Skocz do zawartości
Nerwica.com

niosaca_radosc

Użytkownik
  • Postów

    2 381
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia niosaca_radosc

  1. paramparam, mi terapeutka podpowiedziała, żebym pisała. Chodzi o to, żeby w momencie jak ma się największą ochotę na samookaleczenie czymś się zająć, a ja lubiłam pisać, więc moim ratunkiem było pisanie o tym co aktualnie czuję, co myślę i co chcę zrobić. Oj, czasami straszne to były teksty, ale w sumie pomagały, więc może warto spróbować?
  2. Wyniki wyglądają w porządku, tylko te normy jakieś dziwne (chyba że przez to, że wyniki sprzed 4 lat). Najważniejsze TSH jest ok,okolice 1-2 to dobry wynik, więc nie masz się co martwić. Gorzej gdy TSH jest już przy górnej granicy. Mi lekarka powiedziała, że wynik 4 i więcej, to zapowiedź, że już coś jest nie tak, mimo że teoretycznie nadal mieści się w normie. A czy psychotropy wpływają na wyniki? Chyba nie, bo mi w szpitalu jak byłam na lekach też robili TSH dla sprawdzenia czy z tarczycą wszystko w porządku.
  3. Witajcie Kochani! Dzięki małym przeciekom , dowiedziałam się, że mój wątek ponownie ktoś odwiedził. Cieszę się bardzo, bo z biegiem czasu wiem, jak parę lat temu takie świadectwa bardzo mi pomagały. Wtedy zazwyczaj myślałam, że mnie taki wątek nie może dotyczyć, bo ja to jestem beznadziejna i nigdy nic mi się nie uda, a tym bardziej wyjść z takiego bagna jakim jest borderline, ale teraz wiem, że dobrze na mnie wpływały takie tematy. Po prostu trzeba czasami przeczytać coś optymistycznego. A u mnie w gruncie rzeczy bardzo optymistycznie. Dawno tu nie zaglądałam, ale wiele się w moim życiu pozmieniało i to zdecydowanie na lepsze. Dzięki terapii i dwóm przyjaciółkom z forum powolutku zaczęłam zmieniać swoje myślenie. Trwało to całe wieki, ale to dlatego, że wcześniej naprawdę sięgnęłam już dna, a borderline ma to do siebie, że tak łatwo nie odpuszcza. Po kilku próbach trafiam w końcu do wspaniałej terapeutki, która pomogła mi wyjść z bagna, w którym siedziałam po uszy. Lata terapii powoli przynosiły efekty (w zasadzie to bardzo, bardzo powoli) aż w końcu dotarłam do takiego etapu, kiedy uważałam się za gówno i totalnie bezwartościową osobę, ale byłam w stanie jako tako funkcjonować i nawet czasami się uśmiechnąć. Wtedy poznałam mojego ówczesnego męża i dzięki niemu terapia znacznie przyśpieszyła. Bardzo mi pomogła Jego obecność i to, że pomimo wiedzy o mnie (już na samym początku powiedziałam Mu o wszystkim) mnie nie odrzucił. Aktualnie, jesteśmy szczęśliwym małżeństwem i mamy ślicznego synka i za nic w świecie nie zamieniłam tego na nic innego. Także nie poddawajcie się Kochani, bo wiele jeszcze przed Wami, a zła karta kiedyś w końcu się odwróci. Wymaga to wiele pracy, krwi i łez, ale naprawdę warto. A kiedy przytulam się do synka lub słyszę od męża „kocham”, wiem że każdy może być szczęśliwy. Byle tylko walczyć o to szczęście i wcześniej się nie poddać.
