Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jestem nieudacznikiem życiowym


Knup

Rekomendowane odpowiedzi

ja juztez miałem i mam wiele sytuacji na studiach kiedy wychodziłem na ostatniego idiote przed wszystkimi........np.kiedy z czegosodpowiadam to oczywiście nic nie wiem,nie umiem nic normalnego odpowiedzieć i jeszcze nie llubie robienia zadań w poszczególnych grupach bo wtedy wszyscy w grupie maja jakieś pomysly itp.a ja milcze:( i wychodze na idiote...a juz najgorzej jest na przerwach...wtedy wszyscy ze sobą gadają itp a ja stoje gdzieś obok a jak już podchodze to stoje tak między ludżmi i nic nie mówie........jedynie czasami uda mi sięcoś powiedzieć :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

o... znalazlem odpowiedni dla siebie temat, czytajac wasze wypowiedzi, to troche jakbym o sobie czytał... Mam 22 lata i tez, jakos w zyciu mi nie wyszlo. nie mam kompletnie nic, ani przyjaciol, kolegow, kolezanek, dziewczyny... mam pseudoznajomych, ktorzy tylko czekaja na moje jakies potkniecie, by wbic mi jeszcze przyslowiowy noz, albo obrobic dupe, pod moja nieobecnosc. W sumie, to nigdy nikt mnie nie lubil, nawet prawde mowiac nie wiem dlaczego, zawsze bylem mily do kozdego pomocny, nie jestem tez jakis brzydki, czy nienormalny- no po prostu nie wiem za co , ale mnie nikt nie lubi. Moze przez to , ze zawsze sie dobrze uczylem? jedyne co mam w zyciu, to komputer,z ktorego pisze i dzienne studia prawnicze na prestiżowej uczelni , ktorych zawsze b. się cieszylem, a wiekszosc moich pseudoznajomych mi zazdrosci. ale studia te tez juz teraz mnie w******ją. W zyciu wszyscy mnie oszukali... Wszyscy... nawet nie wiecie jak to boli... Nawet najbliższa rodzina mnie teraz oszukuje... No to tak w skrocie- ojciec ma kochanke, matka ma kochanka-wszyscy wiedza, nikt nic nie wie..., na pozor super rodzina, dobry dom, wzor do nasladowania i super zdolny syn- ja... Napisalem, ze nie mam dziewczyny, a moglem miec... Kiedys poznalem- przypadkowo super dziewczyne,ona byla zakochana we mnie, a ja w niej. To byl moj najfajniejszy okres w zyciu. Gdy rodzice sie dowiedzieli, od razu im sie nie spodobala- dlatego, ze ona byla " ze wsi i jakas taka gruba na twarzy" Dla scislosci no to byla ze wsi, ale gruba to na pewno nie byla, no mi sie podobala...A ja to niby jakis panicz z miasta jestem czy co... Ale oni mnie tak jakos do niej caly czas zniechecali, i ...zakonczylem znajomosc... :( tutaj mozecie sie ze mnie smiac, wiem jestem idiota, debilem smieciem- wyzywam sie tak wstajac rano, kladac sie spac, idac na zajecia, myjac rece ect.... jak tylko sobie to przypomnę. A oni teraz mi na dodatek tak zrobili- sami teraz sa wzorem do nasladowania. Moze teraz myslicie- to da sie jeszcze odkrecic, na sile da sie..., otoz juz sie nie da , jakos miesiąc temu wyszla za maz. Nienawidze siebie, nienawidze wszystkich obok, jestem nikim-i tak to juz chyba zostanie. Zyc mi sie nie chce... Wszyscy za to co mi zrobili zaplaca mi za to... Pozdrawiam tych, co chcialo im sie to przeczytac- a bylo to bardzo denne i nieciekawe, w sumie nawet nie wiem dlaczego to tutaj napisalem... Ale moze jakos mi sie lzej zrobi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zig-zag:( I bardzo dobrze ze sie tu wygadales gdzies w koncu trzeba. Wydaje mi sie ze rozumiem co czujesz ja cale zycie jestem pod wplywem rodziny i obowiazku wobec niej bo tak trzeba i wypada Za to jestem kopana w tylek przez rodzinke przez jak to nazwales pseudoznajomych . Ciagle tylko mnie o cos prosza wykorzystuja a ja nie odmawiam bo grzeczna jestem A jesli jestem w potrzebie lub ot tak pogadac jakos dziwnie nikt nie ma wolnego czasu dla mnie Ciagle zależalo mi na ich akceptacji zeby ich nie urazic nie wazne ze wbrew rozsadkowi dawalam sie swiadomie krzywdzic obrzucac obelgami i tez wydawalo mi sie ze jestem nieudacznikiem bo co nie zrobie jest zle. ale to nie prawda wystarczylo odciac sie od nich na jakis czas i wtedy olsnienie nie to nie ja to oni sa nieudacznikami Bylam dwa lata za granica i bylam szczesliwa Po powrocie otoczyla mnie znowu ta szarańcza ale ja juz sie nie dam Odcinam sie od nich z bolem to z bolem walczac z nawrotami nerwicy ale to nic Wygram i znowu bede szczesliwa I ty walcz zig-zag:( masz dopiero 22 lata cale zycie przed toba zobacz ile juz osiagnoleś Jestes wspanialym mlodym czlowiekiem i wiele jeszcze szczesliwych chwil przed toba Tylko nie daj sobie wmowic ze to ty jestes nieudacznikiem i nie daj soba manipulować Olej ich zdanie zyj swoim zyciem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

