Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nasz wspólny dzienniczek uczuć! ;-)


Gość Monar

Rekomendowane odpowiedzi

Przez cały dzień czułam emocjonalną pustkę. Natomist teraz w głowie mam mętlik, bo po wielu miesiącach, gdy nie miałam kontaktu ze swoim wewnętrznym dzieckiem, znowu przypomniałam sobie o nim i jego potrzebach, uczuciach. Przypomniała mi się sytuacja z psychoterapii sprzed 3 tygodni, gdy moje uczucia zostały zranione przez terapeutkę. Stało się to już drugi raz w czasie psychoterapii. Ona pewnie tego nie chciała, zrobiła to nieświadomie, ale zabolał jej nietakt, brak wyczucia, brak pytania co przeżywam. Byłam w potrzebie 3 tygodnie temu, stało się w moim życiu coś z czym nie potrafiłam sobie poradzić sama, niby taka zwykła sprawa, ale nie potrafiłam. Ta terapeutka stała się dla mnie bliską osobą. Ona jest zupełną przeciwnością mojej mamy, jest spokojna, ciepła, to spowodowało, że poczułam się dobrze w terapii. Próbuje odbudować relację, ale ja mam wątpliwości czy to coś mi da, czy od tego momentu terapia bedzie dalej miała sens, bo moje zaufanie do tej kobiety jest teraz małe. Nie potrafię pójść dalej w terapii bez jej szczerego wyjaśnienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przez cały dzień czułam emocjonalną pustkę. Natomist teraz w głowie mam mętlik, bo po wielu miesiącach, gdy nie miałam kontaktu ze swoim wewnętrznym dzieckiem, znowu przypomniałam sobie o nim i jego potrzebach, uczuciach. Przypomniała mi się sytuacja z psychoterapii sprzed 3 tygodni, gdy moje uczucia zostały zranione przez terapeutkę. Stało się to już drugi raz w czasie psychoterapii. Ona pewnie tego nie chciała, zrobiła to nieświadomie, ale zabolał jej nietakt, brak wyczucia, brak pytania co przeżywam. Byłam w potrzebie 3 tygodnie temu, stało się w moim życiu coś z czym nie potrafiłam sobie poradzić sama, niby taka zwykła sprawa, ale nie potrafiłam. Ta terapeutka stała się dla mnie bliską osobą. Ona jest zupełną przeciwnością mojej mamy, jest spokojna, ciepła, to spowodowało, że poczułam się dobrze w terapii. Próbuje odbudować relację, ale ja mam wątpliwości czy to coś mi da, czy od tego momentu terapia bedzie dalej miała sens, bo moje zaufanie do tej kobiety jest teraz małe. Nie potrafię pójść dalej w terapii bez jej szczerego wyjaśnienia.

 

Dowiedziałam się na ostatniej sesji, że jestem uzależniona od swojej mamy. I chyba też uzależniłam się od terapeutki i terapii. Teraz rozumiem dlaczego tak bardzo zabolały mnie słowa tej kobiety. Mimo to, przywołanie tamtej sytuacji z sesji- jej reakcji na moje emocje, nadal powoduje ból. Terapeutka skonforntowała mnie tak boleśnie, w kilku zdaniach zawarła tak dużo emocji, że pocczułam się jak złe dziecko, terapeutka nie zapanowała nad swoimi emocjami. Przyznała sama, że tych emocji było za dużo. Przez tydzień płakałam, złościłam się, w myślach wyobrażałam sobie jak duszę terapeutkę. Teraz po miesiącu mam kłopot z odczuwaniem nieprzyjemnych emocji, zaczyna mnie boleć głowa ze złości, że czuję nieprzyjemne emocje. Mieszają mi sie też uczucia, pojawia się złość, lęk, niechęć do terapeutki jako odpowiedź na jej zachowanie- zranienie, ale w tym co powiedziała miesiąc temu poruszyła też moje bolesne doświadczenia i moje uczucia są jak mieszanka wybuchowa: czuję takie ambiwalentne uczucia jak sympatia, tęsknota, wściekłość, chęć zemsty. Mam takie myśli, że ta terapia chyba już nie będzie miała sensu, bo osoba, której ufałam bezgranicznie zraniła moje uczucia, ale zaraz po takich myślach wzbudzam w sobie nadzieję, bo trudno mi sobie wyobrazić zakończednie tej terapii i bycie bez terapii przez jakiś czas. W tym roku doświadczyłam już kilka strat, ta terapia miała być dla mnie lekiem na zranienia od początku do końca jej trwania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W grupie natomiast dwie osoby zachowały się nie w porządku, bo znęcały się na mnie psychicznie. Ja jako że u mnie w domu to było codziennością, nie zareagowałam, odjęło mi mowę i nawet nie potrafiłam nazwać tego co się stało...

