Skocz do zawartości
Nerwica.com

kawa

Użytkownik
  • Postów

    39
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kawa

  1. ja przeczekuję:) nie śpię, nie mówię, nie działam. Czekam. Zawsze mija:)
  2. witam, dawno nie pisałam, co nie znaczy, że mnie tu nie było. Bywałam, czytywałam i nic poza tym, bo prawdę mówiąc ciężko mi przychodzi radzenie komuś, szczególnie gdy sama sobie nie mogę poradzić. Trochę się w moim zawodowym żciu pozmieniało, właściwie dopiero teraz, a nie mam już 20 lat, mogę robić to, co naprawdę lubię. i wiecie co? Dalej wbijam wzrok w ścianę i szczelniej nakrywam się kołdrą. Już-już myślałam, że poradzę sobie sama, ale widzę, że nic z tego i znowu będę musiała opowiadać to, co we mnie jakiemuś obcemu człowiekowi, który z racji wykształcenia ma monopol na szczęście, a któremu tak trudno uwierzyć. Brrr...
  3. nie napiszę dużo, bo nie mam cierpliwości nawet do stawiania literek. Do czytania tym bardziej, więc nie poczytam Waszych postów i bardzo tego żałuję, bo może byłoby jakoś sensowniej. Spędziłam dwa przepiękne dni z małym nowym człowieczkiem, który mnie urzekł całym sobą, wyciszył, uspokoił, nie wiedziałam, że dziecko może mieć taką moc. Świat zawęził się do pieluchy, butelki i spaceru, do każdej chwili rozjaśnionej tak szczerym uśmiechem, że ja też umiałam się uśmiechnąć, a myślałam, że mój limit się wyczerpał. Boję się, że nie dam sobie rady ze wszystkim, w związku z tym siedzę i myślę, jakby to miało coś zmienić. Nie zmieni, wiem. Powinnam brać leki, nie biorę, bo uparłam się, że sama sobie poradzę, przecież jestem silna no i dostałam kolejną szansę do Losu. I boję się, że jej nie wykorzystam. rzemyślę wszystko przez weekend. Jestem potwornie zmęczona. Potwornie. Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
  4. nie polecam pani BB - byłam u niej - nie zapewnia intymności, kasyje jak za zboże, poza tym miałam wrażenie, ze mnie po prostu olewa. Reszty nie znam.
  5. trudno komuś radzić, z lekarzem jest trochę jak z gustem, każdemu odpowiada coś innego. W Koszalinie nie umiem nikogo polecić, bo ta pani, u której byłam, rozczarowała mnie. Podobno jest niezła psycholog Irena Śliwińska, może byś zaczął od psychologa, a ona wiedziałaby, do kogo Cię skierować? Pozdrawiam.
  6. witaj, oczywiście, idź do psychiatry, tylko musisz znaleźć takiego, żeby nie wtopić sprawy, żebyś się nie rozczarował. Może faktycznie masz nerwicę i można temu zaradzić. Dlaczego masz się męczyć? Idź, idź, idź :)
  7. no, no, michal sie odezwal, witaj, juz myslalam, ze cie nie przeczytam :)))
  8. Vault, nie chodzi o to, że faceci są z gruntu źli i tylko faceci. Chodzi o to, że partnerzy osób z emocjonalnymi powikłaniami nie chcą ich zrozumieć, a przynajmniej starać się zrozumieć, chronić, oszczędzać, pomagać. Działa to w obie strony, nieważne czy chory jest facet, czy kobieta, partner z reguły nie daje sobie rady z takim obciążeniem i najlepszym wyjściem wydaje mu się przemilczenie, ominięcie, gra pozorów.
  9. gina, wiesz co? Chyba naprawdę trzeba byłoby nauczyć się olewać. Bo inaczej zeżrą człowieka do ostatniej kosteczki. Wmówić jakoś sobie, ze jest się dla siebie najważniejszą osobą i ze sobą gównie żyć. Ba, ale jak to zrbić? sama nie bardzo umiem, ale staram się walczyć, chwilami chociaż.