fajnie, ze ktos odpisal. Masz racje, musze przestac soba manipulowac, komus cos nie bedzie odpowiadalo no to niech sie od******li. ot :) Nawet to moze troche podle- ale cieszy mnie to , ze nie jestem sam w takiej sytuacji. Te manipulacje sa okropne- to wypada, a to nie, to zrob, a tego nie rob, to mogles zrobic duzo lepiej, a tutaj zachowaj sie tak, a idz tam i zapytaj sie o to, a dlaczego tak slabo- no jakbym mial 5-6 lat! jakym pochodzil z jakies arystokratycznej rodziny...Ale masz rację NIE DAM JUZ SOBA MANIPULOWAC!!! OD DZIS!!! OD TERAZ!!! TY MNIE NATCHNELAS!!! Najwyzej bedzie wojna, trudno, ja śmieciem nie jestem, a pseudoznajomych tez nie mam zamiaru na sile uszczesliwiac moja osoba. I tak gdy potrzebna mi jest czyjas pomoc, to moge liczyc jedynie na "kopsa w dupe", i zadowolenie, ze cos mi nie wyszlo. Ale i tak mi wszyscy za to zaplaca- jeszcze troszeczke... Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja także mam poczucie że jestem nieudacznikiem. I nie piszcie mi tutaj, żebym się nie przejmował czy wyszedł do ludzi bo człowiek nie zmieni się po przeczytaniu kilku postów z pocieszeniami.

Tutaj opowiem jak dobre, ufne i śmiałe dziecko zmieniło się w zamkniętego w sobie, zgorzkniałego 21-latka.

Moją osobowość ukształtowały lata spędzone w szkole, gdzie szybko zostałem ,,namierzony'' jako frajer. W podstawówce z każdym rokiem było gorzej. Nie potrafiłem się postawić, bałem się że zrobię komuś krzywdę. Gimnazjum było koszmarem. Nie chcę opisywać szczegółów, ale tam zostałem całkowicie pozbawiony godności, chciałem uciec, marzyłem o śmierci. Wytrzymałem do końca, ale te trzy lata sprawiły, że zmieniłem się we wrak człowieka. Dzień w którym opuściłem to miejsce było dla mnie jak wyzwolenie z obozu koncentracyjnego. Nawet teraz, po ośmiu latach śnią mi się szkolni oprawcy. Postanowiłem na zawsze być sam i w samotności umrzeć. Nie chcę mieć dzieci i skazywać je na egzystencję i ryzyko że spotka je to samo. Przez lata zastanawiałem się, dlaczego za każdym razem kiedy wchodziłem w nowe środowisko, przyciągałem pogardę i gnębicieli. Przecież wyglądam normalnie, nie mam widocznych wad, które możnaby uczynić przedmiotem wyśmiewania. Stwierdziłem więc, że coś jest ze mną nie tak. To ciąży na człowieku niczym niewidzialna kartka z napisem ,,opluj mnie, jestem frajerem,,

Po tych doświadczeniach gardzę ludźmi a widok roześmíanej grupki albo przytulającej się pary doprowadza mnie do wściekłości, zaciskam wtedy zęby i idę dalej - sam. Nie umiem budować relacji z ludźmi i kilka razy dałem do zrozumienia moim ,,kolegom i koleżankom'' z roku że g**** mnie oni obchodzą. Okazuje się że jedynie zachowując odpowiedni dystans i trzymając ludzi za mordę, można wyegzekwować szacunek i respekt.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Smutne, ja zawsze mialem w glebokiej pogardzie tak zwanych szkolnych oprawcow, ktorzy znecali sie nad innymi i czasami sie takim stawialem, choc sam nigdy nie bylem pewny siebie. Jak juz czlowiek raz stal sie ofiara (czesto przez przypadek, bo to, ze to byles ty a nie kto inny, to przeciez przypadek), to jego strach czuc na odleglosc, widac to w glosie, postawie, itd., a potencjalni sadysci to latwo wyczuwaja, niestety, tak jest.

