Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)


cicha woda

Rekomendowane odpowiedzi

Hej :-) Kilka osób pisało wcześniej, o napadach straszliwego lęku nad ranem. Nie cierpię na nerwicę lękową, tylko na nerwicę natręctw, ale dostałam od lekarza lek spamilan, który miał mi pomagać się nie denerwować :-). Oprócz tego brałam jeszcze lek antydepresyjny xanax. Ponieważ wieczorem natrętne myśli nie dawały mi zasnąć (a niestety muszę spać, żeby jakoś egzystować), brałam przed snem spamilan i xanax. Okey, jakoś zasypiałam uspokojona, ale rano to był koszmar. Budziłam się z niemal zwierzęcym przerażeniem. Byłam kiedyś napadnięta, ale strach jaki czułam wtedy jest niczym, z tym rannym napadem lęku. Byłam w stanie wyrywać sobie włosy, wyjść na balkon i skoczyć z 8 piętra, pojawiały się duszności, gorączka itd. Ten lęk był jakimś stanem nienaturalnym. Moja psychika jest wprawdzie w stanie tragicznym, ale nigdy nie byłam tak bezsilna wobec jakiejś emocji, uczucia, jak ten ranny lęk. Od miesiąca nie biorę tych leków i choć są natręctwa nadal (bo jest to raczej choroba niewyleczalna), nie ma tego wszechogarniającego przerażenia. Nawet jeśli pojawia się lęk, to jestem w stanie sama się uspokoić, wyciszyć. Więc dochodząc do sedna :-), myślę że to działały psychotropy, tzn. mój organizm domagał się codziennej porcji leków przeciwlękowych i antydepresyjnych. Te leki strasznie uzależniają. Wiem, trudno sobie radzić bez nich, ale też parę objawów należy tym lekom przepisać. Zawsze miałam wrażenie, że przez te leki jeszcze bardziej wariuję, bo moja psychika staje się coraz mniej odporna na wszelkie bodźce zewnętrzne. Więc ludziska bierzcie leki, jeśli musicie, ale miejcie świadomość, że pewne objawy to efekt psychotropów i innych leków, a nie Wasze własne emocje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej. Moje objawy pokazują się codziennie wieczorem. Gdy mój mąż zasypia a ja siedze (tak jak dziś) do 1 czy 2 w nocy i nie mogę oka zmrużyć. A gdy już prawie zasypiam, to zaczyna mi się śnić jakby na jawie, że zaczynam znikać, że moje nogi się tracą...Dziś miałam urodziny...24...i zastanawiałam się czy je przeżyje...ale północ wybiła a ja jeszcze piszę-więc przeżyłam. I tak jest co noc. Irracjonalne myśli, które nigdy się nie spełniają...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dokladnie martini, nie jesteś sama, ja mam to samo od miesiąca. Jakoś miesiąc temu dostałem poważniejszego ataku/napadu lęku/częstoskurczu, pierwszego od półtorej roku i było to właśnie wieczorem... od tamtej pory mam dziwne stany sercowe wieczorami... pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czesc witajcie. dzekuje wam za rady dobrze ze nie jestem sam :). mam jeszcze jedno pytanie, czy wy tez macie uczucie jak byscie sie zmieniali ja np mysle ze sie zmieniam na zla osobe i strasznie sie tego boje ze bede bezwzględnym draniem albo cos w tym stylu ostatnio zrobilem sie nerwowy i chamski. martinibianco ja tez mam czasem takie uczucie jak zasypiam ze moje cale cialo znika wtedy mysle sobie co bede jutro robil i mi to przechodzi :)... i czy ktos czasem ma uczucie ze ma w sobie 2gą osobe bo ja tak czasem sie czuje nie umiem tego dokladnie wytłumaczyć

 

 

