Skocz do zawartości
Nerwica.com

Rosa26

Użytkownik
  • Postów

    1 067
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Rosa26

  1. Na początku odczułam poprawę, ale taką systematyczną bym powiedziała... stopniowo wróciłam do żywych... Fakt, faktem przebywam w ciężkim środowisku... posypało mi się chyba wszystko..., nie sprzyja to leczeniu...
  2. U mnie w takich okresach działa to tak - w nocy żyję i funkcjonuję bo w nocy w sumie wszyscy śpią i życie jest "zawieszone"" a wyłączam się w dzień,kiedy trzeba spełniać życiowe oczekiwania, którym czuję, że nie daję rady . Jutro będę zwłokami. Dobrze, że zaczynam po południu... Swoją drogą, czy to normalne, że będąc na efevelonie 150, takie stany się w ogóle pojawiają? Pytałam o to moją doktor a ona mi na to, że wszystko mam brać jak brałam i będzie w porządku a biorę już chyba ponad 2 lata...
  3. Substancje psychoaktywne używa się z jakiegoś powodu więc zanim ktoś doprowadzi do trwałych uszkodzeń z powodu uzaleznienia dobrze by było jakby trafił na terapię. Tyle. Wtedy ma jeszcze szansę przecież na wyjście z depresji.
  4. To są Twoje subiektywne opinie czy jakieś konkrety? Diagnozowanie i tego typu opinie zostawiłabym jednak lekarzom. Każdy kto tu wejdzie czytając to i mając problem z drpesją uzna, ze to właśnie jemu nic nie jest w stanie już pomóc.
  5. Jeżeli ktoś ma problemy czysto psychologiczne, to możliwe, że pomoże, jeżeli depresja wynika z czysto biochemicznych zaburzeń w funkcjonowaniu mózgu, to można sobie terapia wsadzić tam gdzie światło nie dochodzi. Ok. od tego jest diagnoza. Ja pisząc, zakładałam, że mowa wyłącznie o sytuacjach kiedy depresja wynika z trudnych doświadczeń a nie innych chorób układu nerwowego czy problemów hormonalnych...
  6. Spowiedź w konfesjonale wymyślił kościół w średniowieczu po to aby kler dowiedział jakie to grzeszki mają na sumieniu wierni i pamiętajmy że były to czasy odpustów gdzie za "zmazanie grzechów' płacono. W piśmie świętym to chyba jest mowa o spowiedzi powszechnej, zresztą skoro Bóg jest wszechwiedzący to po co mamy mu to mówić a do tego jeszcze za pośrednictwem księdza, to się zupełnie nie trzyma kupy i nie ma żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Chyba czytaliśmy inną Biblie... "Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: «Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane»..." /J 20,22-23/. To Jego ŚWIĘTA wola. Sakrament Spowiedzi. Po prostu: nie zostawił nas samych sobie... Bo: "...właśnie w samym sobie znaleźliśmy wyrok śmierci: aby nie ufać sobie samemu, lecz Bogu, który wskrzesza umarłych" /2 Kor 1,9/. Niestety właśnie to jest bardzo powszechne - ale to jest bardzo wygodna wymówka, nieświadoma z resztą... Co obchodzi Cię ksiądz, który spowiada? Spowiadasz sę dla niego czy dla Boga? Przed księdzem, czy przed Bogiem. Zacytowany przeze mnie frament wyraźnie mówi o nakazie Jezusa. NIe wiem skąd wziąłeś informację o spowiedzi powszedniej... Jesli ja chcę być blisko z Bogiem to nie obchodzi mnie nic innego tylko to, czego On oczekuje. Bóg