Dzis masz wybor, czy sprobowac cos zmienic, czy zostac do konca zycia zgorzknialym i pelnym agresji czlowiekiem. Oczywiscie to nie bedzie latwe, zmienic sie, to zaje***cie trudna sprawa, ale mozliwa. Sprobuj medytacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jest tak, że teraz znęcam się nad innymi a agresja rodzi agresję. Więcej jest we mnie żalu, że nie mogę normalnie nawiązać relacji, moje umiejętności społeczno-towarzyskie są upośledzone, nie umiem się bawić, nie potrafię się śmiać. Nawet się nie przyznaję, że mając lada moment 22 lata nie było mi dane mieć dziewczęcia. Jestem wycofany i właściwie od stania i czekania to się nie zmieni.

Jestem w podobnej sytuacji co inni:

gorzka przeszłość

mglista przyszłość

pożałowania godna teraźniejszość.

Mam kryzys, bo niby wkraczam w dorosłość, ale jestem na to kompletnie nieprzygotowany, nie umiem sobie wyobrazić siebie za 20-30 lat inaczej jak zmarszczonego dziada z garnkiem jakiejś ciapy przy oknie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jest tak, że teraz znęcam się nad innymi a agresja rodzi agresję. Więcej jest we mnie żalu, że nie mogę normalnie nawiązać relacji, moje umiejętności społeczno-towarzyskie są upośledzone, nie umiem się bawić, nie potrafię się śmiać.

Nie ucz sie tego na sile, walka z zalem, to tylko wiecej zalu. Umiejetnosc zabawy jest naturalna, tego nie trzeba sie uczyc, trzeba tylko wyeliminowac przeszkody, ktore nie pozwalaja Ci sie bawic, to znaczy nie mowie, zebys sie staral z tym walczyc i na sile udawal, ze sie bawisz - to nie dziala.

 

Nawet się nie przyznaję, że mając lada moment 22 lata nie było mi dane mieć dziewczęcia.

No to tak, jak ja, tyle, ze mam 22 z kawalkiem - i zyje, a wlasciwie to nie wyobrazam sobie, zebym teraz byl w zwiazku (coz, wole najpierw sie doprowadzic do ladu), wiec nawet jesli jestem obiektem zainteresowania jakiejs niewiasty (co szczerze rzadko sie teraz zdarza), to sabotuje wszelkie dalsze kontakty. Tak wiec jedziemy na jednym wozku, tyle, ze ja nie rozpaczam, jest mi z tym dobrze.

 

Jestem wycofany i właściwie od stania i czekania to się nie zmieni.

Nie sadze. Masz racje.

 

Jestem w podobnej sytuacji co inni:

gorzka przeszłość

mglista przyszłość

pożałowania godna teraźniejszość.

Hmm, ja, tez ja ; ), ale terazniejszosci juz nie oceniam.

 

Mam kryzys, bo niby wkraczam w dorosłość, ale jestem na to kompletnie nieprzygotowany, nie umiem sobie wyobrazić siebie za 20-30 lat inaczej jak zmarszczonego dziada z garnkiem jakiejś ciapy przy oknie.
Milem taki kryzys w wieku 17,18,19 lat, ale nie prowadzilo to do niczego dobrego, wiec sobie dalem spokoj. Po co marnujesz energie na wyobrazanie sobie glupot.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytam Wasze wpisy i cóż...także i ja muszę się podpisać pod tym co zostało tu napisane. Standardowo, dobrze się uczyłem w szkole oraz standardowo byłem frajerem którego się zawsze czepiali, głównie starszaki, choć od 'kumpli' z klasy też mi się oberwało. W gimnazjum miałem względny spokój ale z nikim sie nie kolegowałem. W liceum przyczepili się o moje długie włosy choć oczywiście była masa długowłosych uczniów oprócz mnie. Na studiach już było spokojnie ale nie czułem żadnej więzi z ludźmi z którymi mi było dane obcować. W międzyczasie się zakochałem. Zacząłem się inaczej ubierać, zrzuciłem ok. 20 kilogramów, skorygowałem zgryz ale to nic nie dało....Potem poszedłem do pracy gdzie szef oczywiście przyczepił się do mnie a nie do kogoś innego i ciągle robił mi uszczypliwe uwagi ...

