Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nie mogę znaleźć chłopaka/dziewczyny


peace-b

Rekomendowane odpowiedzi

borewicc, Czy borykasz się z niską samooceną?

 

nie wiem,

być może tak, choć wiem, że nie powinienem, paskudny nie jestem, mam 28 lat, skonczylem dobre studia, mam bardzo dobra prace, zarobki dyrektorskie albo lepiej,

a mimo to nie wiem czy moja pewnosc siebie wrecz nie spadła, nie wiem czy to nie jest bardziej zwiazane z ocena innych, kiedys w swoim obecnym miescie (duze miasto) nikogo nie znalem i niczym sie nie przejmowalem, teraz jest zupelnie inaczej, ale to chyba tylko czesciowy problem,

czasami jak z jakims znajomym nie mam dluzszego kontaktu to takze poczatki rozmowy sa jakies dretwe i takie dziwne, co innego jak kogos lepiej znam, czesciej widza, wszystko jest pieknie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

borewicc, A jakie masz/miałeś relacje z rodzicami?

 

Pieniądze jak się okazuje to nie wszystko.

Myślę, że problem leży głębiej.

 

mam, chyba calkiem ok, a dokladniej - teraz ok,

wczesniej mialem jakies problemy z matka, stosowala taki troche terror psychiczny puki miala mozliwosc i bylem od niej uzalezniony finansowo,

ogolnie to jest specyficzna, wszyscy moi koledzy sie jej bali, a rodzina po prostu twierdzila ze jest kopnieta,

w ataku furii kompletnie nie liczy sie ze slowami i potrafi wycelować w cos żeby naprawde zabolało, w jednak to matka więc zawsze byla taka bezsilnosc odreagowania na to

ale na szczescie ucieklem z domu jak najszybciej sie dalo, jak najszybciej sie usamodzielnilem i stracila ta kontrole i odpuścila do tego stopnia ze teraz jest calkiem ok,

mi mimo problemu ktory opisuje zyje sie calkiem ok, i chyba tez juz nie ma mnie czym zgnoić bo nie wiem czy czyms teraz bylaby w stanie mnie wyprowadzic z rownowagi,

być może przez to też sie to skonczylo, widzi ze nic mnie nie rusza to nie ma "tej" zabawy

ale podsumowujac to od min. 5 lat moje relacje z rodzicami sa calkiem OK

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale podsumowujac to od min. 5 lat moje relacje z rodzicami sa calkiem OK

No wiec właśnie.

Dlatego wręcz twierdzę,że wcześniejsze relacje z matką, rodzicami wywołały i wpłynęły na Twój obecny stan.

Niestety, często tak bywa.

Musisz to wszystko przepracować na psychoterapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

Na wstępie napiszę krótko. Mam 21 lat i żadnych doświadczeń w miłości.

Jestem tak potwornie nieśmiały, że tracę okazję za okazją by poznać jakąkolwiek dziewczynę.

Większość czasu spędzam w domu, z rodzicami, moi znajomi studiują i mieszkają w dużych miastach.

Teraz okazało się, że mam wadę serca i podejrzenie nerwicy, leczę się lekami, moje samopoczucie jeszcze bardziej się pogorszyło.

Jeszcze do niedawna byłem bardzo aktywnym, towarzyskim człowiekiem.

Obecnie mam kontakt tylko z najbliższą rodziną.

Jestem społecznie nijaki, źle się czuję w dużych grupach albo na imprezach.

Z dnia na dzień przeżywam bo mam wrażenie, że tracę moją młodość, najlepszy okres życia.

Zrezygnowałem ze studiów, bo nie mogłem się 'wkupić' w towarzystwo, teraz jestem całkowicie sam na sam ze sobą.

Chciałbym poznać kogoś, rozwijać swoje zainteresowania i talent, wyjść na ludzi i do ludzi, chciałbym by mnie postrzegano jako przebojową osobę.

