Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

Dzieki Ezekiel, ze odczytales moja wiadomosc:) Wiec od poczatku. Choc ostrzegam, to dosc zawila historia.

 

4 lata temu poznalam chlopaka o imieniu Dawid. I od wtedy zaczely sie schody. Spotykalam sie z nim przez ok dwa miesiace, az uznalam,ze "to nie to" i te spotkania sa bezsensu. I zaczelam spotykac sie z kims innym. Poczatek byl ok, jednak po jakis 3 tyg. wrocily mysli o D. Tamten chlopak momentalnie zaczal mnie wkurzac, zerwalam z nim i wrocilam do D. Ogolnie zrywalam z D. chyba 4 razy. Zawsze to ja konczylam i zawsze ja chcialam wracac. Bedac z nim zawsze na poczatku bylo super, z czasem jednak zaczynal mnie denerwowac i w jednym momemcie przychodzila jakas taka zniechecajaca mysl i zrywalam z nim nie patrzac na to co bylo miedzy nami. Przy zrywaniu plakalam, bo przeciez chcialam byc z nim szczesliwa i wszystko ukladalo sie dobrze, ale z drugiej strony cos nie pozwalalo mi sie cieszyc, tylko powodowalo ,ze meczylam sie w tym zwiazku. Zrywalam zawsze placzac, ale tlumaczylam to sobie tym,ze nie ma tej chemii, ze nie dogadujemy sie w roznych sprawach, ze "to po prostu nie to". Jednak pozniej czulam jakby ugle. W miedzy czasie nim znow sie zchodzilismy spotykalam sie z innymi facetami. I poczatek byl zawsze fajny. Po jakims miesiacu wszystko zaczynalo sie psuc. Z jednym to pamietam bylam naprawde szczescliwa na poczatku, nie widzialam w nim zadnych wad. Az zobaczylam gdzies w tlumie Dawida, nagle wrocily mysli o nim i przyszlo to zniechecenie do aktualnego chlopaka. Po prostu w jedenj chwili przestal mi sie podobac, widzialam w nim pelno wad i zaraz zrywalam, bo chcialam wrocic do D. Pamietam plakalam przez 3 dni po zerwaniu, poki nie odezwal sie D.i sprawil jakby nagle odeszly wszystkie smutki. Oczywisice znow sie zeszlismy.

Wiem,ze D. byl naprawde zakochany, mi tez sie wydawalo za kazdym razem gdy wracalam,ze tym razem sie uda. No ale nie. Kilka miesiacy dobrze i znow to samo. Zaczelam spotykac sie z kolejnym chlopakiem, ale styuacja powtorzyla sie znow. Dawid mysli o nim, zniechecie do chlopaka, co powodowalo ze zrywalam. W koncu nadeszly wakacje i zeszlam sie znow z D. Zobaczylam go i od razu wydawalo mi sie, ze "to jest to". jak zawsze to ja zaczynalam pisac smsy, on liczac na moja zmiane, zaczynal odpowiadac i znow bylismy para. To byl najlepszy nasz wspolny czas razem. Ale przyszedl wrzesien i przyniosl to samo rozstanie co zawsze. Zaczelam myslec o powrocie nastudia , w Dawidzie nagle widziec pelno wad i mimo,ze wydawalo mi sie, ze nie chce przeciez z nim konczyc, znow zerwalam. To było jak jaka chora rutyna. Mielismy kolezenski kontakt i wcale mi go nie brakowalo. Przyszedl grudzien i zaczelam spotykac sie z innym chlopakiem. Wszystko na poczatku szlo dobrze, choc nie zauroczyl mnie od pierwszego wejrzenia, no ale chcialam sie spotykac, fajny byl. Raz nawet w tym czasie byl u mnie Dawid i dowiedzialam sie wtedy, ze z kims kreci, ale wcale nie zaczelam sie tym nagle martwic. Moze chwile i przeszlo. Ja myslalam o innym chlopaku nie o nim. Oczywsice do czasu, heh. Pare dni temu zaczelam widziec w tym chlopaku coraz wiecej wad i zaczelam porownywac go do Dawida. W jednej chwili poczulam TO znajome zniechecenie do niego i mialam ochote to skonczyc. Wszystko mnie w nim zaczelo wkurzac, a wracaly same pozotywne mysli o Dawidzie.

W sylwestra siedzialam obok tamtego, mialam mega dolai pisalam do Dawida smsy zazdrosna, ze bawi sie z inna. Ten aktualny kolega, w ogole tego nie zauwazyl, a ja niewiadomo czemu mialam go dosc. Raz nawet zupelnie niechcacy powiedzialam do niego 'Dawid' co sama mnie zaskoczylo i jeszcze bardziej zdolowalo i uswiadomilo,ze ja chce wrocic do bylego. W Nowy Rok wrocilam do domu, bedac pewna na 99%, ze powiem temu chlopakowi, ze to koniec. Weszlam do domu i się rozplakalam. Cale popoludnie plakalam. Nie wiedzialam co się ze mna dzieje. Zawsze wraca to samo uczucie. W jednym momencie zaczyna mi się wszystko odwracac do gory nogami. Chlopak z ktorym się spotykam zaczyna mnie pod kazdym wzgledem wkurzac, widze w nim pelno wad, a wraca Dawid i same pozytywne mysli zwiazane z nim. I parę razy zerwalam z chlopakami gdy pojawiala się taka sytuacja. Chorobliwie wtedy mysle o D. jakbym nagle zakochala się w nim,przeciec to nienormlane. Z jednej strony mowie sobie, a może to jednak przeznaczenie i ja go kocham? I przez to właśnie wracalam do niego ,ale przeciez nigdy nie wychodzilo. A teraz, Dawid ma inna laske, a ja dalej nie umiem sobie poukladac zycia z kimś innym. Co ja mam robic? Nie rozumiem co się ze mna dzieje, dlaczego tak nagle zaczynam wszystko psuc?I widze, ze zarowno przy tych innych chloapakach, jak i przy Dawidzie to wraca. Z tym,ze do D. zawsze wracalam i i tak nigdy nie wyszlo, a jak probuje byc szczesliwa z kimś innym to w najmniej niespodziewanym momencie jakby zaczynaja dreczyc mnie mysli o nim. I teraz tez, po Nowym Roku powiedzialam temu chlopakowi, ze ja chce zwolnic itd. On sam był bardzo zaskoczony ta nagla zmiana, bo mowil,ze przeciez wydawalo mu się,ze to ja decuduje co się dzieje, on na nic nie naciskal. No a ja sama nie wiedzalam co gadac. Wlasnie wtedy sama nie umiem wyjasnic co się ze mna dzieje, chce mi się tylko plakac i uciekac gdzies daleko. Ta rozmowa z tym kolega naprawdę przyniosla mi ulge, on jako pierwszy z tej calej reszty doszukiwal się przyczyny problemu, nie pozwolil mi tak po prostu odejsc i mowil zebym zawsze szczerze z nim gadala. I w sumie ma racje. Ze inaczej nie zbuduje się związku. Ale właśnie gdy przychodzi do mnie to nagle zniechecenie, ja jakbym w ogole zapomniala o tym co było wczesniej, o tym,ze bylam szczesliwa, wszystko jakby nagle przycmil jakiś cien i zawsze tlumacze drugiej osobie, ze ja muszę się wycofac,ze chyba muszę być sama, bo chyba nie nadaje się do zwiazkow.

I co ja mam robic? Czy to są natrectwa? Ile razy mialam ten problem to probowalam znalezc pomoc u innych, ale nikt mnie tak naprawdę nie rozumial. Rozmowy z nimi przynosily ulge na chwile, ale rozwiazania i tak nie daly , bo problem wraca az do teraz jak widac. A ja dalej w tym tkwie i nie wiem co dalej. Nie wiem co zrobic zeby wrocily mi pozytywne uczucia do drugiej osoby. Jak poczuje to COS zlego, to jeszcze ani razu nie udalo mi się wrocic do wczesniejszego stanu rzeczy dlatego zawsze koncze to co zaczelam. A przeciez ja nie chce ranic tych chlopakow ani bawic się nimi. Nie jestem typem samotnika, chce być w koncu szczesliwa, ale za kazdym razem mi nie wychodzi. Pojawiaja się nagle niewiadomo skad jakieś dziwne watpliwosci, leki? Tylko czemu gdy jestem z kimś inny wraca do mnie Dawid? Wtedy jakbym to nie była ja,tylko ktos inny we mnie. Nawet D. snil mi się dziś, choc wcale tego nie chcialam. Czuje jakiś taki wewnetrzny smutek. I wiem,ze on po czasie by minal jakbym zrezygnowala z tej znajomosci teraz , ale wiem,ze z drugiej strony wcale nie chce z niej rezygnowac. Jesli teraz zrezygnuje, to przy kolejnym chlopaku to tez zapewne wroci.Co więc mam robic? Tak i tak jest niedobrze , a mi się tylko chce plakac. Chce w koncu być szczesliwa, nie mieć tych chorych mysli.

Wiem,ze nie jestes cudotworca, ale może zrozumiesz mnie i cos mi doradzisz ..:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel dzięki bardzo, jesteś Geniuszem. Pomogłeś mi (chociaż wdrożenie Twoich zaleceń zajmie mi pewnie trochę czasu), ale także mojej M., co mnie tym bardziej ciesz.

 

Ja zazwyczaj jak czuje, że zbliża się okres, w którym pojawić mają się "myśli" czuję potrzebę kupowania różnych rzeczy (pierdół: czapki, rękawiczek, jaki drobiazgów, które potem okazują mi się zupełnie niepotrzebne. Podejrzewam, że to też może być skutek NN. Ma tak ktoś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agata_08, oj Agata Agata :). Pierwsze moje pytanie - czy kontaktowałaś się z lekarzem - w tym przypadku psychiatrą? Pamiętaj, że wizyta u psychiatry nawet w przypadku zdiagnozowania choroby takiej jak nerwica nie oznacza, że jesteś "psychiczna".

Po drugie - czy w Twoim życiu wydarzyło się cokolwiek co odbiło się na Twojej psychice? Jakaś trauma, która dotknęła Cie w młodości? Dzieciństwie? Nie chodzi koniecznie o sytuację patologiczną, po prostu coś co "dotknęło" Cie w przeszłości.

Nie jestem cudotwórcą, masz rację - główna zasada w walce z zaburzeniami nerwowymi jest postawa, którą reprezentuje się samemu - po prostu Ty sama musisz chcieć sobie pomóc. W tym celu zawsze trzeba potrafić uświadomić sobie, że problem tkwi we mnie samym/samej. Jeśli nie przyjmiesz tego za fakt nigdy sobie nie pomożesz.

Jeszcze raz powtórzę - nie jestem psychiatrą, ale ja rozpoznaję tu symptomy nerwicy lękowej.

