Skocz do zawartości
Nerwica.com

Rosa26

Użytkownik
  • Postów

    1 067
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Rosa26

  1. Gratuluję Cieszę się. Martwiłam się o Ciebie. A mąż... no cóż... jest szansa, że zobaczy Twoje postępy i pójdzie po rozum do głowy albo... zupełnie odwrotnie - uzna, że wszystko "przez" terapię, bo pojawią się zapewne różnice w podejściu do różnych rzeczy... ale nie martw się na zapas... Już byś musiała wybitnie powtórzyć schemat a skro tutaj jesteś i pomocy szukasz masz w sobie coś samoświadomości. :) Trzymam kciuki
  2. Dziękuję za dobre słowo :) Piszesz: Moja terapeutka mi powiedziała ostatnio, kiedy ja jej powiedziałam, że tak na prawdę zawsze czułam, ze nie nadążałam nad tym jak być powinno, powiedziała, że może po prostu funkcjonuję w innym tempie, inaczej nie znaczy gorzej. To społeczeństwo od samej już szkoły narzuca nam normy a jak ktoś sie w nie nie wpisuje jest jakoś klasyfikowany. Ale to jest wielka krzywda jaką się robi dzieciom na samym starcie życia. Ja też w szkole byłam szykanowana, szkołę średnią robiłam długo po zawodowej, bo uznałam, że tylko do zawodowej się nadaje a do tego nie zdołałam zakończyć jej maturą, bo zjechałam psychicznie w tamtym czasie, więc odebrałam tylko świadectwo zakończenia. Teraz zaczynam przygotowywać się do matury, bo chcę iść w końcu na studia. Jest moim bardzo czułym punktem kwestia edukacji a w dodatku mój facet jest... niesamowicie inteligentny, ma wyższe wykształcenie a teraz jest w Szkole Administracji Publicznej i jego kariera zawodowa nie będzie na zasadzie siedzenia w okienku, zna perfekcyjnie angielski... na początku nie wierzyłam w ogóle, ze się mną zainteresuje. Teraz mnie wspiera w moich działaniach a i to nie wystarcza, żebym całkiem pozbyła się poczucia bycia człowiekiem gorszym... ale nie poddaję się, bo jest lepiej. Tak jak piszesz, to jest proces. Co do nie robienia niczego wbrew sobie, to zgadzam się. Jednak jest różnica, kiedy przestajemy robić wbrew sobie coś, co nie jest dla nas korzystne a między tym, kiedy wychodzimy poza swoją strefę komfortu, żeby się rozwijać, pokonywać swoje słabości, swoje demony, co może do przyjemnych nie należy ale na dłuższą metę stanie się dla nas wartością dodaną i wzmocnić nas bardzo. Oczywiście, że pewnie przerwałaś, bo włączyły się silne mechanizmy obronne, które skutecznie Cię przekonały, że to dobra decyzja. Im są silniejszy, tym bardziej nie nalezy z nimi negocjować, tylko wstać i iść, wykonać czynność. Tak jak z treningiem - jak jestem odporna na ćwiczenia ... straszliwie... nie dyskutuję z argumentami, tylko biorę rzeczy i idę. Też zdarzało mi się parę zajęć odwołać, ale wiem, ze to jest też związane z tym, co kiedyś na zajęciach W-Fu w szkole doświadczałam od rówieśników, bo dlaczego szykany miałyby ominąć salę gimnastyczną? A bałam się wykonywać przewrotów na przykład. Byłam dosyć lękliwym dzieckiem. Ale wiem co to jest i idę, bo jak się nie przekonam, że normalnie jest inaczej, to nie przestanę się bać. Mąż - nie jest dobrze, żeby partnerzy byli dla siebie terapeutami. To nie jest korzystne dla związku. Trzeba oddzielić wsparcie od wchodzenia w rolę terapeuty. A może Twój mąż też pójdzie po pomoc, jeśli pójdziesz Ty, kiedy zobaczy, ze walczysz, że się zmieniasz?
