Skocz do zawartości
Nerwica.com

Aredhel025

Użytkownik
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Aredhel025

  1. Mi już powoli sie udaje. Zapisałam się na kurs angielskiego, siedziałam tam godzine i całkiem zapomniałam o lęku a skupiłam sią na zadaniach, które robiłam. Chodzę normalnie po makretach, codziennie z rana latam po zakupy, teraz schodziłam pół miasta szukając pracy i nic absolutnie mi się nie działo. Jeżdżę też miejskimi autobusami normalnie. Mam nadzieje, że wkrótce mi się jeszcze bardziej poprawi i wcale nie bede mieć ataków, bo jak na razie to mam bardzo sporadyczne najczęściej w jakichś obcych miejscach. Nie myślę już o tym tak często. Moje metody, które opisywałam w innych postach działają. Pozdrawiam
  2. imprevista- wyznaję autentycznie identyczny pogląd co ty na temat nerwicy i w ogóle świata. Ja także postanowiłam wgłębić się w siebie, poznać co tak naprawdę mnie gnębi, co stoi za tą nerwicą, jak to wygląda od wewnątrz. I powiem wam, że to wymaga czasu i głębokiego przeanalizowania swojego życia od wczesnego dzieciństwa po teraz, ale opłaca się. Ja podobnie jak imprevista postanowiłam się jakoś wyciszyć, przestać być samolubna i pomyśleć o świecie nie tylko o sobie. I wiecie co odkryłam w sobie taka dziwna wrażliwość jakiej jeszcze nigdy nie czułam. Np podczas jechania pksem słuchałam swojej ulubionej muzyki filmowej i oglądałam zza okna krajobrazy i tak mnie to piękno wzruszyło moich okolic, że normalnie łzy mi poleciały. Zdałam sobie sprawę w jakim pięknym miejscu mieszkam, jakie mam szczęście, że żyję tak a nie inaczej. Postanowiłam się też pogodzić z obecnym stanem rzeczy mianowicie chodzi tu o wszystko, że mam dziwny umysł, nerwicę, że wyglądam jak wyglądam, że po prostu jest jak jest. Nie wiem ale zobaczyłam wszytsko w innych barwach. I powiem wam, że to zadziało. Owszem strach był i nadal jest ale ogólnie nie mam ataków paniki. Jechałam tym pksem po cztery razy przez weekend na uczelnie po półtorej godziny. Potem całe dnie od rana do nocy na uczelni, miałam też kolowkium. Bałam się, że zwymiotuję w autobusie z tej nerwicy i przygotowałam sobie reklamówkę ale nic po pół godziny uspokoiłam się słuchając muzyki i wszystko przeszło jak palcem odjął. Potem było tak samo. Kolokwium też się bałam, że nie napisze dostane ataku i będę musiała wyjść a jednak napisałam bez problemu. Chyba zaczęłam to przełamywać. Nie mówię, że pokonałam nerwicę bo tak nie jest i długo nie będzie. Cieszę się jednak, że poznałam tą chorobę dzięki swojemu samozaparciu i temu forum i teraz wiem jak z tym walczyć. Wiem jak z tym żyć. Być może nie da się tego pokonać do końca ale najważniejsza jest praca nad tym, zmiana toku myślenia, skupienie się na czymś innym, olanie choroby. To tylko nasza wyobraźnia. Takie coś naprawdę działa ja u siebie widzę efekty i to kolosalne. Coś się we mnie zmieniło. I myślenie typu olewam wszystko najwyżej dostanę zawału, zesram się, porzygam, działa świetnie bo już nie boję się konsekwencji ataków i w rezultacie one znikają. Czuję w sobie oczywiście jakieś napięcie ale potrafię sama to zwalczyć. Przynajmniej teraz mi się to udawało. Też wam radzę wziąść się za siebie i starać wyciszyć modląc się, medytując, słuchając muzyki, idąc na spacer, lub po prostu wyobrażać sobie inny świat całkiem fantastyczny lub jakikolwiek inny od tego co nas otacza to tez pomaga. Ja jak mówiłam od początku będę nad sobą pracować i leków na nerwicę brać nie będę. Dałam radę bez niczego na uspokojenie bez ziółek, bez persenu bez niczego jedynie muzyka mi pomogła i to, że potrafię za pomocą wyobraźni przenieść się w inny świat. Wszystkim wam polecam takie metody i cieszę się, że wypowiedział się na tym forum ktoś taki jak imprevista, bo taki sposób myślenia i życia jest według mnie cenniejszy niż wszystkie leki na nerwicę razem wzięte. Pozdrawiam