Dystansowanie się to problem typowy dla niektórych przypadków właśnie nerwicy lękowej. To swoisty syndrom, ale i ogromny problem bo świadczy o źle rozwiniętym świecie emocjonalnym (to czego jak wspominałem nie lubię, a więc inaczej niedojrzałość emocjonalna). Jest to tak jakby wrażliwy rodzaj fobii społecznej. Ten problem dotyka zwłaszcza kobiet, ale znam przypadki mężczyzn, którzy zachowują się podobnie.

Na wstępie postaram się Cie uspokoić - po pierwsze, to problem, który można przeskoczyć - nie zdajesz sobie teraz z tego sprawy, być może zrażona niepowodzeniami, ale to naprawdę realne i na drodze racjonalizacji - nawet całkiem proste:)

Po drugie - jeśli raz byłaś szczęśliwa, jeśli raz czułaś się zakochana, to możesz i poczuć się tak drugi raz, możesz też czuć się podobnie znacznie dłużej.

Po trzecie wreszcie - miłość to tak jak wspominałem, nie magiczna więź, która jest Ci pisana tylko i wyłącznie z jednym z pośród 7 miliardów ludzi. Miłość zawsze nosimy w sobie i wystarczy nauczyć się ją dawać by spostrzec, że Ona jest w nas samych.

Bardzo łatwo wytłumaczyć to na przykładzie dzieci z rodzin adopcyjnych. Wielu ludzi wierzy, że miłość między rodzicami, a dziećmi jest w jakiś sposób "odgórnie" uwarunkowana, być może genetycznie przez te tzw. więzy krwi. Adoptowane dziecko kocha jednak swoich rodziców dokładnie tak samo jak dziecko biologiczne, nie ma tu uwarunkowań genetycznych, nie ma więzów krwi, a mimo to miłość istnieje. Gdyby adoptowane dziecko nigdy nie stanęło przed faktem adopcji prawdopodobnie do końca życia żywiłoby taką samą miłość do rodziców jak to robi relatywnie dziecko biologiczne.

Nie zmierzam tu do wniosku, że miłości można się nauczyć. Miłość jest zawsze, w każdym z nas. Jedyne czego można, a nawet trzeba się nauczyć to ofiarowywanie miłości. Trzeba także umieć miłość przyjąć, a to również nie jest proste.

Zmierzam więc do tego, że miłość to stan świadomości. Emocje towarzyszące miłości są bardzo niedoskonałe i ulotne, to one sprawiają, że często odczuwamy "coś więcej". Taka mieszanina radości, szczęścia, euforii, nawet ekstazy. To właśnie płynność towarzyszących jej emocji sprawia, że czujemy wyraźną różnicę na różnych etapach związku. Kiedy wkrada się rutyna, wątpliwości, apatia, złość, egocentryzm i inne niesprzyjające związkowi okoliczności, odczuwanie miłości staje się znacznie trudniejsze lub nawet niemożliwe.

W relacji z rodzicami również nachodzą nas wątpliwości, często przez wzgląd na długość relacji (całe życie) dużo łatwiej nas irytują niż inne osoby, dużo łatwiej złościmy się na nich, ale właśnie przez wzgląd na tą samą relację i na jej długość mamy wykształcony autonomiczny mechanizm racjonalizacji. Nie przestajemy kochać rodziców bo często mimowolnie mówimy sobie "przecież to rodzice, nie mogę się tak na nich złościć".

W relacji z partnerem jest to o wiele trudniejsze, bo nie mechanizm racjonalizacji nie ma naturalnego charakteru, nie jest zakorzeniony z innymi nawykami, których uczyliśmy się od dzieciństwa. W przypadku rodziców jest to niemal tak naturalne jak zachowywanie równowagi podczas chodzenia. Wyuczone po prostu.

W przypadku relacji z partnerem trzeba takiej racjonalizacji uczyć się od początku. Zdrowy umysł uczy się tego szybko i również często podświadomie - długość związku wpływa na przywiązanie, miłe wspomnienia na pogłębianie się więzi, a to z kolei "instaluje" taki mimowolny mechanizm również w relacji z partnerem i daje to uczucie takiej naturalnej miłości.

Ten nękany nerwicą ma problemy ponieważ musi mierzyć się z nękającymi wątpliwościami i lękami. To przez te lęki i wątpliwości tak trudno jest osiągnąć stan naturalnego racjonalizowania. Szuka się więc odpowiedzi na wątpliwości na drodze analizy, a brak zrozumienia prowadzi do lęków i tak dalej i tak dalej, aż błędne koło się zamyka.

Stąd konieczność świadomego treningu racjonalizacji. Trzeba umieć stawiać pytania w pełni świadomie i trenować to dotąd aż wpadnie to w nawyk. Nawet jak wpadnie w nawyk dalej warto to "wałkować", tak aby wreszcie usilnie osiągnąć naturalność tejże racjonalizacji, tak jak w relacjach z rodzicami.

W zależności od rodzaju "problemu", a więc od tego jak nerwica, lęki, natręctwa - wpływają na daną osobę może to znaleźć odzwierciedlenie w różnych sytuacjach. W pewnym sensie zależy to od zaawansowania nerwicy tudzież od słabości w charakterze danej osoby. Część osób znajdzie swoisty mechanizm zaprzeczenia dla nerwicowych myśli o braku uczucia. Będą potrafiły się związać, ale będą też targane wątpliwościami, które będą powodować ogromne trudności w funkcjonowaniu, normalnym życiu, czy w odczuwaniu spokoju i radości. Inne osoby będą potrafiły z tym walczyć tylko czasowo, prawdopodobnie przez negację wątpliwości, jakąś formą ucieczki od nich, aż ich poziom będzie tak duży, że jedynym rozsądnym wyjściem będzie ucieczka, konieczność znalezienia ulgi w rozstaniu (oczywiście wcześniej będą szukać odpowiedzi na swoje wątpliwości, ale nie znajdą ich więc uznają, że to po prostu "nie to"). Jeszcze inne osoby będą właśnie się dystansować. Może to być związane z wyuczonym brakiem zaufania do relacji, która czegokolwiek wymaga. W momencie kiedy związek zauroczenie przeradza się w poważniejszą więź przychodzi świadomość, że jest coś co "muszę od siebie dać" zamiast "najwyższy czas bym coś od siebie dała, chcę dać coś od siebie". To ta świadomość niszczy w takiej osobie swobodę odczuwania radości ze związku. Przychodzi załamanie uczucia i wątpliwość. Miłość jest blokowana.

Na wstępie każdego związku tak zdrowy jak i chory umysł dozuje to uczucie miłości, ogranicza się do zwykłej sympatii, którą wzmacnia i odróżnia od zwykłej sympatii do kolegi to uczucie fascynacji i zauroczenia (fascynacja i zauroczenie natomiast przychodzi w związku ze skumulowaniem cech wewnętrznie pożądanych przez nas samych, ktoś po prostu ma te cechy, których szukam w facecie/dziewczynie). W miarę trwania związku i umacniania się relacji/więzi zdrowy umysł coraz odważniej otwiera się na partnera zmieniając powoli tą sympatię w miłość:).

Chory umysł, nękany przez zaburzenia, doszukuje się - często zbyt wcześnie i za szybko - konieczności okazywania miłości co w gruncie rzeczy przynosi odwrotny skutek - ściska sznurem ten worek z miłością. To jest to o czym mówiłem - im bardziej czegoś chcesz tym dalej jesteś od tego - zwłaszcza jeśli chodzi o emocje i uczucia. Taki człowiek po prostu koniecznie chce nazywać/porównywać/analizować/odczuwać pewność. To prowadzi do wątpliwości ponieważ dochodzi do sytuacji kiedy chce się nazwać coś czego nie ma.

Może to trochę głupie porównanie, ale to jak z telekinezą poniekąd. Uznajmy, że telekineza jest niemożliwa, jest po prostu bzdurą, a jeśli ktoś w to wierzy to przynajmniej weźmy za przykład kogoś, kto nie ma takiej zdolności. Człowiek taki siada przed stołem, na którym znajduje się długopis i próbuje siłą woli go przesunąć w dowolnym kierunku - dla wyrazistości przykładu powiedzmy, że w stronę partnera. Najpierw pojawia się irytacja, potem zadajesz sobie pytanie - dlaczego ten długopis tam nie idzie, narastają wątpliwości, rośnie irytacja, skupienie wokół samego siebie (egocentryzm) - w końcu przestał mnie interesować partner, liczy się już tylko mój problem z przesunięciem długopisu. Im bardziej chce się go przesunąć siłą woli tym bardziej wątpimy, w to, że nam się to uda. W końcu dochodzimy do wniosku, że jest to niemożliwe - jaki jest efekt? Partner nie będzie miał długopisu, który tak bardzo chcieliśmy mu ofiarować! Rozwiązanie jest bardzo proste - zamiast koniecznie skupiać się na tym by partner go dostał, wystarczyło o tym nie myśleć tylko po prostu go podnieść i mu go oddać. To jest ta różnica w funkcjonowaniu zdrowego i chorego umysłu. Zdrowy odruchowo, naturalnie złapie za długopis i go poda. Zaburzony umysł, będzie się zastanawiał, skupiał na tym, że musi ten długopis ofiarować jakąś cudowną metodą, siłą woli. Po drugiej stronie stołu siedzi partner, który ma wszelkie cechy pożądane, zauroczył mnie, zafascynował, lubię go i teraz dwie drogi - zdrowego umysłu - lubię go więc mu go dam i chorego - muszę się siłą woli zmusić by dostał ten długopis - analogicznie jest z uczuciem.

Trzeba racjonalizować trochę na siłę w takich przypadkach. Nie muszę przecież "po prostu" czuć, być pewnym - miło spędzam czas, więc dlaczego po prostu nie wyciągnę ręki i nie dam mu tego długopisu?

Nie zmuszaj się, racjonalizuj. Dystansowanie się to bardzo trudny problem, ale pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie, że to w Tobie leży ten problem. Potem już zobaczysz, że miłość to nie magiczna więź między określonymi osobami i nikim innym, ale sztuka, cudowna sztuka oddawania jej komuś bezwarunkowo.

Margaret Jameson powiedziała kiedyś "Miłość, która oczekuje wzajemności, to nie miłość" i ja się zgadzam z tym stwierdzeniem - miłość to uczucie, które oddajemy komuś, nie magiczna więź, która "aktywuje się" w momencie spotkania "tego jedynego". "To coś", moment kiedy powiesz, że "to jest to" nie istnieje w ukrytym wymiarze, ale w Tobie i Twoich oczekiwaniach. Jeśli ktoś Cie zauroczył i zafascynował to nie musisz się zmuszać do pewności co do żywionego względem niego uczucia.