Kurna mam dosyć tej terapii!!! Przyszłam na terapię, żeby pomóc sobie, a nie po to żeby inni mnie ranili.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest sobota, a ja jestem sama w domu. Chyba mnie to zaczyna uwierać. Czuję się samotna. Od ponad dwóch lat szukam znajomych. Pod koniec tamtego roku nawiązałam kilka relacji. Wymieniłam się numerem z tymi osobami, nawet zadzwoniłam i rozmowa była przyjemna, ale na tym się skończyło. Nie do końca rozumiem dlaczego. Ale jest też taka sprzeczność w moim myśleniu, bo chcę ale się boję. Boję się, że ktoś mnie zrani... W tym roku niepowodzen mam już po dziurki w nosie. Na początku roku rozstałam się z chłopakiem po 6,5 roku związku. Chłopak zerwał ze mną, bo powiedział, że moja terapia była dla niego czymś, z czym nie radził sobie :-| W tym samym czasie chciałam zacząć pracować, ale w moim miejscu pracy ludzie zachowywali sie okropnie. Ta praca, kilka osób z kierowników i kilku pracowników miało w sobie dużo takiej nieprzyjemnej energii. Miałam wrażenie, że nie mieli kompetencji do kierowania ludźmi. Kilka razy miałam nieprzyjemność spotkać się z agresywnymi zachowaniami ze strony współpracowników. Też w tej sytuacji było to, że dobrałam sobie pracę nieadekwatną do swojego temperamentu. Zrezygnowałam z tej pracy po 3 dniach. Potem w lutym zapisałam się na roczne warsztaty związane z moim wykształceniem pedagogicznym, ale przerosło mnie kilka rzeczy i je przerwałam z bólem w sercu. Chyba za dużo od siebie wymagałam jak na taki trudny czas... No i sama też terapia daje w kość. W mojej terapii też nie jest dobrze...

 

Być może nie chodzi tylko o samą samotność, tak jak napisałam na początku, ale to że w samotności odczuwam dobrze swoje emocje, nastroje. Dochodzi do mnie, że chodzę na terapię i dlaczego. Dociera do mnie, że moja rodzina skrzywdziła mnie, a w mojej psychice jest emocjonalna wyrwa. Czy da się ją zapełnić na stałe?

 

Dzisiaj też zrobiłam coś co ostatnio zdarza mi się często, zdecydowałam się na coś i za chwilę się wycofałam. Miałam możliwość pojechać do domu rodzinnego, w którym jest tylko mama. A ja po ponad 2 latach terapii ( dwie grupowe) ograniczyłam kontakty z rodziną, jestem teraz inną osobą, inaczej postrzegam świat, jestem wrażliwa, a w domu nie mofłam tego pokazywać, nie mogłam być sobą. A mimo tych różnic i mojej niechęci do rodziny dzisiaj chciałam jechać do domu z siostrą i mężem siostry. Przyjechali po mnie, a ja rozmyśliłam się, gdy podjechali na stację benzynową niedalko mojego bloku. Wróciłam, bo doszło do mnie, że ja w domu raczej się nie odnajdę. Zwykle jak tam przyjeżdżam i zostaje na noc, to nie mogę spać, bo jestem spięta. Nie czuję się tam bezpiecznie. Nie rozumiem też ich złośliwych żartów. Mam tez taki lęk, że jak spędzę ze swoją rodziną więcej czasu, to zacznę myśleć w stary sposób, śmiać się z takich rzeczy, które obiektywnie są smutne albo złośliwe. Nie chcę tak już nigdy więcej. Zdarza mi się owszem, najczęściej to niezadowolenia, złość wylewa się na terapii grupowej, ale poza sesjami staram się być otwartą osobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niby nie jestem DDA, a widzę wiele podobnych u mnie objawów, problemów. Nie wiem jak to wytłumaczyć.

