Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Nie wiem dlaczego, ale denerwuje mnie w domu każdy ruch mojej matki, każdy dźwięk, czy myje podłogę, naczynia, sprząta. Jak idę do sklepu, irytują mnie ludzie których mijam.

 

Dlaczego mama tak działa Ci na nerwy??? Czymś konkretnie zaszła ci za skórę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam :) Jestem tu nowa. Zalogowałam się tu, żeby opisać swoja historie, gdyż mm wrażenie,ze nikt nie chce mnie słuchać albo ma mnie dosyć.

Wszystko zaczęło się w 2007 roku w październiku. Problemy w szkole spowodowały, ze próbowałam popełnić samobójstwo. Wtedy na szczęście (?) moja mama zadzwoniła po pogotowie i mnie odratowali. Pani psycholog w szpitalu bardzo delikatne i kulturalnie wytłumaczyła mi, ze jeżeli nie podejmę leczenia do skieruje mnie do szpitala psychiatrycznego. Leczenie wiec podjęłam. Leczyłam się 1.5 roku u psychologa. Przez kolejny rok było w miarę spokojnie. W sierpniu 2011 zaczęłam leczenie u psychiatry. Poszłam tam, gdyż nie umiałam sobie poradzić sama ze sobą. Ciągle męczą mnie myśli, ze moja mama umrze, bardo często wstaje w nocy i ja budzę, aby tylko sprawdzić czy ona żyje. Wmawianie sobie rożnych chorób to już u mnie norma. Ostatnio było nawet ok lecz wszystko zepsuł antybiotyk. który ostatnio dostałam. Po jego skończeniu wystąpił u mnie pewien skutek uboczny. Lecz po przeczytaniu ulotki boje się, ze wystąpią u mnie inne problemy. Kiedy o nich czytałam akurat te wszystkie objawy mam. Tylko nie wiem czy realne czy moja podświadomość tak dobrze działa :(

Dokuczają mi również nerwobóle,które w mim mniemaniu oznaczają oczywiście te najpoważniejsze choroby. Rano budzę się z szybko bijącym sercem chociaż jak szlam spać wydawało mi się, ze jestem zrelaksowana.

Ja bardzo dobrze wiem, ze jestem chora ale kompletnie nie umiem sobie z tym poradzić :( Chociaż staram się choć na chwile ''wyłączyć'' gdzieś te złe myśli wygrywają.

Mam nadzieje, ze pobyt na tym forum chociaż trochę mi pomoże.

Pozdrawiam Was serdecznie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej,

