Skocz do zawartości
Nerwica.com

Rosa26

Użytkownik
  • Postów

    1 067
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Rosa26

  1. Człowiek też potrafi zmienić swoje zachowanie w zależności od bodźców, które spotykają. Człowiek może się oduczyć strachu, bo czeka go za to banan w postaci kontaktów i relacji społecznych, czy kariery, bo żeby żyć niezbędna jest pewna ilość odwagi. Człowiek może nauczyć się przynosić dobre oceny ze szkoły, bo spotka go banan w postaci uznania i upominków od rodziców. Człowiek wreszcie może nauczyć się zarabiać pieniądze, bo czeka go banan w postaci wydawania owych zarobionych uprzednio pieniędzy. Człowiek by się nie rozwijał, gdyby nie spotykała go za to jakaś rozmaicie pojęta przyjemność. Jak to nie uzasadniłam? Cały czas uzasadniam :) Jako dla wierzącej wynika to z nauczana Jezusa. Ponadto reacje zwierząt są potwierdzone naukowo od zachowań poznawczo-bechawioralnych do zbadania aktywności pewnych obszarów mózgu, które odpowiadają za powstawanie uczuć na pewnych poziomach. U zwierząt ich albo nie ma, albo nie są aktywne. Stąd wiadomo, że na pewnym etapie dziecko i zwierze są na tym samym poziomie ale u dziecka to się rozwija, u zwierzęcia nie. Na przykład u psychopatów nie działa albo jest zaburzona jakaś część mózgu odpowiadająca za jakąś gamę zachować i uczuć. Bardziej wiarygodnych dowodów chyba nie ma na świecie :)
  2. Ludzie też odczuwają coś takiego jak przywiązanie, niektórzy nazywają je miłością. Też w jej imię robi się dużo dobra i dużo zła. Zgoda ale tu właśnie jest różnica między człowiekiem a zwierzęciem. Zwierzę nie zabija "w imię czegoś". Nie może się z tego wycofać, nie ma jakby tej funkcji a człowiek ją ma. Nawet jesli nie próbuje nawet sobie jej uświadomić i daje się ponieść tym mechanizmom pomimo, że sygnały zewnątrzne mówią, że coś jest źle albo jakieś konsekwencje np. areszt. a on tego nie robi to jest jakaś zgoda na czynienie zła. Jak pisałam konsekwencje tego grzechu rozkładają się na tych co odpowiadają za tego,który zabija... ale on nadal ma możliwość a nie korzysta z niej. To nas różni od zwierząt. Ale jak czytam akwen Twoje wypowiedzi, w których uznajesz, że zwierzę jest grzeszne, zaczynam się rozumieć stosunek niektórych do nich i krzywdę im wyrządzaną. NIE USPRAWIEDLIWIAM oczywiście ale jeśli człowiek odbierze personalnie jakieś zwierzęce zachowanie i co gorsza przetłumaczy po swojemu to mamy gotową zwierzęcą tragedię. Oczywiście nie mówię o zwyrodnialcach znęcających się nad nimi bo tu już nie ma dyskusji żadnej.... Tak podsumowując - człowiek ma pewne możoiwości a zwierzę ich nie ma. Co nie oznacza, że nie czuje, nie cierpi i że mozna je krzywdzić. Dziecko na pewnym etapie rozwoju jest na poziomie psa (udowodnione naukowo) a nikt przy zdrowych zmysłach nie robi mu krzywdy. Zdajemy sobie sprawę, że na pewnym etapie, pewne rzeczy są dla dziecka poza zasięgiem aż nie rozwiną się poszczególne obszary. Nie obciązamy więc dziecka winą za coś, czego nie rozumiało. Zwierzęta zostają na tym piziomie całe swoje zycie.