W końcu dotarło do mnie, że przyjazd do domu w ramach tzw. odpoczynku nie ma w ogóle sensu, że nie znajdę tego tam czego szukam. Odwiedzam rodziców tylko wtedy kiedy muszę. Rozumiem twoje obawy Agnieszka_Kk, bo parę razy zdarzył mi się regres po takich odwiedzinach.

Jest mi smutno z tego powodu. Brakuje mi takiego wsparcia. Można sobie przecież powiedzieć, że teraz moja kolej skoro nie mam domu to sobie go stwórz, ale razem ze wszystkimi moimi brakami i dziwactwami wydaje mi się to baardzo odległą wizją :(.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko moja mama potrafi doprowadzić mnie do takiego stanu. Kiedy każde uczucie, każda rzecz, każde słowo rozorują mnie i posypują solą. Naprawdę nie wiem, co ja jej w życiu zrobiłam, że ona taka jest. Wiem, że jest chora, wiem, że potrzebuje wsparcia, ale ja się na jej wsparcie nie nadaję, bo sama nie stoję na nogach, więc dlaczego ona nie da mi spokoju tylko dręczy i siebie i mnie?!

Ciężko w takich sytuacjach wierzyć, że miłość (rodzicielska czy każda inna) nie jest niszcząca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, nigdy nie widziałam zdrowej miłości. Dla mnie jest jedynie fikcją literacką, jakoś nie do końca wierzę w jej istnienie.

Moja mama robi same niezdrowe rzeczy i pewnie nie bolałoby to tak, gdybym jej nie kochała tak bardzo. Wciąż mnie zadziwia, że ma taką władzę, żeby w dwie minuty sprawić, że chcę umrzeć.

Usłyszałam kiedyś taką radę: "Pamiętaj, żeby nigdy nie kochać za bardzo.". Myślałam o tym setki razy, analizowałam w stosunku do wszystkich takich relacji w moim życiu i moich bliskich, no i zgadzam się. Miłość może i jest fajna, ale ta zdrowa chyba nie do końca jest szczera i prawdziwa, tylko taka trochę oszukana. Czy to w stosunku do rodziców, partner czy przyjaciela.

A tak wgl to czuję się fatalnie. Mam w ciągu dnia przebłyski spokoju, ale tak to trzęsę się cała w środku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

veronique, jacy ludzie taka miłość. Każde uczucia lub relacje można wykrzywić pod własnym kątem. A szczególnie jak się jest toksycznym (czasem nieświadomie), a się kocha/lubi mimo to. Co człowiek to przypadek, ale to oni wypaczają pojęcia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niby nie jestem DDA, a widzę wiele podobnych u mnie objawów, problemów. Nie wiem jak to wytłumaczyć.

W końcu dotarło do mnie, że przyjazd do domu w ramach tzw. odpoczynku nie ma w ogóle sensu, że nie znajdę tego tam czego szukam. Odwiedzam rodziców tylko wtedy kiedy muszę. Rozumiem twoje obawy Agnieszka_Kk, bo parę razy zdarzył mi się regres po takich odwiedzinach.

Jest mi smutno z tego powodu. Brakuje mi takiego wsparcia. Można sobie przecież powiedzieć, że teraz moja kolej skoro nie mam domu to sobie go stwórz, ale razem ze wszystkimi moimi brakami i dziwactwami wydaje mi się to baardzo odległą wizją :(.

