Skocz do zawartości
Nerwica.com

Toksyczne związki !!!! (związki które was wykańczają)


Rekomendowane odpowiedzi

Dla mnie to dziwne...no albo jesteście razem i mieszasz się w jego życie i jeździsz z nim i jego dziećmi na wakacje albo nie mieszasz i nie jesteście razem......... poza tym....z jednej strony nie odzywać się 4 dni ( taaa jasne 4 dni nie miał zasięgu :roll: ) to czyste chamstwo i olewanie cię ale z drugiej strony, to tez nie jest naturalne, że Ty potrzebujesz wsparcia przy....odchudzaniu.... nie przesadzajmy, to nie jest aż tak załamujący proces, ze potrzeba asysty kogoś bliskiego ;) czy Ty aby za często nie "jęczysz" mu w słuchawkę?

 

ps. To on jest na tych wakacjach z dziećmi czy kolegami w końcu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

linka, odchudzanie to proces długotrwały, po kilku dniach organizm się buntuje, spada nastrój, jest się bardziej przygnębionym, przynajmniej ja tak miałam na początku, pamietam po sobie, ja to tylko mniej jadłam i piłam dużo wody, a mój mózg szalał.

 

Motywacja, wsparcie, impuls który kieruje dalej Tobą, no to wspaniałe mieć takiego "męża" co miłym słowem obudzi chęć do dalszej pracy nad sobą, nie ukrywajmy, że kobiety robią to głównie ze względu na męźczyzn. ;)

 

A cztery dni bez zasięgu...no chciał odpocząć od Ciebie, bo w XXI wieku brak zasięgu praktycznie nie istnieje chyba, że jest w jakieś dziurze i ma playa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć wszystkim dzielcie sie swoimi doświadczeniami z toksycznych zwiążków.

 

 

Może najpierw zaczne .

Żyje w bardzo chorym związku jesteśmy małżeństwem z młodym starzem, (tylko z pozoru), tak naprawde to bardzo wiele juz przeżyliśmy.

Notoryczne kłótnie , to mało powiedziane raczej awantury z kórymi nie potrafie sobie poradzić , brak rozmowy - to bzdura jeśli ktos twierdzi że rozmową mozna wszystko rozwiązać , bo jeżeli jedna z osób nie chce to jej nie zmusisz chocby nie wiem co.

Także awantury, wyzwiska, poszturchiwanie to moje codzienne życie. Pół roku po małżeństwie miałam nadzieje że jeszcze się cos poprawi ale nic , dosłownie nic, sama nie wiem dlaczego w tym chorym związku jestem doprowadził mnie do stanu w kórym jestem . Brak ochoty do życia, odizolowanie się od bliskich , irytują mnie jak nie wiem co mam ochote uciec daleko wyprowadzic sie ,praca to dla mnie katorga , poczucie własnej wartości jest zerowe , ale co ja tu będę mówic jest nas tu wielu w takim stanie. Po prostu potrzebowałam się wyżaliś a to jedyne miejsce w kórym znajduje zrozumienie i przedewszystkim nie czuje sie samotna .Samotnośc to czuje od bardzo bardzo dawna , nie mam przyjaciół . Dziękuje że tu jesteście . Już nic nie pisze bo i tak to wszystko jest tak nieskładnie że nie chce na to patrzeć .

 

Pozdrawiam i miłego wieczoru

 

zalecam separacje natychmiastową od bliskich, zmianę otoczenia /czytaj miasta/, wyjazd na dobre wakacje i nie podawanie adresu nowego miejsca pobytu nikomu, absolutnie nikomu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jestem tu calkiem nowa i jest dla mnie zaskoczeniem jak wiele osob tkwi w chorych, toksycznych zwiazkach ... wolalabym nie mowic publicznie o tym jak wyglada moja relacja damsko meska powiem jednak ogolnie ze jest to doskonaly przyklad toksycznego zwiazku ...

 

bylismy ze soba ponad 7 lat, kilka lat wczesniej wiedzialam ze nie jestem z nim szczesliwa i ze wykanczam sama siebie tkwiac w tej relacji, mimo to uzaleznienie bylo silne i skutecznie pozbawialo mnie sil do postawienie jakis stanowczych krokow ... ponad 4 lata temu wyladowalam u psychiatry, diagnoza depresja - leki, wizyty, rozmowy ... po ponad roku nagle slysze z ust lekarki ze tkwie w toksycznym zwiazku i to on ponosi wine za moja depresje a nie jak wczesniej sadzilam praca. Zbuntowalam sie bo przeciez jak mozna takie bzdury gadac, w ciagu jednego dnia odstawilam leki i wizyty u lekarki, zaczelam zyc sama starajac sie utrzymac na "rownych nogach". Rok temu w wakacje pojechalismy do Rumunii, za duzo wypilam, film mi sie urwal ... tu dlugo by opowiadac co sie dzialo i jak przebiegala cala akcja, powiem tylko o skutku moj facet wywalil mnie z rzeczami z pokoju i kazal sie wynosic, sama tysiace kilometrow od domu myslalam ze zwariuje, bylam pod wplywem silnych emocji i pewnie alkoholu tez - dowiedzialam sie pozniej z rozmow z nim ze podobno calowalam sie z jakims gosciem w knajpie, wogole jednak tego nie pamietam ... do kraju wrocilam sama za posrednictwem ambasady (bogu dziekuje za rodzicow ktorzy mnie wsparli i przelali pieniadze aby mi ten powrot umozliwic) mowie o tym bo waznym dla mnie punktem jest chwila gdy w pokoju hotelowym wzielam prysznic, ogarnelam sie, polozylam na wielkim lozku i pomyslal jak cudownie sie czuje z mysla ze moge teraz robic co chce, kupic sobie ciuchy takie jakie mi sie podobaja, urzadzic mieszkanie tak jak ja chce, robic, myslec i chodzic wszedzie tam gdzie ja bede miec ochote ... nie plakalam bylam zdezorientowana ale dziwnie spokojna i moze nawet szczesliwa ...

