Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ina

Użytkownik
  • Postów

    44
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Ina

  1. Ina

    Zazdrość

    Czuję że wpadłam w obsesję, zazdrość o męża stała się już nie do zniesienia, ani dla niego ani dla mnie. Robię rzeczy ktorych się wstydzę(przeszukiwanie kieszeni to pikuś)i nie panuję nad tym. Czasem wierzę, że będzie lepiej ale za chwilę znów wpadam w ten koszmar.Najgorsze są te mysli, że on znów może mieć kogoś na boku. Boję się, że mogę jej zrobić krzywdę, jestem nieobliczalnym nerwusem. I niby zaczynam wierzyć w swoją wartość, ale wystarczy głupia myśl i wszystko, cała wiara w siebie się sypie.Jest miły - aha czyli coś ma na sumieniu, kupuje sukienkę- aha chce mnie kupić,szok......... Dzisiejszy dzień to tragedia, znów ją przypadkiem widziałam i wszystko wróciło. Jak zapanować na myślami??? Jak sprawdzić czy on to naprawdę skończył (ktoś mi powiedział, że chyba nie)? Jak zaufać? Jak normalnie żyć????????????
  2. Ella, życzę Ci z całego serca , żebyś znalazła pomoc, i wierzę, że ci się uda. Problem braku pieniędzy nie jest mi obcy, na razie na szczęście jednak "mam co do garnka wlożyć", ale długi,komornik, rejestr dłużników niewypłacalnych to tematy niestety mi bliskie. Nie jest dziwne, że się załamałaś, każda mama wiadomo chciałaby aby dzieci miały wszystko. To, że brakuje pieniędzy nie znaczy, że jesteś złą matką! Dzieci nas potrzebują, i kochają niezależnie od tego czy mamy pieniądze czy też nie.Korzystasz z pomocy opieki społecznej? Jeśli nie to skorzystaj, wiem że nie dają tam dużych pieniędzy, ale przyda się pewnie każda suma.A dofinansowanie w szkole ( w szkole syna były takie zasiłki, niewielkie co prawda, ale były)? Jakieś stypendia?I nie krępuj się prosić (domyslam się , że to dla ciebie trudność...) Pozdrawiam Cię gorąco.
  3. paulo Caelho, chyba wszystko... Ostatnio "Być jak płynąca rzeka", zwłaszcza rozdział "Jak chodzić po górach"... Znajdź górę , na którą chcesz wejść Zastanów się jak do niej dotrzeć Ucz się od ludzi, którzy zdobyli szczyt Zagrożenie widziane z bliska możesz pokonać Podziwiaj zmieniający sie krajobraz Szanuj swoje ciało Szanuj swą duszę Przygotuj sie na to, że musisz przejść o kilometr więcej Ciesz się, gdy wejdziesz na szczyt Złóż przyrzeczenie Opowiedz swoją historię. R E W E L A C J A ! ! !
  4. Webster, przeczytałam Twoją historię... Wyrzuciłeś to z siebie i dobrze. Ja dopiero niedawno przejrzałam na oczy , zasługa psychiatry.Przestałam się obwiniać o aborcję, zaczynam o niej mówić i potrafię mówić, a minęło od tamtego dnia kilkanaście lat.teraz zauważyłam i wreszcie uwierzyłam,że sama byłam dzieckiem, potrzebowałam pomocy, kochałam to dziecko we mnie a zmuszono mnie psychicznym szantażem do takiego czegoś. I zrobili mi to najbliżsi... Miałam skończyć studia i być KIMŚ.I tamtą ciążę, tamto DZIECKO potraktowali jak temat tabu, nigdy nikt ze mną o tym już nie chciał rozmawiać(chyba, że w tonie "trzeba było wcześniej myśleć i się "nie puszczać") . Płakałam, histeryzowałam, dawano mi leki uspokajające i koniec, zero rozmowy (mniej więcej rok się tak męczyłam, potem przywykłam do myśli, że sama jestem temu winna i zyłam z taką myślą kilkanaście lat, każdego dnia, nawet wówczas gdy spodziewałam się moich dzieci i gdy już moje skarby były na świecie. Mam klopoty z wybaczaniem... Często moich rodziców oceniam przez pryzmat tamtych wydarzeń. Mam żal. Myślę, że słuszny. Wiem, że gdyby to się nie stało to może dziś byłabym innym człowiekiem... I jeszcze coś. Wiem, że przeszłam pranie mózgu.Mama mi zrobiła. Temat pracy i wykształcenia. "Kobieta musi pracować" i najlepiej gdyby skończyła studia, w przeciwnym razie to tylko taki nikt... Nie mam wyższego wykształcenia ani pracy. Walczę ze zmorą typu myslenie, że jestem nikim.Zaczynam powoli robić postępy, ale bardzo powoli, niestety... Może nie powinnam o tym pisać, ale MUSZĘ się wygadać... Pozdrawiam
