Skocz do zawartości
Nerwica.com

Syndrom DDA


Minhoi

Rekomendowane odpowiedzi

macie takie stany w ktorych myslicie ze jetecie ofiara i ze przez to problem ktory wlasnie powinienes rozwiazac , rozwiaze ktos za Ciebie , okazesz bezsilnosc i ot tak wszystko samo sie ulozy.

 

-- 08 gru 2013, 18:58 --

 

Myle ze potrzebuje terapi grupowej . Wiem ze musze zrobic cokolwiek ze soba . Chodzilem ponad rok na terapie indywidualna . Mysle ze dala mi cos ale nie bylem do konca zadowolony, duzo zlezy od osoby ktora przychodzi do terapeutki ...tyle ze ja nie wiedzialem co tam mowic .. czesto mialem pusto w glowie . Wychowywalem sie w domu gdzie ojciec byl/jest alkoholikiem , dwa miesiace temu pochowalem brata ktory tez wpadl w sidla alkoholu. Jego smierc rozbila mnie calkowicie. Izoluje sie od swiata i zamknalem sie w sobie jeszcze bardziej . Mysli sa takie pomieszane i absurdalne , czy to co mysle w ogole mysle i po co tak mysle ... nie potrafie tego opisac . nie mam zadnych celow . Chodze do pracy z coraz wiekszym trudem i coraz bardziej mam lek ze strace prace, nie bede mial za co zyc... ze bede musial wrocic do rodziny ... ze nie mam nic w zyciu a poczucie wartosci siebie jest zerowa, wiem ze dla wiekszosci DDA jet taka ale teraz daje to dopiero po tylku.

Takie pytanie mi sie nasunelo , czy jesli nie potrafilem na terapii indywidulanej opisywac i otowrzyc sie , czy terapia grupowa bedzie miala lepszy rezultat ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takie pytanie mi sie nasunelo , czy jesli nie potrafilem na terapii indywidulanej opisywac i otowrzyc sie , czy terapia grupowa bedzie miala lepszy rezultat ?

W moim przypadku,to terapeuta decydował,czy jestem gotowa na terapię indywidualną. Myślałam,ze się nie nadaję,bo też nie potrafię otworzyć się przed grupą.Ale dużo też mi daje słuchanie współuczestników grupy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, czy wybrałam właściwy temat, ale... Po prostu chcę się trochę wygadać z tego, co mi leży na sercu, bo jest mi mimo braku czasu - teraz bardzo ciężko. Naprawdę. Otóż wiem, że dawno nie pisałam na temat mojej matki alkoholiczki, dlatego też nie pamiętam co wiecie, czego nie...

Dostała tego kuratora, i "straszył" ją zamkniętym, a ona strasznie się przed tym broni, więc poszła na dzienny od 8.00 do 15.00 codziennie na terapię. Jednak dostała alergii twarzy, nie wiadomo na co, trafiła do szpitala, była tam tydzień, wyszła... Zaczęła znów terapię i po tygodniu - znów alergia.

I tym razem również trafiła do szpitala. Jednak teraz dostała dodatkowo zwolnienie i jest to jakby sprawdzian, ma siedzieć w domu, ewentualnie pojechać do alergologa, wykonać testy alergiczne. Bo podejrzewamy, że to albo reakcja na terapię albo na drzewa, których tam pełno, a teraz jest ostre pylenie itp. Terapia bardzo jej się podobała, ludzie na niej i samej było jej przykro, iż musiała z niej zrezygnować, bo przyzwyczaiła się do ludzi, do terapeuty itp. Dostała papier z sądu, opinie biegłych psycholog i psychiatry, że są za formą zamkniętą. No to wpadła w panikę i wgl. Te pismo dostała jak wychodziła ze szpitala, a sensie powiadomienie, więc już wracając do domu, idąc odebrać te pismo, wiedziała, że to coś w sprawie jej picia, no to zaopatrzyła się w wódkę. Wróciła do domu, była strasznie rozgadana, a to oznacza jedno - albo już piła, albo będzie... Ale mimo wszystko rozmawiałam z nią, by ją uspokoić. Nie napiła się aż tak, by nie wiadomo jaką nienawiść we mnie wzbudzić, darowałam jej, bo przecież ważne, że próbowała i próbuje, nie od razu Rzym zbudowano, ona może kilka razy odstawiać, i powracać, więc no jakoś to strawiłam. W sobotę nie piła. W ogóle ostatnio jak chodziła na tą terapię to naprawdę o wiele mniej piła, przed piła niemalże codziennie, terapia indywidualna nic jej nie dawała, jeszcze pogłębiała jej te uzależnienie - moim zdaniem. Nawet sama matka mówiła, że też nie widziała żadnej poprawy i że jak ma porównać te terapie to wiadomo, woli tą dzienną, że terapeutka jej nie rozumiała na tej indywidualnej... A tam są osoby, które przeszły to co ona, lub coś na podobę tego. Nawet sam terapeuta, który prowadzi tą terapię grupową. Nawet rozmyśla o pójściu na mytingi. Przynajmniej rozmyślała...