  10. Plejady - świetnie cię rozumiem, jak mawiaja w reklamie. Myślicie, ze mądrzy panowie i panie psychologowie wchodzą na takie forum i czytają sobie, co my tu wypisujemy? To dopiero jest doświadczenie :))) Dziś mam w środku huragan, chyba przez ten wiatr. Rozkołatane serce, bolący żołądek i wypalona prawie paczka papierosów. Oraz poczucie własnej wartości takie, że nawet sama siebie nie zatrudniłabym do jeżdżenia na szmacie.
  11. wiecie co? Tak sobie siedzę i myślę, i przychodzą mi do głowy różne dziwne wnioski. Pierwszy to taki, że przykro mi, że tylu wspaniałych, wartościowych ludzi spotyka się w necie na takim forum. Że łączy nas nie to, co powinno. A powinny łączyć nas, nie wiem, pasje, marzenia, sukcesy, tymczasem łączy nas choroba, i to taka, której nie da się polubić. Drugi - dobrze, że chociaż to może nas łączyć, że mamy (bo pewnie Wy też to tak odbieracie) swoje wspólne miejsce, ukryte przed światem i od niego niezależne. Na pewno jesteśmy różni - dzieli nas wiek, miejsce zamieszkania, wykształcenie, zawód, stan cywilny i jeszcze wiele innych rzeczy, a mimo to jesteśmy tu razem. Za to dzięki Wam i twórcom tych stron. Trzeci - to miejsce, czasem śmieszne, czasem straszne, pozwala mi zastanowić się nad rzeczami, nad którymi niejednokrotnie się zatrzymywałam, nie umiałam ich jednak sobie ułożyć, teraz mi łatwiej. Wiecie, co boli mnie najbardziej? Że depresja wydarła ze mnie osobowość, macie tak też? Może to przez nią tak się rozsypuje moje życie. Coś mi mówi, że muszę jeszcze sporo poukładać. Dziś (a raczej wczoraj) mam taki dzień (noc), że chciałabym uciec stąd i nigdy nie wrócić. Oczywiście, nie zrobię tego, mam przecież masę obowiązków, to tylko taka irracjonalna wewnętrzna chęć. Drażni mnie to, że płaczę. I że jestem taka rozedrgana. Ale wiem, że nie jestem już tak całkiem sama, jak myślałam, że jestem.
  12. samotniczka - dzięki :) Tego mi było trzeba. Po raz tysięczny przekonałam się, że ten związek powinien przestać istnieć już dawno, a najgorsze jest to, że nie mam siły nic zmienić. I nie mam pomysłu na inne życie. I mam świadomość, że rozstając się z nim robię krzywdę dziecku, więc raczej będę w tym tkwiła do momentu, kiedy ... no właśnie, nie wiem, jaki moment jest najlepszy, żeby zmienić sobie świat. Dziś obudziłam się w nocy i uświadomiłam z całą mocą, że za jakiś czas - to nieważne za jak długi - po prostu mnie nie będzie. Każdy mój problem zniknie, rozpłynie się w niepamięci. Pozostałą część nocy spędziłam na strachu. Makabra. Ech... nie nadaję się dziś nawet do pisania, myśli mi się rwą. Pozdrawiam wszystkich i dziękuję, że jesteście.
  13. właśnie z powodu ignorancji psychiatry rzuciłam leczenie. Prawie rok temu. I dalej żyję. Wniosek? Tacy lekarze są od wypisywania recept, nie od zaglądania w dusze. Od tego jest psycholog, do którego ciągle się wybieram. spisuję moje życie na kartkach papieru, żeby o niczym nie zapomnieć i nie mam odwagi pójść. Chyba jestem beznadziejnym przypadkiem. Dziś mam dół oraz koniec świata. Jeden mały szczegół pozbawił mnie złudzeń. Upiekłam wczoraj ciasto, wysprzątałam chatę. On wrócił z pracy, zmęczony, jak zawsze, jadł ciasto krusząc bez pardonu na podłogę. Powiedziałam, żeby wziął talerz, bo dopiero posprzątałam. Spokojnie otworzył drzwiczki pod zlewem i patrząc mi w oczy wyrzucił ciasto do kosza. Nie radzę sobie z tym wszystkim.
