Skocz do zawartości
Nerwica.com

mojanati

Użytkownik
  • Postów

    288
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia mojanati

  1. mojanati

    Witajcie ponownie...

    ala1983 Masz rację, że za późno na przemyślenia. Tylko w takim razie co mi pozostaje? Wziąć się w garść i walczyć dalej albo się poddać:) bittersweet :)No właśnie, masz rację, sama wpakowałam się drugi raz w podobną sytuację. Pomimo, że bardzo się starałam żeby było dobrze.. Chyba jednak bardzo chcę i potrzebuję wrócić na terapię.
  2. mojanati

    Witajcie ponownie...

    Psycholog twierdzi, że w ciąży nie jest ona wskazana, że może wzbudzać zbyt gwałtowne uczucia. Sama nie wiem. Ja bym jednak chyba chciała ją zacząć już teraz. Kolejną wizytę u psychologa mam dopiero w listopadzie
  3. mojanati

    Witajcie ponownie...

    Witajcie ponownie, Byłam na tym forum już jakiś czas temu, jakieś trzy lata pewnie już minęły. Teraz powracam... Wtedy byłam po dość traumatycznym rozstaniu z moim mężem, który wyrzucił mnie z półtoraroczną córeczką na ulicę, wcześniej zdradzając, poniżając itd. Poza tym jestem DDA, ojciec alkoholik, matka bierna, bezradna i bezbronna. Wtedy rozpoczęłam terapię DDA, zaczęłam układać sobie życie na nowo. Ze względu na zmianę pacy niestety po półtora roku terapię przerwałam, choć dawała jako takie rezultaty. Rozwiodłam się z mężem. Po prawie dwóch latach od rozstania poznałam swojego aktualnego partnera, z którym aktualnie jestem w ciąży w 16 tygodniu. Niestety partner nie jest idealny, kłamie nałogowo, ma problemy finansowe, nie wiem czy również nie ma problemu alkoholowego. Poza tym jest niezwykle troskliwy, opiekuńczy, oddany mi wręcz do przesady. W zasadzie to rozważałam kwestię naszego rozstania zanim dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Decyzji nie podjęłam... W międzyczasie moja mama zachorowała na stwardnienie rozsiane. Wcześniej przez kilka dni w tygodniu mieszkała w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu i pomagała w opiece nad dzieckiem, konkretnie w odbieraniu córki z przedszkola, a pozostałe dni spędzała u siebie, gdzie nadal mieszka i melinę zrobił sobie mój ojciec alkoholik, choć podobno ostatnio też chory, nie utrzymuję z nim kontaktu od prawie 10 lat.. Gdy zaczęłam się usamodzielniać, liczyłam, że w końcu będę mogła zamieszkać bez mamy, okazało się jednak, że mama jest chora. Teraz cała rodzina oczekuje ode mnie, że zaopiekuję się mamą. Ja sama też chciałabym jej pomóc, kocham moją mamę, opłacam jej pakiet w prywatnej przychodni, załatwiliśmy jej rehabilitację, teraz załatwiamy wyjazd do sanatorium. Oddałam mamie pokój w mieszkaniu, które wynajmuję. My w trójkę, (a w przyszłości w czwórkę) mieszkamy w drugim. Jednak tak naprawdę źle znoszę obecność mamy. Mam do niej cały czas żal o dzieciństwo i choć staram się jak mogę to wyłazi to zemnie jak jakieś robactwo. Ona nie zrobiła nic by mi pomóc w zapewnieniu dobrego dzieciństwa (uważa że przesadzam, było minęło) a ja staram się jej pomóc kosztem mojej własnej rodziny. Córce, która ma 5 lat przydałby się własny pokój. To nie moja wina, że moja mama nie chciała zawalczyć o swoje życie. Ja nie daję rady walczyć o życie swoje i swojej rodziny. Zastanawiam się czy nie byłoby lepiej gdyby mama wróciła do siebie. Ja w miarę możliwości oczywiście bym jej pomagała. Mam też siostrę, która mogłaby włączyć się w opiekę. Na razie ten problem jej nie dotyczy, bo mama jest u mnie. Mama w końcu jest na tyle samodzielna, że dałaby sobie radę sama. W cięższych zakupach czy innych tego typu sprawach miała by pomoc od nas. Poza tym mama nadal woli dokładać się do utrzymania swojego męża