Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Dobrze wszyscy wiemy, ze nerwica atakujac jeden narzad moze wplywac na drugi, kolejny itd. poegujac panike i doznania somatyczne. Obecnie zastanawiam sie nad zawrotami, kore generalnie sa meczace i utrudniaja normalne funkcjonowanie. Czy przy zawrotach glowy moze pojawic sie zamazany wzrok? Pol roku temu mialam badanie wzroku z powodu bolow glowy i okazalo sie, ze malo kto ma tak dobry, ba! idealny wzrok jak ja. Przebadana od czubkow butow az po wlosy mam jeszcze jedna furtke: kregoslup szyjny-tutaj mialam tylko rtg kregow i wyszla jakas lordoza, koa neurochirurg zignorowal. Zastanawiam sie wiec czy zawroty, zmeczenie, jakis brak ostrosci i "uciekanie" wzroku to tez moze byc jakze dziwny objaw nerwicy czy jednak kregoslup? Przyznam, ze wstyd mi chodzic po lekarzach po raz setny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przerażające jest to, jak wiele osób cierpi na nerwice lękową.Gdzieś wyczytałam, ze lęk powinno się oswajać,ze nie trzeba z nim walczyć, bo to nic nie daje.Tylko, że to oswajanie jest bardzo trudne. Ale cóż trzeba sobie jakoś radzić. Ja mam coś takiego, ze gdy mam atak paniki to najchętniej uciekłabym od razu do domu, bo to jest dla mnie azyl.Przełamuje to i staram się opanować, nie mogę przecież przez całe życie uciekać, bo to nic nie daje. Jedno jest pewne trzeba nad sobą pracować to bardzo dużo daje!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam.

a wiec juz kiedys tu pisalem ale problem sie powtarza. bylem u psychiatry na wizytach i przez pol roku bralem "rexetin" czuje sie dobrze po nim i objawy mojej choroby zanikaly. po pol roku przestalem brac ale niestety mam nawroty choroby.psychiatra stwierdzil ze mam fobie spoleczna a kazdy na tym forum wie co to za choroba. znowu mam koszmarne mysli i nie moge wyjsc np do baru z moja dziewczyna, stresuje sie przed wyjazdami nic nie jedzac itp. mam pytanie: czy dalej leczyc to lekami czy isc do psychoterapeuty? czy w zwiazku z ta choroba nie beda brali mnie do wojska? jak to jest?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to ja sie z kolei wypowiem, ze lek powinienes nadal brac skoro bez niego czujesz sie tak zle. Moze byc tez tak, ze za szybko odstawiles i stad te objawy i mina po jakims czasie. A tak w ogole to jaki lekarz doradzil Ci odstawienie leku jesienia? Tego typu leki odstawia sie zwykle latem gdyz wtedy jest duzo slonca i sa stabilniejsze pogody, co lepiej wplywa na psychike. Jesli bys napisal ile tego brales tzn ile tabletek na dobe i w jakim stezeniu byl lek (20, 50 mg czy innym) to moze cos by to wyjasnialo. Generalnie odstawianie leku zawsze wiaze sie z takimi problemami, dlatego nie mozna tego robic nagle. Co do picia alkoholu to nie ma to najmniejszego sensu w nerwicy bo tylko ja poglebia ...

 

Pozdro

R.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Czytam to foeum już od jakiegoś czasu, teraz postanowiłam się wpisać. Może ktoś z was mi pomoże.....

Od roku mam objawy nerwivy lękowej. Najpierw próbowała leczyć się u psychaitry, ale leki wydawały mi się niepotrzebne, wolałam pogadać.

Od dwóch mieisięcy chodzę na terapię, ale od ajkiś dwóch tygodni jest duuuużo gorzej. Jedny lek, jaki biorę, ale tylko wtedy, gdy już nie daje rady to cloranxen. I właśnie od wczoraj za namową lekarza zaczęłam brać stimuloton i tragedia. Miniona noc była najgorszą w moim życiu. Obudziłąm się zlana potem, serce mało mi ne wyskoczyło z piersi, trzęsłąm się jak galareta, po prostu byłam pewna, że umrę. TRAGEDIA

W związku z tym mam 2 pytania:

1. Czy normalna jest taka rekacja ne lek?

2. Jak to jest z tą terapią, czy to normalne,że mam wrażenie, że nie pomaga, a jest gorzej?

 