  5. Snaefridur.......... PIES to całkiem niezły pomysł na bezwarunkowa miłość. Mam takie fajne stworzenie w domu do którego początkowo nie mogłam się przyzwyczaić, myślałam nawet o sprzedaży, teraz się tego wstydzę... Jest co prawda czasem trochę brudno (wnosi błoto, trochę kłaczy, początkowo załatwiał się w domku, ale się szybko nauczył czystości), jest kłopot jesli chodzi o wyjazdy, jest małym rozrabiaką, nie słucha , ale ... to zakochane spojrzenie jest tyle warte...
  6. Anty- człowieku, ja miałam wszystko, najlepsze zabawki, najlepsze ubrania, co roku wczasy z rodzicami, tyle ,że... dziś nie potrafię zwierzyć się własnej matce. Idę do niej na kawę, niby rozmawiamy ale nie jest to do końca szczere, jakieś ploty z mniej lub bardziej znajomych (matka kocha ploty), ja zamiast sluchać wyłączam się . Patrzę na nią, ale to tak wygląda jakbym oglądała telewizor bez fonii...( z ruchu warg nie umiem czytać). Na święta są zawsze extra prezenty, ale brak mi np.wspólnego wyjścia do miasta na jakieś "babskie" zakupy, do kina. Nigdy nie zwierzam się matce, ona nie wie o mojej depresji. I wiesz anty-człowieku...maja mama uważa, że jest świetną matką... i tym doprowadza mnie do śmiechu (pustego....)
  7. Przyczyną nadmiernej senności czy zmęczenia może być także anemia. Mam często z tym problemy. Po kuracji tabletkami z zelazem jest lepiej (podejrzewam , że teraz znów mam anemię , bo schudłam co nieco, po niedzieli zrobię sobie badanie krwi) . Może węc i niektórzy z was mają anemię ,tylko nie zdają sobie z tego sprawy. Poza tym zimowy czas też nie nastraja optymistycznie, latem jakoś nie mam problemow z ciągłym zmęczeniem. Ale proszę was pomyślcie czy to czasem nie anemia. Objawy to właśnie senność, szum w uszach,mroczki przed oczami(zwąłszcza gdy zmienia się pozycję ciała np. po wstaniu z krzesła)zawroty głowy,apatia, ociężałość,bladość bl.on śluzowych i spojówek oka oraz skóry, szybkie męczenie się.
  8. Edhel, mam podobnie. Jedna zaufana koleżanka (nawrzeszczała dziś na mnie, ze rozwalam swoje małżeństwo i miała rację). Gdy ktoś dzwoni (rzadko się to zdarza...)to po prostu nie odbieram telefonu ( wmówiłam znajomym że jest zepsuty, itp.). I te kontakty z rodziną... Wypada iść, odwiedzić,uśmiechać się, poudawać że jest świetnie i zycie jest piekne. Oni gadają a ja się wyłączam, jedny uchem słucham a drugim wypuszczam bo nie obchodzi mnie kto z kim i gdzie (plotkowanie to ulubione zajęcie ). I jeszcze przypominam sobie taką rozmowę" oczywiście obrabianie d... pani X typu fajne futro, zgrabna/ niezgrabna i fakt.... ze" jest chora, leczy się u psychiatry i wyraz twarzy taki jakby brała jakieś leki psychotropowe, no i widać po niej ,że jest psychiczna". myslałam,że spadnę z krzesła bo też leczę się u psychiatry (a rodzinka jeszcze się nie dowiedziała i jakoś sama na to nie wpadła) i zastanawiałam się czy po mnie też "widać"?
  9. To forum to miejsce gdzie wreszcie jestem sobą. Nie muszę udawać dobrego humorku, uśmiechać się na siłę i mówić, że wszystko jest ok (choć nie jest). Mogę powiedzieć co mi "leży na wątrobie",poczytać Wasze opinie o lekach (mój lekarz nawet nie wspomniał o efektach ubocznych zapisanych leków, tu się dokładnie dowiedziałam) i zacząć wierzyć, że będzie dobrze, więc...dzięki za to forum!
  10. bebe, mam tak samo, zobojętnienie, kompletny brak zaufania do kogokolwiek, a zwłaszcza do męża. Nie umiem i nie chcę mu mówić o swoich uczuciach, bo nie wiem , czy ja jeszcze potrafię cokolwiek odczuwać. Chcę by on mnie kochał, chcę mieć w nim oparcie ale tak niewiele daję w zamian od siebie. Słowo "kocham" w ogóle wyrzuciłam ze swojego slownika odkąd przeczytałam jego smsa do "koleżanki"... Targa mną zazdrość (chorobliwa) i obojętność zarazem. Niby nie lubię gdy wyjeżdża ale cieszę się też, że będę sama. Jest we mnie tyle zlośliwości, chłodu i braku umiejętności wybaczania, że nieraz zastanawiam się jak on to wytrzymuje... Czasem myślę, że jestem jak lód. Kiedyś koleżanka powiedziała mi, że jestem uważana za osobę niedostępną. Byłam wówczas przekonana, że się myli, ale chyba miała rację... Czy to wynika z braku zaufania do innych? Jedyna prawdziwa miłość to ta do dzieci . Zupełnie bezwarunkowa.Jakby wrodzona...
  11. Ina