  3. Może zrobię teraz lekii off topic ale szukałam tematu o znaczeniu snów i ich wpływie na nerwice tylko nie mogę znaleźć i nie pamiętam czy był taki osobny czy w ktorymś z innych tematów poruszono ten aspekt. W każdym razie już od jakiegoś czasu natrętnie śni mi się moja koleżanka. Przez 6 lat byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Ona jak i ja zawsze miałyśmy jakieś kompleksy dotyczące wyglądu. Różniłyśmy się pod względem fizycznym, ale to nie było oczywiście żadną przeszkodą. Ona jednak często mi wypominała jak ja to mam do bani, że tak wyglądam a nie inaczej, że nie znajdę sobie faceta itd( byłam wysoka i chuda). Pomimo to super się dogadywałyśmy. Potem w nastęopnych latach wyrobiłyśmy się sporo i temat wyglądu nie był już przytłączajacy. Potem ona zaczęła wypominać mi cechy charakteru, uwazała, że ona jets super fajna a ze mną zawsze coś było nie tak. Widać było jak cholera, że ona to swoje 'fajne' zachowanie wymusza i podlizuje się do każdego. Okropnie mnei to denerwowało no ale nadal byłyśmy przyjaciółkami. Potem było jszcze gorzej, normalnie nie do zniesienia, chwaliła się cyzm popadnie swoją rzekomą inteligencją itd. dosżło do tego, że potrafiła mnie zwyczajnie upokarzać. W końcu ona wyjechała. Mam z nia straszne złe wspomnienia i już się nie zadajemy wcale. Teraz już żadnej z nas nei zależy. Odżyłam z jednej strony. Tylko, że teraz cały czas mi się ona śni, że idzie ulicą a ja uciekam, żeby się z nia nei psotkać, albo jak mi wypomina moje wady, moje cehcy charakteru. I to już nie raz nie dwa, ostatnio śniłą mi się 4 dni pod rząd i pomimo, że się wysypiam to budzę się przytłoczona jak po jakiejś wielkiej kłótni. Jeśli tak dalej będzie to dłużej tego nie wytrzymam i pójdę do psychologa. Sen to jedna z moich ulubionych ' czynności życiowych' bo się mogę uspokoić , oderwać od świata i myśleć o czymś innym a tutaj takie natręctwa. Budzę się i czuję jakbym była jakąś kosmitką nienadającą się do życia. Jak myślicie czy ten sen może coś znaczyć lub mnieć wpływ na cokolwiek?
  4. Wiesz no ja też tak miałam kiedyś jeszcze długo zanim pojawiły się jakiekolwiek ataki. CZasami czułam się źle, szybko się męczyłam, uciski w gowie, w nocy czasem przed snem kołatanie serca lekkie. I nawet dzisiaj mi się to zdarza. Byłam na to u lekarza, zrobili mi badania i oczywiście nic, tylko podczas EKG serce bardzo biło ale ja nawte powiedziałam, i teraz też mówie, żeby sie nie zdziwili jak bede mieć wysokie ciśnienie lub walenie serca bo jak ja widze kitel lekarski to tak już po prostu mam, taka reakcja a szczególnie podczas jakiegoś badania( chociaż przyznam, że na badanie krwi lubie chodzić nie wiem czemu, lubie jak mi pobieraja krew tylko musze na to nei patrzec) chodzi tutaj wlasnie o mierzenie ciśniena i takie tam. W szkole też miałam wysokie i musiałam chodzić na każdej przerwie na mierzenie i na każdej miałam wysokie. W końcu okazało się( w sumie to się nie okazało bo u mnie w domu wszyscy wiedzieli to wcześniej), że jestem po prostu osobą nerwową, mam słaby układ wegetatywny czy coś tam i np z powodu byle zmiany pogody zaraz boli mnie głowa. W ogóle to często bolał mnie żołądek, piłam sobie mięte i przechodziło. Ogólnie przyzwyczaiłam się już do tych moich bóli czasami i z tym żyję normalnie. Podejrzewam, że to pewnie też z powodu nerwicy.
