Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

Powiem jedno, całe badanie polegało jak to u psychiatry na wywiadzie, padały pytania typu czy ktoś w rodzinie się leczył psychiatrycznie, dlaczego nie pracuję, na czym polegają objawy obsesyjno - kompulsyjne itp. Biegła sądowa to starsza pani, zresztą bardzo sympatyczna, która jak zobaczyła grubość moich akt i dokumentacji leczenia zebranych na przestrzeni mojego 31 letniego życia to widziałem po niej, że była lekko wcięta, ale takich osób lub gorszych przypadków jak ja ona na co dzień ogląda dziesiątki.

Powiedziałem jej całą prawdę o objawach, które uniemożliwiają mi funkcjonowanie społeczne i zawodowe i na każde jej pytanie lub stwierdzenie miałem kontrargument, więc nie zagięła mnie na niczym. Powiedziałem jej jakie są moje obserwacje samego siebie na podstawie minionej dekady i zresztą całego życia, że przez ten czas podejmowałem wiele prób by sobie pomóc w cierpieniu i przywrócić do jako takiego stanu używalności, od całej masy farmakoterapii, poprzez szpitale aż po oddziały dzienne, powiedziałem, że na psychoterapiach rozpracowałem większość problemów typowo psychologicznych ale na genetyczne uwarunkowania i przyczyny biologiczne zaburzeń psychicznych lekarstwa i terapii nie ma i wiem, że te stany będa mi towarzyszyć do końca życia ! Lekarka na to nic nie odpowiedziała, odebrałem to jako potwierdzenie tego co powiedziałem, że z chorób i zaburzeń psychicznych, które są na podłożu genetyczno - biologicznym się nie wychodzi nigdy. Teraz czekam na wzewanie na rozprawe sądową i na ostateczny wyrok, czy będe miał za co wegetować, czy podobnie jak zawiliński ostanie mi sie tylko sznur.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A kto z Was chodził co najmniej 2-3 lata do jednego terapeuty?

 

Zawilinski masz wykształcenie medyczne że tak się trzymasz tej chemii w mózgu itp?

 

Moja sytuacje też nie jest wesoła. Ja można powiedzieć że tracę mózg i kontakt z światem. Leki nic nie dają ale no właśnie jest jedno ale...

Całymi dniami siedzę w domu. Gram na konsoli i oglądam Tv. Nie podejmuje wyzwań no bo po co mam je podejmować jak i tak jestem chory ( znacie to nie :). I tak unikam trudnych emocji wchodząc w stan bez emocji za pomocą komputera i lenistwa. I tak gdzieś na jakimś poziomie jest mi wygodnie. Dużo tu jest wątków psychologicznych, które są w każdym z nas. I też mogę do tego podchodzić że mam silne zmiany w mózgu ( bo mam) czy inne objawy i odpuścić możliwość leczenia poprzez terapię. W moim przypadku chodzi o zmiany w życiu , podniesienie samooceny , znalezienie sobie nowych znajomych itp . To jest dla mnie kurewsko trudne, podobnie jak pewnie dla wielu z Was, ale jak chce polepszyć swoje życie i przede wszystkim wyzdrowieć to muszę coś zrobić. Mogę też pchać się w leki ( do których nic nie mam bo niekiedy pomagają) czy starać o rentę. Ale jeśli miałbym tak żyć to Ja dziękuje... Wybrałbym chyba sznur niż życie bez osiągnięć ( na swoją miarę- nie od razu porshe :) , bez znajomych itp.

 

Piszę o tym ponieważ jak widać zawsze w naszym działaniu czy myśleniu występuje psychologia. I dobry terapeuta potrafi to dostrzec i pomóc. Aha i Zawilinski widzę że też masz jakieś zapędy żeby iść do pracy czy znaleść sobie laskę. Tak że jest coś co chciałbyś zrobić, tylko sam sobie odcinasz drogę do tego ( podobnie jak Ja :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak że jest coś co chciałbyś zrobić, tylko sam sobie odcinasz drogę do tego ( podobnie jak Ja :)
Jeszcze ci się wydaje, że możesz się śmiać..., postaraj zrobić coś teraz, bo za parę lat będziesz płakał.