  3. Każdy znajdzie inny płaszczyk do przykrycia tego co w nim naprawdę siedzi, dla jednych jest to religia. Są przyzwoici muzułmanie. Dana religia może mieć niebezpieczne tendencje, islam takie ma, bo powstał jako narzędzie do prowadzenia podbojów, mimo to zdarzają się przyzwoici muzułmanie. Po prostu łatwiej zostać groźnym fanatykiem w tamtej strefie kulturowej, niż w innej. Bardzo możliwe, że świat stworzył Bóg. Też tak poniekąd uważam. Zwierząt nie dotyczy pojęcie dobra i zła? To byłaby anomalia. Idealizujesz z miłości zwierzęta, to naturalne, ale jesteś nieobiektywna. Podobnie matka idealizuje swoje małe dziecko, nawet gdy te wyżywa się na słabszych i bije dziewczynki. W końcu to jej ukochany bardzo słodki berbeć. Instynkt stanowi zawsze wymówkę? W świecie ludzi on nie obowiązuje? Przeczytaj proszę mój powyższy post. Każdy na swój sposób odpowiada za siebie. I nic nie jest całkiem białe, nie lubię się powtarzać, ale czasem trzeba. Fajny przykład podałeś z ta matką i agresją jej dziecka wobec innych dzieci - dobra matka, dla dobra dziecka kiedy trzeba używa tzw.twardej miłości i nie mam tu na myśli przemocy, tylko postępowanie wobec dziecka może nieprzyjemne i z punktu widzenia dziecka niesprawiedliwe i złowrogie ze strony matki ale dla niego dobre. Tzn. wyciąga konsekwencje z przewinień i nie tłumaczy, jak niestety robi to spora ilość matek w ten sposób tak na prawdę krzywdząc swoje dzieci. Czy ja tłumaczę zachowanie zwierząt miłością do nich... wiesz, jak jedna z moich dziewczyn była małą kotką (bo drugą przygarnęłam jako dorosłą w tragicznym stanie i tak już została), to tez trzeba było nad nią popracować, żeby pewnych rzeczy nie robiła. W przypadku kotów nie jest to tak proste jak u psów bo receptą na kota jest wypracowanie więzi z nim i wpojenie niektórych sygnałów. Koty i tak są niezależne i w większym zakresie robią jak chcą np. nie przyjdą na każde zawołanie. Ale w przypadku psa też są mądrzy właściciele wymagający od zwierzaka i pozwalający na wszytsko a potem narzekający jak pies urośnie, że demoluje dom. Jestem zwolennikiem twradej miłosci kiedy jest konieczna, dlatego że staram się nei krzywdzić drugiej istoty czy ludzkiej czy nie. Więc czasem dla czyjegoś dobra robi się coś niewygodnego. Znów też trudno odnieść się jednakowo do twardej miłości wobec dzieci i zwierząt bo odz dzieka mozna wymagać, żeby na odpowiednim do jego wieku poziomie wyciągnął wnioski z czegoś i zrozumiał poniesione konsekwencje. I nie mam wcale na mysli postawy "idź do kąta i przemyśl" to jeszcze nie jest często na mozliwości kilkuletniego dziecka. Ale moja terpeutka podała mi świetny przykład - jej dziecko ciągle zabiera do szkoły ze sobą jakieś zabawki a potem je gubi. Ona mówi mu "nie bierz, bo zgubisz i będziesz płakać, że nie masz a potem będziesz chciał, żebym Ci kupiła. Jeśli zabierzesz i zgubisz nie kupię ci albo jeśli bardzo będziesz chciał będziesz musiał zapłacić ze swojego kieszonkowego" Nie ma kar, nie ma nagród, jest wyciągnięcie konsekwencji. U zwierzęcia tego nie zastosujemy - tu wspomnę o tym co napisałeś Zwierzęta nie wyciągają wniosków? nie analizują? Przepraszam, ale przeprowadzano szereg eksperymentów z użyciem naczelnych, także jak się zdaje szczurów czy nawet ptaków. W zależności od wyniku tego eksperymentu zwierzę otrzymywało jedzenie lub nie. To jest zwykłe wyrabianie nawyków, mechaniczne. Zwierzę zmieniało zachowanie w reakcji na bodziec, który się utrwalił. Tworzy się bezmślny mechanizm. Tak smao szkoli się psa na siad, waruj itp. Są np takie narzędzia pomocowe klikery - po komendzie czy geście (w duzym uproszczeniu) klika się i zwierze po kilkukrotnym powtórzeniu zaczyna reagować później na sam klik albo na sam gest czy słowo. Oczywiście nie jest to niezbędne, jest to narzędzie pomocowe. Bez tego, szkolenie też przyniesie skutek. Chodzi tylko o to aby zintensyfikować skojarzenie dźwięku z przyjemnością (bo po wykonaniu zadania czeka nagroda, czyli najczęściej smaołyk). I tu znów róznica - my nasze mechanizmy, z reguły te destruktywne, możemy sobie na terapii uświadomić i odwrócić. Zwierzę nie ma tej zdolności. Czasem nie posłucha ale to nie jest psoowodowane jego chcę albo nie.Jest spowodowane zazwyczaj albo zbyt intensywnymi podźcami (dla jednej rasy będzie to zwykła przestrzeń, która obudzi w nim instynkt pierwotny i pies pobiegnie bezmyślnie i może się zagubić, inna rasa poleci za zwierzyną) Zdarza się, że odwołania nie działają. To jest ta różnica - My mamy mozliwość wpływy na swoje nieuświadomione reakcje, zwierzę nie ma. Są mi znane Twoje argumenty bo sama kiedyś podobnie kombinowałam. Ale poukładałam temat nie tylko pod kontem religii, całkowicie i bezmyślnie... Sprawdziłam czy naukowo to się pokrywa, jeśli tak to religia ma rację bo prawidła naukowe to dzieło Boga Zwierzęta też mają ciało, płeć i prokreację. Ale nie są osobowe, nie potrafią kochać i nie mają wolnej woli. Odezwał mi się głos buntu ale nie wiem na co bo ogólnie się zgadzam :) Mam sprzeciw wewnętrzny na uprzedmiotawianie zwierząt a stwierdzenie "nie potrafią kochać" w takim je stawia je świetle. Może nazwa "kochać" jest rzeczywiście zbyt duża... jest na pewno przywiązanie, jest więź... A miłość to przecież więcej niż przywiązanie... Tak czy tak ja ,moje stwory kocham całym serduchem i odczuwam jakąś wzajemność, moze to własnie więź. Na pewno uzyskam na to odpowiedź tam...