jestem tutaj nowa... postanowiłam założyć konto na forum, żeby móc podzielić się swoimi problemami z innymi osobami, które cierpią na to samo co ja. Nie mogę narzekać na brak wsparcia w rodzinie, ale zawsze inaczej jak czuje się, że jest się wśród ludzi, którzy walczą z tym samym. Moja mama również cierpi na nerwice lękową i depresje, ale obecnie udało jej się z tym wygrać, bierze leki i jest jak nowo narodzona.. mam w niej dużo wsparcia, ponieważ zawsze rozumie co czuję kiedy mam atak paniki... mieszkam 200 km od niej, ale zawsze mogę zadzwonić i to mnie uspokaja... mój narzeczony bardzo się stara wspierać, ale czasem go to przerasta, bo chciałby pomoc, a nie bardzo wie jak.. więc przynajmniej stara się być zawsze obok i przynajmniej przytulić, żebym się uspokoiła.... Moja choroba zaczęła się we wczesnym dzieciństwie.... wracaliśmy z rodzicami od babci, która usmażyła takie małe pączki.. jako dziecko zajadałam się tym specjałem w samochodzie, kiedy nagle tata gwałtownie zahamował i zaczęłam się dławić... oczywiście nic się nie stało... organizm sam sobie poradził... ale wygenerował się lęk, który o mało nie zapędził mnie na drugi świat.. a mianowicie.. czułam cały czas gule w gardle... jako małe dziecko, które się przestraszyło.. od tamtego momentu już zawsze wydawało mi się, że ten pączek stoi mi w gardle i jak coś innego połknę to się uduszę.... i zaczęło się... przestałam jeść... spożywałam jedynie papki i piłam... sytuacja była przerażająca... niech sobie ktoś wyobrazi, że zjedzenie jogurtu sprawiało mi taki problem, że musiałam mieć przecedzony od owoców, bo owoce stanowiły już coś stałego, co mogło mnie udusić... oczywiście trafiłam do szpitala, najpierw do łodzi do MAtki Polki... badali i sprawdzali czy rzeczywiście coś z tym przełykiem jest nie tak.... źle to wspominam.. zmuszano mnie do jedzenia.. straszono sądą.. wizja rury w gardle przerazala mnie do tego stopnia, że chowałam jedzenie uwadając, że je zjadłam... oczywiście badania wyszły wzorowo... zaczeło się jezdzenie po specjalistach... terapeutach.. hipnotyzerach... a ja chudłam.. nikłam w oczach... wyglądałam jak dziecko w Oświęcimia.... kości i skóra... ale w koncu udało się trafić na panią psychiatrę, która uratowała mi zycie.... wylądowałam w szpitalu na kilka miesiecy.. w szpitalu psychiatrycznym.. na oddziale dzieciecym... pod jej okiem... zaczeło sie leczenie... leki i prowadzenie zeszytu, w którym zapisywałm to co jadłam.. uczenie się jedzenia od początku..... nie było łatwo.... szpital byl ciezkim przezyciem.. były tam rozne dzieci, w roznym wieku, również młodzież... po samobójstwach... podcinająca sobie zyly... i z innymi problemami... dla mnie małej dziewczynki w trzeciej klasie podstawówki było to przerazające... w szpitalu była szkola.. był park, boisko... ale pamiętam te rzeczy przez mgłę... zbyt dawno to było... po jakimś czasie wyszłam i kontynuowałam leczenie w domu.... leki i dalsze prowadzenie zeszytu... przytulam.. zaczełam normalnie wygladac... pamietam wyjazd nad morze z rodzcami i zdjęcia z tego wyjazdu.. pierwsze zdjęcia na których wyglądałam zdrowo jak dziewczynka w tym wieku... udało się.... wyłeczyłam się.... jedyna pozostałościa po walce był lek przed polykaniem tabletek, których do tej pory nie umiem łykac.. lykam tylko te malutkie... i strach przed jedzeniem owoców ze skórką, lub mięsa z zyłami i innymi rzeczami... z czasem zaczełam jesc prawie wszystko... ale pomidorów ze skora do tej pory nie tknę, albo jabła ze skóra itd... boje się ze skora mi się przyklei do gardla.. chore... ale tak już mam... generalnie choroba praktycznie ustapila... leków nie miałam... spokój do konca podstawowki.. gimnazjum, liceum... poszłam na studia i zaczelo się... ale leki pojawialy sie rzadko... raz na kilka mieisiecy... nie utrudnily mi zycia.. wiedziałam co się dzieje, starałam się je poporstu przetrwac... ale leki tym razem nie dotyczyly jedzenia.. tylko trudnoci z oddychaniem.. uczucia cegły na klatce piersiowej... problemow ze złapaniem powietrza.. jakby bezdechów.. zawrotów głowy w momencie łapania powietrza... drzenie rąk.. strach.. przerazający strach, że zaraz umre... ale radziłam sobie... zyłam normalnie... studiowałam, bawiłam się, imprezowałam, wyjezdzałam, byłam w związkach... problem nabrał sily ostatnio... jakieś pół roku temu.... od moich urodzin w sierpniu... pije mało alkoholu, ale w moje urodziny się upiłam.. urywał mi się film... pokłocilismy się z narzczonym, zostawil mnie sama w klubie... szukałam reszty znajomych, błąkałam sie... potem się znalezlismy i wrocilismy do domu... ale zaczeła działam moja wyobraznia.. ze skoro nie pamietam wszystkiego, tylko polowe, to ktos mogl mi krzywde zrobic.. ze moze jakąś strzykawke mi wbic, bo mialam czerowną plamke na szyi, że niewiadomo co mi sie moglo stać i nakrecanie się... od urodzi... zaczeły się bole plecow... wszystkich miesni na plecach... szyi.... potem gardło.. potem się rozcorowałam... chorowałam z miesiąc... 