Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica a depresja


Lord Cappuccino

Rekomendowane odpowiedzi

asl, dokladnie. Sama u siebie widze, ze kazdy problem rozklada mnie na lopatki. W nerwicy wg mnie nie masz tych podswiadomych mechanizmow obronnych, niby wiesz ze cos jest irracjonalne, ale mimo woli sie tak tym nakrecasz az wpadasz w lęki. Przynajmniej u mnie zawsze tak bylo, ze nie umialam niczrgo zdusic w zalazku, tylko to samo roslo do tego stopnia, ze stawalo sie obsesja. Potem sobie wyrzucalam, ze czemu sobie z tym nie poradzilam, czemu doprowadzilam az do takiego stanu. Ale kolejnym razem robilam to samo, tylko z innym problemem. Wydsje mi die ze to dziala podswiadomosc, ktora nerwicowcow wykancza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiem o czym piszesz

właśnie aktualnie jestem w takim stanie że coś sobie wyrzucam, gnebie się, zamęczam, nie potrafie jasno określic czego chcę i nie potrafie podjąc decyzji..

ale ponoc to dobry znak jesli zdajemy sobie sprawe że te lęki są irracjonalne.. to znak ze nie jestesmy chore psychicznie a mamy "tylko" nerwice :mhm:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc,

 

Widze, ze nie jestesmy sami. Widze, ze jeszcze inni maja problem ze wstawaniem nad ranem w nowy dzien, ktory przynosi nowe leki. Boze drogi. Nigdy nie przypuszczalam, ze cos takiego istnieje. Nigdy bym nie uwierzyla gdyby jeszcze pol roku temu ktos mi powiedzial, ze mozna na cos takiego cierpiec. Sluchajcie, czy ktos jeszcze z Was ma tak, ze boi sie wszystkiego. Doslownie - jutra. Tego co dzien przyniesie. Wszystkich jego niespodzianek i niebezpieczenstw. Ja odpoczywam tylko kiedy spie i kiedy nie mysle. Kiedy otwieram oczy nad ranem mysle sobie od razu, ze skoncze w rynsztoku. Boje sie chronicznie ze strace prace. Ze nie pracuje w budzetowce wiec kiedy bede miala 50 lat i strace prace nikt mnie juz wiecej nie zatrudni i skoncze na bruku. Mam rodzine, ale nie mam meza ktory by mnie wspieral. Nie mam dzieci. Jestem przerazona kazdym dniem. Nieustannie czuje napiecie wszystkich miesni, trzese sie ze stresu. Moje zycie zamienilo sie w koszmar. Czy ktos tutaj ma jeszcze cos takiego? Bardzo Was przepraszam, ze moze mowie nie na temat, ale siedze wlasnie w pracy i dostalam ataku paniki.

 

Kasia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc,

 

Widze, ze nie jestesmy sami. Widze, ze jeszcze inni maja problem ze wstawaniem nad ranem w nowy dzien, ktory przynosi nowe leki. Boze drogi. Nigdy nie przypuszczalam, ze cos takiego istnieje. Nigdy bym nie uwierzyla gdyby jeszcze pol roku temu ktos mi powiedzial, ze mozna na cos takiego cierpiec. Sluchajcie, czy ktos jeszcze z Was ma tak, ze boi sie wszystkiego. Doslownie - jutra. Tego co dzien przyniesie. Wszystkich jego niespodzianek i niebezpieczenstw. Ja odpoczywam tylko kiedy spie i kiedy nie mysle. Kiedy otwieram oczy nad ranem mysle sobie od razu, ze skoncze w rynsztoku. Boje sie chronicznie ze strace prace. Ze nie pracuje w budzetowce wiec kiedy bede miala 50 lat i strace prace nikt mnie juz wiecej nie zatrudni i skoncze na bruku. Mam rodzine, ale nie mam meza ktory by mnie wspieral. Nie mam dzieci. Jestem przerazona kazdym dniem. Nieustannie czuje napiecie wszystkich miesni, trzese sie ze stresu. Moje zycie zamienilo sie w koszmar. Czy ktos tutaj ma jeszcze cos takiego? Bardzo Was przepraszam, ze moze mowie nie na temat, ale siedze wlasnie w pracy i dostalam ataku paniki.

 

Kasia

 

cześć Kasia, i jak tam twoje lęki?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy w depresji ludzie boją się, że mają depresję?