  3. To wszystko o czym piszesz jest przerażające. Nie potrafię wyobrazić sobie ile Cię to wszystko kosztowało i jak powoli wyniszczało, przyciskając głowę coraz bardziej do ziemi. Pierwsza moja myśl - wrócić na terapie. I całkowicie nie zgadzam się, że to byłaby Twoja porażka To danie sobie kolejnej szansy. Terapie nie mają być przyjemne, mają nas przeprowadzić przez niewypowiedziany ból pod okiem fachowca, żeby było bezpiecznie a następnie to zażegnać. Ty zdaje się przerwałaś będący już dosyć daleko w tym procesie. Tak pomyślałam, że nazwałaś powrót na terapię porażką, ale czemu? Przecież ona nie była finalnie zakończona, tylko przerwana, więc naturalne jest, że nie przerobione jeszcze sprawy wracają plus bagaż, który zebrałaś. Nawet gdybyś po zakończonej wróciła, to też nie byłaby porażka. Są osoby (w tym ja również), które nie miały, nie mają bliskich, którzy wspierali, nie mają zasobów, to potrzebują pomocy i to normalne. Potrzebują te zasoby w sobie wykształcić. Czy porażką nazwałabyś np. powrót do lekarza jakiejś specjalizacji (ginekolog, kardiolog, dentysta), bo nie wyzdrowiałaś? Absurd, prawda? POdupadamy na zdrowiu fizycznym i to normalne, ale nadal społęczeństwo nie radzi sobie z tym, że psychika też może podupadać wystawiana na takie doświadczenia a w dodatku będąc ukształtowaną w takich a nie innych warunkach. Jesteśmy nieco wrażliwsi, ale przecież to nie znaczy, że gorsi. Nie ma w tym nic złego. Wróć na terapię i zadbaj o siebie.
  4. To ja też coś wrzucę. Urzekła mnie ta wersja, piękna: [videoyoutube=https://www.youtube.com/watch?v=MK4rhSdUwg8]Lotte Kestner-Halo[/videoyoutube]
  5. Nie, to ateiści włażą tu i jak zwykle zostawiają swój smród a jest wątek - kółko ateistyczne - i coś jakoś nikt tam się nie ciska, tylko tutaj a ten wątek nie miał temu służyć - miał służyć pogłębianiu, wymianie słów dotyczących codzienności z Bogiem TYCH WIERZĄCYCH, ale prawdę mówiąc już mi się nie chce o ten wątek walczyć to po pierwsze a po drugie, to i tak nic nie da. Osoby o takim nastawieniu jak dumnie z siebie, nie wiadomo z resztą czemu, ateiści wejdą oknem jak zamknie się im przed nosem drzwi... Moja relacja nieco popłynęła - tzn. os przeprowadzki mam tyle na głowie, że działam jak mały robot i odczuwam niestety tego konsekwencje. Ewidentnie czas się zatrzymać i wsłuchać w siebie, w Słowo... Nie mam nawet czasu na proste refleksje ostatnio, ale to w końcu tylko ja mogę nad tym zapanować. I muszę, bo robi się niefajnie w kwestii moich depresyjnych dolegliwości, ale ani nie narzekam, ani się nie poddaję, pomimo chwil, w których na prawdę mam na to ochotę, bo mi tu dobrze. Z dala od toksycznej rodziny wypłynęły mi na wierzch wszyszystkie moje ubytki i zaburzenia, nie zakłócane taką dymną zasłoną w postaci tego co oddziaływało na mnie bezpośrednio w domu. Teraz wylazła cała podświadomość i powaliła mnie całkiem... Obaliłam w międzyczasie jedną ścianę...no może bardziej obalam... Gdzie Bóg w tym wszytskim? Myślę, że gdyby nie on decydując o przeprowadzce miałałabym masę wątpliwości na minutę - jechać, nie jechać, czy to ma sens? - A ja czułam się napędzona z wewnętrznym poczuciem "to jest to, to jest ten moment" Bez najmniejszych wątpliwości i lęku. Stresik był, ale nie było w tym za dużo lęku o to jak tu będzie. Cieszyłam się. Chwilę, w której mój rozsądek się odezwał miałam jedną, ale to normalne - jak emocje opadły. Szłam jakby prowadzona w pełnym poczuciu bezpieczeństwa. Gdzie Bóg jeszcze w tym? - Pamiętam jak jeszcze całkiem niedawno, na prawdę