Skocz do zawartości
Nerwica.com
Ten temat

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Wiecie...

W przeciągu ostatnich miesięcy było u mnie raz lepiej, raz gorzej. Czasem nawet zdawało mi się, że zwalczyłam samotnosc. Ale jak mówię - zdawało mi się.

Nieważne jak bardzo się zaangażuję, kończę jakby z tą samą sceną - samotnym, pustym weekendem, zalana łzami i z chęcią pochlastania się.

Nie rozumiem czym sobie zasłużyłam na taką samotnosc. Co takiego robię źle, że zawsze kończę sama. Chyba nigdy się nie dowiem.

Najwidoczniej jestem jakims wybrakowanym egzemplarzem człowieka. Ale nie umiem, po prostu nie umiem się z tym pogodzić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Abbey, ja mam tak samo. Dopóki cały tydzień pracuję - widuję się z ludźmi. Marzę wtedy o weekendzie. Kiedy nadchodzi weekend, dociera do mnie, że tak naprawdę jestem sam. Nikt z przyjaciół mnie nie odwiedza. Na większość imprez nikt mnie nie zaprasza, a dowiaduję się o nich później z rozmów między moimi znajomymi. Czuję wtedy przeszywający ból, który niczym lodowaty szpikulec, rozcina serce na pół i przebija się do mózgu. Pieprzona samotność. Owszem, jestem wybrakowanym człowiekiem, nieprzystosowanym społecznie, ale "przyjaciele" są od tego by pomóc człowiekowi kiedy jest taka potrzeba. Łatwiej jest jednak wypiąć d...ę na przyjaciela, udawać że jest ważny, a tak naprawdę wykorzystywać go kiedy jest potrzebny. Czasem zaprasza się takiego nieprzystosowanego społecznie inwalidę na jakąś posiadówę przy kawie, albo jakiegoś grilla raz do roku, żeby stwarzać pozory przyjaźni, a kiedy jest potrzebny, wzywa się go do naprawy komputera, tak jak mnie dzisiaj. Społeczny inwalida, zgadza się bo i tak nie ma lepszego wyboru. Siedzieć samotnie w domu, czy zostać wyfrajerowanym do naprawy laptopa za darmo? Wybór jest prosty - pakujesz się i jedziesz odwalić robotę za darmo, a przy tym posiedzisz przynajmniej w towarzystwie innych ludzi. Najgorsze są długie weekendy, urlopy, kiedy inni zbierają się w paczkę i jadą gdzieś razem na jakiś biwak, koncert, czy cokolwiek, a ty zostajesz wśród czterech ścian i nie masz do kogo pogadać. Siedzisz i gapisz się w ścianę tępym wzrokiem. Myślisz sobie: "zrobiłbym coś, może jakieś pranie, sprzątanie, poczytałbym książkę", ale te paraliżujące uczucie samotności nie pozwala ci oderwać wzroku od ściany. Tak mijają godziny. Zaglądam na fejsa, patrzę, nikt do mnie nie napisał, mimo że wielu ludzi jest online. Gadają między sobą, pomijając mnie całkowicie. Później zaglądam na nerwicę i tutaj też 0 wiadomości. Następnie znowu fejs i tak w kółko przez kilka godzin. Kiedy wybija północ, zdaję sobie sprawę że trzeba iść spać bo rano muszę wstać do pracy. Wtedy odechciewa mi się żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Victorius17 napisał(a):
Abbey, ja mam tak samo. Dopóki cały tydzień pracuję - widuję się z ludźmi. Marzę wtedy o weekendzie. Kiedy nadchodzi weekend, dociera do mnie, że tak naprawdę jestem sam. Nikt z przyjaciół mnie nie odwiedza. Na większość imprez nikt mnie nie zaprasza, a dowiaduję się o nich później z rozmów między moimi znajomymi. Czuję wtedy przeszywający ból, który niczym lodowaty szpikulec, rozcina serce na pół i przebija się do mózgu. Pieprzona samotność. Owszem, jestem wybrakowanym człowiekiem, nieprzystosowanym społecznie, ale "przyjaciele" są od tego by pomóc człowiekowi kiedy jest taka potrzeba. Łatwiej jest jednak wypiąć d...ę na przyjaciela, udawać że jest ważny, a tak naprawdę wykorzystywać go kiedy jest potrzebny. Czasem zaprasza się takiego nieprzystosowanego społecznie inwalidę na jakąś posiadówę przy kawie, albo jakiegoś grilla raz do roku, żeby stwarzać pozory przyjaźni, a kiedy jest potrzebny, wzywa się go do naprawy komputera, tak jak mnie dzisiaj. Społeczny inwalida, zgadza się bo i tak nie ma lepszego wyboru. Siedzieć samotnie w domu, czy zostać wyfrajerowanym do naprawy laptopa za darmo? Wybór jest prosty - pakujesz się i jedziesz odwalić robotę za darmo, a przy tym posiedzisz przynajmniej w towarzystwie innych ludzi. Najgorsze są długie weekendy, urlopy, kiedy inni zbierają się w paczkę i jadą gdzieś razem na jakiś biwak, koncert, czy cokolwiek, a ty zostajesz wśród czterech ścian i nie masz do kogo pogadać. Siedzisz i gapisz się w ścianę tępym wzrokiem. Myślisz sobie: "zrobiłbym coś, może jakieś pranie, sprzątanie, poczytałbym książkę", ale te paraliżujące uczucie samotności nie pozwala ci oderwać wzroku od ściany. Tak mijają godziny. Zaglądam na fejsa, patrzę, nikt do mnie nie napisał, mimo że wielu ludzi jest online. Gadają między sobą, pomijając mnie całkowicie. Później zaglądam na nerwicę i tutaj też 0 wiadomości. Następnie znowu fejs i tak w kółko przez kilka godzin. Kiedy wybija północ, zdaję sobie sprawę że trzeba iść spać bo rano muszę wstać do pracy. Wtedy odechciewa mi się żyć.