    Suchar na dzisiaj :)

    Z życia: mam mlodego, niezbyt rozgarniętego psa (średnich rozmiarów ) który lubi bawić się workami foliowymi, rozgryza je w drobny mak. I pewnego , trochę deszczowego dnia chodził sobie po podwórku, aż tu nagle przychodzi facet z nogą w gipsie zawinięta w worek (ochrona przed zamoczeniem). Gdy psiuńcio to zobaczył to wpadł w istny szał, szczęśliwy że ktoś chce się z nim bawić!Dopadł tę nieszczęsną nogę z workiem, facet wywijał tą nogą, ja wołałam psa i próbowałam go jakoś odciągnąć, bezskutecznie. Ostatecznie wygrał pies , bo facet przeszedł co prawda 15 metrów , ale worka z nogi w gipsie definitywnie się pozbył. Uśmialiśmy się jednak z tym panem bardzo. Żałuj kto tego nie widział. :
  12. Ja mam lęk przed ... myszami. Potwornie się ich boję do histerii włącznie, cała się trzęsę,krzyczę, płaczę, itp.Trzeba mnie uspokajać. Kiedyś mój brat dla żartu posadził mi chomika na ramieniu. Po kilku dniach chomik zdechł (chyba nie wytrzymał spotkania ze mną). A myszy i stworzenia podobne widzę wszędzie (nadmieniam, że jestem abstynentką), do piwnicy (jakiejkolwiek) już dawno nie wchodzę. Inny lęk to nekrofobia. Nigdy nie widziałam zwłok, gdy leżałam w szpitalu a w sali obok ktoś umierał to szybko wypisałam się na własne żądanie, bo bałam się,że może wstawią go potem do łazienki , ja będę musiała iść i....brrrr. I boję się niedołężności, choroby, starości... Czyli to chyba w normie?
  13. Miłe mężatki, mój też tak się zachowuje. Depresja, nerwica to tematy o których się nie rozmawia w naszym domu! Wg niego jest tyle ważniejszych spraw - niezapłacona rata, rozliczenie podatkowe, jego praca, nawet bałagan w domu.Tylko że mi to niegrzecznie mówiąc "zwisa i powiewa"... Ja chcę choć przez moment zapomnieć o przeszłości(nie umiem!!!), powiedzieć, że jestem szczęśliwa ( a jakoś nie potrafię) i stwierdzić, że kocham siebie, akceptuję, itp., nie płakać (choć jeden cały dzień), mieć wesołą minę,i zjeść coś nie myśląc o kaloriach (to objaw anoreksji?)... Staram się nie wyglądać na osobę przygnębioną, ale mój mąż to widzi, ten mój stan, smutek...Ale tylko widzi... Anyway A rok 2006 był najgorszy w moim w życiu, zwłaszcza ostatni kwartał. Koszmar, po którym jakoś ciągle nie mogę się pozbierać. Jednak ciągle liczę, że 2007 będzie lepszy.
  14. Mój małżonek zapytany czy chce zobaczyć stronę o depresji (objawy, leczenie, itp.) stanowczo odmówił. Wie, że mam depresję, ale trochę traktuje to jak tabu. Nigdy nie podejmuje tematu. Wczoraj zaskoczył mnie co prawda wyrozumiałością (popełniłam dość poważny błąd w dokumentach, możemy mieć kłopoty), zwłaszcza że ja zareagowałam płaczem (jak zwykle), ale zdarzają się inne sytuacje... Czasem podczas kłótni potrafi powiedzieć że jestem "czubek". To bardzo boli...Zarzuca lenistwo, ospałość. bałagan i brak przebojowości... I niby życzy mi zdrowia, ale nie rozumie, że czasem umycie okien to dla mnie jak zdobycie everestu... A przebojowa nigdy nie byłam... Czasem chciałabym aby mnie lepiej zrozumiał... Jestem dla niego jak dziecko, czasem mnie tak traktuje - przytuli, wytrze nosek i zapłakane oczka... Wie o moich myślach samobójczych, ale wtedy widzę u niego kompletny brak zrozumienia (bo przecież mam dla kogo żyć!...). Nieraz boję się mówić mu o swoich odczuciach, uczuciach, bo i tak ON MNIE NIE ZROZUMIE, ale czy wówczas jestem uczciwa? czy udawanie że jest ok jest w porządku? Nasze uczucia już dwukrotnie zostały wystawione na bardzo ciężką próbę... Czy depresja jest trzecią próbą?
  15. Ina

