Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nasz wspólny dzienniczek uczuć! ;-)


Gość Monar

Rekomendowane odpowiedzi

Przypomina mi się że rodzice na święta kupowali mnie i bratu chałwę choć ja nie cierpiałam i oddawałam bratu i tyle z tego miałam. Kupili nam na spółkę jamnika-magnetofon, to tylko brat mógł słuchać a ja kiedy on był w szkole z resztą to jemu kupowali kasety mi nie chcieli chociaż prosiłam to mówili "po co ci". W końcu nauczyłam się niczego nie wymagać, o nic nie prosić, byłam grzeczną dziewczynką i całkowicie nieważną. To bratu pierwszemu sprawili psa, mi potem trafił się podrzutek, ale tata mi go zabił, mówił że "to psi down",ale ja go kochałam był mój i go broniłam. Kupowali bratu bobo fruty których też nie cierpiałam i oddawałam swój bratu, zamian zostawałam z niczym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kompletny atak paniki... dlaczego ojciec ciągle traktuje mnie jak małe dziecko, nie omieszka nawet z głupimi uwagami przy kimś... najlepiej, żebym zawsze była cichutka, uległa i pewnie do tego chudziutka... agresją reaguje na próby zwrócenia mu uwagi że to nie śmieszne... koorwa!!! i dolałam sobie alkoholu do picia, może to mnie uspokoi... :cry::cry::cry::evil::evil::evil:

 

-- 27 gru 2013, 10:09 --

 

niemożliwe, żeby mój pobyt w domu obył się bez kłótni, oni chcą bym przestała się leczyć, mam wrażenie że jest im na rękę utrzymywanie u mnie niskiego poczucia własnej wartości :evil::evil::evil:

 

-- 28 gru 2013, 13:04 --

 

mam dość, dzień w dzień to samo... przyczepili się dziś jakiegoś wpisu nie wiem gdzie w necie... i niszczy się to co z wielkim trudem wypracowuję na terapii... mam dość, najchętniej zasnęłabym i obudziła się 7 stycznia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To moj pierwszy wpis tutaj

nie wiem czy tylko chce pojeczec czy poczuc sie mniej samotna

 

Czuje sie strasznie sama. Objektywnie, moje zycie jest ok

tylko, ze jestm strasznym loserem i mam poczucie, ze to sie nie zmieni, czasami (za czesto) mysle o samobojstwie i boje sie, ze kiedyc cos sobie zrobie... a mam cudowne dziecko i nie chce mu zrobic krzywdy. Ale to jest tak, ze czasem mnie wszystko przerasta, mam wrazenie, ze jestem po prostu samolubem i chce uciec. Kiedys ksiazka albo film byly ucieczka. Teraz wszystko jak krew z nosa.

 

Teraz mam w odwiedzinach mame. Caly czas mi marudzi, ze jestem chora psychicznie i ze musze sie leczyc. Mowie jej, spokojnie, ze probowalam leczenia, ale nikt mi nie pomoze. Bo mam nakickane w glowie. Musze to jakos poukladac sobie. Z czyjas pomoca, ale psychatrzy zawiedli (jedynie wpadlam w nalog z clonazemapem dzieki 'leczeniu').

 

Nie chce zwalac winy na nia, ale ona tak to odbiera. Mowie jedynie, ze nasze zycie rodzinne bylo nieudane. 'Jest mnostwo ludzi, ktorzy mieli gorzej'.'Nigdy sobie niczego nie poukladasz, nie ma co wracac do przeszlosci.'

A potem narzeka i wpada w amok na moj temat- wszysto robie zle. Tak bym chciala z niaporozmawiac, ale zwykle konczy sie na obwinianiu mnie o klamstwa (teraz przeczytalam, ze DDA so mistrzami w klamstwach. Czy jest mozliwe, ze klamie az tak, ze sama o tym nie wiem? Moze jestem zupelnie nieprzytomna i zawsze wszystko zle widzialam- ale na milosc Boska, przeciez jakis tam rozumek mam i jakas pamiec tez... o rety.)

 

No nic, probuje kazdy dzien poprawiac chocby troche.

'Probujesz od lat i nic sie nie zmienia'.