 

U mnie też to samopoczucie jest gorsze po powrocie z domu. A w domu trudno mi patrzeć na zmęczoną mamę, na jej znerwicowanie. W jakimś stopniu odczuwam wtedy takie nieuzasadnione poczucie winy i że powinnam się nią opiekować albo częściej dzwonić. Wspomniałaś o tym budowaniu własnego domu, wydaje mi się, że małymi kroczkami jest to możliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłam rano u lekarza psychiatry, akurat dzisiaj miałam wizytę. Nie lubię wstawać rano zwłaszcza gdy mam jakieś zobowiązanie, bo miewam kłopoty z zaśnięciem. No, ale wstałam, tylko w z wielką niechęcią i bólem brzucha, bo mam kobiece dni. W zasadzie to ja lubię, gdy ktoś się mna interesuje, a wizyty u psychiatry takie zwykle są. No a ja byłam trochę nieprzyjemna dla tej kobiety, a ona była cierpliwa i wyrozumiała, złościła mnie tylko jej postawa ( w moim odczuciu) takiego autorytetu, osoby dużo wiedzącej. Być może moja irytacja wzięła się ze złości i rozczarowania osobą psychoterapeutki. Trudno było mi słuchać, gdy ona takim spokojnym tonem i nie spiesząc się, rozmawiała ze mną. Trudno mi było dopasować się, poddać się jej "opiece". A byłam niecałe dwa tygodnie temu u tej samej Pani psychiatry, bo czułam się źle po tym jak zachowała się psychoterapeutka i wtedy byłam wylewna, a już w ogóle w kwietniu w czasie wizyty po prostu rozmawiałyśmy bez walki z mojej strony. Coś się zmieniło we mnie, tylko co? Nie chcę być taką Zosia Samosią, co to wie wszystko, sama sobie radzi, i tej pomocy nie chce. Chcę byc różna, otwarta na rozmowę gdy jest taka możliwość porozmawiania, chcę mieć wszystkiego po trochu, chcę być zrównoważona emocjonalnie. Nie wpadać w skrajności.

 

Powiedziałam dzisiaj psychiatrze o swojej decyzji, że chcę zakończyć wcześniej terapię i ona to przyjęła mówiąc, że tak jak wspominała na wcześniejszej wizycie, że jestem dorosła i mogę decydować. Chociaż ona zachęcała mnie do zostania w terapii. No i ja teraz się waham, być może ze względu na to jej rozczarowanie. Ale to jej rozczarowanie wynika pewnie z jakiegos jej doświadczenia, być może zdarzyło się jej popełnic błąd w czasie terapii, bo jest też terapeutką. Ona patrzy od strony swojej. W ogóle chyba też nie lubię, gdy ktoś stawia się w takiej roli osoby, która mówi mi "jest Pani dorosła...ma Pani prawo do swoich decyzji", bo to tak jakby ona chciała bym zrobiła inaczej i ja w takich stytuacjach mam problem, bo chcę być w zgodzie ze sobą i jednocześnie chcę by inni nie byli niezadowoleni.Te słowa chyba tez trochę były oceniające, czy mi się wydaje? Ale tak właściwie na co dzień spotykam się czasem z ludźmi, którzy są skrajnie oceniający i nie szanują mojej odrębności, a skupiam się za bardzo na psychiatrze. A tak właściwie, to ta kobieta jest w porządku, chyba gryzie mnie w niej to czego w sobie nie akceptuję ;)

 

Niby decyzję o przerwaniu terapii podjęłam, ale mam wątpliwości. Kontynuowanie to byłby przejaw mojej niezdrowiej ambicji i chęci zadowolenia terapeutki. A zakończenie byłoby zadbaniem o siebie i swoje uczucia - takim byciem w zgodzie ze sobą.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wehmut, to ja trafiam tylko na te chore przypadki. I najwyraźniej sama takim jestem.