MUSIMY SIE 3MAC

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,ku małemu sprostowaniu do Aredhel025.Byłam diagnozowana przez trzech psychiatrów-moje rozpoznanie to zaburzenia lękowe z somatyzacją(teraz słowo nerwica jest już trochę niemodne)Dostałam lek o nazwie seroxat,chodzę na psychoterapię.Jest zdecydowanie lepiej,w porównaniu do tego co było.Wyciszyłam objawy sercowe i to wcale nie lekam nasercowym tylko seroxatem,który wyhamowuje mój wegetatywny układ nerwowy.Tak więc biorę lekarstwo a nie czuję się chora psychicznie i zapewniam Cię ,że nie mam nic z płynam mózgowymi.Myślę ,że trochę mylisz pojęcia i bardzo swobodnie nimi żonglujesz-raz masz fobie,która staje się nerwica lękową potem to przechodzi w urojenia,hipochondrię a potem znów w nerwicę lękową.Trochę tu bezładu.Nie straszcie ludzi lekam i nie piszcie głupot na ich temat.Lek właściwie dobrany przez lekarza w odpowiedniej dawce i trafiony w chorego ma pomóc a nie szkodzić.Sorry ja własnie dlatego zdecydowałam się leczyć ,bo nie chciałam wzywac do siebie karetek non-stop.Widocznie nie mam tyle siły co Ty i nie pokonam tego sama.Życzę ci sukcesów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyciszyłam objawy sercowe i to wcale nie lekam nasercowym tylko seroxatem,który wyhamowuje mój wegetatywny układ nerwowy.

KasiaMi11, z tego co się orientuję, tzw nerwica jest zaburzeniem w neuroprzekaźnikach, czyli właśnie chemii w mózgu. Występuje u nas lęk mimo że nie jesteśmy w sytuacji niebezpiecznej. Dlatego lekarstwa regulują właśnie tę chemię. Z tego co wiem lek seroxat jako SSRI nie wyhamowuje twojego układu nerwowego (nie jest przeciwlękowy) ale zwiększa ilość serotoniny która poprawia nastrój. Jeśli się mylę niech mnie ktoś poprawi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

