Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

No to zazdroszczę. Ja widzę Magic, że Ty czasami coś czujesz. U mnie potwornie źle. Tak jakby nowy rzut choroby nastąpił. Znów ten bezstan. I od rana wielkie zmęczenie i myśli samobójcze, intelektualny brak nadziei, że z tego kiedyś wyjdę. Ledwo wytrzymałam w pracy, a i tak nie byłam 8h.

Dopóki wierzyłam, że jest jeszcze sulpiryd i solian i że któryś z nich NA PEWNO MI POMOŻE, to miałam nadzieję i jakiś sens życia. Bo wierzyłam, że wyzdrowieję. Sulpiryd odstawiłam, bo jeszcze bardziej zaburzał mi sen.

Jutro jadę do profesora Skalskiego, głównie ze względu na sen, myślę, że po 6-7 latach spania wyłącznie na tebletkach czas wydać te 250 zł na największą polską sławę od snu. Ale oczywiście powiem mu o całokształcie. I podejrzewam, że on powie, że to schizofrenia prosta lub zaburzenia schizotypowe. A to może oznaczać, że nigdy nie będzie lepiej. I to mnie dobija. Cały dzień o tym myślałam. Podejrzewam jednak, że tak się okaże i że szczerze mówiąc nie ja jedna w tym gronie na to choruję. Tylko, że to jedna z najcięższych chorób i w takim przewlekłym przebiegu raczej nieuleczalna, więc konieczne jest wielkie wsparcie i pomoc rodziny. A ja tego nie mam. Gdy jakiś lekarz lub ja napomykałam o zaburzeniach schi- to moja mama reagowała niewyobrażalną agresją, buntowała tatę i siostrę, razem z ojcem mnie wyszydzali, dokuczali mi, wyśmiewali. Bo moja mama takiej diagnozy nigdy nie przyjmie. Ja mam zapie...alać do roboty, żyć samodzielnie, nie przysparzać jej problemów...Ona mnie bardzo bardzo kocha, ale w kwestii mojej choroby jest taka...zawsze była tyranem i tak mnie wychowywała...musiało być jak ona chce, nie liczyło się co ja czuję, co myślę, czym się interesuję...miałam czuć, myśleć i interesować się tym, co było mi nakazane przez Mamę. I teraz też mam chorować na to, co Ona dopuszcza. A dopuszcza co najwyżej depresję lub zaburzenia osobowości. Zwłaszcza zaburzenia osobowości łatwo jej dopuścić, bo wtedy może zwalić na mój słaby charakter. A co ma charakter do nieczucia do tkwieniu w bezstanie, do anhedonii i do strasznych cierpień. Nie wiem co bym zrobiła gdyby nie mój chłopak. MAm świadomość, że go wykorzystuję, bo nie potrafię dać mu nawet uczucia, ale bez niego wolę nie myśleć co by było. W każdym razie raczej znów myślę, że to schizofrenia prosta i że w ostatnich dniach nastąpił nowy rzut tej choroby. Gdzieś czytałam, że ona przebiega rzutami. Nie wiem tylko na jakim poziomie cierpienie się kończy. Boże, to mnie przeraża w jakiś intelektualny sposób. To jest tak nieludzkie, że chcę umrzeć.

Myślę, że mi by się też przydał jakiś oddxział rehabilitacyjny i terapia skierowana na pogodzenie się z objawami, ale nie mogę iść znowu do szpitala, bo stracę pracę, nigdzie nie znajdę takiej łatwej pracy, żeby sobie poradzić i będę musiała żyć na utyrzymaniu rodziców znosząc ciągle ich obelgi i wyszydzanie. A to jest nie do zniesienia. Tego można po porstu w pewnym momencie nie znieść.Czemu w Polsce nie ma hostelów, gdzie by osoby z poważnymi zaburzeniami psychicznymi mogły sobie spokojnie żyć...to znaczy kilka takich hosteli jest, ale te o których słyszałam, to można w nich mieszkać tylko czasowo do czasu usamodzielnienia się.DO do d...rozwiązanie w przypadku zaburzeń przewlekłych i nieuleczalnych. Czytałam książkę o facecie chorym na schizofrenię w latach 60 w USA. Tam już wtedy były specjalne DOMY dla schizofreników. Nie żadne zakłady zamnięte, tylko spejcalne domy i opieka socjalna załatwiała takim chorym spejcalną pracę, do której byli zdolni i mieli prawo do bezpłatnej terapii w ramach ubezpieczenia darmowego nawet jak nie pracowali. I to w latach 60-tych. A u nas teraz, 50 lat później nadal nie ma nawet zaczątku takich rzeczy. Chorzy żyją w okroopnych warunkach w DPSach jak w więzieniach.