alkoholika, niż dołożyć się do naszych wspólnych rachunków. Mam z tym problem. Odkąd byłam mała pamiętam, że troszczyłam się o mamę by nie była smutna gdy ojciec pił i robił awantury, Nigdy nie stwarzałam jej żadnych problemów. Byłam super grzecznym i nieszczęśliwym dzieckiem. Ostatnio kiepsko ze mną, pojawiły się problemy z oddychaniem, lekarze przebadali mnie na ile mogli w ciąży i stwierdzili, że to na tle nerwowym. Lekarz prowadzący ciążę skierował do psychologa. Psycholog stwierdził, że przydałaby się terapia, ale nie w ciąży bo to może zaszkodzić dziecku, mówi, że to może być depresja. Dziś jestem po moim ataku dwugodzinnego wycia z bezsilności. Nie wiem czy dotrzymam do porodu, a co potem? Czy to nie zaszkodzi dziecku? Do tego dochodzą problemy finansowe, związane głównie z kosztami wynajęcia mojego mieszkania (zresztą od innego członka rodziny), które już niedługo przewyższą moje możliwości. Szukam jakiejś alternatywy, bo jest szansa na znaczne obniżenie tych kosztów, ale to mnie przerasta. No nie umiem, zapętlam się i wpadam w panikę, rozpacz itp. No i ten niepewny parter. Psycholog, u którego byłam na spotkaniu uznał, że i on powinien poddać się terapii. Posłusznie się zapisał. Nie wiem jednak na ile będzie to pomocne. Nie chce po raz kolejny wychowywać sama dziecka. Myślę, że tym razem nie dam rady. Najgorsze, że to ja jestem za to wszystko odpowiedzialna. A dzieci nie są niczemu winne. Za nic nie chciałabym ich skrzywdzić.
  4. Wszystko mi się układa. Jestem od pewnego czasu w nowym związku z kimś kto jest dobry dla mnie i mojej córeczki, kto się o nas troszczy i nas obie szanuje (w sumie dziwne uczucie po moich przejściach). Wczoraj dowiedziałam się, że dostałam nową pracę - tzn ta sama firma ale inne stanowisko - wreszcie normalne godziny pracy, wolne weekendy i stała przyzwoita pensja (większa niż to czego oczekiwałam). Od poniedziałku zaczynam:) Dziwne. Czy to możliwe, że jeszcze kiedyś będzie normalnie? Boję się, że coś się stanie...
  5. Zakochałam się... z wzajemnością :)
  6. No właśnie, teraz to już nasz wybór co zrobimy z resztą życia. Co nie znaczy, że jest to prosta sprawa...bo życie jednak proste nie jest. Ale chyba dobrze jest uświadomić sobie, ze to co było nie jest normalne i że teraz wcale nie musimy się na to godzić. Zrozumieć, poukładać sobie. Ja mam taki cel, by pokazać mojej córce, że życie nie jest tylko udręką. Chcę żeby wyrażała swoje uczucia, takie prawdziwe. Ja uczuć nie wyrażałam, aż w końcu miarka się przebrała. Moja matka nadal tego nie robi. Mam nadzieję, że mi się uda, choć sukces nie jest wcale pewny:(
  7. Właśnie zrobiło mi się bardzo przykro. Moja córka powtarza sobie wierszyki do przedszkola na przedstawienie z okazji dnia babci i dziadka. O dziadku, który nosi wnuczka na barana i się z nim bawi. Tylko, że moje dziecko nie ma dziadka, tzn nie ma takiego. Dziadek ja widział 3 razy w życiu. Owszem polubił moja córkę, bo ona jest taka, że jej się nie lubić(nie to co ja), ale zdecydowanie dobrym dziadkiem nie jest. Przykro mi:( Nawet tak mi przeszło przez myśl, skoro ona tak powtarza żeby dziadek przyszedł na przedstawienie, żeby go zaprosić, choć ja z nim od ponad 5 lat nie rozmawiam. W takim sensie, że nie był dobrym ojcem bo mu na to mama pozwoliła, to może kazać mu być dobrym dziadkiem. Obawiam się, że mógłby dziecku w przedszkolu wstydu narobić. Powtarzam córce, że dziadek mieszka za daleko i nie może przyjechać. I złość mnie bierze. Mógłby się postarać chociaż raz:(
