Skocz do zawartości
Nerwica.com

Relacja z Bogiem - wg nauczania KrK


Rosa26

Rekomendowane odpowiedzi

neon,

Spróbuj tą nieokreśloną inteligencję podzielić na dwie inteligencje, które kierują światem każda na swój sposób, a więc jedna w kierunku dobra, miłości i wszystkiego tego słowa znaczeniu, to dla mnie Bóg, a druga w stronę zła, w szerokim tego słowa znaczeniu, to diabeł. A aureolki i poroże to wymysł człowieka, bo przecież nikt nie wie jaką te inteligencje mają postać, jeśli duchową to zagadka, a niebo, piekło to przenośnia wynikająca z ludzkiej wyobraźni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu

po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę

 

idź wyprostowany wśród tych co na kolanach

wśród odwróconych plecami i obalonych w proch

 

ocalałeś nie po to aby żyć

masz mało czasu trzeba dać świadectwo

 

bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny

w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy

 

a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze

ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

 

niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają

pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę

a kornik napisze twój uładzony życiorys

 

i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy

przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie

 

strzeź się jednak dumy niepotrzebnej

oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz

powtarzaj: zostałem powołany - czyż nie było lepszych

 

strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne

ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy

światło na murze splendor nieba

one nie potrzebują twego ciepłego oddechu

są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy

 

czuwaj - kiedy światło na górach daje znak - wstań i idź

dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę

 

powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy

bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz

powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem

jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku

 

a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką

chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku

 

idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek

do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda

obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów

 

Bądź wierny Idź "

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mało mam ostatnio czasu, ale podczytuję ;)

Dzis dotarłam na mszę i uzyskałam odpowiedź na coś, co mnie nurtowało a konkretnie odnośnie Lednicy. Zastanawiałam się czy znajdzie się tam dla mnie miejsce dla kogoś tak poturbowanego, czy sie odnajdę po powrocie... i podobno Lednica to taka wspolnota, w ktorej są i tacy :)

 

Więcej napiszę w wolnej chwili odnosnie tego co pisaliscie i jak zwykle zachęcam do medytaci Pisma sw. Na zywo, ktora zacznie sie o 21.15. Pietnastominutowym przygotowaniem

 

[videoyoutube=youtu.be]Medytacja Pisma Świętego onLine (12.06.2016)[/videoyoutube]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rosa26,

 

co chwile piszesz, że jesteś poturbowana? w jaki niby sposób, chyba coś ściemniasz :nono:

niemniej poturbowanie to chyba nie jest jakaś przeszkoda do relacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Więcej napiszę w wolnej chwili odnosnie tego co pisaliscie i jak zwykle zachęcam do medytaci Pisma sw. Na zywo, ktora zacznie sie o 21.15. Pietnastominutowym przygotowaniem

Ja odpadam. Za dużo nauki, głowa mnie boli. Miłej medytacji pozostałym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Więcej napiszę w wolnej chwili odnosnie tego co pisaliscie i jak zwykle zachęcam do medytaci Pisma sw. Na zywo, ktora zacznie sie o 21.15. Pietnastominutowym przygotowaniem

Ja odpadam. Za dużo nauki, głowa mnie boli. Miłej medytacji pozostałym.

A ja wolę pomedytować przy meczu i to aż 90 minut.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzis dotarłam na mszę i uzyskałam odpowiedź na coś, co mnie nurtowało a konkretnie odnośnie Lednicy. Zastanawiałam się czy znajdzie się tam dla mnie miejsce dla kogoś tak poturbowanego, czy sie odnajdę po powrocie... i podobno Lednica to taka wspolnota, w ktorej są i tacy :)

A ja coraz bardziej się zniechęcam do wszelkich wspólnot, nie tylko religijnych. Znowu mam fazę, w której dostrzegam w ludziach głównie zło i czuję jakąś odrazę (konsekwentnie - w sobie też). To zawsze mnie zachęca do większej izolacji, odcięcia się od tego świata. Z drugiej strony jest samotność. Mam poczucie, że nigdy nie znajdę swojego miejsca na tym ziemskim padole, że jakoś nie przystaję do zastanej rzeczywistości. A koncepcja bratniej duszy to już w ogóle jakieś brednie do kwadratu.

Zastanawiam się czasem jaki jest sens mojego istnienia, po co mnie w ogóle stworzono. Tak niewiele brakowało, a powstałby ktoś inny. Może lepiej radzący sobie w życiu :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rosa26,

 

co chwile piszesz, że jesteś poturbowana? w jaki niby sposób, chyba coś ściemniasz :nono:

niemniej poturbowanie to chyba nie jest jakaś przeszkoda do relacji.

 

Z Bogiem nie jest przeszkodą. Z ludźmi jest już różnie zależnie od specyfiki danego miejsca.

Tak ściemniam. Wymysliłam sobie nerwicę lękową, DDA, 7 lat mieszkania z facetem, które się odcisnęło wraz ze wszystkimi problemami i zranieniami. :roll: Tak, są to doświadczenia cenne w zyiu, ale jest to też obciążenie, którego nie musi umieć zrozumieć osoba nie mająca z tym nic wspólnego, będąca od zawsze blisko Kościoła. Nie mam na mysli wykluczenia przez tych ludzi, co raczej mojego poczucia nie dopasowania, które mogłoby mieć miejsce,kiedy znalazlabym się wśród grupy dziewic z udanych domów na przykład. Mogłabym się czuć lekko inna...

