Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wasze pytania |depresja|, czyli '' CO ZROBIć?''


anita27

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem czego mi zazdrościsz, może sposobu myślenia. Wątpię czy byś chciałabyć na moim miejscu raczej proponuję docenić to co masz. 15lat? Dziewczyno, muszę cię zmartwić ale będziesz żyła dłużej niż 15 lat. Nie wiem jaką jakość będzie miało to życie, możliwe że duzo niższą od przeciętnej ale 15 lat zleci nim się obejżysz. Ja 20 lat miałem prawie 5 lat temu i te 5 lat zleciało mi jak z bicza strzelił, co prawda bez sukcesów, raczej z porażkami no ale co mam się zabić z tego powodu. Zabić się zawsze mogę a życie jest jedno.

Pozdro

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czemu nie ? ja akurat chciałabym być na twoim miejscu naprawdę, szkoda że nie możemy się zamienić ciałami :) chciałabym zobaczyć jak to jest być innym człowiekiem, na pewno nie tak żałosnym i beznadziejnym jak ja. No zobaczymy jak to będzie, jak dożyję to za 15 lat ci napiszę czy warto było żyć ok? 3maj się

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przypomniało mi się coś dzisiaj...kilka lat temu podczas kłótni w domu "coś" mi się stało..uciekłam i schowałam się w ciemnym kącie trzęsąc się i pamiętam jak dzisiaj że wtedy postanowiłam zakończyć moje męki i zabić prowodyra wszystkich kłótni wpadłam do kuchni i wziełam nóz po czym powiedziałam że teraz go zabije i będzie spokój i rzuciłam się na niego z tym nożem :evil: rozłożyli mnie na stole krzyżem i zabrali po długich wysiłkach z ręki nóż gdy mnie puścili spadłam na ziemie i straciłam czucie ...tzn nie czułam własnego ciała byłam zupełnie bezwładna i nie mogłam oddychać trwało to ok.10min i mineło byłam pózniej strasznie wyczerpana.Nigdy więcej się to nie powtórzyło a ja wymazałam to z pamięci:( teraz mi sie przypomniało i tak się zastanawiam co się zemną wtedy stało???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie chodzę do psychologa ani do psychoterapeuty ,przepraszam Was ale czuje sie bardzo zle dzisiaj ten dziwny ścisk w gardle znów i oczy tak bolą i nie mogę się dłużej patrzeć na nic wciąż błądzą zaczyna się u mnie to samo...jak to przetrwać :cry:

nie chodzę bo psychiatra stwierdziła że nie muszę ,najlepiej byłoby umrzec i urodzić się na nowo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

Ostatnio przeżywam pewien kryzys wewnętrzny spowodowany ogólnymi niepowodzeniami (generalnie chodzi o szkołę). Nigdy się tym specjalnie nie przejmowałem i było dobrze (muszę jednak przyznać, że mam skłonność do popadania w przygnębienie oraz na tyle słabą psychikę, że bardzo łatwo mnie zniechęcić).

 

Ostatnio wszystko uległo zmianie z powodu matury, do której chciałbym się odpowiednio przygotować. Nie ukrywam, że mam dość ciężką opcję, która wymaga ode mnie systematycznej pracy przez cały rok.

 

Zaczęło się od tego, że jedno niepowodzenie (najgorsze, że było spowodowane, że tak powiem zwyczajnym pechem, losowym niefortunnym przypadkiem) powoduje całą falę złego samopoczucia i błędne koło. Podświadomie zaczynam wierzyć w to, że jestem beznadziejny i do niczego, jednocześnie mam świadomość, że jest to główną przyczyną moich niepowodzeń, gdyż przygnębienie powoduje, że zadania którym się poświęcam są wykonywane bez entuzjazmu, trochę z przymusu i otrzymuje kiepskie rezultaty, które dodatkowo pogarszają sytuację. Brzmi banalnie? Oczywiście, że tak. Podejrzewam, że cierpię na depresję, gdyż stan ten utrzymuje się około miesiąca. Z góry mówię, że chcę sobie z tym poradzić całkowicie sam, bez konsultacji z rodziną, psychologiem ani lekarzem. Czy jest to możliwe? Pewnie tak, po prostu chcę przerwać to błędne koło.