"Po prostu bońć" jak głoszą słowa przeuroczej piosenki. Ty bądź i niech On będzie. Nie wymagajcie niczego od siebie nawzajem, jeśli lubicie ze sobą przebywać to wystarczy, ale przede wszystkim nie wymagajcie niczego od siebie samych, a wtedy to wreszcie poczujesz. Swobodę, spokój, miłość :) wtedy kiedy wykształci się ta niezmącona więź i naturalność w racjonalizowaniu wszelkich wątpliwości:)

 

-- 06 sty 2013, 00:51 --

 

daredevil9, rytuały to normalna rzecz. Tobie akurat trafił się taki;). Podobnie jest z tzw. omenami ataku nerwicy/myśli. Moja dziewczyna np. miewa nieuzasadnione napadły płaczu, dokładnie dwa dni płacze kompletnie bez powodu, innym omenem/zwiastunem jest niechęć do podejmowania się jakkolwiek wymagających zadań, niewiara we własne możliwości i taka lekka infantylność. Później przychodzi niesamowity atak apatii i dystansowanie się do relacji w związku. Jeśli chodzi o rytuał - moja dziewczyna lubi w takich chwilach unikać stresowych sytuacji (najlepiej wszystkich możliwych), zjeść coś słodkiego i przytulać się ogrzewając się kocem. Niestety przy ataku tych myśli jest to już o wiele trudniejsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za wszystkie Wasze rady...

 

Mam czasami tak, że wydaje mi się, wtedy, kiedy "nie kocham", że się oszukuję, że jestem z moją M. bo liczę, że Jej miłość nam wystarczy że przeleje się w jakiś wspaniały sposób na mnie...Gdy odganiam te myśli, czasami przychodzi do głowy, że Ona jest dla mnie "zbyt kiepska", że znajdę lepszą...Ostatnio miałem myśli, ze jestem za młody na ślub, dzieci, itp (mam 25 lat), że powinienem się jeszcze wyszaleć...jesteśmy razem 6 lat a więc odkąd mieliśmy 19 lat...Przychodzą myśli, że całe dorosłe życie spędziłem z Nią, zamiast popróbować życia, pokosztować, pobalować...(choć zawsze moim marzeniem było znaleźć jedną, wybraną i być z nią do końca życia). Rozpamiętuje niekiedy poprzedni związek, jakby było gbyby...Czasami myślę, że jakby mojej M. coś się stało, wypadek, jakiś poważny uraz, to byłoby mi łatwiej, bo z litości musiałbym przy Niej zostać...kiedyś rozmawiałem z moją M. i doszliśmy do wniosku, że miłość to przyjaźń plus seks;). Łapię się na tym, że nie mówię jej czułych słowek, nie komplementuję, a każda kobieta tego potrzebuje...Wtedy jest mi źle, tłumacze sobie "tacy są przecież faceci". Ja mam jeszcze gorzej...Oświadczyłem się, a po 2 dniach zerwałem...Oprócz tych myśli dochodzi jeszcze większy strach i wstyd - przed Jej rodziną, znajomymi...Te uczucie, które mnie naszło dzień po zaręczynach (Widzisz, teraz jest jeszcze gorzej niż było i będzie jeszcze gorzej!!!)brrr....Czasami wyobrażam sobie, że moja M. jest z kimś innym, z kimś, z kim jest jej lepiej...Ona sama mówi, że między nami jest wręcz idalnie, a ja nie umiem tego docenić, dostrzec...Dochodzi głos, że czas na zmiany, że zmarnujemy sobie zycie...Kiedy nie widzimy się kilka dni, kiedy o Niej nie mysle, to pojawia sie mysl: "oddalacie sie od siebie". Wtedy panikuję. Boję się, że na psychoterapii dojdę do wniosku, ze jednak nie kocham....I co wtedy??!!??!!6 lat poświęciliśmy na budowanie naszego związku, na kompromisy, dotarcie, ustępstwa, zaakceptowanie cech i zachować...Nie da się chyba tego w kilka dni zniszczyć i zapomnieć....

 

Dzisiaj się widzimy pierwszy raz od Nowego Roku....ciekawe jak będzie...Przed południem pomyślałem: zrobie coś miłęgo na wieczór, kolację, może kino....ale potem naszła myśl: "po co" "w jakim celu"....Ogólnie od kilku dni ejstem ospały, leze ciągle w łóżku (wychodzę tylko do pracy)...ja już sam nie wiem, czy lepiej mi z Nią, czy samemu...:(:(:(:(:(;(:(:(:(....Logicznie analizując chcę z Nią być, ma wszytsko, o czym przeciętny człowiek marzy....Ale wtedy pojawiają się my śli, że masz to tylko w głowie, a nie w sercu....MASAKRA!!

 

eh, co o tym sądzicie? iał tak ktoś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

daredevil9, w tak długim związku trzeba racjonalizować, a więc jeśli na logikę chcesz z Nią być to to jest dowód na to, że to jest coś więcej niż zwykły związek. Wniosek, do którego doszliście jest doskonały - miłość to przede wszystkim przyjaźń. Jeśli w związku nie jesteście przyjaciółmi to nigdy nie będzie Was łączyć cokolwiek więcej niż seks.

Uwierz mi - wątpliwości, które Cie nękają - nękają też każdego innego faceta w Twoim położeniu, ale przez Twoją nerwicę są wyjątkowo "upierdliwe". Sam pomyśl - skorzystałbyś z życia, szalejąc gdzieś z przypadkowymi partnerkami, ale czy to dałoby Ci to szczęście? Miałbyś potem tylko kolejne powody żeby żałować: a to dlatego, że Twoja seksualność stała się czymś powszednim, czymś czego nie możesz ofiarować życiowej partnerce jak skarbu. Spełniłbyś swoje fantazje, a potem co? Okazałoby się, że nie jesteś dzięki temu lepszym człowiekiem, ani nawet spełnionym. Uległbyś pokusie i potem byłby tylko żal i zastanawianie się "po co to wszystko było?"

Poza tym zastanów się - czy w związku z inną naprawdę byłbyś szczęśliwszy? Może na początku kiedy ta fascynacja, która daje Ci pozorne poczucie szczęścia czułbyś się szczęśliwszy, ale znów wpadłbyś w rutynę i czułbyś się jeszcze gorzej, bo doszłyby kolejne wątpliwości - czemu nie mogłem zostać z moją M.?

Nie szukaj w sobie szczęścia na siłę. Ciesz się małymi rzeczami, bo to one kreują Twoje życie, nie cudownie spadające z nieba wielkie wydarzenia i rzeczy:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, Dziekuje za to wszystko co mi napisales. Jednak nadal czuje się mega zagubiona w tym wszystkim, choc zaczynam w tym co piszesz widziec siebie. Odpowiadajac na Twoje pytanie co do tej traumy w zyciu. Mialam zawsze kochajaca się rodzine, dom itd. Wiem,ze rodzice mnie kochali i chcieli dobrze. Ale odkad pamietam to zawsze balam się taty. Moj tata to typ choleryka, jak byslimy mali z rodzenstwem, dal czasem po prostu na tylek. Ja jestem najmlodsza z naszej 3. Kiedy tata chcial dac mi klapsa, to plakalam juz zanim go dostalam, raz nawet pamietam,ze jak bylam mala po prostu się zsiusialam ze strachu. Ale tylko raz tak naprawdę oberwalam za dzieciaka. Jednak gdy cos przeskrobalam, a tata podnosil głos, to wszystko we mnie się balo, az podksakiwalam czasem, gdy krzyknal. Ja wiem,ze on nie chcial zle..Albo tez tata czasem nie zastanawia się nad tym co mowi. Jego slowa potrafia ranic. I było tez wiele sytuacji, ze plakalam przez to co powiedzial. Niesprawiedliwie mnie osadzal, czasem jakos przezwal. Strasznie wtedy bralam te slowa do siebie, bo sprawialy mi bol. Dopiero koniec szkoly, studia, wyjazd z domu sprawily,ze zaczelam mieć inne relacje z tata i przeciwstawiac się mu, zniknal ten wczesniejszy lek. Ale do teraz jego slowa czasem tak mnei zabola, ze placze.

Inna sytuacja, która była dla mnie trudna, to jak mialam 8 lat, mama wyjechala na 2 meisiace do Stanow. Oczywiscie wrocila, ale bardzo ciezko było mi z tym,ze pojechala. Kazdy dzien liczylam do jej powrotu. Nic więcej nie kojarze, zeby bardzo zapadlo mi w pamiec. No chyba ,ze jeszcze to,ze od 14 roku zycia zaczelam mieć problemy ze zdrowiem, z czasem coraz powazniejsze. Choruje do teraz i raczej się już tego nie pozbede, na szczescie z tym da się zyc. Ale do tych mysli już przywyklam.

 

Od zawsze jestem malo pewna siebie, mam niskie poczucie wartosci.Wlasnie im bardziej choruje widze, ze staje się jeszcze jakby bardziej slaba psychicznie. Ogolnie, wkolko zadaje mnostwo pytan, jak male dziecko. Czesto są to pytania w których chodzi o to samo, zeby uzyskac kolejny raz twierdzaca odpowiedz, mimo,ze juz 2 razy ja slyszalam. Pewnie zdazyles to i tak już zauwazyc w moich wypowiedziach. Szybko ufam ludziom. Wiem,ze za szbko.

No i ten stan, który opisales, a idealnie opisuje moje zachowanie. Zawsze gdy poznam jakiegos chlopaka, nie wiem czy na sile chce się zakochac czy jak, ale od razu wydaje mi się, ze „to to”,ze jestem zauroczona i w ogole. Gdy on mnie olewa, placze itd. Po czasie mija. Gdy jednak on wchodzi w ta znajomosc , wszystko na początku się uklada, ale ja nadaje tej znajomosci szybkie tempo,jakbym od razu zaczela z nim być ledwo go poznajac, po czym tak jak pisalam wczesniej, nagle się wycofuje. I wtedy widze w nim coraz więcej wad, zaczynam czuc pustke i właśnie wraca do mnie Dawid. Dzis np. on mi się znow snil, a przeciez wcale tego nie chcialam;/. Czuje smutek. Z jednej strony zycze mu szczescia z inna laska. Z drugiej chce zeby był obok mnie i zebym to ja była znow w jego zyciu najwaznijesza. Czemu tak jest? Cemu jest tak,ze nie potrafie otworzyc się przed nowym chlopakiem tylko ciagle wracam do bylego? Faktycznie, jakby cos blokowalo mi te dobre uczucia, miłość itd. Bo ja nawet nie wiem czy naprawdę bylam zakochana. Jesli czulam takie uczucie , to trwalo ono bardzo krotko, bo po nim nagle przychodzilo to zniechecenie i mnostwo watpliowosci. Tlumaczylam to sobie zawsze stwierdzeniem, ze ja nie umiem się zakochac. Co więcej, ja pamietam ,ze wczesniej na samym początku znajomosci często od razu mowilam „tylko się we mnie nie zakochuj”, heh. To już wtedy było to co teraz?

 

Ja wiem,ze cos jest nie tak i problem lezy we mnie. Kazdemu chlopakowi to mowilam przy ktorym dzialo się to co teraz. I ja właśnie widze, ze problem pojawia się ,gdy ja się już otworze i nagle trzeba dac z siebie cos więcej, pojawiaja się zobowiazania. Dlatego taka ulge przynioslo mi to,ze powiedzialam mu,ze chce się spotykac bez zadnych zobowiazan, jak koledzy. Tylko,ze mimo ulgi ja dalej czuje w sobie TEN WIELKI SMUTEK. Jak on uslyszal mnie, to stwierdzil ,ze czuje się jak jakas pomylka. Ja wcale mu się nie dziwilam, ale tez nie umialam wyjasnic swojego zachowania.

