Skocz do zawartości
Nerwica.com

Toksyczne związki !!!! (związki które was wykańczają)


Rekomendowane odpowiedzi

no ja to rozumiem o czym piszesz, szkoda że Twoja żona nie chce dać sobie pomóc, a Ty byłeś u psychiatry?masz zamiar? Może jak zaczniesz się leczyć to będzie Ci łatwiej podjąć jakieś kroki w kierunku poprawy sytuacji.

Przyznam szczerze że ja byłam taka coś jak Twoja żona, też miałam nadmierne oczekiwania, też byłam po związku i mam dziecko z tego związku, był to związek bardzo toksyczny i ja wyszłam z niego również niestety troche toksyczna, miałam depresję i nerwicę... Musiałam iść z tym do lekarza bo inaczej mąż by ode mnie odszedł, nie wytrzymałby tego za długo. I się leczę i jest coraz lepiej, zbliżyliśmy się do siebie, a ja juz nie wymagam od niego niewiadomo czego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No wybieram się do psychiatry, szczególnie po tym co mi wyszło z testów jakie sam sobie zrobiłem na depresję. No i niepokoi mnie moje zachowanie. Muszę tylko jeszcze wytrzymać wakacje, bo niestety nie zdążę już nic z tym zrobić. Ale po wakacjach muszę iść, może po tych wizytach jakoś inaczej zaczniemy rozmawiać ze sobą, może będę umiał wreszcie powiedzieć o swoich oczekiwaniach, albo lekarz mi podpowie jak rozmawiać z osobą która też ma ze sobą problem, bo nie ukrywam, że wydaje mi się, że te jej zachowania to jest jakiś problem. Momentami czuję sie jakbym był zamknięty w klatce. Mam robić tylko to co jej odpowiada, co akceptuje. Jak już coś jest nie tak to zaraz są pretensje, awantury, uwagi... Po prostu zauważyłem, że od dłuższego czasu brak mi własnej osobowości. Gdzieś się zatraciła moja osobowość. Nie jestem taki jaki byłem kiedyś, pełny życia, radości, szczęścia, marzeń na przyszłość. Teraz to każdy dzień mnie przyłacza...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam wszystkie kobiety które tkwiły w podobnym zwiazku jakis czas temu roztałam sie z chłopakiem po 6latach bycia ze soboa kiedy od ponad roku bylismy osobno poniewazn on zostal jescze jakis czas za granica bylismy tam razem ale ja postanowiłam wrócic,jednak wracajac do sparwy po tej rozłace zdałam sobie sprawę dlaczego razem jestesmy juz drugiego dnia po poznaniu zaczeły sie kłótnie w pierwszego sylwestra postanowiłam po kolejnej łótni ze sie rozejdziemy jedank nie miałam odwagi ten toksyczny zwiazek prowadzilismy juz ponad 6 lat kłółtnie wyzwiska awantury po wypiciu nigdy z knajpy ze znajomymi nie wrócilismy w zgodzie nigdy znajomi znali nas tylko z tego to było okropne ale im dłuzej ze soba bylismy tym ciezej bylo sie roztac,to było okropne oboje bylismy swiadomi jak bardzo sie ranimy,miał wrócic za kilka miesiecy ja jednak postawiłam spawe jasno nie chce takiego związku było mi łatwiej na odległość mielismy razem zamieszkac i zyc długo i sczesliwie ale kiedy tylko zadałam sobie pytanie czy chciałabym wyjść za nie go za mąż stanowczo potrafiłam sobie odpowiedziec ze to nie ten facet nie kochamy sie na tyle zbyt ranimy tyle kłótni co razem przeszlimy chyba nikt w zyciu nie miał teraz oboje cierpmy bo ciezko nam osobno,przyzwyczajenie,24godz/dobe bylismy tak bardzo ze soba zwiazani jednak odwazyłam sie zajęło mi to 6 lat cierpie ale wiem ze za kolejne 6 cierpiałabym jescze bardziej mam 22 lata i wiem ze cale zycie przedemną postaram sie zacząć układac zycie na nowo dziwczyny takie zwiazki nie maja przyszlosci i choc wiem jak trudno jest odejsc to wiem jednak ze warto zacząć raz jescze powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam:)

