Skocz do zawartości
Nerwica.com

krzych91

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia krzych91

  1. Właśnie o to chodzi, że zdarza mu się przez to czasem cierpieć, ale chyba trzeba na to patrzeć jak na skutek uboczny właśnie tego, co taki stan daje. A jest to po prostu dystans, stan częściowego psychologicznego oderwania od rzeczywistości społecznej, świata zewnętrznego i jego spraw. To daje właśnie pewną niezależność, większą możliwość samodzielnego decydowania o własnej drodze, przeciwstawiania się presji społecznej. Ale wiadomo, schizoid też człowiek i w związku z tym nie maszyna, czasem takie "oderwanie" nastręcza pewnych kłopotów i cierpień. Choćby dlatego, że każdy ma przecież różne dni. Poza tym pewne niedostatki w sferze interpersonalnej bywają uciążliwe. Ale moim zdaniem takie trudności zasługują właśnie na określenie ich co najwyżej mianem "skutku ubocznego".
  2. Jeśli już ktoś ma osobowość schizoidalną, to raczej żaden z powyższych opisów nie powinien brzmieć całkiem obco... przynajmniej moim zdaniem. A co do pytania, to powiem tak: mój sąsiad ma osiem dych, jest kawalerem, mieszka sam i radzi sobie nie tylko ze szklanką wody, ale i z wyprawami rowerowymi do miasta po zakupy i z rąbaniem drzewa.
  3. Ja tak mam zwłaszcza, kiedy jestem zmęczony lub zajęty choćby własnymi przemyśleniami, a ktoś gada do mnie jakieś pierdoły i prowokuje do bezsensownego (w mojej ocenie) dialogu.
  4. Ja bym tutaj nie mówił o jakiejkolwiek "winie". W życiu bywa bardzo różnie, a i psychiki nikt sobie nie wybiera. Jako typowy schizoid (to autodiagnoza, ale jestem jej prawie pewien) nigdy nie przypuszczałem, że mogę kiedykolwiek utracić niezależność emocjonalną. A jednak od pewnego czasu (również od kilku lat) coś dziwnego dzieje się w moim życiu... każdy jest mądry do czasu. madlen92, jeśli Ci się wydaje, że masz całkowitą kontrolę nad całym swoim życiem, to możesz się kiedyś zdziwić. Ja też bym wolał nie poznać osoby, o którą chodzi, bo wtedy uniknąłbym bólu. Ale jednak poznałem. Z jednej strony nie mogę przestać o niej myśleć, a z drugiej ciągnie mnie do nieskrępowanego podążania własną, samotną drogą. Tylko że ta moja "droga" nie satysfakcjonuje mnie już tak, jak dawniej... często wyraźnie czegoś mi brakuje... w ogóle, trochę się zmieniłem. Trudno mi przewidzieć ostateczny efekt tego wszystkiego. Pozostaje mieć nadzieję, że moja osobowość, rozwój osobisty, realizacja siebie jako istoty ludzkiej na tym skorzystają. Na takim etapie rozwoju sytuacji trudno określić sens tego, co się aktualnie dzieje i powiedzieć, że coś jest złe i "be" tylko dlatego, bo boli, albo kiedy indziej że coś jest fajne i dobre, bo sprawia przyjemność. Życie nie jest takie proste. Może kiedyś wyniknie z tego coś dobrego. Ja tam czasu bym jednak nie cofał, choć chwilami bywa ciężko. Życie jest po to, żeby coś się w nim działo, żeby coś przeżyć. Mimo wszystko wcale nie zazdroszczę sobie sprzed pewnego czasu, kiedy nie czułem tego, co czuję teraz.
×