Skocz do zawartości
Nerwica.com

jak wyglada wizyta u psychologa, psychiatry, psychoterapeuty


Gość kamila

Rekomendowane odpowiedzi

Owszem od pacjenta zalezy duzo,ale nie wszystko.Jasne,ze musi miec motywacje,swiadomosc zmian itd.,ale ja piszac o terapeucie mialam na mysli etap,w ktorym osoba jest juz zdecydowana na terapie...Wie,ze idzie!I widzi oferty:z jadnej strony psychoanalityk,z drugiej jakis inny itd.O tych roznicach pisalam na poczatku postu.Chyba troche zle mnie zrozumiales...Co do tego,ze zrzucanie przyczyn swych cierpien na innych nie jest oporem przed terapia to sie nie zgadzam,gdyz....skoro terapia jest wzieciem odpowiedzialonosci za siebie...to zrzucanie jej na innych jest oporem (wlasnie przed wzieciem odpowiedzialnosci za siebie).Jesli tak duzo wiesz o terapii,to wiesz tez zapewne,ze ma tam miejsce zawieranie tzw.kontraktu terapeutycznego klienta z terapeuta,a jesli nie lubisz i masz w d...swego terapeute,to przeciez chocbys nawet zawarl,to bedzie to cos co sie nie utrzyma i nici z terapii.

Branie lekow od razu jest pojsciem na latwizne,lekarze bardzo latwo przepisuja,a potem to tylko uzaleznia sa z tego.

Jeszcze jedna sprawa....nie zawsze terapia jest dlatego,ze pacjent chce.....czasem rodzina,sąd itp.wysyłaja stworzenie i co wtedy.....kto ma motywowac jak nie terapeuta????

Po smierci tego psychiatry,co powiedzial,ze lekarz jest czynnikiem leczacym(cytowalam w poscie)...bylo bardzo duzo samobojstw i to wlasnie jego pacjentow....tak byli z nim zwiazani;]

Nigdy nie twierdzilam,ze pojscie na terapie jest banalne,a pacjent sie nie liczy,ale sama motywacja pacjenta nie jest czynnikiem leczacym....i gdyby tak bylo,nie znalazlabym tu tyle osob niezadowolonych z terapii...mieli przeciez motywacje i swiadomosc zmian.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Owszem od pacjenta zalezy duzo,ale nie wszystko.Jasne,ze musi miec motywacje,swiadomosc zmian itd.,ale ja piszac o terapeucie mialam na mysli etap,w ktorym osoba jest juz zdecydowana na terapie...Wie,ze idzie!I widzi oferty:z jadnej strony psychoanalityk,z drugiej jakis inny itd.O tych roznicach pisalam na poczatku postu.Chyba troche zle mnie zrozumiales...Co do tego,ze zrzucanie przyczyn swych cierpien na innych nie jest oporem przed terapia to sie nie zgadzam,gdyz....skoro terapia jest wzieciem odpowiedzialonosci za siebie...to zrzucanie jej na innych jest oporem (wlasnie przed wzieciem odpowiedzialnosci za siebie).Jesli tak duzo wiesz o terapii,to wiesz tez zapewne,ze ma tam miejsce zawieranie tzw.kontraktu terapeutycznego klienta z terapeuta,a jesli nie lubisz i masz w d...swego terapeute,to przeciez chocbys nawet zawarl,to bedzie to cos co sie nie utrzyma i nici z terapii.

Branie lekow od razu jest pojsciem na latwizne,lekarze bardzo latwo przepisuja,a potem to tylko uzaleznia sa z tego.

Jeszcze jedna sprawa....nie zawsze terapia jest dlatego,ze pacjent chce.....czasem rodzina,sąd itp.wysyłaja stworzenie i co wtedy.....kto ma motywowac jak nie terapeuta????

Po smierci tego psychiatry,co powiedzial,ze lekarz jest czynnikiem leczacym(cytowalam w poscie)...bylo bardzo duzo samobojstw i to wlasnie jego pacjentow....tak byli z nim zwiazani;]

Nigdy nie twierdzilam,ze pojscie na terapie jest banalne,a pacjent sie nie liczy,ale sama motywacja pacjenta nie jest czynnikiem leczacym....i gdyby tak bylo,nie znalazlabym tu tyle osob niezadowolonych z terapii...mieli przeciez motywacje i swiadomosc zmian.

Pozdrawiam.

 

 

1). I czego dowodzi to, że jego pacjenci popełniali samobójstwa? Że byli z nim tak związani, czy może tego, że mieli tak duże zaburzenia osobowości o nazwie Borderline i że wcale nie byli odpowiednio leczeni?2). Niestety, ale nie - liczyli na to, że wizyta, psychoterapia załatwi wszystkie ich problemy. Że nagle ktoś ZA NICH zrobi wszystko. Że lekarz powie im co mają robić - dziś zjedz kanapkę, jutro to, itd - a świadomość zmian polegała na robieniu tego, co ktoś im nakazuje - nie tego, co oni chcą robić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krzysztofie chyba się z Toba zgodzę . Ja również chodząc do lekarzy czekałam aż mnie wyleczą brałam wszystkie leki ,rozmowy ... wszystko na nic trwałam w tym letargu 15 lat . Przestałam chodzić do lekarzy ,przestałam brać leki i cud... zmieniło sie moje myślenie .Przestałam mieć uciążliwe objawy nerwicy,sama zaczełam się zastanawiać dlaczego to się tak dzieje ,zmieniłam się . Wcześniej zanim miałam pierwsze objawy byłam osobą której wszyscy naokoło mówili co mam robić ,nie mogłam sama decydować o swoim życiu ,nie mogłam powiedzieć czego nie chce ,co mi przeszkadza ,bo jak można rodzicom coś takiego powiedzieć? przecież oni wychowują ,żywią , ubierają tylko mały problem zapomnieli że jestem istotą żywą i mogę o czymś decydować sama. Teraz robię to co uważam za dobre dla siebie ,często się mylę ,ale jestem też z tego zadowolona bo uczę się na swoich błędach. Chyba nie chciałabym znów słuchać kogoś co mam dalej w swoim życiu robić ,bo czuję się już za nie sama odpowiedzialna . Takie jest moje na ten temat zdanie ,nie mówie że inni mają mieć takie samo zdanie bo kazdy jest inny i kazdy czegoś innego potrzebuje ... Ja już znalazłam swoją drogę i idę nią do przodu ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sa rozne szkoly w psychologii:psychoanalityczna,behawioralna,humanistyczna i inne.Psychoanalityk tlumaczy zaburzenie zlymi relacjami z rodzicami,ukrytymi popedami itd.,behawiorysta-zlymi nawykami nabytymi w toku rozwoju,humanista...deprywacja potrzeb (niezaspokojeniem) itd.Kazdy z nich ma inny poglad na terapie...Spor "geny czy srodowisko" jest zywy w psychologii.

