Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

kazimierz61, powiedz mi tylko dlaczego my, ludzie samotni, zawsze występujemy przed światem w roli ofiary? Czy może być inaczej? Wyobrażasz sobie inny układ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kazimierz61, powiedz mi tylko dlaczego my, ludzie samotni, zawsze występujemy przed światem w roli ofiary? Czy może być inaczej? Wyobrażasz sobie inny układ?

Można,zawsze można pozostać tyranem i katem : D!

Ale nie o to kaman jak mniemam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja wyobrażam sobie układ że współczesne realia niejako nasuwają człowiekowi bycie singlem dla jednych to wada a dla innych zaleta z tym że dla innych bywa się albo ,,oblechem" albo osobą nieudolną która wywija się tym że woli być sama. W każdym razie wybieranie samotności jeśli nie na całe życie to na długi okres czasu jest dzisiaj normalne. Co prawda ja jestem jedynym takim w całej rodzinie ale ze względu na finanse i status socjalny oraz uraz po 5 nieudanych zmianach statusu z rzędu ale rodzinka uważa to za dobrą decyzję z mojej strony :). Na zasadzie nie zaczynaj tego czego nie będziesz w stanie skończyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ty nie możesz się odezwać do przyjaciół?

Odezwałam się, wszytko u nich w porządku na razie.

 

bo widzisz... my ludzie samotni musimy sami sobie stwarzać okazje do poznania innych ludzi.

 

Poznaje nowych ludzi, ale to są tylko znajomi, mnie chodzi o prawdziwe głębokie relacje, nie koniecznie miłość ale chociażby tylko przyjaźń. Myślałam, że mam przyjaciółkę, starałam się być dobrą przyjaciółką, ale kiedy to u mnie pojawiły się problemy okazało się, że tylko ja byłam tą przyjaciółką, a ona skorzystała na mojej naiwności.

 

Po prostu to rób. Gadaj z ludźmi. Z kasjerką w sklepie, z facetem który sprząta pod blokiem, z listonoszem, z laską która wychodzi na spacer z psem, z ludźmi którzy wychodzą by pobiegać, z kimkolwiek. Wyrób sobie nawyk podejmowania rozmowy.

 

O czym ja mam z ludźmi gadać, o pogodzie, a potem narzekają na politykę, na religię, na młodzież. Chciałabym, żeby się znalazł ktoś komu powiem co czuje, co mnie boli, chce mieć kogo się poradzić w osobistych sprawach, naprawdę nie wierzę w to, że kasjerkę w sklepie to coś obchodzi, a poza tym jak się kasjerka dowie to cała wieś za godzinę będzie wiedzieć.

 

520m.n.p.m., Doskonale Cię rozumię i przyznaję rację, mam już trochę lat i wiele razy spotkałem ludzi takiego pokroju, i jeszcze czekają aż ci się noga podwinie, żeby móc Cię wyśmiać przed tobą i przed innymi. Tacy ludzie karmią się obłudą i arogancją, są w siódmym niebie, kiedy mogą kogoś obgadać i wyśmiać.

:(

 

Wiem, że moja samotność to mój problem, moja wina, jestem nieudacznikiem. który nie umie nawiązać relacji z ludźmi, chociaż z drugiej strony nikt mnie tego nie nauczył, nauczyli mnie nie ufać, nie mówić, nie odczuwać- proste i jasne. to się już nigdy nie zmieni :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że moja samotność to mój problem, moja wina, jestem nieudacznikiem. który nie umie nawiązać relacji z ludźmi, chociaż z drugiej strony nikt mnie tego nie nauczył, nauczyli mnie nie ufać, nie mówić, nie odczuwać- proste i jasne. to się już nigdy nie zmieni :(

 

Dokładnie to samo mogę napisać o sobie... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kazimierz61, powiedz mi tylko dlaczego my, ludzie samotni, zawsze występujemy przed światem w roli ofiary? Czy może być inaczej? Wyobrażasz sobie inny układ?

Można,zawsze można pozostać tyranem i katem : D!