ja od 3 tygodnii chodze na terapie psychodynamiczna. To wlasnie od pani psycholog dowiedzialam sie, ze moj 5 letni zwiazek byl 'taki troche toksyczny' no i ze brakowalo w nim wiezi emocjonalnej. Najgorsze co bylo dla mnie w zwiazku to fakt, ze moj partner na wstepie odizolowal nas od wszystkich znajomych (fakt, ze ja moglam zaprotestowac :) ) no i druga sprawa, ze szantazowal mnie, ze sie zabije:) czasem po klotni wybiegal ode mnie z nozem, ja nie moglam go znalezc... no i mozna sobie wyobrazic, co przezywalam. ostatniego roku gdy wyjechalam na studia i mieszkalismy razem takie sytuacje pojawily sie kilka razy, nam sie zupelnie nie ukladalo, ze mna zaczelo dziac sie zle i sie rozstalismy. mimo chodzenia na terapie, lepszego zrozumienia siebie etc nadal nie mam w pelni uporzadkowanych uczuc wzgledem niego... ciezko mi uwierzyc, ze jeszcze kiedys sie zakocham.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hop, hop!

czy jest jeszcze ktoś kto zagląda do tego tematu?

ja też żyłam w toksycznym związku. ale tak prawde mówiąc to sama byłam troche toksyczna i w znacznej mierze potęgowałam chore stosunki w moim małżeństwie. Bardzo chciałabym się zmienić. pracować nad sobą, żeby nigdy więcej nie krzywdzić nikogo tak, jak krzywdziłam męża. No i jeszcze, żeby mnie też nikt więcej nie krzywdził tak, jak on.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm z tego tematu nasuwa mi się jeden wniosek

Jak ktoś wychodzi za mąż na zasadzie"o jezu jaki on jest przystojny i dobry w łózku" to potem żyje w takim związku.

Ludzie zapominają niestety o tym,że zanim wyjdzie sie za mąż trzeba dobrze kogoś poznać,że trzeba bardzo dobrze "przyglądać sie" drugiej osobie.Trzeba dać sobie dużo czasu na poznanie siebie nawzajem.

O,mam już 2 wniosek :yeah: .Cżęsto ludzie mający problemy myślą,że poznanie kogoś będzie na te wszystkie problemy lekarstwem.Niestety tak nie jest.Człowiek który w stosunku do samego siebie jest "toksyczny",stworzy również "toksyczny" związek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jeśli chodzi o mnie to Twoje wnioski są totalnie bezzasadne, a wręcz obraźliwe.

Przed ślubem byłam z mężem ponad cztery lata i nie kierowałam się ani urodą ani seksem ani kasą bo z tych wszystkich rzeczy to może tylko w łóżku mój mąż sobie radził, jednak nie jestem na tyle płytka, żeby to był decydujący argument. To była tzw. MIŁOść. Zakochani, zapatrzeni w siebie. Początkowo wydawało się, że wszystkie różnice pokonamy miłością, ale w końcu wygrały różnice. Wieczne kłótnie, płacz, ciche dni- po prostu jedna wielka udręka. A co do drugiego wniosku: kiedy poznałam swego męża nie byłam jeszcze chora. Właściwie po pewnych analizach dochodze do wniosku, że w dużej mierze ten związek przyczynił się do mojej choroby bo wraz z nim runął cały świat moich wartości i zasad, które były bardzo ważne w moim życiu. Chyba nawet nazbyt ważne, bo przez to właśnie popadłam w depresję- nie umiałam sobie poradzić z faktem, że złamałam zasady i przekreśliłam wartości.

także widzisz Człowieku Nerwico, nie zawsze wszystko jest tak proste, jak się wydaje. I myślę, że nie powinieneś wkładać wszystkich do "jednego worka".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim nie był to post skierowany bezpośrednio do Ciebie.