  4. Pies zdolny do heroizmu? Sama podałaś kolejny przykład, który zaprzecza temu, że zwierzęta działają tylko instynktownie Głęboko zakodowany w niemal każdym instynkt przetrwania kazałby temu dzielnemu psu uniknąć zderzenia z samochodem. On się jednak poświęcił. Sama sobie przeczysz. Pies nie działał mechaniczne? Więc nie działał tylko i li wyłącznie instynktownie, bo tym działaniem zaprzeczył instynktowi przetrwania Skoro jakieś stworzenie jest zdolne do czynienia dobra, jest też zdolne do czynienia zła. Zwierzęta odczuwają coś takiego jak przywiązanie, o czym wspomniałam. Jak wiemy wiele ras psów, ma wrózne cechy charakterów. Na przykład Owczarki Niemieckie traktują swoich właścicieli, tak jak inne psy, jak swoje stado. U tej rasy pojawia się coś takiego jak w przypadku chronienia swojej psiej sfory, silniej niż u innych ras. Co mogło skutkować instynktownym ochronieniem dziecka ludzkiego. Nie wiem czy jasno się wyraziłam, jesli nie, doprecyzuję. Powiadasz, że kota stymuluje zadawanie innym bólu za sprawą ruchu? Przepraszam, a ilu ludzi nieświadomie rani innych słowami czy nieprzemyślanym działaniem? Czy to znaczy, że są bez winy? Bo stymuluje ich gniew i wyrażające go słownictwo? Pisząc o stymulacji miałam na myśli łowność kota, zdolność do polowań. Stymulację instynktu łownego. On nie wie bawiąc się myszą, że ona się boi i cierpi. Nie jest w stanie przecież nazwać tego co robi. Na pocieszenie myszy i innych upolowanych, np. kota przez psa, w danym momencie pomimo odczuwania stracu i lęku Ci przegrani tak jak mają instynkty w przypadku upolowania ofiary, tak samo działa to w drugą stronę - jak zostają sami ofiarą. Pomimo lęku i strachu i cierpienia ich skala odczuwania tego jest nieco inna niż nasza. Nie tyle mniejsza co inna... Gorzej ma się sprawa zwierząt padających ofiarą ludzi... Wierz mi lub nie... człowiek potrafi robić zwierzakowi takie rzeczy, że ta mysz cierpi stosunkowo krótko przy tym. Akwen Porównywanie pedofila, człowieka mającego inne zasoby do wykorzystania niż zwierzę jest... nie do porównania. Ma oczywiście znaczenie nawet w obciążeniu grzechem tego pedofila, dlaczego on nim jest. Żeby się nim stał, sam musiał paść ofiarą krzywdy, czyli grzechu. To nie jest tak, że na zimno jest dyskwalifikowany. Różnica polega jednak na tym,że jeśli stan pedofila pozwala zachowac mu poczytalność ma on zasoby aby wyjść z tego, co powoduje czynienie zła i zadawania cierpienia innym. Nie jestem psychologiem, nie wiem na czym polega przypadłość pedofila ale jeśli pedofilia jest nie do wyprostowania to weźmy w to miejsce alkoholika. Kot nie może powiedzieć- od dziś jestem wegetarianinem , bo polowanie krzywdzi innych. Nie ma tej zdolności a więc nie można obciążać go grzechem...