Ale nie o to kaman jak mniemam

Chciałem, aby każdy sam zastanowił się nad tym pytaniem. Moim zdaniem jest to bardzo ważne pytanie dla osób samotnych. Każdy tutaj "płacze", że nie ma komu wyżalić się ze swojego życia. Spójrzcie na tych towarzyskich ludzi. Oni nikomu z niczego się nie żalą. Nie muszą. Idą przez życie odważnie i zuchwale. Biorą sobie to co chcą wziąć. Stawiają sobie cele i je osiągają. Nasz problem jest taki, że to my sami stwarzamy sobie problemy. Gdyby tak w jednej chwili odrzucić całe negatywne myślenie, zresetować umysł i zacząć działać, wszystkie nasze problemy przestałyby istnieć. Nie zniknęłyby sprawy związane z realnym życiem, jak np. komornik na karku, brak pracy, itd. Zniknęłyby za to problemy emocjonalne, które nas paraliżują i blokują możliwość działania. Nigdy nie poznasz nowych przyjaciół, jeśli będziesz zaprzątać sobie głowę starymi pseudoprzyjaciółmi. Olej to wszystko i po prostu zacznij działać. Kto się nie rozwija ten umiera, a skupianie się nad tym co było wczoraj to właśnie brak rozwoju. Trzeba myśleć nad tym co jest dzisiaj, w tej chwili. Pomyśl co realnie możesz zrobić, by poznać nową osobę i jak rozwinąć relację.

 

520m.n.p.m., Tu nie chodzi o to by z kasjerką rozmawiać o problemach. Tu chodzi o trening konwersacji. Z czasem wejdziesz na taki poziom w relacjach towarzyskich, że nie będzie już starych problemów o których chciałaś się komukolwiek wyżalić. Ludzie lubią ludzi uśmiechniętych i radosnych. Stań się taka. Nie od razu. Musisz ćwiczyć. Umiejętności towarzyskie też się ćwiczy. Nie bój się niepowodzeń. Nikt nie jest idealny i każdy popełnia błędy. Jesteśmy tylko ludźmi. Jeśli ktoś nie chce z Tobą gadać to trudno - olej tę osobę i idź dalej :) .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja czuję się bardzo samotna w małżeństwie... Nie znoszę, kiedy mój mąż w łóżku leży odwrócony plecami do mnie... Nie czuję bezpieczeństwa, ani emocjonalnego, ani finansowego. To wszystko sprawia, że nie mam ochoty na bliskość, a on nie stara się przebić muru mojej obojętności... Już mnie nawet nie dotyka... I nie potrafimy o tym porozmawiać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba dlatego, że w takich sytuacjach to ja mówię, a on słucha, przyznaje mi rację, obiecuje więcej uwagi, a potem zwyczajnie zapomina... Odbyliśmy takie rozmowy, czy moje monologi już w przeszłości, nic z tego nie wyniknęło. Chyba nie mam już siły, by znowu to przerabiać, robić sobie nadzieję, że będzie lepiej, a potem się zawieść... Kocham męża i nie wyobrażam sobie życia bez niego... Może zbyt wiele oczekuję...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

boża krówka, nie rozumiem pojęcia "bezpieczeństwo finansowe". Nie wiem czy jesteś wierząca, ale zakładam, że tak. Oto dwa cytaty, które już teraz rozwiązują twój problem bezpieczeństwa finansowego. Tak więc możesz się skupić na sferze emocjonalnej waszego związku.

 

13 Wtedy ktoś z tłumu rzekł do Niego: «Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem». 14 Lecz On mu odpowiedział: «Człowieku, któż Mię ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami?»

15 Powiedział też do nich: «Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa [we wszystko], życie jego nie jest zależne od jego mienia».

16 I opowiedział im przypowieść: «Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. 17 I rozważał sam w sobie: Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów. 18 I rzekł: Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. 19 I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj! 20 Lecz Bóg rzekł do niego: "Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?" 21 Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem».