 

Nie wiem, ale być może tak, skoro w napadach leku panicznego istnieje lęk przed lękiem (miałam przed leczeniem)

 

Od mojego psychiatry wiem, że lęk i depresja idą w parze i leczy się jedno i drugie. U mnie najpierw przez wiele lat były napady lęku panicznego, depresja przyszła dużo później i być może była efektem wieloletnich napadów leków ale też czynników zewnętrznych które wystąpiły mniej wiecej w jednym czasie; tj. smierć ojca na raka, utrata pracy i faceta z którym wiązałam poważne plany. W końcu mnie trafiło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stany depresyjne mam od kiedy pamiętam, ale nie byłam nigdy zdiagnozowana jeśli chodzi o depresję. Powiedziano mi jedynie że jestem w takim błędnym kole, bo raz jest ze mną lepiej a raz gorzej. Ale to była jedna 40 minutowa rozmowa z psychologiem.

 

Nerwica przyszła potem. Ciężko jest walczyć z nerwicą gdy ma się same czarne myśli i jest się zmęczonym życiem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

próbuje srozpoznac u siebie nerwice ale nie wiem czy to nie tarczyca

do lekarza boje sie zebrac, mamkosmicznei stersujacy tryb zycia a mam dopiero 26 lat

czy miewacie tak ze w czasie leku/ oczy staja sie takie twarde jak sie dotknie galki ocznej przez powieke

ja strasznie histeryzuje z tego powodudo tego wszystkie szczypniecia, ukucia, czy pieczenia wobrebie klatki piersiowej odbieram jakozblizajacy sie koniec/zawalitp .

Takie leki łapią mnie nie tyle w sytuacjachstresowych co przede wszystkim nastepnego dnia po stresie / wysilku fizycznym / wypiciu alkoholu

 

Czy tez tak macie ?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

HEJ. Ze mną problem jest nieco skomplikowany. Od kilku miesięcy było ze mną gorzej. W tygodniu roboczym normalnie fukcjonowałam, ale jak przychodził weekend, to nie miałam siły wstać, zjeść cokolwiek, całe dnie leżałam i pomimo świadomości obowiązków nie mogłam się zmobilizować, żeby zrobić cokolwiek.

 

W końcu poprosiłam chłopaka o zapisanie do lekarza. Poszłam do psychiatry, ten mi zaczął mówić, że jakie mogę mieć problemy w tym wieku, ale przepisał antydepresanty. Zaczęłam je brać i się zaczęło. Drgawki, torsje, myśli samobójcze, gonitwa myśli, duszności, przyspieszone bicie serca.

 

Psychiatra, do którego później poszłam określił moje objawy jako epizod depresyjny.

Terapeutka mówi, że mam w sobie wiele sił do walki i ona w tym bardziej widzi nerwicę lękową.

I tak się miotam i nadal nie wiem, co mi jest.

Najgorsze jest to, że mam olbrzymie obowiązki w pracy, z których nie mogę się wykręcić. A nie potrafię racjonalnie myśleć i każdy problem urasta do wielkości słonia.

 

Co to może być? Jedno i drugie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

próbuje srozpoznac u siebie nerwice ale nie wiem czy to nie tarczyca

do lekarza boje sie zebrac, mamkosmicznei stersujacy tryb zycia a mam dopiero 26 lat

czy miewacie tak ze w czasie leku/ oczy staja sie takie twarde jak sie dotknie galki ocznej przez powieke

ja strasznie histeryzuje z tego powodudo tego wszystkie szczypniecia, ukucia, czy pieczenia wobrebie klatki piersiowej odbieram jakozblizajacy sie koniec/zawalitp .

Takie leki łapią mnie nie tyle w sytuacjachstresowych co przede wszystkim nastepnego dnia po stresie / wysilku fizycznym / wypiciu alkoholu

 

Czy tez tak macie ?

 

gg.7017132

 

andrzej

 

 

Chłopie, idz do lekarza :)

Naprawdę można zmienić swoje życie wraz z leczeniem.

Ja całe życie męczyłam się z nerwicą (depresja przyszła długo potem) a lekqarza unikałam, jak ognia, no bo jak - psychiatra?? Ciagle "dawałam radę", a to liczyłam na to, że kolejna noc będzie lepsza, a to, że ziołowe tabletki labofarmu pomogą, a to, że samo przjedzie aż wpędziłam się w taką czarną dziurę, że było ze mną naprawdę bardzo źle.