  8. 'Na każde skinienie jest – gdy „dziecko” chce, lub chowa się w kąt, gdy jej córka ma gorszy humor i źle ją potraktuje. Elwira czeka na najmniejszy przejaw serdeczności jak bezpańska psina na podrapanie za uchem i nie przyjmuje do wiadomości, że ma swój duży udział w braku kompetencji społecznych i ciągłym poczuciu beznadziei swojego ukochanego dziecka. Nie chce widzieć, że takie zalanie „miłością” to żadne kochanie, tylko zaspokajanie swojego egoizmu i zapełnianie swojego życia życiem dziecka." To o mojej mamie. Moje życie to jej życie. W tekście było kilka fragmentów o mojej mamie, ale ten najbardziej do niej pasuje. Dziś rano powiedziałam córce, że napój, który kupiła babcia jest niezdrowy, podczas zupełnie niewinnej rozmowy, zresztą moja mama sama to wczoraj zauważyła. Efekt był taki, że moja mama się popłakała (tzn napłynęły jej łzy do oczu, a ona udawała, że nic się nie stało). Takie niewinne zdanie sprawiło ból mojej mamie. Oczekuje, że będę mówiła, że coś jest zdrowe skoro nie jest? Po to żeby jej nie zranić? Nie rozumiem. Mam udawać, że sok jest zdrowy po to by nie sprawić jej przykrości? Ale ja nie chcę żeby moje dziecko pilo dosładzany napój. Żeby nie było, ja nie jestem jakaś radykalna w swoich poglądach na ten temat, ale moja mama jak coś gotuje to smaży, wszystko jest tłuste, słodkie, sztuczne, nie zwraca uwagi na skład produktów, na konserwanty, polepszacze i sztuczne dodatki. Ja zwracam uwagę, uczę się zdrowego żywienia, staram się by dziecko jadło dużo warzyw i jak najmniej przetworzonych produktów. No to przecież dobrze, że się troszczę o swoje dziecko. Ale moja mama powoduje, że mam z tego powodu wyrzuty sumienia. No bo sprawiam jej tym przykrość, bo robię inaczej niż ona robiła:( Moja psycholog by powiedziała, że to ja jestem matką i to ja decyduję o moim dziecku zwłaszcza, że chcę dla niego dobrze i tego się trzymam. -- 19 sty 2014, 00:00 -- Ciężko mi się pogodzić z tym, że moja mama jest toksyczna. W końcu dba o mnie, troszczy się ...
  9. Ja myślę, że mi nie wolno być złą na mamę. Że jak mam do niej o coś żal to jestem zła i niewdzięczna, więc jak Was czytam to czuję się jakoś tak dziwnie przerażona. Nie wiem... Moja mama nigdy mnie do niczego nie zmuszała, była oazą spokoju, do niczego nie namawiała, nic nie wymagała. I własnie o to mam do niej żal, że nic nie zrobiła. O tą bezczynność i nie okazywanie emocji. Dziś sama jestem matką. Potwornie zagubioną. Czasem córce odpuszczam. Czasem stoje i pilnuję czy sprząta zabawki, czasem ze łzami w oczach. I teraz nie wiem czy jej tym pilnowaniem krzywdy nie zrobię czasem. No na serio nie wiem. Nie chcę żeby potem miała podobne problemy jak my tutaj. Ale ona już nosi w sobie taki smutek czasami, widać, że teskni za ojcem:( i za matką wiecznie zapracowaną Mam pełną świadomośc tego, że moje dzieciństwo nie bylo normalne, ale czy można tak o wszystko obwiniać rodziców? A może to ta świadomość, że moja mama wszystkie moje uwagi przyjmuje jak ciosy. Moje gadanie nie zmienia nic. Ona nie zmieni się, cały czas będzie udawała że jest wszystko dobrze. Moje gadanie jedynie powoduje, że znęcam się nad mamą. Ja staję się potworem. Ale ja nie jestem potworem..., a może jestem? Wkońcu taka jestem niewdzięczna. Tak na dokładkę moja rozmowa z mamą z przedwczoraj. Moja córka po wiele razy dziennie powtarza mi, że mnie kocha i ja jej również. Przytulamy się itd. Moja mama skomentowała to, że kiedyś to nie było takie modne by mówić do dziecka kocham cię. No cóż... To teraz już wiem! Dlatego moja mama nigdy mi tego nie powiedziała! Chyba dobrze, że moda się zmieniła, ale zaraz, zaraz...ona nadal mi tego nie mówi... Moja mama się starzeje. Widać to po niej. Naprawde nie chcę jej sprawiać przykrości, ale nie potrafie udawać, że jest wszystko dobrze:(
  10. mojanati

