Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja a związki/miłość/rozstanie


Rekomendowane odpowiedzi

Tez bylem zakochany po uszy, swiata poza nia nie widzialem. Planowalismy slub, marzylismy o malym, ale wlasnym domku. Byla moim najlepszym przyjacielem, interesowaly nas te same klimaty Na dodatek byla naparwde atrakcyjna. Ktoregos dnia zakomunikowala, ze odchodzi, bo poznala innego. Myslalem ze oszaleje. Nie spalem, nie jadlem, otaczala mnie totalna pustka. Zycie stracilo sens. Poczulem sie nie tylko osamotniony, ale i zdradzony, oszukany. Bolalo bardzo. Przeszlo jak reka odjal po prawie 2 latach. Dzis nasze stosunki sa poprawne, nie czuje urazy, ale tez nie darze jej jakims specjalnym uczuciem. To ona ma problem, bo widze w jej oczach zal. Pewnie nie uklada jej sie w malzenstwie i mysli sobie, ze wtedy popelnila blad. Nie powiem, daje mi to pewna satysfakcje. 8) paskudny jestem....

Zgadzam sie z przedmowcami. bedzie dobrze, bol minie. Zobaczysz! Trzmaj sie!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spotkasz kiedyś jeszcze tą prawdziwą miłość... ja wczoraj "spotkałam się" z moim byłym. Spojrzeliśmy na siebie i minęliśmy się bez słowa. Nie sądziłam nigdy, że po 4 latach znajomości, po wielu ciężkich ale jeszcze większej ilości chwil, po wielu wypowiedzianych słowach "Kocham Cię", udajemy że się nie znamy. Czy to nie jest poniżające bardziej niż zdrada??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że podobny wątek istnieje, ale ponieważ jestem nowa chciałam napisać trochę o sobie i swoich problemach w nowym poście (aczkolwiek nie byłam pewna czy na subforum depresja czy subforum nowych użytkowników, ale to już admini zdecydują czy zostawić czy przenieść).

 

Postaram się nie pisać za dużo żeby nikogo nie zanudzić.

 

 

Pierwszy raz depresję miałam 2 lata temu. Głównym powodem były najprawdopodniej problemy z ówczesnym chłopakiem, chociaż na pewno inne czynniki też się na to złożyły. Leczyłam się pół roku i jakoś z tego wyszłam.

 

Na przełomie wiosny i lata zeszłego roku zakochałam się, tak prawdziwie. Wydawało się, że wszystko będzie dobrze (choć wszystko trwało krótko, ale nie chcę wnikać w szczegóły), ale on stopniowo się oddalał (a ja to czułam) aż w końcu we wrześniu powiedział "nie". Już wcześniej się denerwowałam, bo wiedziałam, że coś jest nie tak. Ale to było dla mnie jak wbicie noża prosto w serce. Strasznie to przeżyłam, nie jadłam, płakałam całymi dniami itd. Mimo to w niedługim czasie dopadły mnie trochę bardziej pozytywne myśli. Myślałam, że będzie ok. Jakoś poszłam do pracy i zluzowałam z nim kontakty.

 

Niestety, wszystko szybko wróciło. Nie potrafiłam o nim zapomnieć. Ciagłe obrazy i myśli w mojej głowie. On i to co było, dlaczego? Co ze mną było nie tak? Co źle zrobiłam? itp itd Huśtawki nastrojów narastały. Ciagle łudziłam się nadzieją, że może on zmieni zdanie. Nie mogłam wytrzymać bez niego, z myślami, że nie będziemy razem. Tak wiem, naiwna jestem.

 

Doszłam do wniosku, że może zmienię wszystko, zacznę nowe życie i zapomnę. Zaczęłam szukać nowych możliwości, zaraz po Nowym Roku.... ale wtedy się dopiero zaczęło. W połowie stycznia praktycznie z jednym dniem straciłam ochotę do wszystkiego, a najbardziej do życia. Pamięc i obrazy w mojej głowie mnie zabijają. Nie potrafię skupić sie na niczym.