 

psycholozkoWtoku owszem masz racje ze istnieja rozne szkoly w psychologii jednak ze wzgledu na ogromna zawilosc zagadnien psychiki czlowieka warto spojrzec na te wszystkie punkty widzenia troszke szerzej,jesli chodzi o spor "geny czy srodowisko" to mysle ze jesli chodzi o zaburzenia nerwicowe to jest to blednie postawione pytanie ktore tylko zaciemnia caly obraz sprawy ,psychoanalityk nie moze tlumaczyc nerwicy jedna przyczyna np. zlymi relacjami z rodzicami bo nie istnieje jedna przyczyna nerwicy :idea: behawiorysta rowniez nie moze zawezyc swojego punktu widzenia i tlumaczyc wystapienie u kogos nerwicy tylko i wylacznie zlymi nabytymi nawykami itd. w nerwicach ogromne znaczenie przeciez maja tez implikacje kulturowe :idea: indywidualne warunki zyciowe i rodzine :idea: wzorce wpajane przez otaczajace srodowisko podczas okresu dorastania (czesto zgubne) :idea: i wiele wiele innych kwestii ktorych opisanie w jednym poscie jest niemozliwe, jak juz wspomnialas kazdy przypadek wymaga indywidualnego podejscia terapeuty oraz doglebnej analizy ,i w wielu przypadkach czynniki ktore wymienilas beda wspolistnialy ze soba ,zas w innych tak nie bedzie

psychoanalityk musi przede wszystkim rozpoznac czy ma do czynienia z nerwica sytuacyjna (ktora moze wystapic jako reakcja na sytuacje konfliktowe u ludzi ktorzy nie przejawiaja cech neurotycznych jak i tez u tych osob ktorzy wykazuja takie tendencje)

nerwice sytuacyjne sa stosunkowo proste w leczeniu

w tych drugich przypadkach kiedy to zrodla problemow leza znacznie glebiej leczenie jest trudniejsze ,wymaga od terapeuty wysokich kompetencji ,zbudowania bliskiej ,zaufanej relacji z pacjentem ktory to powinien byc "zapalony" duzym zaangazowaniem i checia wspolpracy :)

 

na koniec wkleje kilka ciekawych cytatow z ksiazki Karen Horney - Neurotyczna osobowosc naszych czasow

 

pozdrawiam serdecznie i zycze przyjemnego czytania :)

 

Lęk ludzi prymitywnych różni się jednak od lęku uważanego w naszej kulturze za neurotyczny. Treść lęku neurotycznego, w przeciwieństwie do lęku ludzi prymitywnych, nie pokrywa się z powszechnymi poglądami. W obu przypadkach wrażenie nieproporcjonalności reakcji znika, gdy zrozumie się znaczenie lęku. Są na przykład ludzie, którzy ciągle boją się śmierci, a jednak cierpienia, których doznają wywołują w nich jej ukryte pragnienie. Różne odczuwane przez nich lęki przed śmiercią w połączeniu z myśleniem życzeniowym o niej wywołują u takich ludzi silną obawę przed grożącym niebezpieczeństwem. Jeżeli zna się wszystkie te czynniki, trudno nie uważać ich lęku przed śmiercią za reakcję adekwatną. Innym, uproszczonym przykładem są ludzie, których ogarnia przerażenie, ilekroć znajdą się nad przepaścią, w wysokim oknie czy na wysokim moście. I tutaj dla zewnętrznego obserwatora reakcja strachu wydaje się nieproporcjonalna do sytuacji. Ale sytuacja taka może wywoływać u nich konflikt między chęcią życia a pokusą, aby z takich czy innych powodów skoczyć z wysokości. Ten właśnie konflikt może wywołać lęk

 

Trzeci sposób uwolnienia się od lęku polega na jego odurzaniu. Można to uczynić świadomie i dosłownie pijąc alkohol czy zażywając narkotyki. Istnieje jednak wiele innych sposobów i na przykład jeden z nich polega na pogrążaniu się w życiu towarzyskim ze strachu przed samotnością; bez znaczenia jest tutaj fakt, czy lęk ten jest wyraźnie rozpoznawany czy też występuje tylko w postaci niewyraźnego poczucia skrępowania. Inny sposób odurzania lęku, to całkowite pogrążanie się w pracy; proces ten można łatwo rozpoznać na podstawie kompulsywnego charakteru wykonywanej pracy oraz niepokoju pojawiającego się w niedziele i święta. Ten sam cel można osiągnąć nadmierną potrzebą snu, choć jest on zwykle mało skuteczny. I wreszcie aktywność seksualna może służyć za wentyl bezpieczeństwa wobec nadmiernego napięcia lękowego. Od dawna wiadomo, że kompulsywna masturbacja może być wywołana lękiem, ale to samo dotyczy wszelkich kontaktów seksualnych. Ludzie, dla których kontakty seksualne stanowią przede wszystkim środek uśmierzania lęku, będą niezwykle niespokojni i drażliwi, jeżeli uniemożliwi im się uzyskanie zadowolenia seksualnego nawet przez krótki okres czasu. Czwarty sposób ucieczki przed lękiem jest najbardziej skrajny: polega na unikaniu wszelkich sytuacji, myśli czy uczuć mogących wywołać lęk. Może to być proces świadomy, jak to ma miejsce wtedy, gdy ktoś, kto boi się nurkowania czy wspinaczki wysokogórskiej, unika tego typu aktywności. Mówiąc dokładniej, człowiek może być świadomy istnienia lęku i świadomy tego, że go unika. Ale może też mieć bardzo niejasną świadomość lub brak świadomości unikania pewnych rodzajów działalności. Może na przykład odkładać na później sprawy związane (o czym nie wie) z lękiem, jak podejmowanie określonych decyzji, wizyta u lekarza czy napisanie listu. Albo może „udawać', to jest subiektywnie wierzyć, że pewne rozważane przez niego zachowania na przykład udział w dyskusji, dawanie poleceń podwładnym, odsunięcie się od drugiego człowieka są nieistotne. Albo może „udawać", że nie lubi robić pewnych rzeczy, odrzucając je na tej podstawie. I tak na przykład dziewczyna, dla której chodzenie na prywatki wiąże się z lękiem przed odrzuceniem, może w ogóle na nie chodzić, wmawiając sobie, że nie lubi spotkań towarzyskich.
„Wypieranie" jest działaniem jednego z psychologicznych mechanizmów obronnych, polegającym na usunięciu ze świadomości treści wywołujących łąk. Człowiek „wypierając" zapomina zdarzenia, nazwiska, słowa, nie zauważa określonych przedmiotów, wydarzeń itp. (przyp. red. nauk.).

