Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Dołączam do jęczarni. Jutro zaczynam sesję, do której nie jestem ani trochę przygotowana :( Niby mam dużo czasu na naukę, ale nie jestem w stanie się za nia zabrać. Palę papieros za papierosem i dodatkowo, nie mogę spać. Dziś na przykład położyłam się po 1 a obudziłam się już przed 5. Chciałam się pouczyć, ale raczej nic z tego nie będzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to uczucie jest okropne. Czujesz jak dzień leci, powinnas sie uczyc, dodatkowo wiesz, ze inni ostro pewnie zakuwaja, a snujesz sie z kąta w kąt:( Nie wiem:( ta sesja to juz moja 5, teoretycznie powinnam sie juz przyzwyczaic, ale tym razem jest jakos dziwnie z moim samopoczuciem. dzis np.poszlam na kolosa i wiem ze go obleje. w przyszlym tygodniu mam 4 kolosy! i jeszcze te spojrzenia ludzi pelne litosci dla tych co im sie noga powinęła. Próbuje myslec pozytywnie, ale nie wychodzi mi to...boje sie ze obleje te sesje. Nawet nie potrafilam sie cieszyc z dobrze zdanego jednego kolokwium na 4. nic nawet nie odetchnelam z ulga...cos jest nie tak ...wisi mi wszystko

Rozumiem Cię, ja miałam ostatnio sprawdzian oblałam go, a później ta litość ze strony koleżanek. Co nie poszło ci, nia załamuj się, poprawisz, wszystko będzie dobrze. A ja nie mam siły nic popawiać, jest mi wszystko jesdno. Nie chcę mi się uczyć, nie mogę się na niczym skupić. Dziś sprzątałam pokój i było ok, zapomniałam o wszystkim, ale skończyłam wiem że powinnam się pouczyć ale jak...??? Ja już nie mogę, cały czas ryczę, łzy same spływają mi po policzkach...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lockjaw chyba nie rozumiesz o co mi chodzi:(

to moja 5 sesja te studia dawaly mi duzo satysfakcji. w tym roku jednak cos sie ze mna dzieje niedobrego. Mam naprawde fajne przedmioty, ale nie potrafie sie uczyc, nie chce mi sie. stac mnie na dobre oceny, a wiem ze jak zdam to pewnie na tróje:(

brak motywacji jest podyktowany jakimis moimi glebszymi problemami, a nie tym , ze mam beznadziejne studia!proponujesz mi je rzucic? wez sie zastanów - jakby tak bylo to nie bylabym juz na 3 roku zapewne.

Kaja masz ten sam problem co ja - rozumiem cie. teraz ucze sie ale tak bezsensu powtarzam nawet nie wiem co , bo mi to wisi. wczoraj zasnelam po 2 dopiero a zmożyl mnie płacz...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja też sobie pozwolę na to żeby się wyżalić (jestem nowa...)

otóż mam sesję, tylko 2 egzaminy, ale baaardzo dużo kolosów. I podobnie jak większość osób tutaj - nie daję sobie rady...

Nie to, że te studia mnie nie interesują - interesowały mnie, ale od jakiegoś czasu, w moim stanie, nauka jest chyba niemożliwa. Nie mogę się skupić, a nie chce zawalić egzaminów. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie wciąż rosnące wymagania.

Żeby odnieść sukces musisz być piękny, młody, systematyczny, dojrzały, dowicpny, zdrowy, przebojowy.. I tak dalej...

A ja nie mam większości z tych cech...

czy dla was rok 2006 tez byl najgorszym rokiem w zyciu? ja nawet w swietami nie potrafilam sie cieszyc....

 

 

A rok 2006 nie był dla mnie wcale taki zły. Bywały gorsze... A świąt nie znoszę :evil: bo alkohol się leje strumieniami.

Ale pociesze Cię, że po najgorszym roku, każdy następny wydaję się lepszy :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja także do liceum.

 

mam tę samą tendencję snucia się po domu jak duch i szukania czegoś, co mi wynagrodzi całe ciężkie pół dnia, nie potrafię się uczyć, jestem zawieszona, mam nerwobóle, brak nadziei na przyszłość.

Na dodatek- na pewno to znacie, licealiści- zostaję wyzywana od leni, opierdzielana za wszystko, bo lenistwa się nie toleruje, co jeszcze bardziej zniechęca do wszystkiego.