 

Rodzice zabrali mnie do lekarza, mimo że nie chciałam, bo zauwazyli, że jest źle. Od miesiąca dzień za dniem walczę ze sobą, o życie. Od dwóch tygodni biorę leki. Nie zgodziłam sie na szpital... Doktor powiedział, że jak nie będzie poprawy to szpital będzie jedyną koniecznością. Oczywiście praktycznie nic nie jem, nie mówię juz o tym, że przez miesiąc z domu wyszłam, tylko do lekarza. Nie chce nigdzie wychodzić, nie rozmawiam z nikim. Mam wielu przyjaciół, jestem lubiana, ale czuję że powoli odsuwam ich wszystkich od siebie.

 

A ja nie chcę niczego... nie mam chęci do życia... częściej myśle o tym, że wcale nie chcę się wylczyć niż o tym że chcę żyć. Mam świadomość, że sama się katuję tym wszystkim, ale nie potrafie sobie z tym poradzić.

 

Mimo tego, że często odnosiłam rózne sukcesy w zyciu, nigdy nie miałam zbyt dużej pewności siebie. W poprzednim związku ona zmalała praktycznie do 0, potem chłopak, o którym pisze dodał mi wiary w siebie i we wszystko po czym odebrał. Nie potrafie nienawidzić jego, nienawidzę siebie i w sobie się doszukuję samych złych rzeczy i winię siebie za wszystko.

 

 

Nie wiem już co dalej mam robić, najgorsze jest, że rodzice się strasznie martwią, to mnie jeszcze bardziej dobija, że stwarzam dla nich problemy. Staraja się jak mogą, boją sie, widzą, że jest tragicznie.... A ja albo śpie i nie wychodzę z łóżka albo siedzę przed komputerem i płaczę, czasami po kilka godzin bez przerwy...

 

Heh, chyba bym esej mogła napisać jeszcze o reszcie swoich problemów, ale i tak zbyt długi post, i nudny do tego :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Postaram się nie pisać za dużo żeby nikogo nie zanudzić

No, ani jedno ani drugie Ci się nie udało. Ani krótko, ani nudno :)

 

Wydaje mi się, że powinnaś skupić się na poprawie własnej samooceny. Dołujesz się wieloma rzeczami, których nie jesteś winna. Tak w ogóle to nie jesteś winna tej sytuacji, która Cię spotkała. To on powiedział 'nie. A ty widocznie jesteś bardzo wrażliwą osobą, jeśli dotknęło Cię to aż w takim stopniu. Ale wrażliwość to zaleta, której brak wielu ludziom. To się ceni, Aniu. Niestety, podły świat wpędził Cię w nerwicę. Ktoś, komu dałaś swoje serce, zdruzgotał je bezlitośnie. To nie twoja wina. I nie twoja "zasługa". Jednak to niestety wygląda tak, że jedynie Twoją zasługą będzie, jeśli zdołasz się wyleczyć. Piszesz o pamięci i obrazach. Nie dopuszczaj tych myśli do siebie. Bądź wobec nich równie bezlitosna, jak wobec Ciebie byli Ci, którzy przyczynili się do Twojej depresji. Staraj się po prostu nie zawracać tym głowy, potraktuj to jako zamknięty rozdział i otwórz nową kartę swojego życia. Jeżeli chodzi o wychodzenie z domu, to jest bardzo dobrym wyjściem na poprawę Twojego obecnego stanu. I nie odsuwaj od siebie przyjaciół, bo przyjaźń to cenna rzecz w obecnych czasach, i warto o nią dbać. Już nie mówię, że przyjaciele mogą pomóc Ci bardzo w wyjściu z depresji. Mam nadzieję, że przyjmiesz do siebie to, co napisałem i przemyślisz, jak to wszystko poprawić. Dasz sobie radę. Potrzeba tylko czasu, chęci i wiary w siebie. Potem wszystko już pójdzie. I nie zauważysz, kiedy to zacznie się poprawiać. Ale wiedz, że to osiągniesz tylko dzięki ciężkiej pracy z Twojej strony. Uwierz, naprawdę warto. I jeszcze co do esejów - moim zdaniem są mile widziane - z jednej strony się wygadasz, co bardzo pomaga, a z drugiej strony pomożesz nam Ciebie lepiej zrozumieć. Pozdrawiam serdecznie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja wiem, że masz rację i inni ludzie, którzy mówią podobnie. Ale naprawde jest ciężko. Po prostu brak wiary w cokolwiek (w ludzi najbardziej), brak chęci na otwarcie tej nowej karty. Odnosi się to równocześnie do wychodzenia z domu czy nawet ruszenia się z pokoju. Po prostu niemożliwe w tym stanie :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aniu, trzeba się przełamać, wiem, że jest okropny opór, niechęć, ale nie poznałem innego sposobu, aby sobie z tym poradzić... Może nie miałem aż takiego doła, może to u mnie nawet nie było zalążkiem depresji... nie wiem, bo nie mam odniesienia, ale wydaje mi się, że chwila ciężkiego wysiłku, aby się przełamać, pozwoli Ci zacząć walkę z depresją