 

Co ciekawe rzeczą, która całkowicie znosi u mnie uczucie przygnębienia i bezradności jest zwyczajny sen, na jaki pozwolić sobie mogę tylko w soboty. Po prostu jestem wtedy innym człowiekiem. Nie potrafię normalnie spać w tygodniu, mimo że staram się spać te 7-8h. Mam problemy z zasypianiem, szczególnie w tygodniu. Budzę się w nocy. Cały dzień chodzę wnerwiony. Czym mniej jestem wyspany, tym bardziej mam wszystkiego dosyć.

 

Reasumując, po prostu czuję się jakbym był na dnie. Nic mi się nie chcę, jednocześnie mam dużo roboty. Dodatkowo odnoszę wrażenie, że traktowanie mnie wygląda jak kopanie leżącego. Nie posiadam żadnej chęci do życia, bez strachu i trochę za często myśle o śmierci (wiem, że to głupie). Nie mogę sobie przypomnieć o czymś co by mi obecnie dawało jakąkolwiek radość do życia. Chciałbym ją odnaleźć ale jak? Z pozoru tak niewiele brakuje, a tak dużo.

 

Mam też nadzieję, że drodzy forumowicze wybaczycie mi anonimowość. Bardzo wstydzę się mówić o swoich uczuciach, a tym bardziej problemach i wolałbym by zostało to w stanie anonimowym. W rzeczywistości nikomu nie udzieliłbym tak szczegółowych informacji co się ze mną dzieje, ale niewykluczone, że potrzebuję pomocy.

 

Nie wierzę, że ten post cokolwiek zmieni, ale przynajmniej wyrzuciłem to z siebie. Teraz możecie skopać leżącego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiem jak ja bym to zrobił :P

Weź idź sobie w sobotę na jakaś dobra imprezę. I zabaw się dobrze alko + dziewczyny. To mi zawsze poprawia humor i pozwala nie myślec tam o czym nie chce przez jakiś czas :P Byle nie za często bo wtedy to dopiero bedziesz miał lipe.

Krótko mówiąc poczuj życie w ten Łikend :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam..

No to dość nieciekawie to wygląda.. Najważniejsza jest w wiara w siebie i we własne możliwości!! według mnie jednak powinieneś iść z tym do psychologa. Ja mam nerwice i też nie zamierzam zwracać się o pomoc do kogoś innego ale w końcu zwątpiłam we własne możliwości i poszłam. I to mi naprawdę pomaga mimo że chwilami nadal mi strasznie ciężko ale już sobie lepiej z tym radze niż wcześniej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szczerze mówiąc mogę przyznać że w pewnym sensie Cię, anonim90 , rozumiem.

Mój kiepski stan trwał ponad 1,5 roku ale mimo to, zwłaszcza na początku, byłam nastawiona na walkę w pojedynkę. Tyle, że narastające poczucie bezsensu ( również myslenie o śmierci ) wyssało ze mnie motywację. Głównie problemy hm.. zabrzmi dosyć szumnie- egzystencjalne wywołały ciąg niepowodzeń w niemal każdej sferze życia - tak jakby mnie od niego odcięło... Za rok klasa maturalna a ja mam gigantyczne braki w szkole. Problemy związane z nadmiernym przezywaniem rzeczywistości wywołały ostrą dezorganizacją organizmu przez co nadal < choć udało mi się wyjść z najgorszego stanu ( bez niczyjej pomocy z resztą) > czuję się nienajlepiej < mam na myśli percepcję, koncentrację, znużenie etc >.

Myślę, że depresje, nerwice, bez względu na przyczyny, sprowadzają się na pewnym poziomie do fizjologii.