  5. Moja babcia jest w ogóle dziwna. Najpierw wyzywa mojego dziadka od różnych i zapowiada, że to już jego ostatnie podrygi a teraz jak był chory ciężko i nie wiadomo było czy przeżyje to non stop tylko płakała i mówiłą, ze ona nie może bez niego żyć. Jak to słyszałam to mnei szlag trafiał i ja trochę utemperowałam. Teraz dziadek na szczęscie jest z nami i go na razie nie wyzywa Z nami a szczególnie ze mną robi tak samo jednego dnia na mnei najeżdża a drugiego kase daje a trzeciego jeszcze wypomina. Moja babcia potrafi być bardzo fajna i szczególnie pomocna ale czasem tak jej odpala i gada takie głupoty, ze zastanawiam się, czy ona faktycznie ma tylko nerwicę. Nie chcę być taka jak ona, bo to przechlapane. Z kolei mój dziadek jest wyj,ątkowo spokonym człowiekiem nawet gdy w szpitalu przed operacją nie wiadomo było co będzie on leżał spokojnie pogodzony z losem i powtarzał no trudno tak musi być. Zawsze zastanawiałam się jak to się robi, ale wątpie, żeym miedyś do tego doszła. Takim chyba już trzeba po prostu się urodzić.
  6. Bardzo was przepraszam jeśli kogoś uraziłam moim dobitnym gadaniem lub nie zrozumiałam tak jak w przypadku tego" nieżle". Ja sama czasem mam ataki i wiem, że nawte jak ma się tysiące strategii to nei zawsze zadziałają i po prostu przychodzą. Jednak te strategie często pomagają w szybkim opanowaniu paniki i uspokojeniu się. J staram się analizować moją psychikę i powody tego wszytskiego i raczej doszłam co to powoduje i naprawdę jest tego bardzo wiele nie tylko jedna rzecz. Poza tym zauważyłąm, ze zanim nie myślałam o nerwicy i zdarzyły mi się może ze dwa góra trzy ataki to łąpały mnie one tylko wtedy jak czegoś najpierw się bałam a potem jakby mi to nei mogło przejść. Tak samo było ostatnio u kuzyna, miałąm jakiś koszmar obudziłam się i teoretycznie powinnam już się nei bać a atwdy włąśnie się zaczęło. Na szczęście opanowałam to ale z kolei po tym incydencie zaczęłam się doszukiwać u siebie chorób i doszłam właśnie do nerwicy( chyba tej hipochondrii też się jecsz enei pozbyłąm w 100%) i teraz cąły czas pomimo wsyztsko o tym myślę i nie daje mi to spokoju. Włąśnie dlatego uwazam, że to wytwór mojej wyobraźni i staram się już w zalążku to pokonać. Nie wiem jak będzie dalej. Zobaczymy. Pozdrawiam
  7. Sorry jak wam się nie podoba ale chciałam was pocieszyć bo widzę, że zastanawiacie się jak długo żyje się z nerwicą i boicie się śmierci. Więc podałam przykład, że organizm często jest bardziej wytrzymały niż wam się wydaje. To może przydać się podczas ataków gdy boicie się, że to już koniec. Chyba ,że wolicie, żeby was "pocieszyć" i powiedzieć- co wy długo z tym nie pociągniecie. Wiecie co jeśli sami nie wypracujecie jakiejś strategii żeby pokonać nerwicę to pewnie z lekami czy bez cały czas będziecie się z nią męczyć powtarzając- chcę żyć bez nerwicy. Widocznie tak niestety się nie da. Czasami tzreba pogodzić się z tym faktem i pocieszyć myślą, że inni potrafią żyć z nerwicą długie lata jak moja babcia. Wiecie każdy by coś chciał jak nie pozbyć się nerwicy to potem pozbyć się czegoś innego. Wiem jaka ta choroba jest przytlaczająca ale czasem nic nie można na to poradzić i starać się żyć dalej przetrzymując ataki itd. Ta choroba ma w sobie tyle dobrego ,że możecie starać się z nia walczyć i od was zależy czy wygracie czy nie bo np ze schizofrenią czy rakiem to nie jest takie proste. Ja postanowiłam postarać się jakoś to przetrzymać i wychodzić na wprost chorobie a nie chować się w domu bo wtedy nigdy sobie nei wybaczę zmarnowania tych wsyztskich lat młodości i faktycznie zachoruję na coś poważniejszego.