Nigdy nie latałam samolotem bo klaustrofobia doszła do mojej kolekcji fobii. Pierwszy raz poleciałam w ramach terapii 2 miesiące po rozpoczęciu leczenia. teraz latam, gdy tylko jest okazja i kasa.

Moje ograniczenia zabrały mi kupe lat z życia, nie czekaj, aż nerwica zdominuje Twoje życie.

Kiedys usłyszałam w radiu audycję o lekarzu (chyba z Włoch), niesamowitą historię o facecie, który mając 35 lat był taksówkarzem. I pewnego razu w tej taksówce dostał napadu paniki. Był pewien, że ma zawał, że umiera. szybko pojechał do szpitala, zbadali go i okazało się, że to zwykła nerwica, atak paniki.

facet z tego strachu, że napad lęku sie powtórzy - zamieszkał w taksówce na szpitalnym parkingu, zeby w razie ataku mieć blisko do szpitala. Został tam....25 lat. Żył z tego, co zarobił na parkingu, zjadł co przyniesli mu ludzie.

 

Trochę o tym przeczytasz tu:

http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127291,10743340,Panika_we_Wloszech.html

 

Ale do czego zmierzam: nie czekaj aż ci samo przejdzie. Poszukaj dobrego psychiatry, najlepiej w Internecie poczytaj kogo ludzie polecają, żeby trafić na kogoś sensownego (ja tak znalazłam swojego) i walcz o siebie.

Ja ponad 30 lat męczyłam się z nerwica i napadami lęku (umierałam, wsłuchiwałam się w swoje ciało, nakręcałam się, miałam "objawy" itd.)

 

Na szczęście chyba coś nade mną czuwało że w końcu zmądrzałam i poszłam do lekarza. Teraz mam zamiar sobie jeszcze pożyć i skorzystać z życia :) :)

 

-- 03 maja 2014, 21:24 --

 

 

W końcu poprosiłam chłopaka o zapisanie do lekarza. Poszłam do psychiatry, ten mi zaczął mówić, że jakie mogę mieć problemy w tym wieku, ale przepisał antydepresanty. Zaczęłam je brać i się zaczęło. Drgawki, torsje, myśli samobójcze, gonitwa myśli, duszności, przyspieszone bicie serca.

 

 

No tak, są lekarze i "lekarze".

Ja zmieniłabym lekarza, bo ja licytuje sie na problemy, to chyba minął sie z powołaniem.

A na początku brania antydepresantów są takie objawy, ja też tak miałam. Pierwszy raz wzięłam lek "na sucho", czyli bez tabletki uspokajającej. I zaczęło się, napad paniki, walenie serca, duszność, myslałam że zejdę na zawał. Chciałam uciekać, ale gdzie? I przed czym? Przed sobą??

Ale z tym mozna sobie poradzić. Dobrze żeby lekarz wraz z andydepresantem zapisał coś uspokajającego i żeby brać to przez pierwsze 2-3 tygodnie wraz z lekiem. Ja brałam Mozarin, a wraz z nim dla uspokojenia (xanax (ale nie SR bo to inaczej działa niż "zwykły") lub sedam i było naprawde spoko.

Może poszukaj dobrego lekarza i skonsultuj to z nim...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Biorę też leki uspokajające. Dziś, pierwszy raz od dwóch tygodni mam jakieś uczucie. A mianowicie ostre wku r vienie na to, że się staram, a inni mają to w dupie i mnie zawodzą. Chciałabym to wszystko rzucić i gdzieś wyjechać. Bo zawsze żyłam dla innych, a oni i tak mieli to gdzieś. Zgubiłam siebie. Nigdy wam tego nie życzę, kochani.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Biorę też leki uspokajające. Dziś, pierwszy raz od dwóch tygodni mam jakieś uczucie. A mianowicie ostre wku r vienie na to, że się staram, a inni mają to w dupie i mnie zawodzą. Chciałabym to wszystko rzucić i gdzieś wyjechać. Bo zawsze żyłam dla innych, a oni i tak mieli to gdzieś. Zgubiłam siebie. Nigdy wam tego nie życzę, kochani.

 

A może oni nie chcą, żebyś się dla nich starała? A może tak naprawdę to staranie sprawia przyjemność Tobie, a nie "im" - kimkolwiek ci inni są.

Czasem "poświęcamy się" gdy inni tego wcale od nas nie oczekują. Może poświęć się sobie, zamiast innym?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To dobrze, wiara w to, że mamy siłę coś zmienić w tej chorobie jest ważna. Chyba w każdej chorobie.