 

 

Z jakiej jesteś części Polski??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość SmutnaTęcza

Napisałam pod jakimś innym tematem, że rozmawiam najwyżej z chłopakiem, mamą i paroma znajomymi ze studiów. Zawsze tak było, a jak nie miałam chłopaka, to jeszcze gorzej. Jednak dobrze byłoby mieć jakąś przyjaciółkę, nie mogę polegać tylko na towarzystwie chłopaka, z którym widuję się nie tak często jak "normalne" pary.

Nigdy nie wiem o żadnych imprezach, nikt mnie nigdy nie zaprasza. Zresztą może bym i mogła wprosić się na jakieś studenckie grupowe "integracje", ale mieszkam poza miastem, w którym się uczę (kilkadziesiąt kilometrów) i nie miałabym nawet jak wrócić do domu. Wszystkie inne fajne eventy tak samo. Mogłabym fajnie spędzać czas,może ze znajomymi ze studiów "wpraszając się", a może kogoś poznać. Ale wszystko dzieje się w dużych miastach. :(

Jedyna impreza, na jakiej byłam, to urodziny znajomej, bodajże w 2 klasie gimnazjum. Nawet nieźle się tam czułam, ale potem już nikt mnie nigdy nie zaprosił.

Koleżanki też zawsze były miłe tylko wtedy, gdy czegoś chciały - spisać zadanie domowe albo lekcje po chorobie. Jak w ostatniej klasie gimnazjum zaczęłam lepiej sobie radzić z siatkówką, to nagle wszyscy chcieli mnie mieć w swojej drużynie. Wcześniej zawsze "wybierano" mnie na końcu - w cudzysłowie, bo nikt mnie nie wybierał, skoro zostałam ostatnia. Bo przecież wg nich powinno być oczywiste, do której grupy trafiłam. Ale ja chciałam usłyszeć swoje imię, jak cała reszta: "Tęczo, no to ty jesteś z nami".

W sąsiedztwie mieszka jeden chłopak, którego rodzina nie lubi mojej, no i niestety jego mamusia nauczyła go też nienawiści do mnie. Na nieszczęście trafilismy do jednej klasy w gimnazjum. Oczywiście nagadał na mnie wszystkim. Miałam tylko małą grupkę znajomych, podobnych wyrzutków, czyli osób nie dość dobrych, fajnych, śmiałych, ładnych, popularnych i bogatych.

