Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wasze pytania |depresja|, czyli '' CO ZROBIć?''


anita27

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, jestem paweł, mam 19 lat i chciałbym opowiedzieć wam od początku to, co mi się przydarzyło..

 

W wakacje, 13 sierpnia poznałem Olę.. Umówiłem się z nią przez internet, po pracy poszedłem w umówione miejsce.. Czekałem, aż w końcu się zjawiła. Mała, drobna, typowo popkulturna (ja jestem metalowcem). Pomyslałem sobie wtedy, że "dziewczyna średnia, za młoda dla mnie (ona ledwie 16, ja 19) no ale pogadać można". Jednak po chwili przebywania z nią poczułem się przy niej szczęśliwy. Byłem przy niej naturalny i swobodny.. Zakochałem się pierwszego dnia.,

Zostawiłem dla niej dorywczą pracę i codziennie spędzaliśmy ze sobą nawet po 8-14 godzin (dosłownie). Była trochę zamknięta, ale widziałem jak się stara - ona też mnie kochała. Mówiła mi, że nie umie mi tego powiedzieć, że coś ją blokuje.. Ale kiedy ją rozbawiałem, wzruszałem.. Mówiła mi, że mnie kocha.. A gdy się na nią obrażałem płakała i mówiła że nie chce abym był na nią zły, że jestem dla niej wszystkim.. Robiła mi awantury o to, ze patrze i rozmawiam z kelnerka a ja tylko składałem zamówienia.. heh to było takie pocieszne.. Ta słodka zazdrość.. Byliśmy razem i byliśmy najszczęśliwsi na świecie.

 

Wszystko popsuło się od września.. Nie chciała się spotykać, mowiła ze nie ma czasu, bo szkoła, bo zmęczona, bo nie.. Nie chciała ze mną rozmawiać przez gg (spotykać się nie chciała, to próbowałem jakoś podtrzymywać kontakt..) zamkneła się w sobie.. Większość tego, co napiszę poniżej "działo się" przez gadu-gadu..

Przestała chodzić do szkoły. Tłumaczyłem jej, że to złe, ale ona nic z tego nie robiła. Ja myśląc że nie odczuwa konsekwencji tego co robi (bo jej matka nie pilnuje) odpuszcza sobie, więc robiłem jej pretensje o to.

W końcu przyznała mi się, że ma problemy natury psychologicznej, boi się spać bo w nocy ją "coś" odwiedza. Ciągle siedzi w domu sama i się boi wszystkiego.. Ale wreszcie sie ze mna spotkała.

 

Poszedłem z nią do centrum handlowego, do sklepu z zabawkami.. Chodziliśmy i milczeliśmy.. W końcu usiedliśmy na sofach, ona się do mnie przytuliła i rozpłakała.. Powiedziała mi, że ma schozofrenię. Że widzi w nocy postacie, że ktoś ją dotyka w łóżku, że czuje ich zapach, dotyk.. Nie powiedziała tego wprost, ale powiedziała mi, że ta postać ją molestuje!! Moją pierwszą myślą było to, że ona miała jakieś traumatyczne przeżycia natury seksualnej, ale nie spytałem.. nie miałem odwagi.

 

Potem znowu się ze mną nie spotykała.

Namawiałem ją przez gg, aby poszła do psychologa. Robiłem co w mojej mocy, jednak nie dała się.. Jedynym skutkiem jaki na niej wywarłem było to, że uwazała mnie za swojego wroga, za kogos kto sie tylko czepia i ją rani.

Powiedziała ze da sobie z tym rade, ze to nie pierwszy raz i ze skoro raz przeszło to i teraz przejdzie. Dałem spokój..

 

Następnego dnia dowiedziałem się, że lubi sadyzm, perwersję, masochizm i tym podobne rzeczy.. Nie potrafiłem tego zrozumieć.. pokłociliśmy się.. Dowiedziałem się, ze jej jedynym marzeniem jest ostry, brutalny seks. Że w wieku 6 lat to się zaczeło i że już sie nie zmieni. Ze ona taka byla jest i bedzie. Nie wiedziałem co się z nią dzieje, zmieniała się w coś okropnego a ja nie wiedziałem dlaczego.. Sądziłem, że to przez tą chorobę, chciałem jej pomóc. Kocham ją i chciałem z nią być mimo tego. Jej było wszystko jedno, przestała mi pisać że mnie kocha, stała się oziębła i bez uczuć.

 

Probowałem to wszystko zaakceptować i jej pomóc, ale ona (nie wiem czemu) uważała, że to nie ma sensu, że ciagle przeze mnie płacze, bo się kłoce z nią i się czepiam wszystkiego. I że nie chce mnie więcej zranić. Zerwała ze mną.

Zerwała, ale ja nadal z nią pisałem na gg. Obiecałem jej poprawę, poprawiłem się. Robiłem wszystko co w mojej mocy, by była szczęśliwa, ale ona mnie odrzucała bojąc się mnie i o mnie..

 

Wytrzymałem jej ignorancję i oziębłość w stosunku do mnie jeszcze kilka dni. Potem oświadczyłem jej, że już nie chcę z nią być.. Że wole cierpieć bez niej, niż przez nią..

Spotkałem się z nią, chciałem jej oddać pare rzeczy.. Ta rzuciła mi się na ramiona i przytuliła.. Tuliła ale i tak czułem jej dystans do mnie.. Jakby się mnie bała..