Czasem zastanawiam się, czy nie powinnam się wstydzić przejmowania się "takimi" problemami, jak samotność, depresja, nerwica itd. kiedy jest rak i inne "prawdziwe" choroby.

 

Swoją drogą - Racuch - to bardzo sympatyczny nick :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam.

znalazlam sie tutaj poniewaz mam problem moze pisze nie w tym temacie nie wiem.

chodzi o to ze mam juz docys wszystkiego, mojej rodziny, nie wiem czy to normalne czy nie ale wiem ze moi rodzice najchetniej ucieszyli by sie gdybym umarla. traktuja mnie w domu jak obca osobe nie ma jak w rodzinie nie mam ochoty nawet wychodzic z pokoju bo albo matka albo ojciec chodza jak bomba i patrza na mnoe takim wzrokiem jak bym byla winna temu ze zyje, o wszystko sie mnie czepiaja nawet o to ze wczoraj pozyczylam rokli brata zeby wyjsc z kolezanka bo nie chce byc w domu jak mam okazje uciekam z kims by nie przebywac w tym domu, ja mam juz dosyc dzis zostalam zwyzywana ze nie mam prawa ruszac co nie moje, ze w tym domu ja mam swoje rzeczy mam nie ruszac innych a tylko chcialam z kolezanka 50m od domu pojezdzic na rolkach bo jak wrocilam z pracy ( pracuje dorywczo ) chcialam poczestowac rodzicow plackiem burkneli nie i tyle. Moj ojciec ciagle pije krytykuje mnie, nie ucze sie zle mam zawsze srednia powyzej 4.0 nie pije nie pale nie wychodze na imprezy, mam chlopaka ktory robi dla mnie wszystko a oni go wyzywaja a tak samo nie pije nie pali ma cudowna kochajaca go rodzine u niego w domu czuje ze odpoczywam ale nie moge u niego mieszkac. mamu dopiero 20 lat i ja studiuje. Gdy wyjechalam z domu na wycieczke na ktora zabrali mnie jego rodzice moja matka nie zAdzwonila nawet czy zyje czy czuje sie dobrze ale jak wrocilam zdazyla mi wypomniec ze zaplacila mi za telefon, nie wolam od niej na zakupy staram sie aby wszystkie ubrania kosmetyki kupowac samemu nie chce nic od niej . mam dosyc tego ze ciagle sie mnie czepia z tych nerwow waze 40 kg a wzrostu mam 170 :( czepia sie mnie o wszystko ze za dlugo swiatlo w pokoju swiece gdy zjadlam czekolade w domu powiedziala ze jestem jak zlodziej ze co jeszcze z domu wyniose przeciez to chore , chciala bym miec normalna rodzine ktora sie szanuje a ja nie moge nic dotykac w domu nawet wlaczyc tv ze swoim programem ktory bym chciala ogladnac bo zaraz przychodza i wylaczaja mowia ze mam ogladac to co oni. nie moge podjechac samochodem do miasta gdy chce cos kupic sobie bo to ich samochod nie wyjada nawet po mnie gdy od urodzenia 1 raz w zyciu bylam na weselu przyjaciolki obiecali ze przywioza mnie a o 2 w nocy 100 km od domu oni mowia ze chca spac i cudem znalazlam kolege ktory mnie zabral, mowia ze zle mnie wychowali mogli mnie lac od malego wtedy byla bym posluszna a buntowalam sie dlatego ze robili remont i kazali mi wozic kamienie i ziemie taczkami kopac ziemie prźeciez ja sie nie mam sil zeby takie prace wykonywac , po 3 godz wozenia ciezkich taczek mialam dosc jak ja z tych nerwow tyle waze nie mam sil jem moze 7 kanapek na dzien i tyle bo nie moge jesc bo mi sie wymiotowac chce a nie odchudzam sie, mowia ze ich kolezanki jak dzieci nie zrobia czwgos nie dostaja jedzenia przeciez to absurd... powiedzcie jak mam sobie poradzic? jak mam falej znosic to co sie dzieje?? te ich wyzwiska i krytyki nie mam sil opisywac calej reszty ale slyszac rozmowe mojej matki z jej kolezanka ona jej powiedziala ze nie chce mnie w domu ze ona nie moze źe mna zyc? staralam sie wynajac ale ja sie od tego zamknelam w sobie nie daje sobie rady na tym rynku gdzie kazdy oczekuje ode mnie otwartosci a ja nie potrafie boje sie ludzi moje sie zadzwonic do kogo kolwiek wstycze sie po prostu . nie moge sie przelamac chociaz prubuje ale ja juz mam dosc mam zal do boga ze rok temu zginal w wypadku moj brat nie ja to on powinien zyc nie ja bog sie jak zwykle pomylil. czemu kaze mi cierpiec? jak ja naprawde nie mam sil zyc nie chce juz skuchac tego widziec ich wzroku ich aroganckich odpowiedzi siedzac w pokoju zawsze mnie obgaduja ze jestem beznadziejna ze nie takiej corki chciali, nie jestem odwazna bo oni mi tak zepsuli psychike zamiast mnie wspierac u rodziny u swoich kolezanek ciagle mnie krytykuja. ja z tego wszystkiego boje sie isc na rozmowy kwalifikacyjne ze cos powiem nie tak o kazdy zaraz tez mnie tak potraktuje , pomozcie prosze bo nie daje rady, zabila bym sie najchetniej ale nie mam na tyle odwagi. Ale tak bym zrobila tylko nawet do tego brakuje mi odwagi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam.