Potem do liceum trafiłam do klasy z jedną dziewczyną z klasy gimnazjalnej, która trzymała się z paczką tamtego chłopaka. Oczywiście też musiała innym o mnie nagadać, bo tamten ją przekabacił. Bo niby skąd by wiedział, jaką miałam w liceum średnią, skoro nie utrzymuję z nim kontaktów, a on nie znał nikogo innego z mojej klasy?

Na studia trafiłam z jeszcze inną dziewczyną z liceum, która z kolei tu coś nagadała, nigdy mnie nie lubiła i pewnie tamta coś jej powiedziała.

Dziś nikt nawet nie złoży życzeń urodzinowych. Bo tak trudno nawet skopiować tysięczny raz głupie "100 lat". Jedni udają na ulicy, że nie znają, jedna znajoma z gimnazjum nie chce nawet utrzymywać kontaktu wirtualnego, choć nigdy jej złego słowa nie powiedziałam, więc nie ma o co się gniewać. Lubiłam ją. Pewnie ten chłopak i jej coś nagadał, że może np., że się z niej śmiałam, bo jest trochę niepełnosprawna.

Powinnam się już dawno przyzwyczaić, że jestem zawsze wszędzie pomijana i olewana. W realu, tu na forum, wszędzie. Zawsze tylko ktoś gorszy, brzydszy, nieśmiały czyli nieciekawy. Zwykłe popychadło. Nigdy nie byłam dla nikogo wystarczająco dobrą znajomą. Nikt nigdy nawet nie spytał, dlaczego jestem smutna i czy można mi jakoś poprawić humor. A wystarczyłoby tak niewiele...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

milena.ana, jestem z Podlasia :)

 

LUDZIE! JEST TERAZ COŚ WAŻNIEJSZEGO NIŻ NASZA SAMOTNOŚĆ! JEST CEL! KUKIZ MA 20% POPARCIA! JEST DUCH W NARODZIE :) ! NARÓD NIE UMARŁ :) ! JAK BARDZO SIĘ CIESZĘ :) ! LUDZIE ZACZĘLI SIĘ BUDZIĆ :) . PIEPRZYĆ SAMOTNOŚĆ! JEST POLSKA DO ODZYSKANIA :) !

 

JESZCZE POLSKA NIE ZGINĘŁA! :) :) :)

[videoyoutube=AJsWz9SlpfA][/videoyoutube]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Cytat
JESZCZE POLSKA NIE ZGINĘŁA! :) :) :)

Owszem,ona powoli i boleśnie dogorewa wpjerdalana przez gangrene i 3 różne nowotwory :pirate:

 

a co do tematu - zamiłowanie do egoizmu,mam wyjebanizmu na innych i izolatki - wzrasta,choć powód do "dumy" to żaden,ale niepokoju też równocześnie nie odczuwam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arhol, do wczoraj myślałem podobnie jak Ty, ale dzisiaj widzę, że ten naród ma jeszcze nadzieję na powstanie z kolan :) . Radochę mam wielką, ale dobra już nie spamuję :) .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  MalaMi1001 napisał(a):
Oj długo. Przede wszystkim bardzo długo nienawidziłam siebie i to się odbijało na moich wszelakich relacjach. Między innymi dlatego nie mam teraz znajomych ani przyjaciół. No i przede wszystkim panicznie potrzebowałam mieć wokół siebie ludzi, dużo ludzi, i to ludzi, którzy mnie musieli koniecznie lubić i akceptować, bo inaczej biczowałam samą siebie nienawidząc się jeszcze bardziej. No i oczywiście rezygnowałam z całego mnóstwa rzeczy i części siebie żeby tylko ci ludzie chcieli ze mną przebywać i mnie akceptowali. Dzisiaj się z tego śmieje, ale taką drogę musiałam przejść, żeby mieć gdzieś, że mnie ktoś nie akceptuje. Nikt mnie nie musi lubić, ważne, że ja lubię siebie. Progressive, terapia. Tylko to może Ci pomóc zrozumieć i polubić siebie :)

Hej, bardzo madrze mowisz. Popieram Ciebie w 100%, tez to zrozumialem, tylko szkoda ze po czasie. pzdr, milego dnia Wam zycze !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Victorius17 napisał(a):
Arhol, do wczoraj myślałem podobnie jak Ty, ale dzisiaj widzę, że ten naród ma jeszcze nadzieję na powstanie z kolan :) . Radochę mam wielką, ale dobra już nie spamuję :) .