 

Następnego dnia dowiedziałem się czegoś, co sprawiło, że umarłem...

Wymsknęło się jej, że ćpa. Brała tabakę, paliła skręty i sam nie wiem co jeszcze. Wybuchłem, pisalem jej rzeczy ktorych nie pisałbym nawet najgorszemu wrogowi.. Że jesli chce sie zabic, to niech to robi sama, niech mnie w to nie miesza i nie informuje, bo nie wytrzymam tego bólu. Że ja chce jej i swojej śmierci, że jest dla mnie nic nie warta.. Płakałem jak dziecko..

Owszem cały wrzesien zakochwywała się dziwnie, ale ja nie sądziłem, że ćpa, bo mi sama mowila ze nigdy nie brała i nie wezmie.. Doszedłem do wniosku, że jej "schizy" były wynikiem ćpania. Zrozpaczony spytałem dlaczego zaczeła brać, i dlaczego zniszczyła naszą miłość wybierajać narkotyki..

Odpowiedziała mi, że we wrześniu próbowała popełnić samobójstwo.. Że chciała się przećpać, ale jej nie wyszło.. I samo dalej się potoczyło w tym kierunku.. Zrozumiałem, pogodziłem się z porażką.. Spytałem jedynie czemu chciała się zabić.. I.. Przez to co się dowiedziałem.. ehh.. pociełem się.

 

Odpowiedziała mi tak: "kolega mnie przeleciał, a ja miałam zły humor". to było dla mnie jednoznaczne, ktoś ją zgwałcił!!

Wyznała mi, że ktoś (nie powiedziala kto..) zgwałcił ją, i to juz drugi raz. Że ona tego nie chciala, ze się boi.. Że nienawidzi ludzi, ze chce śmierci..

 

Wszystko sie stało jasne, jej humorki, jej mówienie o bezsensie zycia, jej cpanie, jej odsuniecie sie odemnie, jej "schizofrenia" ktora tak naprawde byla rzeczywistoscia..

 

Nie wiem co mam teraz robić.. Nie ufa mi, boi się wychodzić z domu.. Nie chce powiedzieć kto to, a jednak boi się, że jej to zrobi kolejny raz..

Spytałem się jej, co czuła gdy mnie przytulała ostatnim razem.. Odpowiedziała że strasznie się bała, ale chciała mnie przytulić..

Ona czuje się nic nie warta, nie zależy jej na swoim życiu, zdaje się jakby nie chciała poprawy.. Ale ja wiem, że ona chce - tylko jest bardzo zagubiona.. Nie umie sobie sama z tym poradzić, ale nie umie też zaufać drugiej osobie by dać sobie pomóc.. Obwinia o całą sytuację siebie, i nie potrafi z tego sama wyjść..

Dodam tylko, że ona była dziewicą i że ten gwałt był jej pierwszym razem.. No i drugim.. :(

 

Kocham ją z całego serca, chce być przy niej.. Ale nie wiem co robić..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uh, na moje oko to za dużo tu tego jak dla człowieka bez wykształcenia medycznego.....psychiatra - jak najszybciej, on powinien się nią zająć, on skieruje ją na terapię i zaleci odpowiednie leki. Nie wiadomo czy to nerwica, depresja, PTSD czy naprawdę schizofrenia (raczej nie - bo wtedy byłaby pewna, że nie jst chora).

To już nie są żarty, dziewczyna ma koszmarne przeżycia a ty nie jesteś w stanie jej pomóc. Próba samobójcza, narkotyki, gwałt.....

Może porozmawiaj z jej rodzicami.....a i tobie po tym wszystkim przydałaby się rozmowa z psychologiem, oczywiście jeśłi masz zamiar przy niej być, powineneś wiedzieć czego oczekiwać jak ją wspierać.

Tak jak piszę - lekarz to jedyne rozwiązanie w tej chwili.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jej rodzice po rozwodzie, matka sie nie interesuje, ojciec daleko.

 

"problemy emocjonalne przez które chce zwrócić na siebie uwagę" - możesz to rozwinąć? Bo to też może być prawdopodobne.

 

Jednak gdyby zmyślała, to sądzisz że dałaby radę tak udawać PTSD?

Odizolowała się, nie ma poczucia bezpieczenstwa, nie ufa nikomu, jednoczesnie chce mojej bliskosci ale się jej boi, wstydzi sie i obwinia o to ze tak sie stało.. 16 latka dałaby radę takie coś udawać?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Osoba w takim wieku jest na etapie kształtowania swojej osobowości - swojego światopoglądu, często zagubiona nie widzi sensu w życiu - jest strasznie niedojrzała emocjonalnie. Nie znam jej mogę sobie tylko gdybać że mogła w dzieciństwie przeżyć takie sytuację które mogły odbić się na tym że dziś potrzebuję bycia w centrum uwagi.

Nie chce wyciągać pochopnych opinii , może rzeczywiście przeżyła bardzo traumatyczne przeżycia i potrzebna jest jej pomoc.