Teraz dopiero dojdę do sedna sprawy...

W niedzielę była drażliwa, opryskliwa, ale nie piła. Pojechałam do miasta, w którym studiuję.

W poniedziałek wiadomo ja na zajęciach w innym mieście, będę tu aż do wtorku. Potem przerwa świąteczna.

Wieczór. Godzina 20.00, rozmawiam z tatą przez telefon - mówi, że matka jest nachlana w 3dupy. Zdenerwowałam się, ja to słyszałam, nie było dobrze. Na następny dzień rano pytam się, do której trwała impreza... Do 3.00 nie dawała ojcu spać, a tata ma już te 50 lat, nie miał jeszcze zawału, nie chcę zostać sama z tym problemem matki i wgl mamy problemy finansowe, ojciec ma 30 tysięcy długów. A tata gdy matka nie pracuje, to siedzi w pracy od 6.30 do 18.00, więc sporo czasu... Potrzebuje odpoczynku.

Wieczór wtorek - też ok. godziny 20.00. Dzwonię do taty. Pytam się, jak w domu. Ojciec, że w pracy i że będzie tu spać, że w domu jest menelownia, w sensie, że matka znów narąbana i że tak się wkurzył, że wyszedł.

Na następny dzień, czyli wczoraj dowiedziałam się jednak, że wrócił o jakiejś 22.00 do domu. Nie wiem, po co. No ale jego decyzja.

I denerwowałam się, że będzie tak ciągle, bo znając moją matkę, jak ona na chorobowym była, to zawsze piła od rana, do południa, od południa do wieczora, od wieczora do rana. Zadzwoniłam zatem wieczorem o 20.00 do ojca i pytam jak tam - mówi, że chyba wytrzeźwiała, że płakała, przepraszała (a to przecież zaawansowana alkoholiczka! pijąca od 20 lat). Nie mogłam uwierzyć, powiedziałam, że jak ona płacze to albo zaczęła pić i jest w takim stanie pomiędzy - tak miała, zawsze wygadana, jak wypiła, na emocje zawsze jej się zbierało. Albo nie wiem co... Powiedziałam, że ja to i tak sprawdzę i do niej zadzwonię. Tak więc zrobiłam. Zaczęłam od zdania: "W końcu wytrzeźwiałaś?" Po drugiej stronie słychać: "Tak, Monika tak. Ja już więcej tak nie chcę. Gdybyś wiedziała, co się ze mną działo w nocy... Trzęsłam się, myślałam, że będę mieć padaczkę", na to ja odpowiadam: "No to już blisko jesteś końcowego etapu, doskonale wiesz o tym, bo na terapii o tym rozmawialiście i oglądaliście te filmy, w których tak alkoholicy mieli...", ona na to: "Nie musisz mnie uświadamiać, bo ja to wiem, ja tak nie chcę

", ja tak jeszcze nie do końca wiedziałam jak z nią rozmawiać, powiedziałam, że: "teraz tak mówisz, a za niedługo będzie to samo, przyjdzie głód alkoholowy i znów się napijesz, lepiej napisz sobie gdzieś na kartce jakie są w Tobie emocje, żeby powracać do tego wtedy, gdy będziesz mieć ochotę na alkohol", ona na to: "Nie muszę sobie tego zapisywać, doskonale będę wiedzieć, będę pamiętać, jak to było, bo to było straszne, jak przyjdzie głód, to dobra Monika, powiem Ci o tym", a ja: "No właśnie o to chodziło, myślę, że na terapii też pewnie mieliście mówione, że lepiej podzielić się tym z bliskimi, jeśli macie głód, żeby razem przez to przejść"...