  14. Niteczka - ja też to mam. Czytam historie innych ludzi, jakbym obserwowała siebie, w nich się przeglądam, czytając kiwam ze zrozumieniem głową. Jak to jest, że skupiamy się na tym, co niedobre? Widzę sam brud, brzydotę, szmirę i plastikową rzeczywistość, do której nie przystaję. Siedzimy przed kompami i czytamy to, co inni napiszą. widzimy ich ból, rozpacz, a nawet obojętność. I co? I nic. Tyle tylko że możemy sobie popisać. Ale jesteśmy... jesteśmy... Anuśka - nie chcę Cię dobić, ale wydaje mi się konieczne to powiedzieć (napisać) musisz pogadać ze specjalistą. Nie wiem, ile ma Twój syn, może zagubiłaś się, kiedy przyszedł na świat? Może jeszcze się nie odnalazłaś. Posłuchaj siebie i pomyśl, jak sobie musisz pomóc. Bo inni bardzo dugo mogą nie zauważyć Twojego nólu, w końcu to nie ich boli... Pozdrawiam Cię serdecznie :))) A teraz ja. Dziś rozmowa o pracę. Efektem jest moja niższa jeszcze samoocena, jeśli wystarczy skali, żeby mieć niższą. Wiedziałam wszystko, byłam na bieżąco z wydarzeniami na świecie, w kraju i w regionie. i co z tego? Nic. Bo nie umiałam ułożyć zgrabnego zdania. Mam wrażenie, jakby jakieś dzikie zwierzę zeżarło mój umysł. W życiu nie spodziewałam się takiej katastrofy. wiem, że MUSZĘ pójść do psychologa. Sama siebie muszę do niego wypchnąć. Płaczę, jak nikt nie widzi. To jakiś koszmar. Dobrze, że jest to forum. Nie tylko ja jestem naznaczona bezradnością.
  15. witajcie, kolejny dzień nowego roku, a przecież zmieniła się tylko data :). Siedzę w domu, mam zwolnienie, usiłuję poskładać się do kupy. Obiecałam sobie nie deklarować postanowień noworocznych, bo i tak ich nie dotrzymam. Czuję, że dryfuję na powierzchni życia, ale jeden niepotrzebny ruch i pójdę na dno. To staranie utrzymania się przy jako takim życiu spędza mi sen z powiek. Śpię po cztery godziny na dobę, pozostały czas przecieka mi między palcami. Myślę o przemijaniu, o chwili, która z każdym przymknięciem powiek staje się przeszłością i wmawiam sobie, że coś mogę osiągnąć, jakoś zawalczyć, wywlec z mojego wnętrza wszystko, co wartościowe, dobre i piękne, ale jakoś sama w to nie wierzę. Za dwa miesiące będę bez pracy. Chcę przygotować moje emocje, żeby nie wpaść w studnię z napisem niepotrzebna. Staram się myśleć logicznie, nie poddać się lękom i poczuciu beznadziei. to jak walka z wiatrakami, ale przecież Don Kichote był przekonany o jej skuteczności.Chciałabym mieć w sobie jego wiarę. Może głupią i czasem śmiesznie naiwną, ale kto wie, czy tego mi właśnie nie trzeba. Pozdrawiam wszystkich serdecznie. :)
  16. pojęczę chwilę i zacznę dzień 1. jestem niewyspana (standard) 2. dziś szykuje mi się siedzenie w pracy do nocy ciemnej i głuchej 3. nie mam do kogo gęby otworzyć 4. muszę poszukać nowej pracy i to mnie osłabia, bo oczywiście wg mnie do niczego się nie nadaję, no może jedynie do leżenia w zmiętej pościeli, ale za to niestety jeszcze nie płacą 5. rzucam palenie i już WIEM, że utyję, więc czeka mnie kolejny problem 6. każdy dzień działa na moją niekorzyść i nic tego nie zmieni, jestem coraz starsza i to mi się najbardziej nie podoba Ufff... ok, już mi lepiej
  17. kawa

