Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samookaleczenia.


Samara

Rekomendowane odpowiedzi

chyba stanęłam w miejscu. Albo raczej się cofnęłam. Powinnam się przyznać na terapii, że znów to robię, ale nie potrafię, czuję się taka zażenowana. Co mam powiedzieć? Pocięłam się bo tak? Naprawdę nie wiem czemu to robię. Siedzę i patrzę, potem opatruję rany, dezynfekuję wszystko, chowam sprzęt i żyję dalej. Po co, do cholery po co ja to robię?! Chyba mogłabym się powstrzymać, ale jakoś tak myślę "jeszcze tylko kilka i na dzisiaj koniec". Nie boli, nie przynosi ulgi, to jest puste działanie prowadzące donikąd. Mam wrażenie, że to nie ja, że ktoś inny we mnie to robi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, jestem rzadkim gościem na forum i nie orientuje się, czy wiekowo odstaję od okaleczających się.. Mam 30 lat, mój facet jak raz zobaczył sznytki powiedział: "co Ty masz 15 lat?!" (zuy był).. Są wśród Was osoby w podobnym wieku, które to robią? Zdarzało się sporadycznie, kilka miesięcy temu po pijaku i tylko mogę się domyślić, dlaczego zamknęłam się w łazience, kiedy w pokoju siedzieli goście- znajomi mojego faceta, a ja testowałam na przedramieniu nowy super ostry nóż do warzyw mojego chłopaka...

W zeszłym roku latem uparcie ukrywałam rękę, w tym roku zamierzam tego nie robić i udawać, ze nic tam nie ma.

Arhol, pozwoliłam sobie też skorzystać z Twojego linku, to może być interesująca lektura..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

veronique, opowiedz o tym na terapii. Jesteś tam po to, żeby sobie pomóc, więc walcz. Ok, aktualnie nie bardzo Ci się udaje na tym zapanować, ale ukrywając się i nic nie mówiąc, skazujesz się na jeszcze dłuższe trwanie w tym. A rozmowa naprawdę może pomóc. Nie zawsze już, teraz, ale tak naprawdę usłyszane słowa gdzieś w nas siedzą i powoli "drążą skałę". Ja kiedyś wręcz kłóciłam się z terapeutką, że co jak co, ale tego to ja "nie oddam", że samookaleczanie jest moje i tylko moje i ok, będę się starała zmienić i coś poprawić w moim życiu, ale z tego nigdy nie zrezygnuję. Tak, takie głupoty gadałam i tak sprzeczałam się z terapeutką. A dziś? Dziś już tego nie potrzebuję, a ostatnio jak zupełnie przypadkowo się skaleczyłam (nóż mi się omsknął), czego skutkiem była dość głęboka rana, nie czułam nic - żadnej satysfakcji, żadnych ciągot. Naprawdę, można z tego wyjść. Także trzymaj się i powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Artemizja, niosaca_radosc, wiem, że macie rację, ale same wiecie, że to nie jest łatwe.

Przyznałam się, w tym tygodniu, a raczej dałam do zrozumienia, bo nie umiałam powiedzieć wprost. Jak wyszłam z gabinetu miałam wrażenie, że wszyscy ludzie, których mijam wiedzą o tym. Miałam świadomość, że to tylko mój wymysł i odpędziłam od siebie te myśli, ale kiedy wróciłam do domu, znów chciałam to zrobić, na złość wszystkim, na złość sobie. Nie zrobiłam, siostra miała mi tyle do powiedzenia, że nie opuszczała mnie na krok i nie dała zamknąć drzwi do pokoju, a jak poszła spać to jakoś się powstrzymałam. Najgorsza jest myśl, że na kilka dni odpuściłam, ale wiem, że za tydzień, dwa, miesiąc pewnie znów to zrobię. Chyba że moja T będzie tak genialna, że jakoś pomoże mi się z tego wygrzebać, ale to raczej nie przychodzi z dnia na dzień.

