ja się dobrze kamufluję, bo umiem moderować swój nastrój. Terapię traktuję jako jedno z uzależnień, a ja nie lubię się uzalezniac i nie mam do tego żadnych predyspozycji. Także ja radzę sobie bez terapeuty. Pracuję, zajmuję się domem, stoję na własnych nogach, nie mam potrzeby, by radzić się innych, tylko sama analizuje i rozwiązuje problem. Czego chcieć więcej..?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×