kilka mies. temu miałam poczucie, ze zgniję mieszkając już zawsze z rodzicami, że wszystkie przeszkody jakie mam, żeby się wyprowadzić są dla mnie jednej, bez pomocy nie do ogarnięcia i to było dosyć obiektywne stwierdzenie na tamten moment. I szczerze? Nie wiem gdzie teraz te przeszkody są Nie mam pojęcia. Ja nie mogłam tak szybko ich usunąć. A część z nich "sama" się jakoś rozpłynęła. Nie chce mi się po raz kolejny tłumaczyć o działaniu Boga na ziemi, bo przykłady o braku ingerencji Boga kiedy ktoś doznaje gwałtu świadczą albo o czyimś kiepskiej duchowości (nie trzeba być katolikiem by ją mieć) albo o IQ na takim poziomie, że podaje takie przykłady. Wystarczy się zastanowić i otworzyć, żeby zrozumieć dlaczego Bóg nie zstępuje na Ziemię za kazdym gwałtem. Albo poczytać ten wątek czy poprzedni - zbiorczy. Chociaż to i tak nic nie da, bo można słuchać i nie słyszeć, czytać i nie rozumieć itd. ... Michellea, Świetny kocio w obrazku
  6. Dokładnie o to mi chodziło :) Swoją drogą od nazywania kogoś, jakiejś grupy czy indywidualnie, od mięczaków i rozwodzenia się nad tym, nie pomoże się ani światu, ani już na pewno tym, co ich tak nazywamy. Można sobie tylko po biadolić jak to kolejne cos jest na tym świecie, w tym kraju nie tak, ale nic to nie zmieni.
  7. https://zapodaj.net/0dbe8afcb733a.jpg.html A tak na serio, to przecież ktoś te dzieci wychowuje na takie jakimi są, albo, co gorsza, pozostawia samym sobie. Jeszcze niedawno czytałam o walce dzieci o rodziców ze... smartfonami. To przykre
  8. Co prawda będę w sobotę w Wlkp. ale nie wiem czy zostanę do niedzieli, czy tego samego dnia wrócę do Wawy. Ale chętnie bym się z Wami znów spotkała. :) Dam znać
  9. Nie. Ale to już niech Rosa się tłumaczy Napisałeś aż dwa zdania zaczynając od wielkiej litery Nie mam zamiaru się z niczego tłumaczyć. Co najwyżej mogę chcieć wyjaśnić. Zapomniałam w jakim miejscu piszę . Rosa nie pisze encykliki, posługuje się słownictwem niedoktrynalnym. Losu zresztą się boi, jako że jest to nieprzewidywalna siła, fatalistyczna, przeciwieństwo Opatrzności, dlatego można lęk przełamać wiarą, że w życiu bardziej prawdopodobne jest dobro niż zło. Tylko to ciężkie, jak się ma doświadczenie odwrotne. Nawet niewierząca osoba dla dobrego samopoczucia potrzebuje mieć wiarę, zaufanie - do życia (że nie przyniesie samych klęsk), do ludzi. Skąd to brać, to nie wiem... A ja wiem :) Dobre dzieciństwo nam to daje. Wtedy przecież właśnie buduje się nasza osobowość. Pierwsze doświadczenia, stosunek do nas naszych najbliższych jest definicją nas dla nas, kiedy jesteśmy dziećmi. To nas dalej kształtuje. Oczywiście kluczowy i decydujący jest wpływ otoczenia. Nie zawsze częstuje dobrymi doświadczeniami i nie zawsze daje nam dobre komunikaty, nawet jeśli wynikają one z głupoty czy nieodpowiedzialności opiekunów. Tak myślę refren, co do tego losu, to jest bardziej tak; Ja nie wierzę, żeby cokolwiek było mocniejsze od Opatrzności. Nie ma szans. Ale my możemy bardziej swoimi czynami dać działać w naszym życiu opaczności, albo ryzykować wystawienie się na los... a że nie jesteśmy doskonali... ja przecież też nie... to stąd obawy. Bo skoro wierzę, że tylko Opatrzność interesuje moje dobro, to jeśli zdarzy mi się od Niej mniej czy bardziej świadomie odwrócić, to daję szansę losowi... Bo przecież Bóg się nie naprzykrza na siłę. A, że moje doświadczenia w związku z tym co daje los są niekoniecznie przyjemne, to nie mam wiary, że bez Boga może on być dla mnie dobry, bo nie bez powodu się mówi, że jest ślepy...