wybiera księży róznych z powodów znanych tylko Jemu... Nie martw się, ich uczynki są na ich sumieniach i Bóg w żaden sposób ich nie faworyzuje. Ksiądz jest obecnie odpowiednikiem apostołów. Przez wieku zdążyło się trochę zmienić jednak i mamy księży w takiej a nie innej formie. Wracając do spowiedzi, dbam o swoje sumienie, o swoją relację z Bogiem. Jesli On mówi, że tak jest najlepiej to ja to robię, bo Mu ufam. Spowiedź jest nie wygodna dla człowieka... ale ten znajomy dyskomfort o czymś nam mówi... Idąc do spowiedzi nie idę odbębnnić nakazów kościoła. Idę przeprosić, że się oddaliłam, poprosić o pomoc w byciu lepszą... Swoją drogą czeka mnie teraz spowiedź generalna... po 11 latach... Boję się... prze 11 lat się działo w moimżyciu ale idę do księdza z prośbą aby mnie przygotował... Czemu? nie obchdzi mnie jaką ma furę w garażu. Niech ma, życzę mu jak najlepiej... zwłaszcza jeśli jest dobrym księdzem i życzliwym. Nie jest moją sprawą co on ma. Moją sprawą jest bliskość z Bogiem i kropka.
  7. Ja byłem wychowany w mocno religijnej rodzinie, co tydzień musiałem chodzić do kościoła i tak do 20 a częściowo 25 roku życia. Matka chciała też abym chodził na różańce, drogi krzyżowe, roraty, pielgrzymki choć zwykle jakoś udało się nie chodzić. Na religie chodziłem od przedszkola chyba najpierw do salek katechetycznych, później w szkole, rodzice a zwłaszcza matka ciągle mi powtarzała i nadal powtarza że religia jest najważniejsza, nic dziwnego że zostałem ateistą Religia mi się kojarzy z przymusem, nudnymi mszami, kretyńskimi spowiedziami i co ciekawe całe moje rodzeństw do kościoła nie chodzi, tak się kończy wychowanie w wierze czasem, a kler powtarza że wychowanie w religii od maleńkości jest najważniejsze. Ja podobnie, chociaż nie tak rygorystycznie. Co niedziele do kościoła i owszem, bo inaczej "Bozia się pogniewa". Nietety Tym sposobbem rodzice wpoili nam, że religia, kościół, sakramenty to jakaś kara, same wyrzeczenia i nie wiadomo właściwie dlaczego...Większość ludzi na pewnym etapie zrobi w tył zwrot, kiedy ma możliwość, ponieważ skoro nie ma własnej potrzeby czegoś robić a tak na dobrą sprawę nikt go już zmusić nie może... Obecnie opieram się na relacji z Bogiem a nie na wypełnianiu punkt po punkcie zadań. Można chodzić codziennie do kościoła ale w ogóle nie spełniać woli Bożej... (Bóg bardzo jasno o tym mówi właśnie w Ewangelii),i to jest też bez sensu. Nie chodzi ślepe wypełnienie zadania przecież. Slepe chodzenie dla chodzenia i myslenie, że o to chodzi... a nie o to. Chodzi o rozwój duchowy, o rozwój człowieczeństwa bym nawet powiedziała. O stanie się lepszym człowiekiem..kto nie chciaby być lepszy? Tu się zgodzę z tym, co ktoś napisał, że sporą podpuchą jest to, co jest ładnie pokazane, zapakowane w ładny papierek. Tak jest z buddyzmem. Przedstawiana jest na wierzchu jego piękna strona, ukierunkowana na człowieka i mnie to kiedyś bardzo chwyciło, bo nie potrafiłam dostrzec, że Bogu nie chodzi o nic innego jak o moje dobro... ale jak wcześniej też było wspominane, nie wszstko co