No i dalej tam mówiła, że we mnie miała wsparcie i w ogóle, że kiedy wracam, bo tęskni :shock: i że jak ja jestem w domu, to jest inaczej, że ona chce, żebym ja była - pewnie nie czuje się tak samotna. Wiadomo, teraz siedzi sama w domu, to każdemu byłoby ciężko. Ale niestety ja w tym tygodniu nie mogę sobie pojechać, bo musiałabym w niedzielę wrócić i we wtorek znów jechać do rodzinnego miasta. Bez sensu. Także muszę wytrzymać i dopiero przyjadę we wtorek, ale też nie fair się z tym czuję, bo ona jakby o to prosiła, żebym przyjechała. Jak myślicie - powinnam pojechać dla niej, czy mam zostać? No nie ukrywam, że jakbym spała na kasie, bo pewnie byłabym już w domu, ale to też nie chodzi o pieniądze, ale też o to, że chciałam też w końcu wypocząć, ostatnio doszły mi praktyki, już je skończyłam odbywać, ale jeszcze mam wiele rzeczy do roboty, nauka na koła, trzeba uzupełnić dzienniczek praktyk, prace kontrolne do drugiej szkoły... W domu pewnie nie mogłabym się skupić, a jakbym teraz pojechała, to też wrócić mi się by nie chciało na dwa dni, a jednak muszę być, bo mam ćwiczenia. Niby to tylko 5 dni... Ale moje myśli ciągle krążą wokół matki.

I niby fajne słowa mi powiedziała, jakby w końcu zrozumiała, że zawsze byłam przy niej i z nią, ale nie zawsze to dostrzegała... Ale też staram się trzeźwo myśleć, nie dawać się manipulować, bo to może być zwykła gra na moich uczuciach. Ona w tym jest dobra. Nie wiem, myślicie, że ona ma w tym swój cel, czy ta sprawa ma drugie dno? Chce mnie do siebie przekonać, żeby uniknąć zamkniętego? Niby ja nie mam nic już teraz do mówienia, do sądu tylko matka się wybiera, ale na pewno może mnie powołać na świadka, ja jej zaoferowałam wcześniej tą pomoc. Powiedziałam, że jeśli chce na terapię dzienną, i tam jej się podoba, to niech na nią chodzi, niech spróbuje, tylko jeśli okaże się, że nie będzie mogła, z powodu alergii tam chodzić, to wtedy nie wiem, jak to będzie. W każdym razie - jest mi jej żal, sama byłam w szoku tym co i w jaki sposób mówiła, że płakała, jakby rzeczywiście żałowała, a z drugiej strony jestem ostrożna i szukam dziury w całym... Nie chcę się przejechać, wiadomo. Nie wiem, co robić. I powiem Wam, że jest mi z tym bardzo ciężko, bo to ciężka sprawa. Kochać a zarazem nienawidzić. Ciężko mi było słuchać o tym jak piła cały czas w poniedziałek i wtorek. Ciężko mi było powstrzymać emocje, by nie napisać do kuratora itp. Płakałam i nawet nie mogłam zasnąć, po prostu tylko myślałam, co robić, a nie widziałam wyjścia z sytuacji. Strasznie się przejęłam, bałam się i poczułam nienawiść na chyba cały świat... Na siebie również.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stary warchlak ojciec znów się nachlal i ważył na mnie. Wyzywa cały wieczór. Jestem w pracy totalnie rozbita. Wrócę do domu i on tam dalej będzie. Leży cały dzień na kacu i śpi. Nie mogę się uspokoić. Wyobrażam sobie ze napierdalam go tropem po twarzy. Czy już kompletnie zeswirowalam?

 

-- 10 kwi 2014, 15:53 --

 

Boje się ze kiedyś go zajęcie i mnie wsadza.

 

-- 10 kwi 2014, 16:48 --

 

WIELKIE DZIEKI ZA POMOC!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monar, masz bardzo dużo cierpliwości i wyrozumiałości dla swojej matki. Myśle, że powinnaś mieć trochę bardziej surową postawę bo z tym płakaniem, przeprosinami, obietnicami poprawy to można w nieskończoność. Wygląda na to, że Twoja mama próbuje zrobić z Ciebie współuzależnioną, czyli obarczać Cię swoim problemami, odpowiedzialnością za decyzje, zrobić z siebie w Twoich oczach ofiarę. Podczas gdy to ona powinna być wsparciem dla Ciebie.

Trudno powiedzieć, czy Twoja mama robi to celowo, czy to świadoma manipulacja, całkiem możliwe, że skoro tak broni się przed ośrodkiem zamkniętym chce mieć kogoś po swojej stronie. Wiesz, taki ośrodek mógłby być dla niej dobrym wyjściem, drastycznym ale przez to skutecznym. Alkoholikom nie można ciągle pobłażać ani od nich uciekać tak jak Twój ojciec.

 

Luktar, nie ześwirowałaś. Przynajmniej wyobrażać można sobie coś takiego i nie pójdzie sie siedzieć jak za człowieka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monar, gdybym nie znała jak takie wyglądają od środka to powiedziałabym, że powinnaś zająć się swoim życiem. Ona czy Ty pojedziesz, czy nie to i tak jak będzie tylko chciała to się napije. Co zrobisz, twój wybór. Ja kiedyś, też stawałam przed takim wyborem i zabrałam się i pojechałam do Babci zostawiając ojca alkoholika samego w domu. W tym czasie ojciec sprzedał wiele cennych rzeczy z domu. Później czułam się za to winna. Dziś wydaje mi się, że nie potrzebnie..