 

Dzis dotarłam na mszę i uzyskałam odpowiedź na coś, co mnie nurtowało a konkretnie odnośnie Lednicy. Zastanawiałam się czy znajdzie się tam dla mnie miejsce dla kogoś tak poturbowanego, czy sie odnajdę po powrocie... i podobno Lednica to taka wspolnota, w ktorej są i tacy :)

A ja coraz bardziej się zniechęcam do wszelkich wspólnot, nie tylko religijnych. Znowu mam fazę, w której dostrzegam w ludziach głównie zło i czuję jakąś odrazę (konsekwentnie - w sobie też). To zawsze mnie zachęca do większej izolacji, odcięcia się od tego świata. Z drugiej strony jest samotność. Mam poczucie, że nigdy nie znajdę swojego miejsca na tym ziemskim padole, że jakoś nie przystaję do zastanej rzeczywistości. A koncepcja bratniej duszy to już w ogóle jakieś brednie do kwadratu.

Zastanawiam się czasem jaki jest sens mojego istnienia, po co mnie w ogóle stworzono. Tak niewiele brakowało, a powstałby ktoś inny. Może lepiej radzący sobie w życiu :roll:

 

Rozumiem Cię. Ludzie są ludźmi, nawet w kościele o czym dziś sę nawet przekonałam. Chwilę po rozpoczęciu mszy podeszła do mnie jakaś babcinka i pyta, czy może mnie przeprosić - siedziałam, chodziło oczywiście o miejsce. Z całej masy ławek wybrała właśnie moją... no ale to pół biedy, gdyby chodziło o przesunięcie się. Ja i jedna dziewczyna co stała obok mnie wyszłyśmy z ławki a by babcia mogła wejść. Dziewczyna weszła za nią a dla mnie jakoś już miejsca nie starczyło :? No cóż... poczułam się wykopana z tego miejsca ale ok. myślę - jestem w kościele "Boże pomóż mi nie przeklinać babki w głowie" . Że poszłam w miarę blisko usiąść to tak wyszło, że między ławkami tylko ja odstawałam ale już nie chciałam łazić i się kręcić, bo sama wiem jak to rozprasza. Na szczęście za chwilę ktoś mnie zastukał w plecy i zrobiono mi miejsce :) . Ogólnie mogłam postac, tylko głupio, że tak mnie urządziła, że praktycznie sama na środku stałam... :bezradny: No cóż... żyje się dalej...

 

Do wspólnoty na razie się nie zbiorę jeszcze, ale jest takie miejsce spotkań u nas po mszy i zbieram się, żeby sobie iść - kawa z ekspresu i ciacho dla każdego oraz coś do poczytania i pogadac mozna z braćmi i ludźmi w ogóle ;) Niezobowiązująco....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rosa26,

 

co chwile piszesz, że jesteś poturbowana? w jaki niby sposób, chyba coś ściemniasz :nono:

niemniej poturbowanie to chyba nie jest jakaś przeszkoda do relacji.

(...) Tak ściemniam. Wymysliłam sobie nerwicę lękową, DDA, 7 lat mieszkania z facetem, które się odcisnęło wraz ze wszystkimi problemami i zranieniami. :roll:

Myślę, że to była raczej przyjazna zaczepka niż atak w Twoim kierunku ;)

 

Rozumiem Cię. Ludzie są ludźmi, nawet w kościele o czym dziś sę nawet przekonałam. Chwilę po rozpoczęciu mszy podeszła do mnie jakaś babcinka i pyta, czy może mnie przeprosić - siedziałam, chodziło oczywiście o miejsce. Z całej masy ławek wybrała właśnie moją... no ale to pół biedy, gdyby chodziło o przesunięcie się. Ja i jedna dziewczyna co stała obok mnie wyszłyśmy z ławki a by babcia mogła wejść. Dziewczyna weszła za nią a dla mnie jakoś już miejsca nie starczyło :? No cóż... poczułam się wykopana z tego miejsca ale ok. myślę - jestem w kościele "Boże pomóż mi nie przeklinać babki w głowie" . Że poszłam w miarę blisko usiąść to tak wyszło, że między ławkami tylko ja odstawałam ale już nie chciałam łazić i się kręcić, bo sama wiem jak to rozprasza. Na szczęście za chwilę ktoś mnie zastukał w plecy i zrobiono mi miejsce :) . Ogólnie mogłam postac, tylko głupio, że tak mnie urządziła, że praktycznie sama na środku stałam... :bezradny: No cóż... żyje się dalej...

 

Do wspólnoty na razie się nie zbiorę jeszcze, ale jest takie miejsce spotkań u nas po mszy i zbieram się, żeby sobie iść - kawa z ekspresu i ciacho dla każdego oraz coś do poczytania i pogadac mozna z braćmi i ludźmi w ogóle ;) Niezobowiązująco....

Wykopanie z miejsca to jedno. Też bym się poczuła źle, ale raczej chodzi mi o trwałe nieprzystawanie do innych ludzi. Ani ze mnie wzorowa katoliczka ani liberalna (często niewierząca) dziewczyna, których pełno w moim otoczeniu. Z jednej strony jestem introwertyczna, więcej słucham niż mówię, ludzie potrafią mnie zmęczyć, ale z drugiej mam potrzebę z nimi przebywać i jak już się otworzę, to czasem nie mogę przestać gadać. Niby jestem konserwatywna, ale nie lubię konserwatywnej retoryki i zacietrzewienia. Takich przykładów można mnożyć.