nam się wydaje dobre dla nas, takie jest i nie wszytsko co ma dobre skutki jest na początku przyjemne, ale to nas najbardziej kształtuje. No i to przecież nie jest jednoznaczne z tym, że katolik = męczennik, który całe życie ma pod górkę. Oczywiście Sakramenty i niedzielne msze to nie jest wymysł kościoła. Należy na nie uczęzczać i rzeczyiście opuszczenie mszy niedzielnej jest grzechem, chyba że po prostu było się chorym, było się w pracy itd. ale przecież nie idąc na msze tracimy my. Tracimy to kolejne spotkanie z Nim. Tak, Bóg jest wszędzie... ale w Kościele na mszy możemy się bardzo skupić na tej relacji, niż w ciągu dnia, zabiegani, zagonieni... Grzech, oznacza oddalenie się od Boga. Coś jest grzechem, ponieważ jest czymś, co nam szkodzi, nam robi krzywdę, nawet jesli wydaje nam się, ze to takie staromodne... Jestem zdania, że gdyby Bóg wiedział, że coś w naszych czasach będzie nie użyteczne, to by zawczasu o to zadbał... w końcu jest Bogiem. Jeśli chodzi buddyzm, to polecam się zagłębić bardziej... to wcale nie jest taka cukierkowa religia. Spowiedź, jest przecież po to, żeby się oczyścić. Nie jest żadnym kretynizmem... Dodam, ze spowiedzi nie wymyślił kosciół... Bóg nakazał się spowiadać, jak można więc mówić, ze to kretynizm? Jesli chodzi o listy itd. - pamiętać należy, ze przede wszystkim przez te wszystkie stulecia pismo, jezyk ogromnie ewoluowało... Przecież nie jednokrotnie Pismo było przepisywane ponownie. Wystarczy wygooglać historię biblii i na jakiejś sensownej stronie poczytać.
  8. Ale ja nie jestem specjalistą, nie potrafię po prostu tego fachowo wytłumaczyć. Pierwszy post, który napisałam jest właściwie najtrafniejszy na ten temat. Zmień lekarza, skoro nie chce Ci tłumaczyć przebiegu leczenia. Ja bym takiemu nie zaufała. Za nim się zdecydowałam, zadałam masę pytań i lekarz nawet na mnie krzywo nie spojrzał, tylko wytłumazył. Taka jest jego rola, nie tylko wypisywanie recept. Zajmuje się stroną farmakologiczną ale nie tylko. Może być tak, że"lek mi nie pomógł" w sensie nie zadziałam w danej chwili ale nie w sensie, że nie wyleczył, bo to nie wykonalne.
  9. Ogólnie to sądzę, że nie jest to wiedza tajemna i każdy może ją zdobyć jeśli poszuka, albo zapyta swojego psychiatrę,Nie jestem lekarzem, przekazuję jak mi to wytłumaczono, co jednocześnie też często jest opisywane. Czytuję "Charaktery". Sporo tam można znaleźć na te tematu. Ogólnie, leki po prostu wyrównuja biochemię mózgu, która np podczas depresji, zaburzeń lękowych jest zaburzona i powoduje, że nie możemy normalnie funkcjonować. Ogólnie - leki nie wyrobią nam nowych mechanizmów, dzięki którym nasze zycie ma się poprawić na stałe a na terapii właśnie nad tym się pracuje. Że często niema jak zaczć bez podniesienia pacjenta lekami to się je łączy z terapią. Leki nie wprowadzają noeych mechanizmów, nie przprogramowują nam mózgu... O szczegóły zapytajcie swoich psychiatrów. Ja właśnie to zrobiłam, bo byłam sceptyczna do nich, Obawiałam się, że więcej namieszają niz pomogą...
