Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moje problemy


Radison

Rekomendowane odpowiedzi

Ja źle zrozumiałam... Przepraszam... Ale i tak to, że nie chcesz być jak rodzice to jest motywacja, a siła jest w Tobie. Tylko na początku trzeba się trochę przymusić-potem leci już z górki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam po krótkiej nieobecności.

 

Niedawno wróciłem z tygodniowego pobytu w Wiedniu. Było super, ale co najważniejsze w trakcie tego pobytu poczułem się znacznie lepiej psychicznie. Poczułem się lekko, zacząłem cieszyć się i było mi z sobą dobrze! Naprawdę czułem się szczęśliwy - żadnych trosk i zmartwień!

 

Po powrocie dowiedziałem się, że jutro moja drużyna ma zagrać pierwszy mecz - sparing. Na początku muszę przyznać, że nieco się wystraszyłem - nie wiem czemu. Ale choć czasu jest mało to muszę przygotować się psychicznie do tego wydarzenia - mój pierwszy oficjalny w życiu mecz.

.

Przed moim wyjazdem pisałem, że na ostatnim treningu było lepiej bo nastawiłem się inaczej. Jednakże nie oznacza to, że problem zniknął - on nadal jest i muszę z nim walczyć, choćby nie wiem co. Znam moje możliwości i jeśli tylko jestem na luzie potrafię grać wszystko bardzo dobrze. Może to perfekcjonizm, nie wiem. W każdym razie czuję, że coś siedzi w moim wnętrzu bądź w podświadomości. Mówię sobię, że gra na luzie jest jak najbardziej możliwa i ja też tak mogę. Jednakże u mnie jest coś takiego, że głowa mówi jedno, ale we wnętrzu mnie to niedokońca jest tak. Cóż czasu jest niewiele ale postaram się przygotować psychicznie jak najlepiej.

 

PS: prywatne podziękowania dla Ashley, zwłaszcza za temat "Wiara czyni cuda" i "Zakaz poddawania się". Po przeczytaniu ich poczułem się lepiej.

 

"Walcz, Walcz, Walcz! Ty walczysz ja walczę! Ja walczę"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja sie wypowiem - obawa, że obniża Ci się inteligencja, to nie najpowszechniejszy, ale dość standardowy objaw nerwicy. Tego się nie bój, bo Ci się nic nie obniży, chyba tylko uczestnictwo w obradach sejmu tak działa :lol:

 

Jakbyś miała jeszcze jakieś wątpliwości, to pomyśl - ludzie robią w swoim życiu czasem i złe rzeczy; i głupie, ale nie obniżą im sie od tego inteligencja. To tylko taki Twój mały wymysł, ale nic Ci nie grozi.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmm.. ale ja naprawdę.. poprzez, długie zastanawianie się, zapominanie np. stolicy jakiegoś kraju czy innych błahych spraw czuję się głupia, ale nie tylko przez to.

czasami ktoś mi coś tłumaczy, nie rozumiem tego. choć nie jest to skomplikowane.. :roll:

 

już nie chce mi się spotykać ze znajomymi tak jak wcześniej. nie chcę palnąć jakiejś głupoty przy nich.. zaczęłam budować zdania niestylistycznie.. trudno się ze mną dogadać. ehhh. zaczynam się zamykać w sobie.

 

na co dzień mam dobry humor.. nie widzę wszystkiego w czarnych barwach.. ale w pracy odzywam się coraz rzadziej. wydaje mi się, że ludzie postrzegają mnie jako dziwaka

 

 

 

---------------

a tak na marginesie - widzę, że lubisz fantasy

pozdrawiam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę sądzisz, że gdybyś stawała się idiotką, to byś sie nad tym zastanawiała?

 

i właśnie to wyżej daje mi wątpliwości, by się zastanawiać nad tym czy głupieję... ;)

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 9:13 am ]

a myślicie że psycholog/psychiatra jest potrzebny w moim przypadku czy nie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Depresja , nerwica , natrectwa . Wszystko we mnie tkwi . Czuje sie jak wrak titanica , zlamany na pol , leze na dnie i nie widze zadnego swiatla .

 

To byl wstep .

 

Kiedys bylem normalny , ale pewnie to sytuacja w domu zrobila ze mnie tego , kim jestem teraz . Matka ma zawsze racje .. towarzystwo .