Co do dobrego w łóżku itp ok było to trochę ostre wyrażenie.Nie o to mi chodziło,żeby ktokolwiek czul się urażony moją wypowiedzią.Ale jednak na tą całą milość zawsze składa się wygląd,atrakcyjność partnera.Temu nie możesz zaprzeczyć.Oczywiście liczy się też charakter partnera,ale wiadomo,że skoro od razu ktoś nie odpowiada z wyglądu to raczej nici ze związku(przynajmniej zaobserwowałem to u wielu ludzi,nie mowie,że ja tak myśle..).

Wracając do miłości to...sądze,że ta cała milość nie przysłania,nie powinna przysłaniać racjonalnego myślenia,i jak ktoś widzi,że coś już jest nie tak przed zawarciem małżeństwa lub wspólnym mieszkaniem to powinien sie zastanowić nad dalszą racją bytu takiego związku.

Co do drugiego wniosku to podtrzymuje to co napisałem, i akurat ten drugi wniosek nie dotyczył Twojego przypadku.Napisałem o ludziach mających problemy natury psychicznej myślących,że jak kogoś spotkają to ich życie zmieni się na lepsze tak po prostu.

Poza tym widzę,że często używa się argumentu typu "Byłem zakochany/zakochana"....a przecież zakochanie to tylko rodzaj fascynacji drugą osobą,nic więcej,nie może nam to przysłaniać calego "obrazu" partnera.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poza tym widzę,że często używa się argumentu typu "Byłem zakochany/zakochana"....a przecież zakochanie to tylko rodzaj fascynacji drugą osobą,nic więcej,nie może nam to przysłaniać calego "obrazu" partnera.

 

Mylisz się :P Jak człowiek jest zakochany to idealizuje partnera, bo widzi go przez różowe okulary i na pewne rzeczy kompletnie nie zwraca uwagi, a nawet jak zwróci to i tak szybko partnera usprawiedliwi :105:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

widzisz Człowieku Nerwico, że z takiego postu nie da się dokładnie wyczytać co "autor miał na myśli" ;).

Zadziwi Cie mój przypadek, ale mój mąż naprawdę nie zaimponował mi urodą. Nie zwracałam w ogóle na niego uwagi, to on był mną zafascynowany (oczywiście chodzi o fizyczne aspekty). Dopiero, gdy go poznałam, a zaczęło sie tak, że przegadaliśmy ze sobą cała noc, zauważyłam w nim jakieś "piękno", ale wewnętrzne. Uroda nie miała dla mnie znaczenia, zewnętrznie nie podobał mi się za szczególnie. I mówi się, że uroda przemija, a to co w środku zostaje... U mego męża właśnie to co było fajne w jego wnętrzu przeminęło,a uroda nadal jest taka sama. Wiem, że w dużej mierze to ja przyczyniłam się do tej zmiany i mam o to do siebie żal, ale już za późno. Może inna kobieta da mu szczęście i będzie taka, jaką on by chciał żeby była jego partnerka. ja nie umiałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cżęsto ludzie mający problemy myślą,że poznanie kogoś będzie na te wszystkie problemy lekarstwem.Niestety tak nie jest.Człowiek który w stosunku do samego siebie jest "toksyczny",stworzy również "toksyczny" związek.

 

Oczywiście są wyjątki od reguły ale póki co - mi np. nie udało się tych wyjątków potwierdzić i zgadzam się z Tobą Darku. Aby stworzyć zdrowe relacje bez względu na to jakie, trzeba samemu być chociaż conieco 'zdrowym'. Dla mnie związki to chyba forma dokładnie o której piszesz - skoro nie widzę sensu życia, to może ktoś mi go nada... nom i dlatego ciągle kończą się moje związki jak się kończą... :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja też się może wypowiem w tym wątku jako że byłem współtwórcą powiedzmy że większościowym toksycznego związku chociaż nie było w nim przemocy ani fizycznej ani psychicznej choć niestety brakowało w nim zrozumienia. Trochę czasu już minęło i na pewne rzeczy patrzę inaczej. Związek był toksyczny bo ani Ja ani Ona nie byliśmy w nim szczęśliwi pomijając oczywiscie początek gdzie pierwsza fascynacja zaciekawienie radość nieśmiałe rozmowy i tak dalej to było coś.