KasiaMi11

Tak tylko nerwica to jest właśnie bardziej urojenie niż realność. Po prostu ludzie albo są naprawde chorzy i wtedy lęki łapię ich znienacka nawet jak o tym w ogole nie myslą albo jak sie do tego" przygotowują" czyli wiedzą, że gdzieś wychodzą coś się ma stać i już wiedz, że będa mieli atak. Wtedy to jest po prostu histeria i to jest cechą charakteru a nie choroba. Dzisiaj wsiadłam d tego pksu. Bałam się bo to normalne i już miałam myśli żeby nie wsiadać. Ale sobie myślę dupa z tym. Wzięłam persen żeby rozładować napięcie i poszłam. Pomyślałam sobie no i co nawet jak dostane okropnego ataku paniki to co, dostanę jak zwykle palpitacji, odretwieje mi wszystko i trudno najwyżej umrę, nie ja pierwsza nie ja ostatnia na coś trzeba w końcu paść. Bałam się też wymiotów ale przygotowałam sobie reklamówkę i myślę a co to nie można już chorować? Ile ludzi jeździ i wymiotuje chociażby z powodu choroby lokomocyjnej, pojadę i koniec choćby nie wiem co. Wsiadłam, przyznaję miałam czarne myśli, nei ma cudów, żeby całkiem się odstresować ale włączyłam moją ulubioną muzykę i jechałam. To nastawienie olewcze bardzo mi zawsze pomaga, wiadomo nie likwiduje strachu całkiem ale pomaga. Leki są już w ostateczności, czytałam wiele artykułów o tym gdzie odradzają przyjmowanie leków na nerwicę lękową bo to neipotrzebne. Co z tego że będę się faszerować jak gdy będę je odstawiać znowu będę mieć schizy, że bez nich nie mogę normalnie żyć. Trudno albo sama pozbędę się kolejnej mojej schizy albo pójdę do piachu. Jestem wierząca i nie boję się tego. Jak już mówiłam na coś trzeba umrzeć. Leki nie załatwią całej sprawy, zwalczą może objawy ale to i tak będzie tkwić w naszej głowie. Jadąc pksem pomyślałam sobie, że ludzie są naprawdę chorzy, cierpią, nie ma dla nich ratunku, przechodzą katusze, w rodzinie mają ciężkie choroby a tutaj prze urojenia takie cyrki. Moi rodzice są jednak najlepszymi psychologami, mówią przetrzymać u koniec nie ma innego wyjscia i dzięki nim pozbyłam się w dużym stopniu schiz z biegunką, hipochondrii i dzisiaj jechałam pksem czerpiąc pełną radość z jazdy tak jak kiedyś. Zobaczymy co będzie potem ale jak na razie takie jest moje zdanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam dziewczynki moje drogie.trochę faktów-Seroxat jest stosowany w leczeniu dorosłych z depresją i (lub) zaburzeniami lękowymi.Zaburzenia lękowe,w leczeniu których stosowany jest Seroxat to-zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne,zaburzenia lękowe z napadami lęku(w tym lęki spowodowane agorafobią)fobia społeczna,zaburzenia stresowe pourazowe,zaburzenia lękowe uogólnione(uogólnione uczucie niepokoju i zdenerwowania).U ludzi z depresją lub zaburzeniami lękowymi stężenie serotoniny w mózgu jest mniejsze niż u innych,a jak wiadomo seroxat należy do grupy leków nazywanych selektywnymi inhibitorami wychwytu zwrotnego serotoniny(ang.SSRI)Nie jest w pełni poznane,w jaki sposób działaja leki z grupy SSRI,ale mogą one zwiększać stężenie serotoniny w mózgu.Prawidłowe leczenie depresji i zaburzeń lękowych jest ważne aby pacjent czul się lepiej.Polakita myślę ,że jednak seroxat przez zniesienie lęku wyhamowuje wegetatywny układ nerwowy.Ja wcale po seroxacie nie czuję się nadmiernie szczęśliwa i nie łażę cały Boży dzień z roześmiana gebą.A przeciez jeżeli to jest tylko serotonina to powinnam.Za to zwolniło mi się serce,już nie tłukę ponad 120 cały dzień,nie budzę się w nocy zlana potem z walącym sercem,prawie zupełnie ustąpiły mi duszności,nie mam na okrągło ściśniętej klatki piersiowej.Dodam,że to pewnie nie zasługa samego leku,chodzę na terapie.Lek jest tylko moja podporą w bolesnej dla mnie psychoterapii.Pomoże ciału,ale nie pomoże duszy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich... ciesze sie że moge sie tu wygadać.Moje ataki pojawiły sie niespodziewanie...ogólnie bolał mnie żołądek,nie mogłam jeść.Myślałam że to jakiś wirus...ale tabletki nie pomagały a dodatkowo doszły problemy ze snem.Nie mogłam zasnąć a jak mi sie to udawało to co chwile sie budziłam.Stwierdziłam w końcu że to musi być na tle nerwowym,tym bardziej że jestem teraz na III roku studiów i czeka mnie obrona pracy licencjackiej,poprawka egzaminu z sesji,mam też za sobą pare prób z prawo jazdy ;( wszystko zaczęło mnie przytłaczać ;( jak narazie stosuje nerwosol bo wyniki badań wyszły dobre a do psychiatry jestem zapisana dopiero na 7 grudnia ;( Kiedy myśle że jest lepiej ataki wracają z nowymi objawami.Boje sie jechać autobusem ( a na studia tłuke sie nim prawie 2 godziny ) dzień przed jazdą już chodze niespokojna,mam nudności ale nie zdarzają mi sie wymioty.Pozatym jak jestem w domu czuje sie lepiej a jak musze wracać do wynajętego mieszkania znowu zaczynam mieć blokade:jem na siłe ale z ogromnym wstrętem,nie moge w nocy spać (dzisiejsza noc była koszmarna,żołądek mocno bolał a serce mało mi nie wyskoczyło,pozatym biegałam siku co 10 minut ) wiadomo po niewyspanej nocy człowiek czuje sie jak "ścierka" Staram sie nie myśleć ale to jest silniejsze ode mnie....czasem też myśle że chyba umieram bo moja klatka piersiowa jest dziwnie ciężka a serce wali jak oszalałe...dziękuje że mogłam sie chociaż w taki sposób wygadać.Pozdrawiam gorąco ;****

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aredhel025 to chyba nie takie proste .... jeśli jesteś w stanie "olać" wszystko i powiedzieć sobie trudno ... najwyżej się poszczam, porzygam, zemdleje, zacznę krzyczeć, dostane zawału, umrę to znaczy, że jest z Tobą całkiem nieźle ...

..... dopóki jesteśmy w stanie sobie przetłumaczyć, że mamy nasrane w mózgu i to wszystko to tylko jakiś chory film ... jest ok ... ale co zrobić kiedy nie da się nad tym panować :?: ... kiedy musisz np.: wsiąść do autobusu ... nawet bardzo tego chcesz ... ale NIE MOŻESZ :!: ............