Jadę do domu, tylko na jeden dzień, muszę pomóc trochę rodzicom przy remoncie. Boję się, że ktoś zobaczy przez przypadek opatrunki, że nie upilnuję się i za wysoko podniosę ręce, bluzka podciągnie się do góry... Szykuję się jakby to było niezwykle trudne przedsięwzięcie. Ale dam radę, nie? Poradzę sobie z tym, pouśmiecham się, pogadam o pierdołach, przetrzymam te 24 godziny i nie dam nikomu powodu do podejrzeń.

 

Wgl fajnie wiedzieć, że Wam się udało z tego wygrzebać, mam nadzieję, że za jakiś czas będę mogła do Was dołączyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

veronique, ja mam spokoj dopiero od 3 miesiecy. Ktoregos pieknego dnia wstalam obolala po wczesniejszych cieciach i powiedzialam sobie dosc. Bol na drugi dzien byl tak ogromny ze musialam wziasc dzien wolny. Pocielam za mocno brzuch i kazdy ruch wywolywal bol. Od tamtej pory jestem czysta. Jedyny jaki jest teraz problem to jak ide do lekarza rodzinnego i oslychuje mnie i jak zobaczy sznyty to pyta sie co to. A ja z wielka radoscia odpowiadam: wypadek na motorze :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po wydarzeniach sprzed kilkunastu minut mam wrażenie, że na zapas. Żeby odreagować to, czego się dowiedziałam - młodszy brat uwięziony w sidłach toksycznej matki, a ja mam związane ręce i nie wiem, jak mu pomóc. A wiem, że jeśli nie pomogę, kiedyś może być taki jak ja teraz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Yvaine, też się bardzo boję o mojego młodszego brata, że będzie taki jak ja, mam tylko nadzieję, że jest znacznie silniejszy ode mnie.

Robię wszystko co w mojej mocy, żeby nic podobnego nigdy go nie dotknęło. Nie zniosłabym tego, jest dla mnie najważniejszy na świecie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam tylko nadzieję, że jest znacznie silniejszy ode mnie.

 

Usłyszałam kiedyś paradoksalne zdanie, że to właśnie my - ludzie z różną przeszłością i problemami psychicznymi - jesteśmy bardzo silni psychicznie, bo mimo wszystko żyjemy, jakoś sobie radzimy i mamy szerszy światopogląd niż niejeden "normalny" człowiek. Czasem wydaje mi się, że coś w tym jest, a czasem widzę w tym tylko puste słowa pocieszenia.

 

Robię wszystko co w mojej mocy, żeby nic podobnego nigdy go nie dotknęło.

 

I to jest kolejny paradoks. Nie wiem, co robisz, żeby pomóc bratu, ale dopinguję Cię całym sercem, bo wiem co czujesz. Ale takie robienie wszystkiego... siadamy i tniemy się, bo jest nam źle. Jakby to miało komukolwiek pomóc. A nie pomaga przecież nawet nam. I mimo wszystko następnym razem robimy dokładnie to samo. Dla kilkuminutowego złudnego poczucia ulgi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Temat jest bardzo długi, więc od razu przyznaję się, że go nie przeczytałam.

Zastanawia mnie pewna rzecz.

Kilka razy w życiu zdarzyło mi się okaleczyć, jednak nie było to raczej typowe okaleczenie jakie się zazwyczaj kreuje.

U mnie samookaleczenie wynikało ze złości. Wpadałam w szał i wtedy się raniłam, zazwyczaj nie czułam bólu. Chciałam się chyba poprzez takie zachowanie uspokoić, wrócić do rzeczywistości... Sama nie wiem.

Ostatnie takie zdarzenie miało miejsce ze 2 lata temu, jednak myślę, że jest bardzo prawdopodobne, że takie sytuacje mogą się powtórzyć w przyszłości.

Zachowuję się wtedy jak prawdziwa wariatka, mam wrażenie, że wariuję i rany są zadawane raczej w amoku...

Te dwa lata temu, świadkiem tego zdarzenia był mój partner :?:oops:

Chyba myślał, że w ten sposób chcę zrobić z siebie ofiarę :? Jednak nie takie było moje założenie, właściwie to nie było żadnego założenia. Wolałabym tego nie robić i nie zachowywać się w ten sposób.