 

Zbliżył bym się do tej osoby nawet na siłę , nawet kiedy ona by tego nie chciała, wręcz wprosił bym się w buciorach do jej życia. To moja opinia co bym zrobił w takiej sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuje za dobre rady;). Przełamałam sie i powiedziałam o wszystkim mamie. Chciałam pójść do psychologa, ale razem doszlyśmy do wniosku, że to może jeszcze poczekać. Zresztą mam kogoś kto wie o mojej chorobie i mogę mu mówić o wszystkim. Więc to tak jakby mój osobisty psycholog, tyle że nie ma papierów, ale chce iść na studia psychologiczne, więc na jedno wychodzi:). Poza tym to forum też bardzo mi pomaga. To dzięki wam dowiedziałam sie tak dużo o mojej chorobie i wiem jak ją pokonywać.

Zbawinnym środkiem dla mnie okazał sie Kalms. Jem 3 razy dziennie po 2 tabletki i objawy zaczynają ustępować. Potrafię już wejść normalnie do sklepu i o coś poprosić. Nie denerwuje sie cały dzień przed jakimś wystąpieniem w szkole. Nawet moja pani od polskiego przestała mnie stresować. (np. wczoraj trzeci raz mnie pytała, dowaliła jakimś głypim pytaniem a ja nic sobie z tego nie robiłam i zachowałam spokój:)). Zatem moim zdaniem osiągnęłam już wielki sukces, bo w wieku osiemnastu lat strach przed kontaktem z kimś obcym, wejściem do sklepu itp niszczył mi życie.

Owszem, zdarzają sie moje tzw, napady złości, dni gdy mam wszystkiego dojść, ale one sie tylko zdarzają, a nie są codziennie tak jak to było kiedyś.

Teraz uczę sie żyć na nowo, stawiam nowe wyzwania i osiągam swoje cele. Za mną dwa lata strasznego życia, a przede mną wszystko czego tylko zapragnę:). Mam nadzieję że z każdym dniem będzie coraz lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aaa to tak się pisze Kalms xD Znajoma polecała i teraz wiem ^^

Ja sobie poczekam ,poczekam.... i czekam na wizyte i zobacze czy mi cos przepisze .Wole nie eskperymentować więcej ...ostatnio ciągle testuje ale nie na psychotropach tylko na alergie i zwykle dolegliwości ,więc wole nie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam , kopiuję swój wątek z innego forum, czekam na wasze opinie i rady...

 

jestem swieżo po rozstaniu, dotychczas nie było aż tak źle. Ale kilka dni temu zrobiło się dziwnie.

 

Czuję strach, jak przed jakimś ważnym egzaminem, ciągłe wewnętrzne uczucie strachu i niepewności. Wróciły wieczorne rozmyślania o Niej. To jest jeszcze do opanowania, dotychczas jakoś sobie to tłumaczyłem i starałem się nad tym panowac z niezłym skutkiem. Do wczoraj.

 

Zaprosiłem wczoraj koleżankę do kina, na czwartkowe seanse przychodzi wielu znajomych mojej byłej, łacznie z nią. Poszedłem bo stwierdzilem że nie moge przestać chodzić do kina, czy miasta tylko ze wzgledu na powracające wspomnienia, skoro kino sprawia mi przyjemnośc. Zrobiłem tak kiedyś po rozstaniu o trwało to 4 lata, tym razem nie chce tego.

Oczywiście spotkałem paru wspólnych znajomych z Jeje stódiów. Na szczęście Jeje tam nie było.

 

No i się zaczęło, kiedy stałem czekając na nocny tramwaj właczyło mi się coś strasznego, ponieważ na przeciwko jest przystanek z którego jeździ Jej autobus, zacząłem mimowolnie jej wypatrywać. Nerwowość, papieros za papierosem i te myśli: "jak się pojawi wsiadam do tyłu autobusu, jadę z nią ( mieszka w peryferyjnej dzielnicy) robię jej krzywdę a potem sobie". Nie panowałem nad tym do tego stopnia że kiedy z daleka spostrzegłem podobną dziewczyne idącą na ten przystanek wystartowałem z kopyta wprost na nią.

 

Na szczęście nie pojawiła się, ale wierzcie mi - jestem przekonany że gdyby się zjawiła zrobiłbym coś głupiego, o czym myślałem. Było mi wszystko jedno, narósł we mnie taki ból i złość, że jeszcze wracając tramwajem i potem zasypiając obmyślałem kolejne scenariusze jak wykonac ten chory plan przy innej okazji.

 

Boje się ze mogę nad sobą niezapanowac, chodzimy do tych samych kin, knajp, oboje na koncert rockowe..... kiedyś się spotkamy i to prędzej niz później.. chocby za 30 dni na Kulcie, będzie na pewno, ja też już mam bilet.......

 

Jest 6 rano, spałem 3 godziny, napierdzielałem na maksa rowerem do pracy i wciąż jestem pełen tego strachu i tych dziwnych myśli....

 

Boję się że zrobię Nam a właściwie sobie i Jej krzywdę - bo nas już nie ma.

Jak sądzicie co powinienem zrobić?? CZY NIE MAM JAKIEGOŚ CHORÓBSKA PSYCHICZNEGO..??

 

 

 

Myślę, że zanim w tym temacie wypowiedzą się doświadczone dobre duszki tego forum napisze coś o moim dotychczasowym życiu. Być może któreś z wydarzeń tak mnie ukształtowało, że w sytuacjach kryzysowych zachowuje się tak jak opisałem w poprzednich postach. Że rozsypują się moje związki a ja jestem nerwowy i targają mną takie uczucia jak po kinowym wypadzie.