  5. Teologia po prostu tak traktuje duszę ludzką i zwierzęcą więc Twoja odczucia względem tego są poprawne bo wg ten nauki zwierzeta są unicestwiane. Osoba, która mnie prowadziła od początku mojego nawrócenia tłumaczyła mi to, że po co zwierzę nieświadome ma cierpieć nagle bez właściciela po śmierci. Ona to traktuje jak nie tyle unicestwienie cojakby zawieszenie życia duszy zwierzęcej. Ja nawet takiej formy myślenia o tym nie potrafiłam przyjąć I znalazłam potwierdzenie, które dało mi spokój, zemoje zwierzęta są tam szczęśliwe i te moje, które kiedyś mi towarzyszyły i te findacyjne, którym nie udało sie pomóc. Poza tym, skoro mamy prosić a otrzymamy, ja proszę o to aby On opiekował się moimi przyjaciółmi za nim ja będę mogła je znów zobaczyć. Pytanie w imię jakiej religii? Jeśli mowa o islamie itp. to przecież znów ułomność człowieka się kłania. Żadna religia nie nakłania do morderstw, to ludzie ją idiotycznie rozumieją. Nadają sobie właśnie jakieś chore prawa za jej pośrednictwem.Usprawiedliwiając zbrodnie "w jej imię". Ale to ich własna interpretacja. Pisałem tylko o tym, że zwierzęta również mają okrucieństwo we krwi. Podałem przykład zachowania kotów domowych, Mogę podać inny przykład, bywa że samice lotopałanki zjadają swoje młode, te które z nowego miotu są słabe i chorowite. Oto Wasza bezgrzeszna natura. Natura jest piękna, ale i równie okrutna co życie społeczne ludzi. Wszędzie obowiązują te same prawa. W żadnym stworzeniu nie znajdziecie nieskazitelnej bieli, nie ważne jak długo byście szukali. Ale to Bóg tak skonstruował świat, że tak jest. Niezależnie czy po zgrzeszeniu pierwszych rodziców czy nie. Matka nie zabija swoich młodych z powodu swoich żądzy. Przede wszystkim zwierząt wręcz bym powiedziała nie dotyczy pojęcie dobra i zła. My ludzie możemy ocenić i wybrać co chcemy uczynić i jesli czynimy coś, co jest uważane za czyn zły, odpowiemy za to. Ponieważ mamy wolną wolę, mamy wybór, zdolność refleksji. Zwierzę tego wszystkiego nie posiada. Matka pozera młode, jak sam wspomniałeś bo są np. słabe czy chore. Tak jej każe instynkt, inaczej naraziłaby resztę miotu a to oznaczałoby narażenie gatunku. Instynkt przetrwania. Matka nie ma tu refleksji, jest instynkt. Nie można zarzucać komuś okrucieństwa,kiedy danej istoty to wręcz nie dotyczy. Tak, z naszego punktu widzenia jest to okrutne. Sama miałam 3 tygodniowe kocię pod opieką porzucone przez matkę. Karmiłam specjalnym mlekiem, byłam zastępczą matką Dzieciak wydawał się silny. U weterynarza nie musiał długo przebywać. A jednak... po trzech dniach obudziłam się i poczułam martwe ciałko na kocu . Nie wiemy dlaczego małe padło. Najprawdopodobniej matka wiedziała instynktownie, że nic z tego malucha nie będzie i je opuściła... Mi po ludzku serce pękało. Jak dziecko porzuci matka ludzka to czujemy oburzenie a jak matka kocia juz uznajemy to za normalne i nie skreślamy kociej mamy, nie mamy do niej nagle antypatii... bo trudno widzieć zło w istocie, która nie ma zdolności rozeznania dobra od zła. A przecież nie krzywdzi swoich zdrowych dzieci (wtedy można byłoby o ty dyskutować i byłaby to zagadka pewnie drążaona przez naukowców). Grzechem obciążony jest człowiek, ponieważ ma zdolność nie popełniania go. Określenie "grzeszny" do zwierzęcia, które działa instynktownie jest nie trafione bo zwierzę nie jest obciążone grezechem samo w sobie.... take dzięki za linki :) To i ja podrzucę coś do poczytania: http://niewygodnieszczere.blogujaca.pl/
  6. Nie całkiem tak - wynika to z kociego instynktu. Kota stymuluje ruch. Będzie tak długo bawił się zdobyczą aż ta padnie albo młode, dorastające koty np. łapia ludzi za nogi, za kostki kiedy Ci stawiają kroki... Zwierzęta działają tu instynktownie. Nie są w stanie czynić zła świadomie. Jeśli dzieje się coś złego ze strony zwierząt w stosunku do ludzi to albo z instynktu (np. obrona młodych przez np. dziki.), albo z doznanej krzywdy w samoobronie "na zapas" (co ma miejsce z winy człowieka koniec końców) - my ludzie też to mamy. Tylko trochę inaczej sie to ukazuje. Koty są bardzo inteligentne. Z przynoszeniem zdobyczy do domu jest kilka teorii - np. kot może uznać, że my ludzie, nie radzimy sobie z prowadzeiem domu i chce nam pomów. Albo zwyczajnie chce się pochwalić. Wiem, że pierwsza teoria wydaje się być absurdalna Ja skłaniam się raczej bliżej tej drugiej. take, rozumiem Twoje odczucia. Miałam podobne i dlatego tego tak nie zostawiłam Nie chciało mi sie wierzyć, że Bóg jest w stanie zwierzęta skazać na wieczne unicestwienie. Jaki by miała sens praca wolontariuszy, którzy całe swoje życie przenaczają na ratowanie zwierząt? Ja sobei jakoś nie mogę wyobrazić życia gdziekolwiek bez nich. Jeśli chodzi o duszę zwierząt i ludzi, i ich drogę po śmierci - wg teologii zwierzęta mają duszę zmysłową tzw. sensytywną. Co oznacza, że w przeciwieństwie do człowieka nie mogą utrzymać świadomej relacji z Bogiem. W ogóle nie mogą jej nawiązać. Nie kontemplują, nie analizują swojego życia, nie wyciągają wniosków, nie popełniają też błędów. itd. Działają czysto instynktownie. To nas od nich różni i wg teologii my żyjemy dalej po śmierci a zwierzęta nie. Brzmi trochę tak jakbyśmy mieli do czyneinia z istotami bezwzględnymi jak się czyta o czystym instynkcie, ale tak nie jest. W końcu zwierzęta okazują nam przywiązanie, wdzięczność. No i co najważniejsze CZUJĄ ból, strach, lęk. Kiedy człowiek je krzywdzi, zwierzęta także cieprią. Ile to razy widziałam zwierzaki fundacyjne, odebrane interwencyjnie "człowiekowi", wyrazu tych oczu nie da się zapomnieć ani opisać. Osobiście nie wierzę, ze Bóg byłby obojętny wobec tego, że nie chciałby wziąć tego zwierza do siebie i zrekompensować wszystie doznane krzywdy. A zwierzęta, psy, które ratowały dzieci? Było kilka takich sytuacji - np. kiedy pies odepchnął dziecko spod nadjeżdżającego auta i przyjął uderzenie na siebie. Przeżył całe szczęście, ale istota działająca czysto mechanicznie nie byłaby zdolna do takiego czynu. W końcu zwierzę dziełem Boga również i nie wierzę, że się nie troszczy o nie.