 

Czy coś takiego jak u mnie jest w ogóle spotykane? Czy jest to zachowanie bardzo "szalone'?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takie mnie naszły refleksje...

Jak ze sobą walczycie? Czy w ogóle to robicie? Ja sobie chyba nawet nie potrafię obiecać, że już nie będę. Mimo że to nie przynosi spodziewanej ulgi. Ale... ale sama nie wiem, co kryje się za tym "ale". Przychodzi myśl, przychodzi chęć, a reszta dzieje się już jakby sama. Też tak macie, czy próbujecie jakoś odciągnąć swoją uwagę, zająć się czymś?

A czy miewacie tak, że tniecie i tniecie, ale ciągle jest mało? Mało jest bólu, mało jest krwi, zbyt płytko, czegoś brakuje. Jakby wciąż chcieć więcej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Yvaine, wiem o czym mówisz. Tak, mam tak samo.

Nie walczę ze sobą, bo wiem, że nie wygram, ale wiem też, że za jakiś czas mi przejdzie. Ja nie robię tego ciągle, raz na jakiś czas wpadam w takie ciągi kilkutygodniowe i muszę to przetrwać, wyrobić swoją normę i tyle. To pewnie nie jest najmądrzejsze działanie, ale jak spróbuję się powstrzymać, nie będę umiała myśleć o niczym innym i zamiast się uspokajać i wyciszać, tylko bardziej się nakręcę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam przykre doświadczenia z autoagresją i samookaleczaniem się, to było dawno bo gdzieś 10 lat temu, ale pamiętam jak dzisiaj to uczucie bezradności, potrzebę rozładowania emocji. Najczęściej nachodziło mnie to jak byłem sam w domu, wtedy nie dawałem sobie rady sam ze sobą, wykonywałem te czynności jak by w amoku, nawet nie wiedziałem kiedy znalazłem żyletkę, no i pociąłem sobie łydkę, dwa głębokie cięcia nie szyte przypominają mi o tamtych czasach. W drugim epizodzie zrobiłem sobie ranę w zgięciu łokcia, wtedy mnie wieźli na pogotowie do szycia, tam musiałem kłamać jak to sobie zrobiłem bo inaczej zabrali by mnie do szpitala, z kolei ta blizna częściej przypomina mi kim jestem, że posuwałem się do takich desperacji. Mam kolegę z odwyku który w młodości poszatkował sobie przedramienia, gdy z nim rozmawiałem to dało się wyczuć niechęć do tych tematów. Teraz już nie nachodzi mnie autoagresja, dzięki Bogu, bo się leczę z lepszym lub gorszym skutkiem nie wyobrażam sobie jak bym znosił kolejne epizody.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj wyszarpałam sobie ranę na nadgarstku tym co miałam pod ręką- nożyczkami. Dawno się nie cięłam, chyba z jakieś pół roku. Postęp jest taki że nie używam żyletek, bo boję się że przetnę ścięgna i rozwalę sobie rękę.

 

Ostatecznie lepsze to niż skok pod pociąg, nie?

Cholernie mi ciężko ostatnio.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj wyszarpałam sobie ranę na nadgarstku tym co miałam pod ręką- nożyczkami. Dawno się nie cięłam, chyba z jakieś pół roku. Postęp jest taki że nie używam żyletek, bo boję się że przetnę ścięgna i rozwalę sobie rękę.

 

Ostatecznie lepsze to niż skok pod pociąg, nie?

Cholernie mi ciężko ostatnio.

 

bardzo mi przykro :( chociaż, bardzo dobrze Cię rozumiem.

Ja nigdy nie używałam żyletki - z reguły noże, nożyczki, szkło- żyletka musi mocno ciąć...

 

Ja już 3 tydzień bez uszkodzeń..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jako nastolatka często zdarzało mi się okaleczać swoje biedne ciało - tak jak Wy, używałam tego, co było pod ręką. Mam mnóstwo blizn od nacięć, przycięć i przypaleń (w nerwach gasiłam na sobie papierosa, którego akurat paliłam). Cały czas byłam pod opieką psychiatry (od 14 roku życia) i prawie cały czas na jakichś stabilizatorach nastroju (rok później). Z czasem sięgałam po szkło/żyletkę co raz rzadziej, aż w pewnym momencie stwierdziłam, że problem samookaleczania już mnie nie dotyczy.