 

Będzie to właściwie skrócony opis mojego marnego żywota, zastanawiałem się czy gdzieś to napisać, wahałem, ale cóż czuje taka potrzebę i może cos to da. Jeżeli nie to wyrzucę to, chociaż z siebie a to już jakaś ulga.

 

Od początku:

 

 

Do 3 roku życia mieszkałem u dziadków, rodziców ojca, bardzo ich kochałem, nienawidziłem, kiedy musiałem jechać do drugich dziadków, którzy mieszkali z moimi rodzicami i bratem.. Pierwsze moje wspomnienia to właśnie leżenie wieczorem u drugich dziadków w wielkim pustym pokoju, tykający zegar, dźwięk przejeżdżających po kocich łbach samochodów i tęsknota za powrotem tam gdzie mieszkałem. Nie lubiłem ojca mamy, bo krzyczał, lubił wypić i później za to jak traktował babcie nawet wtedy, kiedy była bardzo schorowana..... Do końca traktował ja jak przysłowiowe g...... dopiero, kiedy odeszła "oczy mu się otworzyły", pamiętam go krzyczącego i wyrywającego się w kierunku jeszcze otwartego grobu.......... Mimo to nie współczułem mu wtedy ani nie współczuje mu teraz, mimo że dawno go już nie ma.......

 

Etap drugi:

 

 

Przeprowadzka do bloków, mieszkanie z rodzicami, bratem i ojca mamą (dziadek odszedł krótko przed tym). Do 6 klasy uczyłem się dobrze, do "czerwonych pasków" na świadectwie brakowało mi z reguły dobrej oceny z zachowania. W 3 klasie pisałem takie wypracowania, że babka czytała je rodzicom na zebraniu....... Wtedy odeszła "moja" babcia, spałem z Nią tej nocy, cios nr 1, jednak byłem na tyle młody żeby nie rozumieć powagi, pożegnałem się z Nią, próbowałem ja obudzić.. Nic z tego.. Obudził się za to mój ojciec... coraz częściej pił, źle traktował mamę, karał nas cieleśnie za niewielike nawet przewinienia, za 3 w dzienniczku, potrafił wyrwać wszystkie kartki w zeszycie, bo brzydko pisaliśmy i kazać je przepisywać. Edo tego smyczą "na dupsko" tak, że nie można było się rozebrać na WF. Kary typu "kibelek - łazieneczka" gdzie czasem spędzaliśmy z bratem pół dnia......... Właściwe mam jedno mile wspomnienie z tamtego okresu... kiedyś gdzieś z ojcem ja i brat na wielkiej łące... zawsze, kiedy mi się to przypomina słyszę utwór Urszuli "Dmuchawce, latawce...."

Koniec 6 klasy "obudziłem się ja", bunt przeciwko ojcu, pierwsze wulgarne odzywki do mamy, nieuczenie się na przekór jemu i z lenistwa... klasa 7 karne przeniesienie do klasy mówiąc po poznańsku "penerów", na początku odstawałem od nich mimo wszystko ocenami, pisałem im sprawdziany. Dzień pierwszy - powitanie litr wódki w czwórkę na "długiej" przerwie... Palenie, paczka dziennie, mam wiedziała pozwalała. Chyba nie miała na mnie siły.. Koniec 7 klasy świadectwo z samymi miernymi, pogniecione przez ojca, awantura, wakacje, "jabole" zaczynam się obracać w tym towarzystwie. Klasa 8 - ważna "dorosła" decyzja idę do "zawodówki", na złość ojcu, bo kumple idą, bo chce zarabiać, na nic lamenty nauczycieli ze się marnuję i mimo słabych ocen dam radę dostać się do liceum, czy technikum... W międzyczasie zaczynam jeździć na mecze, wyjazdy, zadymy, bije ludzi, którzy mają inny szalik, policje i każdego, kto wchodzi mi w drogę... Zaczynają się czasy naszego pomieszczenia, w którym trzymaliśmy swoje motorynki, motocykle, odbywały się młodociane libacje...... ciemne interesy.....

 

Etap trzeci:

 

 