może mieć powody, dla których nie chce zauważyć u siebie przyczyn wywołujących wrogość, jak na przykład zawiść czy zaborczość; czy wreszcie rozpoznanie u siebie wrogości do kogokolwiek może być sprawą przerażającą. W takich sytuacjach wyparcie stanowi najszybszą i najkrótszą drogę do natychmiastowego uspokojenia siebie. Dzięki wyparciu uczucie wrogości znika ze świadomości bądź zostaje zatrzymane zanim do niej wtargnie. Chciałabym tę myśl powtórzyć innymi słowami, bowiem mimo swej prostoty, jest ona jednym z tych twierdzeń psychoanalitycz­nych, które niestety rzadko bywa zrozumiane; jeżeli wrogość zostanie wyparta, jednostka zupełnie sobie tej wrogości nie uświadamia. Ale nie zawsze najszybsza droga do uspokojenia się jest najbezpieczniejsza. Przy wyparciu wrogość znika ze świadomego odczucia, co nie znaczy, że zostaje w ogóle zniesiona. Termin wrogość powinniśmy w tym wypadku zastąpić terminem złość, co lepiej określa jej dynamiczny charakter. Oderwana od kontekstu osobowość jednostki, a co za tym idzie poza jej kontrolą, burzy się w niej w postaci afektu, wybuchowego i namiętnego, a zatem skłonnego do wyładowań na zewnątrz. Wybuchowy charakter wypartej emocji jest tym silniejszy, że poprzez samą swoją izolację przybiera większe i często fantastyczne wymiary. Dopóki człowiek zdaje sobie sprawę ze swojej niechęci do kogoś, jej rozprzestrzenianie się może zostać zahamowane w trojaki sposób. Po pierwsze, w wyniku rozważania okoliczności towarzyszących temu uczuciu, rozumie jak daleko może się posunąć w swych działaniach przeciw wrogowi prawdziwemu czy domniemanemu. Po drugie, jeżeli złość skierowana jest przeciwko komuś podziwianemu czy niezbędnemu, zostanie ona prędzej czy później włączona w całokształt życia uczuciowego. I wreszcie, jeżeli człowiek ma wyczucie tego, co wypada, a czego nie wypada, to okazywanie wrogich impulsów będzie ograniczone. Jeżeli złość ulega wyparciu, człowiek traci możliwość wpływania na sposób jej wyrażania, w wyniku czego wrogie impulsy wymykają się kontroli, nawet gdy przejawiają się tylko w fantazji. Gdyby wspomniany przeze mnie chemik postąpił zgodnie ze swoimi impulsami, to musiałby opowiedzieć innym jak to G. wykorzystał jego przyjaźń albo też zawiadomić szefa, że G. ukradł mu pomysł lub powstrzymał go od jego rozwijania. Ponieważ jednak złość została wyparta, zaczęła żyć własnym życiem, co znalazło zapewne wyraz w jego marzeniach sennych; możliwe, że we śnie dokonywał symbolicznego morderstwa lub stał się podziwianym przez wszystkich geniuszem, podczas gdy inni zeszli haniebnie „na Psy".

Zwykle tak się dzieje, że wyparta wrogość, wskutek odłączenia się, rośnie i potężnieje pod wpływem czynników zewnętrznych. Jeżeli na przykład pracownik na wysokim stanowisku odczuwa złość na swojego szefa,

ponieważ ten bez porozumienia się z nim podejmuje różne decyzje, jednak zamiast protestować przeciw takiemu załatwieniu sprawy wypiera swą złość, to przełożony dalej będzie go pomijał przy podejmowaniu decyzji. Wskutek tego złość stale się odradza 2.

To ciągłe wypieranie wrogości prowadzi w końcu do tego, że człowiek zdaje sobie sprawę z istnienia „w sobie" bardzo silnego afektu wymykającego się jego kontroli i rejestruje go w swej świadomości. Zanim omówimy konsekwencję tego faktu, musimy zastanowić się nad pytaniem, które wyłania się w związku z tym. Z definicji wyparcia wynika, że na skutek wyparcia jakiegoś uczucia czy impulsu, jednostka przestaje sobie zdawać sprawę z jego istnienia i nie rejestruje w swej świadomości żadnego wrogiego uczucia wobec kogokolwiek. Jak wobec tego mogą mówić, że „rejestruje" ona „w sobie" wyparte uczucie? Odpowiedź kryje się w fakcie, że nie ma żadnej ostrej granicy między tym, co świadome, a tym, co nieświadome, jest natomiast, jak wskazał w jednym ze swych wykładów H. S. Sullivan, kilka poziomów świadomości. Wyparty impuls nie tylko działa nadal (stwierdzenie to jest jednym z podstawowych odkryć Freuda), ale jednostka „wie" o jego obecności w głębszych warstwach swej świadomości. Mówiąc najprościej, oznacza to, że tak naprawdę nie możemy oszukać samych siebie, że w rzeczywistości spostrzegamy siebie, a także innych lepiej, niż nam się wydaje (jak często widać to na podstawie trafności pierwszego wrażenia, jakie ktoś wywiera na nas), ale z różnych istotnych powodów możemy nie przyjmo­wać naszych spostrzeżeń do wiadomości. Chcąc uniknąć zbędnych powtórzeń w swoich wywodach, będę używała terminu „rejestrować" wtedy, kiedy mam na myśli fakt, że „wiemy", co się w nas dzieje, nie umiejąc jednak tego zwerbalizować.