 

Bardzo chce sobie pomoc, tylko wczesniej nie mialam pojecia jak to zrobic. Zawsze gdy mialam problem, mowilam o nim mamie. Ale ona nie rozumiala mnie,mimo,ze probowala. Ale często właśnie slyszalam, ze „ty jestes chyba po prostu niedojrzala emocjonalnie,ze tak ranisz tych facetow, sama nie wiesz czego chcesz. Moze jestes za mloda”. Ale przeciez ja na początku wiedzialam czego chce. Ale ktos patrzac na moje zachowanie faktycznie by pomyslal, ze nie wiem i jestem jakas niedojrzala. Skoro faktycznie jestem niedojrzala emocjonalnie to skad to wynika? Co teraz mam robic zeby życie w koncu zaczelo mi sie ukladac? Ja zaczne nad soba pracowac, bardzo chce zeby moje zachowanie się zmienilo, ale zeby tak ktos powiedzial mi co ja mam robic. To co powinnam robic zeby nie uciekac przed kimś jak się zaczynam już spotykac?

 

Jeszcze jedno. To samo mam z sytucjami intymnymi, seksem. Zawsze jak dojdzie do jakiegos bliskiego kontaktu z druga osoba, ja mam mnostwo mysli. I dużo pytam, probujac upewnic się,ze ja nie jestem dla tej osoby tylko zabawka. Wlasnie czuje przed seksem jakiś ogolny lek. Ten Dawid był bardzo dobry dla mnie,ale co do seksu to za bardzo naciskal. No ale nie zgwalcil mnie ani nic z tych rzeczy. Jednak wiem,ze nie bylam gotowa na seks, gdy on tego chcial. Ale mimo,ze nie chcialam to probowalam, rozumiesz? Czemu?Przeciez mnie nie zmuszal. Ale wydawalo mi się,ze strace go jak nic nie będzie, a nie chcialam go tracic. To było bezsensu. Ale ja się chyba balam samotnosci, a on byl mi bardzo bliski. Myslisz,ze to mialo wpływ na to ,ze teraz przed nowym facetem tyle mam obaw, ze się mna zabawi i tyle biore do glowy?

 

A propos lekarza. Nie boje się isc do psychiatry i uslyszec ,ze cos mi dolega. Szczerze? To bym chyba nawet wolala uslyszec, ze to jakas nerwica i po prostu bym sama sobie mogla wytlumaczyc te swoje zachowania, ze nie są calkiem normalne itd. Moj brat ma problemy z natrectwami. I jak zaczelam jemu się zwierzac, on jakby zaczynal mnie rozumiec, i poszlam raz do psychiatry. Ale ta wizyta była beznadziejna. To było chyba 2 lata temu. Lekarka jakby zlala mnie,chyba uznala jeszcze za dzieciaka. Może ja tez nie umialam powiedziec co czuje, tak jakbym zrobila to teraz. Ale ogolnie wiem,ze wyszlam z tym samym problem , z ktorym weszlam. Pare razy bylam tez u psychologa, bo ja naprawdę nie wiedzialam co mi jest, ale ta kobieta tez okazala się totalna porazka. Bylam 3 razy i skonczylam te spotkania, bo ona w ogole mnie nie rozumiala. Myslisz,ze powinnam isc do psychiatry? A skad wiesz,ze to symptomy nerwicy lekowej? Skad wiesz to wszystko co mi napisales, jeśli nie jestes lekarzem? Ja bym naprawdę chciala być pewna co mi jest,wtedy będzie mi latwiej. Bo tak kiedy nie wiem co mi dolega, to boje się,ze zaczne wierzyc,ze mam nerwice, a to okaze się nieprawda. I jak wtedy wytlumacze swoje zachowanie?Myslisz naprawdę, ze to nerwica?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel dzięki ejszcze raz, mam nadzieję, że zbliżę się kiedyś do Twojego poziomu...Eh, zawsze jak mam złe myśli, mówię mojej M. że to cś w mojej głowie, że to nie jestem prawdziwy Ja...Czesto wydaje mi się, że jakbyśmy byli już po ślubie wszytsko byłoby lepiej....A potem trafiam na artykuły na internecie, ze: nie lcizcie na to, że slub rozwiąże problemyw wzwiązku. Nie będzie cudownym lekarstwem:....I przychodzi dół...Rozmyślanie...Boże, ja już nie wiem, czy jestem chory, czy sobie wmawiam na siłę....Psychiatra, psycholog zdiagnozowali mi nerwicę, Ezekiel czytałes mój post o moim zyciu, a ja dalej się zastanawiam, czy aby oni się nie mylą...Teraz czuję pustkę. Chyba jeszcze gorszą od tych myśli...Boję się, że za późno się zdecydowałem na leczenie, że miłość już uciekła, że ją przegapiłem...Czasami patrzę na inne dziewczyny, zastanawiam się jak by było z nimi...Jak jakas kolezanka powie coś, o czym też myśle, to nagle wydaje mi się, że to jest TO....Ach, czy aż tak działa choroba? A ż tak bardzo dotyka w to, na czym nam zalezy??!! Sam już nie wiem co mysleć...Prosze o jakąś radę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agata_08, nie jestem psychiatrą tak jak wspominałem. Dlatego właśnie zalecam Ci wizytę, możesz nawet wydrukować swoje wypowiedzi z forum jeśli nie potrafisz tego tak swobodnie opowiedzieć przed psychiatrą. Oni mają to do siebie, że nie są często zbyt rozmowni. Jako lekarze wolą raczej słuchać i sucho oceniać fakty. Nie oczekuje od nich wylewności, ciepła i zrozumienia:) - to, że potrafią rozpoznać zaburzenia nerwowe nie znaczy, że będą Cie rozumieć - sami w końcu nie cierpią na podobną dolegliwość:). Nie bój się też farmakoterapii. Badania udowadniają, że ten rodzaj leczenia w przypadku zaburzeń podobnych do Twoich jest często jedyną skuteczną formą leczenia. Czasami nieodłącznym elementem jest psychoterapia, ale w przypadku zaburzeń kompulsywnych, fobii społecznych czy zaburzeń panicznych jest to prawdopodobnie jedyna skuteczna metoda. Z ostatnich doświadczeń i wielu rozmów znam jednak przypadki osób, które poradziły sobie z tego rodzaju formami zaburzeń lękowych (lęk przed brakiem uczucia, dystansowanie się) bez leków lub z minimalnym ich udziałem, ale były to silne charaktery, które potrafiły walczyć z nerwicą i przeciwstawić się mechanizmom ucieczki.

Skąd wiem, że to nerwica lękowa? Nie wiem! Domyślam się. Podobne symptomy ma wiele innych osób, z którymi rozmawiam i którym staram się pomóc, a które mają zdiagnozowaną nerwicę lękową. Wiele osób na tym forum ma podobne objawy, nawet moja dziewczyna jest niemal idealnym odzwierciedleniem Ciebie.

Dystansowanie się, wycofywanie, duszenie uczucia jest formą ucieczki od problemu, wyuczonej, ale szkodliwej walki z lękiem. To ewidentnie zaburzenie lękowe. Taka forma "rytuału" właśnie (kompulsji). Twoje zachowanie jest niejako mimowolnie przymusowe. Wyraża się to w różnych formach u Ciebie. Po pierwsze ciągła analiza, która prowadzi do wątpliwości i lęku. W nerwicy niepokój pojawia się "znikąd" i stąd bierze się potrzeba analizy. W nerwicy zawsze skupiasz się na tych wymagających, istotnych sprawach, jeśli więc jesteś z facetem to skupiasz się na nim, jeśli jesteś wolna to skupiasz się na byłym. Dlaczego tak bardzo były utkwił Ci w pamięci? Być może właśnie przez czynności seksualne.

Boisz się zmian, a te związane ze związkiem są zawsze bardzo istotne dla Twojego życia. Ciągła analiza prowadzi do tego, że coraz bardziej zaczynasz wątpić w sens zmian, a robisz to tylko po to by się uspokoić i znaleźć jakieś argumenty dla Twoich wątpliwości, tudzież przeciw nim. Twój niepokój i wątpliwości jednak są nieuzasadnione w większości przypadków bowiem dotyczą sytuacji, które nawet nie miały miejsca i pewnie nigdy się nie wydarzą.

Nie obwiniaj też mamy za brak zrozumienia. Problem polega na tym, że sama siebie nie zrozumiesz w pełni. Jest to przyczyną tego, że mechanizm działania takich zaburzeń nerwowych jest nieracjonalny, a więc nie wytłumaczalny w jakiś logiczny sposób. Oczywiście wiadomym jest, że Twoje lęki i obawy tyczyć się będą sytuacji dla Ciebie ważnych bo wokół nich skupia się większość Twoich myśli. Wątpliwości pojawiają się oczywiście wokół wielu spraw, ale nawet nie zwracasz na nie uwagi ponieważ inne sprawy nie mają dla Ciebie większego znaczenia. W przypadku związku i relacji z partnerem, przedmiotem wątpliwości jest coś dla Ciebie wyjątkowo istotnego.

Twój umysł wykształcił patologiczny mechanizm walki z wątpliwościami dotyczącymi spraw ważnych. Przy zauroczeniu przyśpieszasz sztucznie rozwój relacji z partnerem, być może dlatego, że chcesz jak najlepiej wykorzystać moment kiedy czujesz się szczęśliwa i pewna partnera by móc to przenieść na poziom, którego tak bardzo wewnętrznie pragniesz to potęguje tylko późniejsze wątpliwości i lęk przed zobowiązaniami, które pojawiają się nagle zamiast stopniowo. Setki pytań, które się pojawiają są dowodem na to, że potrzebujesz znaleźć argumenty dla swoich wątpliwości, które nie mają uzasadnienia. Nie rozumiesz dlaczego nie mają, dlatego tak bardzo chcesz poznać odpowiedzi, zamiast odpowiedzieć sobie, że to po prostu Twoje myśli, takie same jak każde inne. Niestety nie jest to proste by móc w to uwierzyć.

Co jest najlepszym lekiem na natręctwa i lęki? Każdy kto poradził sobie z tym problemem samodzielnie powie Ci jedno - cierpliwość. Cierpliwość wyrażana czasem, który przemija w cierpieniu związanym z nękającym Cie lękiem, natręctwem, wątpliwością. Musisz się więc siłą choćby powstrzymywać od swoich mechanizmów obronnych, od rytuałów, od uciekania. Trwaj w tym stanie, a lęk, wątpliwość same ucichną, nie szukaj dla nich argumentów, a kiedy już trochę się pomęczysz, spostrzeżesz, że strach ma wielkie oczy. To powiedzenie sprawdza się tu doskonale:). Jeszcze raz powtórzę! Cierpliwość! Cecha, która w nerwicy jest lekiem najskuteczniejszym, ale jest też jak woda na pustyni - niesamowicie o nią trudno, ale warto walczyć!