 

Nie wiem zbytni jak zaczac , ale jakos to bedzie . Chodzilem do psychologa , nic mi to nie dawalo . Chodzilem do psychiatry , nic mi to nie dawalo . Mialem leki i pomagaly . Jestem jak wulkan . Wybucham i niszcze wszystko na swojej drodze . Rozwalilem domofon , konsole Sony Play Station , telewizor Philips 24" , wiele szklanek ( jedna z piciem na scianie ) , talerze , miski , wszystkie szyby w drzwiach w mieszkaniu ( po 2 razy ) , darlem ubrania , cialem je , spalalem w domu , spalilem dywan , zniszczylem z 5 kompletow klawiatur , tyle samo myszek , glosnikow , pare par sluchawek . Wyrzucalem swoje kosmetyki , jedzenie . Nie moge sobie przypomniec co jeszcze . Zawsze po takim wybryku czulem sie wspaniale , czulem sie wolny .

 

Moja agresja tyczy sie rowniez mnie , rozcialem sobie zyle ( matka panikowala ) , na drugiej rece juz nie doszedlem bo sie balem . Rozcialem sobie obok lokcia . Dlube wszelkie krosty i strupy , robia mi sie slady od tego , ale nie widac . Mam wysypke . Wyrywam wlosy ... tego sie wstydze . Jestem sam , bo kto by mnie tam chcial ? Ale jakos trzeba zyc w samotnosci . Wyrywam te kudly .. brwi , rzesy , wlosy . Mam placki , ogolnie przezedzone . Czuje taka agresje , ze po prostu musze cos rozwalic , albo kogos uderzyc . Prawie wszyscy moi koledzy juz ode mnie dostali , i to za byle nic , np. zdjecie czapki ... Chce to zmienic , chcialbym byc zolnierzem , ale w takim stanie , to tylko moge pomarzyc . Na badaniu stwierdzono u mnie wlasnie nerwice , depresje i niedojrzalosc emocjonalna . Kiedy jade samochodem , i kierowca wlacza spryskiwacze ja podskakuje ze strachu . Kiedy ktos cos walnie , uderzy , albo kiedy stanie sie to samoczynnie , takze podskakuje . Tak samo jak ktos wejdzie do mnie do pokoju . Chce to zmienic i byc normalny . Ten tekst jest dziwny , ale trudno mi pisac takie rzeczy obcym .

 

Nie wiem . Idac ulica mam opuszczona glowe , boje sie patrzec na ludzi . Jesli juz to robie lzawia mi oczy . Tak samo jak publiczne wystapienia , czy jakies rozmowy sam na sam z kims . Urzednik czy cos . Czerwienie sie , i nie moge wyslowic .

 

Kazda uwaga w moja strone , albo cos co mi sie nie podoba mnie bardzo denerwuje i dostaje szalu np. komputer , ktory tluke z piesci ... . Musze byc normalny . W nocy mowie przez sen , zgrzytam zebami , matka mi opowiada co ja robie . Drape sie , wierce . Kiedys powiedzialem w nocy " zajebe cie stara kurwo " - do matki . Nie wiem czy to przez to , ze palilem marihuane ? Ale palilem bo mialem spokuj na jakis czas . Bylo fajnie , smialem sie . Bo tylko wtedy mialem okazje . Ciagle tylko slysze , ze ja to , ze ja tamto . I wogole tylko narzekania . Juz nie wspomne , ze mam chyba skleroze , bo po prostu zapominam . Nie wiem , czy mi mozna pomuc ? Czy juz jestem skazany na straty ? Staram sie to ogarnac , ale matka dziala na mnie jak jakis magnes . Co robic ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niby od jakiegoś czasu jest ok, ale... no właśnie, jest jedno ale, a może aż dwa... Nie potrafię się pozbyć strachu, że zrobię coś źle. Że coś mi się nie uda, a zwłaszcza, że zauważą to inni. I to przejawia się w takich głupich sytuacjach, jak np. zamieszczenie posta na forum. Boję się, że napisałam coś nie tak i że inni to zauważą. Boję się do tego stopnia, że potrafię po kilka razy czytać swój post zanim go umieszczę na forum, z tym postem pewnie będzie tak samo. Czasem dochodzi do tego, że nie umieszczam niektórych postów, bo wydaje mi się, że ludzie pomyślą, że jestem głupia i że nikt nie będzie chciał ze mną gadać. A jak już coś umieszczę, to czasem panicznie boję się reakcji innych i jak otwieram stronę z forum, to serce z nerwów chce mi wyskoczyć z piersi. Nie potrafię się zdystansować. Wiem, że to głupie, ale tak ze mną jest.