 

I wiecie co? Choć trudno w to uwierzyć ale jestem teraz szczęśliwy. Mam swoje własne hobby którego nikt mi nie odbierze i dzięki tym wszystkim doświadczeniom nauczyłem się następujących rzeczy:

- przekonałem się jacy są ludzie i wiem do czego są zdolni w swojej małostkowości a co za tym idzie, nie warto zabiegać o ich względy

- dopiero jak sięgniesz dna osiągasz wolność

- nieważne co myślą o nas ludzie - ważne aby nam było dobrze

- jeśli oprawcy nam dokuczają to znaczy że jesteśmy inni niż oni, czyli jesteśmy lepsi - jakby nie patrzeć. Przecież diabeł diabła by nie uderzył :).

- (tu mówię akurat tylko za siebie bo każdy może mieć inaczej) tylko najbliższa rodzina z którą się mieszka jest godna zaufania i tylko wobec niej powinienem być uprzejmy i troszczyć się o jej dobro.

Nie nauczyłbym się tego wszystkiego gdybym nie był tzw. nieudacznikiem. Dzięki temu miałem okazję sięgnąć do głębszych rejonów mojej psychiki...W sumie chyba powinienem podziękować moim oprawcom bo skłonili mnie do myślenia. :)

Przecież nawet Rousseau mówił, że życie w społeczeństwie to najgorsza rzecz pod słońcem. Wpędza ludzi w depresje, zabija indywidualność i czyni ludzi niewolnikami. Żyję w społeczeństwie bo nie mam innego wyjścia ale nie jest to dla mnie cel przewodni. Gdybym miał mocniejsze zdrowie i wystarczający hart ducha, wyprowadziłbym się do jakiejś puszczy i zamieszkałw jaskini. Zyskałbym o wiele więcej.

 

Od tamtej pory przestałem dbać o wygląd (ale wagę ciagle trzymam na dobrym poziomie), nie golę się, myję się tylko wtedy gdy jestem brudny a nie żeby być 'atrakcyjny fizycznie' bo mi to niepotrzebne. Nie dbam o to co mówią o mnie ludzie i nikomu nie wchodzę w "okolice ostatniego segmentu układy wydalniczego". Przeciwnie, robię im na złość i pokazuję że jestem inny - ot tak, bo chcęz nimi utrzymywać tylko kontakty powierzchowne.

Co najważniejsze, czerpię niemalże seksualną przyjemność z ignorowania dziewczyn, jestem oschły wobec nich i nie staram się być 'poprawny politycznie' w ich towarzystwie. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że z takim podejściem nikt nie byłby ze mną szczęśliwy. Tak więc kwestia bycia w związku i posiadania potomstwa samoistnie się u mnie rozwiązała poprzez wykluczenie jednego i drugiego. Mam tak naprawdę tylko dwóch kumpli którzy jako jedyni mieli odwagę docenić to jaki jestem i dlaczego i wcale im to nie przeszkadza.

 

Poza tym mimo tego, że dalej jestem nieudacznikiem życiowym który na niczym się nie zna i do niczego nie dojdzie, postanowiłem z tym żyć. Nie robię rzeczy z myślą "Jak mi się uda to nie będę już nieudacznikiem". Robię je myśląc "Jak mi się uda, to znaczy że dokonałem tego pomimo bycia nieudacznikiem" . To tak jak alkoholizm: można być trzeźwym ale i tak będzie to w tobie siedzieć do końca życia, lecz trzeba z tym żyć. Nie mówię ,że się poddałem - otóż działam, staram się udoskonalać, uczyć powolutku życia ale robię to "po drodze" a nie w charakterze wspinania się po szczeblach kariery bo tak trzeba i nikt mnie potem nie doceni jak będę biedny...to ich problem, nie mój.