    Stosunek do alkoholu

    Ja czasami lubię się napić piwka, winka albo drinka, ale nie piję często i nie pamiętam kiedy ostatnio się upiłam. Pewnie w okresie nastoletnim. Wtedy różne rzeczy się działy. Jednak czasami nachodzi mnie chęć na alkohol i razem z tą chęcią obawy czy nie zaczyna się jakiś problem. Obiektywnie patrząc piję mniej niż wszyscy w moim otoczeniu. Butelka wódki leży napoczęta od wiosny, a wino w lodówce stoi od listopada. Jednak mam czasem ochotę zagłuszyć problemy.
  11. Jak się pracuje nad charakterem? Ja też swojego nie znoszę. Mama pewnie trochę pozytywnych cech, ale ogólnie to zawsze uważałam, że mam parszywy charakter.
  12. mojanati

    Samotność

    I tego się trzymajmy, przynajmniej w tę noc:)
  13. mojanati

    Samotność

    Żeby to tak się dało dla kogoś trzymać jeszcze. Nie można udawać, że jest się szczęśliwym, kiedy tkwi się na dnie rozpaczy. No, ale robię co mogę żeby wydostać się z tego :)
  14. mojanati

    Samotność

    Ja też sama w domu, tzn z córeczką - trzy latka. Robimy bal. Mamy cekinowe sukienki i przyszykowane przekąski. Zaraz będziemy dmuchać balony. Też nie dostałam od nikogo życzeń. Jest mi smutno, bo jakoś tak chciałam w tym roku gdzieś pójść,ale nie wyszło. Pół dnia dziś przeryczałam, ale teraz mi już lepiej. Wzięłam się w garść:)
  15. Ja często jestem naprawdę samotna. Dziś np jestem w domu nie z wyboru sama z córką. "Przyjaciele" zawiedli. Zresztą nie pierwszy raz. Nie mam dziś ochoty udawać, że jest wszystko dobrze. Czuję się potwornie samotna i opuszczona przez wszystkich. Mam żal do wszystkich, a najbardziej do siebie, do losu. Czuję się żałosna. Nie wiem co ze mną jest nie tak:( Żałośnie wręcz użalam się nad sobą. Nigdy nie szukałam powierzchownych relacji. Moja relacja z moim mężem była bardzo emocjonalna, bardzo bliska. Dlatego tak bolało i boli mnie nadal rozstanie z nim. Mam wrażenie, że był jedyną osobą w moim życiu, która mnie rozumiała i starała się zrozumieć. Która była ze mną naprawdę. Do czasu oczywiście. Moja terapeutka mówi, że zachowuję się jak alkoholik, który tęskni do picia. Coś w tym jest... Ale ta potworna samotność... Zaznałam dużo bólu w życiu i fizycznego i psychicznego, ale ta samotność jest gorsza od wszystkiego Moja terapeutka zawsze uważnie słucha i zwykle mówi, że rozumie co czuję:). Mi to nie wystarcza:( Bardzo brakuje mi drugiego człowieka, ale tak naprawdę, nie do powierzchownych relacji. A takich prawdziwych nie umiem stworzyć -- 05 sty 2014, 01:52 -- Generalnie jestem jakoś w gorszym stanie ostatnio. Na terapii zastój jakiś. Czuję, że nie dochodzę do żadnych wniosków. Choć może wgłębianie się w terapię jest zbyt bolesne i zbyt powierzchownie do tego podchodzę. Chciałabym już być po:( W styczniu kolejna sprawa rozwodowa, choć tak naprawdę pierwsza, bo mój mąż ciągle się odwołuje, prosi sąd o odroczenie. Jak rozwód ma się skończyć, skoro nawet na dobre się nie zaczął? W pracy non stop jak na szpilkach, ale wmawiam sobie, że muszę się cieszyć tą pracą, bo przynajmniej daję jakoś radę utrzymać siebie i córkę. Znów jestem niewdzięczna.
×