 

ostatnie poltorej roku to koszmar ktory nadal sie nie konczy, powroty, rozstania, klotnie, wypominania, wyzwiska ... probowalam odejsc, odciac sie ale za kazdym telefonem, kazdym slowem mieklam i znowu ulegalam, pozwalalam by przychodzil, by byl ... przez trzy miesiace w wiosne nie bylismy razem, nie mielismy kontaktu tylko dlatego ze rozstalismy sie po kolejnej mega awanturze, blagalam go o szanse on jednak powiedzial nie i koniec, zaparlam sie w sobie, unikalam telefonu, staralam sie o nim nie myslec ... zmienilam sie, usmiechalam sie, bylam mniej zdenerwowana, nie krzyczalam jak opetana z byle powodu, nie narzekalam ciagle na wszystko ... naprawde sie zmienilam ... niestety on w czerwcu postanowil mnie odzyskac, przez dwa tygodnie gral kogos kim nie jest, uwierzylam mu ... teraz jest tak jak bylo przez ostatnie poltorej roku, ciagle klotnie, wypominania, do wrzesnia walczylam, staralam sie uwolnic z tej chorej relacji, za wszelka cene walczylam by odejsc by odzyskac ten usmiech, ten spokoj, we wrzesniu braklo mi sil, pogodzilam sie z tym ze jest jak jest, nauczylam sie regulek zachowan "co robic zeby on byl szczesliwy" przy kazdej klotni pytam go "to po co ze mna jestes skoro nie potrafisz wybacz" ale nigdy nie powiem "mam juz dosc chce byc sama" choc bardzo chcialabym to powiedziec ... jestem zmeczona, slaba, braklo we mnie zycia, wszystko stracilo sens ... wrocilam do jezdziectwa z nadzieja ze to pozwoli mi sie poczuc wartosciowa osoba w tej malej dziedzinie mojego zycia ze dzieki temu choc troche stane sie silniejsza ale poki co nie ma efektu a ja zmuszam sie zeby jechac na stadninie bo najchetniej schowalabym sie w swoim malym mieszkanku i nosa z niego nie wystawiala, nie chce mi sie zyc, nie chce mi sie jesc, ubierac, kapac, wszystko jest dla mnie mega wysilkiem ... kiedys jeszcze rozmawialam z kolezankami w pracy, z przyjaciolka teraz nawet tego nie robie, zaczynam sie coraz bardziej od wszystkich izolowac, nie mam juz sil do walki, ten rok wykonczyl mnie ... ciagle musze uwazac na to co mowie, jak w telewizji w filmie jest scena zdrady to cala dretwieje ze strachu czy aby jemu nie wroci i znow nie zacznie wypominac i wyzywac ... najbardziej boje sie ze jesli teraz tego nie zmienie to nie zmienie tego juz nigdy i bede tkwic w tym ukladzie az ktoregos dnia zabraknie mi sil by zyc i postanowie odejsc ... tego boje sie najbardziej ... chodzilam od marca do terapeutki ale ona tylko powtarza musi pani od niego odejsc, to nie ma sensu, tylko ze ja to wiem sama doskonale, ale wiem tez ze nie potrafie tego zrobic poprostu nie potrafie ... probowalam i poprostu nie mam juz sil ...

 

z checia porozmawiam z dziewczynami/kobietami ktore maja taki sam problem jak ja wiec jesli tylko macie ochote piszcie na gg ... moze rozmowa z kims kto zrozumie jak to jest i dlaczego nie tak latwo podjac ten krok mi pomoze, moze dzieki temu odzyskac choc czesc wiary w sama siebie

 

[Dodane po edycji:]

 

eddy u mnie jesli chodzi o dzieci jest podobnie, tylko ze to ja mam syna z poprzedniego zwiazku i to ja nie chce juz dzieci a on bardzo chce ... wiem ze gdyby byl inny i gdyby mial inny stosunek do mnie to bylaby duza szansa zebym zmienila zdanie ale on jest jaki jest a mi nie usmiecha sie wychowywac samotnie kolejne dziecko :( bo on mimo ze jest wiem ze do wychowania zbyt duzego wkladu by nie wniosl bo on jest z tych osob ktore to uwazaja ze przeciez pracuje i czego ja wiecej od niego chce ...