Rodziców mam rozumnych, ale czasami nie potrafią sobie tego wyobrazić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no tak, tez jestem w liceum, za rok matura, boje sie jej, a ustnej przerazliwie!! wiem, ze cos musze z tym zrobic; nauczyciele patrza na mnie z pogarda, a kiedy sie nie odzywam pytana to jakby mieli mnie za nic. przeciez nie napisze sobie na czole, ze nad tym nie panuje- nie raz "wybiegalam" z lekcji pod pretekstem toalety, ale bylo chyba cos widac, bo zawsze kogos za mna wysylali i w tedy czulam sie conajmniej dziwnie. wychowawca szacuje jakie kto ma mozliwosci wzgelem matury, to sa momenty kiedy chce sie zapasc pod ziemie, dochodzi do mojego nr i spoglada "co sie z toba dzieje, wiesz, ze z takimi wynikami...", i to samo w domu, ale tu jest gorzej, bo mi jest ich koszmarnie zal, pracuja na moje utrzymanie, robia co moga, ale ja im nie powiem, bo wtedy beda znowu sie zamartwiali moim stanem psychicznym( a chyba lepiej jak na mnie nakrzycza, niz gdyby mieli zastanawiac sie sie dzieje, he??), teraz to sa na mnie wsciekli, nie jest im mnie zal, to jakies pocieszenie; myslalam, zeby isc do kogos panstwowego i, zeby tylko mi cos przepisal, w ten sposob rodzice sie nie dowiedza i moze jakos matura i dyplom pojda, a co ze studiami to bede myslec pozniej. wiem, ze nie moge dopuscil do zupelnego zalamania; mam dni, kiedy widze, ze wszystko jest ok, ze cos sobie ubzduralam, a w tym momencie wydaje mi sie, ze to cos mi sie poglebia, czasem jakbym siebie nie poznawala...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj ja też muszę pojęczeć.

Mój mąż mnie nie rozumie. Mogę na niego liczyć ale on chyba myśli, że ja udaję. On jest przekonany, że nerwica przychodzi z dnia na dzień. A jak się zachoruje, to wystarczy pójść dwa razy do psychologa, łyknąć cztery tabletki i wszystko już jest w porządku. On nie rozumie, że ja uczę się żyć od nowa, że codziennie walczę o normalność. Musiałabym chyba opowiedzieć mu i wytłumaczyć 20 lat mojego życia, bo on nie pamięta jaka ja byłam kiedyś. Po prostu nie pamięta. Jak mu mówię o różnych rzeczach, to on jest wielce zdziwiony.

Szkoda gadać.

Mam wrażenie, że lepiej by było gdybyśmy się rozeszli. Nie musiałabym udawać, nie musiałabym tłumaczyć. Jemu też byłobo lepiej.

Może mam doła i jutro będę myślała inaczej.

Oby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lusi nie przejmuj się z facetami tak jest sa mniej wrażliwi (przynajmniej w przypadku naszych mężów ) moj kochany tez uważa mnie za symulanta i w ogóle stwierdził ,że to niemożliwe żeby jego żona miała nerwicę i depresje ;) a jaki obciach

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miłe mężatki, mój też tak się zachowuje. Depresja, nerwica to tematy o których się nie rozmawia w naszym domu! Wg niego jest tyle ważniejszych spraw - niezapłacona rata, rozliczenie podatkowe, jego praca, nawet bałagan w domu.Tylko że mi to niegrzecznie mówiąc "zwisa i powiewa"... Ja chcę choć przez moment zapomnieć o przeszłości(nie umiem!!!), powiedzieć, że jestem szczęśliwa ( a jakoś nie potrafię) i stwierdzić, że kocham siebie, akceptuję, itp., nie płakać (choć jeden cały dzień), mieć wesołą minę,i zjeść coś nie myśląc o kaloriach (to objaw anoreksji?)... Staram się nie wyglądać na osobę przygnębioną, ale mój mąż to widzi, ten mój stan, smutek...Ale tylko widzi...

