Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

stworzonabyzyx, myślę, że mogłabyś powiedzieć komuś jeszcze, może nie wszystkim, ale mogłabyś wtedy otrzymać trochę wsparcia.

Nie dziwię się Twoim emocjom, to nie katar, pamiętam, że moja mama to strasznie przeżywała.

Z drugiej strony jest szansa, że ostatecznie wyjdziesz z tego i będzie ok, teraz rak piersi nie jest tak śmiertelny. Moja mama miała raka przewodowego inwazyjnego, stopień IIa, i teraz jest ok, choć samo leczenie było koszmarne. Miała operację oszczędzającą pierś, chemio- i radioterapię, hormonoterapię. Nawet nie widzę, że jedna pierś jest mniejsza od drugiej, choć ona to widzi.

Bardzo mocno trzymam za Ciebie kciuki, musi być Ci cholernie ciężko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio nawet nie mam pomysłu czym spamować. Znowu wracam do żywych i kolejny feniks z popiołów nadszedł. Rany, jakie to ścierwo, te leki, szczególnie neuroleptyki. Gorzej niż z benzo nawet, bo po nich chociaż można funkcjonować, a nie warzywieć. Nawet się dzisiaj z dwie godziny pouczyłem, co było szokiem dla mózgu po takim letargu. A teraz czuję się rześko, lekko w stanie odstawiennym, pale faje i jest git :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio nawet nie mam pomysłu czym spamować. Znowu wracam do żywych i kolejny feniks z popiołów nadszedł. Rany, jakie to ścierwo, te leki, szczególnie neuroleptyki. Gorzej niż z benzo nawet, bo po nich chociaż można funkcjonować, a nie warzywieć. Nawet się dzisiaj z dwie godziny pouczyłem, co było szokiem dla mózgu po takim letargu. A teraz czuję się rześko, lekko w stanie odstawiennym, pale faje i jest git :great:

 

Lepiej pisać o tym, że jest git, prawda? Gratuluję tak w ogóle.

 

stworzonabyzyx, myślę, że mogłabyś powiedzieć komuś jeszcze, może nie wszystkim, ale mogłabyś wtedy otrzymać trochę wsparcia.

Nie dziwię się Twoim emocjom, to nie katar, pamiętam, że moja mama to strasznie przeżywała.

Z drugiej strony jest szansa, że ostatecznie wyjdziesz z tego i będzie ok, teraz rak piersi nie jest tak śmiertelny. Moja mama miała raka przewodowego inwazyjnego, stopień IIa, i teraz jest ok, choć samo leczenie było koszmarne. Miała operację oszczędzającą pierś, chemio- i radioterapię, hormonoterapię. Nawet nie widzę, że jedna pierś jest mniejsza od drugiej, choć ona to widzi.

Bardzo mocno trzymam za Ciebie kciuki, musi być Ci cholernie ciężko.

 

Moja mama to samo. Strzelam, po menopauzie była? Moja mama przed, ale tuż (47 lat), więc trochę jej to leczenia przyspieszyło. Ogólnie mnie śmieszą te wszystkie statystyki dot. zachorowań. Podobno karmienie piersią jest takie zajebiste także dla kobiety. Moja matka karmiła 5 lat z hakiem pewnie (ja bylam najmłodsza i podobno ni chvja nie chciałam nic innego, tylko cyc). Matka tabletek nie brała (chociaż oczywiście ja dopiero w CO się dowiedziałam, że tabletki mogłyby ew. wpływać, bo u gina się dowiesz, że spoko i tyle kobiet bierze i nie ma skutków - kij, że krótkofalowo...), ja brałam 3 miesiące i odstawiłam, bo mi rozwaliły wyniki. Nigdy nie była gruba, prowadziła raczej zdrowy styl życia, stres nie większy jak u innych, a raczej dobre życie miała. Dlatego zakładam, że mamy coś nie tak z genami, bo mamy choroby autoimmunologiczne i nowotwory złośliwe po linii matki. W moim wieku się raczej nie rozważa wpływu stylu życia, chociaż może to błąd?

