Skocz do zawartości
Nerwica.com

Toksyczne związki !!!! (związki które was wykańczają)


Rekomendowane odpowiedzi

Teraz po czasie widze ze ten problem to on ma od zawsze. Jak sie poznalismy to byl sklocony z rodzina i nadal jest. Nie chce sie rozwodzic bo moja corka go kocha i stara sie byc dobrym ojcem, bardzo bym zranila dziecko a tego nie chce. Jestem samotna z tym wszystkim mieszkamy za granica nie mam wsparcia a nie chce sie skarzyc mojej rodzinie. Jak mam z nim rozmawiac??przemilczec jak on krzyczy??nie zwracac uwagi??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak to jest po rozwodzie?? czy dziecko zawsze zostaje z mama?? Oststanio miala odmienne zdanie odnosnie poziomu zycia w kraju w ktorym obecnie przebywamy i moj maz powiedzial ze jak mi sie tu nie podoba to moge skladac pozew o rozwod i wypad do Polski a on tu zostaje z dzieckiem. nie zasluzylam na takie ostre slowa, nie mial powodu zeby tak do mnie mowic ale mniesza z tym. Za kazdym razem gdy mysle inaczej niz on w jakis blachych nawet kwestiach to on krzyczy skladaj pozew o rozwod....boje sie ze zabierze mi dziecko...czy moze miec takie prawo??wspomne tylko ze jestem dobra matka, dbam o dziecko dom, potrafie wszystko zalatwic pracuje zawodowo i zarabiam wiecej niz moj maz,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Chciałbym w skrócie opisać moją aktualną sytuację.

 

Jestem w związku od ponad 2 lat. Na początku oczywiście było cudownie. Niczym lek na wszystkie moje dolegliwości. Zamieszkaliśmy razem praktycznie zaraz wejściu w związek.

Niestety związek mój jest bardzo toksyczny zarówno dla mnie, jak i dla mojej dziewczyny. Oboje poznaliśmy się na terapii grupowej, poznaliśmy się od tej bardziej mrocznej strony. Pewnego dnia moja obecna dziewczyna zaprosiła mnie na imprezę urodzinową i od tamtej pory się wszystko zaczęło. Na początku miałem obawy przed wejściem w relację partnerską. Doświadczony, zaburzony młody mężczyzna miałby się z kimś wiązać? Ale zaryzykowałem.

 

Odkąd pamiętam dokuczają mi różne dolegliwości somatyczne, które w pewnym momencie doprowadziły mnie na skraj. Doszło do tego, że nie opuszczałem przez kilka miesięcy własnego domu z obawy przed atakami paniki itd. Odkąd jestem razem z moją partnerką siłą rzeczy muszę walczyć z codziennymi obowiązkami, pracą. Mam na głowie budowę domu, wszystko praktycznie sam muszę robić, a jak zdarzy się dzień, że po prostu nic nie zrobiłem, to pomiędzy nami psuje się atmosfera. Dzisiaj zakończyłem stosunek pracy w której pracowałem przeszło 9 miesięcy. Od kilkunastu tygodni atmosfera w pracy zaczęła się bardzo psuć, co rzutowało na moje samopoczucie zarówno psychiczne jak i fizyczne. Mówiłem o tym mojej partnerce, ale tak jakby bagatelizowała ten problem.

Dni mijały, a ja stałem się chodzącym kłębkiem nerwów. Wstawałem wcześnie, bo przed 5 i od podniesienia się z łóżka rozmyślałem, co tym razem będzie w pracy, o co się przyczepią, za co będą wyzywać itd. Ostatnich dni pracy praktycznie nie pamiętam, bo tak jakby wyłączył mi się mózg. Wiem, że były ciągłe pretensje, narzekanie, zastraszanie, szantażowanie.

Stwierdziłem, że dłużej tak nie wytrzymam i złożyłem wypowiedzenie. Musiałem zawalczyć o siebie, o swoje samopoczucie i zdrowie. Niestety moja dziewczyna przez to, że nie mam chwilowo (bo oczywiście od razu zacząłem szukać nowej) pracy, jest zła, zniesmaczona, pogardliwa wobec mnie, a jedyne czego teraz potrzebuję to jej bliskości, wsparcia, zrozumienia.

Wczoraj wybuchła między nami kłótnia. Chciałem z nią porozmawiać, zrzucić chociaż odrobinę emocji, ale ona tego nie zrozumiała. Zwyczajnie w świecie miała to wszystko w głębokim poważaniu i po prostu mnie ignorowała. Jakiekolwiek próby komunikacji z mojej strony kończyły się grobową ciszą. Oczywiście przez to narosło we mnie zdenerwowanie i złość wzięła górę. Zacząłem być agresywny (słownie, bo nigdy w stosunku do kobiety nie użyłem żadnej przemocy fizycznej), a później zacząłem siebie o wszystko obwiniać. Z ofiary zrobiłem z siebie podwójną ofiarę.