  7. Jeśli chodzi o duszę zwierząt w chrześcijaństwie - teologia wyraża się jasno - zwierzę ginie bezpowrotnie. Jednak ja jako kociara, psiara i co tylko, nie chciałam tego przyjąć za prawdę. Teologia to jednak dziedzina naukowa opisująca katolicyzm. A samej wiary opisac się nie da i prawdy nie znamy, bo jak Boga opisać? Po drążyłam więc trochę, poszukałam i znalazłam - w Piśmie św. są fragmenty, które pozwalają mieć nadzieję na spotkanie naszych zwierząt po tamtej stronie. Teraz nie przytoczę bo już znikam ale jak ktoś chce, jutro zamieszczę. Ponadto o. Leon Knabit napisał świetną książkę na ten temat pt. "czy zwierzęta mają duszę?" I z takich szybkich ogólnych rzeczy, które pozwalają mieć nadzieję na to, że nawet jeśli miałoby zwierzat nie być z nami po śmierci to jeśli poprosisz o swoich przyjaciół Boga, on zrobi wszystko abyś był tam szczęśliwy bo przecież "proście a będzie wam dane".
  8. take skąd ja to znam... Ile to razy bałam się o swoje zycie na wyrost. Jechać gdzieś na odludzie? Tak, pod warunkiem, że jest tam blisko apteka, przynajmniej stacja pogotowia max. 15 min drogi. Leki? A zy przypadkiem nie puchnę? Obawa przed wstrząsem anafilaktycznym... co ciekawe nigdy ani jeden lek mnie nie uczulił. ani jedzenie, nic... Zdarzyło mi się jedno lato, w które w ogóle nie wychodziłam na zewnątrz chyba, że wiezorem bo panicznie bałam się pszczół, os... oczywiście wstrząsu po ukąszeniu. Pomogły mi leki... chociaż dostrzegałam potencjalne "niebezpieczeństwa" to zaczęłam funkcjonować. Tak na maxa mi pomogło zawierzenie, że i tak Ktoś decyduje o moim czasie tutaj i nie mam nic do unikania... Znaczy mogę sobie unikać ale po co? Tylko to nastawienie mi się wykształciło po świadomej decyzji o wróceniu do bycia katoliczką w praktycę i zgłębieniu tematu na serio i takim jak jest na prawdę bo to o czym mówi się między sobą to nie jest czysty katolicyzm... No i oczywiście bez uwierzenia się nie obeszło. A to było dopiero trudne.
  9. A mnie ujął o. Pio. Był bardzo specyficzny i jakby szorstki, ale zapoznając sie z jego historią pomyślałam, że najbliżej Boga mozna być wtedy kiedy pozbędziemy się (na tyle na ile jest to możliwe i osiągane) ludzkich słabości i pragnień. I nie tyle mam tu na myśli tak skrajną ascezę bo przecież aby funkcjonować w świecie nie do końca się da. Nie mam też na myśli wydania łóżka, komputera czy telefonu... Chodzi mi o postawę. Mamy od zycia ciągle jakieś żądania i oczekiwania. Ciągle coś się nam należy... Jesli odbiegamy od promowanego wzorca czujemy się gorsi albo jesli odbiegamy od tego "co się powinno" w danym okresie zycia - jesteście młodzi, powinniście korzystac z życia. To dla przykładu.
  10. Pewnie też wiele zależy od konkretnej osoby i jej problemu. Nie neguję tego. Znam osoby, u ktorycj jeden lekarz nie mogl dobrac lekow a inny trafił perfekcyjnie. Oparłam się na swoim doświadzeniu. Lekarze tez sa rozni skoro moja obecna doktor od razu powiedziała, ze tsmten lek w ogole nie był dla mnie. Oczywiście, ze konkretna przypadłosc tez ma znaczenie. Zastanawiałam się czy z tym działaniem lekow wg naszych opinii nie jest tez tak, ze my nie do konca wiemy jak one maja na nas działać? Mysleliscie o tym? Mi odpowiada działanie takie, ze nie odczuwam naglej zmiany samopoczucia tylko widze takie długodystansowe efekty. Czuje sie bezpieczniej i ufam lekom dzieki temu. Ale jak poczatkowo lekarz mi sie pytał jak leki dzialaj to nie umiałam odpowiedziec bo nie wiedziałam czy dane sytuacje to moja terapia (tak nagle? Nie mozliwe) czy własnie leki daja pierwsze oznaki działania. I własnie wtedy mi doktor wszystko wyjasniła
  11. Rosa26

    Witam się więc...