Same skutki wypierania mogą być wystarczająco silne, żeby wzbudzić lęk, pod warunkiem, że wrogość i jego potencjalne niebezpieczeństwo dla innych konkurencyjnych dążeń jednostki są odpowiednio duże. I takie może więc być podłoże stanów nieokreślonego lęku. Częściej jednak proces ten nie kończy się na tym, ponieważ niebezpieczny afekt domaga się nieodparcie tego, żeby się go pozbyć, gdyż zakłóca od wewnątrz interesy

1 bezpieczeństwo jednostki .uruchomiony zostaje drugi, podobny do odruchu proces projekcji: jednostka „rzutuje" swe wrogie impulsy na świat zewnętrzny. Pierwszy „wykręt" w postaci wyparcia wymaga następnego: jednostka „udaje", że źródło destrukcyjnych impulsów tkwi nie w niej samej, ale w kimś lub czymś znajdującym się poza nią. Zrozumiałe jest, że wrogie impulsy będą rzutowane na tę osobę, wobec której wrogość ta jest odczuwalna. W rezultacie osoba ta nabiera dla jednostki groźnych wymiarów częściowo dlatego, że zostaje obdarzona taką samą bezwzględnością, jaka charakteryzuje własne wyparte impulsy, częściowo zaś dlatego, że w wypadku jakiegoś niebezpieczeństwa siła jednostki zależy nie tylko od rzeczywistych sytuacji, ale także od postawy, jaką wobec nich przybiera. Im bardziej ktoś jest bezbronny, tym większe jawi mu się niebezpieczeństwo 3.

 

2 F. Kuenkel w Einfuchrung in die Charakterkunde zwrócił uwagę na fakt, że postawa neurotyka wywołuje określoną reakcję otoczenia, która wzmacnia tą postawę, wskutek czego człowiek pogrąża się coraz bardziej i coraz trudniej mu uciec. Kuenkel nazywa to zjawisko Teufelskries.

 

Funkcją uboczną projekcji jest zaspokojenie potrzeby uzasadniania (własnych zachowań. To nie jednostka chce oszukiwać, kraść, wykorzystywać czy poniżać, ale to inni chcą tak postępować w stosunku do niej. W wyniku działania tego mechanizmu żona, nieświadoma swojej chęci zrujnowania męża i subiektywnie przekonana, że jest mu oddana, może uważać, że to mąż jest brutalem, który chce ją skrzywdzić. Proces projekcji może, choć nie musi, być wspierany przez inny proces pełniący tę samą funkcję: wypartemu impulsowi może towarzyszyć lęk przed odwetem. W takim wypadku osoba, która ma ochotę wyrządzić krzywdę, oszukać czy okłamać innych, boi się odwetu. Pozostawię otwarte pytanie, na ile ten lęk przed odwetem jest ogólną, wrodzoną cechą natury ludzkiej, na ile na jego kształtowanie się wpłynęło poczucie grzeszności i doznana w dzieciństwie kara i na ile na jego podstawie możemy wnioskować o istnieniu popędu do osobistej zemsty. Bez wątpienia odgrywa on wielką rolę w psychice neurotyków.

Procesy wywołane wypartą wrogością prowadzą do uczucia lęku. W istocie rzeczy wyparcie wywołuje dokładnie' taki stan, jaki jest charakterystyczny dla lęku: poczucie bezbronności wobec czegoś, co odczuwane jest jako przytłaczające niebezpieczeństwo zagrażające z zewnątrz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mobilizujecie mnie bardzo do dyskusji:)Naprawde sie nie spodziewalam...Chyba jednak musze zmienic styl wypowiedzi,bo cos jestem nieprawidlowo interpretowana ciagle....

1.Nigdzie nie twierdze,ze lekarz ma zyc za pacjenta!!!!!!!!!!!ale chyba po to sie ktos zglasza do lekarza,ze juz nie moze sobie sam poradzic,przynajmniej tak mi sie wydaje....Psychoterapeuta nie ma mowic,jak ktos ma zyc,ale wskazywac na bledy w mysleniu,bledne nawyki,uczyc jak rozladywac lęk.Wiem sama po sobie,gdyz jako dziecko strasznie cierpialam,ciagle....teraz jak czytam posty to sobie przypominam,jak to ze mna bylo...i gdybym nie miala rodzica psychologa,ktory prostowal wszystkie moje irracjonalne mysli to bym niewytrzymala..teraz jak mnie nachodza daje sobie sama rade..I gdyby ow rodzic nie byl dla mnie autorytetem to moglby sobie gadac jak do sciany....Nie wiem czemu interpretujecie moje posty jako wywyzszenie psychoterapeuty pod niebiosa....ja twierdze tylko,ze powinien byc autorytetem dla nas w tej sprawie,w ktorej sie do niego zwracamy.Poczytajcie inne posty,w ktorych ludzie pisza,ze mieli fajnego terapeute i im pomogl.Nie widzialam jeszcze by ktos pisal,ze terapeuta byl nie fajny,ale pomogl;]Jasne,ze ten kto sobie sam umie pomoc,nigdzie nie musi chodzic.Co do smierci pana profesora to watpie czy mieli Borderline,bo tam raczej sa "samobojstwa" niedokonane(proby),okaleczenie ciala,majace na celu zwrocenie uwagi,zainteresowania na dana osobe itp.