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie umiem w sobie znaleźć ani odrobiny tej chęci do życia :( Wszystko straciło sens. Najgorsze jest to, że za 2 dni idę na kontrolę i jak nie będzie lepiej to znowu lekarka będzie chciała mnie wziąć do szpitala.

Cała się trzęsę, po prostu tragedia. Rodzice robią co mogą a ja jestem jak w jakiejś matni...

 

Dziękuję za słowa otuchy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to ja się podłączę. Moja nerwica uaktywniła sie po rozstaniu z facetem - co najgorsze wkurza mnie to bo nie był tego wart. Nie moge sobie wybaczyć mojej głupoty i chyba nigdy sobie tego nie wybaczę. Nikt mnie w zyciu tak wstrętnie nie potraktował - i ja nikogo też. Najgorsze nie było to rozstanie tylko to że czułam się taka głupia, tępa, wstrętna, brzydka itp. Czasem jak mam gorszy dzień, wszystko mi sie przypomina i dalej się tak czuję heh Zebrało mi się na wspominki. Taki jakiś dzień mam dziś. Po tylu latach nadal mi przykro - ale już dużo dużo mniej.

 

Nie powiem, daje mi to pewna satysfakcje. Cool paskudny jestem....

No to ja też jestem paskudna. Bo jak widze że ten typ nie może mi spojrzeć w oczy bo mu "łyso" albo jak go jego panna okłada torebką bo się na mnie gapi to mam taką dziką satysfakcję. Paskudna jestem naprawdę. hihi

 

Zgadzam sie z przedmowcami. bedzie dobrze, bol minie. Zobaczysz! Trzmaj sie!!!!

No ja tez się zgadzam. Trzeba czasu ale będzie coraz lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyobraź sobie twój ideał życia, to szczęśliwe życie... nie czujesz tęsknoty za czymś takim? A czy nie byłoby wspaniale swoje życie upodobnić do tego ideału? No pomyśl... a chęć walki, wiara w wyzdrowienie i samo leczenie to pierwszy krok w tym kierunku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Justynko, płaczę razem z Tobą -teraz też- wiem ,ze tylko ktoś, kto cos takiego przeżywa jest w stanie to zrozumieć.Znajomi nie pomagaja gadaniem" zobaczysz, znajdziesz innego, nie jest ciebie wart, albo z czasem wszystko się ułozy i będziesz szczęsliwa" ja nie chce tego wszystkigo słuchac!!! chcę by to sie nie działo...

PS. on jeszcze nie odszedł -jest do końca miesiaca chyba, spi na kanapie, a ja patrzę na niego i myslę o jednym ,ze za chwilę go już nie bedzie- dla mnie...i duszę się z bólu (psychicznego) mojego serducha.

Mijać się bez słowa? tak to chyba gorsze niż zdrada-przynajmniej dla mnie-zdrady znosiałam i wime ,ze to był mój wielki błąd ! Nigdy nie bał się ,ze mnie straci, że cokolwiek zrobi będe przy nim.Najgorsz ejest to ,ze nie mozna przestac kochac z dnia na dzień-tabletek na to nie wymyslili :-(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety, wszystko szybko wróciło. Nie potrafiłam o nim zapomnieć. Ciagłe obrazy i myśli w mojej głowie. On i to co było, dlaczego? Co ze mną było nie tak? Co źle zrobiłam? itp itd Huśtawki nastrojów narastały. Ciagle łudziłam się nadzieją, że może on zmieni zdanie. Nie mogłam wytrzymać bez niego, z myślami, że nie będziemy razem. Tak wiem, naiwna jestem