Cervantes mawiał i bardzo słusznie "Cierpliwość jest plastrem na wszystkie rany"!

 

daredevil9, postaraj się nie szukać na siłę argumentów dla swoich wątpliwości i lęków. Postaraj się je przeczekać. Racjonalizuj, nie skupiaj się na treści myśli/lęku. Skup się na tym, że on nie ma podstawy, przeczekaj, pomęcz się z tym, racjonalizuj tak jak wspominałem wcześniej. Nic na siłę! Po prostu trwaj i bądź partnerem dla swojej dziewczyny. Lęk minie zobaczysz. Musisz trenować swoje zaufanie do związku, a nie do Twoich wątpliwości. Twój umysł nie potrafi rozróżnić co prawda co jest prawdą, a co nie stąd naturalna racjonalizacja jest trudniejsza, dlatego musisz zadawać sobie pytania pomocnicze dotyczące spraw mniej dla Ciebie ważnych, które nie nękają wątpliwości, ale także starać się z zewnątrz rozpatrzeć to co się dzieje w Twojej głowie, a więc czy gdyby w podobnej sytuacji znajdował się Twój przyjaciel czy brat nie mówiłbyś mu, że przesadza, oszalał, albo jest po prostu głupi? Sam twierdzisz, że czasem wyobrażasz siebie z inną i myślisz, że może byłoby Ci lepiej - właśnie tylko myślisz, zastanawiasz się czy nie byłoby. Nie ma tu wątpliwości, bo nie jest to w danej chwili dla Ciebie istotne, nie widzisz, że nie ma tu żadnej pewności co do faktycznego zwiększenia odczuwanego szczęścia po zmianie partnera.

Chcesz znaleźć problem to zawsze go znajdziesz - taka jest zależność. Zdrowi ludzie nie zastanawiają się nad tym co będzie. Po prostu wierzą, że będzie dobrze. Trwają w związku z partnerem, z którym łączy ich więź powstała po miesiącach latach relacji, z którym łączy ich uczucie, które jest w pewnym sensie przez ten czas zracjonalizowane. Nie myślą o tym co by było gdyby, czy na pewno go/ ją kocham, czy z kimś innym nie będzie mi lepiej bo gdyby zaczęli to każdy by znalazł dobry powód by się rozstać. Myślisz, że ktoś taki ma lepszego partnera niż Ty? Zastanawiasz się czasem, dlaczego Twój przyjaciel jest szczęśliwy ze swoją dziewczyną? Co Ona takiego ma czego nie ma Twoja dziewczyna? On po prostu nie szuka powodu by się rozstać bo tych jest zawsze wiele. Jednakże równie wiele jest powodów by trwać w związku, by otworzyć się na partnera i by go kochać. Nerwica powoduje, że skupiasz się na tym czego się boisz. Boisz się bać - to naturalne, a więc za wszelką cenę chcesz wyeliminować wszelkie lękotwórcze sytuacje, jednak te w gruncie rzeczy nie istnieją. Są wytworem Twojej wyobraźni, nigdy się nie wydarzyły, a Ty uznajesz je za realne zagrożenie.

Ktoś kiedyś świetnie to opisał - żyjemy z wykształconym mechanizmem obronnym. Mechanizmem, który na drodze lat ewolucji sprawił, że nauczyliśmy się odczuwać strach przed zagrożeniem dla życia czy dobra tak naszego czy naszych bliskich. Strach, który w naturalny sposób podnosi czujność i poziom adrenaliny dzięki czemu potrafimy takiemu zagrożeniu stawić czoła. Żyjemy jednak w czasach kiedy zagrożenie nie jest już tak realne, w czasach pokoju, czasach gdy nie ma potrzeby walczyć z dzikimi zwierzętami, czasach gdy przetrwanie nie jest już tak zależne od nas samych, a wręcz często mamy jakieś minimum przetrwania zagwarantowane. (de facto właśnie dlatego prawdopodobnie zdecydowanie łatwiej doceniają, kochają i radzą sobie w życiu osoby, których przetrwanie było zagrożone przez biedę, wojnę, itd). Stąd nasz mechanizm obronny często w zaburzeniach nerwowych tworzy sobie nierealne zagrożenia czyniąc je realnymi, ale tylko w naszych głowach. Często są to właśnie te myśli - lęki i natręctwa.

Cały czas mam wrażenie, że na tym forum chcesz znaleźć sposób nie na wyzdrowienie, ale na ulgę. Myślisz, że ktoś podsunie Ci rozwiązanie, które potwierdzi Twoje wątpliwości lub całkowicie je rozwieje. Że ktoś zmusi Cie do ucieczki od związku i dzięki temu poczujesz ulgę albo sprzeda cudwone rozwiązanie, dzięki, któremu przestaniesz mieć wątpliwości. Zrozum więc - wątpliwości będą zawsze, ale to tylko myśli. Jeśli chcesz wyzdrowieć i uwolnić się od nich to słuchaj rad tych, którzy już z nimi wygrali. Nie uciekaj od cierpienia i wątpliwości, żyj z nim, a one sam ucichną:) to naprawdę bardzo proste. Nie jesteś w nich sam. Wszyscy wokół Ciebie mają wątpliwości, pewnie nawet w to teraz wątpisz (kolejna wątpliwość), ale tak właśnie jest. Wszyscy je mają i wszyscy z nimi żyją. Cierpliwość raz jeszcze! I by było łatwiej walczyć z wątpliwościami cytuję słowa pięknej piosenki: "always look on the bright side of life" - zawsze patrz na tą jasną stronę życia, nawet kiedy nerwica nie daje Ci spokoju, myśl o dobrych stronach:) na przekór jej, nie uciekaj od tych wątpliwości, one same ucichną:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, dzieki za te wszystkie rady. Wlasnie cierpliwosci to mi zawsze brakowalo. Ale sprobuje nad nia pracowac. To pomsyle nad ta wizyta u psychiatry zeby doszla do skutku. Wiec skoro mam probowac walczyc z nerwica i odrzucac te rozne leki, to gdy przychodza do mnie mysli o bylym, ktore wywoluja we mnie smutek, co mam robic? Mam mowic sobie,ze nie sa prawdziwe? Ze ja nic do niego nie czuje i chce o nim zapomniec? A czy myslisz, ze jesli zwolnie tempo aktualnej znajomosci (albo nawet kazdej kolejnej)bo juz ta nerwica rzucila na nia swoj cien, to mozliwe jest zebym znow zaczela czuc sie dobrze przy tym chlopaku? Choc nie zakochalam sie,narazie czuje do niego po prostu sympatie, chyba nic wiecej.

Farmakoterapii wcale sie nie boje,chodzi tu raczej o to,ze ja biore juz dosc duzo lekow, a jak dojda kolejne to juz w ogole bedzie wesolo. No ale z drugiej strony chcialabym je brac jesli by mialy pomoc. No wlasnie tak jak pisales, wiem jacy sa lekarze heh, nawet bardzo dobrze. I wlasnie mam wrazenie, ze wiecej daja mi rozmowy na tym forum z Toba niz te wszesniejsze wizyty z psychologiem czy tym psychiatra.

Ale zobacz, pisales,ze w nerwicy skupiam sie na istotnych sprawach, jesli mam faceta mysle o nim, jesli jestem sama mysle o bylym. Ale czemu bedac z kims innym, zaczynam to psuc przez narastajaca nagle chec powrotu do bylego? Ja wtedy zawsze mam jakby stracha, ze z nim to byla prawdziwa milosc, a ja ja przegapilam. Choc to chyba jednak nie byla prawdziwa milosc, moze raczej przyjazn. No ale myslisz, ze to przychodzi do mnie jak zaczynaja sie zobowiazania przy innym chlopaku, ja przed nimi uciekam i pojawia sie nagle lek, ze moze to Dawid byl tym jedynym? Bo pamietam,ze faktycznie jak wracalo wczesniej do mnie to uczucie, to ja zrywalam z chlopakiem i mialam taka koniecznosc wrecz powrotu do D. bo czulam jakby taki mega strach, ze ja juz go na dobre stracilam. Powiedz, bo to mnie strasznie zastanawia. Czy myslisz, ze gdyby nie ta nerwica to ja bym umiala byc szczesliwa z bylym? Czy ja po prostu mimo wszystko nie pasowalam do niego(bo jednak czesto wydawalo mi sie, ze on mnie jakos nie pociaga fizycznie np.) i to ,ze mam ta nerwice powoduje ,ze on do mnie wciaz wraca? A jak sie schodzimy okazuje sie nagle, ze my przeciez nie umiemy byc razem. No cos w tym musi byc,tylko ja wlasnie nie wiem co tu jest prawda, a co nie.. Masz moze jakies logiczne wyjasnienie tego ?

 

-- 07 sty 2013, 00:45 --

 

A no i jeszcze jedno. Czy myslisz tez, ze moje dziecinstwo wplynelo na to,ze wlasnie mam teraz takie problemy? Czy skad one mogly sie wziac?

 

-- 07 sty 2013, 01:19 --

 

I wiesz teraz mi sie przypomniala jeszcze jedna rzecz. Jak bylam malym dzieckiem jeszcze , to pamietam, ze panicznie balam sie zostawac sama. Wystarczylo,ze zostalam w samochodzie na chwile,to zaraz z niego wychodzilam i szlam do sklepu, do ktorego widzialam wchodzacego tate. Innym razem kiedy bylam w domu tylko z mama i ona powiedziala mi,ze idzie na chwile na podworko zaraz wraca, ja tak sie balam, mimo,ze ona byla za domem, ze zaplakana wyszlam z domu i przeszlam ulica przez most do sasiada. Mialam wtedy jakies 5 lat. I byly tez oczywiscie inne sytuacje , podobne, ale bezsensu je opowiadac. Chcialam tylko zebys zobaczyl o co i chodzi. Ja nie wiem z czego to wynikalo. Ale myslisz,ze to jak sie zachowuje teraz jest zwiazane z moim dziecinstwem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobra !

Zakładając związek, żeby nie było łatwo to małżeństwo z kilkuletnim stażem. Facet ma NN..na początku było z tym ciężko, ale odnalazł się ..potrafił zwalczyć większość dziwności, na co dzień prosperuje dobrze, uśmiechnięty, towarzyski..odchodzi od kobiety bo czuje, że to nie jest TO. Czuje, że jej nie kocha, że gdzieś tam za rogiem czeka na niego kobieta którą pokocha całym sercem, która będzie dla niego całym światem.. uosobieniem ideału w szpilkach. Małżeństwo definitywnie chce zakończyć. I co nim kieruje ? Jego prawdziwe ja ..chęć prawdziwej miłości? Czy może to NN zakłóca jego związek i wiarę w miłość ? Czy NN narzuca uczucia ( a raczej ich brak ) które zniechęcają i dają masę zwątpienia ?