3 serie leków.. i oczywiście psychika siadła... wmawianie sobie niewiadomo czego.. ze niewiadomo co mi jest.. i poszło za ciosem... potem cos w podbrzuszu mnie bolalo.. kolejne wyobrazenia, że pewnie rak... odwiedziny u ginekologa, skierowanie na badania w szpitalu, na ktore nadal czekam..bo musialam odstawic tabletki anty.. potem zaczeły się bolu brzucha... kolejne przeziębienie.. znowu bole w podbrzuszu... podejrzenie ze to pewnie rak jelita grubego.. badania krwi i podwyzszone limfocyty.. znowu strach ze to pewnie ziarnica... powiększone wezly chłonne... wyszukiwanie kolejnych chorób... płacz.. strach... więczorne napady lęku.. uczucie ze zaraz umre, ze rano się nie obudze.. ze napewno jestem ciezko chora, ze lekarze bagatelizują wszystko... potem pewnej nocy obudzil mnie silny bol glowy... jakby blyskawica przeszywająca mi czaszke, przestraszyłam się... bol byl inny niz wszystkie jakie w zyciu doswiadczyłam trwał 5 min.. 5 uderzem jakby pioruna, az mi ciało paralizował.. wizyta i neurologa i skierowanie na rezenans.. zeby wykluczyc tetniaka... rezonans dopiero w lutym.. a ja ciagle zyje w strachu, że moze to tetniak i zaraz peknie i umre i nie doczekam do tego rezonansu... ciagle coś mi się... w kolko choruje, ciagle infekcje gardla... ciagle mnie cos boli.... ataki paniki mam juz prawie codziennie... głownie wieczorem... cały dzien jest zazwyczaj spokoj.. zyje w miare normalnie... pracuję, wracam do domu, robie obiad.. i nagle boooom... zaczyna się... płacze... płacz mnie rozładowuje.. uspokaja.. tak jakbym wyrzucała wszystko z siebie razem z nim.. boje sie smierci... chororby.. boje się ze umre.. placze tez z bezradnosci.. nie radze już sobie w tymi emocjami... zapisalam sie do psychoatry ale na nfz... nie stac mnie na wizyty prywatne... jest strasznie... przepraszam, za chaos drugiej czesci wypowiedzi.. ale emocje robią swoje... i ciezko mi pisać poprawnie gramatycznie...nie wiem co mam ze sobą robic.. a co najsmieszniejsze.. boje się nawet tego konca swiata... niby nie wierze, ale boje się... przeraza mnie smierc... strasznie chce zyc... a moje zycie paralizuje strach przed choroba i smiercią........ dominuje nade mna i nie pozwala normalnie zyc... zauwazylam ze odsunelam sie od ludzi, nie spotykam się z przyjaciolmi, siedze w domu.. ogladam tv, siedze przed kompem, rozmawiam z mama przez tel... nie radze sobie jak jestem sama w domu.. jak przychodze po pracy i jestem sama.. bo moj narzeczony wraca pozniej.. to musze dzonic do mamy i rozmawiac z nia... czesto mam ja na sluchawkach i robie np obiad... bezpieczniej się czuje jak moj narzeczony jest w domu... nienawidze jak wychodzi... ale nie moge mu zabraniac.. tez ma swoje zycie i nie zamierzam go ograniczac.... staram sobie jakos z tym poradzic.. ale jak idzie na jakis wyjscie na piwo i wraca pozno to nie zanse dopoki nie wroci.. mam problemy z oddychaniem, dusze się, denerwuje się... panikuje.. jak wroci i sie kolo mnie polozy, dolegliwosci troche ustepuja i jestem w stanie zasnac,rano jak nowo narodzona... wszystko zaczyna sie od poczatku wieczorem... czasem sa lepsze dni, że cały dzien i wieczor jest ok... zauwazylam ze problem pojawia się jak cos mnie zaczyna bolec, albo jak sie zle czuje.. jedno nakreca drugie... nie wiem czy brak odpornosci i te ciagle infekcje moga byc spowodowane słabym stanem psychicznym i przez to obnizeniem odpornosci.. kupilam sobie teraz nawet tran... jem czosnek... bo znowu od 2 tyg jestem chora... mam stan podgoraczkowy, infekcje gardla i katar... nie wiem juz co mam ze sobą zrobic... chce zyc tak jak zyam dotychczas.. zawsze bylam silna osoba... ktora wie czego chce... ktora pomaga innym w problemach.. a teraz się złamałam.... i sama sobie nie potrafie pomoc..... ogarnia mnie wielka bezsilnosc...... nie wiem czy będzie się Wam chciało czytać całe moje wypociny.. ale naprawdę potrzebuję tego forum... nawet teraz jak piszę czuję jakby ulgę, że mogę to z siebie wyrzucić... chętnie bym też poznała jakieś osoby, które zmagają się z podobnymi problemami... mieszkam w Poznaniu... widziałam, że ejst grupa z Poznania.. może kontakt z ludzmi tez mi pomoże... poki co czekam na wizyte u psychiatry w styczniu.. ponoc jedna z lepszych psychiatrów u nas w miescie... moze jak bedzie trzeba to nawet zaczne prywatnie chodzic.. zalezy ile będzie liczyła za wizytę... nie przelewa się, ale zdrowie jest wazniejsze od pieniędzy.. jestem mlodą osobą, mam 25 lat... wiec wiadomo, ze zaraz po studiach nie zarabia się milionów.. a moze ktos polęci jakiegoś lekarza w poznaniu w przystepnej cenie... dziekuję, że mogłam się uzewnętrznić... czuję wielką ulgę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