2.Co do roznych szkol w psychologii i terapii....Obecnie probuje sie laczyc dorobek ich wszystkich.Ja podalam to jako przyklad,ze nie ma jednego rozwiazania i to dobrego.Przeciez trwaja spory w srodowiskach naukowych,ktora szkola lepsza,efektywniejsza.Probuje sie laczyc tez jedna z druga.Jedni o drugich ksiazki pisza,ze tamci sie myla.Miedzy krajami sa roznice np.w Polsce jest malo psychoanalitykow,w USA za to dominowali zawsze.Kursy psychoterapii organizuje osrodek zwiazany z dana szkola,Popatrzcie sobie na oferty szkolen w pismie psychologicznym "Charaktery" np.Polski Instytut psychoterapii Krotkoterminowej.....;Instytut Integralnej Psychoterapii Gestalt....;Polski Instytut Ericksonowski.....;Osrodek Terapii Psychoanalitycznej....;TO NIE JEST TO SAMO....kazde z nich ma swoje zalozenia...nie jest to jedna i ta sama terapia (miedzy powyzszymi sa podobienstwa np.Erickson tez byl psychoanalitykiem,ale mial inne zdanie niz Freud,ktory jest uwazany za tworce psychoanalizy)....Jak pisalam wspolczesnie probuje sie je laczyc,ale idealu nikt nie znalazl.

Bardzo dziekuje za pania Horney...czytam wlasnie jej ksiazke o nerwicy...choc ona rowniez z psychoanalizy sie wywodzi....wiec podchodze bardzo rozsadnie do niej.Jak przeczytam podziele sie wrazeniami;]

Blagam nie bierzcie mnie tak doslownie!!Nie twierdze,ze jestem najmadrzejsza,pisze co mysle i wiem z autopsji:]

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mobilizujecie mnie bardzo do dyskusji:)Naprawde sie nie spodziewalam...Chyba jednak musze zmienic styl wypowiedzi,bo cos jestem nieprawidlowo interpretowana ciagle....

1.Nigdzie nie twierdze,ze lekarz ma zyc za pacjenta!!!!!!!!!!!ale chyba po to sie ktos zglasza do lekarza,ze juz nie moze sobie sam poradzic,przynajmniej tak mi sie wydaje....Psychoterapeuta nie ma mowic,jak ktos ma zyc,ale wskazywac na bledy w mysleniu,bledne nawyki,uczyc jak rozladywac lęk.Wiem sama po sobie,gdyz jako dziecko strasznie cierpialam,ciagle....teraz jak czytam posty to sobie przypominam,jak to ze mna bylo...i gdybym nie miala rodzica psychologa,ktory prostowal wszystkie moje irracjonalne mysli to bym niewytrzymala..teraz jak mnie nachodza daje sobie sama rade..I gdyby ow rodzic nie byl dla mnie autorytetem to moglby sobie gadac jak do sciany....Nie wiem czemu interpretujecie moje posty jako wywyzszenie psychoterapeuty pod niebiosa....ja twierdze tylko,ze powinien byc autorytetem dla nas w tej sprawie,w ktorej sie do niego zwracamy.Poczytajcie inne posty,w ktorych ludzie pisza,ze mieli fajnego terapeute i im pomogl.Nie widzialam jeszcze by ktos pisal,ze terapeuta byl nie fajny,ale pomogl;]Jasne,ze ten kto sobie sam umie pomoc,nigdzie nie musi chodzic.Co do smierci pana profesora to watpie czy mieli Borderline,bo tam raczej sa "samobojstwa" niedokonane(proby),okaleczenie ciala,majace na celu zwrocenie uwagi,zainteresowania na dana osobe itp.

2.Co do roznych szkol w psychologii i terapii....Obecnie probuje sie laczyc dorobek ich wszystkich.Ja podalam to jako przyklad,ze nie ma jednego rozwiazania i to dobrego.Przeciez trwaja spory w srodowiskach naukowych,ktora szkola lepsza,efektywniejsza.Probuje sie laczyc tez jedna z druga.Jedni o drugich ksiazki pisza,ze tamci sie myla.Miedzy krajami sa roznice np.w Polsce jest malo psychoanalitykow,w USA za to dominowali zawsze.Kursy psychoterapii organizuje osrodek zwiazany z dana szkola,Popatrzcie sobie na oferty szkolen w pismie psychologicznym "Charaktery" np.Polski Instytut psychoterapii Krotkoterminowej.....;Instytut Integralnej Psychoterapii Gestalt....;Polski Instytut Ericksonowski.....;Osrodek Terapii Psychoanalitycznej....;TO NIE JEST TO SAMO....kazde z nich ma swoje zalozenia...nie jest to jedna i ta sama terapia (miedzy powyzszymi sa podobienstwa np.Erickson tez byl psychoanalitykiem,ale mial inne zdanie niz Freud,ktory jest uwazany za tworce psychoanalizy)....Jak pisalam wspolczesnie probuje sie je laczyc,ale idealu nikt nie znalazl.

Bardzo dziekuje za pania Horney...czytam wlasnie jej ksiazke o nerwicy...choc ona rowniez z psychoanalizy sie wywodzi....wiec podchodze bardzo rozsadnie do niej.Jak przeczytam podziele sie wrazeniami;]

Blagam nie bierzcie mnie tak doslownie!!Nie twierdze,ze jestem najmadrzejsza,pisze co mysle i wiem z autopsji:]

Pozdrawiam

 

Tylko logicznie myśląc - jeżeli ktoś mi się nie podoba, np. jeżeli psycholog, psychiatra, obojętnie jaki lekarz nie zrobił na mnie dobrego "wrażenia", to dlaczego mam wbrew sobie do niego chodzić po pomoc, jeżeli nie mam do niego zaufania? Więc po co ktoś chodził do psychoterapeuty, do którego nie miał zaufania i wydawał na to pieniądze przez np. 1/2 roku - tylko po to, by upewnić się, że ten ktoś na 100% nie potrafi mu pomóc? Przecież to doskonały przykład na zwalanie wszystkiego na "kogoś", czy na coś. Zmuszałem się, chodziłem, ale nie pomogło. To ja pytam dlaczego tam chodziłe/aś - chyba tylko, aby powiedzieć rodzinie na "odczep" się, że chodzę, bo logiki w tym żadnej nie ma. Sam/a powiedz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jesli chodzi o mnie to szybko zmieniam lekarza,ktory mi nie przypadnie do gustu....po 2 spotkaniach,a nie po latach......