luźna uwaga ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rad, chodziłem wiele miesięcy na terapie i niestety z marnym skutkiem. Sam doszedłem do wniosku, że to dlatego że nie potrafię stworzyć żadnej relacji z terapeutą. Wszystko co terapeutka mi mówiła, jednym uchem wpuszczałem a drugim wypuszczałem i tak przez wiele miesięcy. Przez całą jedną terapię co miałem pół roku nie zapamiętałem nawet jak moja terapeutka wyglądała, a co dopiero co mi mówiła. Osoby z zewnątrz mają bardzo mały wpływ i dostęp do mojego świata wewnętrznego, tylko ja stanowię dla siebie autorytet. Nie bez znaczenia jest też to, że dryfuję po tym świecie jak jakiś duch, nie czuję się uczestnikiem tej rzeczywistości, jakiś oddzielony od tego wszystkiego jestem. Jedynie dzięki mojemu własnemu drążeniu problemów które mnie dotyczą, udało mi się otworzyć oczy na parę spraw. I nie wiem czy jakikolwiek terapeuta ma szansę zdobyć na tyle istotne miejsce w moim umyśle by słowa przez niego wypowiadane uzyskały priorytet w moim mózgu, bo nawet najbliższa rodzina i przyjaciele nie mają dużej wagi dla mojego mózgu, gdyby zniknęli, to oprócz konsekwencji materialnych, nie byłoby nic poza tym, emocjonalnie nie jestem z niczym związany lub ten związek jest niewielki.

 

Brak relacji z samym sobą jeden z powodów awolicji (avolition - eng)?

 

Przez całą jedną terapię co miałem pół roku nie zapamiętałem nawet jak moja terapeutka wyglądała, a co dopiero co mi mówiła.

 

Ja nie zwracam uwagi na to jak ja wyglądam, nawet jak dużo schudnę to tego nie zauważę (widzę po dziurkach w pasku, ale jakoś tego nie zauważam), jak zobaczyłem moje zdjęcia z czasu kiedy miałem ~14lat to się trochę zdziwiłem tym jak wyglądałem (to normalne?), niby siebie rozpoznaje ale bym nie wiedział czego się dokładnie spodziewać. Wtedy też nie myślałem o tym jak wyglądam.

 

-- 14 paź 2011, 06:31 --

 

Moja sytuacje też nie jest wesoła. Ja można powiedzieć że tracę mózg i kontakt z światem. Leki nic nie dają ale no właśnie jest jedno ale...

Całymi dniami siedzę w domu. Gram na konsoli i oglądam Tv. Nie podejmuje wyzwań no bo po co mam je podejmować jak i tak jestem chory ( znacie to nie :).

 

Ja mam ten stan od urodzenia więc z musu chodziłem wtedy do szkoły i miałem kolegów którzy mnie wyciągali z domu chociaż było to dla mnie obojętne.

 

I tak unikam trudnych emocji wchodząc w stan bez emocji za pomocą komputera i lenistwa.

 

Mój mózg nigdy nie generował trudnych emocji, może poza irytacją jak się do czegoś zmuszam.

 

I tak gdzieś na jakimś poziomie jest mi wygodnie. Dużo tu jest wątków psychologicznych, które są w każdym z nas. I też mogę do tego podchodzić że mam silne zmiany w mózgu ( bo mam) czy inne objawy i odpuścić możliwość leczenia poprzez terapię. W moim przypadku chodzi o zmiany w życiu , podniesienie samooceny

 

Nie oceniam siebie ani innych, nie czuje takiej potrzeby.

 

, znalezienie sobie nowych znajomych itp . To jest dla mnie kurewsko trudne, podobnie jak pewnie dla wielu z Was, ale jak chce polepszyć swoje życie i przede wszystkim wyzdrowieć to muszę coś zrobić. Mogę też pchać się w leki ( do których nic nie mam bo niekiedy pomagają) czy starać o rentę. Ale jeśli miałbym tak żyć to Ja dziękuje... Wybrałbym chyba sznur niż życie bez osiągnięć ( na swoją miarę- nie od razu porshe :) , bez znajomych itp.

 

Nie interesują mnie osiągnięcia ani znajomi.