*Monika*ja uczęszczam na terapię i było naprawdę ok. Niestety coś się w ciągu kilku dni popsuło. :(

Dzisiaj idę na kolejne spotkanie. Może coś się zmieni:)

 

-- 14 gru 2012, 09:34 --

 

A tak poza tym zauważyłam ostatnio, że nic mnie nie cieszy. Nie umiem się śmiać tak jakbym nigdy się tego nie nauczyła. Mam nadzięję,że jest to tylko przejściowy okres i wszystko minie :)

 

PS. Czy z nerwów może być tak,że rano wstaję i muszę od razu iść do toalety bo mam biegunkę? W sumie nie wiem co to jest bo najczęściej jest tylko rano po przebudzeniu. Ale moja wyobraźnia już mi podpowiaa, że ze mną jest coś nie tak. Ach..... takie błędne koło. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam was. Około 1,5 roku temu zaczęły sie u mnie objawy nerwicy lekowej z dnia na dzień, poprostu taki nagły kopniak. Wcześniej były aktywny zawsze dusza towarzystwa i nic nie wskazywało na to ze może cos takiego sie stać. Brałem przez rok z przerwami ssri i było nawet dobrze jednak miesiąc po odstawieniu wszystko wróciło. Teraz od około 2 miesięcy doszła do tego fobia społeczna nie wiem juz totalnie co sie dzieje ale kontakt z innymi ludźmi powoduje u mnie ogromny stres. Mimo to staram sie chodzić na wykłady i zajęcia niwelujac objawy hydroksyzyną. Teraz zapisałem sie do psychologa i jestem po pierwszej wizycie. Jak myślicie czy lepiej będzie jak zacznę brać ssri i chodzić do psychologa czy zostać przy samym psychologa. Szczerze to chciałbym powalczyć bez leków. jakie jest wasze zdanie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gioovanna, Widzę przypadek klasyk, nerwica na całego i hipochondria w pakiecie, zamiłowanie do badań, prześwietleń, rezonansów mam podobne, wkręcałem sobie już też 1000 chorób. Napisałaś naprawdę dłuuuugiego i szczegółowego posta, naprawdę cię rozumiem mam 28 lat i nerwica dezorganizuje moje życie już około 7-8 lat. Ne poddawaj się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Żeby skutecznie pozbyć się lęku trzeba przede wszystkim stawić mu czoła i nie uciekać od problemu. Pomagają w tym leki i nie jest prawdą, że coś się z nami po nich dzieje. Faktycznie pierwsze tygodnie brania są nieciekawe ponieważ szukają wady serotoniny w naszym organizmie. Kiedy wszystko się ustatkuje reszta jest już z góry. Pozytywne myślenie to podstawa - zaburzenia lękowe to nie depresja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Żeby skutecznie pozbyć się lęku trzeba przede wszystkim stawić mu czoła i nie uciekać od problemu. Pomagają w tym leki i nie jest prawdą, że coś się z nami po nich dzieje. Faktycznie pierwsze tygodnie brania są nieciekawe ponieważ szukają wady serotoniny w naszym organizmie. Kiedy wszystko się ustatkuje reszta jest już z góry. Pozytywne myślenie to podstawa - zaburzenia lękowe to nie depresja.

 

