Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

No przyznam, że ja też jestem ździebko zawiedziona po przeczytaniu tego. Pól roku leczenia solianem w wysokiej przecież dawce i przywysokich kosztach skutków ubocznych (akatyzja, hormony-prolaktyna, wpływ na żołądek, wątrobę) to taki średni efekt. Napisz proszęj ak często czujesz uczucia wyższe (miłość, wzruszenie, współczucie, smutek) i przyjemne (radość, szczęście, zadowolenie). Ja oczywiście uważam, że każda poprawa jest lepsza niż żadna tak się tylko zastanawiam czy kiedykolwiek będziemy mogli wrócić do stanu wyjściowego. Wprawdzie mi Roś powiedział, że u nie to trzeba 2-3 lat zażywania solianu, więc nie obiecywał, że będę zdrowa w 3 miesiące. W Toruniu gdzie mi zdiagnozowali zaburzenia schizotypowe to nawet 5 lat kazali mi brać neuroleptyk. To było już rok temu. Ja z neuroleptyków brałam tylko olanzapinę na sen, ale uczuć mi to nie przywróciło w żaden sposób. Roś mówił, że olanzapiny to bym musiała brać aż 30mg. Ja brałam 5. Przy 30 spałabym chyba 24h/dobę i nie miała na nic siły.

 

Co do mnie, to przez pierwsze pól dnia czułam się okropnie. Poczucie pustki i takiej anhedonii, że aż cierpienie znów czułam. Totalnie na siłę ( bo co tu robić) pojechałam z moim facetem na przejażdzkę. Chodziliśmy sobie po bardzo fajnym parowie nad WIsłą, a ja znów tylko cierpienie czułam. W ogóle mnie nie zachwycała wiosna, przyroda, to wszystko jest dla mnie niedostępne. Potem gdy wracaliśmy zobaczyliśmy jeszcze stary cmenatrz i postanowiliśmy go zwiedzić. Słońce grzało, było dobre 20 stopni, jakiś ptak pieknie śpiewał nad grobami i wtedy poczułam, że jest mi nawet dobrze i powiedzmy - miło. Prszestałam czuć anhedonię i cierpienie. I od razu się ożywiłam. Mój facet zauważył, że jak się źle czuję, to jest ze mną słaby kontakt, jestem jakby zamknieta w swoim świecie. A jak się czasem poczuję lepiej, to od razu się ożywiam i wracam do świata. No i w sumie do teraz jest niejagorzej, choć uczuć nie ma.

 

-- 03 kwi 2011, 20:47 --

 

Przeczytajcie to

http://schizofrenia.evot.org/viewtopic.php?f=5&t=6216

Rokowanie załamujące. Żadne leki nie działają:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego nie bierzecie pod uwagę depresji?

Wg ICD-10 wystarczy spełniać dwa z wymienionych kryteriów:

* obniżenie nastroju,

* utrata zainteresowań i anhedonia,

* mniejsza energia lub wytrzymałość na zmęczenie,

Nie trzeba mieć koniecznie obniżonego nastroju. Wystarczy utrata zainteresowań i brak energii, co towarzyszy większości z was. Zresztą inną charakterystyczną cechą depresji jest właśnie apatia czyli właśnie niska emocjonalność lub nawet jej brak, co skutkuje zanikiem więzi społecznych, wycofaniem z kontaktów etc.

 

Poza tym jest jeszcze dystymia, której objawy też części z was pasują:

* częściowa anhedonia,

* ogólny brak motywacji,

* ograniczenie zainteresowań,

* niechęć do kontaktów towarzyskich,

* stałe uczucie bezsensu i marnowania czasu, nudy i wewnętrznej pustki,

* czasem zmniejszona dbałość o higienę osobistą (w cięższych przypadkach)

 

Braliście jakieś antydepresanty? Nie zadziałały? A jesteście lekooporni i potrzebujecie TLPD?

 

Aż nie chcę mi się wierzyć, że w XXI wieku jedynym ratunkiem dla was jest Solian z całym pakietem skutków ubocznych. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Badziak, ja brałam mnóstwo antydepresantów, w tym TLPD i żadne mi nie pomogły. Leczę się na nietypową depresję i dopiero po neuroleptyku (solian=amisulpiryd) pojawiły się jakieś efekty.