Jedyne co mi przychodzi do głowy teraz to to, że moja partnerka chciałaby żeby w naszym życiu było tylko dobrze. Żebym zarabiał nie wiadomo jakie pieniądze, żebym znał się na wszystkim, żebym wszystko potrafił zrobić. Jak coś jest nie po jej myśli to zaczynają się kłótnie.

Często mi zarzuca, że nie szanuję jej uczuć i potrzeb. Zastanawiam się tylko kiedy ona zacznie szanować moje potrzeby i uczucia.

Nie wiem co mam z tym wszystkim już robić :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich serdecznie . Jestem tu nowy. Od jakiś 3 lat walczę z nerwica.( która wywolal mój toksyczny związek)Ale zacznę chyba od przedstawienia mojej całej "przygody" od początku.Mam na imię Marcin , mam 28 lat i od jakiś 3 lat moje życie wywróciło się do góry nogami, ale zacznę od czasów kiedy jeszcze żyłem normalnie. W wieku 17 lat poznałem (starsza odemnie) obecna żonę. Na początku pełna sielanka jak na ten wiek przystało , żona nie widziała świata poza mną , z czasem i ja się obłędnie zadłużyłem . Po jakiś dwóch latach żona stwierdziła ze potrzebuje czegoś innego. Głównie naszymi znajomymi byli moi przyjaciele (moje środowisko), wiec po rozstaniu często jeszcze spędzaliśmy razem czas, wszystko było ok ale w pewnym momencie jej odbiło. Zaczęła mieć ciągoty do moich przyjaciół i osób w moim towarzystwie, a ja musiałem na to patrzeć. Pamietam ze było to dla mnie jedno z najgorszych przeżyć. Po upływie czasu poradziłem sobie z problemem i zacząłem normalnie żyć (dzięki przyjaciołom którzy mnie nie zawiedli, nawet robili wszystko żeby takie sytuacje nie miały miejsca, ) . Ona gdy się już wybawiła przypomniała sobie ze jednak nadal mnie kocha. Spotkalismy sie i coś we mnie pękło , dałem nam szanse. Od tamtej pory rozchodziliśmy się i schodziliśmy spowrotem , rzecz jasna z jej inicjatywy a ja juz byłem tak pochloniety myślą że bez niej nie mogę żyć , ze godziłem się na wszystko byle być razem, mimo ze nienawidziłem jej tak mocno jak kochałem ( Wsumie tak jest do dzisiaj) Gdy miałem jakieś 20 lat wyleciałem do Angli ( ona była w Niemczech u rodziny)Ze względu na szalony tryb życia tęsknotę za rodzina i ciężka prace po jakimś roku wróciłem do Polski. Dość szybko znalazłem prace w dużym mieście jakieś 100km od mojego i wyprowadziłem się tam. Życie zaczęło się fajnie układać , poznałem nowych ludzi było naprawdę ok. Ale historia lubi się powtarzać i po długiej przerwie ona się odezwała.Głupi ja zaprosiłem ja na weekend. W ten weekend zaszła w ciąże. Zdecydowałem ze skoro będzie dziecko nie mogę jej tak zostawić. Przeprowadziłem się do Niemiec ( znowu nauka języka itp) po pół roku pracowania ( dorywczo) znalazłem prace na stałe ale 300 km dalej wiec kolejna przeprowadzka. Wszystko było pięknie kolorowo. Pracy mnóstwo . Niczego nie brakowało itp. Przyszły święta Bożego Narodzenia wiec pojechaliśmy do polski. No i na urlopie się zaczęło. Siedząc późnym wieczorem u przyjaciela dostałem dziwnego ataku bólu brzucha i pleców. Pasowało na zapalenie trzustki bądź zapalenie żołądka. Kolega zawiózł mnie na pogotowie , jak to w Polsce lekarz zły ze go obudziliśmy , dał relanium w pośladek i do domu. Skorcz brzucha odpuscil nawet udało mi się zdrzemnąć. Ale gdy tylko otworzyłem

Oczy już nie było fajnie. Straszne mdłości , biegunka. Tak przemeczylem się do końca urlopu i wróciliśmy za granice. Tego samego wieczoru kolejny atak. Przepłakałem noc a rano poleciałem do lekarza. Stwierdził mocno powiększona wątrobę i dużo płynu w brzuchu. Dał antybiotyk i kazał przyjść na kontrole. Od pierwszej tabletki antybiotyku było tylko gorzej. W ciągu 3 miesięcy schudłem 16kg gdzie przy moim wzroście i szczupłej sylwetce to była masakra. Z każdym dniem dochodziły nowe objawy. Było mi ciagle zimno mimo to strasznie się pocilem. Doszła bezsenność bóle głowy ataki paniki dodatkowe bicia serca. Po którymś razie gdy szef wyganiał mnie do domu nie wytrzymał wsiadł w samochód i pojechał ze mną do lekarza ( jest osoba bardzo uważana , bogata itp) tak wiec u lekarza podejście do mnie zmieniło się momentalnie nawet nie czekałem w kolejce. Skierowanie do szpitala. Jak pech to po całości , trafiłem do szpitala na peryferiach ( opieka znikoma, wyciągu 7 dniowego pobytu raz pobrana krew, lekarzy trzeba było szukać ) zrobili gastroskopię i stwierdzili ze wszystko ok wiec musza to być bakterie w jelitach albo zapalenie trzustki ale ma mnie dalej lekarz rodzinny prowadzić. To był jak cios .Gdy żona odebrała mnie ze szpitala po wejściu do domu dostałem