Upierała, się cały czas, że dam radę samą psychoterapią i zioł. Jak się przkonałam, że może warto wziąć lęk to skutki są koszmarne. Co robić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj keti. Miło, że zdecydowałaś się napisać ;)

Z tego co wiem od lekarzy i forumowiczów - pojawiają się czasem właśnie skutki uboczne w początkowej fazie brania leku - i jest to naturalna reakcja organizmu. Ja mam organizm odporny na leki więc na mnie akurat nie działały wogóle - więc z nich zrezygnowałam, ale też byłam ostrzegana, że mogę czuć się fatalnie na początku (szczególnie jak dostałam "bardzo silny lek" po którym większość osób po pierwszym dniu nie jest w stanie nawet do końca samodzielnie funkcjonować - tak mi przynajmniej mówił lekarz).

A co do terapii - w sumie to wszystko też zależy od rodzaju terapii...

Powiem o swoim przypadku - bo znam go najlepiej - a miałam też coś na styl terapii, ale głównie opierającej się na rozmowie (ze szkolną pedagog). Miała jakiś konkretne podejście do kierowania rozmową - i choć nigdy jej terapią nie nazywała - tak te rozmowy traktowałam. Zawsze pogarszał się mój stan zaraz po rozmowie - jednak w domu analizowałam wszystko i na drugi (lub trzeci) dzień - po takiej dogłębnej analizie i przy silnej chęci pozbycia się nerwicy i depresji - było jakby odrobinkę lepiej. Trwało to wszystko 2 lata - później już sama przeprowadzałam tego samego typu analizy samej siebie bez potrzeby rozmowy z pedagog - i wyszłam z tego najgorszego stanu jaki mi toważyszył wtedy. Polubiłam siebie, pokochałam świat, wyszłam do ludzi - jeszcze wiele mnie pracy nad sobą czeka, ale w porównaniu z tym, co za mną - zostały same "drobnostki"

To wszystko to tylko telegraficzny skrót oczywiście. Ale praca nad sobą i wiara w to, że depresja będzie słabnąć aż do zniknięcia, a nerwica nie taka straszna i da się ją opanować - wiele pomaga.

Zapraszam do pisania na forum, z chęcią podzielimy się z Tobą swoimi doświadczeniami, może któreś z nich, będzie na tyle do Ciebie pasowało, że znajdziesz w nim rozwiązanie odpowiednie dla siebie. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dziękuję za odpowiedź. Mi kiedyś jakaś psycholog powiedziała, że jestem idealną kandydatką do psychoterapi. Więc zaczęłam ją z wielką nadzieją, że na pewno mi pomoże, że będzie lepiej itp. A mam wrażenie, że jestem tam gdzie byłam.. zaczynam tracić nadzieję...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zaczynam tracić nadzieję...

uwierz proszę, że to chwilowe.