Pewnie ... ja też (dzięki lekom) jestem teraz w czasie okresu, w którym mam lęki, ale mam na nie powiedzmy sobie "nalane" i jest zajebiście ..... ale niestety kiedy wspominam kilka pewnych dat w moim życiorysie, kiedy w zasadzie myślałam, że już nie żyje i to w dosłownym znaczeniu tego słowa .... wiem, że na tym pieprzonym świecie wszystko jest możliwe ...

... i ja niestety nie widzę innego wyjścia niż leki ....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja właśnie jestem w trakcie ataku. Wzięło mnie nie spodziewanie i zupełnie nie wiem czemu akurat dziś i w tym momencie. Oddycham głęboko, mimo ściśniętej klatki piersiowej...staram sie przypomnieć co mówi mi Pani psycholog...Spokojnie, tylko spokojnie...leci sobie "mam talent", mój mąż coś tam robi w łazience, coś myje, zaraz sobie zrobię herbatkę...spokojnie, to tylko mój umysł. Ze strachu dostałam biegunki i miesiączki. Już mi lepiej. Zawsze gdy jestem w trakcie miesiaczki to ataki są silne. Pewnie przez hormony, burza w organiźmie, uderzenia gorąca i miękkie kończyny, zawroty głowy. Boże, to nieprawdopodobne jak mózg potrafi kierować ciałem. Będę żyć conajmniej do 90 lat i teraz w ogóle nie powinno mnie to obchodzic....matko, zaś panikuje...nic nie pomaga

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bee84. Całkiem źle? Mi moja tendencja olewcza bardzo pomaga i dzięki niej wsiadłam do tego pieprzonego autobusu i szczęśliwie przejechałam całą drogę. Nie boję się śmierci i ten fakt mi bardzo pomaga również. Jednocześnie też zdaję sobie sprawę, że to tylko urojenia mojego mózgu i to też pomaga. Przez leki umrę 20 lat wcześniej bo wykańczają wątrobę jak cholera, więc i tak mi już nie zależy, przynajmniej kasę oszczędzę na jakieś tymczasowe zachcianki i mi sie humor poprawi. Pewnie powiecie- lepiej już żyć te 20 lat mniej bez lęku niż z nim. No sorry, ja uważam, że leki nie pomogą i tak bo jak ktoś sobie chce coś wmówić to i tak to sobie wmówi. Jakbym się przejmowałą byle sraczką w pksie to już bym dawno siedziała zamknięta w czterech ścianach w domu i nigdzie nie wychodziła bo wszytskiego się boję. Sram a ten strach, będę chodziłą gdzie mi sie podoba i najwyżej dostanę 50 ataków i serce mi wysiądzie. Leki są na krótką metę i jeśli chodzi o nerwicę to nie dają pożądanych skutków. Też się zastanawiałam nad leczeniem farmakologicznym i czytałam o tym dużo. Wiele lekarzy nie zaleca. bo umysł ludzki jest w stanie sam to przezwyciężyć skoro sam to tworzy, zalecane są psychoterapie i własne samozaparcie ewentualnie jakieś doraźne leki uspakajające. Jak ty masz ochotę za każdym razem histeryzować z powodu ataków i siedzieć w klatce razem z lekami to prosze. Ja nie zamierzam. Pójdę gdzie mi się podoba a jak sama temu nei podołam to znaczy, ze jestem słaba i w dalszym życiu też sobie nie poradzę. Wiesz myślę, że w takich przpadkach warto zostać wolontariuszem w hospicjum lub coś takiego i zobaczyć jak ludzie chorują naprawdę i to już nie są niestety wytwory umysłu tylko realność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aredhel025, masz rację, bardzo dobrze jeżeli pomaga ci taktyka olewania lęków, i leków nie potrzebujesz, bo twoje własne nastawienie wystarcza.

Żywa złość na chorobę i samozaparcie w tym względzie może zdziałać bardzo bardzo wiele.

Tylko nie wiem po co w tym złość do innych chorych....nazywanie kogoś histerykiem mija się czasem o kilometry z prawdą, piszesz, że jak ktos wie, iż gdzie wychodzi i już się przygotowuje na atak to już histeria nie lęki, a guzik prawda. Lęki chorobowe czyli nerwicowe tak równiez działają, taki jest mechanizm.