A po drugie, to ciągle wydaje mi się, że inni mnie ignorują, że im nie zależy na znajomości ze mną, że interesują się wszyskimi tylko nie mną. Że każdy jest ważniejszy ode mnie. Że nikogo nie obchodzę. Nie wiem czy tak jest, czy na prawdę nikt się mną nie interesuje. W dzieciństwie byłam zawsze pozostawiana sama sobie, nikt się mną nie interesował (chodzi mi o moich najbliższych) i pewnie stąd bierze się moja potrzeba, żeby ludzie zwracali na mnie uwagę.

Piszę o tym, bo zauważyłam, że jak się wygadam, to czuję się lepiej, pomaga mi to. Dlatego zdecydowałam, że o wszystkich problemach będę pisać, albo z kimś rozmawiać. Ostatnio miło zaskoczyła mnie moja bliska koleżanka, której opowiedziałam moją historię. Zrozumiała mnie i nie odrzuciła. Jestem jej za to bardzo wdzięczna. Zaczynam się przełamywać i mówić o tym, bo widzę, że niektórzy rozumieją moje problemy. I to nie tylko ci, którzy przeszli coś takiego jak ja.

Od jakiegoś czasu lepiej sypiam, nie mam kryzysów. Wiążę to właśnie z tym, że zaczęłam się otwierać. Są problemy, jak te które opisałam powyżej, ale obiecałam sobie, że o wszystkim będę z kimś rozmawiać. Bo najważniejsze, to nie dusić tego wszystkiego w sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmmm podziwiam ciebie ze potrafisz z siebie to wyrzucić ;) nie o post chodzi ,lecz o to że odważyłaś się o tym koleżance powiedzieć ;) ja tam uparcie dusze w sobie problemiki :/ (prócz pisania na postach;) ) lecz nigdy otwarcie tez mam wtedy stracha ,ale cóż dobrze ze istnieją takie posty -przynajmniej jest człowiek wtedy anonimowy ;) i jeszcze jedno nie pisz ześ głupia czy coś każdy ma coś związane ze sobą:/ a jak komuś nie pasi twoja odpowiedż, wyżalenie itp.. nikt go nie trzyma tutaj -niech spada na bambusa :D hehe wiec jakby co wal śmiało posty ,bo uwierz są tutaj naprawde spoko ludzie i dzieki wlasnie takimi postami ,czują ze komuś pomagają ---- zapominając o własnych problemach... wiec głowa do góry i wyskocz z krzykiem JESTEM TUTAJ CZY WAM TO PASI CZY NIE !!! ;) hehe to pozdro i klikaj jakby co :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rezygnacjaaktywacja dzięki :smile:

Ja też kiedyś nie mówiłam o niczym nikomu. Bałam się niezrozumienia. Przełom nastąpił, gdy zaczęłam tu pisać, bo okazało się że są ludzie którzy przeszli w życiu to samo, mają takie same problemy. Niektóre historie na tym forum czytałam jak swoje. I to mi pomogło, to że znalazłam zrozumienie. Zaczęłam się otwierać. Potem spróbowałam również prosto w oczy opowiedzieć moją historię. I wierz mi, to lepsze niż duszenie wszystkiego w sobie. Tylko, że trzeba znaleźć odpowiednich ludzi, którzy cię zrozumieją. Ja takie osoby znalazłam. Przekonałam się, że są osoby, które mnie nie wyśmieją jeżeli opowiem im o swoich problemach. Bo kiedyś myślałam, że nikt nie jest w stanie mnie zrozumieć, bo jak nie rozumie mnie własna matka, to kto mnie zrozumie. Myliłam się. To, że własna matka mnie nie rozumiała, to nie znaczy, że wszyscy są tacy. I właśnie tu tego się nauczyłam.

Tak jak pisałam, mój stan nie jest najgorszy. Mam problemy, o których mówię i piszę, żeby je lepiej zrozumieć i pokonać je. Tylko mnie się wydaje, że te moje problemy są tak błache, że jak o nich napisze czy powiem, to nikt na to uwagi nawet nie zwróci. Po prostu czuję się czasami nikomu nie potrzebna. Ale walczę z tym, bo znam przyczynę.