Ludzie zwykle wybierają sobie jakąś skrajność, a ja sobie wymyśliłam bycie po środku. I na co mi to było? :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też jestem raczej po środku, ale mi jakoś to dobrze zrobiło. Bo z tą liberalnością skrajną to mozna pobłądzić a znów jak się zakonserwujesz, to idzie dupościsku dostać. Ani jedno, ani drugie nie jest zdrowe. Znów w porównaniu do innych wokół czuję się jak konserwa, ale wiem, że nie jestem. A skąd wiem? Nie raz słyszę - ale jak to? Przecież Ty wierząca jesteś. - w odpowiedzi na jakiś stereotyp. Stąd wiem, że nie popłynęłam w żadną skrajność, bo zachowuję taki zdrowy dystans między jendym a drugim. I broń Boże nie tak, ze biorę z każdej strony kiedy mi wygodnie. Oczywiście, że nie - wiara wiąże się z jakimiś "wyrzeczeniami" z jakimś oddaniem i tego się trzymam, ale też staram się zachowac dystans. Mi to bardzo pomogło. Wrożenie sobie zasad, bo się gubiłam... poza tym nie tylko to - przede wszytskim ta świadomość, że nawet jeśli tu, na ziemi będzie źle i ktoś będzie przeciw mnie, to nic a nic mi to nie robi, jesli ja wiem, że postąpiłam zgodnie z sumieniem, zgodnie z przykazaniem, to wiem, że Silniejszego mam po swojej stronie i dzieki temu czuję się mocna, w jakiś sposób zaopiekowana. Nawet jeśli nie zrozumiana i wyobcowana w swej wierze.

A poza tym żyję przecież normalnie, są tez ludzie wokół. Rozumiem Twoje zmęczenie nimi. Ja mam/miałam to samo. Nie jestem pewna, bo od jakiegoś czasu nie wracam tak wykończona nimi. Może dlatego, że mniej się kamufluję, nie boję się być sobą juz tak i przy tym nie męczy mnie trwanie w masce i udawanie.

Michellea, może trzeba Ci znaleźć jakiś punkt odniesienia po prostu bardziej jasny, pewny, doprecyzowany?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak ściemniam. Wymysliłam sobie nerwicę lękową, DDA, 7 lat mieszkania z facetem, które się odcisnęło wraz ze wszystkimi problemami i zranieniami.

 

wybacz, nie wiedziałem :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też jestem raczej po środku, ale mi jakoś to dobrze zrobiło. Bo z tą liberalnością skrajną to mozna pobłądzić a znów jak się zakonserwujesz, to idzie dupościsku dostać. Ani jedno, ani drugie nie jest zdrowe. Znów w porównaniu do innych wokół czuję się jak konserwa, ale wiem, że nie jestem. A skąd wiem? Nie raz słyszę - ale jak to? Przecież Ty wierząca jesteś. - w odpowiedzi na jakiś stereotyp. Stąd wiem, że nie popłynęłam w żadną skrajność, bo zachowuję taki zdrowy dystans między jendym a drugim. I broń Boże nie tak, ze biorę z każdej strony kiedy mi wygodnie. Oczywiście, że nie - wiara wiąże się z jakimiś "wyrzeczeniami" z jakimś oddaniem i tego się trzymam, ale też staram się zachowac dystans. Mi to bardzo pomogło. Wrożenie sobie zasad, bo się gubiłam... poza tym nie tylko to - przede wszytskim ta świadomość, że nawet jeśli tu, na ziemi będzie źle i ktoś będzie przeciw mnie, to nic a nic mi to nie robi, jesli ja wiem, że postąpiłam zgodnie z sumieniem, zgodnie z przykazaniem, to wiem, że Silniejszego mam po swojej stronie i dzieki temu czuję się mocna, w jakiś sposób zaopiekowana. Nawet jeśli nie zrozumiana i wyobcowana w swej wierze.

A poza tym żyję przecież normalnie, są tez ludzie wokół. Rozumiem Twoje zmęczenie nimi. Ja mam/miałam to samo. Nie jestem pewna, bo od jakiegoś czasu nie wracam tak wykończona nimi. Może dlatego, że mniej się kamufluję, nie boję się być sobą juz tak i przy tym nie męczy mnie trwanie w masce i udawanie.

Michellea, może trzeba Ci znaleźć jakiś punkt odniesienia po prostu bardziej jasny, pewny, doprecyzowany?

Ja wiem, że bycie w skrajności jest niedobre, że zdrowo jest pozostać po środku. Tylko ilu ludzi tak robi? Łatwiej jest się im okopać w jakimś ideologicznym stanowisku, sztywnym poglądzie na życie, bo i zwolenników się wtedy ma, a i jest wróg, którego można zwalczać.

I to nawet nie chodzi tylko o wiarę. Ja się czasem czuję wyobcowana w całym swoim bycie, poglądach, wrażliwości, upodobaniach etc.

Ja też się już tak nie kryję, otwieram się bardziej przed ludźmi, ale co z tego, kiedy do bliższych znajomości nadal daleko. Z drugiej strony zachowuję dystans, bo boję się skrzywdzenia, albo zbytniego zaangażowania przy braku równie dużego ze strony drugiej osoby.