To tyle, dziękuję za przeczytanie.

Dodam jeszcze, że nadeszła wiosna, na ulicę wychodzą trzymające się za rękę zakochane pary, nie wyobrażacie sobie jak frustrujące i ciężkie to jest kiedy się to widzi.

Wiem, że dzięki drugiej osobie bym sam się spełnił, w pełni rozwinął swój charakter i potencjał, miał jakiś sens i kierunek, a tak wszystko jest czarne.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja swój pierwszy i jedyny związek jak dotychczas przeżyłam w wieku 25 lat. Też mi się wydawało, że związek zmieni moje życie na lepsze. I guzik prawda, było ciężej, jeszcze ciężej a tych kilka szczęśliwych chwil spędzonych razem nie zrekompensowało mi bólu psychicznego, jakiego dostarczały mi wszelkie kłótnie na tle moich objawów chorobowych - tak to nazwijmy. Więc to nie jest tak zawsze różowo. Problemy nie znikają wraz ze znalezieniem partnera.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie rozumiesz. Większość moich rówieśników ma już jakieś doświadczenia za sobą, ja natomiast nie mówię, że czuję się gorszy, ale chcę zaznaczyć, że nie jestem typem wziąć na jedną noc i rzucić, szukam czegoś więcej. I wiem że, stać mnie na to, żeby o kobietę zadbać, bo jestem wrażliwy i opiekuńczy, nikt tego nie podważy. Jestem wchodzącym w życie mężczyzną i potrzebuję zdrowych relacji z kobietami by ukształtować się w pełni, by wiedzieć, że jestem mężczyzną, by spełnić swoją rolę. Mężczyzna bez kobiety to nie mężczyzna, a kobieta bez mężczyzna to nie kobieta. Może moja wersja jest idealistyczna, ale żeby był zdrowy rozwój psychiczny potrzebna jest więź emocjonalno-fizyczna z płcią przeciwną i chyba się tutaj ze mną zgodzisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mężczyzna bez kobiety to nie mężczyzna, a kobieta bez mężczyzna to nie kobieta

Bez przesady.......... każdy z nas, sam jest pełnowartościową osobą, kompletną, po raz kolejny piszę to samo, jeśli ktoś nie umie żyć ze sobą sam w zgodzie nie stworzy nigdy zdrowego związku....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

''jeśli ktoś nie umie żyć ze sobą sam w zgodzie nie stworzy nigdy zdrowego związku....''

A może właśnie ta druga osoba jest potrzebna by wyłonić z tej pierwszej to co najlepsze, by dodać wiary, by stała się kompletna?

Nigdy tak nie pomyślałaś?

Gdy człowiek jest faktycznie kochany, wtedy nabiera prawdziwej pewności siebie, wierzy w to co robi i kim jest, bo wie, że ktoś realnie na niego czeka i ma dla kogo się starać by być lepszym człowiekiem.

 

-- 14 maja 2012, 18:54 --

 

Tyle mówi się o miłości bliźniego, o Bogu, o wierze... Jak mam to wszystko poznać, jak mam pokochać, skoro nikt mnie nie nauczył?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z doświadczenia powiem, że to prawda, że jak się zakochasz to stajesz się lepszym człowiekiem, starasz się, masz więcej sił i pomysłów, ale... powiem szczerze, że działało to u mnie na chwilę, a później było tylko gorzej. Teraz zaczynam czuć, że naprawdę powinnam zadbać najpier o siebie, znaleźć swoje miejsce w życiu, swoje pasje i pokochać siebie, bo jak ja nie będę kochać siebie, to mnie również ciężko będzie pokochać. A już napewno nie na godnych zasadach. Bo jak ktoś nie lubi samego siebie, to często daje sobie wejść na głowe, a to nie jest zdrowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, uważam, że każdy z nas jest pełnowartościowy sam w sobie i musi nauczyć się szanować i cenić siebie, bez względu na to czy jest w związku czy nie. Takie myślenie, że tylko dzięki drugiej osobie możemy coś znaczyć powoduje uzależnienia od innych, zaborczość..... nic w tym dobrego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a kobieta bez mężczyzna to nie kobieta.