Brak uczuć, ja myślałam, że to spora poprawa, skoro udaje mi się czasem czuć. Dla mnie jest to duży krok w stronę zdrowienia, bo ja już nie miałam takich przebłysków jak ty masz, że czasem czujesz się lepiej, że czujesz że jest miło itp. Mi też Roś od razu powiedział, że działanie solianu rozwija się nawet do roku brania w dawce powyżej 400mg. Dlatego ja daję sobie rok, liczę na to, że wyzdrowieję, bo jak nie to się załamę całkowicie. Zostaną mi już wtedy tylko elektrowstrząsy, może abilify, i koniec , skończą mi się możliwości wyjścia z tego koszmaru.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli chodzi o moje zainteresowania to ostatnio z tym słabo, wszystko robię tak raczej na siłę, bez większego zaangażowania i emocji z tym związanych. Dlatego też obecnie myślę o pracy, w której nie będzie wymagane zbytnie zaangażowanie, choć trudno o taką. Jeżeli człowiek w wystarczającym stopniu nie zaangażuje się w daną pracę to wcześniej czy później pracodawca to zauważy i się z nim rozstanie. W ogóle to straciłem trochę orientację co do swojej przyszłości zawodowej i na dzień dzisiejszy naprawdę nie wiem, co będę robił w przyszłości. W każdym razie już będę zadowolony jeśli będę mógł wykonywać jakąkolwiek pracę nawet tę mniej ambitną, bo to w moim stanie psychicznym to i tak będzie ogromny sukces. Na razie jestem na etapie rozważań co mógłbym robić w chwili obecnej, bo na rentę to się raczej nie zapowiada. Czekam już niespełna 2 miesiące na wezwanie z sądu w sprawie renty socjalnej i na razie nic nie otrzymałem. Zresztą nie liczę na rentę, bo ta jest śmiesznie niska, poza tym przyznawana na okres max. 2 lat, a jak potem odmówią prawa do niej to co, ręcę do Bozi ??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Topielico, źle mnie zrozumiałaś. Jeśli chodzi o uczucia, to uważam, że u Ciebie jest szokujący postęp. NAtomiast szkoda, że nie masz całej reszty - napędu, chęci do działania, zainteresowania książkami itd.

Ja muszę skończyć te prace dodatkowe, a wtedy albo zwiększamy sulpiryd, albo biorę solian. A w maju tak czy siak jadę do Rosia na konsultację czy On uważa, że mogę mieć schizofrenię prostą. Chcę żeby mnie skonsultował lekarz, który nie jest ze mną ani z moją ciotką zaprzyjaźniony, a o takiego w moim mieście trudno. Trudno więc o obiektywną ocenę.

Topielica, ja też sobie powtarzam, że jak nie solian, to jest jeszcze abilify, serdolect, zeldox, jest jeszcze ten francuski neuroleptyk, ponoć bardzo dobry na objawy negatywne, który dr Roś może sprowadzić. Powtarzam sobie to, żeby mieć nadzieję. Czasem sobie powtarzam, że nawet jak już wszystko wypróbuję, to może coś za mojego życia jeszcze przełomowego wynajdą.

A powiedzcie jak sobie radzicie intelektualnie?Chodzi mi o czytanie książek, o uczenie się, o pamiętanie informacji ze szkół itd? Bo ja odcuzwam znaczne pogorszenie, jakoś bardziej tępo myślę, ale jednak na tyle dobrze, że mogę pracować.

Aha, próbowałam dr Rosia spytać dziś przez telefon co uważa nt schizofreniii prostej, ale powiedział, że to zbyt poważny temat, by rozmawiać przez telefon.

Ale Ty Topielico jak pójdziesz, to spytaj proszę czy dr Roś wierzy w istnienie schizofrenii bez żadnych objawów wytwórczych? Bo zdfania lekarzy są podzielone.

Badziak, ja wypróbowałam chyba dokładnie wszystkie antydepresanty. To nie pomaga na brak uczuć.

Poza tym solian i sulpiryd też się stosuje w deprsji. Moja lekarka mówiła chyba, że solian się stosuje w depresji lekoopornej.

 

-- 04 kwi 2011, 19:21 --

 

Jakby ktoś chciał poczytać o rodzinie solianu i sulpirydu

http://www.badanianadschizofrenia.org/dat/files/665_212_artykul_lsn.pdf

 

-- 04 kwi 2011, 19:38 --

 

Dopamina

Dopamina nazywana jest również "hormonem szczęścia", gdyż pojawienie się jej w przestrzeniach między neuronami w jądrze półleżącym, zewnętrznie objawia się poczuciem euforii.

Nie przekracza bariery krew-mózg, dlatego nie można wywołać uczucia euforii poprzez bezpośrednie podanie dopaminy (głównie dlatego w parkinsonizmie stosuje się L-dopę).