 

Strach przed rozstaniem jest gorszy niż samo rozstanie. Może się okazać, że poczujesz głównie ulgę.

 

ja ta ulge juz raz poczulam poltorej roku temu, ta sama ulge czulam wiosna wiec dlaczego nie potrafie zrobic nic zeby znow to poczuc dlaczego sama mysl ze mam stanac przed nim i powiedziec ze nie chce z nim byc, ze mam stanac przed nim i przyznac sie do tego ze nie chce walczyc, ze juz go nie kocham paralizuje mnie takim potwornym strachem :cry: ktos w tym temacie napisal ze "nie chce krzywdzic innych" ale oni krzywdza nas codziennie i co oni maja prawo ... czasem tak sobie mysle nie lubie krzywdzic innych ale ile razy on wbija noz w moje serce a ja to znosze i slucham bo mnie zdenerwowalas, bo zrobilas co zrobilas, bo mam prawo byc rozzalony ... on ma prawo do wszystkiego ja nie mam prawa do niczego :evil: jak to sie dzieje ze on cos robi i jest ok bo on moze ale jak ja zrobie to samo to jest obraza, wypominanie, fochy, okrutne slowa :cry:

 

Napisałaś, że w marzeniach odchodzisz od niego. Ja też tak miałam, przez kilka ostatnich miesięcy czekałam tylko aż wybuchnę i odejdę, ale sił nie starczało... Na koniec miałam taką awanturę, myślałam, że rozbije nas samochodem, pomyślałam, że to koniec. Ale gdy on powiedział, że to koniec popłakałam się i chciałam wszystko wybaczyć, zgodzić się na wszystko. Teraz on chce się przyjaźnić, mówi, że może kiedyś wróci, ale ja zaczynam rozumieć, że to rozstanie to uśmiech losu bo zawsze byłabym za jego rodziną, za jego karierą, zawsze walczyłabym o każdy jego uśmiech.

 

ja marze o tym dniu od wielu lat, tez sobie powtarzam poczekam do kolejnej awantury i jak on rzuci mi ze nie chce ze mna byc ze nie jest ze mna szczesliwy to powiem mu ze to koniec - wykorzystam okazje - tylko ze jak ta okazja sie pojawia to ja zaczynam dyskusje byleby wszystko zalagodzic, czasem mysle ze robie wszystko byleby on nie mial do mnie pretensji a przeciez i tak cokolwiek nie zrobie on i tak bedzie mial mi wszystko za zle ...

 

jutro zadzwonie do swojej terapeutki ostatnio bylam u niej we wrzesniu ... tak bardzo chcialabym sie z tego uwolnic, tak bardzo chcialabym poczuc spokoj, tak bardzo chcialabym wstac i sie usmiechnac tak poprostu - wstac i sie usmiechnac

 

on w zlosci zarzuca mi wiele zlego, mowi wiele okrutnych slow, prawda jest jednak taka ze to on zniszczyl mnie i moje zycie, to przez niego juz dwa razy wyladowalam u psychiatry/terapeutki, to przez niego tak cierpie potwornie, nie mam "kontaktu" z wlasnym synem ... wyc mi sie chce ...

 

 

przepraszam musialam sie wyzalic a tego zalu jest we mnie o wiele wiele wiecej tylko ze boje sie ze on wysledzi mnie na tym forum i znowu bedzie mial pretekst zeby mi zarzucic jaka to jestem ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alisha - odwagi dziewczyno! Zrób to co podpowiada Ci intuicja, zrób to czego pragniesz, bo im dłużej w tym tkwisz, tym trudniej się z tego wyplątać. Tracisz powoli siebie, nie masz kontaktu z własnym dzieckiem - to straszne!!! Nie wiem na co Ty czekasz?? Czego się boisz?? Na pewno dasz sobie radę sama, dostaniesz skrzydła, dzięki którym nauczysz się latać, zobaczysz, tylko uwolnij się od tego paskudnego toksyka. Nawet terapeuta Cię o tym przekonywał, nie rozumiem czemu jeszcze w tym tkwisz...

 

Powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lili-ana o to zawsze pyta moja terapeutka czego pani sie boi? co moze sie stac jak pani postanowi odejsc?

niby nie stanie sie nic, nie pobije mnie ale wiem ze tak mnie zmanipuluje, tak mi zacznie wmawiac poczucie winy ze poczuje sie znowu jak ostatnia swinia i oczywiscie odszczekam wszystko - jak zwykle :cry: to jest wlasnie w tym najgorsze ze on potrafie tak obrocic kazde moje slowo, tak wykorzystac kazde "potkniecie" (bo nie bede klamac ze idealem nie jestem) ze zaczynam czuc sie winna, i mimo ze wiem ze tak nie jest zaczynam myslec ze wszystko to moja wina, ze gdyby nie ja to byloby inaczej itp itd ... potem jak juz leze w lozku to placze w poduszke i przeklinam sama siebie ze go zatrzymywalam, ze nie wywalilam go na zbity pysk i tak za kazdym razem ...