  10. no właśnie dokładnie tak jest leki ułatwiają nabywanie "nowych" dobrych skutecznych nawyków zastępując te stare złe i nieskuteczne :) -- 22 lut 2016, 14:04 -- Twoja wiadomość...no i jest git -- 22 lut 2016, 14:15 -- psychoterapia + samodzielne przełamanie utartych wzorców i schematów na nowe i skuteczne w którym to procesie leki mają być pomocą a głównym sprawcą zmiany... Jasne, trzeba nad sobą pracować ale nie rozumiem tego najazdu na antydepresanty. Powiedzcie, że leki nie działają komuś, kto szoruje kilkadziesiąt razy dziennie ręce do krwi albo myśli notorycznie o samobójstwie i nie jest to zależne od niego. Albo ktoś nie potrafi złożyć zdania publicznie, bo ma takie lęki i fobie. Przykładów jest mnóstwo. Nie powiedziałam, że nie działają - powiedziałam, że nie leczą. Lki właśnie po to są, żeby ktoś w ogóle mógł zacząć cokolwiek robić, musi je wziąć bo inaczej nie zrobi koku przez drzwi. Ale to nie zmienia faktu,że kiedy będzie je brał bez terapii i bez terapii je odstawi wszystko wróci, nie wykluczone, że ze zdwojoną siłą. A potem jest gadanie "leki mi w ogóle nie pomogły". Pomogły, ale w takim zakresie, jakie jest ich zadanie. Nestety leki nie wymażą nam z głowy traum, mechanizmów itd. Leki nas przyrócą do życia chemiczne.... Ale nad tym co nasz niszczy sami musimy pracować... leki to lekko znieczulą ale nie przetrawią naszego bólu, z którym my musimy sobie sami poradzić. Pewne doświadczenia przetrawic raz jeszcze aby dokonać zmian... innej drogi nie ma... dlatego nie ma co leczyc. Dlatego leki chemicznie sycą organizm odpowiednimi substancjami, które powodują, że wstajesz i idziesz się rano umyć... ale to nie znaczy, że dają nam coś czego nie mamy... Raczej dają nam coś czego mamy za mało a reszta w naszych rękach. Zaszkodzic sobie można poważnie widząc w lekach rozwiązanie problemu.
  11. Ej ale przecież te leki niczego nie leczą. One wyrównują biochemię wmózgu po to, aby łatwiej było nam żyć a dokładniej pracowac na terapii... Wtedy ma się większą jasność umysłu. Wytłumaczono mi to tak - wszystkie nowe, dobre nawyki myśleniowe, poznawcze itd., które sobie wyrobię podczas terapii biorąc leki (bo dzięki nim nie muszę przerywać tego co jest na sesji nagłymi zjazdami nastroju) i będę utrwalać w jej trakcie. To nie jest tak, ze leki nam dają coś, czego my nie mamy. Bez ich działania trudno w okresie kryzysu samemu się wyciszyć bo zaprogramowani jesteśmy już w jakiś sposób. Leki są jakby na czas "przeprogramowania się". Później tą biochemię będą regulować te nowo wyuczone nawyki... Tak mi o wytłumaczono. Może dlatego moja doktor powiedziała, że branie leków bez terapii nie ma najmniejszego sensu... bo tu nie co leczyć farmakologicznie w sensie dosłownym.
  12. Mi doktor zalecała rano, ale prawdę mówiąc ja akurat nie odczuwam żadnej różnicy po zażyciu. Mogę wziąć i po południu. Jak wejdę w tryb kiedy śpię w nocy a nie w dzieńto mi w niczym nie przeszkadza, ale na moją koleżankę na przykład działa tak, że jak zapomni rano i weźmie pod wieczór to odczuwa pobudzenie... Chyba sporo zależy od organizmu.
  13. Rosa26