To może tę L-dopę zastosować?

 

-- 04 kwi 2011, 19:40 --

 

http://www.tipy.pl/artykul_3062,jak-zwiekszyc-poziom-dopaminy.html

 

-- 04 kwi 2011, 20:06 --

 

L-dopa to aminokwas, który jest prekursorem dopaminy. Używając l-dopę podwyższamy zarazem ilość dopaminy w mózgu. To działanie znajduje zastosowanie przy leczeniu choroby Parkinsona. L-dopa jest lekiem na receptę, jednak na rynku dostępne są również preparaty ekstraktów z Mucuna pruriens, które zawierają w składzie l-dopę.Przy leczeniu choroby Parkinsona l-dopa prawie zawsze łączona jest z karbidową, oraz selegiliną. Poza leczeniem tej choroby, lewodopa wykorzystywana jest również do walki z niskim popędem płciowym, niską motywacją i słabą koncentracją. Prze niektórych zaliczana jest więc do leków z grupy smart drugs

 

-- 04 kwi 2011, 20:15 --

 

Dystymia nazywana jest także chroniczną depresją. Ludzie z dystymią zazwyczaj odczuwają mało, lub w ogóle nie odczuwają zadowolenia z życia. Mają trudności z przypomnieniem sobie momentu z przeszłości, w którym byli szczęśliwi, czy pochłonięci jakąś pasją. Świat, który jest wokół wydaje się szary i przygnębiający. Taki stan, może trwać, i najczęściej trwa latami. Na zwykłą depresję chory cierpi najczęściej kilka tygodni i po tym czasie jego nastrój wraca do normy. Przy dystymii obniżenie nastroju i napędu nie jest może tak silne, jak przy epizodzie depresyjnym, ale schorzenie to może nawet utrzymywać się do końca życia chorego.

Objawy dystymii:

Zmniejszenie lub podwyższenie apetytu.

Bezsenność, lub podwyższona potrzeba snu(hypersomnia)

Uczucie zmęczenia i niskiej energii życiowej

Obniżenie samooceny

Osłabiona koncentracja

Problemy z podejmowaniem decyzji

Odczuwanie pesymizmu i beznadziei

Jak leczy się dystymię?

 

Jeszcze kilka lat temu najczęstszym sposobem radzenia sobie z dystymią było uczęszczanie na terapię. Dane statystyczne wskazują jednak na to, że stosowanie leków może przynieść bardzo pozytywne skutki przy leczeniu tego schorzenia.

Jakie leki stosowane są przy dystymii?

 

Najskuteczniejszymi lekami przy tym schorzeniu wydają się być leki z klasy stymulantów (np. Concerta). Dużą efektywnością cechują się także leki MAOi (np. Aurorix), oraz SSRI. Leki z grupy TLPD (Trójcykliczne leki przeciwdepresyjne) okazują się nieefektywne, lub mało efektywne przy leczeniu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie beznadziejnie, nic nie czuję. I przestaję wierzyć, że kiedykolwiek będę jeszcze sobą. Co ja bym dała za to by znów być tą dziewczyną co kiedyś. Urodę, inteligencję, nogę, rękę, byle znów czuć i znów myśleć jak kiedyś. Nie mogę odgonić tego cholernego pytania:dlaczego akurat mnie to musiało spotkać. A Was również męczy to pytanie? Wolałabym chorować na cokolwiek innego, byleby czuć i myśleć jak kiedyś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mogę odgonić tego cholernego pytania:dlaczego akurat mnie to musiało spotkać. A Was również męczy to pytanie?

 

Wątpię żeby był jakiś powód, każdy na twoim miejscu by mógł sobie zadać to pytanie.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Zasada_antropiczna ma podobną logikę, tyle, że przypadek choroby jest prostszy gdyż wiemy, że jest wielu ludzie (a wiele światów to tylko hipoteza) i że niektórzy z nich maja problemy z brakiem uczuć.

 

Wolałabym chorować na cokolwiek innego, byleby czuć i myśleć jak kiedyś.

 

Na pewno bym wolał nie mieć nóg nisz uczuć, tak jak chyba każdy kto tego doświadcza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiscie, ze tak. Ja kazdego dnia mysle, ze moglbym dac sobie rece uciac albo oczy wylupic, byleby moc poczuc, znowu cieszyc sie zyciem.