Wsrod moich znajomych na psychologii jest ogrom ludzi,do ktorych bym nie poszla i zapewne jest tez ogrom ludzi,ktorzy by sie ze mna nie chcieli spotkac.......

Ogolnie twierdzi sie (zbadano ponoc),ze psychoterapia jest skuteczna....twierdzi sie tez,ze osoby z problemami dosc dobrze wyczuwaja terapeutow...Po co chodzic do lekarza,do ktorego sie nie ma zaufania...?..Mysle tez,ze skoro jest takie forum i ludzie wypisuja tez dobre rzeczy to warto zapytac do kogo sie udawali...Na pewno nie ma sensu wyrzucac pieniedzy w bloto...

Ja wiem,ze znalezienie dobrego psychologa rzecza latwa nie jest...znam kilku od ktorych lepiej trzymac sie z daleka,bo wiecej szkody niz pozytku ich klienci z tego maja...

Co do przerywania terapii....to ma ono miejsce glownie przez wlasnie niewlasciwy kontakt klienta z psychologiem....nawet sam psycholog winien ja wtedy przerwac....i najlepiej polecic innego specjaliste!!(tak powinno byc)Ale roznie to bywa.Na pewno jesli sie cierpi i chce podjac terapie nie powinno sie poddawac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a to ze sie nie rozumiecie bierze sie z tego, ze funkcja psychologa jest jak narazie ciągle źle odbierana. sama kiedy zaczęłam chodzić do psychologa to widziałam w nim osobę ktora (to przykład, tylko przykład!) powie mi czy lubie kolor różowy czy czerwony. a tak naprawdę to jest ktos kto ma za zadanie pomoc ci w tym, żebyś sam/a sobie to uswiadomiła. przecież zaden psychoterapeuta nie może być kimś kto będzie kierował zyciem pacjenta!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przejrzałam waszą dyskusję i może was pogodzę :)

Ja również studiowałam psychologię więc trochę się orientuję teoretycznie ale także chodzę na psychoterapię więc mam swoje zdanie tak jakby z obu stron. ;)

Zdecydowanie twierdzę, ze nic się nie da zrobić, zmienić w człowieku bez jego woli.Patrząc na problem z tej strony, faktycznie wszytsko, powodzenie całej "akcji" zależy od nas -nerwusów. Ale to, co moze zaoferować terapeuta to inny punkt widzenia na nasze życie i problemy. Miałam kiedyś taki sen - śniło mi się, ze jestem w jakimś wysokim budynku, na górnym piętrze i chcę zjechać windą na dół.Jednak ciągle z jakiegoś powodu innym sie udaje zlapać tę windę i nią kierować a mnie nie.W końcu odkrylam że z tylu są schody, ktrórymi można spokojnie zejść na dół.Wydaje mi się, ze nasze lęki są zamknięte w jakichś schematach myślowych, w które się wkałapućkaliśmy w wyniku trudności życiowych, być moze relacji w rodzinie (bo niewątpliwie to co się dzialo przez cale nasze życie ma wplyw na naszą psychikę) i trzeba znaleźć ukryte wyjście. W tym nam pomoże psycholog.

Co do kwestii uwielbienia czy uzależnienia od terapeuty i zwiazanego z tym przerzucania na niego naszych problemów to jest błąd w sztuce terapeuty.Nie powinien do tego dopuścić. Jednak nie wszyscy ludzie mają w sobie wolę walki i powracające przekonanie, ze mogą sobie poradzić.Wielu ludzi sądzi, że są tak slabi, ze nawet nie kiwną palcem. Nie wiem, mam za male doświadczenie, zeby powiedzieć czy wtedy są jakieś metody szczególnego wzbudzania motywacji i poczucia wewnętrznej koltroli u pacjenta czy po prostu to nie ta metoda terapii. Myślę, że każdy powinien dobrać sobie pasujacy nurt terapuetyczny; to też zależy od problemu. Wydaje mi się, ze w nerwicy i w ogóle schorzeniach psychicznych kwestia wiary w siebie i wlasne możliwości jest bardzo konfliktową sprawą - z jednej strony od pacjenta zależy leczenie i wyleczenie (dlatego tzreba mocno wierzyć, ze dasz radę) ale z drugiej strony jakoś trzeba uznać, ze sobie nie radzimy i pójść poprosić o pomoc. Ja sama doświadczam mocno takiego radykalnego przejścia ze stanu niemocy do euforii, ze udalo mi się coś pokonać.Na szczęście z czasem mi się to wyśrodkowuje; nie doświadczam już ani tak silnych lęków ani takiej euforii (tego ostatniego trochę szkoda ;) ).

pozdrawiam wszystkich serdecznie a w szczególności moją koleżankę po fachu ;)

Ania

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bardzo dziekuje za pozdrowienia.Szczerze powiem,ze spodziewalam sie ostrej krytyki;]]Jak najbardziej sie zgadzam z tym co napisalas.Sama wiesz najlepiej jakie w psychologii wszystko jest relatywne...i jaka jest wielosc pogladow na dana sprawe i dobry terapeuta musi cos z tego wyszukac dla indywidualnego przypadku..

Dyskusje na forum o terapeutach bardzo mnie martwia...napawaja pesymizmem....chociaz jest to tylko jedna strona sprawy...Jak zostane terapeuta bede znala druga;]

Powodzenia i pozdrawiam;]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podziwiam twój optymizm... ja się trochę boję być autorytetem dla innych jak sama borykam się z problemem...

ale mam kilka kwestii:

po pierwsze, dlaczego spodziewałaś się krytyki?

po drugie, możesz coś napisać ogólnie o swoim problemie?ciekawi mnie po prostu twoja historia jak i punkt widzenia psychologa ;)

po trzecie, wydaje mi się, ze to nie psycholog ma moc szukać wielu dróg ale sam pacjent.ostatecznie każdy ma jakeiś poglądy, a przyjęcie konkretnego paradygmatu przez terapuetę jest tak jakby określeniem się, jakie mam poglądy.z tego względu terapueta nie jest aż tak elastyczny w stosunku do każdego problemu, każdej osoby.to jest bardzo ludzkie,ale dobry psycholog powinien wtedy uznać swoją niewiedzę czy niemoc.

po czwarte, spotkalam się z wieloma pozytywami na temat psychologów więc nie upadaj na duchu ;)

pozdr.