Ja na przykład nie mógłbym być wolontariuszem w hospicjum, mnie samo patrzenie na czyjeś cierpienie wprowadza w silne lęki, naprowadza na myśli o życiu, śmierci co daje dodatkowy strach, panikę. Nerwica ma różne oblicza.

I faktycznie jest ona jedną wielką symulantką, ale tez jak najbardziej realną chorobą emocji, którą trzeba leczyć często różnymi sposobami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aredhel025 ... chyba mnie nie zrozumiałaś ... ja uważam, że Twoje podejście jest jak najbardziej słuszne i godne podziwu ... ale nie wiem jak to się ma do przypadków, w których nie da się wszystkiego olać

... co do histeryzowania ... Victorek ma racje ... właśnie na tym ... i głównie na tym :!: polega nerwica ...

Ja gdybym popracowała dzień w hospicjum np. z chorymi na raka ... to szkoda gadać heh

 

..... i dziwi mnie, że uważasz, że chorzy na nerwice nie zdają sobie sprawy z tego, że inni cierpią na poważniejsze choroby i realnie umierają ............. wierz mi, że doskonale wiem, że można REALNIE umierać i cierpieć ... i m.in. właśnie dlatego popadłam w hipochondryczną nerwice

 

[Dodane po edycji:]

 

p.s. ...... poza tym nie napisałam, że "jest z Tobą całkiem źle" ... tylko "całkiem NIEźle" heh ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo was przepraszam jeśli kogoś uraziłam moim dobitnym gadaniem lub nie zrozumiałam tak jak w przypadku tego" nieżle". Ja sama czasem mam ataki i wiem, że nawte jak ma się tysiące strategii to nei zawsze zadziałają i po prostu przychodzą. Jednak te strategie często pomagają w szybkim opanowaniu paniki i uspokojeniu się. J staram się analizować moją psychikę i powody tego wszytskiego i raczej doszłam co to powoduje i naprawdę jest tego bardzo wiele nie tylko jedna rzecz. Poza tym zauważyłąm, ze zanim nie myślałam o nerwicy i zdarzyły mi się może ze dwa góra trzy ataki to łąpały mnie one tylko wtedy jak czegoś najpierw się bałam a potem jakby mi to nei mogło przejść. Tak samo było ostatnio u kuzyna, miałąm jakiś koszmar obudziłam się i teoretycznie powinnam już się nei bać a atwdy włąśnie się zaczęło. Na szczęście opanowałam to ale z kolei po tym incydencie zaczęłam się doszukiwać u siebie chorób i doszłam właśnie do nerwicy( chyba tej hipochondrii też się jecsz enei pozbyłąm w 100%) i teraz cąły czas pomimo wsyztsko o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Włąśnie dlatego uwazam, że to wytwór mojej wyobraźni i staram się już w zalążku to pokonać. Nie wiem jak będzie dalej. Zobaczymy. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ehh ja też sie staram walczyć i różnie mi to wychodzi...wiem jednak że trzeba jakoś sie przezwyciężyć i mimo wszystko wychodzić z domu,przebywać z innymi ludżmi.Ja np wczoraj czułam sie dobrze a dziś rano już jestem zdenerwowana i czuje żołądek,a czekają mnie praktyki i zajęcia na uczelni ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

KasiaMi11, ja brałem seroxat kiedyś i bardzo mnie spinał, napady lęku, paniki ustąpiły, serduch i cisnienie zwolniły, ale pojawił się lęk ciągły i stale chciało mi sie płakać, po przesiadce na paxtin z lękami było już lepiej, ale miałem duże zmiany nastrojów w ciągu dnia, lekarz stwierdził na tej podstawie osobowość dubiegunową :), ale diagnozę maiłem nerwica lękowa, po dołożeniu convulexu było ciut lepiej. Po odstawieniu leków miałem silny atak myśli natrętnych że coś komuś zrobię, napady złości, lęku, depresyjne stany, po wejściu w luxete z niezłymi jazdami, ustabilizowałem się ale dostałem schizy na punkcie religii i zwierząt. Po 1,5 zażywaniu luxety zgodnie z lekarzem doszlismy do wniosku że lek na mnie nie działa i odstawiłem. Wspomniane schizy dziwnie się wyciszyły, i prawie wogóle mi nie dokuczają, znów naszły mnie zmiany nastrojów ale nie tak gwałtowne, łagodniejsze, po zażywaniu omega 3 stany depresyjne niemal zniknęły, znów się ustabilizowałem. Miewam lekkie dd, lekkie lęki oraz inne dziwne jazdki typu deja vu i zbliżone. Jak narazie funkcjonuję bez leków, jadę na suplementach i jestem w dobrym kontakcie z psychologiem. Pracuję, chodze na siłkę mam rodzinę, hobby jakieś tam i zmagam się z tym co mi dolega. Reasumując: biorąc leki czułem się tak samo jak ich nie brałem (po ustąpieniu napadów lęku), mogę smiało powiedzieć że mogę żyć bez lekarstw przeciwdepresyjnych póki co i mam nadzieję że tak zostanie. Mogę również stwierdzić że bez lekó jest mi chyba psychicznie lepiej. Nadal mam tylko obawy przed psychozą ale jak mi pani psycholog powiedziała statystycznie jestem już po za. Co będzie czas pokaże, oby na plus