 

Dzisiaj moja mama probowala wydusic ze mnie, co u mnie, czy mi sie juz poprawia itd. Sklamalem jej, ze jest ok, bo co mialem powiedziec? Ona nie rozumie, ze ja juz zapomnialem, jak to jest byc szczesliwym. Ja nie umiem nawet odtworzyc tego uczucia w pamieci. Jak pojawiaja sie wspomnienia, to tylko wizualnie. Zreszta zauwazylem to tez u psychoterapuety, ze on chce, zebym ja opisal, co czulem, kiedy np. bylem wybierany jako ostatni na WFie. A ja kuzwa nie wiem! Nie mam pojecia. Mowie mu, to co wydaje mi sie, ze czulem. Ale czy faktycznie tak bylo? Nie pamietam. To juz wszystko jest tak zatarte czasem. To jest to, co Ty skopiowalas braku uczuc. Nie przypominam sobie momentow, w ktorych bylem szczesliwy.

 

Ta dystymia mi chyba najbardziej pasuje. Tylko ze mam ja juz bardzo dlugi czas. Teraz jak zaczalem cos z tym robic, to jest lepiej, chociaz zaczynam dostrzegac, jakim wrakiem czlowieka jestem. To znaczy, zawsze to wiedzialem, ale teraz patrze na siebie z jakiejs innej perspektywy i widze, gdzie zrobilem bledy, czym sie coraz bardziej pograzalem. Jaki wplyw na to mieli inni. I to chyba wazne, zeby zrozumiec te mechanizmy. A przynajmniej mi w jakis sposb pomaga.

 

A z drugiej strony w momentach takich, w ktorych powiedzmy 'wracaja' mi jakiestam marne uczucia i patrze tak na to swoje zycie, to zaczynam sie zalamywac, jak bardzo je zjebalem. Mam 21 lat i jestem tak zalosny, jak tylko da sie byc. I to jest troche smutne. Cale zycie zylem klamstwem, ze wszystko jest ok. Problemy sie nawarstwialy, a teraz musze je dzwignac wszystkie naraz. I nie wiem czy mam na to tyle sily. Zaczynam myslec, ze to wszystko nie ma sensu, to cale zycie. Bo co? Uda mi sie wygrac z choroba i bede juz stary, ominie mnie to co najlepsze. Nigdy juz nie powiem, ze 'przezylem wspaniala mlodosc', tylko zmarnowalem wiele lat i bylem samotny przez taki dlugi czas, srajac na wszystko. A potem i tak umre i znikne i nic z tego nie bedzie mialo ZADNEGO znaczenia. Wiec na dobra sprawe moglbym umrzec juz teraz i nie musiec sie z tym meczyc. Zaczalem podziwiac wszystkich tych slawnych samobojcow. Napietnowani, bo 'stchorzyli'. Stchorzyli przed czym? Przed ta bezsensowna szamotanina o byt? Nie widze w tym tchorzostwa, jedynie zdrowy rozsadek. Jesli ktos stwierdzil, ze swiat juz nie jest miejscem dla niego, po prostu go znudzil lub zawiodl, nie widze w tym problemu. Czasami to jest najlepsze wyjscie. A przynajmniej samemu sie wybiera odpowiedni moment.

Wczesniej tez o tym myslalem, owszem. Ale jakos taki bylem zamkniety w terazniejszosci. Nie potrafilem myslec przyszlosciowo w ogole. Teraz gdy widze ten bezsensowny cykl zycia i smierci wyrazniej, to az sie nieswojo czuje na mysl o tym, jak to wszystko jest do dupy. Walka, walka, walka, troche milosci, troche radosci, a pozniej grob. I co nam z tego przyjdzie? Ostatecznie czy bylismy bez emocji, czy bez racjonalnosci, czy bylismy kobieta, czy mezczyzna, czy umarlismy ze starosci, czy sami sobie odebralismy zycie, wszyscy znikniemy i nie zostanie po nas nawet slad. Co za chujnia z grzybnia... I na dodatek niektorzy jedyne, czego doznaja w tym zalosnym zyciu, to cierpienie. To jest dopiero chujowe i niesprawiedliwe.

Do tego wszystkiego, jestesmy niewolnikami swoich mozgow. Teraz z kazdej strony atakuja mnie informacje o tym, jak malo od nas zalezy, od tego, co my chcemy, a co dzieje sie w naszym mozgu. Zacznym watpic, czy w ogole mamy jakas wolna wole. Ostatnio czytalem artykul z najnowszego Focusa, a wlasciwie dodatku do niego, ze nerwice, parkinsona, zespol touretta moga powodowac BAKTERIE! Zarazenie sie paciorkowcem w mlodosci moze miec wlasnie takie dlugofalowe skutki. Sa podobno badania, ktore wyraznie pokazuja, ze ingerencja w system immunologiczny czlowieka jest w stanie zmienic jego nastroj psychiczny. Poniewaz niektore bakterie sa w stanie przeniknac bariere krew-mozg. I w wielu przypadkach kuracja zwyklym antybiotykiem pomogla tym ludziom wyjsc z choroby. Z jednej strony przerazajace jak wiele czynnikow moze wplywac na nasz komfort psychiczny, a z drugiej zaczynam myslec, ze potrzebny mi dobry lek.