znalazlam sie tutaj poniewaz mam problem moze pisze nie w tym temacie nie wiem.

chodzi o to ze mam juz docys wszystkiego, mojej rodziny, nie wiem czy to normalne czy nie ale wiem ze moi rodzice najchetniej ucieszyli by sie gdybym umarla. traktuja mnie w domu jak obca osobe nie ma jak w rodzinie nie mam ochoty nawet wychodzic z pokoju bo albo matka albo ojciec chodza jak bomba i patrza na mnoe takim wzrokiem jak bym byla winna temu ze zyje, o wszystko sie mnie czepiaja nawet o to ze wczoraj pozyczylam rokli brata zeby wyjsc z kolezanka bo nie chce byc w domu jak mam okazje uciekam z kims by nie przebywac w tym domu, ja mam juz dosyc dzis zostalam zwyzywana ze nie mam prawa ruszac co nie moje, ze w tym domu ja mam swoje rzeczy mam nie ruszac innych a tylko chcialam z kolezanka 50m od domu pojezdzic na rolkach bo jak wrocilam z pracy ( pracuje dorywczo ) chcialam poczestowac rodzicow plackiem burkneli nie i tyle. Moj ojciec ciagle pije krytykuje mnie, nie ucze sie zle mam zawsze srednia powyzej 4.0 nie pije nie pale nie wychodze na imprezy, mam chlopaka ktory robi dla mnie wszystko a oni go wyzywaja a tak samo nie pije nie pali ma cudowna kochajaca go rodzine u niego w domu czuje ze odpoczywam ale nie moge u niego mieszkac. mamu dopiero 20 lat i ja studiuje. Gdy wyjechalam z domu na wycieczke na ktora zabrali mnie jego rodzice moja matka nie zAdzwonila nawet czy zyje czy czuje sie dobrze ale jak wrocilam zdazyla mi wypomniec ze zaplacila mi za telefon, nie wolam od niej na zakupy staram sie aby wszystkie ubrania kosmetyki kupowac samemu nie chce nic od niej . mam dosyc tego ze ciagle sie mnie czepia z tych nerwow waze 40 kg a wzrostu mam 170 :( czepia sie mnie o wszystko ze za dlugo swiatlo w pokoju swiece gdy zjadlam czekolade w domu powiedziala ze jestem jak zlodziej ze co jeszcze z domu wyniose przeciez to chore , chciala bym miec normalna rodzine ktora sie szanuje a ja nie moge nic dotykac w domu nawet wlaczyc tv ze swoim programem ktory bym chciala ogladnac bo zaraz przychodza i wylaczaja mowia ze mam ogladac to co oni. nie moge podjechac samochodem do miasta gdy chce cos kupic sobie bo to ich samochod nie wyjada nawet po mnie gdy od urodzenia 1 raz w zyciu bylam na weselu przyjaciolki obiecali ze przywioza mnie a o 2 w nocy 100 km od domu oni mowia ze chca spac i cudem znalazlam kolege ktory mnie zabral, mowia ze zle mnie wychowali mogli mnie lac od malego wtedy byla bym posluszna a buntowalam sie dlatego ze robili remont i kazali mi wozic kamienie i ziemie taczkami kopac ziemie prźeciez ja sie nie mam sil zeby takie prace wykonywac , po 3 godz wozenia ciezkich taczek mialam dosc jak ja z tych nerwow tyle waze nie mam sil jem moze 7 kanapek na dzien i tyle bo nie moge jesc bo mi sie wymiotowac chce a nie odchudzam sie, mowia ze ich kolezanki jak dzieci nie zrobia czwgos nie dostaja jedzenia przeciez to absurd... powiedzcie jak mam sobie poradzic? jak mam falej znosic to co sie dzieje?? te ich wyzwiska i krytyki nie mam sil opisywac calej reszty ale slyszac rozmowe mojej matki z jej kolezanka ona jej powiedziala ze nie chce mnie w domu ze ona nie moze źe mna zyc? staralam sie wynajac ale ja sie od tego zamknelam w sobie nie daje sobie rady na tym rynku gdzie kazdy oczekuje ode mnie otwartosci a ja nie potrafie boje sie ludzi moje sie zadzwonic do kogo kolwiek wstycze sie po prostu . nie moge sie przelamac chociaz prubuje ale ja juz mam dosc mam zal do boga ze rok temu zginal w wypadku moj brat nie ja to on powinien zyc nie ja bog sie jak zwykle pomylil. czemu kaze mi cierpiec? jak ja naprawde nie mam sil zyc nie chce juz skuchac tego widziec ich wzroku ich aroganckich odpowiedzi siedzac w pokoju zawsze mnie obgaduja ze jestem beznadziejna ze nie takiej corki chciali, nie jestem odwazna bo oni mi tak zepsuli psychike zamiast mnie wspierac u rodziny u swoich kolezanek ciagle mnie krytykuja. ja z tego wszystkiego boje sie isc na rozmowy kwalifikacyjne ze cos powiem nie tak o kazdy zaraz tez mnie tak potraktuje , pomozcie prosze bo nie daje rady, zabila bym sie najchetniej ale nie mam na tyle odwagi. Ale tak bym zrobila tylko nawet do tego brakuje mi odwagi.