22 Potem rzekł do swoich uczniów: «Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało, czym macie się przyodziać. 23 życie bowiem więcej znaczy niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie. 24 Przypatrzcie się krukom: nie sieją ani żną; nie mają piwnic ani spichlerzy, a Bóg je żywi. O ileż ważniejsi jesteście wy niż ptaki! 25 Któż z was przy całej swej trosce może choćby chwilę dołożyć do wieku swego życia? 26 Jeśli więc nawet drobnej rzeczy [uczynić] nie możecie, to czemu zbytnio troszczycie się o inne? 27 Przypatrzcie się liliom, jak rosną: nie pracują i nie przędą. A powiadam wam: Nawet Salomon w całym swym przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. 28 Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, o ileż bardziej was, małej wiary! 29 I wy zatem nie pytajcie, co będziecie jedli i co będziecie pili, i nie bądźcie o to niespokojni! 30 O to wszystko bowiem zabiegają narody świata, lecz Ojciec wasz wie, że tego potrzebujecie. 31 Starajcie się raczej o Jego królestwo, a te rzeczy będą wam dodane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

boża krówka, Moje współżycie z moją żoną doskonale pasuje do twojego, doskonale pamiętam moje monologi, ileż to razy rozmawiałem z jej plecami w łóżku, nawet nie wiedziałem czy ona śpi czy mnie słucha, a jak wiedziałem że słucha to nigdy nie doczekałem się odpowiedzi na moje pytania. Nie pamiętam by kiedykolwiek sama od siebie powiedziała mi że mnie kocha, zawsze musiałem ją o to pytać i potem w niezręczny sposób odpowiadała tak. Teraz jest inaczej, po ostatniej hospitalizacji śpię osobno i już nie ciągnie mnie do niej, i przez te trzy lata nie zapytała mnie dlaczego śpię osobno, a ja nie próbuję sam od siebie jej tego tłumaczyć. Myślę że to z tego powodu rozwinęło się u mnie poczucie samotności i trwa do dzisiaj i pewnie będzie trwać do końca życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Victorius17 Jestem wierząca i znam też fragment o uchu igielnym i wielbłądzie, a także, że nie samym chlebem żyje człowiek, więc na co mi pieniądze... Otóż mamy dzieci i naprawdę ciężko związać koniec z końcem. Na razie starcza na życie od pierwszego do pierwszego, więc jeszcze nie jest najgorzej... Martwię się tylko o pracę, która jest niepewna. Taki urok mojej depresji, że ciągle zamartwiam się o przyszłość. Przez krótki czas mojej zawodowej egzystencji czułam się "bezpieczna finansowo", ale to było zanim urodziłam dzieci. Teraz nie zarabiam tak dobrze, jak wtedy. A zarabiać muszę, nie mogę zostać w domu przy dzieciach. Nie mogę też znaleźć lepszej pracy, bo nie mam środków finansowych, by poprawić swoje kompetencje... I koło się zamyka.

Victorius17, a Ty masz rodzinę na utrzymaniu? Wiesz jak to jest zamartwiać się o przyszłość dzieci? Mnie wiele do szczęścia potrzebne nie jest. Tyle, by starczyło kasy na wychowanie dwóch odważnych, mądrych mężczyzn. Pieniądze szczęścia nie dają, ale lepiej je mieć ;)

Niemniej dziękuję za Twój głos w mojej sprawie, bo ja się zgadzam z tym, że Bogu muszę zaufać. Jestem człowiekiem wierzącym, ale pewnie za słabo, skoro pozwalam, by sprawy finansowe tak zaprzątały moją głowę...

 

kamil7 Dzięki za wsparcie :) Widać rozumiesz kwestię "bezpieczeństwa finansowego", jego wpływu na codzienność.

Swoją drogą w katolicyzmie bogactwo jest ble, a w protestantyzmie już nie, pomnażać finanse na chwałę Boga nie jest niczym złym ;) Nevermind.