Aniu , ja tez sie łudzę i jestem naiwna-WSZYSCY mi to mówią. A ja zawsze postepowałam tak jak mi serce dyktowało i teraz też- karmię się nadzieją i tylko nią, bo o jedzeniu to nie ma mowy, heh. Wierze chyba w cos co nie ma juz najmniejszego sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zuzka, dlaczego ma go nie być? Wiem, że łatwo się mówi, nawet osobie, która przeżyła wiele, która zgadzała się na zdrady, na poniżanie, ale nie wolno zgadzać się na to. Czasami sobie myślę, że nie warto zgadzać się nawet na miłość, bo ona nie chce później przejść, odejść, zniknąć, ona nie jest tak obojętna i ignorująca jako on. Chwytaj chwile póki jesteś szczęśliwa i żyj nimi wierząc że może być tylko lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej właśnie przeczytałam ten temat i mam tak samo z tym ,że ja mam nerwice lękową ,agorafobię. jeśli ktoś posiada z was gadu-gadu to napiszcie numer bo chętnie z kimś na ten temat porozmawiam !! ja już nie wiem co mam robić jeden dzień jest dobrze a potem znów 3 dni kłutni :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem w związku (małżeństwie) od 5 lat. Też czuję się odtrącana a jednocześnie w niekonsekwentny sposób sama się izoluję, uciekam, zamykam w innym pokoju.

Boli mnie,że często odczuwam jakbym była dla męża powietrzem a jednocześnie wiem,że w jakiś sposób to że jestem w związku - przeszkadza mi. No, bo rani. Gdybym była sama - nie wiem czy byłoby mi jakoś wyjątkowo dobrze, ale przynajmniej nikt by mnie nie ranił.

Ostatnio przeplatają się u mnie sukcesy z wielkimi porażkami. Mąż wczoraj powiedział : Twoje problemy mnie przerastają. A ponieważ moja działalność -jej te problemy dotyczą - jest działem specjalnym rolnictwa, ja po prostu nie mam na to wpływu!!! Nie mam wpływu np.na rozród :!:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, powiedział mi to w odpowiedzi gdy próbowałam z Nim rozmawiać.

Póki w 2004-2006 włącznie, osiągałam wielkie sukcesy - spotykałam się u Niego z niewielką aprobatą, to nie było wspólne cieszenie się z moich sukcesów, ale przynajmniej wracałam np. z jakiegoś wyjazdu (dot.mojej hodowli), i opowiadałam Mu -gratulował.

Teraz gdy sukcesy przeplatają porażki - unika mnie jak ognia. Żebym tylko przypadkiem nie obarczyła Go - czym? Zwykła, zwykłą rozmową!!!! Bo On mi nie poradzi (tzn. nie rozwiąze cudownym środkiem porażki) ale czy to takie dziwne,że chce się z mężem pogadać, pożalić???

To mnie dobija.

Wstaję i wiem jaki będzie dzień. Robię to czym się zajmuję, całymi dniami nie spotykając męża - nigdy, ale to nigdy nie zajdzie w rejony gdzie znajduję się ja (wielki dom-500m2) i coraz częściej po wstaniu NIE MAM CHĘCI DO PODJĘCIA ŻYCIA.

Od kwietnia zacznę wyjeżdżać -to jest nieodrodna część mojej hodowli. Podczas wyjazdu odetchnę, będzie mi się wszystko chciało ale najgorszy jest powrót - w duchu się trochę cieszę,że już niedługo będę w domu. No i pzyjeżdżam.... nie ma zanczenia czy nei było mnie dwa dni czy dwa tygodnie - i tak na odczepnego wysłucha mojej relacji ale aż widac,że siedzi jak na szpilkach.

Ta moja hodowla to nie tylko praca - to ogroman pasja!!! On jej nie podziela i to musze uznać. Ale czemu nie cieszy Go mój sukces?

Czemu jakoby ODBIERA MI prawo do porażki??????????

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie rozumiem takiego postępowania Twojego męza. moim zdaniem facet powinien wspierać tak samo jak sie coś nie powodzi !! ja mam podobnie nie moge z moim facetem rozmawiać bo on tłumaczy sie :nie umiem .jak można nie umieć wiem że agorafobi nie zrozumie ale co tu złego jest zapytać jak się czuje itd. błache rzeczy a oni nie umieją sobie z tym radzić !!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie.