 

 

Moja rada, grunt to zaakceptować pewne fakty, żyć w zgodzie z własnym sumieniem, nie oczekiwać niczego od życia bo wbrew tej głupiej propagandzie, bardzo mało zależy od nas. Każdy nam wmawia, że "jesteś kowalem swojego losu, możesz być taki czy siaki, bogaty, piękny, przebojowy". Prawda jest taka, że tak jak w przyrodzie, są słabe jednostki które są odrzucane przez innych członków swojego gatunku i po prostu nie dojdą do niczego z powodów genetycznych.

 

Musimy zaakceptować tą naszą pozycję i żyć z nią i często pomimo niej.

Jedyne co możemy zrobić to utrudniać naszym oprawcom życie i w miarę możliwości czerpać z tego przyjemność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z powyższą wypowiedzią, to wsganiałe znaleźć kogoś z niemal identycznymi przemyśleniami. Trudno jednak oprzeć mi się pokusie, aby się nie porównywać z osobami z mojego otoczenia, w moim wieku, z którymi równolegle startowałem z tego samego poziomu. Dokonując takiego porównania, niemal zawsze stwierdzam, że to co osiągnęli moi rówieśnicy (dawni wrogowie i prześladowcy też) nijak ma się do tego co ja osiągnąłem. Porównywanie się to niby droga do nikąd, bo albo znajduje się pychę albo depresję. Zawsze znajdzie się ktoś gorszy albo lepszy od nas. Jednak człowiek nadal zastanawia się, czy jest coś wart i czy uda się poprowadzić życie na jakimś poziomie. Tak to już jest, że jeśli człowiek chce sprawdzić jaki ma samochód, to wychyla się przez okno i patrzy jakie auto ma sąsiad.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No cóż, taka pokusa zawsze będzie istnieć...w innym wypadku ani ja ani nikt inny nie powiedziałby o sobie nigdy że jest nieudacznikiem. Przecież nasze obserwacje z czegoś wynikają. Widzimy, że inni że tak powiem "mają lepiej". Ale w koncu z pokusami trzeba walczyć.

 

Sam sobie odpowiedziałeś na pytanie dotyczące porównywania się - prowadzi to albo do pychy albo depresji...Tak więc czy naprawdę warto się z kimś porównywać?

W dawnych czasach wystarczyło, że człowiek miał odzież a teraz to nie wystarczy bo trzeba mieć MARKOWĄ odzież...Poprzewracało się im w d****ch, za przeproszeniem, od dobrobytu. Moim zdaniem powinniśmy być w sumie z siebie dumni bo potrafimy zachować zdrowy rozsądek w tym domu wariatów.

 

Mam jedną radę: zapytaj tego dawnego wroga albo kogokolwiek dlaczego np. kupił nowy samochód pomimo tego że stary działał dobrze no i w sumie nie był jeszcze taki stary? Ciekawe co Ci odpowie. Większość ludzi pracuje i żyje po to aby wydawać, aby nowsze, aby bardziej kolorowe, aby, aby...Ja chodzę w jednej kurtce od 8 lat i nie narzekam bo jest nieporwana i dobrze chroni przed zimnem. W domu oczywiście krzyk że muszę kupić sobie nową kurtkę bo "co ludzie powiedzą" jak będę tak łaził cały czas w jednej.

 

Czy warto porównywać się z materialistami? Nie sądzę.

Poza tym, przeczytaj ostatnie zdanie mojego poprzedniego postu bo to jest kwintesencja tego co chcę powiedzieć...jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dawnych czasach wystarczyło, że człowiek miał odzież a teraz to nie wystarczy bo trzeba mieć MARKOWĄ odzież...Poprzewracało się im w d****ch, za przeproszeniem, od dobrobytu. Moim zdaniem powinniśmy być w sumie z siebie dumni bo potrafimy zachować zdrowy rozsądek w tym domu wariatów.

 

Mam jedną radę: zapytaj tego dawnego wroga albo kogokolwiek dlaczego np. kupił nowy samochód pomimo tego że stary działał dobrze no i w sumie nie był jeszcze taki stary? Ciekawe co Ci odpowie. Większość ludzi pracuje i żyje po to aby wydawać, aby nowsze, aby bardziej kolorowe, aby, aby...Ja chodzę w jednej kurtce od 8 lat i nie narzekam bo jest nieporwana i dobrze chroni przed zimnem. W domu oczywiście krzyk że muszę kupić sobie nową kurtkę bo "co ludzie powiedzą" jak będę tak łaził cały czas w jednej.