Ania

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam do was pytanie... macie różne objawy ale zawsze możecie z tym pójść do lekarza i sprawdzić stan zdrowia.ja nie bardzo.panicznie boję się badań, dotrę jeszcze do lekarza ogólnego, okulisty czy dentysty ale np. igieł boje sie śmiertelnie.badanie krwi to jedno z podstawowych badań a ja nie mogę, po prostu nie mogę.boję się, ze zemdleję ale nawet nie to jest najgorsze, ja się boję tej calej paniki przedtem, zanim zemdleję.w związku z tym, jak mi coś zaczyna dolegać to zaczynam się bardzo bać o zdrowie.doszlam już do tego, ze brak mi zaufania do ludzi, nie pozwalam im sie do siebie zbliżyć tak generalnie w życiu i pracuje nad tym ale lekarz....to dla mnie na razie koszmar.Macie może jakieś doświadczenia w tym względzie albo pomysły dla mnie?

dla tych co boją się, ze zemdleją: jak ci slabo to rób przysiady.to uniemożliwa praktycznie zemdlenie bo krew sie pompuje do mózgu. Sprawdziłam nawet w trakcie prezentacji przed grupą ludzi - zrzucalam przedmioty i kucalam żeby je podnieść ;) w końcu lepiej być uznanym za niezdarę niż z niewiadowych powdów nagle rozpocząć ćwiczenia ;)

pozdrawiam

Ania

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do optymizmu to wyznaje slowa "niechaj zywi nie traca nadziei", autorytetem jestem jak na razie marnym,a przynajmniej korzystajacym z ksiazek w chwili obecnej....;]

Czemu krytyki...jak tylko ktos slyszy,ze ja prawie psycholog to czesto mnie krytykuje,ze powinnam sie tak czy tak zachowywac a zachowuje tak czy tak,to samo sie tyczy pogladow,srodowisk psychologow (a ze glupie i nic nie wiedza,a ze nie doradzaja tylko sluchaja itp.;]])....Ja przede wszystkim jestem soba,psychologiem sie staje dopiero;]

 

moja historia (przeklejam z „kim jestes): mam 22 lata,studiuje psychologie,dzieci jeszcze nie mam.Koszmarne leki trapily mnie w dziecinstwie...plakalam,nie spalam w nocy itp.ciagle majac wyrzuty sumienia z powodu roznych spraw,niektore byly dosc zabawne np.raz uroilam sobie,ze oddychajac kradne innym powietrze;]]O ile dobrze pamietam wszystko zaczelo sie w 3 klasie,kiedy na religii siostra kazala nam robic rachunki sumienia czesto (byly w katechizmie takie szczegolowe pytania) i mialam taka paranoje,ze moja bardzo wierzaca matka powiedziala mi nawet,ze jak nie chce to mam nie chodzic do Kosciola!!Mam matke psychologa,wiec dla mnie wstydem bylo ziwerzanie sie z tych glupot,jeszcze ona taka bardzo racjonalna kobieta jest...No,ale mowilam jej,a ona prostowala to moje myslenie.Potem leki przytrafialy sie rzadziej,gdyz jestem bardzo otwarta na swiat i nie lubie samotnosci,a bardzo sie innymi za to zajmowac....i po prostu nie bylo czasu myslec!Depresje mialam co miesiac,dopiero po pojsciu na studia zdystansowalam sie do swiata bardzo....strasznie duzo nieszczesc mialo miejsce przez te 3 lata....i wzmocnilam sie psychicznie bardzo przez to!Czasem sie przytrafiaja leki i nie raz chce mi sie ryczec z ich powodu,ale nie daje im sie i przechodza.Jak mowie najlepiej sobie znalezc inny punkt zainteresowania niz siebie....bo egocentryzm jest typowy dla nerwicy.Mnie to pomaga...w samotnosci wieksza szansa,ze lek wroci...teraz niedawno podczas sesji na studiach mnie dopadlo,gdyz siedzialam sama i zestresowana w pokoju,ale juz odzyskalam rownowage psychiczna;]

 

Co do szukania drog....to pacjent owszem powinien szukac,ale terapeuta jest po to by mu je wskazywac,polecac,pomoc znalezc odpowiednia...Uwazam,ze kazdy terapeuta powinien być pokorny i nie myslec,ze wszystkie rozumy pozjadal....

 

Pozdrawiam bardzo serdecznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u mnie jest odwrotnie,gdyz niestety od 13 roku zycia choruje przewlekle i tak mnie juz przebadali,ze kompletnie sie nie boje.Umiem robic zastrzyki,pobierac krew,przebijac uszy i wyrywac zeby...oczywiscie mleczne;]Czasami jak jakas pani pobiera mi za dlugo krew (w moim mniemaniu) i zaczyna mi sie krecic w glowie to nie wiem czemu chce mi sie smiac....podobnie mi sie zdarza u dentysty....;]Mam ataki leku (pozamedyczne sprawy),ale i smiechu;]Raz zemdlalam naprawde i nie pamietam momentu mdlenia (akurat to nie bylo przy pobieraniu krwi),ale zaden lek nie pozostal.Zreszta nawet gdybym mdlala to siostra pobierajaca przeciez mnie podniesie i ocuci.Nie ma sie czego obawiac!

Cwiczenia sa na wszystko dobre!