 

-- 10 kwi 2014, 22:27 --

 

A i z drugiej strony, wiem, że to może zabrzmieć dziwnie, ale dobrze, że dostała napadu drgawek. Mój ojciec, dostał coś jakby napadu padaczkowego, kiedy był na odstawieniu, dodam, że był już wtedy trzeźwy.był przez chyba pół godz nie przytomny, a potem dostał jakiegoś amoku, i pogryzł, lekarkę z pogotowia. Potem oprzytomniał. Nie uwierzyłby, gdyby lekarka mu tego nie opowiedziała. I tylko ta sytuacja zadziałała na niego tak, że przestał pić. Ani odwyk w szpitalu, ani policja w domu, nic kompletnie tylko to. Więc to dla niej duża szansa myślę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carmen.s, olgra, Dziękuję przede wszystkim za przeczytanie... Myślałam, że nikt nie przeczyta takiego eseju ;)

 

Jednak nie pojechałam, opanowałam się, zostałam. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, ale taką decyzję podjęłam. Najgorszy będzie weekend, poniedziałek i wtorek myślę, że szybko zleci i będę niedługo w domu :)

 

Myśle, że powinnaś mieć trochę bardziej surową postawę bo z tym płakaniem, przeprosinami, obietnicami poprawy to można w nieskończoność.

Zdaję sobie z tego sprawę i nie zawsze jestem takim aniołkiem, dość często kłócę się z matką, gdy jest pod wpływem, bądź czasami, jak zaprzecza prawdzie na trzeźwo itp. W każdym razie - kiedyś przepraszała, mówiła, że przestanie, wiem, że teraz może być tak samo. Jednak widzę pewne zmiany w jej postępowaniu, zachowaniu, myśleniu, widać, że naprawdę polubiła terapię, więc być może rzeczywiście jest zmobilizowana, tym bardziej, że np. doszliśmy do tego, że nawet tą alergię może mieć z powodu alkoholu. A dla niej wygląd jest najważniejszy - dla każdego liczy się co innego, jeśli ma coś ją motywować, to to będzie jeden z tych motywatorów. Zadziałają być może również te jej stany - trzęsawki itp. oraz terapia - dramaturgia filmów na nią działa niesamowicie.

 

dobrze, że dostała napadu drgawek

Jestem dokładnie tego samego zdania... :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monar ja też przeczytałam :)

Znam Twoją historię. uważam,że zrobiłaś naprawdę dużo, nakłaniając matkę na terapię. Jednak powinnaś też myśleć o sobie, masz studia, masz życie przed sobą. Jesteś mega współuzależnioną, tak jak Twój ojciec. Oboje opiekujecie sie matką dajecie jej kolejne szanse, prosicie zeby nie pila, straszycie zakładem zamkniętym... Wszystko kręci się wokół niej. jej z tym dobrze. Jak tylko czuje,ze jest sama ze swoim piciem wpada w panikę. Czuje tą samotność wszystkimi komórkami swojego ciała.Wtedy ma wyrzuty sumienia, dzwoni,płacze że sie poprawi,że zrobi wszystko,tylko żebyś była z nią,żebyś jej nie zostawiła... Jak przyjeżdżasz-ona czuje się bezpiecznie i pije dalej. Raz mniej raz więcej ale pije.

Wiesz, ja też zawsze po swojego ojca jeźdżę,jak u kumpli zachla...zawsze. Parę razy wrócił sam zawsze z rozwaloną głową,bo wywalił się gdzies, Raz go policja przywiozła- wpuściłam do domu... a w środku chciałam żeby go zabrali. Wyzywał [policjantów, mnie zreszta też.Bałam się go,ale nie kazałam zabrać- no cóż wspóuzaleznienie działa :( Ostatnio jak z nim wracałam-zadzwonił żeby go do domu zawieźć- chciałam go zabić mało wypadku nie spowodowałam. marzyłam,zeby sie rozbić gdzieś tym samochodem :shock:

Nie potrafię przestwać mu omoagać...ciagle sobie powtarzam,ze już wiecej po niego nie pojadę...

Uważam,ze powinnaś jednak skupić się na sobie. Szkoła najważniejsza. Do matki dzwoń- jak upita -nawet nie rozmawiaj.Żyje-żyje. Niech sobie radzi sama.

Szkoda twojego ojca, ale to też jego wybór,że z nią mieszka. Jest dorosły, może sie wyprowadzić. Możliwe ze te drgawki to dno do którego dotarła. Możliwe,ze sie odbije i wyjdzie na prostą,albo zostanie tam bo tak jej dobrze.

