Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość schizoidalna


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

dla mnie frustrujące jest, że nie wiem, czy zaburzenie jest głębokie i jak to ma wyglądać, żeby było dobrze. to znaczy jak mają wyglądać zdrowe relacje, proporcje zależność/niezależność, "zdrowy" egoizm, zaangażowanie i pomoc innym. i nikt mi na te wątpliwości nie odpowie, o.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja najbardziej nie lubię rozmów "o byle czym"; nie umiem rozmawiać "o byle czym", musi być jakaś tematyka i konkretne zagadnienie związane z tematyką dla rozpoczęcia rozmowy

Też się dopisuję. Przez całe życie rozmawiałem z ludźmi o tym, co w jakiś sposób dzieliłem wspólnie z nimi - czy to chodząc do szkoły i rozmawiając na tematy z nią związane, czy też pracując i rozmawiając w niej na wiadome tematy. Rzadko można poznać interesującą osobę, choć pewnie i ja nie powiedziałbym, że jestem szczególnie interesujący, aczkolwiek obserwując innych, trudno nie odnieść takiego wrażenia. W większości przypadków jednak nie mam problemów by rozmawiać o niczym, jednak w środowisku własnej rodziny ciężko mi jest rozmawiać o czymkolwiek, gdyż poziom rozmów stoi na tak wysokim poziomie, stąd też jestem odbierany przez nich jako kompletnie inna osoba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sam mam zdiagnozowane cechy osobowości schizoidalnej i unikającej po paromiesięcznym pobycie na oddziale dziennym, niewiem ile mam jednego ile drugiego ale nieważne, chciałem sie was spytać jacy byli wasi rodzice, jak was wychowywali? mi sie wydaje, że wpływ rodziców w dużym stopniu wpłynął na te gowniane zaburzenia.

 

U mnie matka była wpissdu nadopiekuńcza, narzucająca się, chciała chyba mnie od wszystkiego uchornić:| robić za mnie wszystko chciała, stary był i jest dalej alkoholikiem, pamiętam jak darł sie po matce nie raz, wtedy nie mogłem tego znieść, a ona uległa wobec niego ciągle, pewnie ma jakąś osobowość zależną.

 

Byt zapewniali, dach nad głową itd, potrzeby materialne, ale nie było w tym domu emocjonalności, tego mnie nikt nie nauczył, od małego zaprzeczałem swoim uczuciom. Dziś czuje ogromną wściekłość do matki, ona oczywiście nie poczuwa sie do niczego, a mnie roznosi od środka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chciałem sie was spytać jacy byli wasi rodzice, jak was wychowywali?

U mnie matka i babcia (bo babcia też miała spory wkład w moje wychowanie) były nadopiekuńcze życiowo, ale nie zaborcze, to bardziej ja chciałem, żeby wszystko za mnie robiły i one się na to zgadzały. Babcia to mnie wręcz rozpieszczała i we wczesnym dzieciństwie niewykluczone, że ślepo mnie za byle co chwaliła. Matka i babcia okazywały mi sporo czułości. Ojciec alkoholik, poziom opiekuńczości życiowej wobec mnie - przeciętny. Awantury przez ojca podobno były, gdy byłem mały, ale mnie nie dotyczyły. Największym błędem wychowawczym to była raczej nadopiekuńczość matki i babci oraz o wiele za duża łagodność rodziny wobec mnie. Rodzice wymagali ode mnie mało, a babcia prawie nic; krytyki wobec mnie też było zbyt mało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie ojciec się powiesił, podobnie jak jego ojciec- rodzinna tradycja można powiedzieć. Matka, wiadomo, pewne rzeczy starała się rekompensować zarówno sobie jak i mnie, ale bez jakiś mocnych dziwactw- jak teraz o tym myślę, to zrobiła wszystko najlepiej jak można było. Do tego starsza siostra, babcia- ogólnie kobiety mnie wychowały. Nie wiem czy wychowanie miało jakiś wpływ na moje zo, tzn pewnie wychowanie+sytuacje życiowe sprawiły że wszystko tak się potoczyło ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie matka była wpissdu nadopiekuńcza, narzucająca się, chciała chyba mnie od wszystkiego uchornić:| robić za mnie wszystko chciała, stary był i jest dalej alkoholikiem, pamiętam jak darł sie po matce nie raz, wtedy nie mogłem tego znieść, a ona uległa wobec niego ciągle, pewnie ma jakąś osobowość zależną.

 

Byt zapewniali, dach nad głową itd, potrzeby materialne, ale nie było w tym domu emocjonalności, tego mnie nikt nie nauczył, od małego zaprzeczałem swoim uczuciom. Dziś czuje ogromną wściekłość do matki, ona oczywiście nie poczuwa sie do niczego, a mnie roznosi od środka.