Nieraz traciłam nadzieję w trakcie własnej walki z chorobą, ale czas pokazał, że nie potrzebnie. Leczenie tego typu wymaga wiele uwagi, i cierpliwości - co nie jest łatwe w tych najgorszych stanach, ale z czasem coraz bardziej osiągalne (z czasem trwania leczenia). A jeśli nadzieja ucieka - spojrzeć można na drobne osignięcia, sukcesy, na drobne rzeczy - nawet np. na to, że ptak śpiewał w parku kiedy się przez niego przechodziło - bo i to jest na swój sposób piękne. Zauważając małe radości - łatwiej utrzymać nadzieję, siłę i wiarę w sukces.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz rację, ale mam czasami wrażenie, że biję głową w ścianę. Wydaję kupę kasy na terapię, miałam pozytywne nastawienie (do dzisiejszej nocy). Po prost podeszłam do tej choroby jak do np. "grypy" , że da się ją wyleczyć. Obrałam drogę, która wszędzie opisywana jest jako najlepsza: terapia wsopmagana w wyjątkowych przypadkach lekiem okiełznującym lęk i co? Nic. Zamiast chociaż minimalnej poprawy mam wrażenie, że newrica śmieje mi się w twarz. "Co z tego ,że robisz co należy ja i tak tu jestem i będę zawsze" MAM JEJ DOŚĆ. Mam w spbie taką ogromnąchęć wygrania tej walki, tylko już nie wiem jak...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uwierz mi Keti że Twoje odczucia wcale nie są odosobnione. Ja tez kiedyś podchodziłam do swojej choroby jak do grypy którą wystarczy potraktować lekami ewentualnie jednorazową psychoterapią i wszystko wróci do normy. Prawda jest taka że jestem, już na 3 w swoim życiu terapii i ósmym leku ponieważ większość wcześniejszych powodowała albo ciężkie efekty uboczne albo w ogóle nie działała. Mimo to przede mną jeszcze duuuuużo pracy. Wszystko to uświadomiło mi że nerwica to nie przmijająca infekcja ale skrzywiony obraz swiata który trzeba prostować latami!!To wymaga dużo determinacji i walki ale można wygrać !!!!Czasami jest beznadziejnie, czujemy się kompletnie wyczerpani i bezsilni ale jeśli spojrzeć na to wszystko z dystansu to każdy dzień walki zbliża nas do zwycięstwa.Dlatego NIGDY NIE WARTO SIĘ PODDAWAĆ:):)Pozdrawiam:)Powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przep[raszam Keti ale nie rozumiem twojego podejścia ,dopiero co zaczełaś psychoterapię i już chcesz być zdrowa? tu potrzeba własnej inicjatywy której u ciebie nie widzę a widze tylko niecierpliwośc .Jeśli myślisz ze weźmiesz jakiś lek i pójdziesz parę razy na terapię i ci nerwica minie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdzki to się możesz pomylić .Otórz na nerwicę nie ma cudownego leku , nie warto się oszukiwać i przez to ładować w psychotropy.Ja jestem przeciwniczką chemii ,można z tego wyjśc sposobami naturalnymi ,tylko trzeba duużo pracy ,samozaparcia ,silnej woli, cierpliwości !!!!!! ,jeszcze raz porównam nerwiće do chorego zęba ,co z tego że weźmiesz lek przeciwbólowy który na chwilę ci pomoże jak i tak próchnice trzeba wyleczyć u dentysty .Ps poczytaj temat w krokach do wolności co pisze Emiflo o swojej terapii pozdr

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj wyszedłem z domu. Zwykle po południu następuje "strefa zagrożenia" - o tej porze czuję się nieswojo i niepewnie. Nogi takie jakby ktoś je powyginał i spuścił z nich powietrze. Gdy zauważyłem, że ktoś siedzi na ławce i się na mnie patrzy to straciłem kontrolę nad swoim ciałem - a właściwie nogami. Były dosłownie jak z waty i się co chwila potykałem o nie. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Każdy kto mnie zobaczył śmiał się i obgadywał (w stylu patrz jak on chodzi itp itd...). Jest to klasyczna fobia społeczna. Wcinam magnez ale za bardzo nie pomaga. Dzisiaj było ponuro i spotykałem mnóstwo młodzieży. Mieli zarąbiście niezłą polewkę. Zawsze gdy ktoś przejdzie to zatrzymuję się, biorę za komórę że niby coś piszę, odwracam się, drapie po głowie, patrzę w dół itd... Nie wiem co zrobić żeby zapanować nad swoim ciałem a w szczególności nogami żeby mi się normalnie, pewnie chodziło. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz lęk przed wyśmianiem. Z dzisiejszą młodzieżą tak jest, że siedzą sobie na ławce, nudzi im się i jak ktoś przechodzi to tylko szukają jakiegoś powodu żeby się pośmiać. Ty się tego obawiasz. Boisz się, że każdy wyśmieje Twój chód i to Cię paraliżuje tak, że rzeczywiście powód do śmiechu jest. Przypomina mi się znany dowcip jak się pytają pijaka dlaczego pije a odpowiedź jest taka, że pije bo się wstydzi tego, że pije ;) .

W sytuacji gdy się przechodzi obok jakiejś większej grupy gdzie każdy się na Ciebie patrzy to każdy czuje się trochę nieswojo, ale potykanie się o własne nogi to już rzeczywiście powód jakiejś nerwicy :? . Spróbuj może czegoś takiego:

1. Wyobrażaj sobie, że jesteś lepszy od nich, że jesteś pewny siebie i to oni Ciebie powinni się bać.

2. Nie patrz się na nich bo wyczują Twój strach.

3. Przyśpiesz trochę kroku, im szybciej pokonasz tą "przeszkodę" tym lepiej.

 

Ale łatwo się mówi, a trudniej robi. Jak masz barierę psychiczną, to ciężko będzie ją przełamać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale łatwo się mówi, a trudniej robi. Jak masz barierę psychiczną, to ciężko będzie ją przełamać.