Ale potem moja wszechogarniająca pustka wszechświata dała o sobie znać. Smutny, wiecznie zmęczony, niewyspany i narzekający na wszystko idealny partner 8) można by rzec. Ale jakoś znosiła te moje nazwijmy to stany depresyjne oczywiście do czasu. Ona z patologicznej rodziny (matka psychopatka mocne słowo ale moim zdaniem pasuje) była niechcianym dzieckiem itd. Bo to też jest ważne. Wieczne narzekania że nie znajdę pracy po studiach , że jestem beznadziejny, że to że tamto. Że nie mogę spac że rozmyślam o życiu ciągle, że nie moge się uczyć itd. Aż przyszedł sylwester i co i maks dół widzę parę jej znajomych zakochanych szczęśliwych maks (mieli brać ślub za kilka miesięcy) i kolejne wyrzuty sumienia że ja jej tego nie dam że jestem beznadziejny i tak dalej. Więc jestem jak człowiek widmo oczywiście ona się pyta o co chodzi ja powiedziałem że o nic i tyle i psuję wszystkim zabawę no i oczywiście wystarczyło to żeby ich do siebie zrazić choć wcale im się nie dziwię 8) . Po sylwestrze staram się powiedzieć co czuję że nie umiem się cieszyć życiem że to wszystko tak mnie przytłacza perspektywa końca studiów, że chcę się cieszyć ale nie umiem że karzę się w ten sposób za to wszystko. Że się boję że nie dam jej tego co ma jej koleżanka, że będzie musiała żyć z nieudacznikiem itd. Wiem wiem niezłe tłumaczenie nie umiem się cieszyć życiem bo się boję perspektywy końca studiów i że jestem beznadziejny ale cóz ja na to poradzę że tak się czułem :105: . W odpowiedzi dowiedziałem się tylko że jestem egoistą i co ja pieprzę w ogóle. No ale jakoś udało się to poskładać do kupy i dostałem drugą szansę. Czyli nakreślone zostały zachowania do skorygowania, omówione elementy do poprawy itd. Ale no niestety nie udało.

Bo nie mówienie o czymś oczywiście nie sprawi że ten problem zniknie :hide: . Ale z perspektywy czasu uważam że się starałem próbowałem wszystkiego żeby uregulować sen nie myśleć o złych rzeczach, siłownia itd no starałem się cieszyć życiem jakoś się mobilizować, szukać motywacji ale no nie udało się. No i dodatkowo zachorował mój ojciec. I zbliżało się wesele jej najlepszej koleżanki (tej z sylwestra :mrgreen: ) no i okazało się że nie chcą żebym był na ich weselu a powód był prozaiczny pomiając moje zachowanie na sylwestrze bo spotkaliśmy się raz w tym czasie i że niby się krzywo na nich spojrzałem :pirate: i wtedy wiedziałem że już po mnie no i nie myliłem się. 2 tygodnie po zerwaniu (trzęsieniu ziemii) był spokój ale potem uderzyło we mnie tsunami. Ale jak się okazało było już za późno. Na weseli poznała najlepszego kolege męża swojej najlepszej przyjaciółki (tej z sylwestra oczywiście) który oczywiście okazał się być spełnieniem jej marzeń i był we mnie lepszy we wszystkim czego oczywiście nie można wykluczyć :mrgreen: . Takie porównania sam sprowokowałem. Ale też szukałem powodów swoich zachowań o których pisałem wcześniej i tak trafiłem na słówko depresja. Ale było już za późno. Dowiedziałem się co prawda że moja była również leczyła depresję wcześniej (leki plus psychoterapia) i że jak to ujęła : depresja to bardzo poważna sprawa i wyjście z depresji wymagało od niej przewartościowania życia i nauczyło ją cieszyć się najmniejszymi rzeczami. Ale szybko pojęła swój błąd że takie słowa to nie jest dobry pomysł :? I zaczęła mówić że depresja napewno nie wpływa tak na zachowanie i żebym się nie tłumaczył depresją tak w ogóle to wszystko moja wina że tego nie zauważyłem bo jestem egoistą. A tak w ogóle w ogóle to ja taki jestem a tak w ogóle w ogóle w ogóle to na odchodne przeczytałem że będzie jej mnie żal jak z tego nie wyjdę.