    Mój dzisiejszy dzień

    Dzisiejszy dzień jakoś mi minął, ale coraz częściej łapię się na tym , że za szybko jeżdżę. Jestem piratem drogowym! Ach, ta brakująca adrenalinka... Ja, wariatka, .... Ale kierowca ze mnie chyba dobry... Podenerwowałam się chyba, ale nie na siebie i swoje życie, ale na zmieniające się przepisy podatkowe itp.Och jak fajnie nie myśleć o sobie (i o depresji, nerwicy, itp,) tylko o czymś na co nie mamy wpływu! To tak jak pomstować na złą pogodę. Czyli dzisiaj nie jest źle ze mną! Pozdrawiam radosnych!
  16. Ja też w sytuacjach stresowych zaczynam się jąkać, gubić potrzebne słowa i płakać... To mi niczego nie ułatwia niestety ( i nigdy niczego nie ułatwiało gdy jeszcze pracowałam).
  17. A ja chcę wierzyć , że ona jest, miłośc do grobowej deski...Przeżyliśmy już wiele z moim mężem i mimo, że w zasadzie nasze małżeństwo istnieć już nie powinno to jednak istnieje...Przywiązanie? Przyjaźń? lęk przed samotnością?Wspólne dzieci? Wspólne zobowiązania (typu kredyty na dom)?A może to wszystko razem to jednak miłość? "....ja deszczowym dniem ci przyniosę z ziem gdzie nie pada deszcz pereł deszczu sznur..."
  18. Ina

    Hit wszechczasów?

    " nie opuszczaj mnie" Michał Bajor i wiele innych jego piosenek... opera "Carmen" Bizeta (głośno, gdy jestem sama w domu)... Mike Oldfield - większość utworów "power of love" frankie goes to hollywood
  19. Ina

    Czy lubicie siebie?