 

Piszę o tym ponieważ jak widać zawsze w naszym działaniu czy myśleniu występuje psychologia. I dobry terapeuta potrafi to dostrzec i pomóc. Aha i Zawilinski widzę że też masz jakieś zapędy żeby iść do pracy czy znaleść sobie laskę. Tak że jest coś co chciałbyś zrobić, tylko sam sobie odcinasz drogę do tego ( podobnie jak Ja :)

 

Mi psychiatra dawał rady typu spotkaj się z kolegami ze szkoły, ale nie potrafiła wskazań jaką bym miał z tego korzyść, pytała jak najęta co bym chciał teraz zrobić żeby zawsze usłyszeć nic. Jak ma niby pomóc taka terapia? Jak ktoś nie ma uczuć to nie ma możliwości prowadzenia terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rad siedze calymi dniami w domu. gram na kompie i smigam po sieci. tylko dlatego, ze nic mnie nie kreci, to mnie jeszcze nie zniecheca i nie meczy mnie to ani psychicznie ani fizycznie. ja to robie bez interakcji fizucznej z kimkolwiek. jak juz mowilem mam socjofobie i zle sie czuje, gdy ktos przy mnie jest. nawet jak moja mama siedzi obok i ze mna rozmawia na luzne tematy ja czuje duzy dyskomfort psychiczny, do tego stopnia, ze musze udawac, ze rozmowa z nia mnie intersuje i odpowiadam jak zdrowy, zainteresowany rozmowa czlowiek. a ogolnie to ta rozmowe mam gleboko w du.pie, bo jedyne na czym mi zalezy to czuc sie dobrze. ale jak ma dojsc do spotkania z ludzmi to mnie to w ogole nie interesuje, nie czuje sie lepiej, nie zalezy mi na kontakcie z innymi. ja tego nie czuje. wiec dlaczego podejmowac proby, ktore co krok podejmuje? mowia idz spotkac sie z kolegami. nic to nie zmienilo w mojej chorobie. nic. to siedzi w mozgu, a mozg pracujac jak pracuje ma wplyw na psychike i tyle. ja jak sie spotykam z ludzmi to czuje, ze musze juz isc. nuzy mnie spotkanie z innymi, po prostu zniecheca mnie podtrzymywanie rozmowy tylko po to, zeby inni byli zadowoleni albo zeby im sie chcialo gadac. nic mnie nie smuci, nic mnie nie bawi. nie czuje nic caly czas 24h, dochodzi do tego czesto lęk albo doly. jeszcze tylko brakuje mysli samobojczych. ale szpitali juz nie chce, bo nic i nie daly. jak durnej rozmowy z lekarzem psychiatra nie mozna sie doprosic. nie chca ci wytlumaczyc na czym polega twoja choroba. na nic nie maja czasu. a codzienna rozmowa kontrokna od poniedzialku do piatku jest bez sensu, bo co sie moze zmienic z dnia na dzien? ja sam dam znac czy sie czuje gorzej czy lepiej. albo bylo tez tak, ze przez 2 tygodnie nie bylo wizyty. i jak mam ja sie czuc? wszyscy w szpitalu albo dol albo detencja (czytaj zdrowi ludzie na przetrzymaniu za to ze cos przeskrobali zazwyczaj zgarniecie z chodnika bo byli pijani) wiec z ludzmi z detencji nie pogadam, bo oni zielonego pojecia nie maja, bo nie sa chorzy, albo taka schizofrenia, ze a takimi ludzmi w ogole nie da sie dogadac. palic nie pale pomimo tego, ze mam niska dopamine, a jak wiadomo papierosy (nikotyna) podnosi dopamine. nie znosze tego smrodu, poza tym nie stac mnie na 1 paczke 10zl dziennie w sumie 300zl. ja nie mam zadnej kasy. bylem w pracy na okresie przedprobnym ok. 10 dni. rozmowa ze wspolpracownikiem w ogole sie nie kleila, bo ja tego nie czulem. rozmowa w ogole nie sprawia mi przyjemnosci, jest to dla mnie udreka, bo mnie nie wciaga. robota fizyczna to jest koszmar, bo sie szybko mecze. myslalem isc do sklepu wykladac towar. ale jak zobaczylem palete pelna marchewki 2m wysokosci to zmieklem. mnie od razu sparalizowalo. myslalem isc na pracownika dozoru, bo na ochroniarza do sklepu sie nie nadaje, bo nie lubie miec kontaktu z