Do zawodówki wkraczam, jako rasowy pseudokibol i 100% skinhead, nie daję się zgnębić punkom ze starszych klas, jestem już zaprawiony w bojach, nieźle pije i w ogóle swój gość... na praktykach robie meble stylowe... ehhhh to było piękne, szkoda ze nie zostałem w zawodzie....... "Napierdzielam" się wszystkim, kastetami, pałami, łańcuchami, bez litości punkowcy urządzają nawet specjalne najazdy w dużej sile by mnie "upolować". Nie raz im się to udaje. W międzyczasie zaczynam kraść, okradamy głównie samochody. Porzucam ruch skinhead będąc jedną z najbardziej znanych osób w miejskich subkulturach, jednocześnie najbardziej nienawidzonych i wzbudzających strach.. Jedna pozytywna rzecz z tego czasu - zamiłowanie do historii, owocujące później pięknym okresem, kiedy tym żyłem... Mimo odejścia z ruchu skinhead pozostaję w towarzystwie, ojciec pije, żąda od mamy pieniędzy na piwo, awantury, bicie jej, mnie, rzadziej brata on jest spokojny i nie "rzuca" się.... Mama wspaniała kobieta znosi to ze stoickim spokojem, uwielbią ja wszyscy, nie mamy fajek częstuje mnie, moich kolegów. Innym razem koledzy częstują ja "lepszym" papierosem. Nikomu nie robi krzywdy, zawsze dla wszystkich jest miła. Pomimo ze jest na emeryturze nadal pracuje w sklepie. Jednak nigdy nie starcza pieniędzy, ja nie dostaje żadnego kieszonkowego, ojciec żąda coraz więcej piwa, koledzy śmieją się ze mnie, że 10 razy dziennie biegam mu po piwo... pierdzielony terrorysta.. Nienawidze gościa. Zaczynają się imprezy - potrzeba kasy, kradnę już z kolegami na potęgę. Mama o tym wie, dostaje ode mnie pieniądze, bo zawsze jej brakuje. Niestety ja już się zmieniłem, w czasie kłótni zdarza mi się ja uderzyć, kilka razy, obrażać... jak ojciec.... Nie mówi o tym ojcu, bo by mnie zabił, wciąż się go panicznie boje i pomimo mojego obycia w walkach i przewagi fizycznej nie jestem w stanie się przed nim bronić, czy mu oddać.... Żyję nieźle z kradzieży... kradniemy coś, co należy do złodziei wyższej hierarhi, łapią nas, kask na głowę, metalowa rurka w ręki i bicie, straszenie łamaniem rąk, kara pieniężna. Spłacam po tygodniu intensywnej nocnej "pracy" jednak się nie odczepiają, chcą byśmy płacili więcej.. A są to naprawdę konkretne osoby z ówczesnego półświatka.. Ukrywam się, mama o wszystkim wie, ale nie mówi nic ojcu. Kiedy do drzwi dzwonią napakowani panowie mówi, że mnie nie ma..... Odczepiają się po jakimś czasie........ Przychodzi lato 95 roku - mama chyba pod ciśnieniem tego, co się dzieje dookoła ma wylew. Zabierają ją do szpitala leży tam nieprzytomna przez tydzień. Siedząc sam w domu odbieram telefon - pielęgniarka mówi ze odeszła - w rocznice ślubu i urodziny ojca. Wychodzę jak ogłupiony na osiedle, spotykam punka.... Jeszcze przez godzinę leży pod balkonem......... Ojciec rozpacza - jeszcze bardziej go nienawidzę to on maił odejść pierwszy ileż razy snuliśmy z bratem plany jak pięknie będzie mieszkać z mamą...... mam 17 lat, brat 16..........

 

Etap czwarty:

 

 

Zaczyna się życie z ojcem, dostajemy wysoka rentę mundurową po mamie, ale ojciec nie daje nam złotówki.. Wciąż jestem bez kasy, wciąż kradnę....... Do dziś widzę go pijanego, duszącego ziemniaki i jego ślinę wpadającą do garnka......wciąż bez kasy, ojciec zaczyna znikać z domu na noce, potem na tygodnie, wpadając tylko z zakupami dla nas.... No i oczywiście są "jazdy" o byle, co.. Kończę 18, samotnie na półpiętrze z winem, bo żałoba........ Ojciec leje ja kradnę, wpada policja, zwijają mnie..........Potem dostaje 1, 5 roku w zawieszeniu na 3 lata......... W końcu bunt kolejna awantura, oddaję ojcu i uciekam tak jak stałem z domu, śpię po pralniach, na praktyki i do szkoły chodzę z plecakiem, w którym jest cały mój dobytek... czasem brat coś przynosi do jedzenia. W końcu na siłę wracam do domu, zakładam konto, proszę by przelewano na nie rentę i gospodaruję się sam. Ojciec zabiera mi nawet ręcznik, po dołożeniu się do czynszu zostaje mi na pół chleba dziennie i kilka chińskich zupek. Już nie kradnę, po wyroku zmądrzałem ( tak mi się wydaje).. Koledzy po sprawie nie wiem, dlaczego ogłaszają mnie konfidentem....... Zrywają ze mną kontakty ( dzięki Bogu - większość marnie skończyła).. Szykanują mnie na każdym kroku, krzyczą nocami pod moim oknem musze się bić z nimi, kiedy chce wejść do bloku... szykanują też sąsiada bloku, który im się kiedyś przeciwstawił oraz mojego brata..... Po kolejnej zaczepce zbieramy się kupa idziemy do bloku obok gdzie siedzą wszyscy i bójka. Wsadzam gościowi nóż w nogę.. Mam już dość takiego życia we własnym bloku. Kolejne 1, 5 roku w zawieszeniu na 3.... Dostaję kuratora....