:shock: a niby czego nam brakuje bez faceta?

 

zgadzam sie w 100% z linka,

jeśli ktoś nie umie żyć ze sobą sam w zgodzie nie stworzy nigdy zdrowego związku....

: Gubie sie troche w tym co piszesz

Jestem tak potwornie nieśmiały,

Jeszcze do niedawna byłem bardzo aktywnym, towarzyskim człowiekiem.

 

ta niesmialosc przyszla nagle teraz?

 

Zrezygnowałem ze studiów, bo nie mogłem się 'wkupić' w towarzystwo,

hmmm..moze teraz sa inne czasy ale kiedys to na studia szlo sie zdobywac wiedze i wyksztalcenie a nie dla towarzystwa

A może właśnie ta druga osoba jest potrzebna by wyłonić z tej pierwszej to co najlepsze,

czyli partner ma za zadanie uleczyc leki, kompleksy, niesmialosc? To tak nie dziala.. wszystko to jest nadal i zatruwa zwiazek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

Na wstępie napiszę krótko. Mam 21 lat i żadnych doświadczeń w miłości.

Jestem tak potwornie nieśmiały, że tracę okazję za okazją by poznać jakąkolwiek dziewczynę.

Nieśmiały z powodu niskiej samooceny.

Myślę, że nie wierzysz w siebie stąd ta trudność.

Większość czasu spędzam w domu, z rodzicami, moi znajomi studiują i mieszkają w dużych miastach.

Możesz odwiedzić ich w weekend skoro siedzisz w domu, nie można izolować się.

Teraz okazało się, że mam wadę serca i podejrzenie nerwicy, leczę się lekami, moje samopoczucie jeszcze bardziej się pogorszyło.

Jakie to leki? Na wadę serca czy/i na nerwicę?

Jeszcze do niedawna byłem bardzo aktywnym, towarzyskim człowiekiem.

Masz na myśli relacje sprzed choroby? Były to relacje z kolegami?

Obecnie mam kontakt tylko z najbliższą rodziną.

Jestem społecznie nijaki, źle się czuję w dużych grupach albo na imprezach.

Źle się czujesz z powodu wady serca czy swojej trudności - nieumiejętności nawiązania kontaktu z dziewczynami?

Jakie są Twoje relacje z matką i ojcem?

Z dnia na dzień przeżywam bo mam wrażenie, że tracę moją młodość, najlepszy okres życia.

Masz jeszcze czas, żeby popracować nad sobą, np. na sesjach z terapeutą.

Zrezygnowałem ze studiów, bo nie mogłem się 'wkupić' w towarzystwo, teraz jestem całkowicie sam na sam ze sobą.

Studiowałeś dla siebie czy dla kogoś?

Jak inni wkupili się w towarzystwo?

Chciałbym poznać kogoś, rozwijać swoje zainteresowania i talent, wyjść na ludzi i do ludzi, chciałbym by mnie postrzegano jako przebojową osobę.

To zabrzmiało tak, jakbyś mógł realizować swoje pasje pod jakimś warunkiem.

Co stoi na przeszkodzie, że nie możesz się rozwijać?

To tyle, dziękuję za przeczytanie.

Dodam jeszcze, że nadeszła wiosna, na ulicę wychodzą trzymające się za rękę zakochane pary, nie wyobrażacie sobie jak frustrujące i ciężkie to jest kiedy się to widzi.

Pomyśl proszę nad terapią, skoro sam nie dasz rady popracować nad niską samooceną , jak twierdzisz nieśmiałością. Myślę, że wada serca nie jest przeszkodą.