  8. Fobia- ja mam tak samo też widze wiele podobnych zachowań. Moja babcia też umierałą juz tysiące razy ale naszzęście nadal zyje i nerwice ma na bank o ile nie jescze jakies inne zaburzenia bo czasami jej totalna huśtawka nastrojów doprowadza mnie do szału. Nie chcę być całkiem jak ona, bo być takim człowiekiem samym w sobie znerwicowanym, non stop biorącym leki uspakajające itd to koszmar. Wiem ,że trudno jest się pogodzić ze śmiercią, czy nawet ma się dzieci czy nie, po prostu zdając sobie sprawę, że nas już nie będzie i wszystko zostawimy. Ja sama jak czasem patrzę na moją rodzinę, z którą jestem bardzo zżyta i myślę, e miałabym ich zostawić, oni by cierpieli to czuję się taka okropnie smutna. Często podczas ataków pomaga mi płacz ale nie płacz histeryczny tylko po prostu lecące łzy i myśli o rodzinie. Zazwyczaj się wtedy uspokajam bo ogarnia mnie szczęście, że ich mam i że nigdy mnie nei zostawią. Mówie tutaj o rodzicach, bracie, dziadkach itd. Boję się, że nie znajdę nigdy kochającego męża, który do końca będzie mnie wspierał tak jak oni. Ale widzicie, że mam chyba dużo problemów psychologicznych i tutaj bardziej psycholog mi pomoże niż psychiatra. Po prostu mam smutną duszę i moze stąd ta nerwica. Pomimo to nie boję się śmierci bo mam nadzieję, że w przyszłości będzi elepiej cokolwiek by to miało nie być. Po prostu jak oglądam czasem programy przyrodnicze a szczególnie te o kosmosie i tak sobie myślę Boże jakie to wszystko musi być olbrzymie, nasz umysł nie jest w stanie sobie tego nawet wyobrazić. Te czarne dziury, lata świetlne... Poobno wszechświat ma jakiś kształt więc skoro ma to coś musi być poza tym kształtem a tego to już w ogole nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Min. dlatego wierzę, że Bóg istnieje i po śmierci nie zostawi mnie samej. To jest mój tok myślenia a wasz jest już waszą osobistą sprawą. Tak czy siak współczuję ateistom/
  9. bee84. Całkiem źle? Mi moja tendencja olewcza bardzo pomaga i dzięki niej wsiadłam do tego pieprzonego autobusu i szczęśliwie przejechałam całą drogę. Nie boję się śmierci i ten fakt mi bardzo pomaga również. Jednocześnie też zdaję sobie sprawę, że to tylko urojenia mojego mózgu i to też pomaga. Przez leki umrę 20 lat wcześniej bo wykańczają wątrobę jak cholera, więc i tak mi już nie zależy, przynajmniej kasę oszczędzę na jakieś tymczasowe zachcianki i mi sie humor poprawi. Pewnie powiecie- lepiej już żyć te 20 lat mniej bez lęku niż z nim. No sorry, ja uważam, że leki nie pomogą i tak bo jak ktoś sobie chce coś wmówić to i tak to sobie wmówi. Jakbym się przejmowałą byle sraczką w pksie to już bym dawno siedziała zamknięta w czterech ścianach w domu i nigdzie nie wychodziła bo wszytskiego się boję. Sram a ten strach, będę chodziłą gdzie mi sie podoba i najwyżej dostanę 50 ataków i serce mi wysiądzie. Leki są na krótką metę i jeśli chodzi o nerwicę to nie dają pożądanych skutków. Też się zastanawiałam nad leczeniem farmakologicznym i czytałam o tym dużo. Wiele lekarzy nie zaleca. bo umysł ludzki jest w stanie sam to przezwyciężyć skoro sam to tworzy, zalecane są psychoterapie i własne samozaparcie ewentualnie jakieś doraźne leki uspakajające. Jak ty masz ochotę za każdym razem histeryzować z powodu ataków i siedzieć w klatce razem z lekami to prosze. Ja nie zamierzam. Pójdę gdzie mi się podoba a jak sama temu nei podołam to znaczy, ze jestem słaba i w dalszym życiu też sobie nie poradzę. Wiesz myślę, że w takich przpadkach warto zostać wolontariuszem w hospicjum lub coś takiego i zobaczyć jak ludzie chorują naprawdę i to już nie są niestety wytwory umysłu tylko realność.