 

Barierę mam dosyć konkretną, bo doszło do tego, że każda napotkana osoba wywołuje u mnie lęk. Taki lęk, że moje nogi stają się lekkie i ciężko uzyskać płynność chodzenia. Dlatego mam nieskoordynowane ruchy, które nie mogę opanować bo tak naprawdę ciężko się "przestawić" w chodzeniu na miękkich nogach :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Caly czas mam poczucie leku, zawroty glowy (lekkie) pocenie sie, raz jest mi zimno a zaraz cieplo. Czuje ze podczas tych zdarzen rosnie mi cisnienie. Do tego dochodzi kolatanie serca. Nie pije juz od miesiaca. W zamian biore relanium. To troche pomaga ale wiem ze to jest wpadanie z jednej skrajnosci w druga. Ale wole juz to niz pic. Choc doskonale zdaje sobie sprawe ze pare piw i jest lepiej (oczywiscie bez relanium). Tak bylo do niedawna. Ale ja nie chce juz powracac do nalogu alkocholowego. Czy to moga byc objawy abstynencji alkocholowej, czy po prostu jest to jakis rodzaj nerwicy, wywolany traumatycznymi przezyciami ostatniego okresu oraz odstawieniem alkocholu? Prosze o odpowiedz, bo juz nie wiem jak mam sobie z tym radzic...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich...mam na imie Grzesiek i jestem tu nowy...mam problem...zwiazany z moja psychika a raczej z nerwica lekowa...jest 26 listopada 2007 roku minelo juz pol roku od kiedy nie pale marichuany...przestalem palic marichuane 18 maja tego roku....palilem ok 7 lat...specjaln ie nawiazalem do narkotykow bo wczensije nie bylo ze mna problemow ani z moja psychika....po odstsawieniu maric huany zaczelo sie cos ze mna dziac nie tak...zaczelo sie od tego ze zaczelem czuc jakies cxhwilowe napiecia...dziwne stany w ktorych bylem lekko roztrzesiony i rozkojarzony...poszedlem do lekarza 1 kontatku z ktoruym rozmawialem na ten temat i uznal ze mma nerwice lekowa...poszedlem do psychologa bylem tylko raz...na poczatku okresu po odstawieniu marichuany tzn ok miesiaca do poltorej mialem dziwne napady...serce walilo mi bardzo szybko.,czulem lek,czulem sie bardzo odrealniony...momentami myslalem ze to schizofrenia...zazywalem hydroxyzini ale juz od 4 miesiecy nic nie zazywam...nie mam napadow...ale dreczy mnie tylko jedno...niewiem czy to jest fobia czy cos innego ale....uaktywnia sie to przy ulicy,wiekszych skrzyzowaniach,przy schodzeniu przy dzych schodach...czuje lekki lek i dziwne uczucie krecenia w glowi,jednak nie jest to takie krecenie w glowie jak pod wplywem alkoholu...odczówam jakby brak otaaczajacych scian mam namysli otwarte przestrzeni jest to bardzo nie komfortowe w tych suytuacjach zaczyna mi szybciej bic serce....ale gdy mijam przeskode jaka jest np przejscie przez wiekse skrzzowanie to wszystko wraca do normy....mialem wczesniej chyba fobie spoleczna bo balem sie jezdzic tramwajami i autobusami...po przystanku juz musialem wyjsc bo nie moglem wytzymac,naszczescie juz to minelo...jest jeszcze jedno cz\sem szybciej bije mi serce,dudni...niewiem co mam dalej poradzic,sa miejsca ktore unikam bo wiem ze uaktywni sie ten dziwny stan,,,czy to przejhdzie?czy to mozna wyleczyc?czy jestem swirem?pomozcie mi...na poczatku tego syndromu odstawienia jesli to wogle syndrom odstawineia bylo naprawde ciezko...balem sie wyjsc z domu...wszedzie bylo za jasno...teraz juz to minelo i czuje sie kofortowo ale jedynie przeszkadza mi ta fobia czy co to jest..niewiem dokladnie jak to opisac co sie ze mna dzieje w tych sytuacjach...dodam ze wcesniej nic mi sie takiego nie dzialo...czy to wplyw narkotykoq na moja psychike???prosze pomozcie mi jest to dla mnie uciazliwe....:(:(:(niewiem co mam robic...jak sobie pomoc......................