Co do terapii rodzinnej... Obawiam się, że to nie nasze klimaty, albo może jeszcze nie dojrzeliśmy? No cóż, może jednak uda mi się znowu "pomonologować" z mężem ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kazimierz61 No właśnie... Ten brak spontanicznego "kocham cię", przytulenia... To żebranie o słowa i gesty miłości... Po iluś latach bycia tą bardziej zaangażowaną stroną, człowiek traci zapał. Jak ja się do męża nie przytulę, to on tego pierwszy nie zrobi. Na szczęście mam jeszcze dzieci do tulenia :) J

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Uzależnianie" w jakiejś tam części swojego szczęścia od innych prowadzi do..niepowodzeń i boolu dupy,zaś od samego siebie i swoich biznesów do pogłębienia aspołeczności, niechęci i egoizmu,potem zaś powrót do "społeczeństwa" jest jeszcze trudniejszy i upierdliwy niż zwykle.

Tak źle i tak niedobrze,shit happens.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kazimierz61 No właśnie... Ten brak spontanicznego "kocham cię", przytulenia... To żebranie o słowa i gesty miłości... Po iluś latach bycia tą bardziej zaangażowaną stroną, człowiek traci zapał. Jak ja się do męża nie przytulę, to on tego pierwszy nie zrobi. Na szczęście mam jeszcze dzieci do tulenia :) J
To zwykła rutyna pomyśl jak ją przerwać i zmienić relacje w waszym związku.Terapii nie chcesz pytałaś męża?

Czasami niewiele trzeba by odbudować fajne relacje tylko dwoje musi chcieć i się starać.Zastanawiałaś się dlaczego mąż stracił zapał do przytulania itd?wszystko to ma swoje powody zastanów się nad nimi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Uzależnianie" w jakiejś tam części swojego szczęścia od innych prowadzi do..niepowodzeń i boolu dupy,zaś od samego siebie i swoich biznesów do pogłębienia aspołeczności, niechęci i egoizmu,potem zaś powrót do "społeczeństwa" jest jeszcze trudniejszy i upierdliwy niż zwykle.

Tak źle i tak niedobrze,shit happens.

 

Amen :) Nie potrafiłabym lepiej tego ująć!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To zwykła rutyna pomyśl jak ją przerwać i zmienić relacje w waszym związku.Terapii nie chcesz pytałaś męża?

Czasami niewiele trzeba by odbudować fajne relacje tylko dwoje musi chcieć i się starać.Zastanawiałaś się dlaczego mąż stracił zapał do przytulania itd?wszystko to ma swoje powody zastanów się nad nimi.

 

Wiem... Nie mam pomysłu jak to zmienić. Wszystkie eksperymenty moje przeszły bez echa. Nasze życie kręci się obecnie wokół dzieci i przez parę lat najbliższych to się pewnie nie zmieni, zanim nie usamodzielnią się na tyle, byśmy chociaż na spacer mogli wyjść tylko we dwójkę. My się w sumie dobrze dogadujemy, póki któreś z nas nie strzeli focha, unikam tego jak ognia, on też, może dlatego nie rozmawiamy o swoich emocjach względem siebie. Błędne koło. Myślę, że chyba oboje jesteśmy baaardzo zmęczeni tym "lataniem" wokół dzieci, a nie mamy za bardzo możliwości "sprzedać" ich komuś na weekend... Może przeczekanie to jest rozwiązanie jakieś? Czy nie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Victorius17 Jestem wierząca i znam też fragment o uchu igielnym i wielbłądzie, a także, że nie samym chlebem żyje człowiek, więc na co mi pieniądze... Otóż mamy dzieci i naprawdę ciężko związać koniec z końcem. Na razie starcza na życie od pierwszego do pierwszego, więc jeszcze nie jest najgorzej... Martwię się tylko o pracę, która jest niepewna. Taki urok mojej depresji, że ciągle zamartwiam się o przyszłość. Przez krótki czas mojej zawodowej egzystencji czułam się "bezpieczna finansowo", ale to było zanim urodziłam dzieci. Teraz nie zarabiam tak dobrze, jak wtedy. A zarabiać muszę, nie mogę zostać w domu przy dzieciach. Nie mogę też znaleźć lepszej pracy, bo nie mam środków finansowych, by poprawić swoje kompetencje... I koło się zamyka.

