
520m.n.p.m.
Użytkownik-
Postów
309 -
Dołączył
Ostatnie wizyty
Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.
Osiągnięcia 520m.n.p.m.
-
Zakochałam się w chłopaku, ale wszystko wskazuje na to że on nie jest zainteresowany. Mija pół roku a ja nadal mam nadzieję, że coś z tego będzie. Jak pozbyć się tej nadziei, uwolnić sie od mysli, dać sobie spokój? Jest jakaś metoda, technika? Odciąć się całkowicie nie mogę bo pracujemy razem. Zdaje sobie sprawę, że nie ma obowiązku mnie kochac. Wiem, że to tylko ja sie nakręcam. Chce się od tego uwolnić.
-
Koronawirus- zagłada ludzkości czy niepotrzebna panika?
520m.n.p.m. odpowiedział(a) na carlosbueno temat w Pandemia
W mediach podają to co im kaza, ja nie wierzę w ich liczby. Ciekawe czy będą robić statystyki ile osób popełni samobójstwo z powodu utraty pracy. U nas poleciało do końca marca 300 osób, z dnia na dzień i będą dalsze zwolnienia. A oferty pracy sie skończyły, wszystko nieaktualne. Co mamy robić iść sie paść, bo ktoś sobie wymyślił epidemie. Wspomnicie moje słowa za parę miesięcy. Obym się mylił, bede szczesliwa jesli nie mam racji. -
Koronawirus- zagłada ludzkości czy niepotrzebna panika?
520m.n.p.m. odpowiedział(a) na carlosbueno temat w Pandemia
To wszystko manipulacja a ludzie się podniecają. Zmarlo 50 osób, o jejku jejku, u nas we wsi gdzie jest 1000 mieszkańców tyle zmarlo w zeszłym roku, nikt nie przeżywał. Popatrzcie ile w waszej miejscowości, co miesiąc, co roku umiera ludzi i nikt się nie podnieca. Przez tą manipulację moge stracić pracę, a teraz juz dwa tygodnie siedze w domu z toksycznymi rodzicami. Mam bardzo duze problemy z depresyjnymi myslami. Ktoby sie tam ludzmi przejmowal, bylyby banki zarobily, po to ta panika, banki najwiecej zyskaja. -
Nie mam rodziny, nie mam przyjacół.
-
Niby ten rok 2019 był dobry, ale skończył się jak zwykle. Na początku roku zakochałam się, na końcu roku musiałam się odkochać moja wina, ztchórzyłam. Dostałam awans w pracy, teraz nie wiem czy dalej zostanę na tym stanowisku (może to dostać osoba po znajomosciach z szefem), rozstałam sie z przyjaciółką, to toksyczna osoba a ja dawalam sie jej wykorzystywać (w sumie to na plus powinnam zaliczyć). Mam takie wrażenie, że szczęście samo do mnie przychodzi, rzuca mi się pod nogi a ja je depcze. Co czuje? POCZUCIE WINY. Ale czy jestem winna? Nikt mnie nie nauczył jak powiedzieć chłopakowi ze sie w nim zakochałam, nikt mnie nawet nie nauczył się uśmiechać (jak sie uśmiecham to od razu słyszę w głowie tekst "i co się tak szczerzysz"). Nikt mnie nie nauczyl walczyc o swoje, nauczyli mnie ustępować ("to sie nie oplaca", "patrzcie jaka ambitna pani ze wsi", "urodzilas sie pod stolem to na stol nie wychodz"). Po co klamac ze ten rok byl dobry, po co walczyc, analizowac, terapie? Mam poczucie winy, że sie nie zmieniam i jest mi bardzo smutno.
-
Bardzo dużo rzeczy w życiu mi się nie udało. Mam wrażenie że bardzo się starałam a i tak nie wyszło, nie poddawałam się walczyłam dalej, aż przyszedł tan moment załamania. "Nie warto się starać bo i tak się nie uda, bo mnie się nie udaje". Poczucie bezradności i bezsilności, obojętność, złość, że to życie nie jest takie jak bym chciała. Czy wyuczonej bezradności można się pozbyć? Od czego zacząć kiedy w głowie pojawia się myśl, "po co walczyć z bezradnością przecież i tak się nie uda"?