 

to jest wlasnie najgorsze on zeruje na moim niskim poczuciu wartosci, niskiej samoocenie, do tego potrafi skutecznie przekrecic kazde moje slowo :evil:

 

[Dodane po edycji:]

 

w poniedzialek ide do terapeutki postanowilam dalej walczyc o siebie, za bardzo przeraza mnie moje wlasne zachowanie i to co zaczyna sie ze mna dziac :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem, wiem, ze czujesz się winna ale to nieprawda! To on spowodował to że czujesz się nikim, że masz niski poczucie wartości i wieczne poczucie winy. Skąd ja to znam?? Tak manipulują toksycy, musisz to zrozumiesz, musisz odciąć się od tego co on mówi, zacząć go olewać, zadbać o siebie i tylko siebie, jego miej gdzieś, nie kłoć się z nim, nie odzywaj, nie pozwalaj sprowokować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W koncu po prawie 1,5 roku wyleczylam sie z tej milosci toksycznej. Powiem jeszcze Wam ze moj byly napisal mi w mailu ze chce wrocic, a kiedy odmowilam, to dostalam nastepny mail zebym uwazala na ulicy bo mnie cos zlego spotka :shock: Dzieki Bogu, ze sie uwolnilam od takiego czlowieka, i zycze Wam wszystkim tego samego!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W koncu po prawie 1,5 roku wyleczylam sie z tej milosci toksycznej. Powiem jeszcze Wam ze moj byly napisal mi w mailu ze chce wrocic, a kiedy odmowilam, to dostalam nastepny mail zebym uwazala na ulicy bo mnie cos zlego spotka :shock: Dzieki Bogu, ze sie uwolnilam od takiego czlowieka, i zycze Wam wszystkim tego samego!

 

chcialabym ktoregos dnia napisac to samo ...

 

wczoraj bylam u terapeutki przez chwile poczulam sie lepiej, przez chwile bo znow czuje sie fatalnie, w glowie odtwarzam sobie niczym film wszystkie te zle chwile, te zle slowa, zle sytuacje i co z tego skoro wiem ze i tak nic z tym nie zrobie ... terapeutka sie mnie wczoraj kilka razy pytala dlaczego boje sie odejsc, co mnie blokuje ze nie potrafie zdecydowac sie na ten krok? caly czas nad tym mysle i pojecia nie mam co w tym wszystkim jest ze dalej nie potrafie tego przekreslic, ze tak kurczowo sie trzymam czegos co tak naprawde mnie wykancza :roll:

 

mam nawrot depresji, nie ma we mnie cienia checi do zycia i to jest takie przykre ... jak to mozliwe ze relacja dwojga ludzi potrafi tak zniszczyc? terapeutka powiedziala ze caly czas go bronie, niby mowie ze jest taki, taki i taki a jednak caly czas go bronie ... no coz przez ostatnie 8 lat zawsze bralam wine na siebie i robie to nadal, mam to wyuczone niczym sztuczke ktora pies wykona za smakolyk, wszystko to co sie dzieje wokol mnie to sztuczki i zachowania ktore zostaly we mnie wpojone przez niego za pomoca fochow, pretensji, obrazliwych slow, wypominania i bazowania na wzbudzaniu we mnie poczuciu winy ... to przez niego tak sie czuje wiec dlaczego do diabla nie potrafie powiedziec DOSC :why::why::why:

 

przepraszam mam dzisiaj podly dzien choc poczatek zapowiadal sie tak optymistycznie ... wieczorem siade i poczytam ksiazki ktore podeslala mi lili-ana moze dzieki temu powoli zaczne robic jakies postepy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

.Staram się zmienić i zaczynam od drobnych zmian jestem miła itd.ale tak sie zastanawiam kiedy mnie (przepraszam za wyrażenie) szlak trafi bo wiem że bedzie tak w momencie kiedy mimo moich starań on skrytykuje cos co robie dla niego i w tym momencie wszystko od nowa :-|

 

W tym właśnie jest problem. Ja też próbuję walczyć o związek tak jak Ty, podejść do męża ze zrozumieniem, ale widząc brak działania z jego strony, czasem wręcz wrogość to mam ochotę olać to wszystko, rzucić go w cholerę bo dlaczego tylko ja mam być tą "dobrą"?

Żeby chociaż był dla mnie taki jak teraz od początku...Bo nie jest tak najgorzej, muszę to przyznać, wciąż chyba jest między nami szczerość i zaufanie. Ale on na początku wręcz nosił mnie na rękach, odgadywał każde moje pragnienie zanim zdążyłam i nim powiedzieć. Teraz tak nie jest i to mnie boli. I mówienie sobie, że tak jest zawsze i w każdym związku tego nie zmieni. Czuję się oszukana i tyle.