 

warrior11, jest, normalnie mi odbija. Oprócz tego, że zachowuję się jak stuknięta wariatka (w zasadzie to całkiem podobnie do mojej mamy), to przede wszystkim chodzi o sesje. Nienawidzę nikomu niczego udowadniać, a egzaminy są dokładnie czymś takim. Nie umiem się uczyć, skupić na niczym, tylko śpię cały czas. Niby się nie przejmuję, a jednak wolałabym potrafić jakoś to ogarnąć, strasznie ciężko mi to przychodzi. Zamiast się uczyć czy coś, ja próbuję się uspokoić.

Podejrzewam, że z tego wynika ta moja trzęsawka. Sytuacja w domu, studia i masa kretyńskich pomysłów jakie mi przychodzą do głowy mnie po prostu przeraża. Ale sama nie wiem czy to jest powodem tego stanu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

warrior11, na przykład w zeszłym tygodniu wydałam zupełnie bez sensu kupę kasy na kilkudniowy wyjazd do Belgii, przyznając się, że robię to na złość rodzicom, potem dostałam oczywiście za swoje. Jak ja śmiałam zrobić sobie tatuaż (tato przestał się do mnie odzywać jakbym zrobiła nie wiadomo co!), a zaraz potem zabrać paszport i wyjechać bez uprzedzenia?! Pretekstem była chęć odpoczynku, ale nie ma się co oszukiwać, chciałam im pokazać, że nie mają nade mną żadnej władzy, co jest bzdurą przecież. Co to wgl za głupi pomysł był?!

Potraktowałam pewną osobę bardzo przedmiotowo, chyba tylko po to, żeby udowodnić sobie, że potrafię, że też mogę ranić.

No i jeszcze moja babcia jest ciężko chora i cierpi, a ja nie rozumiem dlaczego tak musi być. Chciałabym jej pomóc, ale przecież nie mogę jej odłączyć od respiratora, przecież za to się idzie do więzienia chyba.

Jakoś nie wiem... to wszystko co robię ostatnio jest jakieś takie pozbawione logiki, naprawdę czuję się jak niepoczytalna. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

veronique,

A może po prostu chcesz poczuć się wolna?Może chcesz pokazać rodzicom i sobie,że nie jesteś

już dzieckiem,ale jesteś dorosła i masz prawo decydować o swoim życiu i masz prawo popełniać

błędy..Nie uważam,żeby to było głupie i niepoczytalne.

Jeżeli ten tatuaż nie jest za duży i jest w fajnym miejscu,to nie widzę w tym nic złego;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

warrior11, tatuaz jest spoko, po prostu przykro mi, ze on tego nie akceptuje. I oczywiście, że chciałabym się poczuć wolna, ale takie niepanowanie nad czasem, pieniędzmi, decyzjami nie jest chyba szczególnie odpowiedzialne, a dorośli powinni byc odpowiedzialni. Może ja najzwyczajniej w świecie nie jestem wystarczająco dojrzała...

Wgl mam dzisiaj swój typowy wieczór demoralizacji. Poznęcam się nad sobą w pubie i z pewnością nie będę liczyć szklanek, chcę tylko zapomnieć, odreagować. Żenada, bo właśnie tak rozwiązuję moje problemy i przeganiam zły nastrój. Bardzo dojrzałe, prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

veronique,

Myślę,że to nie jest dojrzałe rozwiązywanie problemów,podobno nie można pić alkoholu,gdy się

bierze leki psychotropowe,ale na tym to się szczególnie nie znam,zresztą też nie jestem

wystarczająco dojrzały,więc daruję sobie rady o dojrzałości:mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

warrior11, z pewnością nie jest to dojrzałe zachowanie i zgadza się, podobno nie można pić przy lekach, ale ja na ogół zachowuję się nieodpowiedzialnie. Trudno. Jak przeżyję to będzie ok, a jak nie to też dobrze.

 

Wgl miałam dzisiaj dobry dzień. Zabrałam moje kochane dziewczynki, którymi się czasem opiekuję do kina, na jarmark i na lody. One są takie wspaniałe i są dla mnie swego rodzaju terapią, sprawiają, że czuję się lepiej, że się uśmiecham. Potem wróciłyśmy do domu na grilla i obejrzałyśmy mecz. Dają mi naprawdę dużo, nie umiem tego wyjaśnić, jakąś siłę, chęć... ;)

Oddałam je rodzicom i teraz idę resztę napięcia wytańczyć.