Nie potrafię jeszcze sobie powiedzieć, że jestem tutaj czy ktoś tego chce czy nie, bo jakby ktoś napisał, że mnie tu nie chce to ja bym go posłuchała i więcej tu nie weszła. Dlatego bardzo się boję oceny innych ludzi. Wiem, że za bardzo uzależniam w swoim życiu wszystko od innych ludzi, ale jak na razie inaczej nie potrafię. Staram się żyć dla siebie, a nie dla innych, ale czasem mi to nie wychodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

;) no chyba zrozumiałem w czym problem ,ale najważniejsze ze sie jakoś przełamujesz i masz odwagę napisać o tym w poście a to naprawde bardzo dużo;) jednak widzisz zdanie moje juz masz i znajdą sie zapewne inne istoty co będą podobnie myśleć o tobie pozytywnie ;) NO LUDZIE PISZCIE ZE MAM RACJE :D no i więcej wiary siebie i oby tak dalej... ;> to rozkaz posłuchasz mnie?;> skoro piszkaszasz ze boisz sie ze cię odrzucą to chyba mnie bardziej posłuchasz że masz zostać z nami ;))))) pozdro..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rezygnacjaaktywacja, tak zgadzam się z Tobą!

 

Luthien, myślę, że kiedy mówisz o swoich problemach innym (oczywiście odpowiednim innym;)) szczerze i prosto z mostu, nie stosując uników, możesz sobie ulżyć, tak jak zresztą napisałaś. Ale dodatkowo możesz też dać coś tym ludziom, którzy Cię słuchają. Jeżeli wcześniej nie spotkali się z osobami, które mają takie problemy jak Ty, nie mają pojęcia jak można się czuć w takim położeniu. Dzięki temu, co im powiesz będą mogły być bardziej wrażliwe na innych ludzi.

 

A tak poza tym, to nawet jeżeli czasami zdarzy Ci się powiedzieć coś źle, nie tak jakbyś chciała, to masz prawo, jak każdy, się pomylić. Też kiedyś tak się czułam, po czym zauważyłam, że właściwie to ja najdłużej pamiętam moje gafy, nikt ze znajomych. Gdzieś przeczytałam takie zdanie: "pomyśl ile rzeczy, którymi kiedykolwiek się zamartwiałeś, nigdy się nie sprawdziło". I zawsze sobie je przywołuję, kiedy zastanawiam się, co inni pomyślą

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bywa, że przyglądam się ludziom z mojego otoczenia, patrzę na ich słabości, jak nie umieją się odezwać, jak mówią cały czas jakieś głupoty, bo ze stresu nie potrafią zebrać myśli, jak są ogólnie zamknięci w sobie..

 

I głupio mi przed samym sobą, że się wtedy denerwuję. Chociaż podejrzewam, że cierpią na depresję, to często nie potrafię ich zaakceptować.

Może to dlatego, że ja w mojej depresji też nie byłem akceptowany?

Od razu wydaje mi się wtedy, że nie jestem niczego godny, że mam tak wiele a nie okazuje żadnej wdzięczności i zrozumienia...

 

Wielkie SORRY za offtopa. Chciałem gdzieś to zawrzeć, a nie będę zakładał nowego tematu dla takich głupot..

 

Luthien

Wydaje mi się, że lekiem na depresję jest przyjaźń lub miłość.. Po prostu posiadanie bliskiej osoby w której towarzystwie czujesz się dobrze. To dodaje pewności siebie i ogólnie nabierasz dystansu :)

 

Kurde znowu tyle tekstu.. Pewnie nikt tego nie przeczyta :) Ale najważniejsze, że mnie jest lżej :P:P:P:P:P:P:P:P:P:P:P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Luthien

Wydaje mi się, że lekiem na depresję jest przyjaźń lub miłość.. Po prostu posiadanie bliskiej osoby w której towarzystwie czujesz się dobrze. To dodaje pewności siebie i ogólnie nabierasz dystansu :)

