nie powinnam tego pisać.
Piję czwarte piwo, lampka świeci mi w klawisze tak, że odgaduję każdą literę, no, dobrze, może alkohol też wpłynął na moją percepcję.
Wiem, nie powinnam, ale co poradzę, kiedy czasem tak jest po prostu łatwiej? I można zasnąć.
W ciągu tygodnia ani razu nie udała mi sie ta sztuka o normalnej porze. Zaczynam się zastanawiać, że może boję się spać, żeby nie stracić kontroli nad rzeczywistością?
Jedyny spokojny sen to kilka minut skradzionych w ciągu dnia, kiedy jestem sama w domu. Poza tym letarg, czujność zająca; nie umknie mojej uwadze żadem szelest, szmer, żaden ruch. Budzi mnie nawet mój kot, a przecież koty są ciche?
Alkohol uśmierzył ból. Dziś nie boli mnie dusza, nie wiem, dusza to brzmi zbyt patetycznie. Nie boli mnie ta wszechogarniająca (co za slowo!) pustka. Czarna dziura we mnie. Teraz jej nie czuję, i cieszy mnie to choć doskonale zdaję sobie sprawę z mojego oszustwa.
Też to pewnie macie i prawdę mówiąc pociesza mnie, że to nie tylko ja. Poczytam sobiew wątki w forum. Dopiję piwo i będę sobie wmawiać, że wcale nie nasłuchuję tętna wszechświata. Dobrej nocy:)