  4. Artemizja, dziękuję Słońce :*. Zwłaszcza, że Ty też masz w tym swój udział. bordelka_82, katia010, nie zniechęcajcie się. Każdy człowiek jest inny, każdy ma inne problemy i przede wszystkim każdy ma swoje tempo. Jednemu wystarczy rok terapii, a inny będzie potrzebował pięciu lat, ale to wcale nie znaczy, że któryś jest lepszy czy gorszy. Poza tym, to że zaczynacie powoli ogarniać co się z Wami dzieje, poznajecie przyczyny tego faktu, to pierwszy krok. Drugim jest zaakceptowanie tego co było, pogodzenie się z przeszłością, a trzeci to budowa nowych fundamentów. Tyle że to nie jest takie proste i nie przychodzi od razu. Wiele czasu potrzeba, aby wprowadzić i utrwalić nowe nawyki. Spójrzcie na to z tej strony, że stare, destrukcyjne zachowania powielałyście przez wiele, wiele lat. Dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, a może jeszcze więcej? Nie da się więc w rok wszystkiego naprawić, kiedy całe lub większość dotychczasowego życia, nasze zachowania i nawyki były zupełnie inne. Na to trzeba czasu, ale wierzcie mi - efekt wart jest tej ciężkiej pracy, którą trzeba wykonać. Kosmaty, mówisz chyba, czyli nie jesteś pewny . A ja Ci mówię, że się da. I jestem tego żywym dowodem, bo przekonałam się na własnej skórze. Trudno tego dokonać, ale naprawdę można. Luna*, nie zamierzam rezygnować z tematu. Niech będzie takim światełkiem w tunelu dla innych. Ja kiedyś bardzo czegoś takiego potrzebowałam, a niestety optymistyczne tematy były tu rzadkością, dlatego postanowiłam przełamać tę konwencję.
  5. Bo BPD u mnie to już przeszłość. No co Ty nie powiesz? Pozdrawiam i miłego wieczoru życzę
  6. zima, coś tam można wywnioskować po Twoich wypowiedziach i sceptycyzmie, także z radością spasuję. Wiele takich osób minęłam po drodze i już mnie to nie rusza. Nie na wszystkich zadziała moja historia, bo każdy jest inny i ma do tego prawo, ale jeśli choć jednej osobie da to nadzieję, będę się niezmiernie cieszyła.
  7. A wiesz, że z przyjaciółmi łatwiej takie rzeczy przetrwać? Ja też miałam wątpliwości, ale w efekcie wiem, że bez nich nie dałabym rady. Zastanów się nad tym. I walcz o siebie.
  8. Cóż, chyba niewiele wiesz o BPD, skoro skojarzyło Ci się to z tym czy będę grzeczną dziewczyną czy też nie. Gdyby to było takie proste... Nie spłycajmy tego, bo to jakby powiedzieć osobie z depresją: uśmiechnij się - jutro będzie lepiej. Także sory, ale zupełnie nie załapałaś sensu zaburzenia ani tym bardziej celu, dla którego założyłam ten wątek. Mamre, dziękuję. Chciałabym tylko dać ludziom nadzieję, której mi brakowało. Bo mimo, że tak bardzo demonizuje się BPD i czasami wręcz traktuje jak coś z czym nie ma możliwości wygrać, to tak naprawdę jest to błędna opinia. Bo da się pokonać Borderline. Da się pokonać depresję. Da się pokonać zaburzenia odżywiania. I nerwicę, i fobie społeczne, i wszystkie inne zaburzenia. Także nie poddawajcie się i walczcie o swoje lepsze jutro.
  9. depresyjny86, miło mi słyszeć takie słowa, zwłaszcza że tak naprawdę to było moim założeniem - pokazać, że można, nawet jeśli wiele osób już dawno postawiło na Tobie krzyżyk. zima, a właśnie, że się da. I powiem więcej, da się nawet być szczęśliwym. A stworzyłam ten temat, bo jak usłyszałam diagnozę BORDERLINE, to bardzo często stykałam się właśnie z taką opinią - że tego nie da się wyleczyć, że to już na zawsze, że nic nie pomoże. I tak jak wspomniała *Monika* nawet sporo specjalistów tak twierdziło... Sporo, ale nie wszyscy i okazuje się, że to właśnie Ci nieliczni mieli rację. Bo prawda jest taka, że da się z tego wyjść i jestem tego najlepszym przykładem. Ok, zajmie to parę lat, będzie trudne jak cholera, a przez większość czasu będziemy praktycznie pewni, że to niewykonalne, ale tak naprawdę wszystko jest możliwe. Nawet wyleczenie się z tego "nieuleczalnego" (tak, jest to ironia) Borderline.