U mamy widać, ale ona ma mały biust. Ja mam duże cycki (i gruczołowe, więc jeszcze bez dużego udziału grawitacji, mimo redukcji kg), więc nie będzie tragedii. Zresztą usuwać będę torbiel z drugiej piersi też, tak dla mojej pewności (ta jest gorsza, bo mam torbiel dosłownie na brodawce i raczej będzie widać). No ale nie narzekam, co mam zrobić. Nie mam do tego emocjonalnego stosunku, byleby nie było najgorszego wariantu.

Chociaż ogólnie to mi przykro, ale bardziej jak myślę o innych kobietach, które to dotyka i mieszkają w Gunwianych Miastach, nie mają kasy na wizyty, czekają długo na leczenie (w samej stolicy jeszcze czekałabym dwa tygodnie na samą wizytę...), nie mają żadnego wsparcia w bliskich, opieki psychoonkologicznej itd. Działania fundacji działających wokół kobiet chorych skupiają się tylko na pokazywaniu Zajebistej Strony Pogodzonych z Chorobą. Nie ma tutaj miejsca dla wszystkich pozostałych, których jest większość. Może takie pokazywanie osób pogodzonych pomaga bardziej świadomym i młodszym kobietom, ale ja osobiście poznałam osoby, które cierpią, bo nie mają żadnego wsparcia (w tym finansowego, której jest kluczowe). To mnie teraz bardzo smuci, zresztą zawsze mnie to dobijało, ale widzę to na własne oczy i czuję na własnej skórze. To samo było na samych początkach depresji, kiedy miałam straszne napady smutku i płaczu w szeroko pojętych przestrzeniach publicznych, no szok ludzi dotykał w stołecznym mieście, jak można płakać w tramwaju? Druga połowa miała w dvpie.

Nie powiem nikomu z rodziny ani z pozostałych bliskich. Niestety już samo chorowanie dotychczas dużo mnie kosztowało i o ile na początku pomagały mi np. wyjazdy do rodziny, do przyjaciół i moja świadomość, że wiedzą i mnie akceptują, to później mnie to zaczęło bardzo męczyć i przytłaczać. Nie chce mi się codziennie przez telefon tłumaczyć, jak się czuję, a rozmawiam z kimkolwiek codziennie. Nie lubię, jak rozmowy skupiają się za bardzo na mnie w takiej sytuacji, a tak będzie. A czy na pewno jadłaś, a jak spałaś, jak w pracy itd. I niby zwrócę uwagę, że mnie to wkurvia, ale na drugi dzień będzie to samo. I mieliby przecież do tego prawo, tak samo jak ja mam prawo do zmęczenia tematem. Już i tak czuję wystarczająco dużo presji wynikającej z tego, jak żyję i jak bardzo odstaję od reszty rodziny, mimo że wiem, że oni mnie akceptują (to chore, bo sama to sobie nakręcam).

Dużo mi pomogły wizyty u psychiatry, teraz byłam właśnie w czwartek i jest mi lżej. Na sen biorę Pramolan i śpię, aktualnie nie mam dużych efektów ubocznych. W dzień jest kiepsko, bo często myślę o złych rzeczach i czuję fizycznie się źle, jakby mi ktoś stał na klacie, ale jest trochę lżej, niż te dwa tygodnie temu.

Dzięki w ogóle za wiadomości. Dziś jestem wyjątkowo zmęczona, bo przeziębiłam się w pociągu i w autobusie (klima... przy mojej odporności to zło). Teraz gotuję obiado-kolację, bo już mnie żołądek boli od tabsów bez jedzenia. Jutro miałam jechać do P. na zlot food trucków z siostrą i siostrzenicą, ale nie dam rady wytrzymać 4 godzin w autobusie z takim samopoczuciem ;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja właśnie tak mam, kiedy już chodzę do pracy to jakoś daje radę. Weekend i wiesz, że znów trzeba iść. Przerabiałem to już kilka razy i nie polecam. Dziś niby już ciut lepiej, ale zmęczony bo praca, dentysta po pracy itd co męczy samym tym, że ponad 12 godzin poza domem. Tylko dalej meczą mnie natręctwa, ale może się uspokoi na dniach.