 

 

probowalam blagalam rozmawiaj ze mna wysluchaj mnie nasz zwiazek sie rozpada wszystko jest nie tak i zawsze to samo ''ty jak zwykle masz problem i tylko pretensje'; i na tym konczyla sie moja rozmowa a teraz sobie mysle ze ja faktycznie zawsze mialam tylko pretensje wybuchalam z byle czego czasem nie dalam sobie niczego wytlumaczyc chcialam miec swiat jaki sobie stworzylam ....a tu rozczarowanie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po latach doświadczeń na różnyh polach wiem, że jak nam zbyt zależy - nie udaje się, panowie nie lubią rozmownych partnerek. Słuchają wtedy gdy sami mają problem, żałosne. Chrzanię śluby i takie tam. Nigdy nie pozwolę aby moj kolega z pracy zarabiał więcej ode mnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WITAM MAM TAKI SAM PROBLEM NIE WIEM CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE .MÓJ CHŁOPAK MÓWI MI ZE OD 4 MIESIĘCY JESTEM JAŚ DZIWNA .

NIE WIEM CO MAM ZROBIĆ .WYDAJE SIĘ Z POZORU ZE WSZYSTKO JEST OK., ALE JA TEGO TAK NIE ODBIERAM KŁÓCIMY SIĘ.NAWET DOCHODZIMY DO WNIOSKU ŻE JESTEŚMY ŻE SOBĄ TYLKO DLA NASZEGO DZIECKA.. CZY TO JEST ZDROWE PODEJŚCIE DO SPRAWY.NAJGORSZE Z TEGO WSZYSTKIEGO JEST ZE JA GO KOCHAM I ON MNIE TEŻ .KAŻE. MI SIĘ ZMIENIĆ A JA NIE WIEM JAK.NAWET GDY PRÓBUJE PRZEZ 2 DNI JEST FAJNIE A PO DWÓCH DNIACH ZAPOMINAM JUŻ O TYM I WRACAM DO TAKIEGO STANU CO PRZECHODZIŁAM W CZEŚNIEJ.

 

 

PROSZĘ O JAKIEŚ WSPARCIE I POMYSŁ JAK TO ROZWIĄZAĆ.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, znalazłam artykuł (kolejny) który mną potrząsnął - bo niestety sama prawda o moim byłym ? menie. Polecam i Wam : o mężczyźnie niedostępnym emocjonalnie, trudnym związku, rozstaniach, powrotach i kobiecie, która kocha za bardzo. Może ktoś znajdzie coś dla siebie (ale nie na siłę oczywiście).

 

PS Zawiedziona, to nie do Ciebie konkretnie odpowiedź, tylko w ogóle do tego wątku, bo już tu się dużo działo.

 

<<<

 

Zwykle oceniamy innych swoją miarą. Kochająca za bardzo kobieta, która poświęca swoje życie dla partnera, nie może zrozumieć jego zachowań. Im bardziej ona dąży do zbliżenia się z nim, tym bardziej on ucieka. A gdy – nie mogąc więcej znieść braku zaspokojenia swoich potrzeb, bliskości, czułości, troski i szacunku – rozstaje się z partnerem, jest zasypywana przez niego wyznaniami i dowodami miłości. Wybacza mu zdrady, upokorzenia, wierzy, że nastąpiła w nim cudowna przemiana. Znów przez jakiś czas są szczęśliwi. A potem wszystko wraca do normy. I znów rozstają się po raz kolejny, być może tym razem to on odchodzi - do innej kobiety.

 

Jest też inny scenariusz dla kobiety kochającej za bardzo – związek trwa latami, a ona, mimo iż nie czuje się w nim dobrze, kontynuuje go, dając z siebie partnerowi coraz więcej i więcej. W imię miłości, wiecznie czekając na to, że on się wreszcie zmieni.

 

Toksyczne związki, nie mające nic wspólnego z partnerstwem, opartym na prawdziwej miłości, są pełne niebiańskich rozkoszy i piekielnych męczarni bądź też relacją dwóch mieszkających pod wspólnym dachem zupełnie obcych sobie osób. Związki takie tworzą ludzie emocjonalnie niedojrzali, którzy nie mają kontaktu ze sobą, ze swoim wnętrzem, swoimi uczuciami. To właśnie uniemożliwia im nawiązywanie zdrowych, dojrzałych relacji z innymi. Dojrzałych, czyli opartych na wzajemnej bliskości.

 

Zimny racjonalista

 

Kobiety, które czują spełnienie w swoim życiu poprzez znalezienie „drugiej połówki”, nie potrafią pojąć, że połączenie się z tą „drugą połówką” napawa kogoś panicznym strachem.