    Lęk przed śmiercią

    wolność... rozumiem taki tok myślenia, jaki przedstawił(-a) nic dobrego. Sama wielokrotnie zastanawiałam się czy nie przerwać tego więzienia, z którego ucieczka wydaje się tylko jedna, nieodwracalna, drastycznie bliska czasem, a jednocześnie przerażająca. Rozumiem, o czym pisze. Naprawdę. Jednak to nie jest wolność, przynajmniej nie świadomie przeżyta, a skoro nie można jej poczuć, to jej po prostu chyba nie ma, co? Dla mnie wolność, może to śmieszne i zajedzie patosem, to chwila. moment, w którym czuję, że istnieję i potrafię się ucieszyć albo poczuć zaskoczenie niespodziewaną sytuacją. Nawet niech to będzie ułamek sekundy, kiedy wiatr omiecie moją twarz albo zobaczę uśmiech dziecka. I jeszcze muzyka - moment ekstremalnego zespolenia z dźwiękiem, to trwa zwykle bardzo, bardzo krótko, ale jest i to właśnie jest moja wolność :))) Miłego dnia:)))
  18. witaj takjakos1, jęcz więc do woli, a my pojęczymy z Tobą:)
  19. u mnie jest całkiem tak, jak u gusi. Nie łudzę się już, że mnie zrozumie, że wyciągnie rękę, pomoże. Nauczyłam, się żyć w jakiejś skorupie, jednostronnie nieprzepuszczalnej, niestety. Z zewnątrz dochodzą do mnie bodźce ze zdwojoną, a czasem strojoną, siłą, na zewnątrz nie wydostaje się nic. I w sumie nie dziwię mu się, kiedy widzi wiecznie skrzywioną kobietę, bez chęci do zrobienia czegokolwiek, choć naprawdę się staram, z wiecznymi znakami zapytania w myślach, sowach i uczynkach. to niewiarygodne, jak mogłam stać si człowiekiem niepotrafiącym podjąć żadnej decyzji. Czasem mam do niego żal, czasem jestem wściekła, że czegoś ode mnie chce, a czasem jest mi po prostu wszystko jedno. Zamykam się w swoim świecie. Najbardziej boli mnie wrażenie, ze nie pasuję do tego świata. Nawet jak znalazłam to forum, ucieszył się i słowami: nareszcie będziesz mogła się wygadać, zakończył rozmowę. Może jestem niesprawiedliwa...
  20. witam, gratuluję jęczarni, od razu mi się spodobaa (właściwie dzięki michalowi33 tu trafiłam, także możesz sobie michale33 zapisać kolejny dobry uczynek, w sam raz przed Gwiazdką). Bo powiem szczerze, trochę mnie zniechęciły do tego forum ataki innych forumowiczów, choć może na celu miały podniesienie mnie, danie kopa w d..., a tu wyszło na odwrót. Włączyła się Pani Przekora :) Przekora to jedna z moich najwierniejszych przyjaciółek. A mam ich parę, jedną z nich jest Bezsilność, która mnie pochłania, zagarnia, pożera po kawałku, a chwilami całymi garściami. Uwielbiam czytać Wasze jęczenie, bo jest prawdziwe i wtedy widzę, że jestem taka sama, od razu robi się lepiej:)
  21. kawa

    Skala Depresji Becka

    42, czyli sprintem w dół
  22. kawa

    Skala Depresji Becka

    42, czyli sprintem w dół
  23. witaj, bardzo Ci współczuję. Choroba dziecka może naprawdę przytłoczyć, ale pomyśl z drugiej strony - Twoje dziecko jest zdane na Ciebie, na Was - dorosłych i teraz właśnie, kiedy jest chore, potrzebuje pewności mamy, żeby móc spokojnie zdrowieć. Spróbuj wykrzesać w sobie siłę, wiem, że łatwo napisać, trudniej zastosować, ale pogrążanie się w czarnej rozpaczy jest chyba najgorszym wyjściem. Zrób powtórne badania, może okaże się, że nastąpiły jakieś przekłamania w wyniku. Życzę Ci siły, pozdrawiam.
  24. witaj, i jak? Załatwiłeś? Jak samopoczucie???? Mam nadzieję, że lepiej:)))
  25. witaj, mogę ci strzelić kopa, pytanie tylko czy mi się chce podnieść nogę :). Żartowałam. Nie zastanawiaj się nad pójściem do dziekanatu, po prostu to zrób. Powiedz sobie: środa, godzina 11 jestem w dziekanacie i bądź tam. To z reguły działa, przynajmniej w moim przypadku. Pozdrawiam i spokojnej nocy:)
×