 

kazaschi, do psychiatry nie potrzeba skierowanie. tam idz, on da ci skierowanie na terapie i ew.leki. zrob to dla siebie, ty ewidentnie masz objawy psychosomatyczne. a moze oddzial dzienny-terapia grupowa? dostalbys l4 na 3 mce. a to pomaga, naprawde.

 

Dzięki za info, mam już numer spisany w telefonie, ale ostatnio jest lepiej i wiesz jak ciężko się odważyć... Dziś mam kiepskie samopoczucie, ale to po prostu kwestia tego, że nie miałem kiedy poleniuchować , a już jutro kolejny poniedziałek i cały tydzień do pracy.

 

Zupełnie, zupełnie nie jestem dzielna. Zawsze mi się wydawało, że jestem "silna", no i ja to przechodziłam z bliskimi (wtedy byłam "silna" i zorganizowana), ale wizyty tam mnie rozbiły totalnie.

 

Na moje oko i tak dzielnie to znosisz bo masz siłę by z tym wszystkim uporać się sama.

Ja w wieku 12-13 lat miałem narośl na piszczeli pod kolanem. Lekarz tylko spytał czy miałem jakiś uraz dał skierowanie na usg i do chirurga. Ten wysłał mnie na rezonans i do onkologa. Badania nie wyjaśniły w zasadzie niczego. Dostałem skierowanie na operacje która odbyła się w zasadzie po trochę ponad tygodniu. Okazało się, że to nic groźnego, ale część tych zmian z wiekiem może odrastać itd itd. Wtedy w tym wieku nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę, a mimo to strasznie to przeżyłem.

Gdyby dziś trafiło mi się coś podobnego nie wiem co bym zrobił... Współczuję i trzymaj się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

stworzonabyzyx, moja mama miała wtedy 42 lata, musieli jej zrobić lekami menopauzę, i wtedy karmiła jeszcze piersią moją 20 lat młodszą siostrę.

Poczucie braku / niedostatecznego wsparcia jest okropne, znam to.

Dziś tylko życzę Ci choć trochę miłego wieczoru. Trzymaj się tam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak sobie radzicie w takich sytuacjach gdzie macie np. Duzo rzeczy do zrobienia, a nie mozecie nic zjesc wypic nigdzie wyjsc ani wstac z lozka nawet w glowie sie kreci benzo wyciszaja i to tyle reszta zostaje...no i co z tymi rzeczami ktore macie do zrobienia w takich sytuacjach??? Odpuszczacie zostajecie w lozku? Staracie sie wstac i to robic?? Czy moze jeszcze cos innego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak sobie radzicie w takich sytuacjach gdzie macie np. Duzo rzeczy do zrobienia, a nie mozecie nic zjesc wypic nigdzie wyjsc ani wstac z lozka nawet w glowie sie kreci benzo wyciszaja i to tyle reszta zostaje...no i co z tymi rzeczami ktore macie do zrobienia w takich sytuacjach??? Odpuszczacie zostajecie w lozku? Staracie sie wstac i to robic?? Czy moze jeszcze cos innego

U mnie to jest bardzo różnie. Albo zostaje w łóżku, albo na pół żywa zaciskam zęby i robię wszystko. Jednak doszłam do wniosku, że u mnie to jak zwykle skrajności i ostatnio staram się znaleźć balans tzn. robię tylko najważniejsze rzeczy, a jak nie mam na nie siły, bo wymagają zbyt dużego nakładu energii to staram się zrobić choćby coś małego i jakkolwiek troszkę odpocząć i nie biczować się za to, jak jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak sobie radzicie w takich sytuacjach gdzie macie np. Duzo rzeczy do zrobienia, a nie mozecie nic zjesc wypic nigdzie wyjsc ani wstac z lozka nawet w glowie sie kreci benzo wyciszaja i to tyle reszta zostaje...no i co z tymi rzeczami ktore macie do zrobienia w takich sytuacjach??? Odpuszczacie zostajecie w lozku? Staracie sie wstac i to robic?? Czy moze jeszcze cos innego

