Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samookaleczenia.


Samara

Rekomendowane odpowiedzi

Kilka lat temu na popijawie zobaczyłem, że kumpel ma zakrwawione dłonie. Pociął się lekko, nie samobójczo, ale jak sam stwierdził, żeby poczuć ból. Wtedy poczułem obrzydzenie, ponieważ zrobił to przy ludziach i ewidentnie szukał uwagi (którą zyskał). Sam nie zdawałem sobie wtedy sprawy ze swoich głęboko zakorzenionych problemów i gigantycznego wewnętrznego rozbicia.

Dwa tygodnie temu sam poharatałem sobie nogę nożykiem do papieru, niezbyt głęboko, w tamtej chwili odczuwałem potrzebę odreagowania wściekłości na siebie za lata jałowej egzystencji, zmarnowanych szans i oszukiwania samego siebie. Może była to kara. Pociąłem się w miejscu, w którym nikt nie mógłby zobaczyć rany, ale na kolejnej wizycie u psychologa przyznałem się do tego, co zrobiłem. Przyznała, że przestraszyła się o mnie, a na koniec wizyty stwierdziła, że bardzo dobrze, że jej powiedziałem i kolejne spotkania mogą odbywać się tylko pod warunkiem, że w tej chwili obiecam jej, że więcej nie podejmę takich działań, w przeciwnym razie kończymy współpracę. Od tamtej pory nie spróbowałem więcej. Wiem, że jedna próba to niewiele w porównaniu z problemem uzależnienia od samookaleczenia, ale skłoniło mnie to do przemyśleń nad tym, co spowodowało, że sięgnąłem po nóż. Wielokrotnie miewałem myśli samobójcze, ale tak naprawdę w kontekście reakcji otoczenia na taki ruch. Najczęściej wizualizuję sobie sytuację, w której po nieudanej próbie samobójczej zyskuję uwagę i współczucie ze strony otoczenia. Boję się śmierci, nie chodzi mi o zakończenie życia, ale o zwrócenie uwagi. Mam dość bycia niewidzialnym, a lata tłumienia w sobie emocji uniemożliwiły mi ich normalną ekspresję, dlatego fantazjuję o tak rozpaczliwym sposobie dania im upustu. Może tnąc się i informując o tym psycholog zrealizowałem po części swoją chorą fantazję? Tak cholernie potrzebuję uwagi i uczucia, a boję się sam je okazać, bo ludzie zobaczą zbyt wiele.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słabo, bardzo boję się otworzyć. Ludzie widzą, że się dystansuję i sami instynktownie nie zbliżają się. Doszło do tego, że na jakiekolwiek przejawy zainteresowania reaguję paniką, czuję się odsłonięty, narażony na obrażenia. Ja nie wierzę, że ktoś mógłby chcieć wysłuchać mojego zdania, nie mówiąc już o tym, że mógłbym komuś coś wytłumaczyć, wykazać błąd w rozumowaniu, a ponieważ nienawidzę siebie, nie wierzę, że ktoś może mnie lubić czy kochać. Przez ten cholerny brak pewności siebie i kompleksy nie jestem zdolny do okazania uczuć, choć wzbierają się we mnie do granic wytrzymałości. Na zewnątrz nie przedostaje się nic, jestem milczący, oschły, sztywny i nerwowy. Na zewnątrz widać nieogarniętego pierdołę, ewentualnie odcinającego się buraka. Niemego krzyku nikt nie usłyszy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie widzą, że się dystansuję i sami instynktownie nie zbliżają się. Doszło do tego, że na jakiekolwiek przejawy zainteresowania reaguję paniką, czuję się odsłonięty, narażony na obrażenia.

 

Doskonale Cię rozumiem. Pamiętam, że kiedyś uważałam to za największy paradoks. Mianowicie: Im bardziej potrzebuje się bliskości czy zrozumienia, tym więcej wysyła się sygnałów aby nie doprowadzić do takiej sytuacji. Ja osobiście wierzyłam w to, że ludzie jakoś sami zauważą, że ich potrzebuję a ja w magiczny sposób się przed nimi otworzę. Wiadomo jednak, że tak to działa. Kilka lat terapii dopiero uświadomiło mi, że czasami warto komuś zaufać i dać siebie poznać. Nawet jak ta znajomość nie będzie taka jaką chciałabym żeby była, to liczy się technika małych kroków. Dzisiaj porozmawiam z jedną osobą kilka minut na jakiś mało ważny temat, jutro z kimś innym o czymś jeszcze innym, aż może wreszcie znajdę kogoś kogo będę mogła kogoś nazwać przyjacielem. Co więcej, im częściej coś robimy tym bardziej się do tego przyzwyczajamy i staje się to czymś zupełnie naturalnym. Skoro można ćwiczyć jeżdżenie samochodem, to czemu nie można tak robić w nawiązywaniu nowych znajomości? Polecam :)

 

Ja nie wierzę, że ktoś mógłby chcieć wysłuchać mojego zdania, nie mówiąc już o tym, że mógłbym komuś coś wytłumaczyć, wykazać błąd w rozumowaniu, a ponieważ nienawidzę siebie, nie wierzę, że ktoś może mnie lubić czy kochać.