Ty ostro weź się za swoje współuzaleznienie, może namów też ojca na terapię. Matce dałaś narzędzia do wyjscia z nałogu,nie mozesz jej do końca życia niańczyć. Moze jak poczuje i zobaczy,że ją zostawiliście samą z jej piciem-podniesie się. Ale to musi być konsekwentne zostawienie.Wiem, łatwo powiedzieć....

Mój ojciec jest wiele starszy od Twoich rodziców. Ma ponad 70 lat. Nie pomagam mu w jego piciu.Nauczyłam,się że jak sie upije omijam go szerokim łukiem. Jest obrażony, nie odzywa się do mnie. Mam wyrzuty sumienia,ale nie reaguję.

Swojego m. nauczyłam od początku,ze jak idziemy na imprezę i przeholuje z alkoholem-wraca do domu sam.I nie obchodzi mnie jak i w jakim stanie wróci.Postawiłam mu już od początku granice,a własnemu ojcu nie potrafę :shock: Ale uczę się i Trzymam kciuki za Ciebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mojemu ojcu nie pomogły ani odwyki, ani zaszywanie się, ani prośby, ani groźby, ani płacze. Pił kiedy miał okazję, po kryjomu, nie raz nawet jak się go miało cały czas na oku, to robił się pijany z godziny na godzinę, jakby miał pod ubraniem ukrytą kroplówkę z wódką. Sprzedawał moje zabawki, moje płyty z muzyką, wszystko co miało wartość. Nawet kolekcję figurek z Jajka Niespodzianki...Hospitalizacja z uszkodzoną trzustką, napady padaczkowe, nic nie dało mu do myślenia. Umarł kiedy miałam 18 lat, więc już 6 lat temu - wypił jakiś zakażony, tani spirytus. A ja nienawidzę go każdego dnia za to, że zapił się na śmierć, zamiast być dobrym Ojcem i wspierać w życiu dorastającą córkę. I jednocześnie tęsknię za nim, bo kiedy czasem nie pił, był naprawdę miły, zabawny i kochany. I ponownie nienawidzę go, bo zawsze określam się jako osoba z patologicznej rodziny, "plebs", który nie jest wart wstąpić do fajnej, normalnej rodziny swojego chłopaka.

 

Wszystkie moje nerwice, moje lęki, moja nieprzeciętna agresja, bycie wycofaną... teraz myślę, że to może jego wina. 16 lat patrzenia na pijanego ojca i drącą się na niego matkę dały mi w kość :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pimpuś, no właśnie te momenty ich życzliwości wyprowadzają człowieka z tej pewności, determinacji, że jest problem i trzeba coś z tym zrobić. Nie odzywam się... A potem: nie pije, i... Przecież jest dobrze, to czemu mam się nie odzywać. Takie przechodzenie ze skrajności w skrajność - raz skrajnie nienawidzisz, raz skrajnie KOCHASZ, bo pragniesz tej bliskości. Przykro mi, że zmarł Twój ojciec, wiem, że śmierć alkoholika też potrafi zaboleć. Mimo, że moja matka żyje... To ile razy jej życzyłam śmierci, mówiłam, że niech zdycha, przynajmniej o jeden problem mniej, o jeden ciężar lżej... I że bym nawet nie płakała, ale w rzeczywistości - wiem, jak szybko mi ta złość na nią przechodzi, bo pamiętam również, że gdy jest trzeźwa, potrafi być miła, kochana, da się z nią porozmawiać na każdy temat, da się z nią pośmiać, zrelaksować... I gdy by umarła, szybko przeszłaby mi złość, i pewnie moja psychika przywoływałaby te dobre wspomnienia i miałabym wyrzuty sumienia. Także wiem, że może być Ci ciężko.

 

Powiem Wam, że moja matka tylko tak gadała, że to koniec i w ogóle... Z tym piciem. Pila, w poniedziałek to tak zabalowała, że brat wezwał Policję, matka zbiła dwie szyby w domu i wgl działo się podobno sporo... I mam wyrzuty sumienia małe, bo wydaje mi się, że ona pije z nudów, gdy czuje się samotna, gdybym przyjechała, pewnie wypiłaby mniej. I wiem, że to błędne myślenie, bo przecież wypiłaby prędzej czy później, niby nie mam nad tym kontroli, ale to, że ja przyjechałam, i była trzeźwa - sprawia, że wierzę, iż mam na to wpływ. Takie błędne koło.