 

Przyłączam się do pytania. Może ktoś odpowie? Ezekiel?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, widzialam sie z moim chlopakiem. Wrocilismy do siebie. Ustalilismy pewne warunki, ktore On na mnie "wymusil". Wydaje mi sie, ze to rozsadne. Powiedzial, ze chce monitorowac jakby moja sytuacje z nerwica. Chce wiedziec jak najwiecej, jak to dziala itd. Chce zebym zmienila psychologa chocby po to zebym mogla sprawdzic czy inny psycholog mi powie co innego i chce poczytac to forum zeby wiedzial jak to dziala. Myslisz, ze to rozsadne? Powiedzialam mu o tym, ze nie jestem odosobnionym przypadkiem, chyba dlatego, ze jakos chcialam usprawiedliwic swoje zachowania.

Ciesze sie z powrotu, w sobote ogarnela mnie prawdziwa fala euforii. Naprawde czulam, ze znow sie zakochuje. Byl tak dobry dla mnie, ale podobalo mi sie, ze byl tez taki stanowczy i optymistyczny. Tym razem nie wzbudzalo to we mnie zazdrosci. Czulam sie nawet dzieki temu spokojniej.

Dzis rano naszly mnie jednak nowe leki. Strasznie boje sie nawrotu moich lekow. Odczuwam tez taki niepokoj dotyczacy tego co powiedza inni. Nie bylismy ze soba juz kawal czasu, boje sie wiec pytan ze strony moich znajomych, rodziny, jego znajomych... To troche takie przerastajace mnie... To automatycznie zmusza mnie do myslenia, ze jesli sie tego boje to moze znow to nie to, bo przeciez nie balabym sie tego gdybym byla pewna swojego uczucia do niego. Zastanawiam sie czy to nie powinno byc latwiejsze, ta milosc i w ogole? Z drugiej strony jak bylam z nim to naprawde mialam wszystko gdzies. Nie rozumiem dlaczego tak wszystko sie we mnie zmienia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

singer, daredevil az mi sie usmiech pojawil na twarzy po przeczytaniu tych ostatnich Waszych postów. Wiecie,ze ja zadaje sobie podobne pytania?Z tym,ze ja wczesniej nie myslalam o tym, ze mam nerwice, raczej przyjmowalam ,ze cos ze mna nie tak i najprawdopodobniej nie umiem kochac. Bedac z bylym facetem , to tez pamietam,ze myslalam sobie jak to bedzie z kims innym,ze tu brakuje tego czegos, bylam z nim niby szczesliwa, a czulam czasem jakas pustke, ja sama nie wiedzialam co czuje. Do teraz ukladajac sobie zycie z kims innym wkrada mi sie byly i nie daje spokoju, mimo,ze nie wiem czemu tak sie dzieje. Bo bedac z nim przeciez mi nie wychodzilo. I tez zadawalam sobie mnostwo pytan, ktore sa we mnie do teraz, czy ja go naprawde kochalam, czy moze szukalam dalej prawdziwego uczucia czy to jakies chore mysli niewiadomo skad, heh. Z tym,ze po wejsciu na tym forum mam odpowiedz czym sa te chore mysli...i widze, ze w koncu ktos zaczyna miec podobne problemy do mnie. Musze chyba isc do lekarza jednak zeby sie upewnic czy na 100% to nerwica. Niestety na pytania te nie odpowiem, sama nie znam odpowiedzi, a bardzo bym chciala poznac.. ;/ Widze wiec po Was, ze zycie z nerwica jest baaardzo trudne. Wkolko mnostwo pytan, watpliwosci, masakra;/ Gdy wydaje sie, ze juz wszystko jest w porzadku i zaczyna sie ukladac z jakims chlopakiem, to wtedy nagle trach jakis i zataczam kolko od nowa.. Nie jest tak?Tez tak macie?Czy może tylko tak ja mam? Ja mam wkolko mnostwo watpliwosci :( Ja po prostu nie wiem czy na pewno to mam, ale Ezekiel tez napisal,ze widzi tu symptomy nerwicy lekowej.. Moze Wy tez cos napiszecie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

singer, daredevil az mi sie usmiech pojawil na twarzy po przeczytaniu tych ostatnich Waszych postów. Wiecie,ze ja zadaje sobie podobne pytania?Z tym,ze ja wczesniej nie myslalam o tym, ze mam nerwice, raczej przyjmowalam ,ze cos ze mna nie tak i najprawdopodobniej nie umiem kochac. Bedac z bylym facetem , to tez pamietam,ze myslalam sobie jak to bedzie z kims innym,ze tu brakuje tego czegos, bylam z nim niby szczesliwa, a czulam czasem jakas pustke, ja sama nie wiedzialam co czuje. Do teraz ukladajac sobie zycie z kims innym wkrada mi sie byly i nie daje spokoju, mimo,ze nie wiem czemu tak sie dzieje. Bo bedac z nim przeciez mi nie wychodzilo. I tez zadawalam sobie mnostwo pytan, ktore sa we mnie do teraz, czy ja go naprawde kochalam, czy moze szukalam dalej prawdziwego uczucia czy to jakies chore mysli niewiadomo skad, heh. Z tym,ze po wejsciu na tym forum mam odpowiedz czym sa te chore mysli...i widze, ze w koncu ktos zaczyna miec podobne problemy do mnie. Musze chyba isc do lekarza jednak zeby sie upewnic czy na 100% to nerwica. Niestety na pytania te nie odpowiem, sama nie znam odpowiedzi, a bardzo bym chciala poznac.. ;/ Widze wiec po Was, ze zycie z nerwica jest baaardzo trudne. Wkolko mnostwo pytan, watpliwosci, masakra;/ Gdy wydaje sie, ze juz wszystko jest w porzadku i zaczyna sie ukladac z jakims chlopakiem, to wtedy nagle trach jakis i zataczam kolko od nowa.. Nie jest tak?Tez tak macie?Czy może tylko tak ja mam? Ja mam wkolko mnostwo watpliwosci :( Ja po prostu nie wiem czy na pewno to mam, ale Ezekiel tez napisal,ze widzi tu symptomy nerwicy lekowej.. Moze Wy tez cos napiszecie?

 

 

Widzisz, ja już chyba z 6 raz wracam w błędne koło....Ale ciagle z ta samą dziewczyną, więc chyba to cos więcej, skoro ciagle chcę do Niej i dla Niej wracać? Też mi przez głowę czasmi przewija sie moja była partnerka, z która byłem 2,5 roku, a które po prostu z dnia na dzień stwierdziła sms-em, ze juz nigdy sie nie zobaczymy...Mój chory (tak mi się wydaje) umysł, tworzy imaginacje, jakby było z nia, czy by sie nam nie udało, chociaż na logike wiem, jak bardzo mnie skrzywdziła...Zastanawiam się, czy poprostu jakieś mimowolne mysli odnosnie zranienia obecnej dziewczyny (wizje związku z kims innym, mówienie, ze nie kocham), moga być związane z porzuceniem przez poprzednią partnerke...Dla mnie najgorsze, ze powoli zaczynam tracic juz siły...Nie wiem, czy to ta nerwica czy może faktyczny brak miłości...Czasami już nawet nie wiem,c zy jest sens walczyć...eh, zastanawiam sie, czy nie prosciej byłoby samemu, chcoiaż wiem, ze moja M. nadaje sens mojemu życiu i sprawia, że staje sie lepszym człowiekiem...Przeraża mnie, że bywają okresy, że czuję się zmęczony związkiem, obecnoscia drugiego człowieka....i wtedy nie wiem, czy to choroba, czy to Ja...straszne...Nie umiem sam okreslic, czego chcę, a boje się, ze podczas psychoterapi, która zaczynam w piatek, wyjdzie, że faktycznie nie kocham, a choroba jest tylko moja ucieczką....:(:(:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zrozumcie, że to choroba. U mnie było tak, że z dnia na dzień wszytsko się zmieniło. Przez dwa lata byłam mega zakochana i szczęśliwa.. marzyłam o wspólnej przyszłości i potem w jednej chwili zupełnie odwrotnie plus objawy fizyczne... także ja sądze ze to chore.. sami piszecie, że chcecie zeby było normalnie i chcecie być z waszymi połówkami tylko lęki są tak silne, że mimo wszytsko staracie się od nich uciec ( kończycie związki)... wiadomo, że ja tez mam czasem wątpliwoście czy to nerwica ale jak sobie to przeanalizuje to dochodzę do wniosku, że to nie jest normalne. Też bałam się ze podczas psychoterapii wyjdzie, że nie kocham, ale teraz widzę ze to nie na tym polega. Ja poproatu odpowiadam na pytania, babka nie sugeruje mi uczuć.. nawet sama mówi, że jest we mnie jakas negatywna emocja która tego wieczoru sie pojawiła i ja się jej wystraszyłam i do teraz we mnie siedzi. Przecież byłam z osobą przy której czułam sie dobrze i nagle coś się zmieniło... Podczas psychoterapii naprawde czuję sie dobrze !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zrozumcie, że to choroba. U mnie było tak, że z dnia na dzień wszytsko się zmieniło. Przez dwa lata byłam mega zakochana i szczęśliwa.. marzyłam o wspólnej przyszłości i potem w jednej chwili zupełnie odwrotnie plus objawy fizyczne... także ja sądze ze to chore.. sami piszecie, że chcecie zeby było normalnie i chcecie być z waszymi połówkami tylko lęki są tak silne, że mimo wszytsko staracie się od nich uciec ( kończycie związki)... wiadomo, że ja tez mam czasem wątpliwoście czy to nerwica ale jak sobie to przeanalizuje to dochodzę do wniosku, że to nie jest normalne. Też bałam się ze podczas psychoterapii wyjdzie, że nie kocham, ale teraz widzę ze to nie na tym polega. Ja poproatu odpowiadam na pytania, babka nie sugeruje mi uczuć.. nawet sama mówi, że jest we mnie jakas negatywna emocja która tego wieczoru sie pojawiła i ja się jej wystraszyłam i do teraz we mnie siedzi. Przecież byłam z osobą przy której czułam sie dobrze i nagle coś się zmieniło... Podczas psychoterapii naprawde czuję sie dobrze !

 

No u mnie to jakoś po 2,5 roku...wracałem od mojej M. samochodem i nagle głupa mysl w głowie: nie kocham Jej...Psycholog powiedział mi, ze istotnym było, że kilka ok. 2 tygodnie wcześniej miałem wpadek samochodowy. Niby nic mi sie nie stało poważnego (skręcenie kręgosłupa szyjnego, stłuczona czaszka, pocięte ręce), ale ponoć takie urazy aktywują jakies psychiczne, skrywane leki i obawy....Faktem jest też, że przez te pierwsze 2 - 2,5 roku związku to ja byłem tą osobą, która "bardziej kocha": obsypywałem kwiatami, pisałem wiersze, robiłem prezenty, wine brałem na siebie, panicznie bałem się, ze moja M. mnie zostawi i robiłem wszystko, aby tak sie nie stało...Jak tylko trochę dłużej nie odpisywała na smsa, to od razu zastanawiałem się, czy nie zrobiłem czegoś źle, przepraszałem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tez do momentu choroby panicznie bałam się ze moj T mnie zostawi. Nawet potrafiłam się rozpłakać bez powodu ,z obawy tego aby mnie nie zostawił ;) Także coś w tym jest...