  10. Don't worry moja babcia żyje już z nerwicą jakieś 30 lat i non stop się faszeruje relanium( 30 lat to samo bierze i przepisuje jej znajomy psychiatra, tak normalnie się nie leczy) ma tez jescze arytmei- to chyba od tej nerwicy. Nigdy nei chodziła do kościoła ani nic. Tylko popina po targu, marketach i cmentarzu bo chyba si ejuż przyzwyczaiła. Nigdzie nei jeździ ani nic cały czas w naszym meiście siedzi. Ma teraz 70 lat jest na fleku i daje rade. Ja charakter odziedziczyłąm po niej i też mam wiele schiz. Ale nie martwcie się organizm ludzki jest bardziej wytrzymały niż myślicie. Opowiem taką historyjkę. Otóż bodajże gdy brali ludzi do łagrów jeden z człowiek poszedł do rosjan i powiedział, że on nei moze pracować bo ma ciężko chore serce- oni go wyśmiali oczywiście. Ten załamany wiedział już, że jego dni są policzone ale oczywiście wziął sie za pracę bo nie byłoinengo wyjścia. O dziwo po kilku meisiącach cięzkich robót facet pracował i dalej żył. Potem się okazało,że przeżył jescze długo po robotach.Za jakiekolwiek błędy przepraszam chciałąm wam tylko podać przykład. Także prawdopodobnie jescze długo pociągniecie o ile sami nie popełnicie samobójstwa. Pozdrawiam.
  11. Ja tam się śmierci nie boje. Kiedyś się bałam jako małe dziecko. Nawet czasem się zastanawiam co zrobią z moim ciałem. Myślę o tym, żeby ludziom chorym oddać moje narządy a reszta spalić do urny i do ziemi. Ale to jescze nie jest ostateczna decyzja. Jestem wierząca, nei jakaś dewotka ale tak po prostu wierząca i jakoś nie panikuję co się ze mną stanie po śmierci nei wiem od pewnego czasu zaczęło mi to zwyczajnie zwisać. Aha i nie martwcie sie, pociesze was teraz, że moja babacia ma nerwice już chyba jakieś 30 lat non stop ierze relanium( z tego co wiem to dość mocny lek) i jakieś inne przepisywane przez znajomą psychiatrę bo tak normalnie się nie leczy i dzisiaj w wieku 70 lat jest na fleku. Ja mam chyba to po niej taki histeryczny charakter i stąd ta nerwica. Ale jak mam atak to olewam to i wiem, że w końcu na coś trzeba umrzeć i jak mnie łąpie to sobie ta tłumacze, próbuję wyrównać oddehc a jak mi się nawte nie uda to i tak leże i czekam aż przejdzie. Zazwyczaj przechodzi bo wiem, że prawdopodobnei nei umre a nawte jeśli to też mi zwisa to dużo pomaga bo zazwyczaj włąśnie ludzi faktycznie coś tam łapie i zaraz panikują, że to koniec. Jakby się nei bali śmierci to by pewnei im w końcu przeszło. Ja tam nawet jak będe się gdzieś bała iść (ale na razie tak jeszcze nie mam) t i tak tam pójdę. Jak już mówiłam w którymś poście najwyżej zemdleję raz, drugi tzreci, przyjedzie kilka razy karetka i już nei ma rady jeśli się samemu tego nie przezwycięży. Albo najwyżej dostanę zawału i pójdę do grou, to też jakieś wyjście z sytuacji. Dlatego będę konfrontowac się z nim aż nie przejdzie albo aż nie umrę. To tyle ode mnie pozdrawiam.