We wtorek zadzwoniłam do niej, o 14.00 - wyczułam, że jest pijana i powiedziałam, że jak wrócę do miasta, do domu, i zobaczę, że jest pijana, to wracam z powrotem... Jak przyjechałam - była trzeźwa, Bogu dzięki! I wczoraj też była trzeźwa, tylko o dziś się już martwię... Bo jest w pracy, możliwe, że kupiła sobie... Nie wiem, no rozumiem, że teraz póki co została bez terapii, więc wiem, że sama sobie nie da rady, i prędzej czy później i tak wypije, choć niby ma taką mobilizację, by z tym skończyć. Kiedyś się broniła przed słowami "Masz problem", teraz mówiła niejednokrotnie, że wie, że ma problem, i już tak się tego nie wstydzi... Wydaje mi się, że od tego trzeba zacząć. Ale czy uda jej się to rzucić. Nie mam pojęcia, wiem, że jest lepiej - może nie z tym jej piciem, ale z tym, że ona zaczyna dostrzegać jakieś tam zło w tej wódce. I przestała mnie tak nienawidzić, jak po tym jak złożyłam ten wniosek, teraz za sprawą terapeuty chyba, wydaje mi się, że rozmawiali trochę o tym i człowiek ten jej uświadomił, że robiłam to dla jej dobra, za sprawą terapeuty chyba po prostu zrozumiała, że ja nie robiłam nic przeciwko niej, a wszystko dla niej, że zawsze miała we mnie wsparcie, oparcie, ale tego nie dostrzegała.

Noooo... Ja zajmuję się sobą, choć przyznam, że czuję, iż mam mało tego życia dla siebie. ;) Ale staram się powolutku nie myśleć tylko o domu, gdy mnie w nim nie ma. Ale wiecie - to trudne jest nie myśleć, iść gdzieś się "rozerwać", gdy w domu dzieje się coś złego. Ten dom, rodzice zawsze będą częścią mnie. I chcę odzyskać matkę, bo ona serio - gdy jest trzeźwa, to jest naprawdę świetna, więc jest o kogo walczyć. I robię też przecież to dla siebie, jak najbardziej. Dla niej, bo mimo wszystko ją kocham... Ale też dla siebie, by zatrzeć te złe wspomnienia, i nabyć jakieś dobre - gdy w końcu wytrzeźwieje na dobre - będzie ku temu okazja. I to nie jedna...

 

-- 17 kwi 2014, 15:09 --

 

Gunia76, dzięki również za przeczytanie, odnośnie Twojej wypowiedzi - up, nawiązałam trochę do niej. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monar, zanim mój tata umarł, też myślałam, że jego śmierć by mnie nie ruszyła. Każdy chyba tak myśli, dopóki go to nie spotka. Ja płaczę często po dziś dzień. Patrzę na zdjęcia, na których bawi się ze mną, trzyma mnie na rękach i tęsknię okropnie. W dodatku niszczy mnie świadomość, że ostatnią rzeczą którą usłyszał ode mnie przed śmiercią było "Nienawidzę Cię, zdechłbyś w końcu!". I pamiętam jaki smutek widziałam w jego oczach na te słowa. A potem umarł, a ja nie mogłam mu powiedzieć, że go kocham. Koszmary męczyły mnie przez jakiś rok po jego pogrzebie. Nigdy wcześniej nie miałam tak dziwnych snów - podchodził do mnie zadbany, ogolony, dobrze odżywiony i mówił mi "Nie martw się Pimpuś, wszystko już jest dobrze, nie musisz się już martwić." i odchodził uśmiechnięty, a ja nie mogłam iść za nim. To były sny, które sprawiały, że niemal wierzyłam w istnienie duszy, mimo że jestem ateistką...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mój ojciec powiedział, że nie zależy mu na zdrowiu i że wolałby umrzeć, niż przestać pić. Nie mam życzeń śmierci wobec niego, ale mam wrażenie (na chwilę obecną), że jakby umarł, to ruszyłoby mnie to tak, jak śmierć obcego człowieka czyli nie ruszyło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monar, zanim mój tata umarł, też myślałam, że jego śmierć by mnie nie ruszyła. Każdy chyba tak myśli, dopóki go to nie spotka. Ja płaczę często po dziś dzień. Patrzę na zdjęcia, na których bawi się ze mną, trzyma mnie na rękach i tęsknię okropnie. W dodatku niszczy mnie świadomość, że ostatnią rzeczą którą usłyszał ode mnie przed śmiercią było "Nienawidzę Cię, zdechłbyś w końcu!". I pamiętam jaki smutek widziałam w jego oczach na te słowa. A potem umarł, a ja nie mogłam mu powiedzieć, że go kocham. Koszmary męczyły mnie przez jakiś rok po jego pogrzebie. Nigdy wcześniej nie miałam tak dziwnych snów - podchodził do mnie zadbany, ogolony, dobrze odżywiony i mówił mi "Nie martw się Pimpuś, wszystko już jest dobrze, nie musisz się już martwić." i odchodził uśmiechnięty, a ja nie mogłam iść za nim. To były sny, które sprawiały, że niemal wierzyłam w istnienie duszy, mimo że jestem ateistką...