A w przyszły weekend idziemy do zoo! Może nawet zabiorę wszystkie trzy, bo najmłodsza ma 4 miesiące i do kina się dzisiaj z nami nie wybrała. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

veronique,

Sama widzisz,że możesz rozładowywać napięcie w pozytywny sposób,nie musisz uciekać się

do autoagresji,która Ciebie wyniszcza,unikaj alkoholu,gdy bierzesz leki psychotropowe,

zamiast tego wyszukuj właśnie zajęcia,które dają Ci radość,wiele jest takich rzeczy,staraj się

każdego dnia zrobić dla siebie coś dobrego,zaopiekuj się sobą tak jak opiekujesz się tymi

dziewczynkami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W mojej terapii grupowej powielił się nieprzyjemny schemat z mojej strony i ze strony grupy. Czy ktoś mi może powiedzieć dlaczego ludzie siebie ranią, nawet w terapii? Mam doświadczenia z domu, gdzie tata pił i uwaga była skupiona na nim, a moje potrzeby i uczucia były nieważne. W tej terapii doszłam w pewnym momencie do tego, że mogę w grupie czuć to co czuję, że nie musze udawać. Ale atmosfera zaczęła się od czzasu do czasu psuć. Być może dlatego, że czułam i wyrażałam dużo nieprzyjemnych emocji, a grupa tego nieakceptowała ;( ;( W ostatnich miesiącach zaczęłam się dopasowywać i na sesję przychodziłam z lękiem przed wyrażaniem autentycznych uczuć. Dzisiaj na sesji natomiast zaczęliśmy mówić wszyscy o niezadowoleniu z pewnych spraw w życiu, a ja jakoś poczułam lęk przed tą zgodnością z grupą, bo mam lęk przed bliskością i powiedziałam o tym. To wywołało złość najpierw w jednej osobie, potem w drugiej, a potem trzecia osoba takie miałam wrażenie, podłączyła się pod drugą, bo powiedziała że myśli podobnie jak ta druga. Dla mnie to jest brak samodzielności w myśleniu, w każdej sytuacji jest jakieś inne rozwiązanie, niż stawanie po czyjejś stronie.

Chciałabym wybaczyć terapeutce jej zachowanie, bo wypominanie jest pewnie dla niej raniące. Nie chcę nic wypominać, ona się starała odbudować relację. Tylko kiedyś chciałabym mniej przejmować się uczuciuami drugiej osoby, za bardzo troszczę się o samopoczucie innych, moje jest na drugim miejscu :(

Ehhh... czuję żal... chciałam by ta terapia od początku do końca była dobra.. terapeutkę polubiłam, w grupie bardzo powoli się otwierałam, ale było mi lżej dzięki jej obecności, czułam się bezpiecznie...i to prysło ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eh, ludzie bywają fałszywi... mam na myśli kilka osób z mojego otoczenia, współlokatorów. Czuję się oszukana przez współlokatora, bo ja go darzę koleżeńską sympatią, wydaje mi się że on mnie też. Dzisiaj powiedział ot tak przy rozmowie w kuchni do innego współlokatora, że on jak się niedługo wyprowadzi, to coś tam...Cholerka, zrobiło mi się smutno, że w taki sposób przypadkowy się dowiedziałam, a może zamierzony przez niego? Dlaczego nie powiedział mi wprost? Czy ja coś znaczę dla niego? Trudno mi myśleć czy mam dla kogoś znaczenie, bo rzadko obdarzam ludzi autentyczną sympatią, boję się chyba odrzucenia... Mam też takie wrażenie, że współlokator chyba mnie obgaduje ze współlokatorką, ale tutaj mogę się mylić, być zbyt podejrzliwa. Może po prostu zapytam o to i powiem o swoich odczuciach...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×