 

 

Anyway

 

A rok 2006 był najgorszy w moim w życiu, zwłaszcza ostatni kwartał. Koszmar, po którym jakoś ciągle nie mogę się pozbierać. Jednak ciągle liczę, że 2007 będzie lepszy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miłe mężatki, mój też tak się zachowuje. Depresja, nerwica to tematy o których się nie rozmawia w naszym domu! Wg niego jest tyle ważniejszych spraw - niezapłacona rata, rozliczenie podatkowe, jego praca, nawet bałagan w domu.Tylko że mi to niegrzecznie mówiąc "zwisa i powiewa"... Ja chcę choć przez moment zapomnieć o przeszłości(nie umiem!!!), powiedzieć, że jestem szczęśliwa ( a jakoś nie potrafię) i stwierdzić, że kocham siebie, akceptuję, itp., nie płakać (choć jeden cały dzień), mieć wesołą minę,i zjeść coś nie myśląc o kaloriach (to objaw anoreksji?)... Staram się nie wyglądać na osobę przygnębioną, ale mój mąż to widzi, ten mój stan, smutek...Ale tylko widzi...

 

Ina-i zrób to-olej wszystko,najedz się itd.Zrób coś dla siebie.Wtedy zauważy!Musisz pomysleć wreszcie o sobie,o tym co tobie pasuje.Mówię ci to z własnego doświadczenia.Czasem trzeba "walnąć"pięścią w stół,żeby obudzić najbliższych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz Różo,to walnięcie pięścią w stół...kiedyś próbowałam,ale za boga nie chciał się nikt obudzić...Facetom,oczywiście nie wszystkim(nie chcę tu nikogo urazić) to naprawdę niewiele przeszkadza..u mnie nawet jakby ktoś nasrał,za przeproszeniem,na środek pokoju,to wydeptali by ścieżkę dookoła,a nikt by się nie schylił,co gorsza,nawet nie skomentował,więc odpuściłam,robię swoje i tyle...fajnie jest...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gina, wiesz co? Chyba naprawdę trzeba byłoby nauczyć się olewać. Bo inaczej zeżrą człowieka do ostatniej kosteczki. Wmówić jakoś sobie, ze jest się dla siebie najważniejszą osobą i ze sobą gównie żyć. Ba, ale jak to zrbić? sama nie bardzo umiem, ale staram się walczyć, chwilami chociaż.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szanowne panie ... chcialem powiedziec ze kobiety (nie wszystkie) tez nie sa idealne, moja najlepsza przyjacolka jak jej zaczalem sie wyzalac poprostu strzelila na mnie focha i przez prawie 2 tygodnie sie do mnie nie odzywala, a moja dziewczyna poprostu zalamala rece i powiedziala ze nie ma sily ze mna juz rozmawiac na "powazne tematy" no i co wy teraz powiecie ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vault, nie chodzi o to, że faceci są z gruntu źli i tylko faceci. Chodzi o to, że partnerzy osób z emocjonalnymi powikłaniami nie chcą ich zrozumieć, a przynajmniej starać się zrozumieć, chronić, oszczędzać, pomagać. Działa to w obie strony, nieważne czy chory jest facet, czy kobieta, partner z reguły nie daje sobie rady z takim obciążeniem i najlepszym wyjściem wydaje mu się przemilczenie, ominięcie, gra pozorów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No mnie się jakoś udało,ale po wielu próbach.Teraz też cały czas trzymam rękę na pulsie.I nie wiem co mysleć na temat miłości.

Po prostu założyłam sobie,że nie chcę żadnego innego faceta i że nasze zycie musi zacząć wyglądac tak jak przed ślubem albo jeszcze lepiej.I wiecie co-udało mi się.Kombinowałam i tak i siak i udało mi się.Nie dopuszczam myśli o żalu,po prostu realizuje swój plan.I popatrzcie,jakie my jesteśmy tak naprawdę cholernie silne psychicznie,tylko nie potrafimy tego w sobie docenić!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faaajnie......parę dni ok...dzis od rana super......a teraz siedzę,wyje,ryczę,ryczę,ryczę,ryczę .....q...już chyba nigdy nie dam sobie z tym wszystkim rady...wszystko mnie przeraża....JA ....A ZRESZTą...

 

 

Zawsze wszyscy mają cos dopowiedzenia,ech...jestem tak pusta.....szkoda gadac... :cry::cry::cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gusiu! Co znaczy"jestem taka pusta..." Nieprawda!Po prostu "są takie dni w tygodniu"... i nic na to nie poradzimy...a jak trzeba się wypłakać,to płaczmy,ile wlezie,bo niby dlaczego nie? może z tymi łzami wypłynie to,co w nas smutne,chociaż malutka część i wtedy będzie ciut lżej...Jesteś fantastyczna Gusiu,nie zapominaj o tym,pozdrawiam :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×