ludzmi, a poza tym biegaj za cwaniakami, tzrymaj ich zanim policja przyjedzie gdy ci ci groza. ja nie mam do tego ani sily ani psychiki. odpada. a jesli chodzi o pracownika dozoru to nie wiem, ale z tego nic nie wyjdzie, bo a silnymi lękami na noc nie pojde, bo sie zesram i nie wytrzymam. z dolem tez nie pojde, bo bede sie tylko modlil o koniec zmiany, a jak beda jakies lebki na mnie przezywac to spietram. ogolnie ch.uj.owo jest jak cholera. co z tego, ze jestem sprawny umyslowo, jak nie psychicznie. a psychika i emocje to wszystko co mamy. jak nie ma zadowolenia z czegokolwiek np. zadowolenia z zadowolenia to krzyz na droge. jeszcze sprobuje z opieka spoleczna, bo pracownik socjalny ze srodowiskowego domu samopomocy, do ktorego kiedys uczeszczalem powiedziala, ze jest taka mozliwosc, ze jak nie pracuje to moze jakies pieniadze dostane z tytulu, ze nie pracuje. jak sie patrze jak ludzie sie smieja... no to co tu duzo mowic. ja tego nie jestem w stanie wykonac, bo moj mozg nie ma powodu - nie odbiera impulsu dla, ktorego ja mialbym sie smiac. od 5,5 roku nie czuje emocji. nie dlatego, ze moj mozg tego nie potrafi. pewna czesc mojego mozgu jest wylaczona, nieaktywna i dlatego nie czuje emocji. elektrowstzrasow nie pozwole sobie zaserwowac, bo potem to pamiec sie traci, a alzheimera majac 27 lat nie chce. ja osobiscie nie mam nic z tego, ze jestem chory. zle sie czuje, nic mi sie nie chce, nie wychodze z domu, nie spotykam sie, pracy nie mam, kasy nie mam, o ambicjach to moge pomarzyc, lęki mam, dola mam, przyszlosci dla mnie nie ma widzac kryzys to jest jeszcze gorzej. wiem, ze sie smierci nie wywine. wg mnie dziewczyny maja latwiej, bo nad nimi sie jeszcze tos zlituje, a jak sie na mnie patrza to mowia, zebym sie nie opier.dalal, bo nikt na mnie i za mnie nie bedzie robil. wiec jak zewszad jest takie podejscie to zwijam najdan i wynosze sie na tamten swiat. wiecie co musze sie na to glownie psychicznie przygotowac i psychicznie przygotowac rodzine. wyjada niczego sobie, a ja dzien albo 2 po tym sie powiesze i powiem jedno. JE.BAL PIES wszystko, bo dla mnie emocje, checi i ogolnie zdrowie psychiczne jak i fizyczne sa wszystkim co mialem. a teraz nie mam nic. dlatego sie powiesze, ze mam na to sily, zdobede sie na odwage, a za powieszeniem sie przemawia doswiadczenie chorego przez ostanie 5,5 roku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej wszystkim: ) Może nie jestem do końca zdrowa, ale odczuwam uczucia. Co oznacza, że z tego stanu da się wyjść. Nie wiem jak to się do końca stało, może to ten solian, chociaż bardziej podejrzewam traumatyczne przeżycie. Jak się czujesz brak uczuć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zbychu77 bralem solian kiedys 300mg rano, 300mg wieczorem, ale do tego byla wenlafaksyna. nic nie dalo. bralem 300mg na wieczor, ale wtedy byl jeszcze wellbutrin. byl to najlepszy i najdluzszy okres w mojej chorobie, ale zaczely sie lęki i ciezkie zaparcia przez wellbutrin. bralem solian 400mg bylo dobrze az do momentu gdy nie moglem zasnac i obudzilem sie zmeczony jak po 24 godzinnej szychcie. wiec zjechalem na 300mg solianu, zachwyt dlugo nie trwal, bo zaczely sie lęki, doly. teraz biore 400mg solianu i jest srednio, bo chyba powoli te lęki i doly zaczynaja mijac, ale ja pewny nigdy do konca bym nie byl. biore z rana do tego solianu 400mg, 1 guaranax tzn wyciag z guarany. z rana jeszcze ujdzie, ale po poludniu gdy solian slabnie zaczynaja sie lęki jak cholera. ja na serio nie mam na siebie pomyslu.