Więc cóż po burzliwym czasie kompromitowania się i wołania o pomoc musiałem sobie poradzić sam. Z mojej perspektywy był to toksyczny związek bo dostałem kolejny problem do rozmyślań nad swoją beznadziejnością no a z jej perspektywy no to chyba oczywista sprawa :uklon:

Ale teraz jest już lepiej więc okres użalania mam już za sobą (a ten długi post to tylko wspomnienia) choć nie powiem że już jest wszystko ok bo łapią mnie jeszcze czasami dołki mniejsze i większe a olbrzymie wyrzuty sumienia które miałem z powodu moich zachowań też już nie są takie wielkie (jak to powiedziała pani psycholog po co się pan nią przejmuje ona w ogóle się o pana nie martwi ma już nowego faceta i tak dalej a pan się zadręcza ?) Jakie to proste ;] no przecież oczywista sprawa. A reszta też się poprawiła: ze snem nie ma problemów już większych, w pracy luz, w życiu towarzyskim pustka ale przynajmniej już zauważam inne kobiety ale to pewnie dlatego że podniosłem głowe i patrze przed siebie a nie pod nogi :P No i często uśmiecham się pod nosem (to nawyk z czasów przed depresyjnych tak jak mówienie do siebie) ale przez to bym prawie ostatnio łomot dostał ale to swoją drogą hahaha a najlepsze jak się koleś pytał czy mam coś z głową że się uśmiecham do siebie hahaha.

No się rozpisałem ale rzadko tu pisze to co mi tam ;p wątek dobry, treść właściwa, związek toksyczny ;). :blabla:

 

Pozdrawiam

G

 

[Dodane po edycji:]

 

Mógłbym tu jeszcze napisać rozdział o miłości i przeciwnościach losu którym ta miłość nie dała rady i których nie pokonała. Ale może po prostu to nie była taka miłość. ;) A poza tym i tak nikt tego nie przeczyta 8)

 

[Dodane po edycji:]

 

i jeszcze sorry za literówki przy takim długim i nudnym wpisie to nie wszystkie mi się udało ogarnąć choć sprawdzałem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

o raju!

jesteś klasycznym przykładem totalnie zaniżonej samooceny! i nie prawda że nikt tego nie przeczyta bo ja przeczytałam :mrgreen: . W CAŁOŚCI!! :mrgreen:

Tak sie zastanawiam ile czasu potrzebowales zeby sie pozbierac po rozstaniu. jak dlugo trzeba czekac zeby przestac miec wyrzuty sumienia i skonczyc pograzanie sie w rozpaczy? ja jestem nadal na tym etapie. od ponad dwóch miesięcy i zastanawiam się czy to się kiedykolwiek skończy, bo mam wrażenie że całe życie będę już w takim bezdennym dole :( . wczoraj miałam cholerny kryzys. Wyłam chyba z trzy godziny, oczy mi zapuchły i jeszcze dziś mnie pieką. Jak z tego wyleźć? mam dość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyłam chyba z trzy godziny, oczy mi zapuchły i jeszcze dziś mnie pieką. Jak z tego wyleźć?
Najlepiej, nie izolować się we własnym świecie. Wyjść do ludzi, by nabrać trochę dystansu do przykrych sytuacji. Przestać się zadręczać, uwolnić od kajdan toksycznego związku.