Tak przy okazji świąt i tematów metafizycznych to też czasem miewałem takie dziwne sny. Mój dziadek też był alkoholikiem przez większą część życia i dawał przez to czasem popalić babci. Potem jednak na jakieś 10 lat przed śmiercią przestał pić i stał się bardziej znośny a nawet miły dla otoczenia. Kiedy umarł kilka lat temu pamiętałem tylko te dobre rzeczy jak grał ze mną w warcaby i karty jak byłem dzieckiem i dawał mi wygrywać hehe. :P Nie mogłem patrzeć jak cierpi na łóżku szpitalnym będąc już na morfinie. Prawdopodobnie zmarł na białaczkę bo lekarze mówili, że miał wodę zamiast krwi (brak tych erytrocytów, leukocytów, tego co stanowi krew zdatną do funkcjonowania większości organów itp) i ciągle ją jemu musieli przetaczać. Niestety po krótkim pobycie w szpitalu zmarł a myślę, że chorował na to od dłuższego czasu ale jak to w tej naszej zakichanej Polszy to pewnie nikt mu tego nie zdiagnozował we wcześniejszych pobytach szpitalnych. Po śmierci przyśnił mi się też taki uśmiechnięty i radosny. Podał mi rękę na przywitanie jak byłem w tym śnie w jakimś urzędzie. Powiedział, że wszystko już dobrze i że mam się nie martwić. Potem poszedłem za róg bo mnie ktoś zawołał ale po 10 sek wróciłem jednak dziadka już nie było koło tego parapetu pod oknem. Zapytałem stojących tam czy nie widzieli starszego siwego pana w takim zielonym kufraczku co tu stał. A jakiś młody chłopak odpowiedział, że nikogo tutaj takiego nie było. A ja, że:- Jak to - no przecież przed chwilą z nim rozmawiałem, nie widzieliście jak staliście tu obok mnie? A chłopak: "E-e, nikogo tu nie było koło pana." A ja: "No to jak to, do siebie gadałem?, no jeszcze zwidów nie mam" hehe I taki to był sen dość wymowny jak dla mnie. Potem więcej już nigdy dziadek mi się nie przyśnił przez te kilka lat mimo, że wspominam go od czasu do czasu. :? Sam czasem zastanawiam się nad tą duszą i czy faktycznie coś jest po śmierci ale niewiele dłużej niż trzeba. :P Ponoć teraz wchodzi do kin jakiś światowy bestseler o pewnym chłopcu. Może niektórzy słyszeli. ;)http://www.helios.pl/23,Szczecin/BazaFilmow/Szczegoly/film/2867/Niebo-istnieje----Naprawde

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja uważam, że życie po życiu istnieje, jeśli istnieje kwantowa świadomość.

W demony nie wierzę; ale uważam, że być może istnieją inne rzeczywistości i że istoty z tych rzeczywistości być może mogą się pokazywać ludziom, ale głównie małym dzieciom do około 3 lat, bo mają nierozwiniętą świadomość i może ona łatwo przyjmować stany kwantowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mój ojciec powiedział, że nie zależy mu na zdrowiu i że wolałby umrzeć, niż przestać pić. Nie mam życzeń śmierci wobec niego, ale mam wrażenie (na chwilę obecną), że jakby umarł, to ruszyłoby mnie to tak, jak śmierć obcego człowieka czyli nie ruszyło.

 

Jakbym słyszał mojego Teścia.

Człowiek był spoko. Bardzo robotny, dopóki nie poznał pana "Wódki".

Celowo piszę "pana" bo to dla niego osoba, a nie rzecz czy napój.

Potrafi zapić się tak, że nie może wrócić sam do domu. Wątroba już strzela, bo nie ma czym wymiotować. Tylko krzyczy w toalecie jakby wyrywał sobie na żywca wnętrzności. Potem miesiąc nie pije, żeby znów 2 tygodnie nie trzeźwieć wcale.

Kiedy nie pije - słowny w 100%. Pomoże zawsze. Pracowity i godny zaufania.

Kiedy wypije - oszuka i okradnie własną matkę. Obraża wszystkich, chodź w jego mniemaniu opowiedział właśnie świetny żart.

Żart typu - "Przy***ie Ci zaraz.Hahahaha". Albo "Wypierd***ć mi z domu wszyscy. Hahaha".

 

Dotyka mnie to osobiście, bo przyszło mi z tym człowiekiem od wielu lat mieszkać pod jednym dachem.