 

Co do samej wiary, to pomogła mi uporządkować parę spraw we mnie i poukładać poglądy na świat. Jednak nie jestem pewna, czy bycie katolikiem przypadkiem trochę nie wyobcowuje w dzisiejszym świecie.

 

Co masz na myśli z tym punktem odniesienia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tym punktem odniesienia, to miałam na myśli zmianę perspektywy na przykłać. "Stanąć" w innym miejscu nieco, przesunąć się w jakąś stronę. Mi to pomogło, chociaż stało się mimowolnie, trochę z nurtem emocji, ale pomogło odnaleźć się bardziej jako osoba wierząca, wśród ludzi w większości sceptycznych.

 

Bo fakt, bycia katolikiem wyobcowuje, ale myslę, że nie tylko w dzisiejszym świecie i nie tylko katolikiem. Katolikom o tyle trudno, że rzuca się w nas błotem pomimo, że wcześniej się krzyczy o tolerancji i otwartości... :bezradny::bezradny: no ale jak sama widzisz, to nie jest nasz konflikt ani wewnętrzny, ani zewnętrzny.

Też ostatnio z kimś pisałam o tym poczuciu wyobcowania, nie zrozumienia i trochę z lęku 'a co jak na prawdę nie trafię na nikogo, kto uszanuje mój wybór?" No pewnie pozostanę wierna Bogu, ale samotności boi się każdy. Nie sądzę z resztą abym była bardziej szczęśliwa będąc z kimś dla zasady, "bo kogoś mam" nawet jeśli bardziej sama bym siebie o tym szczęściu przekonywała, niż spokojna w swej wierze z poczuciem spokoju w sercu. A ten jest bezcenny i daje siły do przetrwania wszystkiego. Nie zamieniłabym go na nic. Nawet na bycie z kimś dla zasady, pod publikę prawdę mówiąc. Z niczym nie można tego porównać moim zdaniem.

Z jednej strony jest poczucie bycia wyobcowanym, ale z drugiej ta świadomość, która pomaga nabrać dystansu, że to, tutaj na ziemi, to tylko chwila... że liczy się coś więcej. I ja dlatego lubię chodzić na msze u dominikanów i tak mnie kusi ta wspólnota, bo tam jest tak jakoś... inaczej. Samo przekazanie sobie 'znaku pokoju" w taki sposób, że chwytają się wszyscy za ręce a na końcu każdy tą rękę tak "dociśnie" jakby na "pożeganie. Jakoś mnie poruszył widok, gdzie w całym kościele ludzie z brzegów ławek wychodzą do środka, żeby podać rękę tym z końca ławek obok. I tak chwilę stoją wszyscy, odśpiewują albo odmawiają... nie wiem.... takie poczucie wspólnoty jest podczas tych mszy, którego mi bardzo potrzeba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tym punktem odniesienia, to miałam na myśli zmianę perspektywy na przykłać. "Stanąć" w innym miejscu nieco, przesunąć się w jakąś stronę. Mi to pomogło, chociaż stało się mimowolnie, trochę z nurtem emocji, ale pomogło odnaleźć się bardziej jako osoba wierząca, wśród ludzi w większości sceptycznych.

Nie bardzo wiem, gdzie mogłabym się przesunąć. Większej ugodowości między tymi dwoma skrajnościami chyba nie można wypracować. Niestety, ale gdy dochodzi do takiego momentu jak teraz i jednocześnie kompletnie zwątpię w dobro innych ludzi, a także przestanę wierzyć, że warto być sobą, to zacznę się przesuwać bardziej na którąś ze stron, najpewniej na prawo. W stronę zdogmatyzowania, zacietrzewienia i negatywnego nastawienia do świata.

 

Bo fakt, bycia katolikiem wyobcowuje, ale myslę, że nie tylko w dzisiejszym świecie i nie tylko katolikiem. Katolikom o tyle trudno, że rzuca się w nas błotem pomimo, że wcześniej się krzyczy o tolerancji i otwartości... :bezradny::bezradny: no ale jak sama widzisz, to nie jest nasz konflikt ani wewnętrzny, ani zewnętrzny.

Wśród takich rzucających są często osoby, z którymi nie mam ochoty nawiązywać relacji. Boli tylko jeśli kogoś lubię, a potem on robi coś takiego.

 

Też ostatnio z kimś pisałam o tym poczuciu wyobcowania, nie zrozumienia i trochę z lęku 'a co jak na prawdę nie trafię na nikogo, kto uszanuje mój wybór?" No pewnie pozostanę wierna Bogu, ale samotności boi się każdy. Nie sądzę z resztą abym była bardziej szczęśliwa będąc z kimś dla zasady, "bo kogoś mam" nawet jeśli bardziej sama bym siebie o tym szczęściu przekonywała, niż spokojna w swej wierze z poczuciem spokoju w sercu. A ten jest bezcenny i daje siły do przetrwania wszystkiego. Nie zamieniłabym go na nic. Nawet na bycie z kimś dla zasady, pod publikę prawdę mówiąc. Z niczym nie można tego porównać moim zdaniem.

Ze swoim dobrym sercem i osławioną już urodą pewnie jakiegoś fajnego kandydata znajdziesz ;)

Ja nie mam ani tego ani tego. Wybrakowana jestem pod tym względem.

 

Z jednej strony jest poczucie bycia wyobcowanym, ale z drugiej ta świadomość, która pomaga nabrać dystansu, że to, tutaj na ziemi, to tylko chwila... że liczy się coś więcej.