Trafiłeś w sedno. Szkoda, że to prawda, bo najlepiej byłoby kochać samego siebie bez względu na wszystko, ale tak nie jest.Gdy ktoś mnie kocha, czuję, że jestem warta miłości. Nie leczy mnie to z depresji, ale pomaga trzymać się i iść ciągle do przodu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurde znowu tyle tekstu.. Pewnie nikt tego nie przeczyta :) Ale najważniejsze, że mnie jest lżej

 

Ja przeczytałam i cieszę się, że jest ci lżej :D

 

To prawda, najważniejsze to znaleźć kogoś bliskiego. Ja u obcych ludzi (w znaczeniu nie rodzina), moich przyjaciół znalazłam zrozumienie jakiego nigdy nie znalazłam u rodziny, czyli niby najbliższych mi osób. Od kiedy odważyłam się powiedzieć moim przyjaciołom o tym, porozmawiać o sobie, o moim dzieciństwie, o tym jakie mam przez nie problemy, to jest ze mną dużo lepiej. Zaczynam normalnie o tym z ludźmi rozmawiać (oczywiście odpowiednimi ludźmi) i nie boję się już tak bardzo osądów innych ludzi.

Teraz walczę z mniejszymi problemami, takimi jak napisałam w pierwszym poście, żeby nie bać pomylić, czy zrobić coś źle. Z tym będzie dosyć ciężko, bo jestem perfekcjonistką, a do tego nie umiem docenić swojej pracy. Chociaż nie reaguję już tak jak wcześniej np. jak potknęłam się na ulicy, to myślałam przez tydzień, czy ktoś to widział i co sobie pomyślał. Teraz ma to już dużo mniejsze natężenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawsze mnie to zastanawiało, jaki to ma sens. Nie jestem lekarzem, wiedzę na ten temat zapewne mam mniejszą niż oni, ale nie mogę pojąć jak można przepisywać leki osobie, która w dalszym ciągu ma te same problemy przez które tej depresji dostała. Na forum jest dużo osób, które mają mnóstwo problemów, biorą leki i dalej są nieszczęśliwe. Powód? Brak wyeliminowania przyczyny przez którą tej depresji dostali. Jako przykład podam tutaj człowieka nerwicę(myślę, że się nie obrazi). Gdzieś napisał, że leki bierze a po jego postach widać, że w dalszym ciągu jest strasznie nieszczęśliwy. Leki tutaj nie pomogą, o wiele bardziej pomogło by mu gdyby miał dziewczynę, gdyby miał przyjaciół, gdyby ludzie byli dla niego łaskawsi.

Ja po ukończeniu szkoły średniej zacząłem chodzić do psychiatry i psychologa. Od zawsze byłem strasznie nieśmiałym człowiekiem, w towarzystwie byłem zestresowany, wystąpienia publiczne np. na apelach to był dla mnie koszmar. Na początku była ogólna rozmowa z psychologiem i psychiatrą, wypełnienie jakiś testów z których wyniknęło, że mam depresję. Psychiatra wypisał mi lek który się nazywał Seronil o ile dobrze pamiętam. Długo się zastanawiałem, czy się w to pokować, ostatecznie jednak z tego zrezygnowałem z powodu, który opisałem na początku posta. Potem przestałem chodzić zarówno do psychiatry jak i do psychologa. Po jakimś czasie wyeliminowałem powody depresji i depresja według mnie zniknęła. Aktualnie jestem dość rozrywkowym facetem, w grupie nie boję się przemawiać, często jestem duszą towarzystwa. Nie powiem, żebym był zadowolony z życia, bo tak nie jest, ale to nie jest wina depresji a ludzi żyjących w tym kraju i niesprawiedliwości na tym świecie.

 

Jaki jest cel tego co napisałem? Celem jest przesłanie, żebyście za łatwo nie sięgali po leki, bo zrobicie sobie więcej krzywdy niż pożytku(jak odłożycie potem te leki, to za wesoło nie będzie, nie ma sensu żeby się od tego uzależniać). Postarajcie się naturalnie wyleczyć depresję eliminując przyczyny jej powstania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tzn widzisz (acha, ta długość posta jest monstrualna, heheh). To nie zawsze się da łatwo wyleczyć samemu. Nie, może inaczej. Jestem prawie pewna, że da się z tego wyjść - ale NIE samemu. Niekoniecznie mówię tu o związkach - bo co mi da chłop, podniesie moją samoocenę na jakiś czas, przyczyna będzie nadal tkwić. Wszelkie szukanie osoby, dla której warto to robić - to błędna ścieżka. Tego nie da się naprawdę zrobić dla kogoś.Bo to zawiera w sobie element poświęcenia. A gdzie jest poświęcenie, tam jest potrzeba wzajemności. Wystarczy jakiś zgrzyt w stosunkach z osobą, dla której się to robiło - i starania tąpną, że tak powiem.