 

topielica wyczynem nie jest czuc uczucia tylko zeby psychika wrocila do normy. wg mnie zeby remisje nazwac remisja trzeba minimum 6 miesiecy w niezmiennym stanie, a moze rok albo 2. nie wiem tego. ale co innego studia gdzie bylem chory i tez chodzilem, a co innego wymagajaca i stresujaca praca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zbychu77 bzdury gadasz. 200mg nic mi nie daje. czytales chociaz ulotke? tam pisze ze do 300mg na dobe na objawy negatywne. do 400mg na jedna dawke. zapytaj sie topielicy ile bierze solianu na dobe. 1000mg. i sprawdzalem wczesniej i 400mg solianu dziala na mnie dobrze. i nie gadaj bzdur. powiedz ile czasu juz chorujesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zawilinski nie jest tak do końca że nic nie czujesz. Piszesz że jak nie bierzesz leków lub nie działają to czujesz lęki. I to jest materiał do pracy terapeutycznej, która tak jak pisze może trwać kilka lat. Ja też bardzo słabo lub w ogóle nie odczuwam emocji właśnie przez częste granie i siedzenie na kompie. To też powoduje pogorszenie tego stanu, wręcz go bardzo nasila. I tu Cię rozumie, że lepiej grać na kompie i nie myśleć o świecie, niż czuć te wszystkie lęki itp. Tak jak pisałem też tak robie.

Chorujesz już jakiś czas . Jestem przekonany że na początku tak nie było, tzn. czułeś jakieś emocje ( pewnie większość negatywnych) ale czułeś.Miałeś pragnienia o których nie tak dawno pisałeś ( Twoje popędy sexualne itp:) Ale nic z tym nie robiłeś i stan się pogarszał. I doszło do tego że bardzo się odciąłeś od emocji i nic nie czujesz i doświadczasz dziwnych stanów ( objawów). I teraz patrzysz tylko na nie. Jeżeli jest OK to wtedy działam a jak jest hu... to wtedy się cofam do bezpiecznego (samotnego) miejsca i się zadręczam myślami jak to jest źle, i nakręca się cała karuzela. Jak widzisz inni też tak mają. Ale to ma jakieś swoje przyczyny i nie jakieś tam w mózgu ( to może jest kilka, -naście %) tu bardziej chodzi o nasz błędne myślenie, przekonania.

 

Ja Ci radzę żebyś poszedł do lekarza rodzinnego po skierowanie do psychologa, z tym do poradni psychologicznej. Trzeba powoli wracać do normalnego życia, chyba już czas najwyższy. Jak już masz sznur do wyboru tzn. że już nie masz dużego wyboru. Albo w jedną stronę albo w drugą. Skoro Ci się takie życie przytrafiło w takim stanie to warto z niego skorzystać, jakie by nie było zawsze może być lepsze. Choć w minimalnym stopniu ale lepsze :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pewnie więcej takich osób jest tylko nie wchodzą na to forum, bądź się nie udzielają..

 

zawiliński, chłopie rozumiem Cie w 100%.. siedzę w necie, przed kompem odcinam się od świata.. chętnie bym gdzieś się znalazł na bezludnej wyspie gdzie nie musiałbym nigdy do nikogo gęby otworzyć.. pisanie mi przychodzi łatwo, to problem jest z przełożeniem tego na słowa w rzeczywistości.. tworze sobie własne światy, rzeczywistości które spisuje na papierze w formie opowiadań.. 2 nawet wydrukowano i opublikowano ale nie czuje z tego powodu radości, smutku czy czegokolwiek jest to coś co pozwala mi uciec od realnego świata, a skoro innym się dodatkowo podoba no to przychodzą nieoczekiwane korzyści finansowe.. mi to pomaga na swój sposób tak mi się przynajmniej zdaje bo jakiś psychiatra pewnie by stwierdził, że jeszcze sobie tylko szkodzę odcinając się w ten sposób

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No u mnie źle.Też potwierdzam, że w naszym przypadku chodzenie do psychologa jest traceniem pieniędzy. Jak masz coś zmieniać jak nic nie czujesz. Ja chodziłam i to była jak rozmowa ze ślepym o kolorach. W końcu terapeutka sama przyznała, że nie jest w stanie mi pomóc i nie chce wyciągać moich pieniędzy. A obecna lekarka też powiedziała, że to kwestia dopaminy. Teraz mam dostać moklobemid, ale musze odczekać 2 tyg od sertraliny, bo jak mi tłumaczyła lekarka połączenie tych 2 leków coś robi z ciśniemiem w komórkach mózgu - już nie wiem czy obnizą czy pdwyższa, ale w efekcie człowiek ma odczucie jakby mu mózg pływał. Ja spotkałam już osoby, które tak czuły i to było przeraźliwe.

 

-- 15 paź 2011, 13:54 --

 

pewnie więcej takich osób jest tylko nie wchodzą na to forum, bądź się nie udzielają..