Ale życie na ziemi też powinno mieć jakiś sens i dawać szczęście. Nie można całego życia spędzić na pocieszaniu się, że to dlatego, bo liczy się coś więcej.

 

I ja dlatego lubię chodzić na msze u dominikanów i tak mnie kusi ta wspólnota, bo tam jest tak jakoś... inaczej. Samo przekazanie sobie 'znaku pokoju" w taki sposób, że chwytają się wszyscy za ręce a na końcu każdy tą rękę tak "dociśnie" jakby na "pożeganie. Jakoś mnie poruszył widok, gdzie w całym kościele ludzie z brzegów ławek wychodzą do środka, żeby podać rękę tym z końca ławek obok. I tak chwilę stoją wszyscy, odśpiewują albo odmawiają... nie wiem.... takie poczucie wspólnoty jest podczas tych mszy, którego mi bardzo potrzeba.

Mnie bardziej potrzeba zrozumienia niż akceptacji (bo ją mam od niektórych) czy życzliwości innych ludzi (bo niektórzy dają ją za darmo, nawet czasem za dużo).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo fakt, bycia katolikiem wyobcowuje, ale myslę, że nie tylko w dzisiejszym świecie i nie tylko katolikiem. Katolikom o tyle trudno, że rzuca się w nas błotem pomimo, że wcześniej się krzyczy o tolerancji i otwartości... :bezradny::bezradny: no ale jak sama widzisz, to nie jest nasz konflikt ani wewnętrzny, ani zewnętrzny.

Wśród takich rzucających są często osoby, z którymi nie mam ochoty nawiązywać relacji. Boli tylko jeśli kogoś lubię, a potem on robi coś takiego.

 

 

 

Rozumiem doskonale. I to poczucie rozczarowania.... Tak myślę teraz o tym trwaniu w wierze i jakby "pogodzeniu jej" z codziennością, że o tym mówił chyba na poprzeniej medytacji ksiądz właśnie - że to nie chodzi o to, żeby sięjakoś izolować i oderwać jakby od rzeczywistości i skupiać tylko na Bogu. Wręcz tak nie wolno. Z Bogiem mamy się spotykać właśnie poprzez np msze św., modlitwę, aa na co dzień żyć normalnie, ale już z Nim tzn. z tą świadomością, że nie jest się samemu i jak przyjdzie jakaś trudna sytuacja, to Jego 'zapytam" co radę. Co w ten desen. Jak masz ochotę to się cofnij do tego, ksiądz to lepiej wytłumaczył - medytacja z zeszłego, albo sprzed dwóch tygodni. To było na początku samym w odpowiedzi na jakieś pytanie.

 

Też ostatnio z kimś pisałam o tym poczuciu wyobcowania, nie zrozumienia i trochę z lęku 'a co jak na prawdę nie trafię na nikogo, kto uszanuje mój wybór?" No pewnie pozostanę wierna Bogu, ale samotności boi się każdy. Nie sądzę z resztą abym była bardziej szczęśliwa będąc z kimś dla zasady, "bo kogoś mam" nawet jeśli bardziej sama bym siebie o tym szczęściu przekonywała, niż spokojna w swej wierze z poczuciem spokoju w sercu. A ten jest bezcenny i daje siły do przetrwania wszystkiego. Nie zamieniłabym go na nic. Nawet na bycie z kimś dla zasady, pod publikę prawdę mówiąc. Z niczym nie można tego porównać moim zdaniem.

Ze swoim dobrym sercem i osławioną już urodą pewnie jakiegoś fajnego kandydata znajdziesz ;)

Ja nie mam ani tego ani tego. Wybrakowana jestem pod tym względem.

 

Ojej, dziękuję :oops: Mimo wszytsko uważam, że uroda jest kwestią gustu jednak. Poza tym przecież nie o to w zyciu tylko chodzi. I znów bez przesady... trochę tapety i człowiek jakoś wygląda :lol:

Nie zauważyłam, abyś była jakimś złym człowiekiem, potworem egoistycznym i złorzeczącym ludziom. Wg mnie jesteś jedną z bardziej życzliwych osób na forum, więc głowa do góry. Nie doceniasz siebie. Urody nie ocenię, bo Cię nie widziałam ;)

 

Z tą perspektywą miałam na myśli to, że może po prostu by iść gdzieś dalej w tej wierze/ Nie wiem na ile jesteś aktywna w tym wsyztskim, ale wiem, ze można się 'zastać' a to przecież spore źródło...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak ściemniam. Wymysliłam sobie nerwicę lękową, DDA, 7 lat mieszkania z facetem, które się odcisnęło wraz ze wszystkimi problemami i zranieniami. :roll: Tak, są to doświadczenia cenne w zyiu, ale jest to też obciążenie, którego nie musi umieć zrozumieć osoba nie mająca z tym nic wspólnego, będąca od zawsze blisko Kościoła. Nie mam na mysli wykluczenia przez tych ludzi, co raczej mojego poczucia nie dopasowania, które mogłoby mieć miejsce,kiedy znalazlabym się wśród grupy dziewic z udanych domów na przykład. Mogłabym się czuć lekko inna...