  10. Michellea, widzę, że dzielnie bronisz tego miejsca. Bardzo Ci dziękuję :-* No u mnie dzieje się bardzo dużo i dużo dobrego :-) Dużo zmieni się w niedługim czasie u mnie - jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to zmienię miejsce zamieszkania i to w Twoje rejony Michellea, Tak, za nim Już pojechał . Wydarzyło się tyle dobrego, że aż nie chce mi się wierzyć i boję się, że to jakaś podpucha od losu. Jestem gotowa się przenieść. Nie zastanawiałam się nad tym w ogóle. A z praktykowaniem, to u mnie różnie ostatnio, bo sporo pracuje Ale nawet razem zaliczyliśmy mszę Spędziłam tak cudowne tygodnie ostatnio Z tak miłym i ciepłym facetem. Ale główka pracuje - staram się nie poddawać emocjom i oceniać w miarę racjonalnie najwazniejsze dla mnie aspekty. Jestem zaskoczona, że tak jest jak jest, pozytywnie :) Planuję zorganizować sobie spotkania z jakimś księdzem czy zakonnikiem. No potrzebuję tego. Czuję się zagubiona w tym nawróceniu Tzn. jestem przekonana o słuszności, o sensie tego tylko jak to człowiek mam trudności i chciałabym je omawiać po prostu z kimś, kto będzie potrafił mnie poprowadzić, umocnić, odpowiedzieć na pytania, omówić je. Oczywiście mam kogoś z kim mogłabym porozmawiać, kto poświęcił mi w tym zakresie wiele swojego czasu i też nie chcę dłużej obciążać. Ale także dlatego, że chciałabym mieć częstszy kontakt z kościołem, może bardziej głębszy.
  11. Bog dla nas chce zawsze wiecej niz my sami dla siebie. Wierzy w nas bardziej niz my w siebie - chodze nad ziemią . Jak na razie przekonuję się jak małej wiary jesteśmy ludzmi. I pomimo, ze widze co robi w moim zyciu, nadal niedowierzam, nadal sa jakies obawy... a przeciez dostaje dowody... codziennie. Dla Boga nie ma ograniczen i nawet z tymi w naszej głowie poradzi, tylko trzeba dac mu szansę :)
  12. Rosa26

    ot

    Uwielbiam to refren, Dzięki :)
  13. Oj oj muszę zwrócić honor naszym władzom. Zauważyłam, że wczoraj pewne wpisy wylądowały w koszu... mam nadzieję, że i tym razem tak będzie. Michellea, odpowiadając na Twoje pytanie odnośnie katolicyzmu... być może wybierzemy się razem do Dominikanów Żeby nie było... bez żadnych wymuszeń z mojej strony
  14. On ostatnio zniknął, więc nie dziwne, że nie ma działań z jego strony A to sorry, nie zdążyłam zaobserwować. Byłoby miło jakby ktoś z 'zarządu" zareagował. Póki co pozostaje ignor. NIe ma sensu się powtarzać.