Leki otumaniają, zmniejszają percepcję - wtedy mniej czujesz swoje lęki. Tyle. I łatwo się od nich uzależnić, bo to łatwe rozwiązanie. Nie wymaga żadnego wysiłku. Wezmę sobie leki i jakoś tam będę funkcjonować. Leki rozleniwiają. Później trudno się wziąć za siebie i spróbować się leczyć. Wielu z ludzi, którzy biorą psychotropy zadowalają się później życiem "jako tako". Raz jest fajnie, raz są lęki, i tak sobie żyją (sprawdź wątek "Mój dzisiejszy dzień"). Dla mnie to nie jest życie. Cieszę się, że nigdy nie sięgnąłem po psychotropy, nawet podczas najgorszych napadów paniki. Gdybym sięgnął, to możliwe, że w tym momencie bym nie był zdrowy, tylko bym sobie siedział naszprycowany lekami modląc się o to, żeby lęki mnie napadły jutro.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To czy będziesz je brał czy nie zależy tylko od Ciebie. A jak wspomniałem otłumienie jest spowodowane działaniem leku na receptory. Zachęcam do zapoznania się z typowo medyczną stroną choroby, nie tylko sferą psychologiczną, wtedy mam nadzieje zrozumiesz jak ważne jest zażywanie tabletek. Dlaczego teraz nie chcesz ich brać ?....to po prostu kolejny Twój lęk.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piszecie, że tabletki otumaniają, a jednak ja jako dziecko byłam nimi leczona, oczywiście plus psychoterapia i się wyleczyłam... miałam spokój z nerwica lękową od czwartej klasy podstawówki aż do studiów... to jak to w końcu jest? Wtedy nie miałam wpływu na wybór leczeni, bo decyzje podejmowali za mnie moi rodzice.. natomiast teraz zmagam się ponownie z chorobą, ale mam 25 lat i muszę sama jakieś kroki przedsięwziąć.. narazie zapisałam się wizytę do psychiatry... a jeżeli zaleci leczenie farmakologiczne... ? Warto wchodzić w tabletki czy nie? I jak podjąć tak ważną decyzję? Bo z tego co piszecie to potem ciężko żyć bez nich?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To czy będziesz je brał czy nie zależy tylko od Ciebie. A jak wspomniałem otłumienie jest spowodowane działaniem leku na receptory. Zachęcam do zapoznania się z typowo medyczną stroną choroby, nie tylko sferą psychologiczną, wtedy mam nadzieje zrozumiesz jak ważne jest zażywanie tabletek. Dlaczego teraz nie chcesz ich brać ?....to po prostu kolejny Twój lęk.

 

Szczerze mówiąc nie interesuje mnie to, co firmy farmaceutyczne mówią o swoich lekach. Tak jak średnio mnie interesują korzyści, jakie będę miał z korzystania z nowoczesnego odkurzacza, o których mówi ich sprzedawca. Z prostej przyczyny - braku obiektywizmu.

 

A leków nie biorę, bo nie jestem chory. A jak bywam chory, to mój organizm sam sobie świetnie radzi z chorobą.

 

-- 15 gru 2012, 23:40 --

 

Piszecie, że tabletki otumaniają, a jednak ja jako dziecko byłam nimi leczona, oczywiście plus psychoterapia i się wyleczyłam... miałam spokój z nerwica lękową od czwartej klasy podstawówki aż do studiów... to jak to w końcu jest? Wtedy nie miałam wpływu na wybór leczeni, bo decyzje podejmowali za mnie moi rodzice.. natomiast teraz zmagam się ponownie z chorobą, ale mam 25 lat i muszę sama jakieś kroki przedsięwziąć.. narazie zapisałam się wizytę do psychiatry... a jeżeli zaleci leczenie farmakologiczne... ? Warto wchodzić w tabletki czy nie? I jak podjąć tak ważną decyzję? Bo z tego co piszecie to potem ciężko żyć bez nich?

 

Sama musisz zdecydować. Większość użytkowników będzie Ci pewnie polecała zażywanie leków. Moim zdaniem lepiej jest wyjść z tego "naturalnie". Oczywiście zaraz mi tu niektórzy napiszą, że skoro wyszedłem z nerwicy bez zażywania leków, to nie miałem nerwicy, miałem słabiutkie lęki, itd. Bardzo dobrze.

 

Skoro nerwica do Ciebie wróciła, to znaczy, że nie zostałaś do końca wyleczona, albo dalej nie wiesz jak sobie z nią radzić. Jak zrozumiesz istotę "choroby", to ona później do Ciebie nie wraca bo nie ma po co. Jak już wyjdziesz z nerwicy, to wystarczy tylko zarządzać stresem (stosować techniki relaksacyjne, ruszać się, trzymać dobrą dietę, itd.) i wtedy utrzymujesz poziom swojego niepokoju na "normalnym" poziomie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam!

Długo mnie nie było na forum, bo można powiedzieć że wyzdrowiałem albo względnie wyzdrowiałem z nerwicy. Ostatnie 8 miesięcy to potęzne zmiany i krzywa na wykresie poszła ostro w górę. Nie chce mi się pisać o przyczynach w każdym razie wdrożyłem nowe schematy myślenia. Poznałem jednak dziewczynę z którą strasznie zaiskrzyło i właściwie od razu byliśmy ze sobą. Wychodzą jednak różnice i to mnie martwi ale jak się nie uda to trudno. Inna kwestia mnie zastanawia...Nie wiem czy to wpływ pogody czy nie ale od ok. miesiąca bez powodu trochę pogorszył mi się nastrój i koncentracja. Może to wpływ pogody? Generalnie dodatkowo wchodząc w związek pojawiły się lęki pt. brak doświadczenia w związkach, lęk przed zmianami, i lęk przed utratą wolności takie wewnętrzne poczucie, że wolę być jednak sam choć moja dziewczyna bardzo mi się podoba...Skończyłem też terapię która trwała kilka lat gdyż ostatnie miesiące nawet trudno mi było znaleźć temat do omówienia...Świetnie się czułem - naprawdę.