No tak, I'm a loser baby

sorry, ze tak jecze nad soba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czasami (za czesto) mysle o samobojstwie i boje sie, ze kiedyc cos sobie zrobie... a mam cudowne dziecko i nie chce mu zrobic krzywdy. Ale to jest tak, ze czasem mnie wszystko przerasta

 

...mnie też przerasta.

Nie myślę o samobójstwie w kategoriach, że to zrobię. (Tak myślałam kiedyś)

Nie można czegoś takiego zrobić swojemu dziecku.

Więc to rozwiązanie nie wchodzi w grę.

Ale jest mi czasami bardzo ciężko. Życie, samotność mnie przerasta. Tak jest teraz Od paru dni nie mogę sobie poradzić.

Nachodzą mnie myśli, że już nie chcę tak, nie umiem, mam dość. Ale ostatnim razem jak wykrzyczałam, że chcę umrzeć to wylądowałam na ostrym dyżurze i miałam wrażenie, że Bóg mnie wysłuchał i zaraz umrę. A wtedy nie chciałam umierać, myślałam tylko o tym, że nie chcę zostawiać mojej małej córeczki.

I teraz już wiem, że nie chcę umierać, ale z drugiej strony to życie, ta samotność...nie umiem tego przeskoczyć.

No i chodzę na terapię właśnie po to...między innymi po to...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Nie można czegoś takiego zrobić swojemu dziecku.

Więc to rozwiązanie nie wchodzi w grę.

(...)

I teraz już wiem, że nie chcę umierać, ale z drugiej strony to życie, ta samotność...nie umiem tego przeskoczyć.

No i chodzę na terapię właśnie po to...między innymi po to...

 

Nie, nie wchodzi w gre zaiste...

 

Jestes samotna, bo nie masz nikogo (oprocz coreczki?) czy tak sie czujsz?

Ja sie czuje samotna nawet jak jest ludzi w ducke.

Czasami przypominam sobie moj slub, jak to przyjaciele przyszli i bylo pieknie. Nie wiem jak ta 'samotnosc' funkcjonuje.

Trzymaj sie.

 

No i dobrego Sylwestra, nawet jak ktos nic nie robi, to mam nadzieje, ze z lekka i wesola dusza!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samotnosc - no wlasnie? Co to jest? Czy stany depresyjne nie biora sie z niskiego poziomu serotoniny (czyli braku zwyklego, ludzkiego ciepla?).

Mam super znajomych, niech szlag trafi. Nie dosc, ze od wczoraj mam obnizony nastroj to na dodatek dzisiaj zauwazylam, ze samochod jest zarysowany. Robota syna, chyba o mur przy wyjezdzie. Nie przyznal sie i udale glupiego a mnie to wkur*ia bo jestem zdania: najgorsza prawda ale prawda. Nie byloby mi tak przykro i nie dolozyloby sie to do caloksztaltu.

Chcialam sie deczko wygadac - dzwonie do jedynych w tym momencie dostepnych znajomych (przy okazji skladam im zyczenia) a oni na to: moglo sie zdarzyc cos gorszego.

No zesz ku*wa mac!

Moglo. Ale sie nie zdarzylo. Jednemu gowno smierdzi dopiero wtedy, jak stoi w nim po szyje, innemu po kostki.

I tak sobie uswiadomilam - przeciez wieksza czesc zycia - od dziecinstwa wlacznie - spotykalam sie z taka wlasnie postawa. Nic sie nie stalo, moglo byc gorzej, wyolbrzymiasz, przesadzasz, sama sobie jestes winna bo to czy tamto. I porownywania mojej niedoli do kataklizmow typu wojna swiatowa czy zaraza. Ergo: moje bolaczki nie sa wazne. Nie powinnam odczuwac smutku, zalu, cierpienia bo nie mam powodu. Na prawo do cierpienia trzeba sobie zasluzyc.

I dlugie lata odczuwalam wlasnie tak - ze skarzyc sie to nie pasuje, wstydzilam sie ze jest mi zal czy przykro, ze cierpie. Jest zle, cos boli - czy cialo, czy dusza - to moze faktycznie moja zasluga bo czegos tam nie dopelnilam albo postaralam sie za bardzo. Zreszta - po co sie skarzyc, i tak nikt nie wyslucha a jeszcze zruga czy wysmieje.

Nie okazywalam bolu bo co by to dalo?