  15. No... to trochę wróciłam do żywych Chociaż podejrzewam, że tylko na chwilę chodze po ziemi zaraz znów będę nieco nad nią... Medytacja Pisma z zeszłego tyg. [videoyoutube=v44RvDUQjl8][/videoyoutube] Niewiele straciliśmy, ponieważ w zeszłym tyg, były kłopoty odbiorem i mnie na przykład bardzo to wyrwało z nastroju. Ale nic straconego. Można powtórzyć zawsze, bo one nie są usuwane z sieci W dniu jutrzejszym też nie dam rady wrzucić na bieżąco, wiec jak ktoś chce musi sam na YT odszulać. Nie ma z tym więkzego problemu. Pracuję jutro do późna i nie zdążę nawet wrócić na czas. Ale też zamieszczę tą medytację tu, tylko z opóźnieniem. Lordzie Kapucyn, czyżby Twoje wcześniejsze słowa były tylko zwykłym postraszeniem/ Gdzie konsekwencja i dobry przykład tutejszej "władzy"?
  16. Rosa26

    ot

    PROSZE O USUNIECIE POSTOW NIE NA TEMAT!!!!
  17. jak to gdzie? zabujała się i nie ma teraz czasu na katolicyzm No tak, zapomniałam o tym. Mam nadzieję, że to dlatego, że dobrze idzie, a nie że serce złamane Poki co nie zlamane Spotkalismy sie jak obiecal i było... cudownie To nie ostatni raz i... nic mi sie nie wydawalo.. sprawa otwarta. Nie wiem jak to widzi, ale jeszcze sie zobaczymy. Zachowywal sie jak gentelman. Czułam sie mega wyjatkowo. Zobaczymy... czas pokaze. Nie pisze bo nie mam czasu. Pracuje po 11 godz. W tym tyg. I padam na twarz. Nie zagladam do sieci za bardzo, ale nadrobie zaległosci. Nie ma przerwy w chrzescijanstwie atic
  18. No właśnie ja też się już czasem w tym gubię. Ale skoro tak mówi... Można go wygooglać i poczytać. Trochę o nim jest w necie, ale w sumie mi to do niczego niepotrzebne
  19. Stwierdzam, ze ten ksiądz, czy zakonnik, jak mówi, ma świetny dar rozbawiania. Mądrze i na wesoło [videoyoutube=JSYSsZXx8Us]Nienawidzę SIEBIE[/videoyoutube]
  20. Też myślę, że już w przypadku tej spowiedzi powinnam wyluzować. Nie zdawałam sobie sprawy jak wszystko co się ostatnio dzieje jest dla mnie męczące, głównie psychicznie. I praca, i terapia i to zadurzenie nie wiadomo skąd... wszystko na raz stało się takie dynamiczne mocno. Plus nerwowy sen, bo się stresuję,ze zaśpię. Wczoraj sobie to uświadomiłam jak budząc się myslałam, że jest południe a była... 18:00 wieczorem... spałam ciągiem od piątku wieczora. Dziś już o 9.00 ja człowiek się obudziłam. A dziś znów medytacja o 21:15 Dla mnie już się stała normą jak msza św. co niedziele :) [videoyoutube=GrqVKlBTH-w][/videoyoutube]
  21. Dzięki. Tak obiektywnie, to ja nie chciałam się zakochiwać. Po 7 latach chcę poświęcić więcej czasu sobie i poznać siebie, jakoś dojść do ładu, ale stało się... Niedługo wszelkie złudzenia się rozmyją,odcierpię i już... najwyraźniej tak ma być... . Co prawda to moje założenia. NIe wiem jeszcze z samego źródła nic. Ja też tak kiedyś miałam ze spojrzeniami innych. Już się wyleczyłam... nawet nie zwracam uwagi. Do spowiedzi mi ostatnio też ciężko podejść. Miałam zalecenie, żeby po miesiącu od tej generalnej powtórzyć a leci już trzeci miesiąc a ja coś nie mogę dotrzeć. Mam opór jakiś dziwny... nie umiem ogarnąć tego, z czym mam problem. Dominikanie mi odpowiedzieli, ale jak już napisałam do tego konkretnego spowiednika, to nie odpowiedział. Wiem, ze oni są bardzo zajęci i rozumiem, ale czuję się jakoś tak sama z tym "problemem". Sił i energii aby dalej kogoś szukać na ten moment nie mam. Więc robię ile mogę na razie, ale irytuje mnie ten stan.