 

zawiliński, chłopie rozumiem Cie w 100%.. siedzę w necie, przed kompem odcinam się od świata.. chętnie bym gdzieś się znalazł na bezludnej wyspie gdzie nie musiałbym nigdy do nikogo gęby otworzyć.. pisanie mi przychodzi łatwo, to problem jest z przełożeniem tego na słowa w rzeczywistości.. tworze sobie własne światy, rzeczywistości które spisuje na papierze w formie opowiadań.. 2 nawet wydrukowano i opublikowano ale nie czuje z tego powodu radości, smutku czy czegokolwiek jest to coś co pozwala mi uciec od realnego świata, a skoro innym się dodatkowo podoba no to przychodzą nieoczekiwane korzyści finansowe.. mi to pomaga na swój sposób tak mi się przynajmniej zdaje bo jakiś psychiatra pewnie by stwierdził, że jeszcze sobie tylko szkodzę odcinając się w ten sposób

 

To bardziej wygląda na osobowość schizoidalną niż socjopatyczną - obawiam się, że skrzywdzono Cię tą diagnozą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a czy moze mi ktos wytlumaczyc , dlaczego nie umiem chodzic prosto :/ znaczy sie w okreslonych miejscach w domu jakas sila mnie kieruje i musze skrecac , nie mam pojecia co to moze byc , przed psychoza , krecilam sie w kolko , w snie czuje jak cale cialo mi sie obraca ale najbardziej drazniacy jest wlasnie ten chod , przez ktorego nie umiem dojsc do celu bo ciagle mnie skreca na strony :/ czy to moga byc emocje?? ktore w taki a nie inny sposob sie ukazuja??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wróciły mi uczucia i emocje. Czuję się przez większość czasu paskudnie. Mam lęki , jestem smutna, często zrozpaczona. Na studiach póki co daję sobie radę. Po zdanym bardzo trudnym kolokwium nawet się cieszyłam przez chwilę. Więc pozytywne emocje tez odczuwam, tyle ze rzadko mam do nich powody.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Topie-lica a masz powody aby czuc sie smutna i zrozpaczona? nadal zazywasz Solian ?j

Ja od 2 tygodni zazywam abilify razem z velaflaksina --jest OK ,bez wzlotow i upadkow ,funkkcjonuje normalnie ,a uczucia chyba powolutku wracaja bo sie czasami rozczulam nad czyms i placze/pozytywne to uwazam /ostatnio po lampce wina poczulam sie normalnie ,no ale nie moge pic alkoholu przy tych lekach...choc fajnie bylo .Najfajniej to jest czuc ,nawet smutek czy rozpacz/ tylko jak sie ma powody./..i radosc

Chodze tez do psychologa na terapie. No i czekam.....bo tez niee czuje radosci i satysfakcji adekwatnej do sytuacji.Wlasciwie to powinnam sie b.cieszyc no ale narazie niepotrafie .Przed tym nic-nie czuciem mialam ciezka depresje ,wiec ja uwazam ze nie jest zle bo normalnie funkcjonuje i nie cierpie tak jak w depresji

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam depresje ,ale wlasciwie to chyba mialam ,bo teraz wlasnie to juz czuje sie dobrze tzn nie depresyjnie ,ale wlasnie taka nijaka jestem bez uczuc i emocji...tak jakbym nie byla jescze do konca soba, albo sie wypalila ,bo ostatnio duzo stresow i emocji mialam ---chodze do psychologa i opowiadam na ile moja syt.sie poprawia .Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tego juz za wiele. na 300mg solianu depresja, mysli samobojcze i lęki. na 400mg nie. nic juz z tego nie rozumiem. z tego co widze to nie nadaje sie do pracy, bo moj stan jest niestabilny i chyba pojde walczyc o zasilek dla chorych psychicznie bezrobotnych w opiece spolecznej. zeby pracowac jako dozorca mienia musialbym nie miec depresji, mysli samobojczych i lękow przez minimum 6 miesiecy. moj stan nigdy nie byl w remisji stabilny przez minimum 6 miesiecy. to co my mamy to najgorszy syf pod sloncem. chyba zrobie tak, ze jesli nie bedzie postepow w leczeniu i w kasie to ochraniacz na zęby, szalik na szyje i dawaj zawisaj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Możecie jeszcze Sarkozynę spróbować (sarcosine), jak się nie dostane do szpitala (jadę we wtorek to ustalić), albo jak wyjdę ze szpitala bez zmian to spróbuje.