TO takie moje wynurzenia.

Dodam jeszcze, że byłam u kardiologa - prywatnie. Powiedziałam z grubsza, że choruję na zaburzenia psychiczne, ale sama nie wiem na co, że przyjmuję leki, że nie mogę spać bez leków, a budzę się ciągle wykończona i bez sił i że od 4 dni jest mi bardzo słabo na sercu i nie wiem co o tym sądzić - czy to objaw tylko psychiczny, czy z tego przemęczenia coś mi jest z sercem czy może leku źle wpływają na serce. Tak dokładnie powiedziałam, więc wydaje mi się, że rzeczowo i racjonalnie, nie jak jakiś wariat. A lekarz od razu zniecierpiliowny prychnął, że to na pewno od psychiki ( bez badań) i potem do końca wizyty był bardzo niemiły, wręcz opryskliwy. A zapłaciłam 170 zł więc choćby z tego powodu, że dokłądam się do jego kolejnego samochodu czy domu powinien być uprzejmy. Czego oczekiwać od społeczeństwa jak sami lekarze często mają taki dyskryminujący stosunek do chorób psychicznych.Zrobił mi w każdym razie usg i echo i wyszło ok. I wyśmiał mnie - powiedział, że od braku snu serce nie może się uszkodzić. Wyśmiał mnie jak idiotkę. A skąd ja mam wiedzieć. Czy ja jestem lekarzem? Za to mu płacę, żeby skonsultował. Niestety nie zrobił mi ekg. więc stwierdziłam, że podjadę jeszcze do mojej przychodni, bo i tak z tym poczuciem bezstanu i myslami samobójczymi nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Pojechałam i tu przemiła niespodzianka. PAni doktor przemiła, zajęła się mną, osłuchała, powiedziała, że nie można tego lekceważyć, bo to NIE MUSI BYĆ PSYCHOGENNE i trzeba sprawdzić. Stwierdziła, że serce bije miarowo, ale na wszelki wypadek kazała przyjść na ekg, zajrzała w kartę, sprawdziła, że ostatnio miałam słabą hemoglobinę i sód, zleciła badania i powiedziała, że jakby mi było słabo, to nie mam się krępować tylko wzywać pogotowie. I powiedziała, że zastanowi się jakiego psychioatrę może mi polecić. I to wszystko na NFZ, za darmo. Lekarz, a lekarz. Zaznaczam, że ona w tym intgeresu nie miała, żeby być miłą, a on jako prywatny usługodawca - jak najbardziej. ALe widocznie ma dość pacjentów i kasy i może sobie pozwolić na takie podejście. Smutne tylko, że taki wyraz jak "powołanie" jest w naszych czasach zupełnie zapomniany. JAk to niedawno zauważyli w telewizji, nawet "służbę" zdrowia przemianowują na "ochronę" zdrowia. Ze służby i powołania robi się raczej usługi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć tam gdzie chodzę nie diagnozują w trakcie trwania leczenia, a jedynie przy wypisie na podstawie obserwacji w czasie pobytu na oddziale. Zresztą mam juz na tyle duże doświadczenie z psychiatrią, że taka diagnoza nie jest mi do niczego potrzebna, po pierwsze samo postawienie diagnozy nie sprawi, że będę się czuł inaczej (fakt raczej oczywisty) a po drugie co z diagnozy nawet trafnej, jak psychiatrzy w pewnych stanach są bezradni i nie potrafią ich leczyć. Tak więc kolejna "etykietka" mnie nie uszczęśliwi, a przypuszczam, że powielą poprzednie rozpoznanie, czyli zaburzenia osobowości, zaburzenia lękowo - depresyjne oraz obsesyjno - kompulsyjne. Uważam, że bardziej korzystam z samej terapii i obecności z ludźmi, których tam poznałem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

któremu wmawiano że trzeba chodzić do kościoła by mieć życie wieczne..właśnie tak jaki Ty masz pogląd i wiarę
I przez taką bzdurę już nie wierzysz w Boga? Wcale nie trzeba chodzić do kośćioła bo jedyną rzeczą jaką trzeba zrobić to... uwierzyć w Jezusa i tyle!