    Koty domowe

    Moje też tak leżą To nie złośliwość... laptop ciepły - grzeje w dupkę a koty lubią ciepło przecieź... kaloryfery jak są ciepłe też są u mnie zajęte a na parapetach jak słoneczko świeci też miejsca nie ma ... a zimą... laptop pozostaje Matyldy niestety nie ma już z nami. To jest strasznie smutne, ze względu na mamę, która zawsze brała przybłędy, napatrzyłem się na śmierć kilkudziesięciu z nich. To okropne jest, patrzeć jak zwierzęta odchodzą. Ja ciężko zawsze to przechodzę pomimo, że nie wszystkie fundacyjne nie daje się uratować i mam takich doświadczeń też sporo. W zeszłym roku, w maju miałam czarną serię wręcz... Po zmaganiu się z chorobą nadszedł czas, żeby zadecydować o ułatwieniu odejścia naszego Uszatego. W między czasie odeszły chyba dwu tygodniowe maleństwa, znjednej z gromad, które kastrowaliśmy, kotka zdązyła urodzić, nie przetrzymały wirusa pomimo leków i robiennia codziennych zastrzyków. Biegunka nie dałaim szans. Dzielnie walczył królik,na prawdę... a był bardzo zaatakowany przez chorobę mimo to potrafił nauczyć się funkcjonować na nowo, inaczej prze paraliż... tego samego dnia okazało się, że kotka złapana do kastracji wolno żyjąca ma FIP więc zwyczajnie nie ma sensu jej wybudzać bo i tak za tydzień umrze w mękach, w krzakach. Po otwarciu jej do zabiegu wylał się cały otrzewnowy płyn Następnie, kilka dni później śliczna, młoda koteczka, z tej samej gromady zgłoszonej nam do kastracji została odnaleziona martwa. Najprawdopodobniej przyczłapała potrącona przez auto i schowana odeszła A kilka mies. później miałam kilku tygodniowego malucha, którego karmiłam z butelki kocim mlekiem i wydawało się, że przezyje, ale niestety... pewnego dnia sie budzę... i malucha nie słyszę, nie czuję aby się ruszał... patrzę a maluch martwy Jego to dopiero przezyłam... straszliwie... Przybijający okres to był Kilka lat wcześniej żegnałam swojego psa, też po walce z chorobą póki był sens i leki pomagały.... przy tym pożegnaniu nie byłam w stanie chodzić do pracy. Nie kontaktowałam w ogóle... Bardzo współczuję jak komuś odchodzi przyjaciel... to jest zawsze jakaś obecność w domu, której brak daje się okropnie we znaki.
  14. Rosa26

    Koty domowe

    Moje też tak leżą To nie złośliwość... laptop ciepły - grzeje w dupkę a koty lubią ciepło przecieź... kaloryfery jak są ciepłe też są u mnie zajęte a na parapetach jak słoneczko świeci też miejsca nie ma ... a zimą... laptop pozostaje
  15. Rosa26

    Koty domowe

    Psy śmierdzą i hałasują (pewnie by mi to nie przeszkadzało, gdybym, będąc dzieckiem, mogła mieć psa) Zależy jak wychowasz i czy w ogóle to zrobisz Człowiek też śmierdzi jak sie nie umyje
  16. Rosa26

    Koty domowe

    Tak, druga kotka. Udało mi się wrzucić Ale miniatury to są, jak ktos chce powiększyć to kliknąć na zdjęcie, przekieruje na większe... to samo ze zdjęciami pierwszej kotki :) Zgadzam się, z dziećmi jest tak samo ale tu trudniej bo jak zabronić kopulować A mózgu do głowy sie ludziom nie naleje... niestety...
  17. Rosa26

    Koty domowe

    Poza tym, kto obcuje na co dzień z kotem ten widzi, że kot nie chce czegoś zrobić a nie nie umie. Przykład? Przywołuję kotki i patrzę na nie. Raz przychodzi pełna radości a innym razem obejrzy się z wymownym spojrzeniem "ta sama droga" Poza tym można poryć w zooopsychologii na ten temat, Dużo ciekawych rzeczy można się dowiedzieć Ja jestem zdania, że nie wszystkim zwierzęta powinny być udostępniane, Byłoby mniej tragedii...
  18. Rosa26

    Koty domowe

    take, ja mam podobnie... trudno mi z ludźmi... uwielbiam własne ścieżki... i dobrze mi tak. Schody zaczynają się kiedy trzeba wyjść do ludzi
  19. Rosa26