Wieczne odpowiedzi - On nie wie, On nie umie, On nie potrafi.

Od kilku dni unikałam nawet sekundowego spotkania z moim mężem. Udało mi się, bo zauważyłąm,że ja się trochę lepiej czuję jeśli znów nie doznam rozczarowania, Bo jak Go nie spotykam ( w tym potwornym domu da się to zrobic, nawet wejść mamy 4) to i nie liczę na nic. A jak spotkam, to zawsze mam tę nadzieję,że teraz, tym razem... On pogada ze mną... I znów się rozczarowuję.

To mi wczoraj przyniósł piękne miniaturowe różyczki.

Natalia, ja też nie rozumiem agorafobii, ale nawet jak byś tylko była moją znajomą, to bym Cię wypytała co czujesz, co Cie męczy. A nie mówiłabym - ja nie wiem.etc.

Lek. zdiagnozował u mnie depresję. Biorę leki. Ale to jest leczenie mojego "ja". Bo kto wie czy w ogóle miałabym te depresję, gdyby obok mnie był normalny serdeczny, komunikujący się ze mną mąż

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie.Jakie to wszystko trudne:(Doskonale zdaje sobie sprawę że bycie samej to nie jest rozwiązanie-ucieczka,izolacja i jeszcze większy strach... Jestem więc z Nim i ...tego też nie potrafię.Chyba chciałabym mieć przy sobie idealnego faceta który wszystko zrozumie,zaakceptuje i zawsze znajdzie dobre rozwiązanie...i właśnie?przecież on też ma prawo być zmęczony,zdołowany i czuć się bezradny.Depresja czyni z nas egeoistów skoncentrowanych na sobie i swojej chorobie-za dużo chce,wymagam i okłamuje siebie że to jest ok bo przecież jestem chora...On nie jest chory wiec ma prawo tego nie rozumieć.Tylko jak żyć?Razem?Osobno?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak rozumiem to że osoba nie będąca chora ma do tego prawo i dlatego ja też nie jestem aż teraz tak wymagająca ale prosze sie o jakąś głupiom rozmowe która powinna być normalnością.ja też gdy prubuje rozmawiać to słusze od mojego faceta:nie umiem nie potrafie itd. to naprawde denerwuje ! niedość że mam problem z którym nie umiem sobie poradzić to jest przy mnie facet którego to nie interesuje !! ja naprawde nie rozumiem co tu może być aż tak trudnego w zapytaniu jak się czujesz itd. !!! z takim facetem chyba na dłuższom mete nic nie wyjdzie . na szcęście jestem jeszcze młoda i nie mam męża.panda jestes naprawde wytrwała !! ja bym już dawno sie odizolowała od takiego faceta ale wiem że to trudne bo to Twój mąż i tym bardziej boli

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samo życie... Natalia jakbym była w Twojej sytuacji, to bym też rozważała odejscie. A w mojej - tyle lat człowiek sobie tworzył te warunki buytowe i teraz jak?? Chyba bałabym się zmian,a le tu mam na myśli te zmiany bytowe, nie te,że zostałbym sama -akurat tego moze i bym pragnęła.

BEHEMOT masz trochę racji, na pewno - jeśli ten facet co drugi dzień byłby zmęczony i z tego powodu nei miałby chęci rozmawiać, zapytać, zainteresować się. Wtedy - powinno się to zrozumieć. Ale u mnie ( wygląda,że u Natalii też) to jest sytuacja ciągła.

Dostałam przed chwila potwierdzenie imprezy (to dot. mojej pracy)-wyjazd w przyszły piątek. Cieszę się. Ciekawe jak ja pokaże mężowi zaproszenie -napiszę tu, na Forum jak zareagował.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Więc jest to hodowla psów MOJA WIELKA PASJA- w sezonie wyjeżdżam na wystawy, szkolenia, obozy,egzaminy. Wyjazdy są na 1 -2 dni ale zdarzają się na 7-10 dni -nie często.

I o dziwo - n awyjazdach ja prawie nie ma depresji! Moze jakiś kwadrans po przebudzeniu się, tak, ale potem mi się normalnie wszystko chce. Jestem wśród ludzi, mnóstwo znajomych, każdy ze mną ROZMAWIA, nikt mnie nie unika.