Victorius17, a Ty masz rodzinę na utrzymaniu? Wiesz jak to jest zamartwiać się o przyszłość dzieci? Mnie wiele do szczęścia potrzebne nie jest. Tyle, by starczyło kasy na wychowanie dwóch odważnych, mądrych mężczyzn. Pieniądze szczęścia nie dają, ale lepiej je mieć ;)

Niemniej dziękuję za Twój głos w mojej sprawie, bo ja się zgadzam z tym, że Bogu muszę zaufać. Jestem człowiekiem wierzącym, ale pewnie za słabo, skoro pozwalam, by sprawy finansowe tak zaprzątały moją głowę...

 

kamil7 Dzięki za wsparcie :) Widać rozumiesz kwestię "bezpieczeństwa finansowego", jego wpływu na codzienność.

Swoją drogą w katolicyzmie bogactwo jest ble, a w protestantyzmie już nie, pomnażać finanse na chwałę Boga nie jest niczym złym ;) Nevermind.

Co do terapii rodzinnej... Obawiam się, że to nie nasze klimaty, albo może jeszcze nie dojrzeliśmy? No cóż, może jednak uda mi się znowu "pomonologować" z mężem ;)

 

Ale Ty nie masz nic oprócz dnia dzisiejszego! Zrozum to. Dzień wczorajszy przeminął i go nie ma. Odszedł. Dzień jutrzejszy dopiero nadejdzie. Dlaczego więc nie zamartwiasz się tym co jest teraz? Masz fajne dzieciaki i męża. Skup się na tym, a pieniądze się znajdą. Moi rodzice mieli baaaardzo poważne problemy finansowe, ale Bóg o nich nie zapomniał. Nie mieliśmy kokosów, ale wystarczyło na przeżycie i opłacenie rachunków za bardzo skromne mieszkanie. Kiedy ojciec dostał rachunek na 4000 zł za usługi medyczne, nagle okazało się, że skreślił szczęśliwe liczby w Lotto i wygrał 4000 zł. Nie więcej, nie mniej tylko tyle ile trzeba było na opłacenie tego rachunku. Bóg nie obiecuje kokosów, ale na przeżycie zawsze Ci wystarczy jeśli nie stracisz wiary. Nie mam na utrzymaniu dzieci, ale utrzymuję mojego ojca, który ze względu na dolegliwości zdrowotne i wiek, nie może wykonywać wielu prac. Nie martwię się o przyszłość, bo wiem że Bóg mnie nie zostawi. Jeśli stracę pracę, Bóg pomoże mi znaleźć inną. Wszystko ułoży się tak, że musi być dobrze rozumiesz? Na tej ziemi nawet menel który zapija się co dnia, ma tyle pieniędzy, by wystarczyło na jakieś tam jedzenie, a Ty miałabyś zostać bez grosza? Nie zamartwiaj się takimi rzeczami i zacznij gadać z mężem! Wykonać :D !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"W tych czasach dla każdej relacji można znaleźć zamiennik" rzecze mniej więcej prawidło...

Jak się na to zapatrujecie?

Osobiście sądzę że jest w tym sporo prawdy,zawsze jest szansa na poznanie kogoś nowego,ciekawszego,lepszego,kto lepiej się do nas dopasuje.

Z drugiej strony,każda relacja/znajomość - emocje,wspomnienia,reakcje,wspomnienia - są inne przy każdej relacji,indywidualne,nie ma 2 tych samych relacji,tych ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"W tych czasach dla każdej relacji można znaleźć zamiennik" rzecze mniej więcej prawidło...

Jak się na to zapatrujecie?