 

Mnie - i pewnie wielu innym w podobnej sytuacji - chodzi jedynie o wysluchanie. O walidacje moich odczuc. O bycie przy mnie tu i teraz. Bol minie bo zawsze mija, problemy mozna rozwiazac. I tak sie rozwiaze tylko o ilez latwiej gdy ma sie swiadomosc zyczliwych dusz obok.

I chyba to jest samotnosc, kiedy w potrzebie nie widzimy kogos takiego. Kiedy nie ma tak naprawde do kogo sie zwrocic bez paskudnego uczucia zabierania komus czasu, zawracania glowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja często jestem naprawdę samotna. Dziś np jestem w domu nie z wyboru sama z córką. "Przyjaciele" zawiedli. Zresztą nie pierwszy raz.

Nie mam dziś ochoty udawać, że jest wszystko dobrze. Czuję się potwornie samotna i opuszczona przez wszystkich. Mam żal do wszystkich, a najbardziej do siebie, do losu. Czuję się żałosna. Nie wiem co ze mną jest nie tak:( Żałośnie wręcz użalam się nad sobą.

 

Nigdy nie szukałam powierzchownych relacji. Moja relacja z moim mężem była bardzo emocjonalna, bardzo bliska. Dlatego tak bolało i boli mnie nadal rozstanie z nim. Mam wrażenie, że był jedyną osobą w moim życiu, która mnie rozumiała i starała się zrozumieć. Która była ze mną naprawdę. Do czasu oczywiście.

Moja terapeutka mówi, że zachowuję się jak alkoholik, który tęskni do picia. Coś w tym jest...

Ale ta potworna samotność...

Zaznałam dużo bólu w życiu i fizycznego i psychicznego, ale ta samotność jest gorsza od wszystkiego

 

Mnie - i pewnie wielu innym w podobnej sytuacji - chodzi jedynie o wysluchanie. O walidacje moich odczuc. O bycie przy mnie tu i teraz. Bol minie bo zawsze mija, problemy mozna rozwiazac. I tak sie rozwiaze tylko o ilez latwiej gdy ma sie swiadomosc zyczliwych dusz obok.

I chyba to jest samotnosc, kiedy w potrzebie nie widzimy kogos takiego. Kiedy nie ma tak naprawde do kogo sie zwrocic bez paskudnego uczucia zabierania komus czasu, zawracania glowy.

 

Moja terapeutka zawsze uważnie słucha i zwykle mówi, że rozumie co czuję:). Mi to nie wystarcza:(

Bardzo brakuje mi drugiego człowieka, ale tak naprawdę, nie do powierzchownych relacji. A takich prawdziwych nie umiem stworzyć:(

 

-- 05 sty 2014, 01:52 --

 

Generalnie jestem jakoś w gorszym stanie ostatnio.

Na terapii zastój jakiś. Czuję, że nie dochodzę do żadnych wniosków. Choć może wgłębianie się w terapię jest zbyt bolesne i zbyt powierzchownie do tego podchodzę. Chciałabym już być po:(

W styczniu kolejna sprawa rozwodowa, choć tak naprawdę pierwsza, bo mój mąż ciągle się odwołuje, prosi sąd o odroczenie. Jak rozwód ma się skończyć, skoro nawet na dobre się nie zaczął?

W pracy non stop jak na szpilkach, ale wmawiam sobie, że muszę się cieszyć tą pracą, bo przynajmniej daję jakoś radę utrzymać siebie i córkę. Znów jestem niewdzięczna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet nie wiem co czuje i to jest straszne .

Jestem niezadowolony z samego siebie , ze mialem tyle dni wolnego i przesypialem tyle czasu ile sie tylko dalo , zeby dzien trwal krocej.

Nie potrafie sobie znalezc zajecia a jestem jakby nie bylo dorosly(czesto czuje sie jak dziecko ktore czeka tylko az ktos zlapie je za reke i pokaze "co i jak " ).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niby lepiej, lepiej ale zabralam sie za robote z optymizmem - i powoli zaczelam tracic sens tego co robie. Czulam ze nie mam energii, pomyslow i tak na sile to robie zeby nie skapcaniec do reszty. Przyszedl taki moment ze chcialam pochowac te materialy, usiasc, moze film dokonczyc ale nawet mysl o tym filmie byla: po co?