    Też sobie to powtarzam, że przecież robię co mogę... bo w zasadzie co mi pozostaje Najważniejsze to osiąść gdzieś na dłużej... Dziś może się uda znwów być człowiekiem pracującym Moja praca jest ciekawa i mnie interesuje bardzo... ale może ja za dużo od siebie wymagam. Jestem dla siebie zbyt krytyczna i zakładam, że inni też tak mnie postrzegają...Ale syf to wszystko... powodów tych zachowań jest cała masa... tych shcematów. Tylko coś ich nie widać w realu Może jak byśmy się ujawnili to byłoby nam łatwiej Ale zasady zdobywania zatrudnienia i utrzymania go nestety na to nie pozwalają
  12. Jasna sprawa, ze alpra, jak kazde benzo tylko maskuje problem ale czasem sie jednak przydaje. Np. wlasnie na poczatku leczenia SSRI/SNRI w przypadku nasilonych efektow ubocznych jak nasilonych lękow. Trzeba pamietac tylko zeby nie przesadzac i brac tylko doraznie w razie ewidentej potrzeby. Ja nie wiem czy odczułam jakoś intensywnie działanie Zomirenu. Moja doktor chyba tak dobrze mi te leki dobrała, że nie odczułam żadnej piorunujących zmian ale potrzebne efekty. Na pewno bardzo mi pomógł w uregulowaniu sobie snu z czym mam problem... Głównie miał zapewne służyć do zastopowania Efevelonu na pewnym etapie aby nie doszło do przesycenia substancją i powtórki z poprzednich doświadczeń. Bardzo jestem pozytywnie zaskoczona, jeśli chodzi o leczenie depresji i lęków bo byłam bardzo sceptyczna i nie miałam zaufania totalnie. Myślę, że najważniejsze to trafić na dobrego lekarza, z pasją, intuicją i doświadczeniem. Wtedy zmniejsza się szansa na częstość zmian leków w celu dopasowania ich.
  13. Witaj :) Mam cudowną rodzinę, która mnie wspiera, z każdym przegadałam temat milion razy, a poprawa jest tylko chwilowa. Kiedys zastanawiałam się czemu budząc sie rano odczuwam lęk. Autentycznie czułam ból całego ciała i miałam ta nieznośną myśl, że jest coś straszliwie źle! Potem zaczeły wpadać mi do głowy sprawy, które miały miejsce lata temu i to te myśli zaczęły zatruwać mi zycie. Popełniłam w zyciu sporo błędów, a zaczęły one do mnie wracać po latach. Natrętne myśli staram się odpędzać, ale ciągle mam gdzies w głowie "nie możesz czuć się dobrze bo postapiłaś tak bardzo źle, że musisz sie wstydzić siebie i swojej głupoty, bo na pewno każdy o tym wie i cie za to potępia". Najcudowniejsza rodzina nie musi wszystkiego zrozumieć pomimo najszczerszych chęci, więc jest możliwość, że pewnych rzeczy im nie wytłumaczysz i nie będą w stanie Cię zrozumieć. Są rzeczy, które trzeba przeżyć, żeby potrafić zrozumieć drugą osobę... Tak czytam i myślę sobie, że to czy coś co zrobiliśmy było błędem, rzeczą godną wstydu i pogardy w stosunku do siebie czy inny w stosunku do nas jest rzeczą dosyć subiektywną... no bo zakładam, że nie dopuściłaś się morderstwa gdzie nie ma miejsca na subiektywizm... Dla jednych coś będzie czynem godnym potępienia a dla innego będzie aktem nowoczesności i wyzwolenia. Że nie podałaś konkretów (nie musisz)to i ja piszę na tyle na ile pozwoliła treść Twojego wpisu. Może być jednak tak, ze coś u kogoś nie będzie dla nas niczym szczególnym ale już w naszym wykonaniu stanie się czymś, co prowadzi do zgorszenia i Bóg wie czego jeszcze to jest bardziej złożony problem. Jeśli coś zatruwa Ci życie. Coś co działo się dawno temu i ewidentnie nie masz z kim o tym porozmawiać to może trzeba by zapytać co mysli o tym jakiś dobry terapeuta? Od zawsze czymś się martwiłam: a to czy coś powiedziałam dobrze, a to czy kogoś nie uraziłam, czy przypadkiem nie zrobiłam czegoś totalnie głupiego, czy moi bliscy sie za mnie nie wstydzą itp. Taka postawa oznacza, że zostałaś tak ukierunkowana na świat i na siebie - Ty musisz uważać, zeby kogoś nie skrzywdzić i (założę się) Twoje odczucia nie są ważne, prawda? \Nie musisz odpisywać tutaj na moje pytanie ale czy Twoje dzieciństwo było bezproblemowe? Być moze masz zaaplikowane pewne reakcje i spoósb widzenia swiata, który Cię prześladuje i niszczy... i niestety... nieświadomie, nie chcący przelewasz to na dziecko.