A potem jest wieczór i hotel. Wiesz, Natalia, ja puszczam sygn. z kom,żeby to mąż zadzwonił! Bo ileż ja razy zadzwoniłam i usłyszałam nichętne "tak". ALbo parę razy spróbowałam jak wyjechałam na dłużej, nie dzwonic w ogóle. Raz to Onnawet po 4 dniach nie zadzwonił. W większośći dzwoni po 2-3 dniach. Pomijając wyjazdy 1-2 dniowe, kiedy na pewno nie dzwoni.

Rozmowa?

Żadna. Ja opiszę jak wystawa, jak droga, jak tam coś -no zabytek np. - i On np. po chwili ciszy , mówi :"No, tak..." i milczy.

Niech to szlag!

Czy ja Go kocham? W dosłownym znaczeniu nie. Ale jestem przywiązana i byłabym z Nim do tej przysłowiowej grobowej deski , podejrzewam,że trochę zainteresowania z jego strony i byłoby to całkiem szczęśliwe małżeństwo. A pewnie po paru miesiącach depresja byłaby wspomnieniem.

Już się raz tak załamałam,że wykrzyczałam - wyprowadzam się, składam o rozwód. Przestraszył się, i nie!! Absolutnie - NIE ,On zadnego rozwodu nei chce.

Dziś był w mieście (my od kilku lat mieszkamy na wsi). Przywiózł mi parę miłych prezentów - takie rzeczy które mnie naprawde ucieszyły, On to iwe, więc pamiętał, zadal sobie trud.

ALE NIE ZADAŁ MI PROSTEGO PYTANIA - JAK MI MINĄŁ DZIEŃ....

Więc Mu powiedziałam o liście-zaproszeniu, to dla mnie radość, zaczyna się sezon. Nawet odbiegł trochę od swego zwykłego stylu milczenia i zareagował. Przez 10 minut -ja to tak nazwę- tłumaczył mi ,że to już jest fakt dokonany (te otrzymanie zaproszenia) i nie warto roztrząsać czegoś co już jest.

Czyli nie rozmawiać!!! Tylko przypadkiem nie pogadac, nie pocieszyć się.

Zapytałam - A czemu Ty mi nigdy nie zaproponujesz,żebysmy gdzieś razem pojechali? To się strasznie zdziwił -"No a dokąd?"

 

NAPISZ PROSZĘ NATALIA JAK TO JEST U CIEBIE??

Może jakoś razem uda sie nam coś z naszych związkach poprawić, albo chociaż obrać jakąś drogę postępowania.

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 11:23 pm ]

I, wiesz co? Ja bym się tu, w tym domu nawet i odizolowała, ale człowiek jest tylko człowiekiem. Izoluję się dzień, dwa a potem chce się o czymś powiedzieć, zainteresować się co ten mąż robi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dokładnie Cie rozumiem o tym izolowaniu ja też przychodze wkurzona do domu (nie mieszkamy razem) i sie do niego nie odzywam ale jak widze że on też tego nie robi to już mnie nosi nie wiem co mam robić i ciągle tylko myśle o nim. Dla mnie jak to czytam jak u was to wyglonda to raczej można powiedzieć że jesteś Ty i jest on :( ja już dawno bym wykrzyczała i porozmawiała że tak nie może być itd.ale skoro on ciągle unika tematu i nie chce sie interesować to ja już bym nie miała sił. Ja tak mam ze swoim też nie chce rozmawiac normalnie nie chce wypytywać co u mnie z tom moją chorobą (agorafobią) no i tłumaczyłam mu że nie chce by tak było a on że nie umiem już taki jestem. zawsze byłam zazdrosna i to chorobliwie i często mu docinałam no i prosiłam by po pracy mi opowiadał co sie tam działo itd.że mnie to uspokoi i że będe przynajmniej wiedziała. no i prośby troche teraz pomogły bo wcześniej nie (pewnie dla tego że powiedziałam że już dłużej tak nie bedzie i że bedzie koniec z nami)tylko że to pewnie znów bedzie trwało przez pare dni a potem to samo . najgorsze jest też to że już nie widzimy się tak długo bo zaczoł pracować na 8 godzin (jest kierownikiem zastępowym) no i nawet jak ma wolne to zawsze ta cholerna praca za nim łazi to poprostu wykorzystywanie człowieka a on sie godzi. no i też że nie mieszkamy razem. wczoraj była okazja do wspulnej nocki i żle sie poczuł :( zawsze coś pujdzie nie tak :( przy mojej chorobie i zazdrości naprawde nie łatwo ze mną wytrzymać często mam mieszane uczucia raz jestem heppy a raz strasznie smutna np. wieczorami ciągle płacze. no i nie wiem czy to miłość :( on ponoć czuje to do mnie:( ale ja naprawde czasem mam dość. trzeba chyba ciągle liczyć na siebie bo nawet gdy mi coś obiecuje to tego często nie dotrzymuje albo nie uważa za obietnice :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A potem jest wieczór i hotel. Wiesz, Natalia, ja puszczam sygn. z kom,żeby to mąż zadzwonił! Bo ileż ja razy zadzwoniłam i usłyszałam nichętne "tak". ALbo parę razy spróbowałam jak wyjechałam na dłużej, nie dzwonic w ogóle. Raz to Onnawet po 4 dniach nie zadzwonił. W większośći dzwoni po 2-3 dniach. Pomijając wyjazdy 1-2 dniowe, kiedy na pewno nie dzwoni.