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja bardzo bałam się zastrzyków, panicznie. Przestałam jak podczas dochodzenia co to za choroba (czyli nerwica) robili mi setki badań, a krew pobieraną miałam średnio raz w tygodniu. Przestało mnie to ruszać. Polecam taki sposób. 100 % skuteczności :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej AnnaR

Ja też boje sie badań. Ostatnio byłam na eeg i musiałam się położyć i zamknąc oczy - to było straszne, bo zaraz dopadły mnie lęki i zaczęłam się strasznie skupiac na wszystkich dźwiękach dookoła. Oczywiście wiem, że nikt by mi tam nic nie zrobił, nie zabił, nie zgwałcił, nie upuścił krwi :lol::mrgreen: ale lęk jest tak silny, że niemalże jakiś zwierzęcy

Ale jakoś to przetrzymałam :roll::shock:

Jedyne co mi przychodzi do głowy to to, żeby po prostu sie zmuszać i chodzić do lekarzy jeśli badania są potrzebne, unikanie ich nic nie da. Zauważyłąm po sobie, że jakl częściej się zmuszam póxniej jest mi dużo łatwiej niż jak robię uniki

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzięki za komentarze.Ja nie unikam lekarzy, tyle jeszcze zdrowego rozsądku mi zostało ;) ale zawsze sie muszę zbierać dlugo z decyzją a tego dnia to po prostu koszmar.chudnę z kilogram (niestety potem odzyskuję ;) ) w jeden dzień ze stresu.odpukać na razie nie mialam powaznych chorób; moze min. dlatego tak się boję, ze w końcu mnie coś dopadnie i będę musiala stawić temu czolo.na igly to jestem po prostu uwarunkowana-kiedyś mialam zwiazane z tym nieciekawe przeżycia (nie tyle z iglą co z chorą osobą) i nawet stawianie sobie strzykawek na biurko mi nie pomoglo żeby się trochę przyzwyczaić ;) zadowolą mnie nawet pozornie absurdalne rady i pomysly ;) jak sobie z tym poradzić. pozdrawiam serdecznie.Ania

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio byłam na eeg i musiałam się położyć i zamknąc oczy - to było straszne, bo zaraz dopadły mnie lęki i zaczęłam się strasznie skupiac na wszystkich dźwiękach dookoła

 

 

mialam podobne odczucia...to bylo najgorsze pare minut w moim zyciu... czulam sie potwornie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich. Pisalem wczesniej na tym forum jakie mam objawy. Ogólnie to nic mi sie nie chcialo bylem apatyczny to tak z krutsza. Bylem u Psychiatry i powiedzial mi ze mam nerwice natrectw ze stanami lekowymi ktore przeradzaja sie w stany depresyjne. Lekarz przepisal mi anafranil 75mg. Kazal brac jedna tabletke dziennie. Po wizycie u niego czulem sie bardzo dobrze i postanowilem nie brac tych tabletek. Teraz jednak po tygodniu dobrego samopoczucia czuje ze znowu cos sie zaczyna dziac. Pomozcie mi bo nie wiem co robic mam brac te leki czy jednak nie. Warte zauwazenia jest to ze nie mam zadnych ostrych lekow ani napadow paniki. Jednakze wiem ze w depresji tak jest ze czasami ma sie dobre dni a czasami zle i wlasnie nie wiem czy brac te leki czy jeszcze czekac. Moze to jest złudne uczucie ze sie dobrze czuje a tak naprawde za kilka dni powrócą do mnie te dolegliwosci co mialem. Pomozcie mi .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj ! Myślę że nikt Ci nie pomoze bo decyzję czy brać leki musisz podjąć sam ... tak mi się wydaje. Jesli zdecydujesz sie brać leki to pamiętaj że one nie sa cudownym środkiem na pozbycie się wszelkich dolegliwości. Do leków przydała by się również psychoterapia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Eva ma rację, musisz sam zdecydować, ale pamiętaj, że leki Cię nie wyleczą z nerwicy, najwyżej pomogą z nią żyć. Jeśli jest Ci ciężko, leki mogą być dobrym rozwiązaniem, ale na jakiś czas, jednak polecałabym psychoterapię, ktora nauczy Cię walczyć z lękami w inny sposób i będziesz mógł odstawić leki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coz...Kiedys bylo inaczej a dzis po kilku miesiacach leczenia u psychiatry zarowno na kase jak i prywatnego stwierdzam jednoznacznie: tylko prywatny!Oto zestawienie:

 

PSYCHIATRA PRYWATNY PSYCHIATRA W PRZYCHODNI

 

-zawsze dokladnie wyslucha -wizyta trwa krotko,bo inni czekaja...

 

-jasna diagnoza i oswiadczenie -sam nie wie co mi jest,pyta,zleca testy

o moim stanie zdrowia napisane

dla mnie na kartce (tu:zabu

rzenia lekowe z napadami paniki) -przepisala darmowy lek na psychozy!

 

-przepisuje leki nowej generacji -mamrocze cos pod nosem i sam notuje

(seroxat,effectin) -burczy i krzywi sie na moje gadanie

 

-mowi mi o wszystkim,wyjasnia, -upycha nerwicowcow w grupy

pokazuje ulotki i ksiazki -po wizycie u niego niepokoje sie

 

-usmiecha sie i jest mily -nie placisz,nie dostajesz nadziei

 

-proponuje terapie indywidualna bo wie,

ze kazdy czlowiek jest inny

 

-po wizycie u niego spie spokojnie

i mam mniej natretnych mysli

 

-minus: wizyta platna ale moze warto..?

 

Sorry,ale ja juz wybralam: tylko prywatny lekarz wyprowadza mnie na prosta.Panstwowo czuje sie jak dobity pies,ktory meczy sie sam ze soba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm.. :roll: Więc ja Cię zaskoczę. Wszystko to o czym napisałaś doświadczyłam właśnie u lekarza - bezpłatnie :).. Najpierw za wizyty płaciła Kasa Chorych a potem Narodowy Fundusz Zdrowia.

 

Jedyny minus - czekanie przed gabinetem czasem nawet godzinke. Lekarz kliniczny (mający obowiązki w szpitalu oraz ogonek ze studentów) nie jest w stanie umówić się dokładnie na wyznaczoną godzinę. W sumie nie przeszkadzało mi to jakoś specjalnie. Ważne było doświadczenie lekarza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×