Obrazowo widze to tak - zalozmy ze moj mozg to silnik. Leki dodadza mi gazu, zwieksza obroty. Kiedy rusze z jedynki bede potrzebowal kierowcy, kogos, kto bedzie wrzucal wyzsze biegi oraz pomoze utrzymac silnik na wysokich obrotach - psychoterapeuta. Kolejne swiatelko w tunelu.

A jeszcze z takich innych ciekawostek mi sie przypomnialo, a propos tych samobojcow. W tym Focusie wlasnie byl tez artykul na temat samobojcow. I autor wspomnial o jakiejs wysepce, chyba na Pacyfiku, gdzie mieszka okolo 1200 osob, poniewaz na wiecej nie starczy miejsca, ani jedzenia. I kiedy robi sie zbyt tloczno na niej to wybieraja jakies osoby, ktore musza popelnic samobojstwo, aby reszta, bardziej produktywna mogla kontynuowac zycie w jakims tam wzglednym komforcie. Zwierzece, ale czuje w tym jakas pradawna, zapomniana przez spoleczenstwa zachodnie, prawde. ;p

 

Wedlug mnie schizofrenia prosta to po prostu taka zaawansowana forma dystymii, lub czegos o podobnych objawach, ktora wciaga chorego jak czarna dziura. Po dlugim czasie zycia w takim stanie, taki pacjent nie wyobraza sobie swiata, zycia bez tej choroby, bo w pewnym momencie paradoksalnie ona staje sie jedynym napedem jego zycia. Hmm, znowu filozuje i pewnie z psychiatrycznego punktu widzenia ta teoria nie ma zadnych podstaw, ale tak sobie tylko mysle na glos.

 

Cos sie konkretnego stalo Topielico, ze jestes w takim stanie? Mnie tez meczy to pytanie, ale nie ma sensu sie nad nim zastanawiac, bo jak wiesz sprawiedliwosc nie istnieje. To tylko abstrakcyjne pojecie, ktore wymyslili ludzie, nie mozna go odnosic do tak fundamentalnych kwesti. Porownujac nasz swiat do swiata zwierzat, ludzie ktorzy pisza w tym temacie nie przetrwaliby w nim. Po prostu zostalibysmy zjedzeni. Jako ludzie przynajmniej mamy szanse sie zmienic.To jest nasza sprawiedliwosc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też mam nadzieje, że będę mógł popełnić samobójstwo jeżeli uznam, że byłoby to dla mnie najlepsze. Nawet jeżeli ktoś zostawi po sobie ślad to cóż z tego skoro on przestanie istnieć więc nie będzie to miało dla niego żadnego znaczenia, albo jest warto żyć albo nie, nie mam nic ponad to, kiedy ktoś ginie to kończy się dla niego świat. Jedyna opis wolnej woli który ma sens oferuje kompatybilizm, który wielu nazwałoby iluzją wolnej woli, popularna koncepcja wolnej woli wymaga żeby było coś bez przyczyny, a jednocześnie żeby było to nieprzypadkowe i żebyś miał nad tym kontrole, więc jest to koncepcja wewnętrznie sprzeczna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie stała się rzecz niespodziewana.

Być może mam fobię społeczną, ale w każdym bądź razie wczoraj po wyjściu z domu dostałem silnego niepokoju i byłem cały w napięciu. Gdy wróciłem do domu, wziąłem hydroksyzynę. Od razu ścięła mnie z nóg i poszedłem spać, ale gdy się obudziłem, to byłem zrelaksowany, wreszcie jakoś pozytywnie się czułem. Cały niepokój i napięcie zniknęło, było mi o wiele lżej. Nie zaprzątały mi głowy myśli egzystencjalne ani nic, po prostu czerpałem sobie "przyjemność" z tej chwili. To wszystko działo się kosztem totalnego zmulenia, ale jednak było i chciałbym wrócić do tego stanu. W nocy z kolei miałem sny i w nich czułem jak zdrowy człowiek, aż nie chciałem się wybudzać. Oczywiście gdy się obudziłem, wszystko stało się zaburzone, ale nie opuścił mnie spokój po hydroksyzynie jeszcze także jest dobrze. Niestety nie było żadnej poprawy w kwestii motywacji i zniesienia poczucia zmęczenia, apatia dalej mnie męczy na maksa, ale z anhedonią już było lepiej.