 

Na pewno nikt taki by się nie znalazł? Pytam dlatego, że sama żyłam takim przekonaniem, że nikogo nie obchodzę i nikomu nic nie mogę powiedzieć. W momencie kiedy zaczęłam kwestionować to przekonanie to nagle i więcej osób pojawiło się wokół mnie. A może spójrz na to z tej strony, że ludzie na tym forum czytają to co piszesz i nie jest to ignorowane. Co więcej, dużo osób się z tym identyfikuje. Wydaje mi się, że w realu może być podobnie.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam, że kiedyś uważałam to za największy paradoks. Mianowicie: Im bardziej potrzebuje się bliskości czy zrozumienia, tym więcej wysyła się sygnałów aby nie doprowadzić do takiej sytuacji. Ja osobiście wierzyłam w to, że ludzie jakoś sami zauważą, że ich potrzebuję a ja w magiczny sposób się przed nimi otworzę. Wiadomo jednak, że tak to działa. Kilka lat terapii dopiero uświadomiło mi, że czasami warto komuś zaufać i dać siebie poznać. Nawet jak ta znajomość nie będzie taka jaką chciałabym żeby była, to liczy się technika małych kroków. Dzisiaj porozmawiam z jedną osobą kilka minut na jakiś mało ważny temat, jutro z kimś innym o czymś jeszcze innym, aż może wreszcie znajdę kogoś kogo będę mogła kogoś nazwać przyjacielem. Co więcej, im częściej coś robimy tym bardziej się do tego przyzwyczajamy i staje się to czymś zupełnie naturalnym. Skoro można ćwiczyć jeżdżenie samochodem, to czemu nie można tak robić w nawiązywaniu nowych znajomości? Polecam :)

Oj jakie to prawdziwe. Mimo, iż przerabiałam to niejednokrotnie nadal uciekam w to samo..

 

Sylwia. nie możesz tak łatwo dać się sprowokować, wmawiać i utwierdzać się w tym, że jesteś beznadziejna, zatapiać się coraz bardziej w tej beznadziejności. Mi niejednokrotnie ktoś mówił coś co uderzało w moje poczucie winy czy wartości. I co z tego? Doszłam do wniosku, że nie warto. Muszę się nauczyć. Myślę, że każdy z nas do tego dąży

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam potężną chęć skrzywdzić się. Tym razem mocniej, gdybym sięgnął po żyletkę, nie byłyby to zadrapania, jak ostatnio, tylko blizny. Czuję ogromną samotność, czułem ją od lat, ale odpychałem to uczucie i czepiałem się żałośnie tych ograniczonych, rzadkich kontaktów ze światem zewnętrznym, jakie miałem. Nikt inny na pewno nie przywiązuje takiej wagi do wspólnych wyjść/spotkań, jak ja. To nigdy nie były dla mnie chwile wytchnienia ani rozrywka, tylko rozpaczliwe próby przekonania siebie, że wszystko ze mną w porządku, z tyłu głowy zawsze kołatała się myśl, że wszystko się zawali. Momenty, kiedy byłem naprawdę szczęśliwy w ciągu ostatniego roku można policzyć na palcach jednej ręki drwala. Nie można tak funkcjonować i oszukiwać siebie, że wszystko jest w porządku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze, że poza bliznami pozostają też nierozwiązane problemy. Bo to potem i tak wróci i znowu trzeba będzie zagłuszyć te emocje. Takie trochę błędne koło.

 

Wiadomo, że nie warto ale pewnie każda osoba, która się okalecza dobrze o tym wie. Najtrudniej przerwać ten proces, pomyśleć o czymś innym, bardziej konstruktywnym co by pozwoliło rozładować emocje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Laima, nie rób tego :(

 

Aria, to jest mój nałóg. To znaczy nie samookaleczenie, ale zamykanie się w sobie ze swoimi cholernymi analizami i problemami. Wydawało mi się, że mam silną wolę, ale przed takim uzależnieniem nikt mnie nie ostrzegał. Ja po prostu muszę siebie gnoić, sam dostarczać sobie sytuacji i działać w taki sposób, żeby móc to sobie później wyrzucać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój psychiatra jest dumny z tego, że się nie okaleczam, cieszy się że leczenie przynosi efekty, tzn w ciągu pół roku zrobiłam to tylko dwa razy, ja też jestem z siebie dumna :105::105: pomimo tak ciężkich przeżyć dałam radę :105: jestem zajebista :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dwa dni temu, pierwszy raz od CZTERECH lat mialem niesamowita ochote, w glowie, w wyobrazni widzialem co robie i jakie to jest uczucie.

chcialem wyjsc z domu, wiedzac ze jak zamkne za soba drzwi to nie bede sie mogl powstrzymac.... :(

 

na nic lata doswiadczen, bezradnosc i niemoc wobec wlasnej psychiki pokazaly jak slaby, maly tak na prawde jestem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×