 

Mężczyzna unikający bliskości za wszelką cenę chce zachować swoją indywidualność i uniknąć brania odpowiedzialności za innych. Zachowuje dystans, jest zamknięty w sobie, buduje wokół siebie mur. Chce być samowystarczalny – nikogo nie potrzebować, wobec nikogo nie mieć zobowiązań. Jego podstawową strategią życiową jest zapewnienie sobie poczucia bezpieczeństwa, a kontakt z innymi ludźmi jest dla niego niebezpieczny, ponieważ niesie ryzyko zranienia. Cechuje go nieufność w stosunku do ludzi, oschłość, a wszelkie przejawy uczuć skierowane do niego odbiera z zażenowaniem, węsząc podstęp. Sam uczuć wyrażać nie potrafi, co więcej, uważa to za rzecz wstydliwą, kobiecą. Zimny racjonalista, często bardzo rozwinięty intelektualnie, nie ma za grosz empatii. Krzywdzi innych bez poczucia winy - on po prostu nic nie czuje.

 

Człowiek w masce

 

Potwór? Nie. Nieszczęśliwy człowiek, który nie zaznał od rodziców dojrzałej miłości w dzieciństwie. Pozbawiony rodzicielskiej troski, jako mały chłopiec nauczył się troszczyć o siebie sam. Często wziął na siebie odpowiedzialność także za szczęście rodziców. Został pozbawiony dziecięcej spontaniczności, wynikającej z poczucia bezpieczeństwa i bycia kochanym takim, jaki jest. Nie nauczył się być po prostu sobą. Karcony za wyrażanie uczuć, zablokował je w sobie. Całkowicie zależny od rodziców, zamknął w swoim wnętrzu złość za wyrządzone przez nich krzywdy, które boleśnie odczuwał jako dziecko. Wykształcił w sobie lęk przed bliskością, bo zobaczył, że otwieranie się przed innymi ma dla niego wyłącznie niekorzystne następstwa.

 

W życiu dorosłym zraniony chłopiec założył maskę, by inni nigdy nie zobaczyli, co naprawdę czuje. Z czasem sam przestał czuć cokolwiek, a jedynym sposobem jego reakcji na otaczający świat pozostała agresja. Wszystkie inne emocje nauczył się kontrolować, tłumić w zarodku, jako coś dla niego niebezpiecznego, grożącego utratą maski. Agresja stała się dla niego sposobem obrony, gdy ktoś usiłuje mu ją zdjąć.

 

W poszukiwaniu miłości bezwarunkowej

 

Mężczyzna unikający bliskości szuka przede wszystkim krótkich, intensywnych, opartych na seksie i romantycznej oprawie związków. Jeśli spotka kobietę, której chodzi o to samo, relacja trwa jakiś czas, aż nawzajem się sobie znudzą. Małżeństwo uważa za przestarzałą instytucję, jest przekonany, że i tak przecież małżonkowie się zdradzają. Naczelną wyznawaną przez niego wartością jest wolność – nie wyobraża sobie bycia wiernym w związku.

 

Sytuacja się zmienia, gdy spotyka kobietę, która kocha za bardzo. W mężczyźnie odzywa się nieuświadomiony lęk przed samotnością, potrzeba posiadania czułej i troskliwej opiekunki, którą nigdy dla niego nie była matka. A ona tę rolę znakomicie odgrywa. Często jest od niego starsza, bardziej doświadczona, umiejąca lepiej sobie radzić z życiowymi problemami. Dla niej to idealny partner, bo kobieta, która kocha za bardzo, szuka słabego partnera, aby się móc nim opiekować i poprzez tę opiekę zapewnić sobie jego miłość. Tylko że mężczyzna unikający bliskości tak naprawdę oczekuje od niej miłości bezwarunkowej. Żeby go kochała takim, jaki jest, nie oczekując niczego w zamian - bo on dawać nie potrafi i w dalszym ciągu swoją wolność stawia na pierwszym miejscu. Dopóki kobieta pogrąża się we współuzależnieniu i zaspokaja jego potrzeby – wszystko gra. Jeśli jednak zacznie wymagać czegoś dla siebie, jeśli nie spodobają się jej jego zachowania, na przykład flirty z innymi kobietami, szastanie pieniędzmi, poświęcanie całego wolnego czasu na uprawianie swojego hobby, grać przestaje. Dochodzi do sprzeczek, kłótni, awantur. On nie ma zamiaru rezygnować ze swojego stylu życia, ona coraz bardziej cierpi, ale nie potrafi się z nim rozstać.

 

Wielu mężczyzn unikających bliskości tak naprawdę nienawidzi kobiet. Po pierwsze dlatego, bo ich potrzebują dla potwierdzenia własnej męskości. Po drugie, ponieważ nigdy się przed sobą nie przyznają, że to ich zachowanie doprowadziło do rozpadu związku. Odchodząc od partnerki, zyskują potwierdzenie, że wszystkie kobiety są takie same. Zaborcze i godzące w ich wolność.