 

coś w tym jest, może jakaś reguła nawet, bo u mnie dokładnie, dokładnie tak samo, z tą różnicą, że ojciec nie pił, ale był agresywny, despotyczny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

coś w tym jest, może jakaś reguła nawet, bo u mnie dokładnie, dokładnie tak samo, z tą różnicą, że ojciec nie pił, ale był agresywny, despotyczny.

To chyba jakaś reguła rzeczywiście, u mark123 też nadopiekuńczość z tego co napisał, moj ojciec też był agresywny tzn taki wybuchowy, z nienacka mogł wybuchnąć o niewiadomo co, a po alko to już wogóle. Matki twierdzi, ze przez 5-6 lat byłem kontaktowy i wogole niby spoko, a od okolo 5-6 roku życia zaczął sie wycof, zresztą ja z nią nia rozmawiam wogóle, to były pytania w kłutni z nią. W rodzinie nie ma osób z takimi zaburzeniami, ani od strony ojca ani matki z tego co wiem, a u was jak jest? Moja starsza siostra przeciwienstwo mnie nawet.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie nie nudzi jedynie gadanie "o niczym" ale rozmowy ogólnie. Nie lubię rozmawiać nawet na tematy, które są w kręgu moich zainteresowań.

 

Co do nadopiekuńczych rodziców to również mam matkę, które potrafi wszystko zrobić za mnie, jednakże taki stan rzeczy jest dla mnie bardzo wygodny, gdyż dzięki temu nie muszę zajmować się sprawami związanymi z odgórnie narzuconymi normami prawnymi, czy zaopatrzeniem mieszkania. Jeżeli chodzi o wpływ ojca na moje wychowanie, to ciężko go ocenić i był on raczej znikomy z uwagi na fakt, iż został on zamordowany gdy miałem 6 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałam do czynienie z taką osobą. Gdybym tylko mogła cofnąć czas wolała bym jej nie poznać. Miałam pecha bo się w nim zakochałam...a potem przepłakałam dwa lata...tylko dzięki pomocy psychologa udało mi się zapomnieć, zacząć wszystko na nowo...ale gdzieś tam nadal boli....staram się żyć dalej, poukładać życie w związku, założyć rodzinę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałam do czynienie z taką osobą. Gdybym tylko mogła cofnąć czas wolała bym jej nie poznać. Miałam pecha bo się w nim zakochałam...a potem przepłakałam dwa lata...tylko dzięki pomocy psychologa udało mi się zapomnieć, zacząć wszystko na nowo...ale gdzieś tam nadal boli....staram się żyć dalej, poukładać życie w związku, założyć rodzinę.

Hmm.. schizoid zaczej nie rani tak bardzo innych jak np. narcyz czy border., bo malo go ludzie obchodza, ten typ osobowosci nie wchodzi w relacje (glebsze).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie dlatego taki facet rani (-subiektywnie uczucie zakochanej) dlatego, że nie potrafi wejść z nią w głębszą relację, nie potrafi, ucieka, płoszy się, i boi się związku, zresztą to nie jest tylko "wina" takiego faceta, ale też po trochu sama jest sobie "winna" sama zakochana. Delikatniej nie potrafiłam ująć swojej opinii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Życie z SPD trochę mi się poukładało. Stanów depresyjnych mam dużo mniej, za to trzeba było leczyć zaburzenia kompulsywne. Na szczęście to było łatwiejsze do skorygowania lekami. Zacząłem się odnajdywać w byciu samym sobą. Schizoidalne cechy nie zniknęły, ale niektóre z nich zaakceptowałem, nad innymi pracuję, innych nawet nie ruszam, bo nie wierzę w ich ustąpienie. Ogólnie można by tak powiedzieć, że udaje mi się dużo częściej wkraczać w schizoidalną strefę komfortu. Moja interakcja ze środowiskiem jest nietypowa, mam rzadki kontakt z ludźmi i dużo czasu poświęcam zgłębianiu dziedziny, która mnie bardzo interesuje. Niestety póki co za mało jej rozumiem żeby z niej żyć, ale starczy mi bardzo niewiele do satysfakcji. Wystarczy, że stać mnie na wynajem pokoju i wyżywienie, bez reszty mogę się obejść, bo starczą mi wycieczki intelektualne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie dlatego taki facet rani (-subiektywnie uczucie zakochanej) dlatego, że nie potrafi wejść z nią w głębszą relację, nie potrafi, ucieka, płoszy się, i boi się związku, zresztą to nie jest tylko "wina" takiego faceta, ale też po trochu sama jest sobie "winna" sama zakochana. Delikatniej nie potrafiłam ująć swojej opinii.

Ja bym tutaj nie mówił o jakiejkolwiek "winie". W życiu bywa bardzo różnie, a i psychiki nikt sobie nie wybiera.

Jako typowy schizoid (to autodiagnoza, ale jestem jej prawie pewien) nigdy nie przypuszczałem, że mogę kiedykolwiek utracić niezależność emocjonalną. A jednak od pewnego czasu (również od kilku lat) coś dziwnego dzieje się w moim życiu... każdy jest mądry do czasu.

madlen92, jeśli Ci się wydaje, że masz całkowitą kontrolę nad całym swoim życiem, to możesz się kiedyś zdziwić.