Po prostu żyć dalej. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

o raju!

jesteś klasycznym przykładem totalnie zaniżonej samooceny! i nie prawda że nikt tego nie przeczyta bo ja przeczytałam :mrgreen: . W CAŁOŚCI!! :mrgreen:

Tak sie zastanawiam ile czasu potrzebowales zeby sie pozbierac po rozstaniu. jak dlugo trzeba czekac zeby przestac miec wyrzuty sumienia i skonczyc pograzanie sie w rozpaczy? ja jestem nadal na tym etapie. od ponad dwóch miesięcy i zastanawiam się czy to się kiedykolwiek skończy, bo mam wrażenie że całe życie będę już w takim bezdennym dole :( . wczoraj miałam cholerny kryzys. Wyłam chyba z trzy godziny, oczy mi zapuchły i jeszcze dziś mnie pieką. Jak z tego wyleźć? mam dość.

Witam

Co do zaniżonej samooceny to bardziej chodzi o to że to moja wina bo przecież mogłem bardziej się starać i wcześniej zastanowić się czy to jak się zachowuje, czuje i tak dalej jest normalne.

Co do wyjścia z tego to nie wiem zleciało już 10 miesięcy co prawda nie jest tak źle jak na początku ale nie mogę powiedzieć że już się pozbierałem 8) miewam jeszcze wyrzuty sumienia i niezłe dołki ale już jest lepiej. Najlepiej robić tak jak radzi God's Top 10 tylko nie zawsze jest to łatwe ale to inna sprawa :<img src=:'>