W międzyczasie ojciec wyprowadza się do nowej pani, brat robi z renta to samo, co ja i zaczynamy samodzielne życie bez tego terrorysty...... Kończę zawodówkę, rozpoczynam naukę w technikum wieczorowym... od Ojca słyszę "jesteś za głupi żeby zdać maturę"... Bawię się w różne drużyny paramilitarne sypiam po lasach, bunkrach, poligonach, bardzo chciałbym być komandosem, jednak wyroki na koncie przekreślają moja szansę na to. Poznaje mojego najlepszego przyjaciela i jego mamę. Moją "druga mamę", która później wiele mi pomoże i zawsze mnie wspiera za to, że jednak nie wylądowałem w pierdlu. Mam kolejną pasję druga wojna, zbieram militaria, zwiedzam fortyfikacje, jestem w tym naprawdę dobry...... pasę się do 105 kg, nie znoszę swojego ciała. Musze coś z tym zrobić wydaję się sobie cholernie nieatrakcyjny. Zaczynam trenować japońskie sztuki walki, zrzucam 25 kg, wspinam się amatorsko, zakochuje się w pewnym miejscu w górach, zjeżdżam na linach, spływam pontonem po rzekach. Słucham muzyki rodem z Jamajki, pełna pacyfa, uśmiech i pragnienie miłości. Chce się żyć. Zdaję maturę, rozpoczynam zaocznie zarządzanie i marketing. Kuratorka za dobre sprawowanie załatwia mi skrócenie okresu zawieszenia kary........ Rozpoczynam swój pierwszy poważny związek... och, jaki ja byłem zakochany Nie mija wiele czasu - dziewczyna jest w ciąży. Prezent w 23 urodziny. Jestem maksymalnie szczęśliwy, widzę oczyma wyobraźni szczęśliwą rodzinę, którą stworzymy. Zupełnie inna niż ta, w której się wychowałem. Planujemy wspólne mieszkanie, ja wezmę dziekankę, zaczynam załatwiać dla nas mieszkanie i Myślec o dodatkowej pracy, bo Ona studiuje dziennie. Niestety rodzice są innego zdania, matka - lekarka namawia ją do wzięcia tabletek wczesnoporonnych. Ze mną nawet nie rozmawiają, bo nie mam rodziców, domu i samochodu - argumenty matki...... Uszkadzają tylko "kuleczkę", bo dla nich to była tylko kuleczka dla mnie już dzieciak.... Matka przerażona biega po profesorach, ale nikt nie gwarantuje ze dziecko urodzi się zdrowe - kończy się zabiegiem. Jestem spalony u jej rodziców mimo to jesteśmy razem, bo ja kocham. Niestety to już nie to samo, żal i ból po tym, co zrobiła zmienia związek w piekło...... za kilka miesięcy przy kłótni uderzam ją w twarz...... Teraz już jestem kompletnie spalony u rodziców... odzywa się po tygodniu wracamy do siebie i spotykamy się potajemnie jeszcze przez prawie rok. Ale ja jestem już nie do zniesienia. Ona mnie kocha, ja w poczuciu krzywdy ( pewnie egoistycznie myślałem) zostawiam ja średnio, co miesiąc. Wytrzymuje naprawdę dużo.. W ko0ńcu nie wytrzymuje i odchodzi. Wtedy pierwszy raz w moim życiu pojawiają się myśli, które opisałem na początku tego psota..... Chciałem ich wszystkich zabić. Zupełnie serio.... Kończy się psychologiem, tabletkami, wielka pomocą "drugiej mamy" i chwilowym mieszkaniem u przyjaciela. Gdyby nie oni nie wiem czy bym tego nie zrobił. Pozbierałem się na krótko, ćwiczyłem, dochodziłem do formy i znów załamanie. Skończyło się na wiezieniu mnie do szpitala przez znajomych, kiedy popiłem duża ilością wina wielką ilość tabletek. Przerwałem studia. Koniec końców po prawie roku się pozbierałem, ale kolejne 4 lata nie chciałem spojrzeć na żadną kobietę. Nie czułem takiej potrzeby, być może potrzebowałem czasu. Znalazłem nowe hobby - ekstremalna jazda na rowerze, mozolne kupowanie kolejnych drogich części, wypadek, druty w kościach i wymarzony rower za odszkodowanie. Rower moje życie Całe moje życie.

 

Etap ostatni:

 

 