 

oj, do tego daleko, sukces Kukiza na razie nie ma wielkiego znaczenia,

w wyborach samorządowych musi jeszcze wygrać lub chociaż ugrać 2-3 miesjce, a to będzie 100x trudniejsze

niż w wyborach prezydenckich.

 

ja tam nie wierzę, że w tym kraju może się coś zmienić, Kukiza prędzej czy później ktoś omami i zepchnie z polityki,

sam Kukiz nic nie zmieni, może jak będzie coś wspólnie kombinował z Korwinem i resztą prawicy, to jest cień szansy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Codziennie czuję się samotny, poprostu to samotność robi ze mnie dziwaka, najgorsze jest to, że nie mogę tego zmienić. Odpadają mnie chwile w których czuję się tak źle że niesamowicie pragnę się komuś wyżalić, ale nie mam komu, przed żoną jak coś powiem to od razu wlepia, mi że ubolewam nad sobą. I to mnie w ludziach irytuje, ten brak zrozumienia, a nawet więcej, brak chęci do zrozumienia, albo z premedytacją jeden, czy drugi będzie pieprzył, weź się w garść, nie bądź taki miękki, takie coś mnie od razu rozwala i odchodzę. Wydaje mi się że już nigdy nie będzie inaczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kazimierz61, ja mam podobnie. Nikogo nie interesuje to co przeżywasz. Każdy ma to głęboko w d...pie. Ludzi interesuje jedynie ich własne szczęście i ich własny żołądek. Pamiętasz przypowieść o długich łyżkach? Każdy dba tylko o siebie. Nienawidzę takich ludzi. Każdy szczęśliwy ma innych gdzieś, a kiedy jego dotknie nieszczęście to leci z płaczem właśnie do Ciebie. Mam takiego kumpla który tak robił. W tej chwili odpłacam się jemu tym samym i nie słucham jego ględzenia jak bardzo jest mu źle.

 

To że musisz się wziąć w garść to niestety przykra prawda, bo nie możesz liczyć na bandę egoistów, którzy śmią się nazywać twoimi przyjaciółmi. Może to niewielka pociecha, ale pamiętajcie ludzie, że macie forum. Wspierajmy się, bo tak naprawdę nie mamy nikogo oprócz siebie. Wszyscy rozumiemy czym jest samotność. Miejmy więc zrozumienie dla innych, którzy potrzebują wsparcia. Jeśli my nie będziemy się wspierać to nikt nas nie wesprze. Dlatego kazimierz61, dawaj co Ci leży na wątrobie. Możesz pisać tutaj, lub na priv. Postaram się odpowiedzieć każdej osobie która do mnie napisze, jeśli tylko będę miał czas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Victorius17, Dzięki za wsparcie, takie podejście jest bardzo cenne i potrzebne, sądzę że wszystkim forumowiczom. Ja też bym chciał tak umieć, ale narazie nie potrafię, puki co to mam problem z napisaniem kilku słów o sobie, ale staram się może później będzie lepiej i bardziej będę się włączał do dyskusji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kazimierz61, spośród wszystkich pytań jakie zostały zadane na tym świecie, najważniejsze jest pytanie - dlaczego? I tak robię często analizę moich problemów, zadając sobie to pytanie. Jednocześnie staram się wczuć w rolę obserwatora, tak by moje subiektywne, neurotyczne myśli nie wpłynęły na obraz analizy. Dlaczego jestem sam? Dlaczego nie potrafię nawiązać nowych znajomości? Dlaczego? Problem jest w Tobie - to brutalna prawda. Do Ciebie należy wybór, czy zostawisz ten problem bez rozwiązania, czy też powoli przeanalizujesz swoje dotychczasowe życie i wydarzenia, które mogły wpłynąć na twoją psychikę. Od Ciebie zależy czy oddasz się wszechogarniającej rozpaczy, czy też poszukasz jakiegoś terapeuty, pokonasz wstyd i powiesz mu o swoich przykrych doświadczeniach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  koszykova napisał(a):
kazimierz61, to jest chyba ten moment kiedy lepiej by było gdyby tych "bliskich" nie bylo. Jak są to łudzimy się że nas pociesza, czy wespra. To jeszcze gorsze