 

Śmierć brata na pewno także wstrząsneła Twoimi rodzicami. Próbowałaś usiąść z nimi i o tym porozmawiać, jak się czujesz? Dlaczego tak Cie traktują? Może sami są w tak czarnej dupie po śmierci dziecka, że nie zdają sobie sprawy jak okrutni są dla Ciebie?

Może masz jakąś osobe z rodziny która mogłaby porozmawiać z Twoimi rodzicami o ich zachowaniu, jeśli Ty nie potrafisz, moze oni widzą to inaczej, może Ty widzisz to inaczej i spotkacie się gdzieś po środku...?

IMO najprostsze rozwiązania sa najlepsze, nie ma co oczekiwać, że ktoś domyśli się, jak źle sie czujesz. Trzeba walić wprost i nie gromadzic nic w sobie bo to często pogarsza sprawę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gosia1993

 

Wiem, że to bardzo, bardzo trudne, ale porozmawiaj.

Ja przez 23 lata robiłam wszystko, żeby usłyszeć choć cień pochwały od mojego ojca. To doprowadziło do mojej niepewności i depresji. Ostatnio powiedziałam wprost mojej mamie, iż czuję, że to zaburzenie mam w głównej mierze przez niego. Zaczęłyśmy szczerze rozmawiać i kilka spraw sobie wyjaśniłyśmy. A nie potrafiłyśmy tego zrobić przez 20 lat, bo unikałyśmy konfrontacji i prawdy, że problem istnieje.

Czasem myślimy, że wiemy, co odczuwa druga osoba, jesteśmy na nią wściekłe. Ale nie dotrzemy do prawdy, jeśli po ludzku nie pogadamy. Wiem, że to jest ciężkie. To tak, jakby wdrapać się na wieżę Eiffla z lękiem wysokości. Ale nie przepracujesz tego, jeśli im nie wybaczysz. Nienawiść strasznie niszczy. Wiem to po sobie.

 

Trzymam za Ciebie kciuki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gosia1993

 

 

Ja przez 23 lata robiłam wszystko, żeby usłyszeć choć cień pochwały od mojego ojca. To doprowadziło do mojej niepewności i depresji. Ostatnio powiedziałam wprost mojej mamie, iż czuję, że to zaburzenie mam w głównej mierze przez niego.

i.