    Koty domowe

    To proste. Nie chce mi się opisywać licznych przykładów dotyczących obserwacji zachowań tych gatunków, więc napiszę tylko tyle, że kot nie jest wstanie stworzyć współpracującej grupy o ustalonej hierarchii, dzięki czemu można np. zabić ofiarę kilku (człowieka) lub kilkunastokrotnie (konia) cięższą od siebie. A te opowieści, że kot jest niezależny i chodzi własnymi ścieżkami, to bajki. Zwyczajnie jest za mało pojętny na podjęcie współpracy. :) Ludzka interesowność. A czy zwierzęta trzeba lubić za to, ze spałniają nasze oczekiwania? Nie można bezinteresownie lubić ich za to jakie są? Niezależnie od tego czy ktoś uważa, że kot nie chce czy nie potrafi czegoś zrobić, to oznacza, że już "nie jest potrzebny" i go nie lubię? Bez personalnej urazy do kogokolwiek, ale to takie ludzkie....
  20. Rosa26

    Koty domowe

    Koty nie są fałszywe, ale mało kto zawraca sobie głowę, żeby poznać język ciała kota. Psy są mniej niezależnie więc ludziom łatwiej nad nimi przejąć kontrolę, wyszkolić je. Nie świadczy to o inteligencji tylko o posłuszeństwie. Z kotem nie jest juz tak prosto. Zawsze kot był dla mnie takim przykładem zdrowej samooceny - wszystkich ma w dupie, liczy się z kilkoma osobami i też jak uzna, że podziela temat a i tak większość osób je uwielbia. Ilu z nas ma z tym problem? Kot nie ma żadnego Co najciekawsze mowa ciała kocia jest często sprzeczna z psią I wychodzi sytuacja komiczna kiedy pies macha ogonem z radości i chęci zabawy z kotem, zachęcając go do tego a kot nie ma najmniejszej ochoty i też macha ogonem... pies po psiemu myśli, że to odpowiedź na zaproszenie, tym czasem to oznacza "Jeszcze raz mniej dotknij a dostaniesz po łbie" Koty podobnie jak psy też ostrzegają przed kłapnięciem (są rasy psów kłapiące bez ostrzeżenia) czy udrapnięciem. Jak się zna swoje zwierze to też widac sprzeczność emocji - tu macha ogonem niby zły ale jednocześnie zaczepia do zabawy... agusiaww ja sobie tez nie mogę wyobrazić życia bez moich dziewczyn. Na samą myśl, ze w końcu odejdą... nie wyobrażam sobie . Zawsze miałam psy, koty sąsiadów przychodziły tylko do nas jak byłam dzieckiem. Szara trafiła do nas przypadkiem... teraz jak pomyślę, ze mogłam nie mieć kota?? A "baranki" trykane przez kota są bezcenne :) Raz by mi kawę wylała, tak pacnęła i się łasiła. Duzo znosi - koty na tymczasie, przyjęła jakoś jedną na stałe... pomimo, że się obraziła na nas na jakiś czas to wiedziała, że musi znieść. Mieliśmy kiedyś wróbla takie małego, co nie mógł się wzbić, jeszcze mu brakowało może tygodnia. Nic nie zrobiła... dotykała łapką tylko chcąc dotknąć, zobaczyć co to takiego Mogła zostać z nim sama bez problemu. Ja bardzo dużo od zawsze do niej mówiłam i tłumaczyłam. Zwierzęta co prawda ne rozumieją znaczenia słów ale rozumieją ton głosu, gesty... To są na prawdę mądre stworzenia :) Ludzie tylko nie zawsze chcą zrozumieć ich niezależność... bo przecież "zwierze poddane człowiekowi i ma go słuchać..." itd. i człowiek chyba nie może się z tym pogodzić, że kot śmie mieć własne zdanie... i lekceważyć, jego człowieka Ja od zawsze miałam wpojone, że naturę, zwierzęta trzeba przede wszystkim szanować takimi jakie są... i jakoś mi się te relacje same układały
×