Ale nie usiadlam. Zmusilam sie do dalszego przegladu wzorow i nagle znalazlam odpowiedni i... przeszlo. Nie do konca ale odnalazlam odrobine radosci w procesie tworzenia.

Jedna praca mi nie wyszla ale natychmiast pomyslalam (jak zwyklam kiedys, w dobrych czasach) ze to nawet dobrze bo bede eksperymentowac z 3D wiec i tak nie bedzie widac.

Ze mod podge nie powinnam rozcienczac a jesli juz to uzyc bardzo miekkiego pedzla.

Jestem w trakcie czterech projektow ktore dzisiaj zaczelam na dobre (byly przygotowane: malowanie, struktura itp), pomysly przychodza z wielkim trudem, to jak orka na kamienistym ugorze. Zawsze jak zaczynalam to otwieralo mi sie cos w glowie i pomysly byly z automatu, nie moglam sie od nich odgonic. A tym razem ciezko jest.

Przezyjemy. Wazne, ze jestem w stanie robic cokolwiek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie zrobiło mi się bardzo przykro. Moja córka powtarza sobie wierszyki do przedszkola na przedstawienie z okazji dnia babci i dziadka.

O dziadku, który nosi wnuczka na barana i się z nim bawi. Tylko, że moje dziecko nie ma dziadka, tzn nie ma takiego. Dziadek ja widział 3 razy w życiu. Owszem polubił moja córkę, bo ona jest taka, że jej się nie lubić(nie to co ja), ale zdecydowanie dobrym dziadkiem nie jest.

Przykro mi:(

Nawet tak mi przeszło przez myśl, skoro ona tak powtarza żeby dziadek przyszedł na przedstawienie, żeby go zaprosić, choć ja z nim od ponad 5 lat nie rozmawiam. W takim sensie, że nie był dobrym ojcem bo mu na to mama pozwoliła, to może kazać mu być dobrym dziadkiem. Obawiam się, że mógłby dziecku w przedszkolu wstydu narobić. Powtarzam córce, że dziadek mieszka za daleko i nie może przyjechać. I złość mnie bierze. Mógłby się postarać chociaż raz:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czesc jak miło tu znowu być, dziś czuję się dobrze ,co sobie zaplanowałam to zrobiłam ,sptkanie z przyjaciółką było o kej ,jej przeżyć nie biore do siebie,no nareszcie bo kiedyś bardzo przeżywałam problemy innych a obecnie potrafie sie odrobine zdystansować,to też krok do przodu Ach na razie tyle miłego popołudnia przyjaciele

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj niemalże płakałam i byłam na siebie zła, bo koleżance zbiłam kubek... A NIGDY NICZEGO w życiu nie zbiłam.

Nie jestem już "idealna" :(

To tylko kubek ;) a idealny nikt nie jest ,kolezanka napewno zrozumie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj niemalże płakałam i byłam na siebie zła, bo koleżance zbiłam kubek... A NIGDY NICZEGO w życiu nie zbiłam.

Nie jestem już "idealna" :(

To tylko kubek ;) a idealny nikt nie jest ,kolezanka napewno zrozumie.

Mnie się kilka razy w życiu zdarzyło coś zbić (a ostatnio około rok temu). Za każdym razem czułem, jakby chciało mi się płakać oraz czułem lęk, że ktoś mi zrobi awanturę; miałem też wyrzuty sumienia, że potłuczony przedmiot przeze mnie "cierpi"; "zniszczyłem mu życie".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlugo tak samo - zniszczenie czegos przypadkowe, czy to moja wlasnosc czy nie - poczucie winy, lek ze zostane jakos skarcona, ukarana.

Ze ta rzecz i ja juz nie sa idealne - tzn nie wygladaja idealnie.

Niby nie mam juz az takich silnych emocji w tym temacie ale nadal jak cos sie zarysuje, lekko nawet uszkodzi to mam owo durne poczucie straty, "nieperfekcyjnosci".

Jak w sylwestra gdy syn lekko zarysowal samochod - ale zrobilam chaje! I odebralo mi to spokoj - bo samochod juz ma ryse!

Zbilam swiecznik z kompletu niechcacy i cholery dostaje jak patrze na ten osierocony :/

 

Choc tyle, ze swiadomosc co sie dzieje w moich emocjach pomaga. Wiem ze to niedorzeczne, ze to nie ma znaczenia, ze sa to drobiazgi.