 

Nieco bardziej optymistycznie, ze swojej strony proponuję więcej dystansu. W dawnych czasach wystarczała jaskinia, ogień, pożywienie. Wystarczało by przetrwać. Podstawowe potrzeby, nic poza tym. "Troszkę" się rozwinęliśmy i dzisiaj życie to nie tylko chęć przetrwania, ale czerpania jak najwięcej. Jest w tym coś złego ?

Każde czasy mają swoje ekstrawagancje, rzeczy bardziej upragnione, podnoszące status społeczny. Czy to futro, pożywienie, ciuchy, domy, umiejętności, wykształcenie, odpowiedni partnerzy, pieniądze. Tak było zawsze, od kiedy istnieje ludzkość. Niewiele się zmieniło. Pracujemy bo musimy. Nieliczni z nas spełniają się w pracy. Taka nowsza generacja niewolników - musisz przepracować odpowiednią ilość godzin, odpowiednio długi okres czasu (jeśli oczywiście chcesz pobierać emeryturę), płacić podatki, składki, liczyć, że szef pozwoli na urlop akurat w terminie, gdy tobie będzie to odpowiadało itd., itp. Sam wiesz jak to wygląda. Musisz pracować. Więc, jeśli akurat okazało się, że posiadasz jakieś dobrze opłacane umiejętności i kasa, którą otrzymujesz bez problemów starcza by opłacić wszelkie potrzebne rachunki, a na dodatek coś zostaje, to co w tym złego, że kupisz sobie nową kurtkę co miesiąc lub nowy samochód, gdy stary jeszcze był na chodzie ? Ludzie interesują się modą, motoryzacją, podróżami, sportem - na wszystko potrzeba kasy. I wszystko to sprawia, że ich życie nabiera znaczenia. Może zamiast ubolewać nad tym jak jest, wykorzystać to - by nasze życie stało się .. łatwiejsze, pełniejsze ?

 

Więcej dystansu i mniej złości życzę. Szkoda czasu na żale.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przecież zróżnicowanie istnieje nie tylko na poziomie czasowym, ale i przestrzennym. Obecnie 1,3 miliarda ludzi na świecie żyje bez dostępu do wody, za mniej niż 2 dolary dziennie. Mimo, że standardy się zmieniają, (i każdemu zależy, aby żyć ,,na poziomie'') nie mamy powodów do narzekań. Dawne upragnienie chleba, zamienia się w pożądanie nowego telewizora LCD.

Mnie wystarcza to co mam, także przywiązuje się do tego co stare i sprawdzone, więc nic nie wyrzucam, póki na dobre się nie zużyje.

Nie narzekam na swój stan posiadania, tylko na pech. Polega on na nieustannym kompromitowaniu się. Nie mija wiele czasu, kiedy tracę w ten sposób szacunek w danym otoczeniu. Dlatego nie jestem w stanie wytrzymać w danym środowisku dłużej niż kilka lat. Zawsze przebiega to wg. schematu - wejście w nowe otoczenie np. nowa szkoła i nadzieje z tym związane - kompromitacja - ucieczka i zerwanie wszelkich kontaktów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Nieco bardziej optymistycznie, ze swojej strony proponuję więcej dystansu. W dawnych czasach wystarczała jaskinia, ogień, pożywienie. Wystarczało by przetrwać. Podstawowe potrzeby, nic poza tym. "Troszkę" się rozwinęliśmy i dzisiaj życie to nie tylko chęć przetrwania, ale czerpania jak najwięcej. Jest w tym coś złego ?

Każde czasy mają swoje ekstrawagancje, rzeczy bardziej upragnione, podnoszące status społeczny. Czy to futro, pożywienie, ciuchy, domy, umiejętności, wykształcenie, odpowiedni partnerzy, pieniądze. Tak było zawsze, od kiedy istnieje ludzkość. Niewiele się zmieniło. Pracujemy bo musimy. Nieliczni z nas spełniają się w pracy. Taka nowsza generacja niewolników - musisz przepracować odpowiednią ilość godzin, odpowiednio długi okres czasu (jeśli oczywiście chcesz pobierać emeryturę), płacić podatki, składki, liczyć, że szef pozwoli na urlop akurat w terminie, gdy tobie będzie to odpowiadało itd., itp. Sam wiesz jak to wygląda. Musisz pracować. Więc, jeśli akurat okazało się, że posiadasz jakieś dobrze opłacane umiejętności i kasa, którą otrzymujesz bez problemów starcza by opłacić wszelkie potrzebne rachunki, a na dodatek coś zostaje, to co w tym złego, że kupisz sobie nową kurtkę co miesiąc lub nowy samochód, gdy stary jeszcze był na chodzie ? Ludzie interesują się modą, motoryzacją, podróżami, sportem - na wszystko potrzeba kasy. I wszystko to sprawia, że ich życie nabiera znaczenia. Może zamiast ubolewać nad tym jak jest, wykorzystać to - by nasze życie stało się .. łatwiejsze, pełniejsze ?