  10. Luna*, nie traktujmy diagnozy jako wyrok, bo naprawdę z każdego zaburzenia można wyjść obronną ręką. Zresztą, czy to ważne jak to się nazywa? Czasami niekoniecznie. Chodzi o to, żeby pozbyć się problemów, z którymi się borykamy i to niech będzie cel każdego z nas. bordelka_82 marzenia się spełniają to po pierwsze, a po drugie nie jesteś tępa ani nie jesteś głupia. Po prostu ciężko u nas w Polsce znaleźć fajną, satysfakcjonującą pracę, z godziwym wynagrodzeniem. Każdemu, nie tylko osobom zmagającym się z dodatkowymi trudnościami. Wiesz jak ja zaczynałam? Pierwszą pracę jaką w życiu miałam, rozpoczęłam mając 25 lat i było to call centre. Można pomyśleć, że słabo, bo to w zasadzie taka praca, że każdy może ją wykonywać, pełno tam studentów itp. ale dla mnie to wtedy było naprawdę coś wielkiego. I lubiłam tę pracę. Sporo młodych ludzi, fajny zespół i mimo że nigdy nie myślałam o tym jak o pracy marzeń, nie żałuję tamtych miesięcy. Do czego dążę? Że od czegoś trzeba zacząć. Jest trudno, bo rynek pracy w Polsce leży i kwiczy, ale uważam, że każda praca i kontakt z ludźmi może nas wiele nauczyć. Poza tym, początki zawsze są trudne, ale nikt nie oczekuje, że pierwszego dnia będziesz lepsza niż ludzie pracujący w danym zakładzie po kilka czy kilkanaście lat. Tego wszystkiego trzeba się nauczyć. Pytanie zasadnicze - chciałabyś mieć swoją rodzinę? Bo jeśli tak, to nigdy nie jest na to za późno, nawet w wieku 90 lat. Jestem od Ciebie trochę młodsza, ale jeszcze niedawno myślałam podobnie. Zawsze marzyłam o własnej rodzinie, a przez bardzo wiele długich lat, byłam pewna, że nigdy tego nie osiągnę. A teraz? Teraz nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale daję sobie szansę. I nie jestem już sama . Także naprawdę, wszystko jeszcze może się odmienić. Ważne jest nastawianie, a żeby to zmienić, najpierw trzeba zadbać o siebie.
  11. Każdy z Nas jest silny na swój sposób. I, co najważniejsze, musimy w to wierzyć. Ja nie wierzyłam i podejrzewam, że większość z Nas tu obecnych w to nie wierzy, ale prawda jest taka, że każdy z Nas ma w sobie ogromne zasoby siły. Skąd ta pewność? Bo ciągle walczymy, ciągle się staramy i mimo że często upadamy (ja nawet bardzo często - w zasadzie większość życia spędziłam "leżąc po upadku"), to wciąż wstajemy, otrzepujemy się i próbujemy coś w Naszym życiu zmienić. I to jest najpiękniejsze. Bo często jest tak, że w końcu się udaje. I tego Wam wszystkim życzę. *Monika *, Ty akurat najlepiej wiesz, że się da. Że terapia to naprawdę jeden z lepszych leków, ale moim celem było, żeby jak najwięcej osób zobaczyło, że z wszystkiego da się wyjść. Nawet z tego tak bardzo napiętnowanego Borderline. Bo różne rzeczy można sobie myśleć, kiedy od psychiatry słyszy się, że jest się "totalnie beznadziejnym przypadkiem" albo kiedy psychoterapeuta grupowy mówi, że z BPD absolutnie nie wpuści mnie na terapię, bo to zbyt niebezpieczne... dla grupy i dla nich. Nie dla mnie, ale dla grupy i samych psychoterapeutów. Czułam się jakby ktoś wbił mi nóż w serce, a z syndromem odrzucenia było to wręcz nie do wytrzymania i w zasadzie jedynym moim pragnieniem było rzucić to wszystko w cholerę i zasnąć raz na zawsze. Dziś jednak jestem szczęśliwa, że żyję, że mnie odratowano i doceniam nawet fakt, że pierwszy psychiatra i psycholog, do których trafiłam, byli najbardziej nieodpowiednimi osobami, na jakie w życiu się natknęłam. Ale dziś patrzę na to z tej strony, że gdyby nie Oni, nie trafiłabym na Oddział, gdzie spotkałam pierwszego