Swiadomosc to przyjecie prawdy na intelekt - z emocjami gorzej. Ale ide w dobrym kierunku.

 

Wiele sie zmienilo od mojego ostatniego tutaj wpisu - boje sie ze zbyt wiele.

Boje sie cieszyc pelnia.

Cieszylam sie jak dziecko a nagle uswiadomilam sobie ze moglabym to stracic, mogloby sie okazac ze to nieprawda, ze to ja sobie wkrecam scenariusze.

Nie mam podstaw by tak sadzic a wrecz przeciwnie ale zaczynam sie bac.

A, dobra - schodze z tego kompa bo mam pare spraw do zalatwienia.

:bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 dzień bez papierosa, rzuciłam to w cholerę... spać mi się chce jeszcze bardziej, nie ma tego pobudzenia, tego owiania mrozem przy oknie... spać mi się ciągle chce, potrafię przespać 13 godzin i dosypiać w dzień...

Trzymaj sie - ja juz 11 lat bez i wcale mnie nie ciagnie.

Palilam nalogowo po 2 paki dziennie przez ponad 20 lat.

Czyli da sie rzucic.

Kto powiedzial, ze to latwe?

Jestem z Toba calym sercem!

 

-- 31 sty 2014, 09:31 --

 

Dziwnie sie czuje. Chyba pozytywnie.

Choc wciaz sa watpliwosci ale znikaja, bardzo powoli i z oporami.

Nie ukrywam tego. Mowie co czuje nawet jesli nie potrafie tego okreslic wlasciwie.

Wiem jedno, nie chce popelnic bledow z przeszlosci i o tym tez rozmawialismy.

Raczej tego nie zrobie bo bez wzgledu na cokolwiek mam spora swiadomosc i jesli bedzie sie cos dzialo zlego to jestem w stanie zrezygnowac ze zwiazku. Odejsc.

Mowie to calkiem serio.

Bolec bedzie tylko jakis czas - a nie reszte zycia czy kilka lat.

Kiedys powiedzialabym: jakos to bedzie, musi byc.

Teraz wiem, ze w niektorych przypadkach nic sie nie zrobi.

Albo inaczej... Jesli chce sie cos zdzialac, zmienic, pojsc na kompromis - trzeba dwojga ludzi. To jest wspolna praca, dzialanie, kooperacja.

Dziwne... Dopiero teraz, po latach, to rozumiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam wrażenie, że zamieniam smutek na... senność. Zawsze, gdy zrobi mi się smutno, to po chwili zaczynam czuć się senny, a przestaję odczuwać smutek.

Mam coś w głowie, co mi "mówi", że nie mam prawa do bycia smutnym, wstyd być smutnym, bo to jest rozczulanie się nad sobą.

Od zawsze, odkąd pamiętam, gdy byłem smutny i ktoś zauważył i zapytał, dlaczego, to zawsze odpowiadałem, że nie jestem smutny. Nawet tu na forum, gdy u mnie przyjdzie chwila, w której jest mi smutno, wstydliwe jest dla mnie o tym napisać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 dzień po tym jak facet z mną zerwał po 3 latach związku bo nie dawał sobie rady z tym że jestem dda i uznał że po 9 mesiacach terapii opwinno być już ok... 1 dzień po zamieszkaniu z ojcem głównym twórcą moich problemów. Bezradna, samotna, rozbita z trzęsącymi łapkami w zapadłej wiosce w której nikogo nie mam poza dziadkami z którymi mam słaby kontakt od zawsze.. z ojcem któy nie chce nawet słyszeć o tym że mam astme i biore leki na nią a co dopiero jak będę coś kombinować z kontynuacją terapii.. nie umiem nawet opisac tych uczuc

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

boli do dziś znęcanie się w szkole podstawowej, choc to tak dawno temu... wczoraj mało co się nie pocięłam... wszystkim pier.dolonym bałwanom dałabym po mordzie!!! mogłam skończyc jak to dziecko z pomorskiego, grzebałam już w domowej apteczce jako 14latka, wtedy trzepnął mnie mój kilkunastomiesięczny braciszek, dziecina chciała by mu poczytac - dziś nastoletni gimnazjalista... w nocy znowu mi się śniło!!! dlaczego rodzice mnie nie przenieśli do innej szkoły, dlaczego nie poszłam do psychologa (wtedy myślałam że do psychologa się idzie za karę)?! to plucie, bicie,wyzywanie, niezliczone próby dotykania moich piersi wycisnęły niezatarte piętno... wielkim błędem było to, że na studiach poszłam tam na praktykę, miałam wrażenie że mój płacz wyziera z tych odmalowanych murów... osładzały to dzieciaczki z klas 1-3, które się spontanicznie tuliły, nauczyciele nie mieli nic przeciwko temu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurator w końcu coś ruszył, jak napisałam mu esa "że samo nic się nie naprawi z matką", matka dostała pismo - że ma iść na stacjonarną terapię.