Tak jest, lepiej nie mieć tej nadziei. Ja raczej nie mam bliskich, z rodziną to wiem jak jest, ale ostatnio zdarzało mi się poznać kogoś, mieć nadzieję, że się spotkamy i że będę miała z kim pogadać. A potem... nagle cisza...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No cóż, byłam gotowa przed kimś się otworzyć, szczerze porozmawiać, potrzebowałam tego bardzo... Niestety ta osoba nagle przestała się odzywać do mnie. Nie wiem czemu, nie znam przyczyny i to jest najgorsze. Czuję się winna, bo może poczuł się obarczony moimi problemami...

Potem "pojawił się" kolejny człowiek poznany jakiś czas temu, ale pierwszy raz spotkaliśmy się sam na sam. Nie zwierzałam mu się - wiadomo, za mało się znamy... ale szczerze mówiąc mam ogromną potrzebę wyżalenia się komuś. Jakieś kilka dni po tym spotkaniu czułam się fatalnie i na sms z pytaniem o samopoczucie nie potrafiłam odpowiedzieć nieszczerze i chyba trochę za dużo się ze mnie "wylało". Znowu boję się, że przestraszyłam kogoś, kto chciał mi pomóc...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Cytat
zostaniesz olana bo "każdy" myśli tylko o sobie, interesuje się Tobą, gdy ma taką potrzebę, rozmowy z kimś, towarzystwa, a potem znika.

 

a może to ja jestem taka, że po prostu kogoś potrzebuję? a co dałabym od siebie? :( nie wiem, nie przyjaźniłam się nigdy z nikim. Nie wiem czy potrafiłabym komuś pomóc, ale czuję, że nie zostawiłabym kogoś, kto czuje się źle/smutno/samotnie, starałabym się chociaż dobrym słowem wesprzeć i spotakać z takim człowiekiem, jeśli tylko będzie możliwość - nawet gdybym miała jechać do innego miasta.

 

Tak, może dobrze że to był dopiero początek, ale czułam, że możemy się zaprzyjaźnić. Miałam nadzieję... sama już nie wiem na co...

 

Wciąż mam ochotę napisać kolejnego żałosnego smsa z błaganiem o odpowiedź.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słuchajcie. Nasze problemy możemy rozwiązać tylko my sami. Wiem dokładnie co czujecie, bo sam często czuję to samo. Ten przeklęty paraliżujący ból. Siedzisz i gapisz się w ścianę, bo nie masz siły zrobić czegokolwiek. Musimy jednak zrozumieć, że problem jest w nas samych. Trzeba się do niego przekopać przez swoje myśli, odnaleźć i zapanować nad nim. Trzeba wyjść z siebie i stanąć obok siebie, tak by negatywne emocje nie przeszkadzały w zrozumieniu problemu. Przeanalizować problem na trzeźwo, bez emocji. Możemy być normalnymi ludźmi, tak jak ci którzy mają masę przyjaciół. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Victorius17 napisał(a):
Słuchajcie. Nasze problemy możemy rozwiązać tylko my sami. Wiem dokładnie co czujecie, bo sam często czuję to samo. Ten przeklęty paraliżujący ból. Siedzisz i gapisz się w ścianę, bo nie masz siły zrobić czegokolwiek. Musimy jednak zrozumieć, że problem jest w nas samych. Trzeba się do niego przekopać przez swoje myśli, odnaleźć i zapanować nad nim. Trzeba wyjść z siebie i stanąć obok siebie, tak by negatywne emocje nie przeszkadzały w zrozumieniu problemu. Przeanalizować problem na trzeźwo, bez emocji. Możemy być normalnymi ludźmi, tak jak ci którzy mają masę przyjaciół. :)

 

Serio? Ja rozwiązuje swoje problemy od lat i jakoś mi to nie idzie. Wiem że problem leży we mnie ale ta świadomość mi nie wystarcza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

szrama, rozumiem Cię doskonale. Swoją wypowiedzią sam jednak udowodniłeś że problem leży w Tobie. Nie jest to dobre, ani złe. Taki po prostu jest fakt.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×