 

Korat ja mam F25 a i tak mam czasem leciutkie nawroty na lekach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pisałem na tym "wątku" we wrześniu. Zaglądałem tutaj, ale nie wiedziałem co pisać. Minęło pół roku i niewiele się zmieniło. Poszedłem na studia, które po trzech miesiącach olałem (przestałem wmawiać sobie, że mają sens). Potem siedziałem w akademiku i piłem tanie wino, żeby nie myśleć. W połowie stycznia pojechałem na dwa miesiące za granicę, wróciłem po dwóch tygodniach. Teraz siedzę w swoim rodzinnym przeklętym domu, w przeklętej wsi, gdzie nie ma nawet normalnego baru, ani ciemnego zakamarka, żeby się schować.

 

Próbowałem zaplanować wszystko tak, że gdybym czuł to na pewno chciałbym żyć. Mieszkałem w akademiku i studiowałem teologię, bo kiedyś lubiłem poznawać ludzi i miałem świra na punkcie "bycia dobrym". Tam, gdzie studiuje dziewczyna, którą kochałem, kiedy jeszcze czułem. Ale to wszystko okazało się puste i żałosne. To pieprzone udawanie, - "co tam słychać? skoczymy na browara?" - nie chce mi się - "zawsze ci się nie chce, zamiast gdzieś wyjść, siedzisz i gnijesz." Miałem już dość, dość wszystkiego, realizowanie marzeń kogoś, kim już nie jestem nie było warte tego piekielnego wysiłku.

 

Izoluję się od ludzi, nie mam z nimi o czym rozmawiać, dla nich nawet rozmowa o kolorze skóry kosmitów, nadaje jej określony kolor. Ja nie czuję, dla mnie oni są głupi. Chociaż nie jestem "zły", a coraz bardziej wydaje mi się, że ludzie nie potrafią podejmować decyzji, że warunkuje je wyłącznie ich stan emocjonalny, a wmawiają sobie, że żyją dobrze - żyją tak tylko dlatego, że nie mieli szansy zrobić czegoś tak złego, co by ich zniszczyło, że nie mają rysy na swojej psychice z wczesnego dzieciństwa i teraz myślą, że wolno im oceniać. Nie wierze ani w ludzi, ani w ich leki. Jak ma mi pomóc ktoś, kto robi to tylko dlatego, by to robić, a nie, by pomagać.

 

Powinienem szukać chwil, które dają mi sens i gdybym je znalazł, cała reszta nie miała by znaczenia. Zapytałbym "jak?" Ale nawet nie zadam tego naiwnego pytania. Od dwóch lat i dziewięciu miesięcy nie czuję, czyli od 19 roku życia, czyli tak naprawdę gówno przeżyłem, bo od kiedy to się zaczęło odsunąłem się od świata. Jako dziecko byłem przeraźliwie nieśmiały. Dopiero w wieku 14 lat zacząłem z tym walczyć. Od 15-16 żyłem już prawie normalnie. 16-17 popadłem w pustą melancholię. Od 17 roku zacząłem przypalać trawkę, bo mi na nią pomagała, a od 18 brać amfetaminę i ekstazę, bo pomyślałem, że to lepsze niż samobójstwo. Uzależniłem się, ale walczyłem o swoje życie i wygrałem - wygrałem rozdeptane zgliszcza chorego świata, z którego już dawno sam, kiedy jeszcze czułem zrezygnowałem. Nie licząc haju, i jego motywującego wpływu na życie, nie zdążyłem nawet być szczęśliwy. Po tych wszystkich staraniach, dzisiaj, ja już nie łudzę się, że coś kiedyś będzie lepiej, bo ja nie chcę ani tego, ani tamtego życia.

 

Próbowałem zaczynać od zera, ale sami wiecie, że w tym stanie się nie da. "Zdrowi" ludzie mogą o czymś myśleć albo nie myśleć, a ich wnętrze jest wypełnione. Im szybciej myślą tym więcej kolorów i zmian zachodzi. U mnie myśli to obojętny chaos, tak idealnie bezcelowy, że aż nieodczuwalny, nie potrafię ich tworzyć, tylko wybierać z tej pustki. Budzę się zmęczony psychicznie i coraz bardziej się męczę, tylko to się zmienia. Wstaję po 14.00, żeby coś zjeść, bo wcześniej nie jestem w stanie dostrzec czegokolwiek, co dało by mi powód, bym to zrobił. W nocy nie umiem iść spać, bo fizycznie nie jestem zmęczony, bo nic nie robię, a psychicznie umieram, ale siedzę obojętnie przed komputerem do 3-4 żeby zabijać czas. Czasami się boję, ale to chyba gorsze od nieczucia, bo to nie strach, tylko świadomość braku, czegoś co istniało, a teraz tego już nie ma - jak świadomość życia, która pozostaje w człowieku, po tym jak umarł.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wierze ani w ludzi, ani w ich leki. Jak ma mi pomóc ktoś, kto robi to tylko dlatego, by to robić, a nie, by pomagać.