  12. KasiaMi11 Tak tylko nerwica to jest właśnie bardziej urojenie niż realność. Po prostu ludzie albo są naprawde chorzy i wtedy lęki łapię ich znienacka nawet jak o tym w ogole nie myslą albo jak sie do tego" przygotowują" czyli wiedzą, że gdzieś wychodzą coś się ma stać i już wiedz, że będa mieli atak. Wtedy to jest po prostu histeria i to jest cechą charakteru a nie choroba. Dzisiaj wsiadłam d tego pksu. Bałam się bo to normalne i już miałam myśli żeby nie wsiadać. Ale sobie myślę dupa z tym. Wzięłam persen żeby rozładować napięcie i poszłam. Pomyślałam sobie no i co nawet jak dostane okropnego ataku paniki to co, dostanę jak zwykle palpitacji, odretwieje mi wszystko i trudno najwyżej umrę, nie ja pierwsza nie ja ostatnia na coś trzeba w końcu paść. Bałam się też wymiotów ale przygotowałam sobie reklamówkę i myślę a co to nie można już chorować? Ile ludzi jeździ i wymiotuje chociażby z powodu choroby lokomocyjnej, pojadę i koniec choćby nie wiem co. Wsiadłam, przyznaję miałam czarne myśli, nei ma cudów, żeby całkiem się odstresować ale włączyłam moją ulubioną muzykę i jechałam. To nastawienie olewcze bardzo mi zawsze pomaga, wiadomo nie likwiduje strachu całkiem ale pomaga. Leki są już w ostateczności, czytałam wiele artykułów o tym gdzie odradzają przyjmowanie leków na nerwicę lękową bo to neipotrzebne. Co z tego że będę się faszerować jak gdy będę je odstawiać znowu będę mieć schizy, że bez nich nie mogę normalnie żyć. Trudno albo sama pozbędę się kolejnej mojej schizy albo pójdę do piachu. Jestem wierząca i nie boję się tego. Jak już mówiłam na coś trzeba umrzeć. Leki nie załatwią całej sprawy, zwalczą może objawy ale to i tak będzie tkwić w naszej głowie. Jadąc pksem pomyślałam sobie, że ludzie są naprawdę chorzy, cierpią, nie ma dla nich ratunku, przechodzą katusze, w rodzinie mają ciężkie choroby a tutaj prze urojenia takie cyrki. Moi rodzice są jednak najlepszymi psychologami, mówią przetrzymać u koniec nie ma innego wyjscia i dzięki nim pozbyłam się w dużym stopniu schiz z biegunką, hipochondrii i dzisiaj jechałam pksem czerpiąc pełną radość z jazdy tak jak kiedyś. Zobaczymy co będzie potem ale jak na razie takie jest moje zdanie.