 

hehe, a czy wydaje Ci sie czasami, jak zbliża się "zły" czas, że np. Ty jesteś dla Niego za dobra? Jak w ogóle wyglądają u Ciebie epizody chorobowe? Czy zmieniają się codziennie np. (jeden dzień super, drugi do d**y), czy raczej np. kilka miesięcy, tygodni ok, a potem kilka miesięcy, tygodni źle?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agata_08, ale Ty sama sobie odpowiadasz na pytanie zadając kolejne pytania. Wystarczy teraz tylko uświadomić sobie nielogiczność tych myśli. Sama mówisz, że nagle znikąd przychodziła konieczność powrotu do byłego. To też pewnego rodzaju rytuał. Ten, który pomagał Ci się uwolnić od obaw dotyczących obecnego partnera, później już tylko zostawiałaś byłego.

Myślę, że gdyby nie nerwica, a może raczej gdyby nie to, że nie potrafisz sobie z Nią radzić to mogłabyś być szczęśliwa z każdym z tych facetów. Często jest też tak, że docenia się po utracie, a ta świadomość przychodzi u nerwicowców często dopiero wtedy kiedy widzi się byłego z inną, chociaż wracanie myślami do byłego też może być formą natręctwa.

daredevil9, jeśli podczas psychoterapii wyjdzie, że to nie to, to wtedy zmień psychologa. Racjonalizowanie z puntku widzenia psychologii pomaga znaleźć przyczynę lęku, tylko, że to może być dowolna przyczyna byleby chory w nią uwierzył. Tak nie rozwiążesz problemu, a jedynie go pogłębisz, więc w razie czego uciekaj i zmieniaj psychologa:). Twoje wątpliwości co już dawno powinieneś sobie uświadomić są wynikiem nerwicy, a raczej nie same wątpliwości, a natręctwa i lęki, które skupiają Cie wokół tych wątpliwości. To, że ktoś Cie tak potraktował w przeszłości też ma oczywisty wpływ, sam fakt, że w ogóle wracasz do tamtych chwil po tylu latach jest dowodem na to jak daleko sięga Twoja nerwica by tylko zasiać wątpliwość w Twojej głowie. Twoje uczucie zmęczenia związkiem i obecnością partnera jest też wynikiem narastającej w Tobie apatii - apatia jest najbardziej widocznym skutkiem nerwicy. To przeszywające uczucie obojętności, odosobnienia, braku odczuwania radości, pozytywnych emocji w ogóle. Ten apatyczny stan tylko pomaga "łykać" te farmazony, które próbuje wmawiać Ci nerwica. Ta zawsze skupiać się będzie na sprawach ważnych. W jaki sposób bowiem miałbyś się martwić lękiem dotyczącym rozlanego mleka czy nieświeżej ryby w restauracji?

karola21101987, kolejny raz sama sobie udowadniasz, że to nerwica właśnie. Każdy odczuwa jakiś tremę przed zmianami, czymś nowym, po prostu stresującymi sytuacjami. Te na pewno są stresujące. U Ciebie to kolejny powód by poddać pod wątpliwość Twoje uczucie. Zmierz się z nimi, a zobaczysz, że nie było się czego bać:) poczekaj powoli, a wszyscy wokół włącznie z Tobą się przyzwyczają i już nie będzie stresu:). Skąd możesz wiedzieć jaka powinna być miłość i czy powinna być łatwiejsza skoro sama nie potrafisz sobie odpowiedzieć jaka dokładnie Ona powinna być? Łatwiejsza? To przymiotnik podsuwany przez nerwicę właśnie - łatwiejsza bo jedyne co chcesz czuć w związku z nerwicą to ulga. Miłość to nie tylko radość z otrzymywania szczęścia, ale przede wszystkim wyrzeczenia i cierpienie miejscami :), nie szukaj doskonałej miłości, bo ta istnieje tylko w doskonałym świecie:). Powalcz ze swoim lękiem zamiast uciekać, a w końcu ten ucichnie i zrozumiesz, że cierpliwością zyskujesz spokojną miłość!

 

Jest dokładnie tak jak mówi człowiek nerwica i agucha. Wy po prostu za dużo myślicie, za bardzo chcecie i uzależniacie od tego co czujecie własne szczęście. Stąd nawet nie wiecie, że już macie z czego być szczęśliwymi. Przestaje Was cieszyć wszystko przez te chore wątpliwości, których nie potraficie zwyczajnie "olać". To jest naprawdę choroba, to Ona wkręca Was w nieustającą analizę. Sami wiecie, że to nie jest normalne - to pierwszy punkt zaczepienia. Sami też bardzo chcielibyście by było normalnie, inaczej, nie wiecie często nawet jak, ale po prostu żebyście mogli się cieszyć - to drugi punkt zaczepienia! Kolejnym są niezrozumiałe wahania nastrojów i wątpliwości, których sami nie rozumiecie - to dlatego szukacie odpowiedzi tutaj - bo nie rozumiecie ich istoty, przyczyny pojawiania się ich, a to dlatego, że są nieracjonalne. To ewidentnie choroba - Nerwica lękowa i natręctw naprzemiennie.

 

Wyzdrowienie z nerwicy to sztuka stopniowego przełamywania barier, tak samo jak droga do szczęścia. Nic nie przychodzi tak po prostu, cudowną metodą i od razu. Nauczcie się cierpliwości. Racjonalizujcie analizując te zdrowe myśli, te problemy, które Was nie nękają szukając podobieństw w mechanizmach pojawiania się wątpliwości i dostrzeżecie, że nie ma się czego bać, że boicie się czegoś czego w istocie nie ma. Boicie się braku miłości, a jeśli w istocie jej nie ma to nie ma jej dlatego, że Wy jej nie czujecie, bo nie chcecie przez wasze wątpliwości, nie zaś dlatego, że cudowne fatum jeszcze nie przedstawiło Wam czającego się za rogiem prawdziwego szczęścia.

Zastanów się dlaczego zakochałeś/zakochałaś się akurat w niej/nim? Czy to była jedyna kobieta/facet na świecie? Nie! To po prostu był ktoś dla Was wyjątkowy. Wątpliwości przychodzą zawsze bo nie istnieje pewność. Wy w nerwicy jej wymagacie, a to nierealne. Zrozumcie to wreszcie, że ten Wasz chorobliwy mechanizm poszukiwania pewności i eliminacji wątpliwości jest po prostu wyuczonym patologicznym systemem. Wątpicie we wszystko, nawet w to, że to choroba. Szukacie ulgi, tylko to się dla Was liczy, to "najłatwiejsze". Stąd coraz trudniej jest Wam znieść własne życie. Nauczcie się więc cierpliwości.

Przecież Wy nawet nie wiecie co jest dla Was szczęściem, co nim będzie, jaka powinna być ta miłość, a oczekujecie, że spadnie jak manna z nieba. Miłość trzeba nauczyć się dawać od siebie i możesz ją dać każdemu byleby tylko miał cechy, które Ci odpowiadają. Wątpliwości będą zawsze.

W sitcomie "How i met your mother" był motyw, w którym to Barney Stinson nie potrafił przelecieć jednej dziewczyny tylko dlatego, że wiedział, że gdzieś za rogiem może czaić się lepsza. Nie potrafił nawet określić co właściwie znaczy lepsza, ale w pewnym momencie po prostu oszalał. To świetna metafora dla Waszego nerwicowego problemu :). Cudowne fatum, które nie ma racji bytu, ale staje się Waszym celem w życiu.

Pamiętajcie, że słusznie uznaje się iż fobia społeczna to reakcja wyuczona, a więc co za tym idzie można się jej oduczyć. Właśnie na drodze cierpliwości i ćwiczeń, a nie przez uciekanie od przedmiotu lęku! Pamiętajcie więc, że z lękiem nie jest jak ze strachem - uciekając od tego czego się boimy nie wygramy z lękiem, ponieważ lęk zawsze wraca gdyż dotyczy sytuacji i często jest nieokreślony, a strach to zwykłe uczucie w momencie realnego zagrożenia.

 

Ponadto odniosę się jeszcze do mojej ostatniej rozmowy z pewnym psychiatrą. Prowadzone są badania nad znaczeniem innych hormonów dla lęków i wątpliwości, które odczuwamy. Częściowo badania dowodzą, że takie hormony jak oksytocyna mają bezpośredni wpływ na odczuwanie miłości czy przywiązania. Początkowo sądzono, że hormon ten jest typowo "kobiecy" i wiąże się bezpośrednio z procesem porodowym. Teraz wiadomo, że wpływa także na odczuwanie szczęścia i miłości. Uważa się, że jego wzrost będzie stymulował poczucie szczęścia i przywiązania, zwłaszcza w sytuacjach intymnych kiedy to jest wydzielany, ale część badań pokazuje, że nadmiar tego hormonu w organizmie może powodować negatywne reakcje. Osoby, z podwyższonym poziomem oksytocyny nie potrafią nie tylko odczuwać szczęścia związanego ze swoją osobą, ale także przede wszystkim nie potrafią cieszyć się szczęściem innych. Stają się wręcz zazdrośni o sukcesy innych, często negując ich wartość, a jednocześnie zawyżając wartość własnych sukcesów.

Po drugie dowodzi się stopniowo, że wykorzystanie innego hormonu - kortyzolu może pomagać w walce z fobiami i lękami. Jest to tzw hormon stresu, który powoduje osłabienie obrazu lęku. To taka forma "odwrażliwiania" na lęki kiedy łatwiej jest się nimi zmierzyć, a co za tym idzie uświadomić sobie, że lęk jest absurdalny i po prostu w to uwierzyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak wygladają moje epizody hmm..? Epizod trwa juz 3 lata :P Ale chodzi o to jak nerwica jest nasiolna to czuję lęk, nie umiem jeść, płaczę calymi dniami.. Następnie czuję silna potrzeba zerwania.. przypominają mi się chwile w których go odpychałam co powoduje ze myśle hm faktycznie go nie kocham, skoro czasem miałam ochote mu powiedziec nie kocham Cie.. odejdz.. ale myślę ze to ciagle byla nerwica.. potem myśle ze jestem z nim z litości itp.. Ciągle zastanawiam sie nad tym czemu zaczełam czasem odtrącać go jak sie do mnie tuli czy to tez wynik nn? Oczywiscie te odpychanie zaczęło sie po tym jak zachorowałam i niby jak mi przeszło.. Czułam się z tym źle ze nei mam ochoty na seks i moje libido i odczucia sa rowne 0 . Ale to jednak nakreca myśli ze sie nie kocha. No i te wybuchy złości albo jak ktos mnie wkurzył np mam to zaraz myśl ja go nie kocham w sensie mojego pratnera, to bezsensu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, masz strasznie duzo racji, ale nie wiem czemu w ogole mnie to nie uspokaja. Z jednej strony ciesze sie, ze czytajac to co piszesz czuje jakbys siedzial w mojej glowie. Potrafisz w dodatku te moje mysli wyjasnic, bo ja naprawde nie wiem czego chce i faktycznie chcialabym zeby bylo latwiej, bo tak czuje wlasnie, ze powinno byc latwiej, ale nie potrafie sobie odpowiedziec na pytanie dlaczego i jak to latwiej mialoby wygladac...