Pozdrawiam

G

PS. Dziękuję że przeczytałaś całość :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak jak pisałam juz w swoim temacie "kobieta po przejsciach", ja jednak chcialabym wrocic do meza. SABINKO masz racje, tworzymy toksyczne zwiazki bo sami jestesmy toksyczni. ja jednak z calych sil nie chce juz taka byc. chce sie zmienic. musze sie zmienic! jesli sie nie zmienie, to naewt jesli nie wyjdzie mi pojednanie z moim mezem, to tez nie uda mi sie stworzyc innego zdrowego zwiazku w przyszlosci! nie chce taka byc! nie chce i nie bede! zrobie wszystko zeby to zmienic! i najwazniejsza jak mysle moja sentencja: nie wymagajmy zmian od innych, zacznijmy zmiany od siebie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coksinelka, naprawdę trzymam kciuki za Ciebie. Jest jedna pułapka: nie próbuj się zmienić dla byłego męża, tylko dla siebie, inaczej myślę, że się nie uda. Jeśli czujesz, że to była ta właściwa osoba, to może warto dać sobie szansę jeszcze raz, ale najpierw dobrze jest przejść próbę i nauczyć się być szczęśliwym samemu ze sobą, złapać dystans. Czasami z odległości dopiero widać, gdzie popełnialiśmy błędy i czy ta druga osoba jest naprawdę ważna. Może Twój mąż też potrzebuje czasu i w nim też muszą się dokonać jakieś zmiany, o ile to jest możliwe. Dorzucę Ci moje ukochane motto: "Miłość jest niemożliwa dla duchów nawzajem nieprzeniknionych". Ale jeśli spotkamy tego "ducha", który nas rozumie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam nie wiedziałam gdzie wlepic swoja przygode ,wiec jakos ryzykuje tutaj.U mnie co prawda rozchodzi sie na toksyczna przyjażn hm...moze zwiazek nieformalny ale na pewno toksyczny.Od dawna jestem tym przytłoczona i wypompowana psychicznie uwazam ,ze mam syndrom z psychologicznego pkt.widzenia "kobiet ,które kochaja za bardzo" do tego uzupełnic moja nerwica lękowa i nie zła mieszanka emocjonalna .Otóz tkwie w takiej nieciekawej relacji.Poznałam kogos 9 lat temu i borykam sie z całym bagazem doświadczeń z nim to moja osobista"droga krzyzowa".Zaczeło sie niewinnie od układajacej sie relacji ,pozniej juz tylko brneliśmy w romans bez zobowiazan ,ale kazde miało jakies ciche oczekiwania wobec siebie.Nie siedze w głowie tego kogos ale widac było bariere w komunikacji i jakies tam oczekiwania po drodze nie do konca okreslone.Niby wzajemne oparcie w trudnych chwilach itd....,ale po kolejnych skokach w bok z znajomymi kobietami doszłam do wniosku ,ze to jest patologiczne zachowanie.Wiedział dosłownie czym Go darze ,jakie mam oczekiwania karmił mnie kłamstwami,dawał chwile rozkoszy ,pozniej znikał hyc i jakies tam innej do łozka.Ja w tym wszystkim byłam głupio naiwna moja nie doszła tesciowa (tak sobie mowie ;)),chciala zebym przygarneła niesfornego syna pod skrzydła ,dosc miala jego wyskokow.Tłumaczyła ,zebym dała chłopakowi szanse bo to czas sie ustatkowac a On ma taka słabosc do mnie .Do tego wszystkiego przykułam sie kajdanami sama teraz to widze z nadzieja ,ze ulecze i utemperuje dzieki swojej miłosci jego charakter szok!Po raz ostatni widziałam tego Gnoja 2 tygodnie temu i od osob trzecich"tych niby zyczliwych szydercow",dowiedzialam sie ,ze szafuje znajomymi kobietami raz na noc ta,pozniej inna.Domyslałam sie a jak, nie mogałam miec pretensji niby nie ,ale z wyrachowania meczył ,uwodził a pozniej taki numer od co z jakas pierwsza siksa z disco-baru .Powiedziałam mu wprost ,ze to koniec ma znikac z mojego zycia na zawsze !!!!!Kurcze 1 raz wyszłam ,obrociłam sie na pięcie w myslach skołowana ale jak mantre powtarzałam badz silna !!!!Ból przeszywa mnie do tej pory jak pisalam wczesniej moja kondyscja psychiczna nie jest najlepsza takze z powodu przewlekłej nerwicy ,ktora sie uaktywnia po odstawieniu leków.Wiem ,ze wykazałam sie niebywała odwaga tak za jednym zamachem wywalic facetowi po latach jaki jest do niczego az zacisnoł szczeke ,zeby sie opanowac.Coz teraz mi pozostało jak nie odchorowac bydlaka ,zarwac noce ,wypłakac sie wszystko lepsze od poniewierki jaka mi zapewnił .Kurcze 9 lat bagienka!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Trzeba to zmienić! Teraz, jak już decyzja jest podjęta, może okazać się, że wcale nie będziesz tak bardzo "odchorowywać" tylko poczujesz ulgę i spokój. Czasami strach przed rozstaniem jest gorszy niż samo rozstanie. Spodziewamy się potwornego cierpienia, a tu ulga. Mi się przydarzyła taka niespodzianka. Ulga i spokój były dużo większe niż cierpienie. Nie obwiniaj się już absolutnie o nic z przeszłości, jak się kocha, to chce się walczyć o związek, taka ludzka natura. Natomiast teraz Twoje samopoczucie zależy już tylko od Ciebie i moim zdaniem to największy pozytyw po każdym rozstaniu. Już ten łepek nie zepsuje Ci go kolejnym wyskokiem, koniec rozważań i szarpania. Także może być tylko lepiej i będzie.

 

Coksinelko, a co u Ciebie? Posklejało Wam się może? Bardzo bym się cieszyła, choć Was nie znam, tylko tyle, co napisałaś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A czy może zagląda/ją tu osoba/y , które są/ były w związkach z mężczyzną, który ma dzieci?Jestem z takim mężczyzną w związku od ponad półtora roku...tak, toksyczny to związek..dlaczego?Bo wciąż słyszę: dzieci to..dzieci tamto..kocham je nad życie i zawsze będą najważniejsze!!!Są absolutnie na pierwszym miejscu.Ciężko, ale można by przełknąć. Tylko problem w tym, że on już nie chce mieć więcej dzieci.Spełnił się jako ojciec i mąż. I basta.Ja bardzo pragnę dziecka i widok jego z dziećmi, jak się śmieją i wyznają sobie miłość powoduj ból: a przeszłam różne stany bólu- od dreszczyku, poprzez ból wywołujący płacz, aż do stanów niepohamowanej agresji ( oczywiście ukrytej- tak, by on nie widział).Od półtora roku każdy wolny weekend spędza z nimi- a ja?A ja muszę sobie sama zaplanować ten czas- i umykam jak szczur do swojego starego mieszkania.W amoku żyłam, że to się zmieni, że będzie lepiej: w końcu nastąpi happy end..ale na razie, prócz mojego wykończenia, żadnych happy endów nie widać.