 

Więcej dystansu i mniej złości życzę. Szkoda czasu na żale.

 

Pozdrawiam

 

To wszystko jest prawda. Przecież każdy ma wolna wolę. Jeśli chcą tacy być i nabywać nowe rzeczy bo to ich spełnia, czują się lepiej to niech to robią. Powiem nawet, że to dobrze - zarabiają forsę, ale robią to w jakimś celu bo to im pozwala żyć tak jak chcą, daje im to radość i satysfakcję...Są otwarci na innych ludzi, z każdym pogadają. I to jest super.

 

Niestety jest dużo ludzi (niestety są w przewadze nad resztą, i o tych pisałem w poprzednim poście) którzy zarabiają aby zarabiać, aby mieć więcej i więcej i żeby najlepiej "sąsiada szlag trafił jak zobaczy moje nowe auto" oraz sądzą innych miarą własnego portfela...Jakimś cudem zawsze lepiej się dogadywałem z tymi którzy mieli mało w sensie materialnym aniżeli z takimi osobnikami jak ci opisani powyżej. Oni właśnie wzbudzają u innych zawiść bo "jakim cudem takie prostaki tak dobrze zarabiają? Czym sobie na to zasłużyli?". I człowiek zaczyna się wtedy porównywać do innych, siłą rzeczy. "A może ja też powinienem tak się schamić bo wtedy będzie mi łatwiej w życiu , a może nie?" Pojawiają się wątpliwości, kompleksy, powstają takie fora jak to, pojęcie nieudacznika i cała masa innych problemów. Sam przez to przechodziłem więc wiem jak to generalnie jest.

 

Podsumowując: Lubię "pozytywnych" bogaczy z pierwszego akapitu, wkurzają mnie tylko ci "negatywni" bogacze z drugiego akapitu którzy piętnują moje bycie biednym i mnie jako jednostkę aż do tego stopnia, że zaczynam sam siebie piętnować.

 

 

Dystansu Ci u mnie dostatek ale i te życzenia przyjmę jako oznakę...czegoś tam. :P

Również pozdrawiam i dziękuję za konstruktywny komentarz :)

 

[Dodane po edycji:]

 

Mnie wystarcza to co mam, także przywiązuje się do tego co stare i sprawdzone, więc nic nie wyrzucam, póki na dobre się nie zużyje.

 

Dokładnie. Mam tak samo. Tyle, że nikt inny tego nie rozumie.

 

Nie narzekam na swój stan posiadania, tylko na pech. Polega on na nieustannym kompromitowaniu się. Nie mija wiele czasu, kiedy tracę w ten sposób szacunek w danym otoczeniu. Dlatego nie jestem w stanie wytrzymać w danym środowisku dłużej niż kilka lat. Zawsze przebiega to wg. schematu - wejście w nowe otoczenie np. nowa szkoła i nadzieje z tym związane - kompromitacja - ucieczka i zerwanie wszelkich kontaktów.

 

Dlatego, jak pisałem wcześniej. Nie miej żadnych oczekiwań co do nowego środowiska - carte blanche. Będzie co ma być. Jeśli będzie dobrze - to super, fajna niespodzianka, a jak będzie źle - cóż, można się tego było spodziewać.

Trzeba być po prostu gotowy na cios, wtedy mniej boli i człowiek zachowuje więcej sił na życie. Jak postawisz gardę to nie każdy cios wyląduje na Twojej twarzy a kto wie może też w końcu wyprowadzisz jakąś akcję?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej

ja też mam takie fazy że czuję się nieudana i gorsza od innych... A jak już mi przechodzi to znajdzie się jakaś świnia która wytrąci mnie z równowagi...

:bezradny:

 

[Dodane po edycji:]

 

no to krótka historia...