Czytałem gdzieś, że hydroksyzyna wzmaga działanie przeciwdepresyjne leków i że w lekki sposób działa na układ serotoninowy i dopaminowy. Zresztą przeczytajcie:

Hydroksyzyna jest przede wszystkim silnym antyhistaminikiem, a więc odwrotnym agonistą receptora histaminy H1 (stała Ki = ~2 nM). Dodatkowo stosunkowo silnie blokuje też receptory serotoniny 5-HT2A (Ki = ~50 nM). Ponadto posiada też znacznie słbsze działanie blokujące receptory α1-adrenergiczne (Ki = ~300 nM) oraz receptory dopaminy D2 (Ki = 378 nM).

 

Jeśli chodzi o niepokój, lęk i napięcie to zniosła mi je całkowicie. Niestety nie mógłbym jej brać gdybym chciał się uczyć czy pracować, bo ścina z nóg od razu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja kompletna pustka. Czy Wy też tak macie, że NIC Was nie interesuje, w NIC się nie możecie zaangażować i nie wiecie co ze sobą zrobić? Z tego co pisalaś Topielico, to Ciebie nawet w najgporszym okresie wciągała internet i spędzalaś dnie na surfowaniu? Bo mnie nic nie wciąga. Dlatego głównie chodzę do pracy - dla zabicia czasu. Jak u Was z zainteresoaniem?

 

mam podobnie jesli chodzi o pierwsze zdanie, solian w dawkach 50 czy 100mg nie pomaga tylko przymula.

o rany, jak ty masz sile siedziec w pracy czujac ciagle to przybicie i syf, maskujac to przed innymi :/ ?

zainteresowan juz chyba nie mam, wszystko robie na sile.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie zawsze mnie to intrygowało, jak brak uczuć wytrzymuje w pracy w takim stanie pustki, cierpienia czy całkowitej anhedonii. Chyba dużo energii ją to kosztuje, by zakamuflować przed innymi współpracownikami swój wewnętrzny stan ? I do tego jeszcze angażować się w powierzone obowiązki, to przekracza granice mojego pojmowania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie zawsze mnie to intrygowało, jak brak uczuć wytrzymuje w pracy w takim stanie pustki, cierpienia czy całkowitej anhedonii. Chyba dużo energii ją to kosztuje, by zakamuflować przed innymi współpracownikami swój wewnętrzny stan ? I do tego jeszcze angażować się w powierzone obowiązki, to przekracza granice mojego pojmowania.

 

no właśnie, ja po pewnym czasie bym pękł - coś by mi poprostu odbiło i z zaciśniętymi zębami przepracowałbym co najwyżej 2 miesiące, w pracy miałem takie uczucie zniecierpliwienia,

że zaraz tu nie wytrzymam, że chcę wyjść, ale potem doszło do tego że nie miałem po co z niej wracać, więc skoro tak, to po co w ogóle do niej iść ?

 

jaa pier* :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

macie racje jeżeli wyznacznikiem jest praca a brak uczuć pracuje a dla nas to abstrakcja bo...każdy ma inne powody i objawy...

to niewiem jak ona to robi z musu w takich cierpieniach i objawach troche na hipochondrie to jednak wygląda...

 

ja dziś po wizycie z siostrą u psychiatry skierowanie na oddział podpisałem siedziałem z taką pustką że szok...coś mówiłem ale w domu inaczej sie mówi w tym tyg mam mieć termin oby w tym msc...pytałem o kwetamine w kroplówce że stosują ale ogólnie wrażenia jak to lekarz na nfz byłem z pół godziny niby słuchał ale specyficznie jak lekarka w tej poradni tak jak by słuchał a nie słuchał pisał szybko mówił itp...to nie jest rozmowa jak z psychologiem tak jest u mnie bynajmniej...wiary ,nadzieji nie mam żadnej że tam mi pomogą ale co mam robic?w domu siedzieć wole siedzieć w psychiatryku...to jest oddział chorób afektywnych niby kiedyś rehabilitacyjny ale od 2005 w którym byłem na ogólnym sie zmieniło troche w tej klinice...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już to pisałem w którymś z postów, że u brak uczuć odczuwam skłonności hipohondryczne i nie piszę tego, żeby ją jeszcze bardziej dobić, ale żeby być może mogła zobaczyć to z tej strony. Po opisie objawów i subiektywnych odczuć towarzyszących jej stanowi psychicznemu nie mogę jakoś uwierzyć, że jest z tym ogromnym obciążeniem w stanie pracować.