 

Dlatego są ustalone pewne standardy, nie jest to idealne, ale leki są testowane i porównywane do placebo (lekarz sam nie wie czy daje lek czy placebo, żeby wyeliminować czynnik ludzki). Jak narkotyki miały na ciebie wpływ to może leki też będą mieć. Efektywność terapii też można weryfikować statystycznie, jeżeli ustalona metoda terapii pomogą to może pomóc nawet terapeuta który tylko odwala swoją prace chociaż oczywiście lepszy by był taki któremu zależy. Trochę masz idealistyczne podejście do tego problemu, wszystko albo nic.

 

Ja sam nie jestem zachwycony stanem wiedzy o tym jak mózg pracuje, tym, że nikt tak naprawdę dokładnie nie wie jak te leki działają, że diagnozy to w dużej części zgadywanie, a same np. osobowości to po prostu zbiór cech które się często powtarzają, ale nie ma nic lepszego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

istnieje szansa, że jakieś leki mi pomogą, ale mnie nie wyleczą, z czasem się do nich przyzwyczaję, w końcu do tego stopnia, że zwiększanie dawki będzie nieodczuwalne, a ja będę w punkcie wyjścia z tą różnicą, że będę musiał je brać, żeby być przynajmniej w takim stanie, w jakim jestem teraz plus skutki uboczne. Wiem ile drzwi mi dragi pozamykały, a przecież były jedynym lekarstwem na to, kim jestem. W końcu przestały na mnie działać, a ja byłem uzależniony od czegoś, co już nie było w zasięgu mojej ręki.

 

zanim przestałem czuć, miałem mnóstwo innych problemów z psychiką, dużo zmieniłem, ale tak naprawdę to nie ja potrzebuję naprawy, tylko ten świat, który daje szansę wybicia tylko tym, którzy potrafią pozbyć się marzeń i ambicji i uznać osiągnięcie dóbr tego świata za szczyt. Ci którzy pragną żyć naprawdę, po prostu umierają w cieniu swych marzeń.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie tragicznie. Cały wczorajszy dzień chciałam się zabić. Czuję jakby wystąpił nowy rzut choroby. I osobiście jestem przekonana, że to schizofrenia porsta lub zaburzenia schizotypowe. Nie wiem. straciłam zupełnie motywację. Przez 2 mce chodziłam do pracy ( a czuję jakby to było 10 lat tylko mnie to kosztowało), ale nie mam już motywacji. Ja nie mam ochoty kompletnie na NIC. Kompletnie ani jedna rzecz nie sprawia mi najdrobniejszej przyjemności, moja anhedonia jest okrutna. Jezu, a ja muszę na za 2 tyg. zrobić strasznie trudną robotę dodatkową. Nie wiem czy zdołam, jak nie to będzie straszna awantura ni mój tata może stracić pracę, bo to On mi ją załatwił u swojego pracodawcy. Więcej się nie podejmę takich trudnych rzeczy.

Dziś leżałam w łóżku do 12.00, jeszcze jestem w piżamie. Nie miałam nawet motywacji by wstać. Czuję tylko jedną wielką putkę i bezstan. Wypisz wymaluj jak w schizofrenii. Mój chłopak wydaje mi się obcy, moi rodzice wydają mi się obcy, nie czuję żadnej więzi z nikim, żadnej miłości, żadnych dobrych uczuć ani w ogóle żadnych. TKwię w jakiejś przepaści. Czuję jakbym nie istniała i jakby tylko dopelnieniem tego stanu było popełnienie samobójstwa, żeby zniknąć naprawdę. Ale ja się boję piekła. Poza tym wiem, że nie powinnam tego robić mojemu chłopakowi i rodzinie, ale w sumie mnie to nie rusza.Czuję jakby nie docierały do mnie żadne bodźce. Identyczne odczucia opisuje mój znajomy ze schizofrenią.