 

Jakieś koncepcje? Czy obniżenie nastroju i obawy może mieszczą się w granicach każdego zdrowego człowieka i nie należy tutaj szukać drugiego dna?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

leon21, Napisałeś ,że bez powodu poczułeś się zle bez powodu nic się nie dzieje

może to obawy lęki związane z wejściem w związek ,lęk przed zmianami,sam pisałes że ostanie 8 miesięcy to potężne zmiany .To przecież mogło w jakimś stopniu i miało wpływ na obniżenie Twojego samopoczucia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

Jestem nowy na forum - Nerwica lękowa a kariera zawodowa.

Poniżej opiszę moją historię która męczy mnie od ponad półtora roku - proszę o pomoc i wsparcie, czy wyjdę z tego?

 

Zaczeło się 2 lata temu od zawrotów głowy rano, trwało to jakieś 2 tygodnie i diagnoza była prosta zniesienie lordozy szyjnej, zalecono ćwiczenia. Po dwóch tygodniach ustąpiło. Od stycznia do końca maja był spokój. W pracy przeżywałem sporo stresów , przedemną otworzyły się drzwi do awansu. Po pół roku spokoju w dniu rozmowy na temat awansu nawiedziły mnie silne zawroty głowy, i praktycznie od tamtego czasu towarzyszą mi cały czas. Zrobiono mi komplet badań . tomografie,rezonans itd, wyszło że mam delikatnie uszkodzony błędnik , asymetryczność. Jednak wraz z awansem było coraz gorzej. Przeprowadziłem się do Francji i tutaj dopiero się zaczeło, dodam że zostałem Głównym Specjalistą na Świat od spraw technicznych w koncernie, a mam 27 lat. Bardzo dużo podróżuję i dodam że boję się latać. Także psychiatra stwierdził u mnie nerwicę lękową. Przez rok brałem Fevarin 75mg i chyba jest lepiej, rzadziej mam ataki lęku, chociaż nawiedzają mnie one w różnych momentach - spotkanie z przyszłą teściową, ale także wyjście na imprezę. Objawiają się one właśnie zawrotami głowy , czasem ściskiem w klatce piersiowej. Zawroty i ta niepewność stania na nogach towarzyszą mi właściwie cały czas. Nie mam problemów z prowadzeniem samochodu. Po jakims czasie było duzo lepiej. Odstawiłem niedawno Fevarin choc niepewnosc wrocila .W weekendy jest w miarę ok, ale podczas podróży bez 0,25mg Xanaxu doraźnie baardzo ciężko mi funkcjonować gdyż mi się zaczyna kręcić w głowie. Jestem troche neurotykiem i hipohondrykiem - w takim sensie że bardzo dbam o swoje zdrowie i nawet coddziennie potrafię mierzyć sobie temperaturę. Od roku nie piję alkoholu, zawsze miałem bardzo słabą głowę, a alkohol powoduje właśnie zawroty co przysparza mnie o ataki lęku.

Miesiąc temu zrobiłem komplet badań krwi i wyszło mi TSH 24 - zrobiono kolejne badania i wyszło ze mam dużą niedoczynnosc tarczycy. Biorę Euthyrox - ale jakiejs poprawy nie widze, jest gorzej bo odstawilem Fevarin w tym samym momencie. Czy ktos sie spotkal z tym ze Nerwica wywolana zostala wlasnie przez Tarczyce ? Lub nigdy nie miałem Nerwicy ? tylko od początku była to tarczyca ?