Wiem, że dzięki drugiej osobie bym sam się spełnił, w pełni rozwinął swój charakter i potencjał, miał jakiś sens i kierunek, a tak wszystko jest czarne.

Nie można samorealizacji uzależniać od drugiej osoby, w tym przypadku dziewczyny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika słusznie rzecze.

 

Czucie braku bliskości, gdy jest się samemu jest rzeczą oczywistą, ale gdy to uczucie kompletnie cię paraliżuje, to nie jest to zdrowe... Cały szkopuł w tym by nie zamykać się na świat i możliwości jakie nam on daje, by nie skupiać się na tym bólu, który czujemy z powodu samotności, tylko jakoś mądrze to zbalansować, żyć po prostu, może nie pełnią życia, ale czerpać coś z tego życia. Masz jakiś pomysł na swoją przyszłość, pracę?

 

-- 14 maja 2012, 22:11 --

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Tyle mówi się o miłości bliźniego, o Bogu, o wierze... Jak mam to wszystko poznać, jak mam pokochać, skoro nikt mnie nie nauczył?

Domyślam się, ze nawiązujesz do "kochaj swego bliźniego jak siebie samego"...

Mam pytanka : czy kochasz siebie samego ? czy okazywanie milości sobie jest mniej wazne niz okazanie jej innym ? po co potrzebna Ci druga osoba, siebie nie potrafisz pokochać ? co robisz dla innych, a czego nie robisz dla siebie ? czy potrafiłbyś sobie dać to, co dajesz tym, których kochasz ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krug_Stillo, zgadzam się z linką i Candy14. Uzależnianie swojej wartości i jakości życia od partnera/partnerki bardzo mocno pachnie uzależnieniem emocjonalnym od drugiej strony. Napisałeś, że dzięki znajomości z drugą osobą mógłbyś się rozwijać, kształtować swój charakter, pracować nad swoim potencjałem. Obwarowałeś się dziwnymi warunkami. Możesz bowiem to wszystko czynić bez partnerki u boku. Partner nie może być lekarstwem na nasze osobiste problemy. Miłość to nie jest lekarstwo na wszystkie bolączki świata, niestety. Owszem, dzięki bliskiej osobie jest łatwiej przejść przez ciężkie chwile, czasem łatwiej zmotywować się do działania - chcesz się starać dla drugiej strony, czasem udowodnić coś sobie i jej. Ale człowiek jest pełnowartościowy nawet wtedy, gdy jest sam. Gdy jest sam, może się rozwijać, kształcić, pielęgnować swoje pasje. Do tego wcale nie potrzeba partnerki/partnera. *Monika* słusznie zasugerowała, byś pomyślał o terapii dla siebie. Tym bardziej, że Twój problem braku dziewczyny jest tak naprawdę pochodną głównego problemu - niskiej samooceny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj zagadalem laskę w pociągu. Gadalem jej rozne pierdoly psychologiczne. Ona caly czas trzymala sztywny fason sztywnej s***. Zanim ją zagadałem to wydala mi sie ladna ale juz z wygladu moglem stwierdzic ze wyniosla z niej pani. Ale zagadalem co znaczy ze jestem odwazny koles i... tyle. Zalozenia milosci są fajne :laska ma sie tobie podobać z wyglądu + musi się doskonale dopasować do twojego self. Ale w praktyce to wygląda tak iż poznajemy taką kobietę raz na 5 lat... W sumie jestesmy skazani na to co los przyniesie. Zagadywanie kazdej ladnej laski na ulicy i branie numeru do niej nic nie zmieni. Ja w ciągu swojego życia (23 latka prawie) poznalem tylko 1 dziewczynę, ktora naprawde mi sie podobala z wyglądu i z ktora doskonala relacje utrzymywalem. Tylko jedna. Naprawde, prawdopodobienstwo znalezienia milosci jest na tyle male, ze rzeczywiscie pozostaje zdac sie tylko na los.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ke mozesz uzalezniac swojej wartosci. W zaleznosci od bycia z kimś bądż samotności.Kazdy z nas jest pełnowartościowym człowiekiem sam w sobie.Miłość to nie lekarstwo na problemy...a wręcz.jest problemem,bo...wyobraż sobie,że z.sobą nie dajesz sobie rady,a co dopiero by było gdybyś musiał się użerać z drugim człowiekiemna którym przypuszczalnie bedzie Ci zależeć,a każdy kobiecy foch tej osoby będziesz przeżywać podwójnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ajajaj89, prawdopodobieństwo jest duże jeżeli obracasz się wśród ludzi. Prawda jest taka, że większość par to ludzie, którzy nie poznali się na ulicy, tylko ktoś ich sobie przedstawił. To smutna prawda dla jednostek nieśmiałych i zamkniętych w sobie.