 

Kiedyś myślałam, że jak się pozna tego jedynego, to on zawsze będzie tym jedynym i nic go nie zastąpi. Teraz tak nie uważam. Jest tyle ludzi na świecie i tyle możliwych kombinacji, że spokojnie znajdzie się zastępstwo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kazimierz61 No właśnie... Ten brak spontanicznego "kocham cię", przytulenia... To żebranie o słowa i gesty miłości... Po iluś latach bycia tą bardziej zaangażowaną stroną, człowiek traci zapał. Jak ja się do męża nie przytulę, to on tego pierwszy nie zrobi. Na szczęście mam jeszcze dzieci do tulenia :) J

ja nie mam meza, ale tak doskonale wiem o czym mowisz... mialam chlopaka przez 8 lat, pierwsza prawdziwa, dojrzala milosc. byl moment, ze do naszego zycia zakradla sie stagnacja, rutyna. siedzielismy po dwoch stronach kanapy ogladajac film, na imprezach on widzial bardziej swoich znajomych niz mnie. problem tkwil w tym, ze ani ja, ani on nigdy nie bylismy zbyt wylewni przede wszystkim jesli chodzi o gesty, czy deklaracje milosci. nie bylismy rowniez zareczeni, bo ja bylam osoba, ktora nie chciala formalizacji zwiazku. dzis juz wiem czemu, dzis wiem bardzo wiele, niestety za pozno, gdyz nie jestesmy razem. w naszym zwiazku to ja bylam osoba, ktora mowila, czesto rowniez prowadzilam monologi, on byl ta strona, ktora nie lubila dzielic sie problemami. na poczatku jeszcze mialam ochote walczyc, probowac, pozniej opadlam z sil. dzis tak bardzo zaluje, odpuscilam, pozwolilam niejako mu odejsc, on rowniez w ogole nie walczyl. mam w glowie tyle mysli, wszystkie niepoukladane, nie chce ich nawet ubierac w slowa, bo bol, ktory temu towarzyszy jest nie do zniesienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie to samo mogę napisać o sobie... :(

Też jestem introwertyczką, ludzie lubią osoby spontaniczne, towarzyskie, energiczne. Nie jestem przebojowa i nigdy nie będę, jestem cicha, spokojna, poważna, a teraz modne są niestety "radosne wariatki".

 

520m.n.p.m., Ludzie lubią ludzi uśmiechniętych i radosnych. Stań się taka. Nie od razu. Musisz ćwiczyć. Umiejętności towarzyskie też się ćwiczy. Nie bój się niepowodzeń. Nikt nie jest idealny i każdy popełnia błędy. Jesteśmy tylko ludźmi. Jeśli ktoś nie chce z Tobą gadać to trudno - olej tę osobę i idź dalej :) .

A ja nie lubię ludzi uśmiechniętych i radosnych tylko szczerych, nie lubię ludzi którzy od rana do wieczora mają przyklejony uśmiech od ucha do ucha i jacy to oni są szczęśliwi, a widać że w środku coś gryzie i boli, nie lubię ludzi którzy udają silnych, zaradnych, życzliwych, mądrych, nie lubię udawania, po co udawać, myślicie że tego nie widać że ktoś udaje? Wszystko widać. Ja nie zawsze czuję się silna, zaradna, mądra i akurat wtedy potrzebuję drugiego człowieka najbardziej, ale tego człowieka nie ma. Mam gdzieś konwersacje z kasjerką w sklepie, która mnie też ma gdzieś. Potrzebuję kogoś kto mnie nie będzie miał gdzieś, czy moja potrzeba jest niewłaściwa? Może nie powinnam mieć takich potrzeb?

Nie rozumiem tego dlaczego tutaj anonimowo tak otwarcie rozmawiamy o tym, że jesteśmy samotni. A rozmawiając twarzą w twarz nie wolno się do tego przyznawać. Czy samotność jest przestępstwem? Kiedyś się przyznałam do tego, że jestem samotna, to usłyszałam coś w stylu, że wszytko będzie dobrze tylko muszę wyjść do ludzi i założyć konto na portalu randkowym. Przecież nie siedzę na bezludnej wyspie, przebywam wśród ludzi, codziennie z nimi rozmawiam, a jak będę chciała sobie porozmawiać z niedojrzałymi chłopcami to pójdę do przedszkola. Tak czy siak jestem skazana na samotność, bo teraz jest bardzo modna obojętność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×