 

Inni katolicy nie różnią się specjalnie od Ciebie, to nie jest inny gatunek ludzi. We wspólnotach są ludzie z różnymi doświadczeniami i zranieniami, Bóg różnymi drogami prowadzi do siebie, ktoś, kto ma jakiś bagaż doświadczeń nieraz chce głębiej przeżywać wiarę niż ktoś bez i się do wspólnoty częściej może taki właśnie garnie. Trochę myślisz stereotypami z tą grupą dziewic, nie wiem zresztą, czy to ma jakieś znaczenie w kontakcie międzyludzkim, moim zdaniem nieszczególne. Poza tym za bardzo może przywiązujesz znaczenie do bycia "poukładanym", "dopasowanym", "porządnym".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dokładnie, refren ma racje, myślisz stereotypami rosa26, do kościoła i na wspólnoty nie chodzą same dziewice orleańskie z dobrych domów, tylko często ludzie po przejściach :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rosa26,

 

Katolikom o tyle trudno, że rzuca się w nas błotem

 

a tam rzucanie w błotem, prawdziwy problem katolików ogólnie chrześcijan jest to, że są w tej chwili najbardziej prześladowaną grupą społeczną.

mnóstwo chrześcijan jest mordowanych przez muzułmanów w imię islamu. i jak tacy chrześcijanie mają nawiązywać relacje z Bogiem?

ty jakoś jednak o tym nie spomnisz. franek (papież) też nie porusza tego problemu, a zamiast tego liże stopy muzułmanom.

ty w dodatku twierdzisz, że islam nie jest złą religią, że to ludzie są źli. zmroziło mnie jak to przeczytałem, ponieważ nie wiem czy wiesz, ale islam to system polityczno-religijny, który kontroluje każdą sferę życia oraz nakazuje walkę z niewiernymi. islam dyskryminuje wszystkich, którzy nie są muzułmanami, kobiety w świecie islamu są karane w sytuacji kiedy zostaną zgwałcone ogólnie kobieta w świecie islamu jest gorsza niż mężczyzna.

 

nie wiem też czy wiesz (bo zaraz mi powiesz, że to tylko ten radykalny odłam), ale to nie jest radykalny odłam tylko oficjalny odłam.

ponieważ w islamie nie ma czegoś takiego jak interpretacja księgi, ci którzy tak robią są heretykami i są potępiani.

islam to literalne czytanie księgi, dlatego w krajach gdzie większość to muzułmanie kobiety i np. chrześcijanie mają ciężkie życie...

w takiej Algierii np. chrześcijanin nie ma prawa podać muzułmania do sądu?

ty sobie wyobrażasz? czyli muzułmanin może obrabować chrześcijanina, zamordować a ten nie ma prawa go podać do sądu.

w arabii saudyjskiej za noszenie krzyżyka też są bardzo surowe konsekwencje prawne.

 

 

jak w takiej sytuacji ci biedni prześladowani katolicy mają nawiązywać relacje z Bogiem kiedy ich papież się od nich odwrócił?

twój papież rosa26, franek to twój papież.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj byłem w kościele na mszy i kazanie miał nowo wyświęcony, bo w zeszłym tygodniu ksiądz pochodzący z naszej okolicy. Byłem zachwycony jego kazaniem, były rzeczowe, wyczerpujące temat wczorajszej Ewangelii i z bardzo trafnymi przykładami i świetnie podane, tak że sądzę że nikt nie mógł mieć problemów z zrozumieniem. Nie wiem czy będzie dobrym księdzem i czy z powołania, wygląda na to że tak, ale w życiu jest różnie, u księży również.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ojej, dziękuję :oops: Mimo wszytsko uważam, że uroda jest kwestią gustu jednak. Poza tym przecież nie o to w zyciu tylko chodzi. I znów bez przesady... trochę tapety i człowiek jakoś wygląda :lol:

Nie zauważyłam, abyś była jakimś złym człowiekiem, potworem egoistycznym i złorzeczącym ludziom. Wg mnie jesteś jedną z bardziej życzliwych osób na forum, więc głowa do góry. Nie doceniasz siebie. Urody nie ocenię, bo Cię nie widziałam ;)

Haha, dziękuję :D Przyznam, że trochę Ci zazdroszczę.

Jasne, że uroda nie jest najważniejsza, ale zwraca uwagę, a to trochę ułatwia.

Ale ja nie ustępuję staruszkom (chyba, że naprawdę trzęsącym się) ani nie pomagam zwierzakom (chyba, że tucząc okoliczne koty).

Możliwe, że się trochę nie doceniam, że przesadzam, nie wiem.

 

Z tą perspektywą miałam na myśli to, że może po prostu by iść gdzieś dalej w tej wierze/ Nie wiem na ile jesteś aktywna w tym wsyztskim, ale wiem, ze można się 'zastać' a to przecież spore źródło...

Ja jestem ciężkim przypadkiem. Jakbym miała już wylać kawę na ławę... Teorię mam świetnie opanowaną. Z praktyką jest trochę gorzej. Nikt mnie nigdy nie nauczył, jak się dobrze modlić. Ciężko mi to idzie. Gotowych modlitw nie lubię, bo często się je po prostu odklepuje. A własnymi słowami też nie wiem, co mam mówić.

Mam czasem wrażenie, że trochę boję się pogłębiać wiarę. Miałam wiele religijnych natręctw (nie wiedziałam wtedy, co to jest) - skrupulatyzm, widzenie wszędzie grzechu, strach przed bluźnieniem, przed tym, że coś przyrzekłam, że muszę zostać zakonnicą, że jestem opętana (jeszcze niedawno jak wchodziłam do Watykanu to się bałam, że mną trzepnie z tego powodu :mrgreen: Ale reakcja na szczęście była skrajnie inna.) Potem nastąpiło zmęczenie takim życiem, rozluźnienie standardów moralnych, do tego stres związany z ważnymi życiowymi wydarzeniami i zboczyłam z drogi, zaczęłam robić złe rzeczy, z których nie jestem dumna. Do tej pory nie jest idealnie, za mało się staram.

