Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zakończenie terapii


L.E.

Rekomendowane odpowiedzi

jak bylam na terapii, to pierwsze co zauwazylam, jesli chodzi o zmiane to ... pogorszenie nastroju, nasilernie lęków itd. za drugim razem było podobnie. dopiro pozniej było lepiej. a kiedys po roku terapii zauwazytlam, ze niektore rzeczy w ogole mnie nie ruszaja i czulam sie taka silniejsza. na 1 rzut oka wlasnie tego nie było widac. zreszta dopiero ktos pozniej o tym mi pwiedzial. zmiany moga zachodzic nawet 4 lata po terapii ;). moj znajomy tak mial i po4 latacvh czuje sie chyba niezle ;). ja nie wytrzymalam, a rokowalam calkiem niezle :/. nie wytrzymalam spadku formy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ze mną jest tak, że po terapii jest mi dobrze... ale jak sobie dłużej o niej pomyślę, to strasznie jestem zła na siebie, że tam chodzę i czasem chciałabym już przestac i sama sobie z tym poradzic. Candy14, pisze, że tak naprawdę sobie dalej sama poradziła. czemu mi nie ma się udać?

 

-- 22 paź 2012, 19:41 --

 

powiem mojemu terapeucie, że o tym tak myślę. zobaczymy co on na to :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monar, 5 miesięcy to jest krótko...

Ja chodzę od 2,5 roku i myślę, że jakoś w trzech latach się zamknę.

Na początku też zakładałam, że rok i będzie po wszystkim, ale tak na prawdę po roku nie było za dużych zmian. Wtedy dopiero się tak na prawdę coś mocniej ruszyło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a_l_e_x, zmęczenie terapią to jeden z naturalnych objawów i trzeba o tym mówić na terapii. Dla mnie terapia nie jest stratą czasu i pieniędzy - to inwestycja w coś dla mnie najbardziej wartościowego. Cóż może być dla mnie bardziej ważnego niż dobre samopoczucie i radzenie sobie z objawami, pokonanie choroby?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

L.E., to mam jeszcze dać sobie szansę? no w sumie... pogadać o tym, że mam takie myśli, mogę... z terapeutą.

załatwię sobie ten wolontariat, zobaczę jak będę sobie radzic, czy coś się zmieni... i podejmie się decyzję.

wiem już mniej-więcej co muszę zrobić, by byc szczęśliwą. więc uważam chodzenie na terapię za bezsens.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja żałuję - zwłaszcza tej ostatniej. jak stwierdziłam, ze to własnie strata czasu dla mnie, innych, mojej kasy. Wiem, ze niektorym ludziom z mojej grupy ta terapia tez specjalnie niewiele zmieniła w zyciu, ani postrzegania. pare osób twierdzi, ze stoją w tym samym punkcie. mysle, ze to też o czymś swiadczy. terapia terapii nierówna

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zabawa w chowanego zaczynała się od umawiania się ze mną na wizytę, na którą nie przyjeżdżał, albo wizyta odbyła się wcześniej, albo okazywało się, że ktoś inny miał ze mną jednocześnie.

 

później terapeuta dawał mi delikatnie do zrozumienia, że chciałby ode mnie odpocząć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zabawa w chowanego zaczynała się od umawiania się ze mną na wizytę, na którą nie przyjeżdżał, albo wizyta odbyła się wcześniej, albo okazywało się, że ktoś inny miał ze mną jednocześnie.

 

później terapeuta dawał mi delikatnie do zrozumienia, że chciałby ode mnie odpocząć.

:shock: no wiecie co! Co to za szarlatan

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

może po prostu zalatany człowiek. mój terapeuty też jest zalatany, ale całe szczęście, jak na razie, nie daje mi do zrozumienia, że mu na mnie nie zależy. i ma szczęście, bo ja jakbym to odczuła, to już by mnie na oczy nie zobaczył, nigdy więcej. gdybym była na Twoim miejscu a_l_e_x, to czułabym się ... no napiszę po prostu, że : strasznie. nie wyobrażam sobie takiego braku szacunku do mojego czasu. :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

alex, to bardzo długo się już spotykaliście. na początku było wszystko ok a potem tak się zaczął zachowywać?

 

ja też miałam kiedyś podobną sytuację - chodziłam na specjalistyczne zabiegi, do tego drogie, i miałam narastające poczucie że jestem wykorzystywana (to wszystko miało związek z medycyną naturalną), dawał mi jakieś dodatkowe ziółka które kosztowały majątek etc.musiałam jeździć do innego miasta.