Czy ja jestem przewrażliwiona, czy faktycznie ta matnia się nigdy nie skończy????

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

eddy próbowałaś z nim porozmawiać o tym jak się czujesz? Można z nim w ogóle na takie tematy rozmawiać, czy denerwuje się od razu i nie ma rozmowy? A czemu Ty nie spędzasz weekendów razem z nim i jego dziećmi? Wybacz, że zadaję tyle pytań, ale chciałabym lepiej poznać Twoją sytuację. A emocje, w których trwasz są wykańczające... Moja historia jest trochę inna, jednak emocje podobne i uwierz mi, samo nic się nie zmieni, a te nerwy mają na Ciebie destrukcyjny wpływ. Musicie porozmawiać, choć nie wiem jak on reaguje. Bo ja np. nie mogłam rozmawiać o pewnych sprawach bo od razu groził odejściem i krzyczał...

PS Nie sądzę abyś była przewrażliwiona. Wiadomo, że jego dzieci są bardzo, bardzo ważne. Ale czy to coś zmienia, czy to pozwala byś czuła się jak "piąte koło u wozu"? Nie, nie. Nie daj sobie wmówić takich rzeczy - typowy syndrom ofiary to to, że uważa się za kata. Z tego co piszesz to wcale nie jesteś przewrażliwiona i Twoje emocje są na miejscu. Choć po tym wszystkim może reagujesz na drobne rzeczy dość mocno, ale przecież nie bez przyczyny.

Trzymaj się eddy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WWW3Dzięki..tak..rozmawialiśmy o tym nie raz..On mnie wysłucha i zawsze to samo odpowiada: Twój wybór.A potem tak cudnie przytuli, ze zapominam na bólu..na chwilkę..kiedyś spędzaliśmy czas razem..wszyscy,ale ból dla mnie stał się nieznośny..rozchwirutałam się nerwowo..wybucham notorycznie płaczem..nie umiem powstrzymać łez....kiedyś byłam skałą..faceci kładli się u mych stóp..a teraz?W marzeniach odchodzę od Niego...ale fizycznie nie jestem jeszcze gotowa..dziś po raz pierwszy idę do "specjalisty" od tych naszych duchowych problemów..nie panuje nad tym..przerosło mnie..a On mi nie pomaga..jst zimny jak stal..i wciąż mi dzwoni Jego głos-dzieci dla mnie są najważniejsze...Twój wybór..zaakceptuję go..a ja, jak ostatnia szmata ( tak, tak...)godzę się..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, chyba nie ma sensu się tak szarpać, bo wygląda na to, że on nie zmieni zdania, a Ty jesteś nieszczęśliwa. Co prawda czasem mężczyźni twierdzą jedno, a potem wychodzi zupełnie inaczej albo sami zmieniają zdanie, ale ten chyba ma to w sobie ugruntowane i przemyślane na zimno. I nie chodzi "tylko" o dzieci, ale on lekceważy Twoje potrzeby i jest chyba wygodnym egoistą. Mam koleżankę w związku z facetem po rozwodzie z dzieckiem, strasznie się szarpie, musiała zacząć chodzić do psychologa. A moim zdanie jej men jeszcze rokuje, bo nie wyklucza dziecka kategorycznie a i tak jest jej ciężko. Strach przed rozstaniem jest gorszy niż samo rozstanie. Może się okazać, że poczujesz głównie ulgę. Może są jakieś inne rozwiązania niż rozstanie, ale mi nic nie przychodzi do głowy, a wałkujemy to z koleżanką na okrągło, ona daje mu czas itp., ale ciągle jej jest ciężko. Może tylko uciekać od takich jak najszybciej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×