Ja robię te najważniejsze, czyli np. chodzę do pracy, płacę rachunki. Przestaję za to dbać o siebie, nie sprzątam, nie zmywam naczyń, nie gotuję...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masakra. Mam dwie uroczystosci w ten weekend, a zaraz po nich samolot na urlop. Porazka , zamiast sie cieszyc, to wiecie....ja myślę jak to przeżyje. Stad moje pytanie, bo powinnam się szykować na to wszystko prac , pakowac sprzatac itp , a tu brak sił. Ale jestem na benzo od rana jak zalecił lekarz i zrobiłam dwa prania. Ciesze sie jak dziecko. Ktos by powiedział, że to takie normalne...a dla mnie to jak wejście na jakiś szczyt. Jak się utrzymam stabilnie to może nawet się spakuje?! .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słuchajcie, a nawet nie mówię o reszcie rzeczy,które powinnam zrobić kolo siebie. Czyli jakos wygladac itp. Jest u mnie ciężko, bo to mam nadzieję tylko epizod więc ja byłam wogóle na to przygotowana,że ja mogę wrócić do depresji po odstawieniu lekow. NO WAY

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

phœnīx, a myślisz, że większe umiejętności społeczne dałyby Ci szczęście?

 

Cały ten tydzień mam delikatne lęki. Wystarczająco delikatne by prawie cały przesiedzieć w domu, unikać chrześniaka i nie robić kompletnie NIC... chciałabym znów wziąć xanax a nie można tak często :<

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie dotarło do mnie że moja grupa zbiera się jutro a ja w lękach przez co olałam organizatora więc musiałabym skupić się na reszcie ludzi... do tego noc muzeów, juwenalia... piękny okres, szkoda, że nie dla mnie :/ następny tydzień będzie ciężki...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kazashi, Kleopatra dziękuję za Wasze odpowiedzi. Nawet nie wiem, co mam Wam napisać.

Ten tydzień był bardzo zły i bardzo słaby. Przeziębienie, bardzo złe samopoczucie to jest nic. Ja już nawet nie jestem na nic zła, mam w dvpie to codzienne zmęczenie mimo snu przez wiele godzin (Pramolan jest zajebisty, śpię od 21-22 do 6-7 i po powrocie z pracy też leżę w łóżku). Jestem totalnie zrezygnowana i szalenie zmęczona. Nawet ciężko mi tu coś napisać, bo się wstydzę.

Aktualnie bardzo zazdroszczę jakichkolwiek metod odcięcia się od myśli. Zazdroszczę niesamowicie, że ktoś potrafi zadać sobie tyle bólu, by poczuć przez chwilę ulgę. Od kilku dni mam gulę w gardle, i tą mentalną, i tą fizyczną niestety - nic na to nie pomaga. Ja się nawet upić nie potrafię, bo zabije mnie jedno piwo (500 ml), które będzie się za mną ciągnęło przez x kolejnych dni, bo mam przeorany układ pokarmowy. Zazdroszczę jazd z kodeiną, serio. :oops: Nawet zaczęłam czytać o samookaleczaniu, bo przecież to musi być świetna opcja na spuszczenie złych emocji i ukaranie się tak fhój, ale mam w dvpie 90% ciała i ukarałoby mnie tylko pocięcie się po twarzy (było najpierw po ryju, ale zmieniłam, bo przecież nie bywałam kiedyś tak bardzo brutalna w stosunku do siebie). W pewnym momencie zaczęłam marzyć, żeby walnął we mnie jakiś samochód albo nie wiem, żebym spadła z mostu, bo jestem tak strasznym tchórzem, że nawet nie jestem w stanie sobie nic zrobić. W sumie nadal mam taką nadzieję, że coś złego mi się stanie i będzie koniec, wiedziałabym jak to zrobić, bo nie jestem głupia, ale wiem, że sama tego świadomie nie zrobię.