 

w domu jako dziecko - na podwórko nie wychodź bo się pobrudzisz

w podstawówce - na wf i dyskotekach wyśmiewana, za to zeszyty pożycz i daj ściągę z matmy; zmieniło sie jak przywaliłam spontanicznie wyśmiewającej mnie chłopięcej kreaturze pięścią w oko :great: ale to tylko dlatego że sama tego gościa uważałam za ofermę ;) no ale przynajmniej 2 koleżanki miałam superowe :)

w liceum - wf totalna porażka, naukowo bdb więc przez to musieli mnie szanować ;) ale imprezy... byłam zapraszana ale rodzice mi nie pozwalali chodzić :( albo kazali wracać przed 22 jak impra sie zaczynala o 21 :hide: wstyd i obciach, ściemniałam że chora jestem czy coś :mhm: na studniowce chłopak ktory mi sie podobał i z ktorym szłam na studniowke wybrał do uroczystego poloneza moja kolezanke z ławki :( i ja tańczyc musiałam z dziewczyna bo u nas był kryzys facetow...

po maturze spotykałam sie z nim, ale wsciekał sie ze jestem zazdrosna czy cos - potem sie okazało ze zdradził mnie z pseudowtedynajlepsza przyjaciolka, ktora ja wciagnelam w towarzystwo starszeod niej, z ktora ozenil sie potem jego kumpel, a sam ozenil sie z inna laska co do ktorej twierdzil ze nic nie czuje. tak czy inaczej ze 2-3 lata po maturze niby-paczka sie zupełnie rozpadła.

studia - zakochalam sie w facecie zajetym... w pierwszym semestrze. nieraz bywalam u kolezanek w akademiku zeby go zobaczyc czy pogadac itp. Wydawalo mi sie ze w koncu mam super przyjaciol... 4 lata po studiach okazało sie ze żyłam w błędzie i jak zwykle byłam naiwna. jedyny plus to ze ten facet w koncu został porzucony przez swoja dziewczyne i ozenił sie ze mna, mamy dziecko i myslimy o nastepnym;

tak czy inaczej - nadal sie zastanawiam czy mam przyjaciół - niby jest 2-3 osoby ktorym ufam ale juz jestem bardzo ostrozna i ciagle sie boje i dopatruje jakis ewentualnych przekretow z ich strony...

i nadal sie wstydze w pracy czy w sklepie ze gorzej wygladam od innych i przez to ludzie nie traktuja mnie pwaznie... boje sie ze ktos bedzie sie ze mnie smial czy obgadywal... moze juz nei tak bardzo jak w czasach dzieciecych ale... ta rysa zostaje na zawsze

 

[Dodane po edycji:]

 

teraz mam 30 lat

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nikt z Was nie jest jest nieudacznikiem, jesteście lepsi od tej całej bandy. Widzicie własne błędy, pomyślcie jak coś w sobie zmienić. Zasada małych kroków. Jesteście wrażliwi ja też. Nie mam dziewczyny bo jak się zakocham to zawsze słyszę tekst "Zostań moim przyjacielem". Ludzie mówią że jestem nieśmiały i jestem otoczony murem ale... Od pewnego czasu zacząłem interesować się psychologią nawet psychomanipulacją. Niedawno znowu mi złamano serce ale zaczynam eksperymentować. Ostatnio podszedłem do dziewczyny obcej i z uśmiechem powiedziałem, że chce jej numer i go dostałem. Nie lubię imprez ale jak poszedłem i podszedłem do dziewczyny i bez słowa wyciągnąłem do niej rękę to tańczyliśmy pół nocy (nie umiem tańczyć). Później to zepsułem bo się jeszcze uczę ze sobą walczyć ale coś robię. Musze więcej do ludzi wyjść z tym mam jeszcze problem odmawiam jak mnie zapraszają gdzieś bo nie lubię chodzić na imprezy gdzie są pary. Czasami myśl mi wpada do głowy "Jesteś nieudacznikiem" ale później pojawia się też "Nie!! nie dam się ku...!!". Jest jeszcze jedno lepiej być samym niż trafić w związek który się okaże porażką. Mam takich znajomych kolesie co z uśmieszkiem na mnie patrzą i mówią "znalazłbyś sobie dziewczynę... lub chłopaka .... hahaha" a ja ich mam w du... bo wiem że niedługo zaczną się wyżalać jak to jest w związku jęczeć że są niezrozumiani a ja im na to "no trudno a ja sobie jadę w góry, sam!!". Jestem wolny!!

 

Walczcie!! Potraficie!! aha i Broń Boże nie słuchajcie jakiś smętnych kawałków o miłości itp. Muzyka wesoła jakiś Bregovic czy Scooter cokolwiek byle wesołe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×