Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pein

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Pein

  1. Był czas, że ja także nie mogłem znieść życia. Miałem tak traumatyczne przeżycia w gimnazjum, zostałem tak obdarty z godności że chciałem umrzeć. Nie myślałem o samobójstwie poważnie, bo postanowiłem przyjąć ten ,,krzyż'. Wytrzymałem, ale straciłem w zasadzie to co najistotniejsze w normalnym funkcjonowaniu: pewność siebie i radość życia. Idea samobójstwa przejawia się u mnie w postaci postrzegania moich własnych narodzin jako przeklętego dnia. Sam nie zamierzam mieć dzieci i skazywać je na życie. Dzieci nieudacznika też byłyby nieudacznikami. Oszczędzę im ból, który doznałem.
  2. Przecież zróżnicowanie istnieje nie tylko na poziomie czasowym, ale i przestrzennym. Obecnie 1,3 miliarda ludzi na świecie żyje bez dostępu do wody, za mniej niż 2 dolary dziennie. Mimo, że standardy się zmieniają, (i każdemu zależy, aby żyć ,,na poziomie'') nie mamy powodów do narzekań. Dawne upragnienie chleba, zamienia się w pożądanie nowego telewizora LCD. Mnie wystarcza to co mam, także przywiązuje się do tego co stare i sprawdzone, więc nic nie wyrzucam, póki na dobre się nie zużyje. Nie narzekam na swój stan posiadania, tylko na pech. Polega on na nieustannym kompromitowaniu się. Nie mija wiele czasu, kiedy tracę w ten sposób szacunek w danym otoczeniu. Dlatego nie jestem w stanie wytrzymać w danym środowisku dłużej niż kilka lat. Zawsze przebiega to wg. schematu - wejście w nowe otoczenie np. nowa szkoła i nadzieje z tym związane - kompromitacja - ucieczka i zerwanie wszelkich kontaktów.
  3. Zgadzam się z powyższą wypowiedzią, to wsganiałe znaleźć kogoś z niemal identycznymi przemyśleniami. Trudno jednak oprzeć mi się pokusie, aby się nie porównywać z osobami z mojego otoczenia, w moim wieku, z którymi równolegle startowałem z tego samego poziomu. Dokonując takiego porównania, niemal zawsze stwierdzam, że to co osiągnęli moi rówieśnicy (dawni wrogowie i prześladowcy też) nijak ma się do tego co ja osiągnąłem. Porównywanie się to niby droga do nikąd, bo albo znajduje się pychę albo depresję. Zawsze znajdzie się ktoś gorszy albo lepszy od nas. Jednak człowiek nadal zastanawia się, czy jest coś wart i czy uda się poprowadzić życie na jakimś poziomie. Tak to już jest, że jeśli człowiek chce sprawdzić jaki ma samochód, to wychyla się przez okno i patrzy jakie auto ma sąsiad.
  4. Nie jest tak, że teraz znęcam się nad innymi a agresja rodzi agresję. Więcej jest we mnie żalu, że nie mogę normalnie nawiązać relacji, moje umiejętności społeczno-towarzyskie są upośledzone, nie umiem się bawić, nie potrafię się śmiać. Nawet się nie przyznaję, że mając lada moment 22 lata nie było mi dane mieć dziewczęcia. Jestem wycofany i właściwie od stania i czekania to się nie zmieni. Jestem w podobnej sytuacji co inni: gorzka przeszłość mglista przyszłość pożałowania godna teraźniejszość. Mam kryzys, bo niby wkraczam w dorosłość, ale jestem na to kompletnie nieprzygotowany, nie umiem sobie wyobrazić siebie za 20-30 lat inaczej jak zmarszczonego dziada z garnkiem jakiejś ciapy przy oknie.
  5. Ja także mam poczucie że jestem nieudacznikiem. I nie piszcie mi tutaj, żebym się nie przejmował czy wyszedł do ludzi bo człowiek nie zmieni się po przeczytaniu kilku postów z pocieszeniami. Tutaj opowiem jak dobre, ufne i śmiałe dziecko zmieniło się w zamkniętego w sobie, zgorzkniałego 21-latka. Moją osobowość ukształtowały lata spędzone w szkole, gdzie szybko zostałem ,,namierzony'' jako frajer. W podstawówce z każdym rokiem było gorzej. Nie potrafiłem się postawić, bałem się że zrobię komuś krzywdę. Gimnazjum było koszmarem. Nie chcę opisywać szczegółów, ale tam zostałem całkowicie pozbawiony godności, chciałem uciec, marzyłem o śmierci. Wytrzymałem do końca, ale te trzy lata sprawiły, że zmieniłem się we wrak człowieka. Dzień w którym opuściłem to miejsce było dla mnie jak wyzwolenie z obozu koncentracyjnego. Nawet teraz, po ośmiu latach śnią mi się szkolni oprawcy. Postanowiłem na zawsze być sam i w samotności umrzeć. Nie chcę mieć dzieci i skazywać je na egzystencję i ryzyko że spotka je to samo. Przez lata zastanawiałem się, dlaczego za każdym razem kiedy wchodziłem w nowe środowisko, przyciągałem pogardę i gnębicieli. Przecież wyglądam normalnie, nie mam widocznych wad, które możnaby uczynić przedmiotem wyśmiewania. Stwierdziłem więc, że coś jest ze mną nie tak. To ciąży na człowieku niczym niewidzialna kartka z napisem ,,opluj mnie, jestem frajerem,, Po tych doświadczeniach gardzę ludźmi a widok roześmíanej grupki albo przytulającej się pary doprowadza mnie do wściekłości, zaciskam wtedy zęby i idę dalej - sam. Nie umiem budować relacji z ludźmi i kilka razy dałem do zrozumienia moim ,,kolegom i koleżankom'' z roku że g**** mnie oni obchodzą. Okazuje się że jedynie zachowując odpowiedni dystans i trzymając ludzi za mordę, można wyegzekwować szacunek i respekt.
×