Po 4 latach przerwy poznaję ją, jest wspaniała zakochuję się jak szczeniak, mimo obaw, że młoda 6 lat młodsza. Potrafię 4 dni z rzędu nie spać tylko chodzić z Nią na imprezy z imprezy na koncert, imprezę i do pracy.... To jest miłość naprawdę mam skrzydła jest pięknie przez pierwsze 1, 5 roku. Rodzice mnie akceptują mimo moich obaw, że to kolejna jedynaczka z dobrego domu. Wspólne wakacje, plany wyjazdu (była na 3 miesięcznych praktykach w Holandii i zakochała się w tym kraju) po jej studiach. Odpuszczam sobie rower. Wracam na studia kończę je. Tyje 20 kg•. ... Po 1, 5 roku pierwsze zniknięcie z kolegami..... Kłótnia uderzam ją w twarz... jestem pewien, że ją straciłem... odzywa się pierwsza po dwóch tygodniach próbujemy to poskładać ona się wacha, w międzyczasie jest na wakacjach z tymi samymi kolegami....... Wraca, schodzimy się jednak nie kochamy się przez dobre 2 miesiące...... w ogóle nie licząc pewnych momentów kochaliśmy się bardzo rzadko, jednak robiliśmy razem wiele innych wspaniałych rzeczy wiec jakoś to przebolewałem mimo moich większych potrzeb. Stałem się jednak podejrzliwy. Złamałem hasła do jej poczty i gadu (wiem, że nie ładnie, świństwo i w ogóle). Jednak po pewnym czasie wyczytałem w gg, że kiedy mówiła, że wychodzi z koleżanka umawiała się z tym kumplem. Wciąż twierdziła, że to tylko kumpel i nic ich nie łączy, jednak z maili wynikał ze koleś się w niej po prostu zakochał.... Po jakimś czasie na naszej klasie napisała do niej jego była, że on powiedział jej, że w czasach, kiedy byli jeszcze para moja dziewczyna z nim spała. Postawiłem na jedną kartę powiedziałem jej, że złamałem hasła. Czytałem wszystko. Ona ciągle twierdziła, że miedzy nimi nic nie było I że była jej kolegi leczy się psychicznie. Uwierzyłem, kochałem. Potem było ok. Naprawdę zerwała z nim kontakt, ale coś mnie gryzło robiłem awantury o byle, co, wszystko mnie denerwowało, nie chciałem na złość wychodzić z nią do miasta.......... W grudniu po 13 latach do domu wrócił spłukany ojciec, schorowany, zadłużony, śmierdzący, nie dokłada się do niczego, potem wyprowadził się brat..... W sierpniu umarła moja druga mama....... Przegrała z rakiem.... Moja dziewczyna to nigdy nie tolerowała moich znajomych, że niby zbyt niski poziom, więc wychodziła z koleżankami... Aż miesiąc temu po kolejnym wyjściu spała u spotkanego przypadkowo kolegi, którego poznała kiedyś w knajpie skąd odebrałem ją z rodzicami kompletnie pijaną........ Odwieźliśmy ja do domu, powiedziałem spokojnie ze jak tak dłużej nie dam rady i odchodzę..... Zadzwoniła wieczorem jak się wyspała i oczywiście wróciłem, hoc mimo tego ze chciałem to usłyszeć nie powiedziała ze jej zależy, "bo ona nie mówi takich rzeczy", "taka jestem"(kocham się też nie usłyszałem przez prawie 3 lata) choć płakała, gdy wychodziłem. Potem nagle dostała od niego zlecenia na projekty graficzne jakiś logo i obietnice kolejnych zleceń... We wtorek wyłączyła telefon, bo twierdziła, że uprawiam terroryzm telefoniczny, że dzwonie wieczorami po to by ja sprawdzać..... Fakt często nie odbierała telefonu - twierdziła ze lubi mieć wyłączone dźwięki i nie słyszy go z torebki........... W piątek znów imprezowała, umówiliśmy się na sobotę, byliśmy na spacerze. Kiedy mówiłem, że mnie to boli usłyszałem "jak chcesz to idź?..... Mieliśmy się widzieć cała sobotę, ale kazała podjechać pod mój dom, bo jestem zła ona tak nie chce i jest zmęczona i jedzie do domu. Wtedy z rozmysłem uderzyłem ją w twarz, wiedziałem, że się odwróci i nie będzie mowy o powrocie, inaczej nie miałem siły od niej odejść.............

 

 

Co teraz czuję napisałem na początku tego posta... nie wiem skąd to, czuje to drugi raz w życiu, a ciężar tego wszystkiego, co opisałem w polaczeniu z wielką samotnością staje się bagażem nie do zniesienia?....

Jeśli przebrnąłeś przez lekturę tego bagna i jesteś w stanie mi jakoś poradzić będę strasznie wdzięczny.........

 

Nie mam już siły walczyć, wszystko, co udaje mi się zbudować, kiedy już wyjdę z szamba wali się jak domek z kart... nie raz za moją pomocą.............

Najśmieszniejsze jest to że znów za nią tęsknię i gdyby wróciła po prostu bym ja przytulił... ale wiem ze to niemożliwe.............. może stąd te myśli i chore plany....

 

Help.............................

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To, że ziołowe nie znaczy że słabe. Są nawet bardzo silne zioła. I nie koniecznie tylko zioło zwane zielem które daje pełne odprężenie i super samopoczucie. Jest wiele, wiele innych. Choć faktycznie Kalms jest bardzo, bardzo słaby w porównaniu do benzo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Te uspokajające nie były słabe. Często je jadłam bez potrzeby ,miały ciekawe działanie coś jak upojenie alkoholowe. Gdy zmieszałam z alkoholem nic się nie stało ,w sumie nie myślałam racjonalnie. Ale to stare dzieje..