-
moje wewnętrzne dziecko chce się pobawić puzzlami, moje wewnętrzne dziecko często chce się bawić
-
Cecha, z którą sobie nie potrafię poradzić i nawet nie wiem jak się za nią zabrać to wstyd, toksyczny wstyd i chore poczucie winy. Ktoś mnie krzywdzi a ja odruchowo usprawiedliwiam tą osobę i oskarżam siebie, że to moja wina. Wstydzę się wszystkiego, nie umiem być z siebie dumna.
-
Zaczynam się zastanawiać na czy to polega, czy to tylko przypadek? czy ja robię coś nie tak? czy to jakieś błędne koło można przerwać? Najpierw przemoc w domu, ale nie ja sobie wybierałam rodziców. Potem przemoc w szkole, nasza wychowawczyni była bardzo agresywna w stosunku do nas uczniów, jej zachowanie można nazwać mobbingiem, (poniosła tego konsekwencje, ale przez 3 lata nas niszczyła). ale nie ja wybierałam sobie wychowawczynie. Teraz w pracy na 10 wydziałów na 30 zmian ja trafiłam na najgorszą kierowniczkę zmiany w całym zakładzie (jest to opinia ok 100 pracowników), która stosuje mobbing. Czuję się jak w jakimś horrorze, jak był miała jakieś znamię i jakaś siła pchała mnie tam gdzie są ludzie, którzy będą mnie niszczyć. Czuję się jakby to było już zaplanowane, że całe życie ma ktoś po mnie jeździć, poniżać mnie. Mam w sobie tą siłę, że potrafię się postawić i nazwać krzywdę krzywdą, ale to wywołuje jeszcze większe ataki mobberów. Nikt nie lubi jak się im zwraca uwagę, zwłaszcza jeśli podwładny mówi do kierownika żeby przestał krzyczeć, że jego zachowanie jest niewłaściwe, że postępuje niezgodnie z prawem. Wolą mieć pracowników miernych, biernych ale wiernych, a ja tak nie umiem. Czy to już jest przeznaczenie? Czy można jakoś to błędne koło przerwać? Czy jak zmienię pracę znowu nie trafię na toksycznego przełożonego? Dlaczego dzisiaj ludzie pozwalają się poniżać? Dlaczego milczą kiedy depcze się ich godność? Przecież gdyby 50 osób, które są na mojej zmianie się zbuntowało, dla kierowniczki w sekundzie były koniec jej kariery. Dlaczego narzekają pomiędzy siebie i opowiadają jakie środki na uspokojenie biorą przed pracą lub jakie symptomy nerwowe im dolegają kiedy pomyślą o pracy zamiast się postawić? Ludzie teraz są tchórzami, czy mobberzy są tacy przekonywujący? Boże co ja ma robić? Życie mam jedno ale jak na razie to nie jest fajne.
-
Ta koleżanka jest mężatką a ma dokładnie takie cechy, jest bardzo religijna a jednocześnie wierzy w taki zabobony co naukowo zostały już obalone. Często jak mówię, że mam inne zdanie to się obraża, najlepiej jak by się jej na wszystko przytakiwała, bo jak nie to jestem wariatka itd. Czepia się nie tylko mnie ale i innych, tylko że inni udają że ich to śmieszy, ubliża im a one się z tego śmieją, ale widzę że jest im przykro, że są zażenowane, a ja się stawiam więc jestem starą panną. Może nie powinnam, może powinnam być mimo wszystko miła, mówić że deszcz pada kiedy pluje mi w twarz, może tak będzie lepiej? A może powinnam zmienić pracę? To już się robi nie do zniesienia.