Dodam że te moje zawroty to jest bardziej coś takiego jakby mi nogi uciekały i traciłbym równowagę. Najgorzej jest jak jest kiepska pogoda za oknem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,tak sobie czytam posty i widzę że większość nie wie co to prawdziwa nerwica lękowa, mam nerwicę od kilku lat na początku miałam bóle brzucha, drętwienie nóg i rąk i jakoś dawałam sobie radę studia, praca, dom, rodzina jakoś się to kręciło od czasu do czasu brałam tabletki ziołowe z apteki aż w końcu dopadło mnie najgorsze w ciągu jednego miesiąca. Zmarła moja przyjaciółka do tego doszły problemy w pracy(prowadzę własną firmę/ i zaczęło się najpierw od biegunek sporadycznych a potem minimum 20 razy dziennie przestałam nawet liczyć, nie mogłam zrobić zakupów jeżeli w sklepie była choćby jedna osoba, ciągłe uczucie że zaraz zemdleje nie byłam w stanie prowadzić samochodu, aż w końcu przestałam wychodzić z domu. Na szczęście mąż się wszystkim zajął choć do końca nie rozumiał co się ze mną dzieje cala rodzina tego nie rozumiała. I pewnego dnia wpadłam w taką panikę że nie mogłam się ruszyć, a moje 3 letnie dziecko leżało obok mnie i razem ze mną płakało bo myślało że coś złego zrobił, płakał i mnie przepraszał. Wtedy usiadłam i resztkami sił i rozumu stwierdziłam, że albo coś z tym zrobię albo się wykończę, zadzwoniłam do męża żeby mnie zabrał do jakiegoś lekarza i zabrał mnie najpierw do lekarza rodzinnego, pani doktor która mnie przyjęła była przerażona tym co zobaczyła a ja siedziałam zapłakana trzęsąc się jak galareta nie mogąc się uspokoić dostałam skierowanie na oddział psychiatryczny do szpitala tam trafiłam na młodego lekarza /diagnoza ostra nerwica lękowa/ i w ciągu 40 minut przerobił mnie o 180 stopni wyszłam z gabinetu uśmiechnięta dostałam 3 rodzaje leków i w ten sam dzień po spakowaniu mnie i dziecka wyjechałam do rodziny. Pierwsze 3 dni to był koszmar po tabletkach w ogóle nie spałam dopiero na trzeci dzień zasnęłam na dwie godziny, a potem co dzień było lepiej. Leki psychotropowe jeżeli są dobrze dobrane wcale nie ogłupiają należy je tylko brać regularnie o tych samych porach. Mnie pomogły po trzech tygodniach wróciłam do codziennych obowiązków. Po 1,5 roku zeszłam z leków bez żadnych problemów stosowałam się tylko dokładnie do wskazówek lekarza. Po roku od odstawienia leków objawy powróciły dziś od kilku miesięcy jestem na lekkim antydepresancie/ 1 tabletka dziennie, mój lekarz mówi że ona jest po to żeby mi się chciało/ który nie uzależnia i czuje się bardzo dobrze. I wiem na pewno jedno, że gdybym poszła na psychoterapie wcześniej to obeszło by się bez lekarstw. Ale u nas w kraju panuje stereotyp, że psychiatra to najgorsze co może człowieka spotkać, a to lekarz jak każdy inny, bierzemy wzorce ze Stanów a tam psychiatra to podstawa i świadczy o wyższym statusie społecznym . Jeszcze nie dodałam że wszystkie dolegliwości jakie miałam czyli bóle głowy, migreny, bóle brzucha mnie omijają z daleka większość z tych dolegliwości ma podłoże psychiczne. Grunt to pozytywne myślenie. Pozdrawiam wszystkich głowa do góry i do przodu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich, jestem tu nowa... potrzebuję pomocy/rady....

opowiem krótko, bo już nie mam nawet na to sił......

zaczęło się od anoreksji 4,5 lat temu, oczywiscie szpitale, prywatne terapie, hipnozy, leki itd... teraz jest juz z tym o wiele lepiej, w najgorszym momencie waga wynosiła poniżej 30 kg było to dokładnie 2 lata temu, teraz jest z tym o wiele lepiej, idę ciągle do przodu, waga jest wyższa o wiele niż była i z tym już tak wielkiego problemu nie ma, oczywiście lecze się prywatnie w mieście, w którym studiuję.... ale koszmar trwa , o wiele gorszy

gdy przeniosłam się do innego miasta na studia wszystko się zaczęło, chociaż może i trochę wcześniej

jestem obecnie na 2 roku studiów... mam baaaardzo silną nerwicę lękową, hipochondrię, nerwicę natręctw (która teraz jest troszke łagodniejsza), myśli depresyjne, no i od kilku dni lęk przed... przełykaniem!

Boże, to jest strasznie, boje się jeść, bo myślę że udławię się, mama mi akturalnie musi papki robić a nawet tego się boje czasem jeść

dokładnie w 2 dzien świąt jadłam coś i stanęło mi nagle w przełyku (jakiś duży kawałek) i nie mogłam ani tego przełknąć ani wypluć i strasznie się wystraszyłam, prawie zemdlałam ze strachu... od tamtej pory ciągle blokuje mi się przełyk przy przełykaniu, nawet pić się boję i ślinę czasem przełykać! w moim przypadku to strasznie, bo dalej muszę tyć i nie mogę pozwolić sobie na schudnięcie, bo nie po to tyle pracowałam nad tym, by teraz to zniknęło! :(

z sercem też mam strasznie dolegliwosci, chodzę po lekarzach, ekg...