Tak niesamowicie mam dość, to jest jakiś koszmar, którego nie da się opisać żadnymi słowami i nie wydaje mi się, żeby można to jakoś mocno zracjonalizować (nie jestem w stanie żyć, poza miłością i rzeczą z nią związanych, bez racjonalizacji wszystkich innych stanów).

Już nawet nie mam czym i po co płakać, chociaż dziś rano mi się udało w labie, przy pobieraniu krwi. Wiem, że tuż po przeziębieniu będę miała słabe wyniki, a były słabe długo i na pewno jeszcze nie są dobre. Boję się, że znowu dostanę zastrzyki albo że będę miała przesuniętą operację.

Przez całe życie na nic nie narzekałam, zaciskałam zęby przy poziomie bólu, który nie byłby akceptowalny dla wielu ludzi, wiedziałam, że większość gunwa wokół nie ma znaczenia, ale teraz szczerze mam dość. Takie życie nie ma sensu, a ja nie umiem sobie poradzić z takim życiem. Ja nie jestem ani męczennicą, ani żadną jebvaną bohaterką, jestem człowiekiem. I mam tego szczerze już dość :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jest mi bardzo źle w pracy.

 

jest mi bardzo źle, że jestem lekceważona, że jestem popychadłem i takim kozłem ofiarnym na którym fajnie się wyładowuje złość, a jak zwracam na to uwagę, to jestem zbywana i mam siedzieć cicho

boli mnie, że nikt w moim otoczeniu nie widzi jak bardzo się staram. bardzo bardzo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

phœnīx, a myślisz, że większe umiejętności społeczne dałyby Ci szczęście?

Może nie dałyby szczęścia, ale ułatwiłyby życie i tym samym zwiększyły szanse na znalezienie tego szczęścia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chcę mieć więcej fobii społecznej, chcę wyjść do ludzi z tym wszystkim co lubię w życiu... ale nie chcę dac się nafaszerować psychotropami branymi na stałe bo one zawsze mają skutki uboczne i na te skutki trzeba brac kolejne psychotropy które też wywołują skutki uboczne i tak w kółko...

 

phœnīx, a próbowałeś jakiejś formy samorozwoju, kołczingu czy innych poradników?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kazashi, Kleopatra dziękuję za Wasze odpowiedzi. Nawet nie wiem, co mam Wam napisać. ..... I mam tego szczerze już dość :cry:

Nie musisz nic pisać. Głupotą byłby napisać, że Cb rozumiem, ale sam mam ostatnio dość. Tym razem realnie obawiam się pracy. Mam dziwną przełożoną. Raz mówi, ze mam robić coś tak, a za chwile inaczej po czym lata i opowiada wszystkim, że to ja źle robię i to kolejny raz źle, a Ona mi mówiła jak mam to zrobić :P Sam nwm czy się śmiać czy co, ale jest o tyle ok, że sporo osób ma do Niej zastrzeżenia.

Do tego coraz mocniej zastanawiam się nad nerwicą lub depresja. Na forum już dziale pomocy Pani psycholog potwierdziła moje obawy, ale ciągle waham się czy wizyta u lekarza ma sens. Czytając wasze posty zauważyłem nazwę xanax i wiem, że kiedyś to brałem, ale dlaczego lekarz nie poinformował mnie co to dokładnie jest ? Brałem to dosłownie kilka dni kiedy miałem zapalenie oskrzeli, a to była kolejna choroba podczas okresu próbnego w pracy i mówiłem, że jestem nerwowy, ale czy aż tak ?

Może zamiast zapisywać coś takiego lekarz rodzinny powinien skierować mnie do psychologa/psychiatry ?

W piątek miałem dobry humor, ale dziś znów jest źle zresztą jak co weekend. Mam różne głupie myśli i dość tego wszystkiego. Co mi po tym, że pracuje skoro po pracy jestem wykończony i nie mam na nic ochoty ? Całą niedziele czekam jak na ścięcie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×