Rozmowa?

Żadna. Ja opiszę jak wystawa, jak droga, jak tam coś -no zabytek np. - i On np. po chwili ciszy , mówi :"No, tak..." i milczy.

Niech to szlag!

ALE NIE ZADAŁ MI PROSTEGO PYTANIA - JAK MI MINĄŁ DZIEŃ....

Więc Mu powiedziałam o liście-zaproszeniu, to dla mnie radość, zaczyna się sezon. Nawet odbiegł trochę od swego zwykłego stylu milczenia i zareagował. Przez 10 minut -ja to tak nazwę- tłumaczył mi ,że to już jest fakt dokonany (te otrzymanie zaproszenia) i nie warto roztrząsać czegoś co już jest.

Czyli nie rozmawiać!!! Tylko przypadkiem nie pogadac, nie pocieszyć się.

Zapytałam - A czemu Ty mi nigdy nie zaproponujesz,żebysmy gdzieś razem pojechali? To się strasznie zdziwił -"No a dokąd?".

Panda...jakbym czytała o swoim związku...zerowe lub nikłe zainteresowanie moim życiem...no chyba, że coś, co się dzieje u mnie dotyczy bezpośrednio jego...to owszem...wtedy, choć na codzień bierny zachowuje się jak w gorącej wodzie kąpany...zdawkowe pomruki na moje opowiadania.. (standardowe "hmm") zero umysłowego wysiłku żeby pocieszyć, skomentować lub chociaż dać do zrozumienia, że go to interesuje...zawsze sobie wtedy myślę po co ja strzępie język...i tak mu to zwisa i powiewa...dokładnie jak u ciebie z tym opowiadaniem o drodze i zabytkach...A wspólne spędzanie czasu? Zazwyczaj to ja coś wymyślałam, a on tylko wtedy kiedy ktoś z przyjaciół mu zaproponował...Kiedyś wyjechałam z przyjaciółką na weekend bo jej się życie waliło...nie zadzwonił do 21 wieczorem...nie spytał czy dotarłam, jak kwatera, i generalnie co tam...przez 2 h próbowałam się dodzwonić...okazało się, że zachlał...rozmawiałam z bełkoczącym facetem który chyba w ogóle zapomniał, że wyjechałam.l.gdybym nie zadzwoniła czekałabym chyba z tydzień...i tak też zrobiłam teraz...milczy od miesiąca...i tym samem zakończyłam chyba ten związek...jak nie to nie...

A depresja? Na mur beton jego zachowanie miało na to wpływ...bo świra mozna dostać jak ktoś deklaruje, że kocha a na codzień zachowuje się jakbym była dobrą koleżanką...taka byłam pełna życia kiedyś...a teraz nie wychodzę z domu jak nie muszę...nigdy juz nie dam się tak komuś zniszczyć...będę zmywać się przy pierwszym lepszym sygnale alarmowym ( oj, a takich było wiele...ale miłość ślepa jest...:*(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×