-
Koleżanka w pracy pani po 50-tce stwierdziła, że "bije mi staropanieństwo", bo kiedy się złoszczę to mówię np. "wkurza mnie to...", kiedy jestem smutna to mówię "dołuje mnie taka sytuacja...". Bardzo długo tłumiłam w sobie emocje, kiedy przestałam udawać i chociaż słowami je wyrażać czuję się lepiej, ale każda złość czy smutek odbierania jest przez tą panią i koleżanki w jej wieku jako objaw staropanieństwa. Często czuję się przez nią upokarzana i wiem, że wyśmiewa się ze mnie za moimi plecami, czasami jak rozmawiam z kolegą wtrąca się do rozmowy i na całego krzyczy, że "pewnie chce mu zrobić loda" i inne wulgaryzmy, mnie to zawstydza kolegów też. Twierdzi, że nie powinnam się oburzać bo ona żartuje, a ja nie znam się na żartach bo jestem "starą panną". Czuję się bezradna, bo jak jej zwrócę uwagę lub się z nią w jakiejś kwestii nie zgadzam to objaw "zacofania i staropanieństwa". Przez to do pracy chodzę coraz częściej smutna i poirytowana, może jestem sfrustrowana ale nie tym, że nie mam męża i dzieci, jej złośliwością. A może to ona ma rację? Czy istnieje coś takiego jak "syndrom staropanieństwa", jeśli tak to jak to się objawia i w jakim wieku??? Jestem DDD
-
Dzięki za odpowiedź, muszę przetestować na sobie
-
Czy to prawda, że pyłek kwiatowy (pszczeli) pomaga w leczeniu depresji? Próbował ktoś? Czy to coś dało i po jakim czasie można było zauważyć efekt?
-
Jako stara panna, nieudacznik, oferma, nie wiem dlaczego tak o mnie myślą. Jak ja postrzegam innych? Przez to jako oni mnie postrzegają, ludzie są świadomie i dobrowolnie źli.
-
Hej Pracując nad moim DDD przerobiłam już złość (z tym uczuciem było najłatwiej),wypłakałam już żal (z tym uczuciem szło mi najdłużej), teraz przyszła kolej na wstyd i z tym uczuciem nie umiem sobie poradzić. Wstydzę się tego, że jestem z patologicznej rodziny, że mój ojciec jest taki ....(chciałabym użyć bardzo brzydkiego słowa), wstydzę się tego, że nic się nie zmienił, a nawet jest jeszcze gorszy. Kiedy robi mamie awantury otwiera okno i wydziera się na całą wieś, no i wszyscy słyszą, trudno nie słyszeć to mała wieś, może nawet słyszą go w dwóch sąsiednich wsiach. Wstydzę się tego, że mama jest taką ofiarą, że nigdy nie potrafiła i teraz nie potrafi zrobić z tym porządku (wiem, rozumiem ją, nie oceniam ale się wstydzę). A ludzie, sąsiedzi i znajomi też nie mają litości, ciągle mówią, "geny się dziedziczy" w domyśle patologię też, "w jakiej rodzinie się wychowała tak będzie wychowywać swoje dzieci", "nie umiesz sobie z tym poradzić. Nie umiesz mu (ojcu) porządnie przyper....? to się zamknie" przemoc ma według nich rozwiązać problem, "na pewno go jakoś prowokują, gdyby wszytko było ok to chłop by się tak nie denerwował", najbardziej boli mnie określenie "oni są siebie warci, wszyscy są tam tacy sami, po jednych pieniądzach". Chciałabym wyjechać do Australii ale w moim przypadku nie da się. Podpowiedzcie mi jak przerobić to uczucie wstydu, jak wy sobie z tym radziliście? Żeby było jasne pytam jak się pozbyć emocji, negatywnego uczucia, które towarzyszy mi stale, jak żyć z tym że się ma i będzie mieć patologicznych rodziców, że ludzie będą mnie pod tym kontem oceniać? Nie pytam jak się pozbyć patologicznych rodziców lub jak wyjechać do Australii. I nie umiem mieć tego gdzieś, bo chce mieć jakiś przyjaciół i znajomych, a nie mam bo zamykam się na ludzi przez ten wstyd, moją najlepszą przyjaciółką jak na razie jest samotność. Dzięki