    Gdy patrzę w lustro to całkiem siebie lubię, bo chyba trzymam się nieźle, wolałabym jednak mieć inne oczy, mniej smutne, patrzące w przyszłość z optymizmem ... Lubię siebie jako mamę (polubić siebie w tej roli pomógł mi psychiatra), mam fajne dzieciaki, widzę że mnie bardzo kochają... Jako koleżanka chyba też nie jestem zła. Jestem lojalna (tak mi się wydaje), nie oceniam innych (życie mnie tego nauczyło),nie obgaduję, nie plotkuję, może tylko jestem zbyt zamknięta w sobie i nieufna... Jako żona to... niezbyt udany ze mnie egzemplarz...Ale może będzie lepiej (?)... Nie jestem pusta... Dużo czytam (raczej tylko ambitne książki),potrafię o wielu rzeczach porozmawiać.... Jako pani dla psa... co tu dużo mówić - jestem super!Pies za mną szaleje! Musiałam to wszystko napisać (absolutnie zgodnie z prawdą!) i ...jest mi lepiej! Fajnie tak się dowartościować... Zyjemy w takim dziwnym kraju,gdzie mentalność wielu ludzi nie pozwala myśleć o sobie dobrze, podziwiać siebie, kochać siebie...Zmieńmy to!!!
  20. Cieszę się , że Ci się udało! Wierzę, ze każdemu z nas sie uda wyjść na prostą i pokochać życie... Ja też się staram pokochać to życie. Czasem wydaje mi się, ze jest lepiej, bo zaczynam się cieszyć z rzeczy pozornie mało ważnych. Nawet pies merdający ogonem staje się promyczkiem na zachmurzonym dotąd niebie! Może uda mi się zapomnieć o rzeczach złych, nieudanych, zaczynam w to wierzyć! Pozdrawiam
  21. ponad 30.....................mąż , dzieci ,brak pracy,rozbrykany pies..........
  22. Piotrek, nie zgodzę się z Tobą. Toksyczny to nie znaczy płytki, niewykształcony. Moja mama jest osobą wykształconą, zawsze zajmowała wysokie stanowiska, ja jednak uważam, że w pewnym sensie była toksyczną matką, bo uważała się za człowieka nieomylnego (tak jest do dziś), mającego zawsze rację i wymagania w stosunku do mnie (wykształcenie, zachowanie, itp.). Te wymagania wpędziły mnie poniekąd w depresję, ponieważ nie spełniając jej oczekiwań czułam się gorszym człowiekiem(to pamiętne zdanie "bez studiów jest się nikim, bez perspektyw na dobrą pracę"...słyszę do dziś). W najtrudniejszych momentach mojego życia okazało się, że nie mogę na mamę liczyć, ze zawsze wszystko inne jest ważniejsze...Chyba brakuje mi zaufania do niej,( o mojej depresji też mama nic nie wie, albo udaje że nie wie...). Nie potrafię się do niej przytulić, a czasem jeszcze chciałabym... Może wypłakać się w rękaw?... Ale jest między nami bariera sztuczności, udawania, że wszystko jest ok (zwłaszcza z mojej strony, aby nie usłyszeć krytyki typu " a nie mówiłam'))Moja mama mimo iż kocha mojego ojca zawsze dziwnie go traktowała (na zasadzie "on by beze mnie sobie nie poradził, nie dorobiłby się, wpadł w alkoholizm, itp.)Ja na to patrzyłam, żal mi było taty. Dziś to ja jestem takim "moim tatą" w mojej rodzinie (np.oczekuję, że ktoś za mnie o wszystkim zdecyduje). Nigdy chyba nie dorosłam, pozostałam dzieckiem spragnionym czułości, miłości... Do bebe.... Na pewno jestes wspaniałą mamą, musisz tylko w to uwierzyć. Jadzięki psychiatrze już uwierzyłam (choć kilka lat wydawało mi się, ze jest zupełnie inaczej), może tylko powinnam częściej przytulać swoje dzieci (zacznę od dziś!!) .Tak, jestem fajną, miłą mamą! Pozdrawiam!
  23. Właśnie... jak sobie poradzić?... Ja też wszystko analizuję, przeanalizowałam całe swoje życie, co przy nędznym samopoczuciu nie jest chyba dobrym pomysłem, więc i tak wszystko zauważyłam w negatywnym świetle i doszłam do wniosku, że żyję powoli aczkolwiej czy ja jestem tu czy mnie nie ma to (może) bez różnicy i tak pozostanę niezauważona... I oprócz analizy jest jeszcze coś. To szukanie precedensu w swoim życiu... Np. oglądam film i szukam odniesień do swojego życia. A wygląda to mniej więcej tak: w filmie ktoś ma np. raka więc moja pierwsza myśl jest taka, że 1) ja też mogę mieć, 2)może go mieć ktoś z bliskich, 3)i najgorsza- że może go mieć moje dziecko. A o zdradzie (wszędobylskiej, w bardzo wielu filmach) to już nawet nie wspomnę, bo mam obsesję...Więc niewiele oglądam, bo telewizja wybija mnie z normalnego funkcjonowania. Oczywiście