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Potargana,

Masz absolutnie racje - nerwica rozwija sie lancuchowo: ataki paniki-lek przed nimi i ich ciagle oczekiwanie-ciagle napiecie i niepokoj.

I nerwica gotowa. Do tego dochodzi utrata pewnosci siebie, depersonalizacja i na koniec depresja.

Wg mnie problem polega na tym, ze na poczatku czlowiek nie bardzo zdaje sobie sprawe, co sie z nim dzieje, jest przerazony, dlatego wszelkie tlumaczenia na niewiele sie zdaja. I sie nakreca.

Bardzo ci gratuluje, ze sobie z tym poradzilas. Jakies male wskazowki ?

:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

Małe wskazówki...Hm...Trudno tu radzić bo równiez zgodzę sie z Tobą w kwestii tego, że najgorsza jest nieświadomość tego, co się z nami dzieje...I myśle, ze kazdy z nas musi przejsc przez ten etap.

Jeśli więc mogę coś -moze nawet nie radzić, ale opowiedzieć na swoim przykładzie... Bo to juz wtedy , kiedy mamy te świadomość, ze to właśnie nerwica...

Od kilku dni ( i zauważyłam zdecydowaną poprawę) łykam Mg+B3 i do tego jeszcze kwasy omega3. Jakie efekty...Nerwy zdecydowanie na wodzy...Czasem gdzieś jakby dzwoni ale na tyle, ze nawet ziołowych (a jestem tylko na ziołowych bez recepty) tabletek nie łykam a jeśli to jedną ..wcześniej nawet kilka dziennie... Bardzo poprawiła mi się pamieć i koncentracja, nie jestem juz taka przemęczona...naprawde lepiej się czuję... Kolejna rzecz to to co chyba obie juz pisałysmy...nie dać sie zapędzic w to błędne koło...Nie siedzieć i nie myśleć od rana jakie to dzisiaj objawy będę miała tylko po prostu żyć...A wiem, ze sie mysliu...bo i ja myslałam...No i polecem psychologa bo wyciszanie zewnętrznych objawów nie wpływa na to "cos" co nas gryzie...Choć przyznam, ze nastawienie -odpowiednie :)- to 70%sukcesu...o ile nie wiecej..

Wydaje mi się, ze nie można jej zadusić w sobie takim opanowywaniem "zewnętrznych" objawów...Pamiętajmy o leczeniu przyczyny a nie tylko skutków...

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 8:19 pm ]

Sama pierwszą mam jutro o 18..Podzielę sie wrazeniami jak tylko wrócę , oczywiscie w odpowiednim temacie :)

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 8:24 pm ]

Jeszcze muszę coś dodać...

W poprzednim poscie napisałam :

I oczywiscie polecam sie zarówno tu jak i na prv bo ja poradziłam sobie z tym wszystkim...czasem odczuwam drobny niepokój...ale to mały pikuś...

teraz ten pikuś jest jeszcze mniejszy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

miałam tak w szkole.

 

czasem sie po prostu potykałam. przy konkretnej osobie.nie słyszałam, żeby sie ktoś śmiał (w gimie owszem, ale samanawet nie wiem z czego sie smiali, czy z tego, że żekomo jem czarne koty skoro chodze w glanach czy tego, że sie kołuje niepewnie)

pomijając schiza, że mysli srysli, ale nie mówi!

z reszta- jakaś serdeczna osoba chyba by mi powiedziała.

ze szczerymi szczerze możesz pogrywać>

 

no i jak mijam swojego przystojnego i głupiego kolegę to jest po prostu normalka, że musze uważać jak chodzę. XD

 

spokojnie to pokonasz, nawet wiele czasu chyba Ci to nie zajmie jak sie przyłozysz i ustalisz wewnętrzną taktykę :D i nie bój sie narazić na śmiech. Nie powinien Cie boleć, pchając sie przez korytarz, żeby nie wyśmieli, nie powiedzieli, nie litowali bla bla i omijajc drogi te bardziej bolące BARDZO dużo tracimy.

 

(bynajmniej nie dlatego, że zycie nam mija i takie sprawy)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×