Osobiście uważam, że nie ma co czekać na łud szczęścia. To nieprawda, że miłość sama przyjdzie. Tak można wg. mnie powiedzieć tylko dziewczynie, która pomimo niezłego wyglądu nie ma partnera. Facet musi się sam postarać i rozpocząć znajomość z kobietą.

 

Mam kolegę, którego znam od dawna. Na początku wydawał się bardziej "nieogarnięty" w sprawach dziewczyn niż ja. Na studiach poznał dużo ludzi. Już wtedy zrobił się bardziej "socjalny", ale z reguły wychodził gdzieś ze mną. Często mi się żalił, że na jego kierunku nikt nie chce wyjść nawet na piwo. No i po roku podjął dodatkowo inne studia.... i całkowicie się rozwinął. Nowi znajomi jakoś bardziej otwarci. Często gdzieś wychodzi. Otacza go już całkiem spora grupka dziewczyn. Dziewczyna to już dla niego nie temat "tabu". Martwi mnie tylko, że ja zszedłem na dalszy plan i nie chce mnie wyciągnąć z tego bagna braku znajomych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wg mnie,zanim przejdzie się do "szukania", trzeba po pierwsze, nabrać jakiegoś tam szacunku do siebie, czy samoakceptacji (nie,nie popaść w samouwielbienie),nie szanując siebie, uzależnisz się od tej 2 osoby,będąc jak jej "cień" doprowadzisz w końcu do odrzucenia,trzeba umieć też być sam ze sobą.

Jest to też potrzebne,bo gdy owa osoba będzie "nieodpowiednia" i porzuci cie, ten ból zniszczy cię do "cna".

Kolejna rzecz to charakter....czasem ma się taki, że po prostu jesteśmy "nie do życia", i wraz z biegiem lat tą 2 osobe szlag trafi,jeśli zwalczenie tych cech,jest prawie niemożliwe i wiesz że nic z tego nie będzie na dłuższą metę - trzeba nauczyć się żyć samemu.

 

 

Oczywiście są też przypadki,że ktoś nas będzie chciał wyciągnąć z problemów,pomagać bo być może zna nasze "dobre" strony - aczkolwiek, nie dość że zdarza się coś takiego raz na tysiąc, to na dodatek swoim żalem,problemami i innymi,możemy zniechęcić taką osobę do siebie...

 

Generalnie, najpierw uporządkuj się z swoją osobą,charakterem i innymi, później szukaj by z kimś być, o ile nie chcesz w swoim nieszczęściu pociągnąć innych...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stark, wydaje mi się, że czytam kolejną radę w stylu przeczekaj, przemyśl pół roku i dopiero wtedy. Dla mnie nie ma czegoś takiego jak nieodpowiedni czas. Czas jest jak najbardziej odpowiedni. Człowiek swój charakter kształtuje w systematycznym działaniu. Życie jest krótkie. Lepiej mieć nawet i te złe wspomienia, smutki aniżeli nie mieć ich wcale.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×