Okazuje się, że niemal dekadę żyłam w błędzie; fakt notorycznego niedojadania z własnej i nieprzymuszonej woli, zakładanie niewygodnych butów czy ubieranie się lekko, kiedy jest zimno pominę milczeniem, bo znalazły się inne, namacalne, dowody wyżywania się na samej sobie.

Terapeuta uświadomił mi, że to, co robię ze swoją twarzą również jest jakąś delikatną formą masochizmu; odkąd pamiętam każda najmniejsza krostka musiała zawsze zostać rozdrapana i aż do krwi wyciśnięta. Zdaję sobie sprawę jakie to głupie... Z każdej robił się strupek, po czym zazwyczaj wielokrotnie rozdrapywany goił się tygodniami. Efektem tego na buzi mam mnóstwo blizn niewiadomego pochodzenia, bo nigdy nie należałam do osób z cerą trądzikową.

Z początku nie dowierzałam teorii mojego lekarza; nawet nie przywiązywałam większej wagi do jego słów. Przypomniałam je sobie ostatnio będąc w rodzinnym domu w odwiedzinach u brata (od stosunkowo niedługiego czasu mieszkam sama); niemal od razu sięgnęłam po lusterko i zaczęłam wypatrywać czegoś, czego w ogóle nie ma - byle tylko coś wycisnąć, rozdrapać... Wiem, wiem jak to brzmi - czytam i sama nie wierzę.

W każdym razie moja buzia jest ładnie wygojona, nie ma niej ani jednego zadrapania, co wcześniej bardzo rzadko się zdarzało. Wizyta u rodziny była dla mnie stresem (samo mieszkanie tam to jeden wielki strach i stres); tutaj mam spokój, ciszę, nikt na mnie nie krzyczy ani mnie nie wygania - nie czuję zatem potrzeby robienia sobie krzywdy, choćby tak niewielkiej jak strupki na twarzy.

Eh, nawet mi ulżyło, że się z Wami podzieliłam tym wszystkim :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie wyciskanie i zdrapywanie to przyjemność, ale faktem, jak jestem ogólnie spokojniejsza, to tych strupków jest zwyczajnie mniej.

 

Dla mnie też to poniekąd przyjemność :) Zastanawiam się tylko, dlaczego tutaj, gdzie jestem teraz wolę oddawać się innym przyjemnościom? Nic nie drapię i nie ma strupków... Przekroczenie progu rodzinnego domu od razu jakoś spowodowało chęć "powyciskania" niedoskonałości mojej skóry

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cheiloskopia, Jestem bardzo wrażliwy na takie historie, przejmująca opowieść, ogarnia mnie współczucie i żal. Ja miałem tylko dwa epizody samookaleczania się, blizny do dzisiaj mi o tym przypominają i wszczegółach pamiętam co wtedy czułem, dlatego jestem bardzo wyrozumiały na te sprawy i jest mi poprostu przykro kiedy słyszę to od młodych ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie wyciskanie i zdrapywanie to przyjemność, ale faktem, jak jestem ogólnie spokojniejsza, to tych strupków jest zwyczajnie mniej.

 

Dla mnie też to poniekąd przyjemność :) Zastanawiam się tylko, dlaczego tutaj, gdzie jestem teraz wolę oddawać się innym przyjemnościom? Nic nie drapię i nie ma strupków... Przekroczenie progu rodzinnego domu od razu jakoś spowodowało chęć "powyciskania" niedoskonałości mojej skóry

 

 

Ja np. bardzo lubię i robię to nie do końca świadomie rozdrapywać sobie rany, albo drapać się aż do krwi. Ja tego nie zauważam, dopiero jak ktoś trzeci mi zwróci uwagę "przestań się drapać" - potrafię drapać aż do zrobienia dosłownie w skórze rany a nawet dziury!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×