 

Wszelkie drogi do zwalczenia tego, typu przyjaciele, rodzina, psycholodzy to droga, w której jest ten sam schemat: potrzeba człowiekowi wsparcia. Jeśli jest się na dnie, bez wsparcia się nie obejdzie. Prochy załatwiają to w okrężny sposób. I szybszy. Bo od razu zmieniają myślenie i załatwiają za człowieka od cholery pracy.

 

Powiem ci tak: ja przerabiałam nieomal każdy temat ze mną związany przez 7 długich lat. Dzięki temu potrafię każdą moją słabość nazwać po imieniu i brutalnie, prosto sobie w twarz. I się nie załamię, a jeszcze będę się śmiać, bo po tylu latach to potrafi być już po prostu zabawne. Dzięki temu też łatwo mi wejść w czyjąś skórę. To trochę ambiwalentne odczucie, bo potrafię nieomal każde, nawet czyjeś najgorsze zachowania i czyny wytłumaczyć i nie uważać ich za dziwne. Ale to zajęło mi bodajże 3 lata. To samo niektórzy umieją od urodzenia. A jeszcze inni nigdy tego nie poznają. I niekoniecznie twierdzę, że to dla nich jakaś strata :smile:

 

Ale przez ten czas zauważyłam też coś innego: taka walka ze sobą, staranie się siebie i innych zrozumieć, to dla kogoś, kto nie ma tego we krwi, będzie --- no nie wiem co napisać, bo brak na to słów. To będzie prawdziwa droga przez mękę, najgorszą z możliwych. Bo mówienie sobie wszystkiego prosto w twarz należy do najtrudniejszych zadać, jakie potrafi ktoś na siebie wziąć. Hmm, jakby to porównać... Każdy się spotkał z jękami, jacy to ludzie są zakłamani. Że sprzedadzą cię za 3 grosze. Że są tak zajęci sobą, że by nie zauważyli, że znikłeś. Że mają gdzieś co im gadasz, obrobią cię przy pierwszej okazji, dadzą ci popalić kiedy się nie spodziewasz. Nigdy cię nie słuchają. Że widzą słomkę w czyimś oku, a nie widzą belki w swoim.

 

Hemm. Tyle, że prawdziwe poznanie siebie polega też na tym, żeby --- jak to się mówi --- zacząć te wady zauważać też w sobie, a może przede wszystkim w sobie, zanim się tak łatwo osądzi innych! Co za problem powiedzieć: oni są o kant tyłka potłuc, nic są niewarci. Hje, gdyby się człowiek zagłębił w to, co nimi powoduje: że nie mają dla ciebie czasu/nie słuchają cię/za godzinę o tobie zapomną/bardziej się przejmą, że ich boli głowa, niż wieścią, że coś ci się stało/etc ---gdyby się w to zagłębić, to dojdzie się do wniosku, że powoduje nimi to samo, co tobą.

 

Ludzie uczą się nieufności do innych - bo takie jest wychowanie. Ich też nikt nie słucha - więc i oni nikogo nie słuchają. Zatną się w sobie "chcą żebym się zmienił? niech zaczną od siebie" - tak samo jak i TY byś się zaciął. Nie będą się wgłębiać jakie masz problemy - tak samo, jak i ty nie wgłębiasz się prawdziwie w czyjeś problemy. Nie mają czasu - bo są zapracowani/zajęci codziennością/swoimi (niemałymi) problemami - tak samo jak ty.

 

Dopiero, kiedy nie różnicuje się ludzi na tych, którzy są nic nie warci, bo nie poznają siebie, i tych co są warci, bo za dużo się w siebie wgłębiają. Kiedy zrozumie się pana i chama, że obojgiem powoduje to samo: że im też nie poświęcono czasu, też nie wysłuchano, a że lepiej to ukrywają? Ale problem mają ten sam - wtedy zaczniesz dopiero rozumieć siebie. Kiedy zdejmiesz sobie łuski z oczu, że nie otacza cię zgraja wrogów, a ludzi takich jak ty.