Do kościoła i spowiedzi nie chodziłam ze względu na fobię społeczną (i strach, że jak powiem te moje urojone grzechy, to ksiądz zawału dostanie :D ). Dopiero niedawno się trochę pozbyłam tego durnego strachu przed ludźmi. Ale nadal nie chodzę. Nadal się czegoś boję, do tego jestem trochę leniem. Nie mam też rodziny, która by mnie ciągnęła (szkoda), bo oni też nie chodzą.

Mówiłam, że wcale nie jestem taka dobra :P

Czasem też mam takie uczucie, że nie chcę pogłębiać relacji z Bogiem, że to nie ma sensu. Staram się te myśli odsunąć, ale nadal mnie trapi na ile to prawda.

 

Także jak nie macie za kogo się modlić to można za mnie. Najlepiej Koronką do Bożego Miłosierdzia :mrgreen:

 

Trochę myślisz stereotypami z tą grupą dziewic, nie wiem zresztą, czy to ma jakieś znaczenie w kontakcie międzyludzkim, moim zdaniem nieszczególne.

Myślę, że chodziło o to, że gdyby znalazła się w takiej grupie dziewic, to żadna nie rozumiałaby jej problemów, bo nie miała takich doświadczeń.

 

a tam rzucanie w błotem, prawdziwy problem katolików ogólnie chrześcijan jest to, że są w tej chwili najbardziej prześladowaną grupą społeczną.

mnóstwo chrześcijan jest mordowanych przez muzułmanów w imię islamu.

Ale póki co mówimy o polskich realiach, gdzie więcej jest wojujących ateistów czy innych osób, które rzucają błotem. Parę razy mi się zdarzyło siedzieć w grupie, gdzie jedna osoba takie plucie uskuteczniała, a inni jej przytakiwali. I co zrobić, nie powiem, że w czymś tam się mylą, bo mnie zakrzyczą, zanim zdążę wytłumaczyć.

 

ty w dodatku twierdzisz, że islam nie jest złą religią, że to ludzie są źli. zmroziło mnie jak to przeczytałem

Przy całej mojej niechęci do islamu - nie możesz powiedzieć, że wśród muzułmanów nie ma ani jednego dobrego człowieka. Co innego, że w islamie są albo radykałowie albo masy podatne na radykalizację.

 

jak w takiej sytuacji ci biedni prześladowani katolicy mają nawiązywać relacje z Bogiem kiedy ich papież się od nich odwrócił?

twój papież rosa26, franek to twój papież.

Mało to w historii było przypadków, w których papieże nie rozumieli sytuacji politycznej na świecie? W tej kwestii akurat papież nie jest nieomylny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michellea,

 

Przy całej mojej niechęci do islamu - nie możesz powiedzieć, że wśród muzułmanów nie ma ani jednego dobrego człowieka. Co innego, że w islamie są albo radykałowie albo masy podatne na radykalizację.

oczywiście, nie mogę tego powiedzieć, ale są oni dobrymi ludźmi pomimo bycia muzułmanami a nie dzięki temu

a właściwie to ci muzułmanie, którzy nie są wojujący, nie dyskryminują itd., to są muzułmanami tylko z nazwy.

są tacy dzięki temu, że są muzułmanami niepraktykującymi :)

 

 

Mało to w historii było przypadków, w których papieże nie rozumieli sytuacji politycznej na świecie?

 

chciałbym w to wierzyć, sam pewny nie jestem jak to z nim jest, ale sorry, polityka watykanu nie uwzględnia prześladowanych masowo chrześcijan? czemu o tym się nie trąbi? w imie politycznej poprawności? ta instytucja jest zepsuta w takim razie.

 

 

ale ok, nie róbmy offtopa, Rosa26 nie zgłaszaj mnie moderatorom :smile: już nie bede offtopować :angel:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mało to w historii było przypadków, w których papieże nie rozumieli sytuacji politycznej na świecie?

 

chciałbym w to wierzyć, sam pewny nie jestem jak to z nim jest, ale sorry, polityka watykanu nie uwzględnia prześladowanych masowo chrześcijan? czemu o tym się nie trąbi? w imie politycznej poprawności? ta instytucja jest zepsuta w takim razie.

Przyznam, że się nie interesowałam chrześcijanami prześladowanymi w Syrii, nie śledziłam tego na bieżąco, więc Ci nie powiem, czy Watykan się wypowiedział. Wiem, że w Stanach była akcja solidaryzowania się z nimi (wtedy ludzie sobie zmieniali zdjęcia profilowe na fb na tą dziwną arabską literę), nie wiem kto to zainicjował. Catholic Memes na fb robili dużo memów o tym, że Zachód olewa prześladowanych chrześcijan.