 

Brzmi to jak banał rzucony na obiedzie u cioci, ale zdrowy tryb życia, gł sport, zdrowe żarcie , ograniczanie kompa i alko ;) ... to pewien krok w strone dobrego samopoczucia psych. Nie zlikwiduje problemów ale pozwoli sobie lepiej z nimi radzić.

 

Może wybierz się do apteki po coś na sen. Myślę, że mógłbyś też spróbować pomóc sobie biorąc jakieś leki przepisane przez psychiatrę. Nie mówię tu o regularnych wizytach u psychologa, lekarza etc, ale o jednorazowym pójściu do psychiatry po jakiś na pewno lekki środek, który pomógłby poczuć się lepiej psychicznie tylko po to żeby móc spojrzeć zdrowo na sytuację. Nie ma sensu tego ciągnąć, bo im dłużej czujesz niechęć do życia etc, tym cieżęj będzie Ci ,,wyrwać " się z tego samemu.

 

pozdro ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W listopadzie leżałam w szpitalu psychiatrycznym do stycznia. Po

wypisie jakoś było. Chodziłam do szkoły, ale nie zaliczyłam klasy. W

sierpniu tego roku zaczęło się źle dziać, poszłam do lekarza

dyżurnego, żeby zgłosić planowanie przedawkowania leków, lekarz

potraktował mnie jak główniarę, której się coś wymyśliło. Nie

wytrzymalam tego, nie wyobrazałam sobie wtedy wrócić jakby nigdy nic

do domu. Więc przedawkowałam leki, znalazłam się na toksykologii, po

wypisie byłam rozlegulowana emocjonalnie, chodziłam na terapię.

Trochę pomogło. Zaczęłam chodzić do szkoły, uczyłam się, chodziłam

czasami do kina., Ale teraz znowu od paru dni źle się czuję, mam

lęki, lekarstwa mimo długiego stosowania nie działają, męczę się w

nocy, mam stany depresyjne, nie chce mi sie chodzić do szkoły,

uczyć, spotykać ze znajomymi...NIC. Nawet myślę o "tym"....za

tydzień mam wizyte u psychiatry w ambulatorium, nie wiem co mam jej

powiedzieć. Boje się o tym powiedzieć, bo nie chce zeby mnie ktos od

tego odciagal, albo krytykował. Co lekarz moze mi zaproponować?

Szczerze, wiem, że to co planuję jest złe, samolubne. Ale ja już mam

dość. Mam terapię, chodzę na nią raz w tygodniu, a mimo to wracam do

domu, chodzę do szkoły i po prostu wegetuję. Już nie chcę tak. Nie

chcę przebywać z ludźmi. Nie mam dużych problemów typu (chłopak mnie

zostawił, matka alkoholiczka, itd.) Mam nerwicę, lęki, różne jazdy

gdy jestem sama i mimo znajomych czuję się samotnie, jestem

odosbniona. Uczę się, robię to dla rodziców. Ale już nie mam siły.

Do wszystkiego się zmuszam. Ja już tak nie chcę. Ukrywam się z

objawami, na terapii nie mówię prawdy, bo mam durną lekarkę, na

którą wszyscy narzekają. Dostałam skierowanie do szpitala po

toksykologii, a ona stwierdziła, że nie nadaję się do szpitala.

Teraz wątpię w to całe leczenie, już mi się nic nie chce, to się

pogłębia, dzisiaj nie byłam w szkole, leżałam w łóżku płakałam nawet

zasnąć nie mogłam, kiedy przyszła mama udawałam że się uczę. Rodzice

nie rozumieją, dla nich najważniejsze jest ukończenie szkoły. Mam

jałowe wsparcie. Mam dość udawania. Nie wiem co robić, w

poniedzialek mam rozmowę z taką spoko lekarką z ambulatorium i nie

wiem, czy jej powiedzieć, co sie dzieje. Powinnam to swojej

terapeutce powiedzieć, ale ta baba jest jakas nawiedzona, zacinam

sie przy niej, a przeciez kontakt z lekarzem zaufanie to

najwazniejsze czynniki dobrej rozmowy. nie wiem...