pozostała analiza tego co mówią inni ludzie. Potrafię ich słowa przerobić na "swoją modłę" i potem rozmyślać, cierpieć, bo ja właśnie tak je rozumiem, aby chyba sobie nimi sprawić ból (np. ktoś głupio rzucił, że mogę przyjść bo "i tak nie mam co w domu robić"(nie pracuję zawodowo).więc ja myślę, że :jestem postrzegana jako leń, nic nie warta osoba,bo nie mam pracy, wyrzutek społeczeństwa, darmozjad, itp. itd.Podobnie z leczeniem u psychiatry, bo skoro się leczę to jestem psychicznie chora, teraz depresja i nerwica, a później może jeszcze schizofrenia, katatonia, itp.Idąc ulicą zastanawiam się czy po mnie to widać, że się leczę? Jak wyrwać się z tego błędnego koła?
  24. Anuśka... Ach te małżeńskie problemy... I ten brak zrozumienia z jego strony....Przygnębiające...I niby mamy obok siebie osoby które nas kochają , ale nie potrafimy się z tego cieszyć... My nie potrafimy. Wiesz ile ja dałabym aby przez moment poczuć się szczęśliwa? Bo niby mam wszystko, ale brakuje mi tej jednej myśli : że wszystko co złe jest za mną, że potrafię cieszyć się życiem i być szczęśliwa... Ale jakoś mi się to nie udaje. Moja depresja i nerwica pcha mnie do urządzania awantur, do zamiany naszego życia w piekło. Codziennie obiecuję sobie, że nie sprowokuję, nie wyskoczę z jakimś głupim tekstem, przestanę sprawdzać, podejrzewać(mam ogromny problem z zazdrością), ale przychodzi moment i ja znów zaczynam... Mój mąż wczoraj mówił, że jest ciekaw którego z nas pierwszego wywiozą do "czubków". Jego (bo nie może wytrzymać ze mną) czy mnie (bo nie wytrzymuję ze sobą i swoimi chorymi myślami) ??? A teraz myślę, że całą ta sytuacja która jest teraz miała początek dawno temu ( pomijam moje średnio udane dzieciństwo i brak oparcia w rodzicach do dziś zresztą, ale ten fakt chyba też wpływa jakoś na moje dorosłe życie), a zaczęło się od przywiązania do domu, dzieci...To było całe moje życie, mój sens.. Potem zaczęłam szukać odskoczni od codzienności (a może zrozumienia, potwierdzenia własnej atrakcyjności fizycznej , intelektualnej...) i wszystko runęło.I sypie się do dziś..Chcę zacząć o sobie dobrze myśleć, wtedy przestanę być chorobliwie zazdrosna, zaborcza, zacznę normalnie żyć... Tylko jak uwierzyć w siebie? Tak jak Ty szukam pracy... Ale nie bardzo mi to wychodzi, bo przeważnie z góry zakladam, że mi się nie uda...Ostatnio np.chciałam złożyć cv, ale... okazało się że jedno z wymagań pracodawcy to "umiejętność pracy w warunkach stresu". No tak, a ja ze stresem sobie absolutnie nie mogę poradzić, zaczynam płakać, jąkać się .. Dokumentów nie zlożyłam... Anusiu, piszesz, że masz fajne dziecko. Uśmiechaj się do niego, nie doprowadź do sytuacji w której zapyta Cię " mamo, dlaczego ty się prawie nie uśmiechaszi jesteś ciągle smutna?". Tak zapytała mnie moja córeczka i był to dla mnie szok... Ja chodzę do psychiatry, zdecydowałam się, ale... dziś myśle, że to taki "średni"pomysł, bo zaczęłam wierzyć , ze ...jestem psychicznie chora. Leki... Najpierw brałam andepin, następnych (velafax)nie wykupiłam, bo lekarz nawet nie raczył mnie poinformować o efektach ubocznych a dawka była końska...Teraz nie biorę nic. I już sama nie wiem czy dobrze robię... Ja naprawdę niewiele chcę. Trochę zaufania do innych i trochę wiary w siebie, tylko tyle........... Anusia, pozdrawiam
  25. Też mam mieszane uczucia jeśli chodzi o psychiatrę... Powiedziałam jemu już chyba wszystko o mnie, ale jakoś nie widzę żadnej rady na dalsze życie. Słucha , ale nie radzi... Oczekiwałam może, że właśnie on powie mi kilka miłych słów na mój temat, potrzebowałam tego, a tu nic... I leki. Coraz mocniejsze i żadnej o nich informacji...(wiem tylko tyle co sama wyczytam w necie). Kiedyś byłam też u psychologa(zanim poszłam do psychiatry). Na moje małżeńskie problemy (wydaję mi się , że chwilowe wówczas)usłyszałam,że... "ale jesteście wyjątkowo niedobrani!". Szok! Zrezygnowałam, bo myślałam inaczej... Zaczynam coraz bardziej wierzyć w to, że jeśli sama sobie nie pomogę to nikt inny tego nie zrobi! A z leków zrezygnowałam, bo się ich boję po prostu... Pozdrawiam, chyba "myśląca inaczej"...
×