 

Weź też pod uwagę, że nasze media skupiają się raczej na sytuacji w Europie, więc możliwe, że jeśli Franciszek coś powiedział o prześladowanych chrześcijanach w Syrii to to pominęli. Tak jak konsekwentnie starali się ignorować Miriam Shaded.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ojej, dziękuję :oops: Mimo wszytsko uważam, że uroda jest kwestią gustu jednak. Poza tym przecież nie o to w zyciu tylko chodzi. I znów bez przesady... trochę tapety i człowiek jakoś wygląda :lol:

Nie zauważyłam, abyś była jakimś złym człowiekiem, potworem egoistycznym i złorzeczącym ludziom. Wg mnie jesteś jedną z bardziej życzliwych osób na forum, więc głowa do góry. Nie doceniasz siebie. Urody nie ocenię, bo Cię nie widziałam ;)

Haha, dziękuję :D Przyznam, że trochę Ci zazdroszczę.

Jasne, że uroda nie jest najważniejsza, ale zwraca uwagę, a to trochę ułatwia.

Ale ja nie ustępuję staruszkom (chyba, że naprawdę trzęsącym się) ani nie pomagam zwierzakom (chyba, że tucząc okoliczne koty).

Możliwe, że się trochę nie doceniam, że przesadzam, nie wiem.

 

Z tą zazdrością bez przesady. Nie mam przecież każdego na skinienie palcem... ;). No i ... jak każdy z nas mam problem z tym, że zinteresowani są mną Ci,którymi ja nie jestem. Podobać się to zupełnie coś innego niż trafić na sensowną osobę. Co prawda ja mam jedną ostatnio na oku. Wbrew postanowieniu swemu, że na razie nic, chyba mnie odurzył swą osobą i być może on też jest zainteresowany, ale... najprawdopodobniej nic z tego nie wyjdzie... Chyba, że cała historia skończy się jak w jakimś romantycznym filmie :lol: A jak nie... to też będzie romantycznie, ale bez happy and'u :?

 

 

 

Ja też nie ustępuję każdej staruszce. W Kościele wypadało, to raz... dwa ona się jednak chwiała a trzy... no staram się za przykazaniami... Jesteś zdecydowanie zbyt surowa dla siebie. Dokarmianie zwierząt to dla nich ogromna pomoc, zwłaszcza zimą. Więc nie umniejszaj swych zasług. ;)

 

 

Trochę myślisz stereotypami z tą grupą dziewic, nie wiem zresztą, czy to ma jakieś znaczenie w kontakcie międzyludzkim, moim zdaniem nieszczególne.

Myślę, że chodziło o to, że gdyby znalazła się w takiej grupie dziewic, to żadna nie rozumiałaby jej problemów, bo nie miała takich doświadczeń.

 

Dokładnie o to chodziło. O nic innego.

 

Ja jestem ciężkim przypadkiem. Jakbym miała już wylać kawę na ławę... Teorię mam świetnie opanowaną. Z praktyką jest trochę gorzej. Nikt mnie nigdy nie nauczył, jak się dobrze modlić. Ciężko mi to idzie. Gotowych modlitw nie lubię, bo często się je po prostu odklepuje. A własnymi słowami też nie wiem, co mam mówić.

Mam czasem wrażenie, że trochę boję się pogłębiać wiarę. Miałam wiele religijnych natręctw (nie wiedziałam wtedy, co to jest) - skrupulatyzm, widzenie wszędzie grzechu, strach przed bluźnieniem, przed tym, że coś przyrzekłam, że muszę zostać zakonnicą, że jestem opętana (jeszcze niedawno jak wchodziłam do Watykanu to się bałam, że mną trzepnie z tego powodu :mrgreen: Ale reakcja na szczęście była skrajnie inna.) Potem nastąpiło zmęczenie takim życiem, rozluźnienie standardów moralnych, do tego stres związany z ważnymi życiowymi wydarzeniami i zboczyłam z drogi, zaczęłam robić złe rzeczy, z których nie jestem dumna. Do tej pory nie jest idealnie, za mało się staram.

Do kościoła i spowiedzi nie chodziłam ze względu na fobię społeczną (i strach, że jak powiem te moje urojone grzechy, to ksiądz zawału dostanie :D ). Dopiero niedawno się trochę pozbyłam tego durnego strachu przed ludźmi. Ale nadal nie chodzę. Nadal się czegoś boję, do tego jestem trochę leniem. Nie mam też rodziny, która by mnie ciągnęła (szkoda), bo oni też nie chodzą.

Mówiłam, że wcale nie jestem taka dobra :P

Czasem też mam takie uczucie, że nie chcę pogłębiać relacji z Bogiem, że to nie ma sensu. Staram się te myśli odsunąć, ale nadal mnie trapi na ile to prawda.

 

Także jak nie macie za kogo się modlić to można za mnie. Najlepiej Koronką do Bożego Miłosierdzia :mrgreen:

 

 

Ja z powodu lęków nie mam bierzmowania. Wtedy nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ale nie byłam w stanie wyjść sama z domu. Wejście do większego budynku graniczyło z cudem.

A może to "poluzowanie" spowodowało właśnie, że "stanęłaś trochę dalej" i obraz Ci się rozjaśnił?

Jak jest za ciasno i za blisko, to też mało co widać. Dosłownie i w przenośni.

Nie ma być idealnie,ma być szczerze. Tak myślę. Było nawet w Ewangelii o tym, że wypełnianie "nakazów" dla formalności a nie z serca nie jest mile widziane.

Nie chodzi mi o to aby sobie folgować, ale żeby przestać się maltretowac i cisnąć, nakładając jakiś rygor, bo im większy przymus, tym bardziej człowieka odrzuca. To normalne.

 

Mało pisze ostatnio, ale coś nie mogę się skoncentrować w ostatnim czasie na takich tematach :105:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×