 

Ale jak mówiłam - to jest najtrudniejsze. Zobaczyć w sobie wady, które widzi się stale u innych. A dlaczego to takie ważne niby jest? Bo co to za droga: innych w czambuł potępiać, a tylko do siebie podchodzić z litością? Dla mnie to jest półśrodek, a człowiek nic o sobie nie wie. Właśnie dlatego nie jestem pewna, czy walka z nerwicą i depresją jest taka budująca zawsze. Jeśli ktoś wybierze inną drogę - wcale mu się nie zdziwię, a wręcz powiem, że może ma człowiek większy rozsądek ode mnie :smile:

 

Czy ja bym te lata oddała? Nie. Ale czy tego samego życzyłabym komuś? Raczej nie, chyba, że ktoś lubi takie zabawy. Ale chodzi mi o to, by człowiek poczuł się chociaż przez jakiś czas normalnie. Prochy mogą to człowiekowi dać. Nie da się ciągle siebie katować. Trzeba mieć jakąś odmianę. Jednym im ją załatwi wyjazd i zmiana otoczenia. Innym poznanie kogoś podobnego do siebie (niekoniecznie w kategoriach związku), innym miłość, albo codziennie nowy partner, innym alkohol/narkotyki, innym praca, a jeszcze kolejnym - po prostu prochy. I nic ponadto. Mało kto wytrzyma ciągłe problemy. Trzeba czasem zrobić, to co jest człowiekowi potrzebne. A nie wszędzie się kręci prawdziwy przyjaciel od bitki i od wypitki, jak to się mówi. Dobra, i to tyle :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myśle że,jeżeli ktoś potrafi sam wyjść z depresji, bez pomocy leków to jeszcze nie jest z nim tak źle. Jeśli ktoś sięgnął naprawde dna, i poczuł jak bardzo siebie nienawidzi i jak bardzo chciałby żeby go juz więcej na świecie nie było to by wiedział że mówienie w tym przypadku ''nie pakuj się w leki tylko walcz sam'' jest jak mówienie osobie chorej na raka ''nie bierz chemioterapii spróbuj naturalnych metod''. To porównanie jest o tyle trafne że że osoba chora na raka jeśli nie będzie się leczyć to zapewne umrze. Podobnie jest z nie leczoną depresją>>może doprowadzić do samounicestwienia czyli samobójstwa. Jednym słowem>>nie popieram pakowania się w leki z byle przyczyny bo to rzeczywiście nie jest dobre, przyćmiewa rzeczywiste objawy które mogłyby pomóc dowiedzieć się co jest rzeczywiście nie tak. Ale są przypadki kiedy leki są niezbedne, mimo że nie zlikwidują przyczyny problemu. Sa potrzebne bo po prostu ratują życie. Powiem więcej czasami leki trzeba brać całe życie bo na przykład dana osoba jest bardzo odporna na psychoterapie i nic z niej nie wynosi, a objawy jak były tak są nadal. Wówczas leki pomogają jej normalnie żyć>>co prawda troche sztucznie ale ŻYĆ. To dziwne ale kiedy jakiś człowiek ma chore serce i bierze leki żeby móc normalnie funkcjonować nikt sie nie dziwi. Każdy rozumie że ta osoba po prostu tych leków potrzebuje. Tak samo powinno byc w przypadku depresji. Pozdrawiam:):):)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawy temat.

Myślę, że na dłuższą metę same leki nie "załatwią" depresji za nas.

Owszem, jedni od nich zaczynają leczenie od leków, by zmienić nieco postrzeganie świata. Tym samym uzyskują większą wiarę w siebie, która jest niezbędna w wyleczeniu depresji.

Inni z kolei po te leki sięgają później, gdy ta wiara ulega zachwianiu.

A czasem chory wogóle po leki nie sięga, gdy ma dość siły w sobie.

 

Groza ładnie napisała tutaj o uświadomieniu sobie o motywach postępowania innych. Zgadzam się z tym, ale z jednym zastrzeżeniem. Taka świadomość może być bardzo pomocna, o ile mamy jakiś znaczący wpływ na osoby postępujące "źle". Inaczej mówiąc świadomość połączona z bezradnością jest czasami wręcz niszcząca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×