  14. Rosa26

    Witam się więc...

    Gdyby to było tak proste jak się o tym mówi w terminologii. Gdyby "ekspozycja na stres" była tą ekspozycją a nie poczuciem, że wchodzi się do jaskini lwa, że za chwilę będzie trzeba odeprzeć atak na siebie... Gdyby "strefa komfortu" była właśnie taką strefą a nie jedynym bezpiecznym miejscem na ziemi, za które jak tylko wystawi się nos, ryzykuje się całe swoje być albo nie być. Wiem, że ludzie mają większe problemy, że są ludzie cierpiący bardziej. Staram się nie wyolbrzymiać swoich kłopotów do większych niż są ale to wszystko co się dzieje, w pewnych chwilach jak widać dosłownie samo, rujnuje mi zycie. Nie mogę stworzyć poczucia bezpieczeństwa finansowego i wykaraskać się z problemów... Staram się i nie poddaję. Bez leków pewnie byłoby o wiele gorzej... W końcu nikt za mnie z tego nie wyjdzie. Ale czasem już nie mogę... Może gdyby była obok mnie osoba, z którą mogłabym porozmawiać... szczerze zyczliwa. Nie taka, po której nie wiadomo czego się spodziewać, do której nie ma się zaufania, poszłabym i jakos przebolała... Samemu jest trudno... Zastanawiam się czy każdy jest koniec końców sam, jak wszyscy porozchodzą się do domów, i czy wszystkie kontakty są takie powierzchowne a przyjaźnie to tak na prawdę tylko bliżsi znajomi? Ostatnio przechodze jakieś idiotyczne rozterki... ale... fakt, faktem chyba istotne...
  15. Rosa26

    Witam się więc...

    Biorę Efevelon 150. Poszłam tym cholernym schematem, wiem... Dokładnie jak mówi terapeutka, na pewnym etapie tego nie da się zatrzymać, jeśli się tego schematu po prostu nie obali... Nie mam szans już na tą pracę. A i mnie i im zależało na współpracy... Wiem, czasu nie cofnę... Wiele miałam sytuacji podobnych bo schemat ten jest u mnie silny. W poprzedniej pracy zrobiłam parę kroków do przodu... ale nie na tyle, żeby nad tym zapanować. Ale to boleśnie odczułam... Nie łatwo znaleźć dobrego pracodawcę, uczciwego przede wszystkim... Mam złość, pomieszaną z bezradnością, z samotnością i to cholerne poczucie porażki
  16. Rosa26

    Witam się więc...

    Ale jak... jak to jest możliwe, że głos rozsądku zaginął po prostu?? Tyle nad tym pracuję i to jest wbrew wszelkiej logice. Jak głęboko i jakiego kalibru musi być problem... poza tym z czego zdaję sobie sprawę,że muszę to poruszyć... Nie stało się NIC co dałoby mi obiektywne i realne powody, żeby odpuścić... a czułam się jak sparaliżowana . Czuję się jak leń, jakbym migała się od roboty... Mam wrażenie, że tylko ja jedyna na tej planecie mam taki kłopot... koszmar jakiś
  17. Kiedyś brałam afobam. Przez niego całkiem zniechęciłam się do leków. Po pierwszej już tabletce odczułam różnicę wielką Nagle wszystko stało się ok. Nie wpadłam w euforię ale biorąc pod uwagę dołek w jakim byłam i napady lękowe, zaczęłam funkcjonowac normalnie, będąc przekonana, że tak ma być. Po jakimś czasie brania, jakby piorun strzelił - napady lękowe nie dały wstać mi z łóżka. Myślałam, ze umieram... wszystko wroóciło ze zdwojoną siłą. Byłam przerażona... zero kontaktu z lekarzem, który je przepisał. Fatalne wspomnienie i przeżycie . Obecnie od dwóch lat biorę Efevelon. Na początku nie wiedziałam jak mam rozumieć, że leki działają. Pani doktor, inna niz ta poprzednia, powiedziała mi, że poprzednio w ogóle afobamu nie powinnam dostać. Efekt jaki się u mnie pojawił był spowodowany przesyceniem pewnych substancji w mózgu i tak się stało... Wracając do Efevelonu - nie odczułam jakiejś drastycznej zmiany, nie odczułam tego czego się obawiałam, że w pewnym sensie będę innym człowiekiem i po odstawieniu, jak znów stanę się 'sobą" problemy wrócą (pomimo psychoterapii), bo co mi da psychoterapia, skoro pracuję pod wpływem leków jako "nie ja" w pewnym sensie. Tak to interpretowałam po doświadczeniach z afobamem. Ale tak się nie stało - zaczęło się od dawki 0,75mg i odczuwałam jakieś skutki uboczne ale nie były tragiczne... wszystko przeszło łagodnie. Najgorszym chyba były zaparcia ale z czasem organizm się przystosował, jednak na początku musiałam mu pomagać. Efekt przyjmowania Efevelonu jest taki, jakby działały "z ukrycia". Zaobserwowałam u siebie po prostu zmiany w postaci mniej hulających emocji, większej nad nimi kontroli pomimo, że moje problemy z reakcjami depresyjnymi itp. na pewne sytuacje nie zniknęły jak za dotknięciem czarodziejsiej różdżki to ja zauważyłam, że po prostu staję do walki.... Jest różnie, są dołki , dni kiedy wiem, że bez nich nie zrobiłabym kroku... jest na prawdę różnie. Nie tkwię w sprzyjającym srodowisku i mam materiał do przerobienia ale leki mi ułatwiają pracę na terapii. Nie wpadam w czarne dziury rozpaczy pomimo, że mam gorsze okresy. Jesli coś mi nawala to podchodzę do tematu. Wpadam w emocje oczywiście, nawet spore i dobre i złe ale mam większą zdolność radzenia soboie z nimi. Nie było też takiego efektu zwrotnego jak przy afobamie, ponieważ na czas kiedy organizm musiał się nasycić Efevelonem dostałam dodatkowo Zomiren. topniowo brałam coraz rzadziej aż do przejścia na dawkę terapeutyczną Efevelonu czyli 150mg. Teraz Zomiren mam brać tylko wtedy kiedy potrzebuję. Pojawiają się jakieś większe nerwy czyli po prostu doraźnie.