  22. A jest katolikiem? Jeśli tak, to albo jakiś rzadki okaz gatunku wymierającego albo kłamie A czemu ma nie wyjść? Ciekawe co takiego Nie powiem Ale ja takich rzeczy nie robię zwykle. Trochę zrobiłam to dla terapii, dla siebie aby spróbować inaczej i się przyjrzeć sobie. Rozpoznać i pozmieniać to, co powoduje, ze przyciągałam do tej pory same toksyczne przypadki. Pewnie gdybym spodziewała się, że ma ta znajomość jakieś szanse, to bym tego nie zrobiła, ale nie spodziewam się... chociaż... nie powiem.... chciałabym i nadzieja się tli, że może jednak... No wzięło mnie, zadurzyłam się Zaprosił mnie dziś gdzieś, ale nam nie wypaliło (nie będę wdawać się w szczegóły). W każdym razie czeka nas rozmowa. Zasugerował. Natomiast czy się odbędzie, to piłeczka na jego polu... Jesli tak, to podejrzewam, ze wiem o czym będzie. Ale jakoś on jest taki, że mając tego świadomość zaryzykowałam mając niemal pewność, że dostanę tzw. kosza, to może to głupio zabrzmi, ale nie boje sie az tak być przy nim słaba,b omam przeczucie i z obserwacji odnoszę wrażenie, że co nie powie zrobi to raczej ostrożnie. Wiem, to głupie... obym sie nie pomyliła co do tego... co by nie było siłą rzeczy idealizuje sie drugiego człowieka w takiej sytuacji. Czuję też, ze coś się wydarzy mocnego dla mnie. Mam świadomość, że to może być zarówno kopniak w tyłek jak i zupełnie odwrotnie. Jakby nie było widzę światełko na to, że zaczynam "odbierać" normalne relacje. Takim największym na to dowodem dla mnie jest to, że nie chcę być ratowana w związku już jak kiedyś. Chciałabym na prawdę kogoś pokochać i móc być dla niego. Nie mam na myśli chorej obsesji raczej, i tu pewnie mogą zacząć się kpiny, takie życie i swoim zyciem jak teraz, ale też dzielenie go z drugą osobą, o którym... mówi Jezus właśnie. Tak abyśmy oboje zachowali swoją wolność. To wszystko mi się niesamowicie łączy w jedną całość - terapia i wiara. I mogę usłyszeć stos głosów próbujących mi coś "wyperswadować", ale niestety... dopóki się tego nie odczuje i nie zrozumie na tyle na ile to możliwe, to się będzie chciało własnie "wyperswadować" to komuś. A to niemożliwe, bo to tak wspaniałe odczucie, że chce się o to dbać. :) Ostatnio rozmawiałam o tym terapeutką. Dała mi do myślenia, bo ja powiedziałam,że nie chce związku, bo jest mi dobrze 'na wolności" i ona powiedziała, że przecież wcale nie musi on oznaczać jej końca. Jesteśmy przy innym temacie i teraz to nie jest najważniejsze, ale dało mi do myślenia. Off top sobie zrobiłam nieco, ale dla mnie to wszystko się łączy... Zaczynam odczuwać, że te lata terapii coś dają, że to wszystko, te masy godzin w gabinecie, to po prostu droga do siebie. Ściąganie tych warstw okropnych,które kiedyś miały chronić a teraz niszczą. Jeszcze nie jest idealnie, wiadomo. Ale zaczynam czuć, ze żyję. Pomimo nie tylko dobrych emocji. Rozróżniać