Ja też bym wolał nie poznać osoby, o którą chodzi, bo wtedy uniknąłbym bólu. Ale jednak poznałem. Z jednej strony nie mogę przestać o niej myśleć, a z drugiej ciągnie mnie do nieskrępowanego podążania własną, samotną drogą. Tylko że ta moja "droga" nie satysfakcjonuje mnie już tak, jak dawniej... często wyraźnie czegoś mi brakuje... w ogóle, trochę się zmieniłem. Trudno mi przewidzieć ostateczny efekt tego wszystkiego. Pozostaje mieć nadzieję, że moja osobowość, rozwój osobisty, realizacja siebie jako istoty ludzkiej na tym skorzystają. Na takim etapie rozwoju sytuacji trudno określić sens tego, co się aktualnie dzieje i powiedzieć, że coś jest złe i "be" tylko dlatego, bo boli, albo kiedy indziej że coś jest fajne i dobre, bo sprawia przyjemność. Życie nie jest takie proste. Może kiedyś wyniknie z tego coś dobrego. Ja tam czasu bym jednak nie cofał, choć chwilami bywa ciężko. Życie jest po to, żeby coś się w nim działo, żeby coś przeżyć. Mimo wszystko wcale nie zazdroszczę sobie sprzed pewnego czasu, kiedy nie czułem tego, co czuję teraz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zycie bez siebie to sambojstwo, na szczescie malo schizoidow zaglada do srodka i mowi sobie prawde dlatego mamy wieksza populacje. Ja jak zajrzalem ostatnio do srodka to mialem mysli samobojcze pierwszy raz w zyciu. I pomyslec ze pewnie 90% schizoidow przez cale zycie nawet nie wie ze 'to' ma. Dla mnie cos jest nie tak z ich inteligencja ewentualnie godnoscia albo resztkami osobowosci ktore nie potrafia sie ze srodka odezwac.

 

Mam takie podejscie ze nie chce mi sie zyc bez siebie i bez osobowosci i ch*j, nawet go nie chce zmienic. JAk ktos 'ciagnie' na 'autopilocie' od momentu wstania z lozka to jego sprawa, mnie cos na to nie pozwala.

 

Mam jeden glupi pomysl na moje SPD, ale nawet to by mi sie raczej teraz nie udalo za bardzo.

 

Jesli ktos czytajac te wypowiedz ma mysli samobojcze(ja bym mial) to ssory, jeszcze sie nie wieszajcie, mowie tylko o swoim podejsciu.

 

Korat, to juz wiem co u 'CIebie' (cudzyslow zamierzony, taki schizoidalny zart), widzialem ze byles online, a pamietam kilka lat temu ze mi odpisales jak dopiero zdalem sobie sprawe ze mam SPD. Dzisiaj duzo wiecej wiem, chyba wszystko to co powinienem.

 

-- 10 sty 2015, 13:09 --

 

Zazwyczaj jakas frustracja popychala mnie do przodu, agresja, to czego chcialbym sie pozbyc.

A dzisiaj co sie stalo? Wracalem z pracy praktycznie w zupelnym spokoju... Skonczylem wczesniej, wracalem z grupka ludzi i szedlem sobie w ciszy nimi razem ale osobno. Patrzylem na otaczajacy swiat i czulem wrecz spokoj, praktycznie blogi spokoj, a tak naprawde to chyba nic nie czulem i bylem kompletnie wylaczony.

 

Czulem spokoj taki jak 20 lat temu gdy jako kilkuletni chlopak wracalem sam ze szkoly... I tak za kazdym razem. Tez czulem wtedy spokoj, ale czy tak ma wygladac zycie? Naprawde, jak zlikwidujecie sobie depresje, lęki, derealizacje i znajdziecie do tego samotnicza prace, a potem spojrzycie dookola i zachcecie zyc tak jak inni ludzie to czeka was niespodzianka... Na poczatku niby fajnie - błogi spokoj, mozna isc nad rzeke, do parku i posiedziec, ale to kiedys sie znudzi i zacznie sie pustka. I co wtedy? No wlasnie... Jakbym w takim spokoju jak dzisiaj mial odejsc w zaswiaty to nawet bym nie czul wielkiego strachu, jedynie ciekawosc... Taki to jest wlasnie stan, bycie schizoidem bedacym swiadomym swojego zaburzenia.

 

Zastanawialem sie czego mi brakowalo, zeby ten swiat zobaczyc dzis inaczej - doszedlem do wniosku ze jednej rzeczy - emocji. Brakowalo emocji, no i poza tym wiadomo - tez wspomnien, nawykow, kolegow itp.

 

W kazdym razie nie naleze do tego swiata i juz to sie staje meczace i nudne, nawet jesli wszystko jest tak błogie i piekne jak sie na pierwszy rzut oka wydaje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×