 

Pewnie gdzieś tak z 90% zaburzeń psychicznych to wina ojców. Ale chyba gorsze są jednak te spowodowane przez matki:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam 22 lata. Wydaje mi się, że problem mam już od urodzenia. Byłem bardzo lękliwy, bałem się odbierać telefonów itp. Mimo to już w wieku 5 lat umiałem płynnie pisać i czytać, czego nauczył mnie dziadek. Szybko nauczyłem się grać w piłkę i przewyższałem swoich rówieśników na początku podstawówki właściwie we wszystkim. Byłem ciekawy świata, o wszystko wypytywałem mamę. Wyraźny problem zaczął się w 4 klasie podstawówki, kiedy po zachorowaniu na świnkę nasłuchałem się o powikłaniach, najpierw "chorowałem" na zapalenie mięśnia sercowego, później opon mózgowych, zapalenie trzustki itp. Trwało to jakieś kilka miesięcy, przeżywałem piekło, chodziliśmy od szpitala do szpitala i nic z tego, bez satysfakcji. Pózniej wróciłem do szkoły i jakoś o tym wszystkim zapomniałem, choć zawsze stresowałem się na lekcjach, egzaminach itp. i już wtedy miałem problem z wahaniami nastrojów, od depresji po euforię. Później przyszły wakacje i tym razem usłyszałem, że wujek się czymś podtruł i że ja jadłem to samo i znów przeżywałem piekło przez całe wakacje, najpierw wydawało mi się, że z tego konkretnego powodu, teraz uważam, że to była depresja maskowana. I tak było przez całe wakacje czy też ferie, raz nawet wmówiłem sobie, że zły nastrój jest wywołany tym, że dostałem piłką w głowę i za każdym razem gdy się budziłem rano, to na siłe szukałem bólu głowy tak, że w końcu go znajdywałem, poprzez intensywne "trzepotanie" głową. Nastrój lekko poprawiał się wieczorem ale znów całe wakacje w dupe. Raz wmówiłem sobie, że mogę oślepnąć i w ciemnych pomieszczeniach szukałem koniecznie światła bo bałem się, że już to się stało. Zawsze jednak idąc to szkoły jakoś udało mi się funkcjonować, byłem nawet trochę nadpobudliwy, lubiłem się wygłupiac, być w centrum uwagi, choć jakiegos jednego przyjaciela nie udało mi się znalezć. Wyniki w nauce pogarszały się coraz bardziej, w wakacje praca w sadzie trzymała mnie przy zdrowych myślach, choć na tym tez nie mogłem sie specjalnie skupić. W liceum, mimo, że wyniki w nauce były bardzo słabe bo strasznie stresowałem się na lekcjach to chociaż udało mi siepoznać fajnych znajomych i nie unikałem ich, wręcz przeciwnie. Ale im końca liceum tym gorzej, coraz częstsze stany depresyjno-lękowe, lekki ból brzucha raz przypisałem sobie zapaleniu wyrostka robaczkowego. Zaraz po maturze, która oczywiście zbyt dobrze mi nie poszła zmarła moja mama, która również miała depresję i była alkoholiczką. Ale ja już wtedy byłem w takim stanie, że nawet nie płakałem, co wszystkich dziwiło. I znów dopiero, gdy przychodził wieczór zaczęło do mnie wszystko docierać i wtedy płakałem. Wyjechałem na studia, byleby się odciąć od tego wszystkiego, z ojcem nigdy nei miałem zbyt dobrych kontaktów. Studia to była fikcja, była to matematyka, którar nigdy mnie nei kręciła i nie radziłem sobie z nią specjalnie, zrezygnowałem po tygodniu. 1 rok po smierci mamy był jeszcze znośny, choć fakt faktem, że wiekszosc dnia spedzałem w łóżku, bo na nic nie miałem ochoty, tylko piłem, paliłem i grałem w ruletę. 