Co do dr SKalskiego to była pomyłka. Wrażenia mieszane. Jego stosunkiem do choroby jestem wręcz oburzona, ale o tym mogę na priva jak ktoś chce. Niby miły, ale... w sumie jedyne co powiedział sensownego, to, że wg niego jedynym sposobem na wystąpieniem naturalnej senności i powrotem do spania bez tabletek jest deprywacja snu. Wg niego najdalej po 48h się zaśnie. Nie uwierzył mi, że ja nie spałam 10 dni i trafiłam do szpitala w stanie wyczeprania.

Nie wiem co ze sobą zrobić. Jestem bezradna i zagubiona. Większość z Was mam tolerancyjne rodziny, gdzie macie jako takie wsparcie, Korata rodzice np. wiedzą oficjalnie, że On ma ciężką chorobę i go wspierają. A ja tego nie mam zupełnie. Moi rodzice na wyrażenie "ciężka choroba" się wściekają i wyśmiewają, bo im ciotka wmówiła, że to tylko zaburzenia osobowości, coś w rodzaju słabego charakteru i nie powinni się nade mną rocvzulać.A wg mnie to naprawdę schizofrenia lub zburzenia schizotypowe. JEzu, jak ja bym chciała poczuć ćoś przyjemnego. Czemu Bóg nie dopuszcza eutanazji w tak ciężkich przypadkach. Nie wiem gdzie szukać pomocy. Najbardziej się czułam zrozumiana przez dr Rosia, ale na solianie nie spałam w ogóle. Bardzo bym chciała nie istnieć. Czuję, że nie daję rady chodzić do pracy jednak, to za dużo dla mnie...najchętniej trafiłabym do jakiegoś DPSu i tam dokończyła zywota. Mi się nie chce sprzątać, gotować, mi się nic nie chce....ile można wytrzymać, bez żadnej pozytywnej emocji, beż zadnej przyjemnosci? przeciez takie zycie nie ma sensu

 

-- 30 mar 2011, 12:18 --

 

Marek 77, ja mam tak jak opisujesz. A Ty też tak masz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak. Mam tak samo. I też w ogóle nie odczuwam zadowolenia, że coś osiągnęłam ani na chwilę. W ogóle od sierpnia zeszlego roku ani przez minutę chyba nie czulam nic przyjemnego. Czy ktoś jeszcze ma tak ja ja? Czy jestem najcięższym przypadkiem?

Bo mi się wydaje to nieludzkie. Czy da się tak przeżyć następne kilkadziesiąt lat? Marek 77 a masz schizofrenię prostą? Czy jaką diagznozę?

 

-- 30 mar 2011, 15:01 --

 

Mój dzisiejszy dzień. Obudziłam się koło 10.00, leżałam do 12.00, bo nie miałam żadnej motywacji, żeby wstać. Od 12.00 do 14.00 siedziałam i wysyłałam smsy, że chcę się zabić. Od 14.00 do teraz siedziałam na kanapie i patzrylam w ścianę. Nie robiąc zupełnie nic, nie oglądająć TV, po prostu tak trwałam. Moj kolega ze schizofrenią z nasilonymi objawami negatywnymi spędził tak już parę lat siedząc i patrząc w ścianę. A rozmawia się z nim zupełnie jak ze zdrowym człowiekiem. Jak więc nie sądzić, że też mam schizofrenię? Czy jak mi się pogorszy to też tak będe spedzac całe lata? Teraz za chwilę się zmuszam do wyjścia na rower, ale coś, co było przyjemnością, jest teraz dla mnie zupełnym zmuszaniem się.Wszystko jest zmuszaniem się. Czy ktoś ma tak ja ja, że W OGÓLE nie odczuwa przyjemności, miłych chwil, zadowolenia itd?Że nigdy? Bo ja nigdy od sierpnia zesdzłego roku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Je tez nie czuje. Czasem zastanawiam sie czy ja czasem juz nie umarłem, a to co jest teraz to zycie po zyciu. Tzn jedynie co czuje to złosc. W sumie nie złośc. Wsciekłosc tez mało. Wkur.....e maksymalne moze. Jestem wku..... ze moje zycie tak wyglada jak wyglada. O pomocy psychologa pomyslalem nie dawno przez przypadek. Bo kiedys myslalem ze to normlane ze jestem tak wkurw.....y. Przeciez moje zycie to męka i nic w nim fajnego nie ma. Nie jem na razie leków. Lecze sie amfetaminą zazwyczaj bo mi tak podnosi poziom dopaminy, ze sie uszami wylewa. Wtedy jest dobrze. I nawet swiadom jestem ze mam zycie do du....y, ale nie przejmuje sie tym. I działam. Chce mi sie cos robic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Je tez nie czuje. Czasem zastanawiam sie czy ja czasem juz nie umarłem, a to co jest teraz to zycie po zyciu. Tzn jedynie co czuje to złosc. W sumie nie złośc. Wsciekłosc tez mało. Wkur.....e maksymalne moze. Jestem wku..... ze moje zycie tak wyglada jak wyglada. O pomocy psychologa pomyslalem nie dawno przez przypadek. Bo kiedys myslalem ze to normlane ze jestem tak wkurw.....y. Przeciez moje zycie to męka i nic w nim fajnego nie ma. Nie jem na razie leków. Lecze sie amfetaminą zazwyczaj bo mi tak podnosi poziom dopaminy, ze sie uszami wylewa. Wtedy jest dobrze. I nawet swiadom jestem ze mam zycie do du....y, ale nie przejmuje sie tym. I działam. Chce mi sie cos robic.