Mam dobre porównanie, co do DDA.

 

Ma trójkę dzieci. Każde zareagowało na alkohol w domu inaczej.

- Pierwsze dziecko odcięło się całkowicie od alkoholu. Nie pije w ogóle, żadnych ilości.

- Drugie dziecko pije okazjonalnie. Niestety jest na etapie - "Ja mogę wypić pół litra i nic mi nie jest". Bardzo przypomina zachowaniem swojego ojca z czasów młodości. Obawiam się, że prędzej czy później podzieli los.

- Trzecie dziecko paliło, piło i ćpało od najmłodszych lat. Nie stroni od szemranych typków i imprez. Totalnie nie słowne. Wszystko robi pod publikę a gdy dochodzi co do czego - umywa ręce. Koledzy ważniejsi od rodziny. I to tak 100x ważniejsi. Raczej się nie wygrzebie z szamba. Jest poza kontrolą kogokolwiek.

 

Na trójkę jedno żyje normalnie, drugie też ale nie unika alkoholu, a trzecie pije i imprezuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie. Choruje na depresje i mam syndrom dda. Od dzieciństwa pamiętam ze jak ojciec pil to robił awantury, bil moja mamę i mnie byłem też światkiem przemoc domowej w Polsce i teraz tu w USA. Mój ojciec nadal pije. Ostatnio w niedziele zadzwoniłem na policje bo się klocil z moja mama. Policja przyjechała ale go nie wymeldowali z domu bo powiedzieli ze on tutaj nadal mieszka, ale teraz przez te kilka dni jakoś się uspokoił i nie pali, szuka juz nawet sobie innego domu bo chce się od nas wyprowadzić. Mama mówi ze ojciec zachowuje się tak od ich 23 lat małżeństwa. Jak myślicie potrzebuje tej grupy. Te wszystkie zle emocje we mnie cały czas z tej przeszłości i jak o nich rozmawiam to czuje po prostu bol z tego wszystkiego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ma trójkę dzieci. Każde zareagowało na alkohol w domu inaczej.

- Pierwsze dziecko odcięło się całkowicie od alkoholu. Nie pije w ogóle, żadnych ilości.

- Drugie dziecko pije okazjonalnie. Niestety jest na etapie - "Ja mogę wypić pół litra i nic mi nie jest". Bardzo przypomina zachowaniem swojego ojca z czasów młodości. Obawiam się, że prędzej czy później podzieli los.

- Trzecie dziecko paliło, piło i ćpało od najmłodszych lat. Nie stroni od szemranych typków i imprez. Totalnie nie słowne. Wszystko robi pod publikę a gdy dochodzi co do czego - umywa ręce. Koledzy ważniejsi od rodziny. I to tak 100x ważniejsi. Raczej się nie wygrzebie z szamba. Jest poza kontrolą kogokolwiek.

 

Na trójkę jedno żyje normalnie, drugie też ale nie unika alkoholu, a trzecie pije i imprezuje.

Reakcja chyba w sporym stopniu zależy od wrodzonej konstrukcji psychicznej. Najgorzej jest chyba, gdy konstrukcja psychiczna już od urodzenia jest "podpsuta".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trafiłam na to forum, nie mając pojęcia co tak właściwie się ze mną dzieje. Zauważyłam u siebie ostatnimi czasy dziwne syndromy, które wydały mi się bardziej nasilone niż w przeszłości. Czytałam wpisy, byłam w kilku działach i dotarłam tutaj. Nie do końca bez powodu - mój ojciec jest alkoholikiem. Pomyślałam 'Czemu nie? Może warto poczytać'. Dotychczas uznawałam się za osobę silną. To przecież moja mama ma nerwicę i popadła w pracoholizm, siostra cierpi na nerwicę natręctw i wybuchy agresji, a ja się trzymam. Zawsze samowystarczalna, z pozoru uśmiechnięta. Nigdy nikogo nie obarczałam swoimi problemami, bo przecież każdy ma swoje. Poczucie samotności i niedocenienia wypłakiwałam nocami zamknięta w pokoju, a rano jak gdyby nigdy nic nowy make-up i szybko wkręcałam się w codzienny wir pracy. Bo przecież mam tyle na głowie. Praca, dwa kierunki studiów, wolontariaty, sraty. 'Taka jestem samodzielna' - myślałam. Przecież wszyscy powinni być ze mnie dumni, ze mną włącznie. A skąd! Ale przecież robię to dla siebie, pracując na lepsze jutro. No i się zmęczyłam. Powinnam chyba powiedzieć: 'kochany DDA, do dziś o tobie nie widziałam, dziękuję, że zatrułeś mi życie'. Tak mniemam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×