  13. 1507- to na pewno nerwicowe, ja akurat też mam często dejavu i oczywiscie jako osoba histeryczna z natury myślałam, że jakiś diabeł chce mnei opetac i ze bede potzebowac egzorcysty. Potem miałam jazdy z biegunką( juz to pisałam w jakims temacie) zdawalo mi sie ze wszedie musze do toalety wlacznie z pksem ale uznałam, że trudno najwyzej sie zesram i moja fobia przeszla na rzecz teraz nerwicy lekowej. Ale jutro pojade tym pksem i moze dam rade. Serio nie warto marnowac zycia i tracic kase na leki. Psychotropy sa przenzaczone dla ludzi naprawde chorych psychicznie ktorzy maja cos nei tak z plynami mozgowymi a nie dla ludzi z urojeniami tak jak np ja. Juz od dawna jestem wiezniem swoich urojen jak nie hipochondrii( juz nie raz umieralam na raki itd) to nerwicy itd. Ale jakos nie boje sie smierci i postanowilam ze nie bede brac lekow przez swoja glupote. Jak juz mowilam skoro jestem malo wytrzymala to najwyzej bedzie mnie zabierac karetka po kilka razy dziennie i sie wykoncze. Psychotropy zniszcza moje zycie jeszcze bardziej, jak je przestane brac to znowu bede miala schozy a tak bede sie cieszyc ze zwalczam to sama. [Dodane po edycji:] 1507- to na pewno nerwicowe, ja akurat też mam często dejavu i oczywiscie jako osoba histeryczna z natury myślałam, że jakiś diabeł chce mnei opetac i ze bede potzebowac egzorcysty. Potem miałam jazdy z biegunką( juz to pisałam w jakims temacie) zdawalo mi sie ze wszedie musze do toalety wlacznie z pksem ale uznałam, że trudno najwyzej sie zesram i moja fobia przeszla na rzecz teraz nerwicy lekowej. Ale jutro pojade tym pksem i moze dam rade. Serio nie warto marnowac zycia i tracic kase na leki. Psychotropy sa przenzaczone dla ludzi naprawde chorych psychicznie ktorzy maja cos nei tak z plynami mozgowymi a nie dla ludzi z urojeniami tak jak np ja. Juz od dawna jestem wiezniem swoich urojen jak nie hipochondrii( juz nie raz umieralam na raki itd) to nerwicy itd. Ale jakos nie boje sie smierci i postanowilam ze nie bede brac lekow przez swoja glupote. Jak juz mowilam skoro jestem malo wytrzymala to najwyzej bedzie mnie zabierac karetka po kilka razy dziennie i sie wykoncze. Psychotropy zniszcza moje zycie jeszcze bardziej, jak je przestane brac to znowu bede miala schozy a tak bede sie cieszyc ze zwalczam to sama.
  14. Włąśnie!!! Świetna rada - mamproblem. Ja właśnei też tak myśle, mam nerwice od niedawna i gadalam o tym z rodzicami. Mówią, że najlepsza metoda to przetrzymanie. Boisz sie jakiegoś miejsca? Cholera z tym ubieraj sie i idz tam i nawe jak bedziesz o tym myslec( wiem jak ciezo odpedzic te mysli) to nic najwyzej zabierze cie pogotowie raz, drugi, tzreci albo zrobi ci sie slabo, albo wyjdziesz i znowu wrocisz ale nei boj sie tego. ja jutro jade pksem 1,5 godziny. I pewnei cos sie bedzie dziac, boje sie tego nie ma cudów ale tez sram na to. Dostane ataku i co bede siedziec tam i czekac az przejdzie chyba ze nei wiem dostane zawalu alb bede wymiotowac i juz ludzie sie beda dziwic az przestana, ja w koncu wysiade i pojde swoja droga, przecie znie bede sie ukrywac w domu przez swoje urojenia. Tak nerwica to urojenia. Ludzie sa powaznie chorzy, umierajacy. ja mam chorego powaznie dziadka ktory cierpi i mimo tego jest spokojny jak zradko kto, podziwiam go za to. Ja moze tez kiedys dojde do takiej perfekcji. Po prostu pojdziesz w dane miejsce jeden raz, drugi tzreci az w koncu ci przejdzie i tyle.