 

I mnie to co zawsze, a co do sytuacji w dzieciństwie itp. To myślę że u mnie wręcz przeciwnie bym miał bardzo dobrze jakbym był człowiekiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skopiuje posta z innego forum, bo nie ma sensu pisac dwa razy to samo : P

Mój problem jest, mam wrażenie, bardzo rzadko spotykany i większość może nie mieć pojęcia o czym mówię. Bo bynajmniej nie chodzi tu o jakąś ciągłą depresje, odczuwany smutek - wręcz przeciwnie, zupełnie odwrotnie. Chodzi mianowicie o to że nie odczuwam nic - może przesadziłem, ale na pewno niewiele. Podam pare przykladow. Tytul wlasciwie mowi wszystko - wiekszosc filmow mnie nudzi, reszte moze ogladam z lekka przyjemnoscia, ale nie ma mowy o jakichs wzruszeniach, ekscytacjach, emocjach po prostu. A kiedys bylo inaczej, pamietam wiele filmow ktore ogladamem z zapartym tchem, wywolywaly depreche, walenie serca itp. To samo tyczy sie ksiazek - niesamowite koncowki kazdej z czesci Pottera wywolywaly takie emocje we mnie, ze az nie moglem wysiedziec w miejscu. Czytalem ksiazki Murakamiego i siedzac w szkole nie moglem sie doczekac az wroce i dokoncze calosc. A teraz? Co najwyzej ciekawosc, ale rowniez o czyms glebszym nie mozna mowic. Gdybym pare lat temu przeczytal ostatniego Pottera pewnie skonczylo by sie deprecha na 3 tygodnie. A przeczytalem ostatnio i co? "No, dzieki za te 7 wspanialych ksiazek, fajnie bylo". I zadnych refleksji, wspomnien itd. Mam mowic dalej? Muzyka - to juz mnie najbardziej boli. ZUPELNA porazka. Slucham muzyki o dziwo codziennie - ale rowniez nie sprawia mi to zadnej przyjemnosci, to takie uzaleznienie, nie mam co robic jak wychodze z psem czy jade do szkoly to slucham. Ale maks. 20-30 min. i nawet ta muzyka zaczyna draznic po takim czasie moja glowe. Zespoly ktore kiedys sluchalem, dzis nie wywoluja we mnie zadnych emocji. Najczysciej puszczam sobie jakas chilloutowa muzyka, ktora snuje sie gdzies w powietrzu i zaglusza cisze dookola mnie. To samo tyczy sie wszelkich wydarzen - kiedys potrafilem wpadac w depreche z byle powodu, plakac bo poklocilem sie z mama - dzisiaj nic. Ostatnio matka opowiada mi o jakies ciezko chorej dziewczynie, jej zycie itd. i az jej lzy leca. A ja? Mysle sobie "no, biedna dziewczyna", ale chyba tak naprawde mam to gdzies, chociaz szukam w sobie jakichs oznak smutku czy wspolczucia.

Uczucia, ktore najczesciej odczuwam to zlosc, irytacja, bo spotykam sasiada ktorego nie lubie, bo ktos cos powiedzial w szkole. I ewentualnie chwilowa radosc jak dostane dobra ocene czy czyms sie wyroznie. A poza tym? Jest jak robot, ktore nie odczuwa nic. I najbardziej sie boje ze to sa jakies nieodwracalne zmiany w mozgu, ze juz zawsze bede taki, ba, nawet z czasem bede coraz bardziej przypominal androida. Po co zyc, jesli nie odczywa sie nic?

Czy ktos ma podobnie, czy jestem osamotniony?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cooler, nie jesteś sam.. ja nie odczuwałem przyjemności sam już prawdę mówiąc nie wiem jak długo ale minęły lata od mojego ostatniego uśmiechu.. podobna sprawa z tym jak matka opowiada o jakiejś tragedii.. to wymuszony uśmiech ale taki by mi policzki nie popękały bo naturalnie nie potrafię się uśmiechnąć i myśli w głowie "k*rwa co mnie obchodzi jej cierpienie, cały świat mógłby tonąć w swoich łzach i co mnie to obchodzi" ciesz się, że czasem masz jakieś przebłyski radości.. ja tego nie mam i praktycznie zapomniałem co to było, że jest tak potrzebne i nie wiem do czego wrócić

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×