 

W innych tematach piszesz:

 

Poza tym jestem samotny do bólu. Mowie doslownie. Kobiety mnie nie zauwazają, kumpli nie mam. Tzn mam w robocie nawet fajną ekipe, ale mieszkam daleko od roboty i poza pracą nie mam sie z nimi jak spotykac. Moim marzeniem jest być producentem muzyki.

 

A po drugie mam depresje bo kocham muzyke. Kocham ją tworzyć. Posłuchajcie tego

http://soundcloud.com/kubastoklosa2/ether

 

Jak możesz nic nie czuć i jednocześnie czuć się samotnym, mieć potrzebę posiadania partnerki, mieć potrzeby socjalizowania się i kochać muzykę?

 

Nie twierdze, że nie masz problemów, ale raczej są inne od "nic nie czucia".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, nie tylko Ty nie masz wsparcia rodziny, ja też jestem wyrzutkiem. Mój ojciec się całe życie leczył, ale nikt mu nigdy nie pomógł, bo jego schizy wzięły nad nim górę i wykazywał skłonności do pedofilii. Nie mieszka już ze mną od 5 lat. Matka z kolei żyje w swoim urojonym idealnym świecie i wszystko co do niego nie pasuje musi zmienić. W tym ja - niepasujący puzzel, rzecz którą trzeba naprawić. Pracuję w psychiatryku, a śmieje się z chorych psychicznie, kiedy widzi w telewizji katastrofę mówi "o Boooże..." a wokół siebie nie zauważa bólu, tylko winy innych ludzi, których bez chwili zawachania ocenia. Moja siostra wyżywała na mnie swoje złe nastroje od dzieciństwa, bo też była niestabilna, zawsze miała swoje problemy i nigdy nie chciała słuchać o problemach innych, twierdząc, że ma najgorzej. Mój brat przyjeżdza za studiów na weekendy, wtedy gramy na komputerze, wspólnie zabijamy czas. Do tego mój dziadek i moja babcia, którzy mają mnie debila i bezmózga. Gdybym czuł byłaby to pewnie tylko nienawiść.

 

Wczoraj siedziałem przed komputerem do 5.15, bo nie mogłem spać, dzisiaj mnie matka obudziła przed 9 i zaczęła mi wygarniać, że wyciągnąłem kasę z mojego konta, którą sam z trudem zarobiłem, mówiąc jak zawsze, że jestem nienormalny, że ona myślała, że na prawko pójdę i cały dzień do teraz robi na złość. Dla niej to śmieszne, ona "walczy" , "stara się" o to żeby wszystko było tak jak ona chce. Wstałem o 15.00. Zobaczyłem film na necie, wszedłem na forum i jest teraz. Nic nie jadłem i nie mam zamiaru, wolę umrzeć z głodu, niż być psem, którego muszą karmić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no borsuk w sumie masz racje. Ja sam siebie nie rozumię, ale wiem że zycie toczy sie obok. Ja jestem obok. Tak czuje. W ogole tez nie moge pojąc dlaczego nic mi nie wychodzi. Czemu nie ma choć jednego dnia kiedy cos wyjdzie, cos sie stanie, rusze sie z tego mojego gowna. Z kobietami syf straszny i to zawsze. Kobiety nawet nie dają mi szans, zebym mogl sie o nie starac. W muzyce też lipa, choć juz długo tworze, wysyłam dema do dziesiątek wytwórni i nawet mi nie odpiszą. Szlag mnie trafia jak 15 i nawet młodsi wydają muzyke. I nie chodzi mi tu o pieniądze bo z muzyki takiej jak tworze nie ma praktycznie zysków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No naprawdę Pluto. Ty czujesz. Jakbyś nie czuł, to byś miał w d.. muzykę, w ogóle by to na CIebie nie działało, nie czułbyś samotności, ani potrzeby posiadania kobiety. Mogę Ci to powiedzieć na 100% bo też kiedyś czułam, muzyka działała na mnie, zmieniała mi nastroje, czułam się samotna i szczęsliwa, gdy kochałam i byłam kochana, a nieszczęsliwa gdy byłam sama. Zrozum, że my nie czujemy nic. Pustka, nicość, jednostajność.