 

kiedyś nie przyjechał mimo że się ze mną umówił, a ja się źle czułam, nagadałam mu przez telefon co o nim myślę i w ten sposób się od niego uwolniłam. było mi dodatkowo "głupio" bo była to osoba polecana przez ważne dla mnie wtedy osoby.

 

moje dolegliwości przeszły ale żałowałam że czekałam tak długo na kumulację mojej złości zamiast wcześniej się postawić (wcześniej nie reagowałam na zbywanie moich pytań i inne lekceważące mnie zachowania). nie umiałam się upomnieć o swoje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dodam, że nie był on jedynym moim terapeutą: korzystałem także z terapii równoległych.

 

ale to nie godziny sesji dawały mi kopa do życia, lecz zakręty życiowe, jakie mnie spotykały i podnoszenie się z nich.

i tak jednym z takich zakrętów, gdy po trzech latach terapii opisałem mój konflikt interesów, jaki przyszło mi przeżyć w szpitalu, zdołałem usłyszeć od terapeuty:

- w końcu Pana rozumiem!

od tamtej pory każda kolejna sesja u niego była dla mnie przeżyciem do tego stopnia, że zacząłem wychodzić przed końcem sesji z watą w kolanach i ze łzami w oczach. zaczął mnie zaskakiwać tym, umiał mi ostro przygadać, a co najważniejsze, trafnie dobrać słowa. to była męska rozmowa, bez ogródek.

i w końcu któregoś dnia postanowiłem, że zakończę z nim zajęcia, mimo że przegrałem kolejną potyczkę w swoim życiu.

 

po roku separacji od niego podczas wypoczynku z rodziną popadłem z konflikt z otoczeniem. byłem zdesperowany zadzwonić do niego. lecz inny bieg wydarzeń następujących po sobie sprawił, że zmieniłem zdanie, a decyzja powrotu na terapię odeszła na dalszy plan.

 

parę miesięcy później, na jesień otrzymałem wypowiedzenie z pracy, czyli kolejny zakręt życiowy. przebrnąłem przez to bez terapeuty, choć pojawiały się chwile, gdy wyciągałem z portfela ostatnią wizytówkę od terapeuty i wstukiwałem nr telefonu.

teraz przede mną kolejny zakręt...

 

ech....

obecnie nie myślę o terapii, o powrocie do niej.

to dla mnie to już przeszłość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zabawa w chowanego zaczynała się od umawiania się ze mną na wizytę, na którą nie przyjeżdżał, albo wizyta odbyła się wcześniej, albo okazywało się, że ktoś inny miał ze mną jednocześnie.

 

później terapeuta dawał mi delikatnie do zrozumienia, że chciałby ode mnie odpocząć.

ale to tez jakis niepowazny człowiek,zamiast powiedziec ci wprost, to stosował uniki jak z toksycznego domu :/. ja wole kawe na lawe. poza tym, ok 4 lata to długo, ale to nie ustaliliscie niczego. moja ter. tez mnie odrzucała, najpierw mnie rzywiazała- emocjonalnie, a potem "odrzuciła". kiedys w srodku procesu mnie poweidziała, ze sie nudzi. :/ ale ona tez jakas dziwna byla. zrobiła pare bledów terapeutycznych i to poweaznych. zreszta ona tez miala cos ze zloscia. na grupie bywała złosliwa - nie do mnie, ale tak ogólnie; albo tez jakies dziwne teksty typu- a wy dda tak macie.

 

-- 23 paź 2012, 21:25 --

 

alex, to bardzo długo się już spotykaliście. na początku było wszystko ok a potem tak się zaczął zachowywać?

 

ja też miałam kiedyś podobną sytuację - chodziłam na specjalistyczne zabiegi, do tego drogie, i miałam narastające poczucie że jestem wykorzystywana (to wszystko miało związek z medycyną naturalną), dawał mi jakieś dodatkowe ziółka które kosztowały majątek etc.musiałam jeździć do innego miasta.

 

kiedyś nie przyjechał mimo że się ze mną umówił, a ja się źle czułam, nagadałam mu przez telefon co o nim myślę i w ten sposób się od niego uwolniłam. było mi dodatkowo "głupio" bo była to osoba polecana przez ważne dla mnie wtedy osoby.

 

moje dolegliwości przeszły ale żałowałam że czekałam tak długo na kumulację mojej złości zamiast wcześniej się postawić (wcześniej nie reagowałam na zbywanie moich pytań i inne lekceważące mnie zachowania). nie umiałam się upomnieć o swoje.

mialam podobnie. ja na mojej ter. czułam sie wykorzystywana, ale inni tez tak czuli -np. przedluzanie terapii itd. poza tym raz jak sie wscieklam i mialam to cos rzucac. o rany jakie to fajne było ;) wtedy czułam sie wolna, ale durna baba ze mnie i wróciłam, bo rpzeciez odruciłam to co dobre i inne tego typu farmazony

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Artemizja: u mnie też ku końcowi. z jednej strony zastanawiam się, czemu tak bliski i (względnie) szczery kontakt umiałam nawiązać tylko z terapeutką a nie z ludźmi wokół mnie.

zastanawiałam się czemu tak trudno skończyć; jak Wy to czujecie?