Pierwszy atak odrealnienia derealizajci. Przerażała mnie myśl ze żona jest w ciąży z naszym drugim dzieckiem a ja taki wrak .Zacząłem na własna rękę szukać w internecie , pytać Wsumie oszalałem i byłem pewny ze umieram. ( żona uważała ze sobie wkręcam, ze to tak nie może być , ile to jeszcze potrwa , dzieci cię potzrebuja itp,)Zacząłem znowu chodzić do lekarza tym razem innego i tez rozkładał ręce. Gdy zemdlałem dostałem kolejne skierowanie do szpitala. Tym razem była to porządna klinika ale ze względu na omdlenia trafiłem na oddział kardiologi gdzie po dwóch dniach pół stacji było odizolowane bo wyszło podejrzenie gruźlicy. Lekarze latali koło mnie pobierali krew z żył , ucha palca , rezonansy całego ciała itp. Poczułem się tak bezpiecznie ze większość objawów ustąpiła. Po 2 tygodniach zostałem wypisany ze szpitala ze skierowaniem na psychoterapię. Na terapie chodzę już jakieś dwa lata , na początku pomagała bo dowiedziałem się jak działa organizm pod wpływem stresu i skąd te objawy. Ale ja nigdy nie opowiedziałem całej histori o żonie , Wsumie nawet nie wspomniałem i na ostatniej wizycie Pani rozłożyła ręce i stwierdziła ze jedyna opcja to teraz terapia grupowa na która nie chciałem iść. Dziś znowu nie czuje się dobrze. Nie wpadam w spirale myśli =internet=objawy ale zaczynam nie radzić sobie z myślami , mam problemy ze snem budzę się o 3 rano i nie mogę zasnąć ( a Kocham spać ) , mam straszne wachania nastroju , z rana to wogole masakra). Jakiś miesiąc temu usłyszałem od żony ze już mnie nie kocha, wogole jej nie ciągnie i chce żebyśmy się rozstali. Fakt ze już od długiego czasu widziałem brak zainteresowania z jej strony , bardzo długo nie usłyszałem nawet ze zrobiłem coś dobrze , a jak pracuje do wieczora to jestem zły bo te pieniądze idą a moje potrzeby papierosy itp. Od tego czasu jestem znów wrakiem człowieka i na sama myśl wyprowadzki od dzieci dostaje drgawek... już sam nie wiem jak sobie z tym i sobą poradzić ... może ktoś z was wie jak to przetrwać bo kolejna wizytę mam dopiero za miesiąc ....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety to co kocham mnie niszczy , taki mój los. Tak dostałem na początku tabletki o nazwie opipramol które brałem 3 miesiące, cześć objawów ustąpiła, co najważniejsze mogłem spać. Później bardzo pomocne było piwo ale przecież nie mogę codziennie pic alkoholu bo to do niczego dobrego nie zaprowadzi. Teraz łykam jakieś tabletki z balderiany i dziurawca ,ale ziółko na mnie nie działają . Teraz na wizycie muszę chyba poprosić o coś na wyciszenie bo bez wsparcia wsparcia ( otumanienia) chyba zwariuje. Do tego cała rodzina , przyjaciele są 800km stad ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Marcin 28 troszke chaotycznie opisales swoja sytuacje...trudno cos doradzic..Mam dziwne wrazenie ze totalnie uzalezniles sie od zony...pokazales Jej ze moze robic co chce, Ty i jak zawsze bedziesz Jej ostatnim kolem ratunkowym. Spojrz jakie sa Wasze relacje w domu, jak sie do siebie odnosicie? Czy aby napewno Wasze dzieci sa szczesliwe? Czasami lepiej podjac meska decyzje i dac spokoj toksycznemu zwiazkowi. Zreszta Twoja mocna (rozstanie) reakcja moze uratowac Wasz zwiazek. Kobiety lubia zawsze miec racje i lubia stawiac na swoim ale tak naprawde wola facetow ktorzy maja wlasne zdanie i wiedza czego chca od zycia....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shakuhaschi wiem ale naprawdę ciężko się skupić przy takim natłoku myśli. Chyba masz dobre wrażenie , moja terapeutka mówi , ze jestem uzależniony od żony bardziej niż nie jeden alkoholik od butelki. Nasze relacje były raczej zawsze dobre do czasu gdy żona zaczynała robić na złość bo coś jej nie pasowało... myśle ze dzieciom nie brakuje miłości , oboje staramy się by miały jak najlepiej. Staramy się nawet nie rozmawiać na ciężkie tematy w ich obecności.Co do ratowania związku to już za późno , jesteśmy w trakcie rozwodu a przyszłym tygodniu wyprowadzam się do innego mieszkania. Chyba właśnie to ze zacząłem mieć własne zdanie nie spodobało się żonie ... pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×