Ja też uważam, że to kwestia dopaminy i układu nagrody w mózgu. Wg mnie to nie ulega wątpliwości. Tylko jak to zmienić. Zamierzam spytać lekarkę jeszcze o weelbutrin - jedyny antydepresant na dopaminę tlyko chciałabym się dowiedzieć jak się ma działanie wellbutrinu do solianu? Pewnie jest o wiele mneijsze? I czy na te same receptory działa? Bo wiem, że w przypadku neurolpetyków, to one w jednych meijscach mózgu zwiększają dopaminę, a w innych zmniejszają. I jak to już pisałam - na tym polega schizofrenia, że w jednych rejonach mózgu jest za mało dopaminy, a w innych za dużo. Dlatego mam przypszczenia, że może niejeden z nas ma tu schizofrenię prostą.ALe wielu lekarzy uważa, że taki twór nie istnieje. Z tego co piszą w necie, to w Polsce jest rzadko rozpoznawana - 1%. Czy ktoś się orientuje jak jest z tym na Zachodzie i w Stanach?

 

-- 30 mar 2011, 19:32 --

 

Istnieją "pseudonerwicowe" formy schizofrenii, w których na pierwszy plan wysuwają się objawy hipochondryczne, neurasteniczne, anankastyczne czy histeryczne. W takim wypadku ciężko odróżnić schizofrenię od nerwicy. Jedynym objawem różniącym te choroby może być poczucie inności i obcości oraz mniej lub bardziej zaznaczona dziwaczność skarg zgłaszanych przez chorego. Oprócz dziwaczności zdarza się, że chory odczuwa wewnętrzną pustkę z zaznaczeniem przewagi objawów negatywnych nad objawami wytwórczymi.

 

Schziofrenia zdezorganizowana, dawniej hebefreniczna – dominują cechy dezintegracji poszczególnych funkcji psychicznych. Występuje spłycenie afektu, zaburzenia myślenia i emocjonalności wyższej.

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

 

Schziofrenia niezróżnicowana – występują mieszane objawy z wyżej wymienionych grup nie dające podstaw do zakwalifikowania schizofrenii jako wyłącznie rezydualnej, paranoidalnej, zdezorganizowanej i katatonicznej.

 

Czyli może nie mamy schizofrenii prostej tylko zdezorganizowaną lub niezróżnicowaną.

 

Słuchajcie, ja się naprawdę chcę zabić. Nie czuję kompletnie NIC pozytywnego. Czy ktoś mi może pomóc?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja powiem tak. Niektorzy ludzie rodza sie z niska iloscia dopaminy. Sa to ludzie podobni do nas. Sa tez ludzie z wysoka iloscia dopaminy. Ci ludzie zwykle sa panami swiata. To nie inteligencja, uroda itp jest przyczyną sukcesu w zycie. Najwieksze majatki wcale nie mja ludzie mad wyraz inyeligetni. Najpiekniejsze kobiety nie maja najladniejsi. Mysle ze dopamina ma kluczowy wplyw na zycie czlowieka. Wiem to po sobie. Bo dzisiaj jestem zly, smutny, czuje sie gorszy, a gdybym se teraz przywalil w nos taka mala kreske amfy to będę panem zycia. Tak będe sie czuł. Po amfie nie ma rzeczy niemozliwych. Nie namawiam, ale dopamina wylewa sie z uszów po dobrym władku