Trochę się boję. Ojciec dzwonił, oczywiście wpierw mnie wkurzył - że mam wracać tam i teraz pomagać... Rzucić studia... To odpowiedziałam, "dobra będę za 2h, skoro chcesz, rzucam to", to wtedy tam odpuścił i zmienił gadkę. Oczywiste było to, że bym nie przyjechała ;)

Oby to się jakoś ulożyło. Ponoć matka szaleje, ale to jestem przyzwyczajona - musi teraz iść na rozmowę z psychologiem i psychiatrą, znów. Oby udało się póki co ją tam odstawić - niech chociaż spróbuje.

 

-- 08 lut 2014, 14:48 --

 

Mam mieszane uczucia, po rozmowie z ojcem trochę sobie popłakałam... Z tego całego stresu chyba, mam straaaaaaaaasznie dużo nauki, nie wiem jak dam radę, a jeszcze inne problemy się nawarstwiają.

 

-- 08 lut 2014, 14:49 --

 

Muszę odbyć 1 praktykę na studia, drugą do szkoły policealnej, sesja porywa mi się z egzaminami końcowymi w policealnej - również te zawodowe... Zajęcia są praktycznie co tydzień...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, powracam na forum po 1.5/2 latach, choć watpię że mnie ktokolwiek pamięta :P

 

Dziś przedpołudniem odsypiałem "nockę" w pracy, wstałem popołudniu z w miarę dobrym humorem. Problem sie zaczął potem, gdy do domu wrócił mój partner. Kłótnia, wymiana wulgaryzmów i w końcu bójka.. Zdarza się to nader rzadko, ale dodatkowo dobija. Wczoraj odwiedziliśmy moją rodzinę (przez ostatni tydzień wracałem myślami do rodzinnej wsi i tęskniłem za matką, mimo małych problemów z ojczymem zakazującym się Nam spotykać udało się ;) ) i jakoś podładowało mi to baterie. W tej chwili pluję sobie w brodę, ze nie potrafię odpuścić, i spotykajac się z agresją, oddaję ją ze zdwojoną siłą...

 

Tymczasem cisza przerywana co jakiś czas dzięki Sigur Rós...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wkur**łam się dziś na terapii, terapeutka zaczęła coś pierd**ić o wybaczeniu... a ja, zgodnie z duchem Alice Miller się na to nie zgadzam , poszukuję wspierającego świadka... to nie jest tak, że siedzę tylko w przeszłości... zastanawiam się nad zmianą, wybaczenie mi nie pomoże, a tylko pogorszy sprawę... mam całe dwa tygodnie na zastanowienie się...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest mi ogólnie coraz gorzej w domu, ponieważ z dnia na dzień widzę jak moja matka jest bardziej o mnie zazdrosna. Jakiś czas temu śmiałam się w żartach, że się boi, że jej ojca odbiję, ale ona chyba na serio w to wierzy :evil: Ja na serio nie mam siły dalej z nią walczyć, próbować mieć normalne relacje, no najzwyczajniej nie mam sił. O ironio, moja podświadomość i tak będzie mi kazała się do niej łasić i całe życie spędzę w toksycznych relacjach z matką. No po prostu zajebiście :evil: Nie, nikogo nie kokietuję, brzydzę się facetami, w ogóle mnie takie rzeczy nie interesują, ja po prostu chcę porozmawiać czasem, a nie dusić się cały czas w swoim pokoju. Siedzę przy komputerze - źle, bo nic ciekawego nie robię, cały dzień próbuję jakoś zagaić rozmowę, spędzić rodzinnie choć chwilę - jestem upierdliwa i pewnie kleję się do ojca, nosz cholera jasna :evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×