 

bo ja myśląc o własnej sytuacji czuję, że zaangażowałam się w relację której niewiele sama muszę dawać za to jest ktoś (prawie) całkowicie oddany mi i próbujący pomóc mi zrozumieć czemu tak a nie inaczej reaguję i co z tym zrobić. to pewnie jeden z powodów dla których ciężko to zostawić, wygoda otrzymywania pełnej uwagi. drugi to taki, że ta relacja nie jest aż tak formalna jak czasem słyszę, że powinno być w terapii. dla mnie T. jest po prostu bardzo bliską osobą i przez te dwa lata troszkę (wiadomo, że niewiele) dowiedziałam się o niej. nie chciałabym tracić zupełnie kontaktu, bo to bardzo ciekawa i mądra osoba. to tyle z lekkich rzeczy. trzeci powód jest dla mnie najbardziej przerażający. wystarczy, że na sesji (tak jak w "realnym" życiu) zostanie poruszony jakiś trudny temat ja nadal wpadam w swój stan odcięcia się od rzeczywistości oraz w pragnienie autodestrukcji. dziecinne fantazje o śmierci, senność zabierająca mi całe dni, totalne zlanie się wszystkich uczuć w smutek/otępienie i brak motywacji do robienia czegokolwiek towarzyszą mi potem przez kolejne tygodnie. nikt nie wie co naprawdę mam w głowie a jedyną osobą do której przynajmniej mogłam wypowiedziec, ze nie daję rady ciągle udawać, że jest w porządku była ona. teraz się to skończy. niby nie mogę w nieskończoność odkładać konieczności samodzielnego ruszenia w dorosłość, podejmowanie wyzwań i realizowanie założonych obowiązków, szukanie pracy. nikt tego za mnie nie zrobi. ale przeraża mnie ta pustka jaka zostanie po terapii, nie czuję się gotowa to zostawić. jednocześnie wpadam również w rozpacz, że po prostu mi nie da się więcej pomóc. więc będę się męczyć z tymi myślami oraz własnym pogubieniem w emocjach/oczekiwaniach względem siebie i innych ludzi do końca;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przepracowałam stosunek do rodziców, zmieniłam relacje z tatą, zrozumiałam układ rodzinny oraz to dlaczego w moim domu dominuje sposób rozwiązywania problemów per: usuńmy się z drogi i udawajmy, że wszystko jest w porządku. przestałam czekać na bliskość jakiej nie dostanę, i nie mam żalu o to, że moi rodzice są tacy jacy są. były rozmowy również o niskim poczuciu wartości, radzeniu sobie z lękiem i nierealistycznym postrzeganiu rzeczywistości. nie mam poczucia, że domknęłam problemy. może to mój problem?

 

to z czym czuję że nie daję rady to: zupełne pogubienie w emocjach w związku (nigdy nie wiem czego JA chcę i nie umiem wyrazić nic wprost. a kiedy już wyrażam to mam poczucie winy, że kogoś krzywdzę), zrozumienie własnej seksualności (nie wiem czy jestem biseksualna czy po prostu miałam epizody ze związkami z kobietami, nie wiem czy się zakochuję czy jedynie podążam za tym czego druga strona ode mnie chce), uciekanie w myśli samobójcze zamiast radzenia sobie na bieżąco z problemami (mój obecny sposób funkcjonowania to spanie, lęk przed przyszłością, spodziewanie się że wszystko zaprzepaszczę, spanie po czym jakiś tydzień zupełnego pracoholizmu i nadganiania, potem znów mówienie sobie że to nie ma sensu i że nie umiem poczuć z niczego co robię ani radości ani satysfakcji więc tylko oszukuję samą siebie, spanie).

 

moja t. powiedziała, że nie wie po co mnie jeszcze trzyma. mówiłam jej, że ja bym chciała mniej skrajnie reagować na zwykłe wydarzenia życiowe. a ona na to, że trzeba po prostu zacząć żyć a nie się tłumaczyć. wyjścia są dwa. histeryzuję i przesadzam uznając, że nie ruszyłyśmy najważniejszego aspektu albo już nie da się więcej zrobić i ona ma rację,że pora kończyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×