 

Oddzielając seks od uczuć, mężczyźni unikający bliskości traktują kobiety jako obiekty służące zaspokajaniu ich pożądania. Gra wstępna, służące intymnemu zbliżeniu, jest dla nich stratą czasu, a po spełnionym akcie najchętniej kobiety jak najszybciej by się pozbyli. Pieszczoty i okazywanie czułości partnerce są im obce, bo zawsze obcy jest ktoś będący tylko obiektem.

 

Mało, mało

 

Związek kobiety z mężczyzną unikającym bliskości jest dla niej wiecznym niezaspokojeniem, oczekiwaniem na czuły gest, przytulenie, ciepłe słowa. I dawaniem z siebie wszystkiego, bo jej partner jest ciągle niepewny jej uczuć. Nie mając kontaktu z własnymi emocjami, w głębi duszy uważający się za niewartego miłości, bez przerwy wymaga od niej potwierdzenia. Znajomo brzmią wówczas dla kobiety słowa piosenki Kory Jackowskiej: Oddałam Ci serce, oddałam Ci ciało, odchodzisz i mówisz: mało, mało, mało.

 

Obsesyjna zazdrość to również jedna z konsekwencji lęku przed bliskością. Totalny brak zaufania do drugiego człowieka, do partnerki, może objawić się poprzez ciągłe jej sprawdzanie, wypytywanie, zarzuty niewierności. Mężczyzna wpada w swoją własną pułapkę, często dokonując projekcji swojego stylu życia na kobietę, z którą się związał.

 

Izolacja emocjonalna, wybuchy agresji, upokorzenia, zaniedbywanie, brak szacunku, egoizm, zdrady, nałogi partnera – to może wytrzymać tylko kobieta, która kocha za bardzo. Takie toksyczne związki potrafią trwać bardzo długo, albo burzliwie rozpadają się po krótkim czasie. Rany kobiety po rozstaniu z takim partnerem pogłębia niemożliwość zrozumienia, dlaczego ten, którego kochała, tak ją traktował.

 

Lęk przed…

 

Paradoksalnie, kobieta, która kocha za bardzo, ma w sobie również lęk przed bliskością.  Nie zdaje sobie sprawy, że to właśnie jej podświadomość zadziałała, gdy wybrała sobie za partnera mężczyznę niedojrzałego, trudnego, zamkniętego w sobie. Często ich relacja zaczęła się od seksu, który utożsamiła z miłością. Dopiero podczas poznawania siebie w gabinecie psychoterapeuty dochodzi do wniosku, że ona też boi się nawiązywania bliskich relacji. Odsłonięcia się przed drugim człowiekiem z obawy przed zranieniem. Dociera do niej, że w związku odgrywała rolę – rolę kochającej matki, by poprzez poświęcenie zasłużyć na miłość. Powtarzała schemat znany jej z dzieciństwa.

 

Czy może zdarzyć się cud?

 

Czy jest jakiś sposób, w jaki kobieta, która związała się z mężczyzną unikającym bliskości, może go zmienić? Tą nadzieją żyje wiele partnerek, wierząc, że ich miłość zdolna jest do dokonania cudów. Odpowiedź jest brutalna, ale im szybciej kobieta skonfrontuje się z prawdą, tym szybciej wyjdzie z toksycznego związku.

 

Nikt nie ma takiej mocy, by zmienić drugiego człowieka. Mężczyzna unikający bliskości może się zmienić tylko wtedy, gdy sam zechce zdjęć swoją maskę, zdecyduje się na dotarcie do swojego wewnętrznego, wywodzącego się z dzieciństwa bólu. Do swoich zablokowanych uczuć. Wtedy dopiero, poprzez własne cierpienia, uświadomienie sobie krzywd, jakich zaznał od matki i ojca i wyrzucenie z siebie tego, co przez lata trawiło go od środka, jest w stanie emocjonalnie dojrzeć. >>>>

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ehhss.. :( i ja chyba tez w takim tkwie.. mój związek mnie wykańcza, ale jednocześnie czuje dośc silne uzaleznienie.. ze jak nie on to kto ? te wspolne wspomnienia, to wszystko.. mam swiadomosc ze nie daje mi tego co potrzebuje, ale z drugiej strony ten lęk.. ehhs :( bagno. ale te sprawy chyba nigdy nie beda proste..

 

[Dodane po edycji:]

 

i tak prostujac.. zeby nie bylo ze obwiniam swojego partnera, nie, problem poleg atez hcyba na tymm ze wszytsko biore na siebie.. :| a wina zawsze lezy po srodku.. mam tez tendencje do ranienia osob na ktorych mi zalezy, ktore kocham.. to tak jakbym je sprawdzala, czy zasluguja na moje zaufanie.. to chore. Ale to wynika z mojego charakteru.. albo sobie tak tlumacze. niby kontaktowa, majaca wielu znajomych ale mimo to jakos tak samotnie..