zaczynam swoje demony tak solidnie. Chociaż mam okresy gorsze i wtedy marudzę w wirtualny rękaw komuś... ale generalnie...czuję się mocniejsza. I wiem doskonale, że bardzo duża część tego progresu dokonała się od momentu wrócenia do Kościoła.Widzę dokładnie gdzie umocniła mnie terapia a gdzie Bóg dosłownie. Jestem wrazliwsza na ludzi a kiedyś ich nienawidziłam. Teraz z reguły sa mi obojętni... nawet bywa, że potrafię im współczuć. Dostrzegam więcej ludzkich tragedii, nie tylko zwierzęcych. To jest dla mnie mega osiąg, bo ja się ludzi i nadal jeszcze boję, ale też miałam do nich wielką złość. Jest inaczej... Nie wiem czemu to wszytsko tu pisze... gdzieś musiałam. Michellea, z grzechem to chyba często tak jest, ze człowieka gnębi. Nawet tego nie znerwicowanego wierzącego. I myślę,ze to nie tyle fałszywa skromność u Ciebie co ambicja zwykła. Ta też ściąga w dół jak jest za duża. Ja ten weekend poswięcam na Towarzystwo Najlepsze. Mam nadzieję, ze uda mi się tak to wyczerpać jak bym chciała tego. Ale nadal nie jest tak jak bym chciała... jak ma się przyjaciela, to się utrzymuje jakąś głębokość więzi... a to jest wymagająca relacja... nie jest to takie proste... i ciągle nie mogę zrozumieć dlaczego Bóg nam to wsyztsko wybacza... nie jesteśmy tego warci ani w kawałku...
  23. No ale nie da się nie grzeszyć. To jest nie wykonalne Bóg o tym wie. Grzechy lekkie wyznajesz na każdej mszy św. i to starcza. Ja się o tym dowiedziałam niedawno prawdę mówiąc i byłam zaskoczona. Tylko z ciężkimi do konfesjonału... Przecież kiedy nie masz chęci zgrzeszenia i wręcz się tego grzechu chorobliwie boisz, to jasne jest, że nie mogłaś zgrzeszyć w takim stopniu, który uniemożliwiaby Ci przyjęcie sakramentu. Nie wierzę, że zrobiłaś cokolwiek w takim stopniu, aby czuć się aż tak źle. Jesteś dla siebie zbyt surowa, co widać na przykładzie umniejszania swoich zasług chociażby tu na forum, nawet jeśli są to drobiazgi jak karmienie kotów. Tylko, żeby ten co Ci w oko wpadł nie sprowadził Cię na złą drogę Heheh bez obaw Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że on chyba by przyjął całokształt jaki jest. Nie wydaje się być bezmyślnym samcem napalonym na 'życie zgodne ze swoją naturą" Co najbardziej nieprawdopodobne jest do tego całkiem przystojny :) Mogę się mylić oczywiście - facet to facet - ale mam jakieś takie odczucia względem niego. Z tym, że zapewne to co powoduje, ze tak jest, będzie powodem tego, że nic z tego . Zobaczymy jak się sytuacja potoczy. Nie mam jakoś nadziei na kontynuację znajomości po jego wyjeździe. Ale teraz jest miło Miło się rozmawia na różne tematy... poza tym... za sugestią terapeutki, skoro wyjeżdża, zrobiłam coś szalonego i cóż... niech się dzieje wola nieba CZY JAŚNIE WIELCE SZANOWNA MODERACJA MOŻE USUNĄĆ OFFFY Z TEGO WĄTKU, KTÓRE SĄ NAJEŻONE IRONIĄ I AGRESJĄ??
×