Dobrze magic, że podjąłeś jakies działanie, bo tak patrzeć na życie z boku to można do końca życia, a przecież nie o to chodzi, żeby się tak mordować. Nawet jakby Ci mieli nie pomóc to będziesz miał świadomość, że robiłeś wszystko, aby przystosować się do życia na miarę swoich możliwości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tylko ja wciąż nierozumiem w psychiatri co ja mam dać od siebie w tym co mam jak uważam że ten stan jest po zamną gdzieś...życie przeleci wiadomo jak u każdego z nas...

 

jest dziwnie niewiem czy nie mam schizofreni niehipohondryzując lekarz powiedział że też diagnostyczny to oddział chorób afektywnych więc chyba ciężkie przypadki w pasach nie będą jak na ogólnym było w tejże klinice ponoć to oddział męski i żeński dziwne w sumie...

 

tylko ze mnie to wogóle nie wzrusza...dziś mam ten bezstan powiedziałem siorze że nawet bóg mógłby przyjść do tego psychiatry dziś prezydent czy niewiem kto to mnie to nie wzrusza...poprsotu nie mam siebie w środku :(skopane mózgi nie pytałem o mózg o prostą też nie spytałem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wyobrażam sobie żyć z tym przez lata. U mnie taki regres, że aż bym płakała, gdybym tylko mogła czuć smutek. Aż chce mi się poddać, żeby mieć to już z głowy. Chyba nie dam rady nigdy wrócić na studia, a kiedyś ku*wa byłam taka zdolna, bez problemu się dostałam na medycynę i sobie spokojnie zaliczałam kolejne egzaminy, a teraz? Nie wiem czy dałabym radę ogarnąć najłatwiejsze przedmioty. Jestem upośledzona umysłowo. Tak bardzo bym chciała być dawną sobą.

Nie mam nawet siły oglądać filmów, cały czas dręczą mnie myśli s. Aż zaczynam się "bać" intelektualnie, że coś sobie jednak zrobię, mimo obietnic dla mojego lubego. Chyba powinnam iść do szpitala, ale jakoś mi się nie uśmiecha siedzieć na oddziale znowu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciężko jest porównywać cierpienie i pustkę, więc ja nie wiem czy mam lepiej czy gorzej niż Wy. Chodzę do pracy głównie dla zabicia czasu, zresztą po chorobowym pracuję dopiero 2 mce i każdego dnia zadaję sobie pytanie ile jeszcze wytrzymam. Ale z drugiej strony nie wiem co miałabym robić w domu. Zrozumcie, JA MIESZKAM SAMA i w domu to chyba już naprawdę głównie o samobójstwie mogłabym myśleć. Możecie mi nie wierzyć, ale ja naprawdę pracuję z totalną pustką, 100% anhedonią i dziwnym uczuciem cierpienia. Nie mam trudnej pracy. Nie wiem co będzie dalej. Czy mi to kiedyś przejdzie, czy będe tak do końca życia, czy okaże się to w istocie schizofrenią prostą i jeszcze mi się pogorszy. Nie wiem. Ta niepewnośc jest trudna intelektualnie.

Byłam dziś u psycholożki. I wielkie zdziwienie. Wyznała ona, że pól nocy analizowały z moją lekarką mój przypadek co mi tak naprawdę jest, podobno przewertowały klasyfikację chorób psychicznych wzdłuż i wszerz i stwierdziły, że nadal stoją na stanowisku, że to zaburzenia osobowości - i - tu niespodzianka BORDERLINE. No w szkou jestem, bo border mi się kojarzy raczej z wpadaniem ze skrajności w skrajność, nadamirem emocji, rozbujałą seksualnoscią, hustawką nastrojów itd. Więc jakby zaprzeczeniem mnie obecnej. No ale psycholożka stwierdziła, ze niby w bpd może też być zanik uczuć. Ja nigdy o takim czymś nie słyszałam, a znane mi osoby z bpd miały klasyczne objawy. Mój tata wybuchnął śmiechem, jak mu powiedzialam że niby ja jestem borderem. Powiedział, że to bzdura. Mój chłopak też u mnie nie zauważył żadnych zaburzeń osobowości....ale kiedyś je jednak miałam. Nie wiem już.