  15. Wiecie co kiedyś cierpiałam na lekką hipochondrię( dajcie spokój cały czas latałąm po lekazrach i się ośmieszałam przed nimi moimi diagnozami) i jakoś zwalczyłam bo po prostu uznałam, że co ma być to będzie na coś trzeba umrzeć. Potem cierpiałam na lekką nerwicę natręctw, która dotyczyła biegunki objawiającej się w miejscach publicznych i jednocześnie wstyd. Ale uznałam, że zesram się to się zesram i już pośmieją się i przestaną, może niektórzy się nawet nie dowiedzą(tak ,też się teraz śmieję ;D) przecież Fergie posikała się na koncercie i już nikt prawie o tym nie gada. Więc jako osoba, która raczej bez problemów nie da rady- taka już jestem, wynalazłam sobie nowy- nerwicę lękową. To wynalazłam to w cudzysłowiu powinno być. Nie mam częstych objawów ale coraz częściej o niej myślę i się jej boję, że mnie złapie np jak jadę pksem dość długą drogę. Ale postanowiłam jak zwykle obrać taktykę olewczą typu- Jak dostanę atak( jak u wszystkich chyba: palpitacje jak cholera, gorąco okropnie, chęć natychmiastowej ucieczki) to trudno, będę siedzieć choćby nie wiem co na miejscu i oddychać ewentualnie się trochę powiercę i poczekam aż przejdzie, najwyżej dostanę zawału i po krzyku. Akurat śmierci się nie boję jakoś szczególnie i to jest właśnie szczęście w nieszczęściu, bo inni jak mają dostać atak to zaraz boją się, że umrą. A ja się boję jedynie tego okropnego uczucia i dyskomfortu. Trudniej na pewno będzie niż wcześniej z moja metodą olewczą ale może dam radę jak z tamtymi schizami. Ostatnio u kuzyna jak spałam mnie złapało, to nie wiedziałam co zrobić ale potem za drugim razem jak bałam się, że znowu mnie u niego w nocy złapie jakoś zwalczyłam. Jak leżałam i już czułam, że za dużo o tym mylśę i coś się bedzie dziać to powtarzałam sobie słowa spokój i wyciszenie a potem sobie myśle no co ty bedziesz cyrkowac wstawać z łóżka łazić otwierać okna, leż i przeczekaj jak masz umrzeć to umrzesz najwyżej. I powiem wam, że pomogło nie złapał mnie pełny atak tylko były zalążki i po kilku razach tej nocy mi przeszło. Cieszę się, że sama zdiagnozowałam sobie chorobę, bo też długo myślałam i błam się, że jestem psychiczna i do końca życia będę brać psychotropy a wiem ze jak się wpadnie w ten wir to juz koniec. Cieszę się też, że mniej więcej znam przyczynę główną- jako dziecko czułam taki sam lęk jak moja ciotka miała dostać ataku padaczki( były to okropne ataki, z okropnym krzykiem bałam się tego panicznie rodzice zawsze brali mnie za rekę i uciekali ze mną a babcia sie nia zajmowala, do tego jeszcze te aury przed atakiem byly straszne- do konca zycia bede sie tego bala teraz juz to rozumiem ale przenioslo się w postaci nerwicy, przynajmniej tak mysle) ponad to ostatno miałam tyle stresów ze szok. W dodatku jestem z natury okropna panikara i czesto sie stresuje. Bede sie starac to zwalczyc bo wiem ze mozna bez lekow ktore tylko likwiduja objawy. Ewentualnie cos doraznego na uspokojenie. Może też przejde sie do psychologa bo ma taka ochote sie wygadac, że szok. Także jak na razie na moje schizy działała metoda przetrzymywania i olewania- sami też spróbujcie, aha i jak macie atak to starajcie sobie mnożyć dzielić, robić jakieś działania matematyczne- wtedy zastanawiacie sie jak to obliczyć i w polowie mniej koncentrujecie sie na ataku. Pozdrawiam [Dodane po edycji:] A teraz mi sie przypomnialo jeszcze-mam charakter po babci, która też chyba ma nerwice, może nie tak ,że jakieś palpitacje( chociaż kto ją ta wie) tylko do kościoła wcale nie chodzi bo tam kiedys mdlala ale w każdym razie ma arytmie i całe życie bierze tabletki na uspokojenie i jest w ogole histeryczka( ja tez jestem po niej) i po niej chyba odziedziczylam i nerwice i charakter, udziela sie ze szok. I czasami mi pomaga jak sobie przypomne jak moj tata zgrywa sie z mojej babci, że ma nerwice tak sie smiesznie trzesie, że zamiast se bac to sie smiac chce, serio. Sorry za to nieskladne pisanie ale spac mis ie chce juz. Pozdrawiam.
×