Nie chcę zostać sama, bo zwariuje, ale z drugiej strony bycie wsrod

bliskich wiaze się z udawaniem że wszystko gra, by nie zasmucać ich:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cześć madzika, no rzeczywiście nie za wesoło u ciebie, ale sama wiesz co powinnas zrobic. skoro narzekasz na lekarke to ja zmień! jesli terpeutka ci nie odpowiada to spróbuj z inna.

nie zwlekaj bo sama widzisz ze to tylko strata czasu, poszukaj pomocy u kompetentnych z którymi bedziesz mogła szczerze porozmawiac.

 

trzymaj sie i działaj!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

madzika, nie, nie, nie mozna sie poddawac! ciezko, okropnie jest, wiem. poszukaj innego lekarza, czasem dopiero za ktoryms razem sie trafia. powinnas oczywiscie pogadac z ta lekarka z ambulatorium, moze ona ci pomoze, zapytaj, moze zna jakiegos dobrego terapeute. daj sobie szanse!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam wszystkich!

choruje na depresje, mam wlasnie nawrot choroby. Ukonczone wzorowo studia, kochajacy mąż i ...pustka. Mam wrażenie jakbym nieistniala. Całe studia przezyłam izolując się, żyjąc w świecie poezji, literatury. Mam problem, by nawiązac relacje z drugimi. Postanowilam napisac tutaj. Może to ratunek dla mnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trzeba się też nastawić tak : wizyta u psychologa nie spowoduje zniknięcia naszych problemów jak za pomocą magicznej różdżki .To tylko początek naszej drogi ku lepszemu ,przezwyciężenia naszych słabości ,zrozumieniu naszych zachowań.

Psycholog/psychiatra może nas nakierować ale całej roboty nie zrobi za nas..

Czekam na wizytę ,nie wiem co powiem tam w gabinecie ...

Ciężko jest ,smutno .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem w nawiązywaniu kontaktów to poważny problem. Oprócz kochającej najbliższej osoby warto mieć jakichś znajomych.

 

Czy dobrze rozumiem, że teraz chciałabyś nawiązać kontakty z innymi ludźmi, ale jest to trudne dla Ciebie?

 

 

A jakieś osoby o podobnych zainteresowaniach?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Anonim90 - wiesz żadna noc nie trwa wiecznie. To już miesiąc. I miejmy nadzieję, że dużo dłużej już nie będzie.

 

To może nie depresja a obniżenie nastroju spowodowane w sumie obiektywnymi czynnikami z tego co piszesz. Do tego jesień, krótsze dni.

 

Czy sobie poradzisz sam? Część ludzi sobie radzi, część nie. Zazwyczaj się udaje - ale jeżeli taki stan będzie trwał i trwał to nie uciekaj od specjalisty.

 

A tymczasem zajmijmy się tym by nie trwał. A więc pomyśl co teraz sprawiłoby byś się oderwał o myśleniu o tym co złe? Wycieczka do lasu? Odwiedziny u kogoś? Spotkanie z kumplami? Znajdź taką rzecz którą możesz teraz zrealizować a wiesz, że zajmie Cię ona na tyle, że nie będziesz myślał o smutku. A potem nam opowiedz co się zmieniło. I o ile jest lepiej :) Jak przekroczysz pewien próg to wrócisz do radosnego życia.

 

Duran84 - w pełni Cię popieram!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może to miejsce jest dobre na wyżalenie się z różnych sytuacji i skieruje na dobrą drogę ale jak już napisałaś masz problem w nawiązaniu relacji z ludźmi z zewnątrz a tutaj świat internetowy jest łatwy ,nikt nie widzi nikogo i można swobodnie pogadać.Najważniejsze żeby nie zatracić punktu pomiędzy rzeczywistością a cybernetyczna sferą ,czego Tobie i sobie życzę ^^''

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×