 

[Dodane po edycji:]

 

ale nie ja jedna wiec nie ma sie co rozczulac. a wspierac. ciesze sie ze tu trafilam.. jakos mi tu tak dobrze.. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam tez tendencje do ranienia osob na ktorych mi zalezy, ktore kocham.. to tak jakbym je sprawdzala, czy zasluguja na moje zaufanie.. to chore.

też mam taką tendencję, że ranię bliskich ale to tak jakbym sprawdzała czy pomimo tego jaka jestem będą mnie nadal kochać, to ja szukam u nich akceptacji i zrozumienia. Matka nie akceptowała moich pewnych zachowań, m.in. nerwowości, złości, wybuchowości i teraz jak mam własną rodzinę to pokazuje właśnie te cechy, bo chcę być w końcu zaakceptowana i zrozumiana!

Tak sobie myślę... pewnie chodzi też o to, że to co moja mama mi przekazała, bo właśnie była nerwowa i wiecznie zła(nie akceptowała we mnie tego, co w niej było!), to ja to moim bliskim przekazuję... :?

Ale tak jak moja terapeutka powiedziała: najważniejsze to być tego świadomym i próbować to zmieniać. I ja tak czynię :smile: I moja córka też łatwo wpada w złość i beczy o bele co ale staram się akceptować ją i rozmawiać o tym co czuje(oczywiście bez włażenia na głowę ;) )

 

A jeśli chodzi o toksyczne związki, to w tym artykule jest napisane, że są dwa wyjścia z tego: albo toksyk idzie na terapię i zaczyna nad sobą pracować i się otwierać albo wypad. Jeśli widzicie, że z tego gościa z którym dzielicie łoże nic nie będzie, że jest niereformowalny to trzeba się rozstać! No chyba, że chcecie być wiecznie nieszczęśliwe i na starość zrzędzące, wredne albo smutne, depresyjne baby. Wybór należy do was!

Ja jednego takiego wstrętnego dziada się pozbyłam, zdałam sobie sprawę, że jest niereformowalny i cześć. Choć to było bardzo trudne ale nigdy nie żałowałam tej decyzji.

Odwagi dziołchy :!:

:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hejka jestem tu nowy. Gdy pisałem swojego posta o toksycznym zwiazku nie wiedziałem że jest taki temat dlatego wrzuciłem go do http://www.nerwica.com/uzale-nienie-strach-depresja-brak-nadziei-t24741.html.

Beznadzieja mojej sytuacji leży w tym że mamy prawie identyczne charaktery jeżeli chodzi o te złe elementy . Oboje uparci , nieustepliwi, zazdrośni no i całkowicie bez zaufania dla drugiej strony. Co nas rózni najbardziej ? Ja mam raczej wrazliwą duszę, jestem podatny na piekno np. architektury, przedmiotu, obrazu, muzyki ....jej to jest raczej obojętne (pomijając ciuchy) . Ja jestem raczej samotnikiem - niie bardzo lubię przebywać z ludźmi a już najmniej z ludźmi których nie znam i którzy nie maja mi zbyt wiele do powiedzenia. Ona jest z kolei bardzo towarzyska i jakby mogła to codziennie byłaby wszędzie tylko nie w domu W ciagu wieczora (wracamy do domu ok 17) mamy może 20 minut na pogadanie ze sobą bo tak to cały czas rozmawia z kolegami, koleżankami, przełożonymi, podwładnymi itp.

No i tak sobie cierpię ....od kliku lat. Bo ona na codzień nie wyglada na cierpiącą - w końcu ma z kim o tym wszystkim pogadać.

A najbardziej mnie wkurza czasem to że zwierza się nie tylko rodzinie, przyjaciółce czy grupie przyjaciół ale wszystkim znajomym nawet tym mniej lubianym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oczywiści - nie raz ...i to zarówno w żartach jak i w awanturze jak i tak całkiem normalnie w zwykłej rozmowie.

Jedyne co słysze to to ze jestem przewrażliwiony i powinienem sie leczyć.

Z natury jestem facetem który nie owija w bawełnę i wali prosto z mostu. choć ostatnio coraz rzadziej jej to mówie bo po 11 latach stałem sie wg niej także ... nudny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Paradoksalnie, kobieta, która kocha za bardzo, ma w sobie również lęk przed bliskością.  Nie zdaje sobie sprawy, że to właśnie jej podświadomość zadziałała, gdy wybrała sobie za partnera mężczyznę niedojrzałego, trudnego, zamkniętego w sobie. Często ich relacja zaczęła się od seksu, który utożsamiła z miłością. Dopiero podczas poznawania siebie w gabinecie psychoterapeuty dochodzi do wniosku, że ona też boi się nawiązywania bliskich relacji. Odsłonięcia się przed drugim człowiekiem z obawy przed zranieniem. Dociera do niej, że w związku odgrywała rolę – rolę kochającej matki, by poprzez poświęcenie zasłużyć na miłość. Powtarzała schemat znany jej z dzieciństwa.

 

Jak to jest z tą kobietą kochającą za bardzo?

Skąd wiedzieć, że się taką jest? (Albo nie jest?)

Jest na to jeden schemat czy są różne?

Macie jakieś pomysły?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×