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba bym musiała pół nocy siedzieć, żeby napisać jak wyglądają i jak sobie z nimi radzę :)

Ok, zacznę od tego, że czasami sobie nie radzę :) ale w 80% daję radę, nauczyłam się tego na terapii, trochę sama, trochę z pomocą różnych forumowiczów.

 

Najpierw były ataki sercowe, tachykardie. Zaczełam sobie radzić głębokim oddychaniem albo łagodnymi środkami ziołowymi. Niestety doprowadziły po 2 latach do zaburzęń rytmu serca ale to osobna bajka.

 

Były zawroty głowy i to takie, że chodziłam trzymając się ścian :D

Były duszności, bóle w klacie, drętwienia, mrowienia itd cała gama, full opcja :) Najlepiej nie czytać, nie nakręcać się, iść pobiegać (serio, serio), pograć w coś, zadzwonić do kogoś.

A gdy łapie prawdziwy lęk najlepiej otworzyć buzię i wydać z siebie dźwięk, jak nie ma słuchacza, to można rozmawiać z kotem na przykład i się tego nie bać, po prostu rozmowa powoduje rozluźnienie mięśni sztywnych podczas napadu lękowego.

 

Najgorsze są dla mnie ataki paniki. Zdarzyły się parę razy, później był lęk przed lękiem, no jednym słowem klasyka i niczym was nie zaskoczę :)

 

Pierwsza panika w pociągu i dałam radę, chociaż mdlałam, pot ze mnie leciał, umierałam - wiecie ;) ale powiedziałam sobie, że to bankowo nerw i odpuściło.

 

Najgorsze dwa miałam w pracy, gdy byłam sama w dziale i stwierdzałam w środku dnia, że jak mi się cos stanie, to mnie znajdą na 2 dzień dopiero no i to powodowało jazdę na maksa. Nie do opanowania, a później 2-3dniowe zmęczenie "po". Najlepsze jest to, że w trakcie wiedziałam oczywiście, że to panika ale była nie do przerwania wtedy.

Miałam też niezłą jazdę w korku jako pasażer, myślałam że autentycznie dostanę fioła. Wyciągnęłam tel i zaczęłam przepisywać kontakty, cyferki.. po mniej więcej 4 minutach zaczęlam się śmiać, że nerwicę tak łatwo oszukać :)

 

Mam lepsze i gorsze tygodnie, mam lepsze i gorsze dni. Wiem mniej więcej co powoduje lęk, wiem jak go mniej więcej opanować. Jak prowadzę i łapie, to palę (chociaż to się musi skończyć natychmiast ze względu na serducho), albo słucham muzyki, albo do kogoś dzwonię. Najważniejsze to uświadomić sobie i czesto powtarzac, ze w sytuacjach "bez wyjscia", które powodują lęki czyli korkach, kolejkach itd.. , to warto wiedziec, ze zawsze można się zatrzymać na boku, wyjść z kolejki, olać, położyć się nawet i pooddychać. Nic się nie stanie, nie umrze się od ataku paniki, nikomu nie zrobimy krzywdy. Trzeba się uspokoić, wyrównać oddech.

 

Nasze mózgi są mega!

Musimy tylko się nauczyć je wykorzystywać tak, żeby było nam dobrze, a nie źle i z czasem to się każdemu uda :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×