1,5 roku temu znów miałem kryzys, znów maskowana depresja, tym razem pod postacią zapalenia cewki moczowej, trwało to ze 2 miesiące, jakos sie w miare ogarnąłem na jakiś czas, udało sie znalezc nowe super mieszkanie, jakims cudem zaliczyłem 1 rok historii, nawet z dziewczyną zacząłem się spotykać ale wahania nastrojów były nie do zniesienia, zacząłem coraz bardzej sie zamykac w sobie, oczywiscie dziewczyny już nie mam, studiów już tez, z czym się wiąże ciekawa historia, bo miałem jeszcze szanse zdać egzaminy, cały dzien siedzialem przed książką ale zupelnei nei moglem sie na tym skupić, czulem sie fatalnie, wieczorem przyszła euforia, i przekonywałem wszystkich i siebie też, że jest to moja świadoma decyzja i że rezygnuje ze studiów i że podejmę pracę lub w ogóle wyjade za granicę. Oczywiście nei moglem zasnąć z tego powodu, oczywiście problemy ze spaniem zaczęły sie juz wiele lat wczesniej. Gdy rano się obudziłem to byłem juz kompletenie załamany bo te studia, choć były farsą to omijałem wiele zajęć to jakoś trzymały mnei przy życiu i były takim moim alibi, e coś robię. Zacząłem się coraz bardziej interesować co mi dolega i w pewnym momencie trafiłem na schozofrenię, którą sobie wkręciłem, przez co nie spałem kilka nocy bo tak się bałem. Biorę teraz leki antydepresyjne ale nei sądze zeby one mogły mi w czymś pomóc. Zamykam sięw sobie coraz bardziej, nigdzie nei wychodzę, ostatnip wyciagneli mnie na koncert to wyszedłem stamtąd po 5 minutach i zmiany nastrojów są coraz rzadsze, teraz cały czas dół, coraz częściej myślę o samobójstwie, wlasciwie w ogóle nie wychodzę z łóżka, niczym się nei interesuję, na nic nie mam sił, nie wiedzę przed sobą przyszłości a przeszłosc widzę w czarnych barwach. Wiem, że to co napisałem to jeden wielki chaos ale nei wiem jak to inaczej wyrazić. I to nie jest problem chwilowy, to się pogłębia z roku na rok, nie wyjdę z tego, totalne dno. Liczę, że ktoś cokolwiek odpisze. Za 2 tyg mam wizytę u psychiatry ale nawet nie wiem po co tam idę, nie wierzę w to wszystko, w nic już nei wierzę, rodzina próbujem i jakos pomóc ale bez skutku, przed kolegami zgrywam, że wszystko jest ok. Jestem bezradny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zacząłem się coraz bardziej interesować co mi dolega i w pewnym momencie trafiłem na schozofrenię, którą sobie wkręciłem, przez co nie spałem kilka nocy bo tak się bałem. Biorę teraz leki antydepresyjne ale nei sądze zeby one mogły mi w czymś pomóc. Zamykam sięw sobie coraz bardziej, nigdzie nei wychodzę, ostatnip wyciagneli mnie na koncert to wyszedłem stamtąd po 5 minutach i zmiany nastrojów są coraz rzadsze, teraz cały czas dół, coraz częściej myślę o samobójstwie, wlasciwie w ogóle nie wychodzę z łóżka, niczym się nei interesuję, na nic nie mam sił, nie wiedzę przed sobą przyszłości a przeszłosc widzę w czarnych barwach. Wiem, że to co napisałem to jeden wielki chaos ale nei wiem jak to inaczej wyrazić. I to nie jest problem chwilowy, to się pogłębia z roku na rok, nie wyjdę z tego, totalne dno. Liczę, że ktoś cokolwiek odpisze. Za 2 tyg mam wizytę u psychiatry ale nawet nie wiem po co tam idę, nie wierzę w to wszystko, w nic już nei wierzę, rodzina próbujem i jakos pomóc ale bez skutku, przed kolegami zgrywam, że wszystko jest ok. Jestem bezradny.

 

1. Skoro bierzesz leki antydepresyjne to lekarz nie zdiagnozował u Ciebie schizofrenii :)

2. Jesli nie sądzisz, że leki Ci pomogą to po co je bierzesz...?

3. Równocześnie z braniem leków potrzebna jest psychoterapia; same leki to za mało.

4. Coraz częściej myślisz o samobójstwie - ile masz lat i ile czasu bierzesz leki? Na początku może tak być szczególnie u ludzi młodych.

5. Piszesz" |Nie wyjdę z tego, totalne dno" - z takim podejściem to faktycznie będzie Ci trudno ;) Trochę wiary w siebie człowieku, skoro już podjąłeś leczenie to zrobiłeś krok w kierunku ratowania swojego życia, spójrz na to w ten sposób.

6. Po co za 2 tyg idziesz do psychiatry? Po to, żeby opowiedziec mu to, co tu napisałeś. I może dostaniesz jakis stabilizator nastroju?

 

Z tego co zrozumiałam jesteś na początku drogi. Cierpliwości i więcej wiary w siebie, w leki, w psychoterapie itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×