lekarza, który naprawdę chciał mi pomóc i który dał mi namiary do mojej terapeutki. Co chcę przez to powiedzieć? Że nawet trudne i bardzo trudne wydarzenia, mogą być początkiem drogi ku lepszemu. Dlatego kochani, nie poddawajcie się! Ps. Książka w dużej mierze jest napisana blah!, o to mi właśnie chodziło. Chciałam pokazać, że naprawdę z wszystkiego da się wyjść i że terapia może zdziałać cuda. Piszę terapia, bo to ona głównie wyciągnęła mnie z tego bagna, ale absolutnie nie lekceważę farmakoterapii. W początkowym etapie, to leki były wybawieniem, bo sama nie byłam w stanie zobaczyć żadnego światełka w tunelu. W zasadzie nawet na tuzinie tabletek dziennie, też tego światełka nie widziałam, ale zdaję sobie sprawę, że dzięki nim przynajmniej, mówiąc kolokwialnie, ciągle byłam w tym tunelu. Tak naprawdę jestem zwolennikiem połączenia farmako i psychoterapii, to jedno uzupełnia drugie i o ile w początkowej fazie bez leków bym nie przeżyła, to w drugiej części, bez terapii nigdy bym nie uwolniła się od Borderline. Wiem jedno - dobry psychoterapeuta jest w stanie zdziałać cuda i tego się trzymajcie. Nie poddawajcie się, kiedy traficie na kogoś nieodpowiedniego dla Was ani tym bardziej nie obwiniajcie się za to. Każdy z Nas jest inny i każdy potrzebuje czegoś innego, dlatego jeśli trzeba - szukajcie, bo kiedy wreszcie znajdziecie odpowiedniego specjalistę, efekt będzie najpiękniejszy na świecie. Piszę o tym, bo przed trafieniem do swojej terapeutki miałam do czynienia z kilkoma psychologami i psychoterapeutami i co najmniej tuzinem psychiatrów. I z tych wszystkich osób tylko dwie potrafiły do mnie dotrzeć - jeden psychiatra i jedna psychoterapeutka. Dlaczego o tym piszę? Bo trud znalezienia odpowiedniej osoby, mimo zwątpień i często totalnej utraty nadziei, z czasem zostanie wynagrodzony nawet w 110%. Bo czy jest coś ważniejszego niż normalne życie? Odniosę się jeszcze do jednego Twojego zdania. Sami siebie zazwyczaj oceniamy tysiąc razy surowiej i myślimy, że jesteśmy beznadziejnymi przypadkami, że co jak co, ale dla nas to nie ma żadnej nadziei. Ja też tak myślałam, a co gorsze, także wielu specjalistów uznawało mnie za beznadziejny przypadek. To był dopiero cios. Potwierdzenie własnych najgorszych myśli ze strony fachowca. Ale jak widać można z tym wygrać. Nie tylko z własnym przekonaniem o swojej beznadziejności, ale także z przekonaniem nawet większości lekarzy czy terapeutów (piszę większości, bo nie wszyscy tak mówili - jeden psychiatra oraz terapeutka, nigdy mi czegoś takiego nie powiedzieli, ale wręcz przeciwnie - dawali nadzieję). Naprawdę, niezależnie od tego, co mówią inni i przede wszystkim, niezależnie od tego, co sami o sobie myślimy (bo najczęściej nie jest to nic motywującego), można pokonać wszystkie problemy i trudności. Da się. Potrzeba czasu, siły i wytrwałości, ale da się!Więc kochani, nie dajcie sobie wmówić, że jakiegoś problemu nie da się rozwiązać! Nie dajcie sobie wmówić, że czegoś nie da się naprawić! Nie dajcie sobie wmówić, że Wasze życie już nigdy nie będzie normalne! Bo wszystko da się rozwiązać, wszystko da się naprawić i nawet pomimo ogromnych traum z przeszłości, z czasem można żyć normalnie! I co najfajniejsze, można być szczęśliwym
  12. niosaca_radosc

    Cześć wam

    Blub, początkowo na lekach właśnie można czuć się gorzej, ale to zazwyczaj mija po ok. 2-3 tygodniach.
  13. n_jan88888, zgadzam się z poprzedniczką. Najpierw sprawdź czy to nic fizycznego, wtedy na spokojnie możesz się zająć psychiką.
×