  18. Tak. Ja bardzo polecam poradnię na Marcinkowskiego. Trzeba wejść w jedną z bram i na samą górę. Na NFZ ale świetni specjaliści... jestem bardzo zadowolona. Tu masz kontakt Adres: Aleje Marcinkowskiego 21, 61-833 Poznań Telefon:61 855 73 54 a tu link ze zdjęciem, która to brama https://www.google.pl/maps/place/Centrum+Profilaktyki+Uzale%C5%BCnie%C5%84/@52.4071361,16.9285973,3a,75y,287.61h,90t/data=!3m4!1e1!3m2!1syEV4-u5FHPv0Q40h3GMCHw!2e0!4m2!3m1!1s0x0:0x8602dc16ed6a2ada!6m1!1e1
  19. Rosa26

    Witam się więc...

    Witam użytkowników. Postanowiłam się zarejestrować bo potrzebuję pogadać. Nie mam sił pisać szczegółów na razie ale w skrócie... jestem DDA, mam też różnego rodzaju lęki... największy jest przed ludźmi... przed pracą. W jednej idzie mi lepiej, w drugiej gorzej ale często ją zmieniam... Albo z lęku, że nie podołam, że wymagania są większe niż moje umiejętności, albo "na wszelki wypadek" za nim zawiodę pracodawcę. Jestem w terapii od kilku lat i są nawet efekty ale ten temat idzie mi bardzo ciężko... mam za sobą takie doświadczenia, o których nikomu nigdy nie powiedziałam ani nawet nie potrafię napisać bo uczucie upokorzenia jest nie do zniesienia Wiem, ze muszę to omówić, inaczej nigdy moje życie się nie zmieni. Biorę też leki od dwóch lat, na które w sumie dobrze zareagowałam. Walczyłam bardzo o swoje kwalifikacje... kosztowało mnie to sporo wysiłku, stresów nerwów... pewnie sami to wiecie... A teraz... miałam zacząć świetną pracę. Do tego taką, która dałaby mi perspektywy na przyszłość. W dobrej firmie, co jest teraz rzadkością. W firmie, która dobrze tratuje pracownika. Przyjęto mnie pierwszego dnia organizacyjnego bardzo dobrze. A ja... pierwszego dnia pracy nie poszłam Przestraszyłam się, sparaliżował mnie strach. Nie chciałam się skompromitować i ośmieszyć... sama nie wiem czemu niby... Miałam mieć 3 miesiące wdrożenia, szkoleń... czyli na luziku a ja po prostu nie poszłam... jestem na siebie wściekła a jednocześnie bezradna i przerażona. Uczę się zaocznie więc niby nie miałby to być mój docelowy zawód ale może mogłaby to być praca bardzo dobra, nie w zawodzie ale na długie lata... Mam do odbycia jeszcze praktyki ze szkoły. To mnie mniej przeraża i pewne jakoś pójdzie... Nie wiem co tu się stało. Czy brak przekonania do własnych umiejętności... czy lęk przed ludźmi a pewnie i wszystko razem Jutro idę na kolejną rozmowę... muszę szybko iść do pracy. Mam przecież zobowiązania... Inne sfery mojego zycia się też pokomplikowały - uczuciowa całkiem. Ale jeszcze gorsze jest to, że nie mam nikogo z kim mogłabym porozmawiać. Nikogo, dosłownie I boję się samotności, która mnie teraz czeka po, w pewnym sensie, zawieszonym związku... Nie wiem czego się spodziewam.pisząc... może chcę po prostu zrobić jakikolwiek krok, kolejny, by sobie pomóc...
×