To bardzo trudne dla mnie. Wiem, ze mam nerwice, z drugiej strony nie chce popadac w swiadomosc, ze az taki ma wplyw na mnie, czasami chyba wole wierzyc, ze nie ma zebym nie uwierzyla, ze jestem jakas aspoleczna czy szlaona... Czasami tez naprawde czuje zazdrosc, ze inni maja lepiej, choc faktycznie nie maja, ale potrafia sie cieszyc, a ja sie zastanawiam "kiedy ja bede wreszczie szczesliwa" i to mnie jeszcze bardziej przygnebia. To jak mowi czlowiek nerwica, tez za bardzo chce chyba... Nie potrafie sie zdystansowac do tego co sie dzieje w moim zyciu :( moze to tez wlasnie przez moj brak cierpliwosci i faktycznie latwo mna sterowac, latwo steruje mna moja nerwica, moje leki, moja analiza, ktora wpycha mnie w te wapliwosci i moja Pani psycholog, ktora caly czas podsuwa mi te najlatwiejsze rozwiazania... Moze faktycznie przyjela zla taktyke? Jakis zly plan leczenia?

agucha, ja mialam tak samo jak Ty i daredevil - pamietam, ze potrafilam plakac bez powodu przez kilka dni. Potrafila rozplakac sie blagajac by mnie nie zostawial i nie szukal sobie innej, a drugiego dnia myslalam "a moze to faktycznie nie to" - jakas masakra!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tzn od momentu kiedy zachorowałam juz nie mialam myśli ze on mnie zostawi to własnie sie zmieniło.. od momentu jak go poznalam do momentu mojej choroby czyli 2 lata bałam sie ze mnie zostawi itp chociaz nie mialam do tego powodu.. tylko ze wszytsko tedy bylo okej.. bylam najszczesliwsza kobieta na swiecie i mega zakochana..:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeny, jak ja czytam te wasze posty, np ten Twoj agucha,to tak jakbym widziala siebie. Ja tez czulam cos podobnego co Ty. jak bylam z bylym zrywalam z nim z 4 razy chyba, bo za kazdym razem przychodzila jakas zniechecajaca mysl. Wtedy wszystko w nim bylo od razu na nie, wlasnie tez ten seks nie sprawial mi w ogole przyjemnosci, wrecz przeciwnie, czulam sie jakbym nic nie czula heh.To mnie jeszcze bardziej zniechecalo od niego, az zrywalam. Potem ryczalam, bo go stracilam i sama nie rozumialam czemu ja tak sie zachowuje. Z tym,ze ja nie wiem czy sie w nim zakochalam,na pwno nie od razu. Ale wiem,ze byly okresy kiedy naprawde szczerze powiedzialam mu "kocham cie" po czym po kilku dniach nagle wydawalo mi sie,ze go nie kocham. Tlumaczylam to tym, ze to jednak nie milosc, a po prostu zbyt szybko okazalam mu uczucia , ktore byly zludne. Ale on dalej wracal. I wraca do teraz. Juz bylo dobrze, 2 meisiace nie bylismy para i nie tesknilam za nim. A teraz gdy znow spotykam sie z kims innym i znajomosc zaczela sie coraz bardziej rozwijac, znow przyszedl byly. I znow to samo. Nagle zniechecenie do obecnego chlopaka, chce powrotu do bylego, chce mi sie ciagle ryczec, choc sama nie wiem czemu. Byly snil mi sie dzis 3 raz z rzedu, mimo,ze ja wcale tego nie chce. Chce zapomniec i co z tego?On wraca jak bumerang. Mam wiec mysli, czy to byla milosc skoro wraca? Bo ja nie ejstem teraz zakochana w tym chlopaku,nie ejst w moim typie, ale jest fajny, milo spedzamy razem czas. Nie wiem tylko i zadaje sobie pytanie, czy warto dalej sie z nim spotykac skoro znow wrocil byly? Czy warto ciagnac ta znajomosc, skoro on nie ejst moim idealem? Czy ja sie z nim spotykam tylko po to zeby nie byc sama? Bo narazie to ja nei czuje zadnej chemii. Fakt,ze zanim przyszlo to zneichecenie czulam sie inaczej, lepiej , no ale teraz to ja jzu sama nie wiem co czuje. Ja sie po prostu boje, ze ja sobie wmowie,ze jestem zakochana, bo przeciez widze w nim wady. Np nie podoba mi sie,ze jest niski, ze nosi nie takie buty itd. No ale lubie go. Co mi radzicie? przeciez nie wroce juz teraz do bylego,mimo,ze na ta chwile "niby" tego chce. On ma juz inna laske, mnie ma w tylku i to wlasnie wywoluje we mnie jakis smutek. Odkad mam to zniechecenie ja bym mogla ciagle plakac. Co z tym chlopakiem z ktorym sie teraz spotykam? Warto to ciagnac dalej? Powiedziec mu o tych moich problemach? Ale wiem,ze jesli bym przestala sie z nim teraz spotykac, to bym tez ryczala, bo czula bym sie juz calkiem sama. ze nie mam wsparcia itd. Cos mi radzicie moze?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

karola21101987, ale tak właśnie się dzieje w nerwicy. Wszystko kręci się wokół Twoich wątpliwości. Wątpliwość, że nerwica może mieć wpływ na to czy tamto, wątpliwość czy to powinno być takie czy inne chociaż dla żadnej wątpliwości nie ma argumentów. Po co jesteście na tym forum? Bo nie znaleźliście odpowiedzi na własne wątpliwości. Czasami wmawiacie sobie jakiś powód, tak jak z partnerem i się rozstajecie by poczuć ulgę, a potem nerwica znajdzie nowe wątpliwości, których musi się czepić. Czepia się innych ważnych sfer w życiu i dalej nie rozumiecie jak to się dzieje i dalej szukacie powodu dla swojego niepokoju i wątpliwości, które przeradzają się w końcu w lęk i znów uciekacie. W końcu uczepia się myśli, że może jednak niepotrzebnie skończyłam ten związek i tak w nieskończoność. To typowe w nerwicy!

Tym łatwiej jest sterować osobą w nerwicy i bardziej cierpi i im mocniejszy odczuwa lęk/niepokój. Wtedy po prostu uwierzy we wszystko i wszystkiego spróbuje by poczuć ulgę. Z cierpieniem trzeba się mierzyć by z nim wygrać, a nie od niego uciekać, bo kiedy przestaniesz uciekać to znów Cie dogoni.

agata_08, nie zauważyłaś, że z Twoimi snami jest dokładnie jak z Twoim życiem w związkach? Im bardziej czegoś chcesz tym bardziej jest na odwrót. Im bardziej skupiasz się na tym by nie śnić i nie pamiętać byłego tym bardziej On Cie nawiedza i tym bardziej jesteś przekonana, że to On jest przyczyną tego, że nie potrafisz pokochać obecnego partnera. Podobnie jest w związkach - dokładnie tak samo było z moją dziewczyną i jestem pewny z każdym kogo nawiedziły takie natręctwa i lęki jak opisywane tutaj, a więc odnośnie braku uczucia. Im bardziej chciała pokochać tym bardziej to ją męczyło, że nie kocha i tym mocniej utwierdzała się, że to nie może być to skoro nie czuje, nie ma pewności co do uczucia. Tak się nakręcała tą analizą, że w końcu uwierzyła, że nie kocha. Tak samo jest z Tobą. Analizujesz dotąd aż utwierdzisz się, że to nie ten bo mi się "nosi nie takie buty". Każdy ma wady, ale w zdrowym umyśle skupiasz się na zaletach nie wadach. Czasami nawet wad nie widać, a nerwicowy umysł i tak sobie jakieś stworzy by móc uargumentować swoje wątpliwości co do braku uczucia. I powstaję takie "kwiatki" jak brzydkie buty... Nikt nie jest idealny pamiętasz?:)

Przypomniał mi się kolejny, ale jakże mocny argument w racjonalizacji uczucia. Podczas listopadowej konferencji na temat depresji i zaburzeń lękowych rozmawiałem z renomowaną Panią psycholog, która otwarcie krytykowała metody racjonalizacji przez dobieranie jakichkolwiek sensownych argumentów w celu wytłumaczenia źródła lęku - uznała, że jest to właśnie ucieczka od problemu, a więc w istocie żaden sposób na walkę z nerwicą, ale skrytykowała także poszukiwanie w ogóle źródeł lęku czyli tzw. sytuacji lękotwórczych, ponieważ lęk jest uogólniony w nerwicy, a więc przyczyny nie istnieją mówiąc po ludzku.

Przejdźmy więc do argumentu, który mi przytoczyła. Nie przytoczę dosłownie cytatu, ale ogólny zarys jak najbardziej:

Proszę się zastanowić - dlaczego osoba, która twierdzi, że nic nie czuje tak bardzo chciałaby poczuć coś do partnera? Ano właśnie dlatego, że w głębi siebie coś czuje tylko jest to stłumione przez nerwicę. Jak to wygląda w praktyce? Człowiek nękany nerwicą często potrzebuje pewności co do uczucia kiedy pojawiają się wątpliwości. Te wątpliwości przez to, że są tak uwidaczniane przez nerwicę wyjątkowo bolą - bolą bo dotykają spraw, na których nam naprawdę zależy. Bolą bo w gruncie rzeczy i właśnie w głębi serca kochają. Kochają, a te wątpliwości ich przeszywają. Stąd dochodzi do sytuacji kiedy płaczą, kiedy nie rozumieją samych siebie. Gdyby nie czuli nic w istocie, nie potrzebowaliby i nie poszukiwaliby upewnień, nie baliby się tego w ogóle. Byłaby to sprawa, na której im nie zależy, a więc tak jak inne sprawy, które są mało istotne przechodziłyby bez echa. To właśnie fakt przywiązania, poziomu ważności partnera dla takiej osoby, w istocie też samego uczucia sprawia, że wątpliwości tak bolą, bolą tak bardzo, że aż pojawia się lęk. Lęk, który w nerwicy jest uogólniony skupia się na sprawach, których najbardziej się boimy. Stąd człowiek nękany nerwicą jest w stanie uwierzyć we wszystko. Tylko, że wraz z ucieczką przez lękiem ucieka się przed człowiekiem. Gdyby w istocie nie było żadnego uczucia to nie byłoby problemem zostawienie partnera, nie było by lęku, nie byłoby nękających wątpliwości, nie bolałoby to tak bardzo albo wcale. W takich sytuacjach kiedy już się zdecyduje na rozstanie człowiek unika także partnera bo boi się go panicznie, boi się, że to on jest przyczyną lęku, a jako, że w nerwicy boimy się bać to unikamy go tak na wszelki wypadek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×