 

Choc ludzie z wysoka iloscia dopaminy zwykle staja sie schizofrenikami, zbyt niska ilosc prowadzi do parkinsona

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, ze schizofrenią to nie wiem jak to jest

Co do leków, to ordynator oddziału dziennego powiedziała mi, że spróbuje ze mną jakiegoś leku przeciwdepresyjnego z neuroleptykiem. Kto wie, może to będzie właśnie solian + wellbutrin.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Są też agoniści dopaminy, nie było dużej ilości badań, ale w tych co były miały one pozytywny skutek na depresje dwubiegunową i depresje u osób z chorobą parkinsona (w tym dużej mierze na apatie), ja chyba będę próbował requip jest dosyć tani nawet bez ubezpieczenia i powinien zacząć działać dosyć szybko albo wcale. Były też testy robione na myszach i agoniści dopaminy zwiększały ich motywacje.

 

Możecie jakoś opisać uczucie samotności? Towarzyszą temu jakieś fizyczne objawy? Ból serca to tylko metafora?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

eutanazja jest jakimś wołaniem o pomoc ale ciekawe jakby była jakaś komisja i było by to legalne w tym kraju czy by nas zakwalifikowali do tego rodzaju śmierci...ja bym sie zgłosił napewno ciekawe co by to było ale to nielegalne

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja tez czasami nawet często bym CHCIAŁA nie żyć...bo już siły nie starcza na wieczną walkę.....wiele razy o tym myślałam...a tak smutno mi sie robi i żle jak ktoś tak mówi,pisze kilka razy wziełam tabletki po których pospałam,to wszystko na co było mnie stać ....czyli,że słaba jestem nawet na to...nie mogłabym ...chyba...nie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć do szpitala na ogólny niestety...rodzina moze tryb wnioskowy zrobić w sądzie rodzinnym jak sie niechcesz leczyć ale sie leczysz więc w sumie zadzwon na pogotoowie na ogóny cie wezną albo wytrzym do wizyty i poproś o skierowanie do szpitala...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak chcesz skutecznie zejsc z tego swiata to sie powies. a nie jakies tam zasrane tablety. ale jak sie powiesisz to potem jak ktos cie nie odetnie na czas to albo umrzesz albo bedziesz uposledzona gleboko tak ze nawet nie bedziesz w stanie lyzki trzymac w reku, bo tak bedzie gleboko niedotleniony twoj mozg. nie bedziesz w stanie powiedziec A bo tak gleboko pojdzie niedotlenienie mozgu, nie wiem czy w stanie bedziesz prosto siedziec czy tylko bedziesz lezec. ale jak chcesz. albo zyc jak zyjesz albo byc uposledzonym gleboko czyli byc piepszonym warzywem az zdechniesz jak warzywo. twoj wybor.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Borsuk. bralem requip bylo masakryczne spanie, bralem selerin zamulenie, bralem pronoran zamulenie. agonisci dopaminy sa na dopamine dla parkinsonowcow i tylko i wylacznie dla nich. mialem jeszczez brac amantix ale dalem juz luz widzac czym sa agonisci dopaminy. agonisci dopaminy to zamualcze, po ktorych moga wystapic ruchy mimowolne rak czy nog. nie wiem jak mozna w ogole takie gowniane leki przepisywac ludziom chorym na parkinsona. to jest po prostu syf. probuj, ale nie spodziewaj sie dobrych rzeczy po tych lekach. wiem bo bralem. jedynie co mnie teraz ratuje to solian 400mg na noc. na dzien nie biore bo spie po nim. dlatego ze spie to biore tylko na noc. 3,5 godz od wziecia dawki chce mi sie spac i wtedy zazwyczaj sie klade. 3,5 godz od wziecia leku. a te badania o agonistach dopaminy dla ludzi bez emocji to sciema. dlaczego sie nazywaja off-label? tylko i wylacznie dlatego ze nie wolno ich dopuszczac dla ludzi ze schizofrenia i depresja i chyba tez dlatego zeby zrobic zludna nadzieje ludziom ktorzy dopaminy potrzebuja. ale jakiej dopaminy? bo jest tez dopamina odpowiedzialna za ruchy konczynami. no o tym to juz nikt nie wspomnial.

 

-- 30 mar 2011, 19:30 --

 

brak uczuć jedynie co ci moze pomoc to tablety czyli chemia ktora siedzi w mozgu. dobrze o tym wiesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×