mam duszności, bóle serca czasem (nerwobóle), nieregularne bicie serca, zaciskanie serca, jakby miało stanąć, bezdech, szczękościsk, bole głowy, zaparcia i dolegliwości ze strony układu pokarmowego, osłabienie, brak sił, uczucie, że mdleję,dreszcze, zalewanie "gorącem", nieraz miałam uczucie, że robaki mi chodzą po mózgu.... ciągle lęk, że umre.... że się uduszę/zadławię (to od kilku dni)

do tego zaburzenia hormonalne mocne i silna osteoporoza, jakaś masakra.

z tym sercem zaczęło się kiedys jak z niską wagą jechałam szybko na rowerze i strasznie zaczęło walić i wtedy się zaczęło..... strach i trauma. :/ (to było jeszcze przed studiami)

dodam, że od dziecka byłam zlękniona, miałam natręctwa, pobjawy psychosomatyczne (mdłości nocne, wymioty itd.)

mój tata pił alkohol i pewnie dlatego. Ale od ok 10 roku zycia mieszkalam juz tylko z mama.

jestem strasznie z mamą związana i od małego chorowałam na coś. w terapii doszłam z lekarką do wniosku, że wydaje mi się że ciągle muszę być chora, by ktoś mna się opiekował, bym czuła tę opiekę.....

co do hipochondrii... miałam w ciągu ostatnich 2 miesięcy ponad 20 chorób, w tym oczywiscie raki, zawały, jakieś poważne zapalania... nie mam sił;...

co do leków biorę od dawna mirtagen 30 mg na noc...

brałam ok rok pramolan i zomiren doraźnie...

teraz lekarka mi zmieniła na olanzapinę (zalasta) - 5 mg rano

no i biorę od kilku dni doraźnie zomiren 0,5 (bo ostatnie dni sa fatalne! przez ten lęk przed połykaniem!)

nawet po zomirenie boję się, chociaż nie mam już wtedy takich mega ataków paniki...

ale boję się, by tez od leku się nie uzaleznic.....

 

do tej anoreksji (w sumie juz ona jest najmniej wazna,bo jem normalnie, tyje itd,)ale ta nerwica lękowa, hipochondria, natręctwa, depresja no i do tego mam czasem urojenia (np. ze zmawiają się na mnie,że ktoś chce mi coś zrobić, albo że będzie jakas katastrofa....)

Boze, to jest okropne...............

 

lecze sie prywatnie,nie mam juz sil....

 

byłam kiedyś na hipnozie i teraz znowu mama chce mnie tam zabra (Wroclaw-Andrzej Kaczorowski)

moze sprawi, ze przestane sie bac przelykac?

Boże, czy ja kiedykolwiek będę zdrowa????????? Ludzie, doradźcie proszę, ja już nie mam sił i nadziei!

Jak ja mam jeść, jak się boję łykać, ze uduszę się.... przęłyk mi się zwęża i zaciska kiedys powinien być naturalny odruch przełykania...

dzisiaj był dzień straszny.... zamiast kolacji jadłam czekoladę i cukierki czekoladowe bo to się rozpływa w ustach... eh nie mam sił, co sądzicie o hipnozie?

ja juz mam dość, mam myśli samobojcze, błagam może ktoś pokonał swoje lęki i jest już zdrowy?

mam też ciągle koszmary i nakręcam się tym, śnią mi sie jakies robaki, jakies dziwne rzeczy... i boje sie, ze cos zlego sie stanie...

 

myślę tez o oddziale dziennym leczenia nerwic....

ale to po sesji, mam wtedy ok miesiąc wolnego.

:(

troszke się rozpisałam, chociaż to nie wszystko... to tylko kawałek z tych okropnych lat,

dodam, że nerwica lękowa ujawnila się, gdy zaczęłam jesć i zdrowiec z anoreksji (i gdy wyjechalam na studia do innego miast, daleko od miejsca zamieszkania) i w tym roku wyszła też na wierzch że tak powiem hipopchondria i teraz ten lęk..

teraz myślę, że może mam coś z przełykiem.... najgorszy lęk, jaki moze byc! bać się przełykac, pomocy :( Ktoś z tego wyszedł? :(

 

no i co myślicie o hipnozie?

oczywiscie lecze sie prywatnie, ale może dodatkowo hipnoza na te okorpne lęki?

szczegolnie ten z przełykaniem?

 

dziękuję, jeśli ktoś z Was poswiecil kilka minut, by dojsc do konca tego co napisalam... i bardzo proszę o jakies porady, bo ja juz nie wiem co mam robić :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×