Dlatego ziołowe źle mi się kojarzą..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Nie wiem od czego zacząć. Chce się po prostu komuś wygadać. Będe walił prosto z mostu. Czuje że mam zmarnowane życie i młodość. Cierpie na schizofrenie paranoidalną. Zachorowałem kiedy miałem 13-14 lat. Teraz mam 27. W podstwawówce w 7 i 8 klasie dokuczano mi bardzo bo byłem inny, prawdopodobnie dlatego że byłem chory a nie zdawałem sobie z tego sprawy. Zacząłem się leczyć dopiero kiedy skończyłem podstwaówke. Do liceum zdałem ale miałem nauczanie indywidualne. Wprawdzie zacząłem chodzić do liceum ale pochodziłem tylko 2 dni i nie wytrzymałem nerwowo i zrezygnowałem. Przez 3 lata z nikim kompletnie z młodych ludzi nie miałem kontaktu. Żadnych prywatnych spotkań,przyjęcia, randki z dziewczynami. Nic. Zdałem maturę i zaczałem chodzić do takiego ośrodka imbryk przy szpitalu a potem do pomostu takiego ośrodka. Tam troche to moje zdziczenie troszke mi przeszło ale tylko troche. A teraz jak mam internet i wszedłem na naszą klasę i zobaczyłem te wszystkie osoby z podstwaówki(no bo liceum nie miałem że tak powiem) to mnie ogarnia rozpacz. Te wszystkie osoby z podstwawówki się pożenili, koleżanki powychodziły za mąż, wszyscy mają już dzieci. A ja co? Wegetuje... Nie mam nikogo. Siedzę w domu. Nie mam dziewczyny i nigdy jej nie miałem. Ogarnia mnie czarna rozpacz...Ja już mam dosyć. To nie na moje nerwy. Albo to się skończy szpitalem albo trumną bo ja już nie mam sił. Już raz chciałem się zabić i wiem jak to jest..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Nie wiem od czego zacząć. Chce się po prostu komuś wygadać. Będe walił prosto z mostu. Czuje że mam zmarnowane życie i młodość. Cierpie na schizofrenie paranoidalną. Zachorowałem kiedy miałem 13-14 lat. Teraz mam 27. W podstwawówce w 7 i 8 klasie dokuczano mi bardzo bo byłem inny, prawdopodobnie dlatego że byłem chory a nie zdawałem sobie z tego sprawy. Zacząłem się leczyć dopiero kiedy skończyłem podstwaówke. Do liceum zdałem ale miałem nauczanie indywidualne. Wprawdzie zacząłem chodzić do liceum ale pochodziłem tylko 2 dni i nie wytrzymałem nerwowo i zrezygnowałem. Przez 3 lata z nikim kompletnie z młodych ludzi nie miałem kontaktu. Żadnych prywatnych spotkań,przyjęcia, randki z dziewczynami. Nic. Zdałem maturę i zaczałem chodzić do takiego ośrodka imbryk przy szpitalu a potem do pomostu takiego ośrodka. Tam troche to moje zdziczenie troszke mi przeszło ale tylko troche. A teraz jak mam internet i wszedłem na naszą klasę i zobaczyłem te wszystkie osoby z podstwaówki(no bo liceum nie miałem że tak powiem) to mnie ogarnia rozpacz. Te wszystkie osoby z podstwawówki się pożenili, koleżanki powychodziły za mąż, wszyscy mają już dzieci. A ja co? Wegetuje... Nie mam nikogo. Siedzę w domu. Nie mam dziewczyny i nigdy jej nie miałem. Ogarnia mnie czarna rozpacz...Ja już mam dosyć. To nie na moje nerwy. Albo to się skończy szpitalem albo trumną bo ja już nie mam sił. Już raz chciałem się zabić i wiem jak to jest..

 

Witam Cię,

Napisałeś w tytule, że masz zmarnowaną młodość, więc pomyślałam, że masz pewnie jakieś 60 lat, a tu się okazuje, że tylko 27:)

Myślę, że jeszcze wiele wspaniałych chwil przed Tobą. Masz jeszcze szanse poznać dużo ludzi.

Czy rzeczywiście WSZYSCY są już żonaci i WSZYSTKIE są mężatkami???? Wątpię...

Dobrze, że zaglądasz do internetu, możesz z kimś pogadać. Ale też narzekasz, że: "Nie mam nikogo. Siedzę w domu."- TO NIE SIEDŹ, RUSZ SIĘ:) Kolejki dziewczyn same się nie ustawią, trzeba zadziałać. Jestem pewna, że jak zechcesz to wszystko Ci się uda:) Jest wiele dziewczyn, które tak jak TY siedzą w domu i czekają aż zapuka do ich drzwi królewicz i czekają tak latami, a tu nikt nie puka...:)

Pozdrawiam:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm prosta rada - najpierw zrób sobie badania krwi, odwiedź lekarzy - zobaczy czy nie jesteś fizycznie chory, pouzupełniaj suplementy w diecie, zacznij uprawiać jakiś sport.........idź do psychologa -porozmawiaj z nim. Jeśli faktycznie masz myśli samobójcze radzę odwiedzić też psychiatrę.

Pamiętaj, ze cały czas jesteś młody, poza tym znam masę osób w wieku 27 lat które nie są ani pożenione, ani nie wyszły za mąż ani nie zamierzają w najbliższym czasie i jest ok.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mam 29 lat i też nie mam męża ani dzieci, a "wszyscy" z klasy już mają, nie jesteś żadnym wyjątkiem pod tym względem. Co gorsza, jakoś tych 29 lat nie czuję, nie mam potrzeby zakładania rodziny, denerwują mnie mężczyźni w moim wieku a starsi o 2-3 lata albo więcej odstraszają jak tylko się odezwą.

Odkąd poradziłam sobie z depresją czuję czasem jakbym zapomniała ostatnie 10 lat, próbuję dorosnąć na nowo skoro za pierwszym razem coś nie poszło... więc chyba nic straconego w twoim wypadku, czas na dobry początek?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko po kolei......nerwice i depresję naprawdę da się wyleczyć......tylko trzeba podjąć jakieś kroki.

Wykluczyć choroby fizyczne, w razie przymusu pobrać kilka miesięcy leki psychoaktywne żeby stanąć na nogi i iść na psychoterapię..........

Tylko trzeba się odważyć aby zacząć walkę......

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×