Topielica! Może to chwilowy kryzys. A może dobrze by było gdybyś oprócz solianu chodziła do psychologa - choćby po wsparcie i rozruszanie?

 

-- 05 kwi 2011, 20:23 --

 

Topielica, może byś poszła na F10 do IPINU? To taki oddział rehabilitacyjno - aktywizujący, a przy okazji obserwują, stawiają diagnozę, czasem ją zmieniają...JEst tam naprawdę super, jeśli w szpitalu może być super. Warunki jak w hoteliku prawie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jak najbardziej rozumiem brak uczuc. To nie jest zadna hipochondria. Jak juz cos to bardziej jakas paranoja. Wazne jest to, ze ta, nazwijmy ja, hipochondria, jest w rzeczywistosci efektem choroby, a nie czynnikiem pierwotnym. Bo u mnie tez jest tak, ze ja co chwila wynajduje sobie nowe schorzenia itd. Ale wydaje mi sie, ze to jest nastepstwo tego, ze nic innego nas nie interesuje, tylko to jak sie zmienic. Wiec szukamy przyczyn, zeby mozna bylo jakos zwalczac skutki. Dlatego potrzebne sa nam diagnozy. Brak uczuc na pewno stracila uczucia wczesniej, niz stala sie hipochondryczka. To wlasnie ta utrata uczuc jest motorem do poszukiwania odpowiedzi, nawet w nietypowych, wysmiewanych rzeczach. Ja osobiscie sie nawet zaczalem interesowac jakas bioenergoterapia itd., bo nie ma znaczenia, co mi pomoze, wazne jest, CZY pomoze. To moglby byc nawet rytual satanistyczny albo egzorcyzmy.

Zreszta nie rozumiem w ogole, o co wam chodzi. Jak mozna sobie wymyslic brak uczuc? To nie jest rak, gdzie jakis hipochondryk moglby sobie wymyslac, ze go ma, bo zadnych dowodow, by nie mial przeciwko. Emocje, uczucia sa aktywowane wiele, wiele razy w ciagu dnia. Chyba nie trudno zauwazyc, ze sie cos takiego stracilo.

Ja tez mam totalna anhedonie, apatie, otepienie mozgu i tez cos robie, bo zwyczajnie bym nie wytrzymal na kanapie caly dzien. To nie jest tak, ze ja potrzebuje kontaktu z kims np., ale zwariowalbym zwyczajnie gdybym tak nic nie robil. Moje mysli by mnie zmiazdzyly, cos by we mnie peklo pod ich naporem. Wlasciwie to jest jedyny powod, dla ktorego dzialam, ruszam sie, cos robie. Zeby nie zostac z samym soba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ze względu na wpływ serotoninergiczny, SSRI mogą powodować działania niepożądane, jak:

anhedonia

apatia

 

negatywny wpływ na funkcje seksualne, zwłaszcza obniżenie wrażliwości na bodźce seksualne i obniżenie popędu,

zaburzenia hormonalne spowodowane zaburzeniem prawidłowej relacji poziomów serotoniny i dopaminy (zawyżony poziom serotoniny w stosunku do zaniżonego poziomu dopaminy; nie dotyczy sertraliny – ze względu na jej lekki wpływ dopaminergiczny) i ich szeroko pojmowane następstwa,

 

 

Donoszono też o nieznacznych zmianach zachowania, hipomanii i lekkim spłyceniu uczuciowości, zwłaszcza po przewlekłym podawaniu SSRI.

 

Ja brałam SSRI blisko 7 lat, a teraz biorę SNRI ( wenlafaksyna:( )

 

-- 05 kwi 2011, 21:20 --

 

Ja tez mam totalna anhedonie, apatie, otepienie mozgu i tez cos robie, bo zwyczajnie bym nie wytrzymal na kanapie caly dzien. To nie jest tak, ze ja potrzebuje kontaktu z kims np., ale zwariowalbym zwyczajnie gdybym tak nic nie robil. Moje mysli by mnie zmiazdzyly, cos by we mnie peklo pod ich naporem. Wlasciwie to jest jedyny powod, dla ktorego dzialam, ruszam sie, cos robie. Zeby nie zostac z samym soba.

No właśnie mam tak samo. A hipochondryczką na pewno nie jestem i wypraszam sobie. Równie dobrze mogłabym Wam zarzucić, że udajecie, że jest tak źle, że nie możecie pracować, że cackacie się ze sobą? Miło? To proponuję na drugi raz nikogo nie obrażać dlatego że w trudnej sytuacji radzi sobie lepiej od Was.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×